Wampir
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 19:59:56
Wampiry to istoty stukrotnie silniejsze i szybsze od każdego człowieka, cechujące się pięknem i nieśmiertelnością. Jednocześnie nie imają się ich żadne ludzkie choroby. Ani zwykłe przeziębienia, ani te śmiertelnie niebezpieczne. Jedynym zagrożeniem dla nich mógłby być człowiek, ze swoim dążeniem do bezwzględnej dominacji na Ziemi. Ludzie jednak zupełnie zapomnieli o istnieniu tych istot, wkładając je między bajki dla dzieci. Tymczasem wampirze społeczeństwo kwitło w najlepsze głęboko pod powierzchnią ziemi, gdzie promienie słońca nie miały szans dotrzeć. Zresztą światło słoneczne było zabójcze tylko dla młodszych wampirzątek poniżej czterechsetnego roku życia, te starsze były i na to odporne. Już dawno nauczyli się wytwarzać pewien rodzaj sztucznej krwi, zupełnie zaspokajającej ich naturalny głód, jednocześnie podtrzymującej ich nieśmiertelność. Jednak wraz z wynalezieniem tej substancji pojawiła się nowa choroba nazwana hemoglobinomortis. Wampiry cierpiały na nią od urodzenia, ewentualnie od stworzenia, jeśli twórca był jej nosicielem. W pierwszym stadium była nie do wykrycia, a gdy zaczynały pojawiać się pierwsze objawy, było już za późno na leczenie. Można to było nazwać uczuleniem na sztuczną krew, które powoli wyniszczało organizm od środka. Jako pierwsze padały naczynia krwionośne i płuca, a stopniowo zaczynało się rozkładać całe ciało i w końcu chorujący wampir umierał. Jedynym sposobem leczenia było podawanie naturalnej krwi, lecz ona tylko spowalniała rozprzestrzenianie się choroby. Wampiry nie mogły sobie pozwolić na żywienie zwykłą krwią całego społeczeństwa. To by oznaczało ponowne wmieszanie się między ludzi i atakowanie ich. Mistrz jasno orzekł, że to zbyt niebezpieczne i jeśli to konieczne, gotów jest poświęcić nawet co setnego wampira, by jednak ich istnienie wciąż pozostało tajemnicą.
Istniał jednak jeden sposób, by wyleczyć się z hemoglobinomortis. Odnosił się on do bardzo starej wampirzej tradycji z czasów, gdy istoty te jeszcze żyły między ludźmi. Stara legenda mówiła, że dawno, dawno temu światem rządziły demony uważające innych za swoich niewolników. Ludzie i wampiry zjednoczyły się, by pokonać wspólnego wroga. Potem przez długi czas te dwie rasy żyły obok siebie w pokoju. Wtedy też zrodziły się silne więzy pomiędzy nimi. Każdy wampir znajdywał sobie jednego człowieka, który był mu poniekąd przeznaczony, a ten dobrowolnie oddawał mu krew. Oczywiście z czasem ludzie stali się silniejsi i zaczęli wybijać wampiry z równą zaciekłością, co uprzednio demony. W końcu silniejsze, ale i bardziej pokojowo nastawione, wampiry musiały się schronić w podziemiach. Jednak więź pomiędzy tymi dwoma rasami pozostała i każdy wampir miał wśród ludzi swoją ofiarę, której krew dawała mu siły do wyleczenia wszystkich ran zarówno tych zewnętrznych jak i wewnętrznych.
Dlatego wiele chorych na hemoglobinomortis, gdy tylko ukończyło wymagane czterysta lat ubiegało się o możliwość wyjścia na powierzchnię, by odnaleźć swojego dawcę. Nigdy nie wracali. Wielu umierało, bo nie mogli znaleźć przeznaczonego im człowieka, lub ten nie chciał im oddać swojej krwi. Nieliczni odnajdywali tam szczęście i żyli między ludźmi, nie ujawniając swoich wampirzych mocy...
- To jedyna szansa bym przeżył - młody wampir klęczał przed tronem Mistrza, czekając na jego werdykt.
- Wiem, i dlatego pozwalam ci odejść, mój synu - wyrzekł Mistrz spokojnym głosem, chociaż w jego oczach widać było ojcowską troskę.
- Dziękuję.
Młody wampir wstał i odszedł tyłem do drzwi, dopiero tam się odwrócił, gdyż stawanie plecami do władcy było równoznaczne z obrazą i nie ważne, że ten był jego ojcem. Rzeczy już miał spakowane, to spotkanie było tylko formalnością. Mistrz się musiał zgodzić, bo inaczej syn umarłby na jego oczach.
Pierwsze dni życia między ludźmi były straszne dla wampira. Pozornie obydwa społeczeństwa rządziły się podobnymi prawami, a jednak mieli zupełnie różną mentalność. Ludzie żyli krótko i może dlatego zawsze się tak spieszyli. Wampiry miały czas na wszystko. Do tego dochodziło jeszcze słońce, męczące dla kogoś, kto od dziecka żył w ciemnościach. Dla wampira nawet noc na powierzchni była zbyt jasna. Dlatego z domu wychodził jedynie późnym wieczorem, gdy słońce kryło się za chmurami. Nie polował na ludzi, uznając to za zbyt ryzykowne, zresztą chciał pić tylko krew jemu przeznaczonego, gdy już go odnajdzie. Zamiast tego głód zaspokajał słodyczami. Taka bezkrwawa dieta na dłuższą metę osłabiała organizm, bo glukoza jedynie pozwalała oszukać instynkty, a nie dostarczała potrzebnych wampirowi składników.
Tydzień po przeniesieniu się na powierzchnię wampir odważył się wreszcie opuścić dom w dzień. Przyczyną był głód, bo nawet słodycze mu się skończyły. Pogoda była fatalna i każdy normalny człowiek siedział w domu z melancholijnymi myślami spowodowanymi deszczem i szarugą za oknem. Wampir wręcz przeciwnie, cieszył się, że nie ma słońca, a deszcz jakoś specjalnie mu nie przeszkadzał. Najbliższy sklep nie był daleko, ale korzystając z okazji chciał poznać trochę więcej miasteczka, w którym mieszkał. Wciąż liczył, że gdzieś znajdzie swoją ofiarę. Zgodnie z legendą nie musiał specjalnie szukać, w odpowiedniej chwili po prostu przeznaczenie musiało ich zetknąć.
Ta chwila nadeszła dość szybko i niespodziewanie. Właśnie wracał z zakupów, gdy poczuł, że ktoś mu się przygląda. Uniósł lekko głowę rozglądając się czujnie spod czarnego kaptura. Szybko zlokalizował jedynego człowieka w okolicy. Na parapecie jednego z domów siedział młody chłopak. Chociaż oczy zasłaniała mu czarna grzywka, tak, że nie można było dostrzec, w którą stronę patrzy, wampir wiedział, że to on jest obserwowanym obiektem. Nie chciał zdradzić, że zauważył ciekawość tamtego, dlatego pozornie spokojnie szedł dalej jednocześnie spod kaptura obserwując chłopaka. Nastolatek poza czarną grzywką opadającą na oczy wyróżniał się też trzema kolczykami w wardze. Ten przerażający efekt psuły jednak czerwone spodnie i różowa bluza z Hello Kitty. Wyglądał przez to wręcz słodko. Wampir poczuł głód kierujący się wyraźnie w stronę nieznajomego na parapecie, wszystkie jego zmysły mówiły jedno TO ON. Tak więc znalazł już przeznaczonego mu człowieka, ale nie mógł jeszcze zaspokoić głodu. Nie chciał go wystraszyć.
Rozbudzonego głodu nie można już było zaspokoić nawet słodyczami. Wampir chodził po wynajętym domu, nerwowo warcząc na wszystko wokół. Nie mógł się uspokoić. Musiał napić się krwi, najchętniej tego chłopaka, ale zwykła też zaspokoiłaby jego potrzeby. Z tego powodu koło północy wyszedł z domu. Szanse, że spotka kogoś o tej porze, gdy z nieba deszcz leje się strumieniami były bliskie zeru, na co w sumie liczył wampir. Naprawdę nie chciał pić krwi, ale nie mógł też powstrzymać głodu.
W tym stanie jego zmysły były ostrzejsze niż kiedykolwiek. Już z daleka wyczuł zapach krwi. Głód sam poprowadził go najkrótszą droga do źródła. Na jednej z żwirowych alejek w parku leżał chłopak. Wyglądał jak martwy, jednak jego serce wciąż biło, dla wygłodniałego wampira brzmiąc jak dzwon kościelny. Z rozciętych nadgarstków nastolatka wciąż sączyła się krew, nawet w ciemności wspaniale kontrastująca z bielą kamyczków na ścieżce. Wampirze zmysły kazały zaatakować, wypić resztę życiodajnego płynu z tego człowieka by zaspokoić głód, lecz serce mówiło inaczej. To był ten chłopak z okna, co do tego nie było żadnych wątpliwości, dlatego zapach krwi jeszcze bardziej nęcił i podsycał głód. Wampir zacisnął świerzbiące kły na dolnej wardze przegryzając ją do krwi. Własna posoka na chwilę oszukała zmysły, a on mógł spokojnie podejść do leżącego. Odwinął z szyi arafatkę i jednym szarpnięciem rozdarł ją na dwie części. Sięgnął po lewą rękę leżącego i zaczął owijać rany, by zatamować upływ krwi.
- Zostaw! - wychrypiał chłopak najwyraźniej wciąż pozostający na granicy przytomności. - Chcę umrzeć!
- Zapomnij - warknął wampir mono zaciskając węzeł.
- On mnie zostawił, nie chcę już żyć - z oczu chłopaka wciąż płynęły łzy.
Wampir nic nie odpowiedział, tylko opatrzył drugą rękę niedoszłego samobójcy. Powinien teraz wezwać lekarza, ale nie wiedział w jaki sposób mógłby się z nim skontaktować, nie znał jeszcze na tyle ludzkiego świata. Powziął inną decyzję. Z łatwością podniósł chłopaka z ziemi i zaczął biec w kierunku jego domu. Jako wampir potrafił rozwinąć niesamowitą szybkość, tak, że wydawało się iż leci w powietrzu nie dotykając stopami ziemi. Jednocześnie jego ruchy były na tyle łagodne, że nieprzytomny nawet nie poczuł, że się przemieszczają.
Zatrzymał się dopiero przed domem, w którego oknie zobaczył chłopaka pierwszy raz. Nacisnął dzwonek licząc, że ktoś mu otworzy. Reakcja była natychmiastowa, jakaś kobieta chyba przybiegła do drzwi i szybko je otworzyła, na jej twarzy było widać ślady po łzach, którymi zaraz zaczęły płynąć nowe:
- Akumu - wykrztusiła patrząc na chłopca w ramionach wampira.
- Znalazłem go w parku, chyba trzeba wezwać lekarza.
- Proszę, połóż go w tamtym pokoju - kobieta wskazała na jedne z drzwi, a sama sięgnęła po telefon wiszący na ścianie.
Wampir wszedł do pokoju i delikatnie ułożył już nieprzytomnego chłopaka na łóżku. Chwilę przyglądał mu się, czując dziwny ucisk w sercu i jakoś tak odruchowo nachylił się nad nim i delikatnie musnął jego usta.
- Do zobaczenia Akumu - szepnął cicho, po czym opuścił pokój.
- Idziesz już? - zapytała kobieta najwyraźniej będąca matką chłopca.
- Tak, proszę pani - odparł wampir i nie czekając na dalsze pytania wyszedł z domu.
Jego głód budził się ponownie pod wpływem zapachu jaki pozostał po nieprzytomnym chłopcu. Tym razem wampir miał coś, czym mógł go zaspokoić. Zaledwie skrył się za rogiem, gdzie nikt nie mógł go zobaczyć, zaczął zachłannie oblizywać swoje dłonie. Zaschnięta krew nie miała aż takich właściwości odżywczych i nie była taka smaczna. Należała jednak do jemu przeznaczonego, więc była najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek pił. W ten sposób zaspokoił głód, a przynajmniej uśpił go na jakiś czas. W domu od razu ściągnął ubrania i wrzucił je do pralki. Pachniały NIM i JEGO krwią. Fakt, że rozstanie z tym cudownym zapachem sprawiło ból wampirowi, ale gdyby nie to, znów zacząłby wariować.
Kolejne dwa dni wampir walczył z sercem, które z całych sił ciągnęło go znów w stronę domu Akumu. Ta walka była z góry przegrana, gdyż nie mógł unikać przeznaczonego sobie człowieka. Od pierwszej chwili gdy się spotkali, złączyła ich silna więź. Wampir musiał ją zaakceptować bezwarunkowo. Ludzie nie mieli aż tak silnych instynktów i mogli ją zlekceważyć, skazując tym samym wampira na cierpienie.
Ponownie zadzwonił do drzwi tego domu. Naprawdę miał nadzieję, że nikt mu nie otworzy. Niestety drzwi uchyliły się i ponownie pokazała się tamta kobieta, tym razem szeroko uśmiechnięta.
- Ach, to ty - uśmiechnęła się jeszcze szerzej na widok wampira. - Pewnie przyszedłeś się dowiedzieć co z Akumu?
- Właściwie... - wampir zupełnie nie pomyślał o powodzie, dla którego tu przyszedł, bo przecież nie mógł powiedzieć, że przeznaczenie go zmusiło.
- Czuje się już dobrze, tylko wciąż jest smutny. Wiesz, chłopak ostatnio go rzucił i to wszystko przez to. Może ty go jakoś rozweselisz i odciągniesz od komputera - kobieta nawet nie czekała na jego odpowiedź, tylko gestem zaprosiła go do domu. - Wejdź na górę, drzwi do jego pokoju na pewno poznasz.
Wampir był lekko oszołomiony zachowaniem tej kobiety. Nawet nie stawiał oporu i posłusznie wszedł schodami na górę. W duszy zastanawiał się, czy byłaby taka przyjazna gdyby wiedziała, że ma do czynienia z nieczłowiekiem. Drzwi faktycznie zlokalizował bez problemu. Tylko jedne były pomalowane na czarno i oklejone jakimiś plakatami. Ze środka dobiegały dźwięki gitary i czyjś głośny śpiew. Wampir przystanął, z zafascynowaniem słuchając tego głosu. Nie ruszył się dopóki dźwięki nie umilkły. W końcu cicho zapukał i od razu wszedł do środka:
- Można? - pytanie skierował do chłopaka siedzącego na łóżku z gitarą na kolanach.
Ten podniósł głowę i z zaskoczeniem spojrzał na intruza. Chyba go rozpoznał gdyż jego policzki pokryła czerwień.
- Ślicznie się rumienisz - stwierdził wampir uśmiechając się trochę drapieżnie i oparł się bokiem o jedną z szafek, przyglądając się Akumu.
Człowiek tym razem miał na sobie czarne rurki i szarą bluzę. Włosy, tak jak ostatnio, zaczesał na oczy, ale kolczyków nie miał.
Akumu z takim samym zaciekawieniem patrzył na wampira, chociaż można było mieć wątpliwości, czy cokolwiek widzi spod grzywki. W końcu odezwał się:
- To ty mnie wyciągnąłeś z parku - w jego głosie było słychać złość.
Wampir w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami, wciąż uśmiechając się lekko i ukazując dłuższe niż u człowieka kły.
- Czemu to zrobiłeś? Kto ci pozwolił wtrącać się w moje sprawy? Może chciałem umrzeć!
- Może ja nie chciałem, byś umarł - odparł spokojnie wampir.
Chłopak na chwilę zaniemówił, najwyraźniej zastanawiając się nad sensem słów nieznajomego. Najwyraźniej nie doszedł do żadnych konstruktywnych wniosków. Ponownie przybrał oburzoną minę (przynajmniej sadząc po wyrazie ust, bo resztę twarzy zasłaniała kurtyna czarnych włosów) i znów zwrócił się do wampira:
- A teraz czego tu szukasz? Nie myśl, że będę ci dziękować!
- Chodź na spacer - spokojnie zaproponował wampir.
Chłopak ponownie zamilkł zaskoczony tą bezpośrednią propozycją. W sumie miał ochotę bliżej poznać nieznajomego, już sam wygląd intruza go fascynował i przyciągał. Czarne włosy zaczesane na jeden bok i ułożone tam za pomocą żelu, kontrastująca z nimi blada cera. Tajemnicze, bezdenne oczy i trzy srebrne kolczyki dwa w wardze i jeden u nasady nosa. Te cechy nie pozwalały przejść koło wampira obojętnie.
- Dobra - odparł Akumu zapominając o swoich zmartwieniach i nieudanej próbie samobójczej. - Tylko założę kurtkę.
Chłopak odłożył gitarę i skierował się do wyjścia, a nieznajomy szedł za nim. Po drodze Akumu rzucił kilka słów wyjaśnienia swojej mamie i założył coś bardziej przypominającego ciepłą bluzę niż kurtkę i trampki.
Na polu wciąż było ponuro, chociaż nie padał deszcz. Wampirowi było to na rękę, gdyż wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się do jasnych promieni słonecznych. Skierowali się w stronę jeziora i lasu na obrzeżach miasteczka. Między nimi panowało milczenie. Wampir właściwie nie wiedział, o czym mógłby rozmawiać z Akumu i cieszył się samym towarzystwem przeznaczonej mu osoby. Sam nastolatek zastanawiał się, co właściwie jest takiego w nieznajomym, że jego bliskość przyspiesza rytm jego serca i oszałamia. Nie mógł to być wygląd, bo znał wielu emoboyów, nieraz o jeszcze bardziej szokującym wyglądzie. Być może to były te oczy i drapieżny uśmiech, przez który Akumu czuł się jak ofiara. Właściwie nie mógł się oprzeć nieznajomemu, a przecież nic o nim nie wiedział.
- Właściwie jak ty masz na imię? - zapytał w pewnej chwili.
- Korose - odparł wampir.
- To imię coś oznacza? - zainteresował się chłopak.
- Korose znaczy tyle co "zabić" - na twarzy wampira pojawił się nieprzyjemny uśmiech.
- Okropne imię!
- Twoje też ma nieciekawe znaczenie, Akumu.
- Ono nie ma znaczenia!
- W moim języku ma, i znaczy tyle co "koszmar".
- Co to za język?
- Nie znasz, to dialekt znany tylko w mojej okolicy - wampir był zmuszony wykręcić się od odpowiedzi, chłopak raczej nie był jeszcze gotowy usłyszeć prawdy o swoim przeznaczeniu.
W końcu usiedli na wysokim brzegu jeziora rozmawiając na dość luźne i ogólne tematy. Akumu chciał się dowiedzieć jak najwięcej o nieznajomym, jednak odpowiedzi zwykle były bardzo lakoniczne. Sam Korose wolał po prostu patrzeć i cieszyć się z bliskości, niż rozmawiać, nie chciał okłamywać człowieka, a jednocześnie jeszcze nie mógł powiedzieć mu prawdy. W końcu Akumu dał sobie spokój z wypytywaniem i z westchnieniem zapatrzył się na kaczki pływające po jeziorze. Wiatr wygrywał szeleszczącą melodię na liściach pobliskich drzew i wzbudzał maleńkie fale na jeziorze, na których kołysało się kilka liści i wspomniane stadko kaczek. Mimo znośnej pogody w okolicy nie widać było żadnej żywej duszy...
- O cholera! - ciszę i spokój przerwał krzyk Korose. - Mój but!
Akumu spojrzał na wampira po czym podążył wzrokiem w kierunku, który wskazywała jego ręka. Na dole, w błocie tuż nad brzegiem jeziora leżał na wpół zatopiony w burej mazi but Korose.
- Coś ty robił? - zaśmiał się człowiek. - Trzymaj mnie, to po niego zejdę - zaofiarował pomoc.
Wampir pewnie uchwycił wyciągniętą dłoń chłopaka asekurując go w drodze na dół, po czym jednym silnym pociągnięciem wyciągnął go z powrotem już z ocalonym butem. Tak się złożyło, że podczas wyciągania Akumu wylądował na Korose. Człowiek zarumienił się, a wampir zamiast go puścić tylko podciągnął wyżej tak, że kroczem dotykał podbrzusza leżącego na nim chłopaka. Akumu miał ochotę przytulić się do drugiego chłopaka lub chociaż położyć na jego ciepłym ciele i czerpać z tego przyjemność. Jednak zbierając resztki rozsądku zsunął się z niego na trawę obok z rumieńcami na policzkach oddając ocalonego buta.
- Dzięki - Korose uśmiechnął się, jednak nie tak szeroko by pokazać zęby, a co dopiero kły.
Wspólnymi siłami zabrali się za czyszczenie buta tym, co akurat mieli pod ręką, czyli jedną chusteczką i trawą. Pracowali w skupieniu, chociaż każdy z nich koncentrował się na czymś innym. Akumu po raz kolejny próbował zrozumieć, co go tak bardzo pociąga w nieznajomym i dlaczego czuje się w jego towarzystwie tak dobrze, skoro zwykle nie ufał ludziom. Korose z kolei zastanawiał się jak wybadać swoje szanse u chłopaka, w końcu powiedział:
- Akumu, mam pytanie...?
- Jakie? - zapytał tamten nie odrywając spojrzenia od czyszczonego buta.
- Czy ty lubisz chłopców? - mruknął cicho.
- W jakim sensie? - zdziwił się człowiek.
Korose zmieszał się, gdyż nie spodziewał się takiego pytania, liczył, że chłopak się domyśli, w końcu jednak zapytał prosto z mostu:
- Jesteś gejem?
Dla odmiany to Akumu się zmieszał i odwrócił wzrok. Dopiero po chwili zdecydował się odpowiedzieć:
- Tak - mruknął ledwo słyszalnie.
Korose tylko się uśmiechnął, a w duszy aż skakał z radości. To oznaczało, że ma szansę, że może liczyć na uczucie ze strony człowieka mu przeznaczonego, że być może chłopak go nie odtrąci mimo, że jest wampirem.
Skończyli czyścić but z błota. Dla odmiany był teraz zielony od trawy i cały mokry, ale przynajmniej dało się go założyć. Między chłopakami znów zaległa cisza...
Akumu nie mógł siedzieć długo bezczynnie. Energia go rozpierała, a może przyczyną była bliskość Korose? Chłopak poderwał się z ziemi krzycząc:
- Gonisz!
Wampir w pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego tym lekko dziecinnym zachowaniem, to dało Akumu okazję do ucieczki. Korose jednak szybko się zreflektował i zaczął gonić człowieka. Był szybszy, nawet nie używając wampirzych zdolności, więc szybko dopadł uciekiniera, obejmując go w pasie od tyłu. Akumu początkowo próbował się wyrwać, ale widząc, że przeciwnik jest silniejszy opracował inną metodę ucieczki. Uspokoił się i odwrócił w stronę Korose, po czym szybko cmoknął go mocno w usta. Wampir zaskoczony poluzował uścisk, na co tylko czekał człowiek.
Gonitwa zaczęła się ponownie, ale tym razem Akumu nie miał takiej przewagi jak poprzednio i szybko został złapany ponownie. Korose zareagował instynktownie i jeszcze zanim człowiek zaczął się wyrywać odwrócił go w swoją stronę i "ujarzmił" długim i namiętnym pocałunkiem. Wbrew oczekiwaniom chłopak nie pozostał bierny i oddał pocałunek z równym entuzjazmem. Wampir oparł Akumu o drzewo i objął, zaciskając dłonie na jego pośladkach. Jego zmysły szalały, radując się ze złapanej ofiary i domagając się jej krwi. Jednak Korose potrafił się opanować. Zakończył pocałunek, odsuwając się dwa kroki od chłopaka. Pochylił głowę tak, że długie włosy zasłoniły mu twarz. Nie chciał by człowiek widział jego wygłodniałe spojrzenie i wydłużone kły. Przegryzł sobie wargę i spił kilka kropel krwi by się uspokoić.
Tymczasem Akumu nie był w stanie myśleć, tylko machinalnie usiadł ponownie na brzegu patrząc bezmyślnie na kaczki na wodzie. Wciąż jeszcze czuł ręce drugiego chłopaka na tyłku. Jego zapach, jego bliskość i jego usta na swoich. To go odurzało. Resztkami silnej woli powstrzymywał się, by nie rzucić się na Korose i ponownie nie zatopić w jego objęciach.
Zbliżał się wieczór, a od wody wiał chłodny wiatr, Akumu skulił się z zimna. Nie uszło to uwadze wampira, który usiadł obok i zapytał:
- Zimno ci?
- Tak - odparł chłopak, szczekając zębami z zimna.
- Czekaj dam ci moją bluzę.
Korose zaczął rozpinać ubranie, jednak Akumu go powstrzymał.
- Znam lepszy sposób - odparł z uśmiechem.
Bez wyjaśnienia przysunął się do wampira i wtulił się niego. Korose objął go zadowolony z bliskości i zaczął jak dziecko bawić się jego włosami. Akumu zaczął mruczeć z zadowolenia, przekrzywiając głowę jakby żądał więcej takich pieszczot. Wampir widząc to nie wytrzymał i roześmiał się radośnie. Człowiek chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co rozbawiło Korose, gdyż patrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem, wtulając się jeszcze bardziej i wciąż pomrukując.
- Mruczysz jak kotek - wyjaśnił mu wampir.
Akumu nie przejął się tym za bardzo. W poszukiwaniu większego ciepła wpakował się na kolana kolegi i wtulił całkiem w niego, opierając głowę na jego ramieniu i kusząco wyginając szyje. Wampir jak zahipnotyzowany patrzył na pulsującą tętnicę, oblizał kły aż świerzbiące by zatopić je w tej białej skórze i spróbować życiodajnej krwi. Oderwał wzrok od szyi człowieka i spojrzał na jezioro, powoli się uspokajając. Machinalnie głaskał chłopaka po plecach, być może chcąc go rozgrzać.
- Czy ty zawsze tak umilasz czas nowym znajomym? - zapytał już spokojny.
Akumu już zupełnie nie wiedział co robi, bliskość Korose kompletnie odbierała mu zdolność logicznego myślenia. Jedynym czego pragnął było bycie jeszcze bliżej wampira. Przeszkadzało mu wszystko co ich dzieliło, również ubrania, których najchętniej by się pozbył. Z pomrukiem wtulił się jeszcze bardziej w chłopaka, obejmując go za szyję rękami i mrukliwym, rozkojarzonym głosem odpowiedział na pytanie:
- Nie, tylko tobie.
Po tym stwierdzeniu przesunął się do góry sadowiąc wygodnie na kroczu wampira i ponownie położył głowę na jego ramieniu, przymykając oczy z przyjemności. Korose nie protestował tylko położył swoje dłonie na tyłku Akumu gładząc go lekko. Jego usta same powędrowały na szyję człowieka, drażniąc ją lekko oddechem i pocałunkami. Chłopak w odpowiedzi znów zaczął mruczeć i dodatkowo wiercić się z wyraźnym zadowoleniem.
- Opanuj się - szepnął Korose próbując się uspokoić.
Akumu uznał, że te słowa były skierowane do niego. Przygryzł wargę by się opanować i niechętnie zsunął się z kolan wampira wiedząc, że pozostając dłużej tak blisko straci ponownie kontrolę nad swoim ciałem.
- Przepraszam - mruknął cicho już uspokojony siedząc z powrotem obok chłopaka w przyzwoitej odległości.
Korose nie odpowiedział tylko przyciągnął chłopaka do siebie. Akumu początkowo próbował się wyrwać wiedząc, że będąc blisko kolegi szybko straci kontrole nad swoim zachowaniem. Jednak jego opór szybko osłabł i już po chwili jak przedtem wtulał się w wampira mrucząc z zadowoleniem. Jego dłonie zawędrowały pod bluzę Korose, bynajmniej nie po to by się ogrzać. Z lubością gładził brzuch chłopaka. Wampir też nie pozostał bierny, jego ręce dla odmiany wylądowały na plecach Akumu, również pod bluzą, gładząc je delikatnie. Dłonie człowieka sunęły powoli w dół, przez podbrzusze do paska spodni. Kilka palców wsunęło się pod spód dżinsów. Dłoń zatrzymała się na rozporku, a kolejne palce już się bawiły guzikiem od spodni. Wampir również stracił kontrolę jego pocałunki stawały się coraz bardziej drapieżne, aż w końcu kły wysunęły się z ust i zatopiły w szyi człowieka. Pierwszy łyk krwi smakował jak nektar bogów, momentalnie rozniósł się po ciele wyostrzając zmysły i kojąc ból, który powodowała choroba.
- Co ty robisz?! To boli! - Akumu odepchnął wampira odczołgując się od niego po trawie.
Korose ponownie pozwolił by włosy zasłoniły jego twarz, a szczególnie oczy, które w tej chwili błyszczały czerwono i usta, na których wciąż pozostawała krew. Wampir zlizał resztę krwi z kłów i wspiął się na wyżyny samokontroli, opanowując swoje ciało, które natychmiast chciało się ponownie rzucić na człowieka. Gdy w końcu podniósł wzrok zobaczył przerażone spojrzenie Akumu i już wiedział, że wszystko zniszczył.
- Przepraszam... Ja nie chciałem - powiedział ochrypłym głosem.
- Ugryzłeś mnie! - chłopak przejechał dłonią w miejscu gdzie wampir zatopił swoje kły, na jego palcach pojawiły się ślady krwi. - Odbiło ci?!
- Przepraszam Akumu, już więcej tego nie zrobię...
- Jesteś dziwny! Wracam do domu! - chłopak odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę, z której przyszli.
- Akumu nie...! - krzyknął za nim wampir, ale człowiek nawet się nie odwrócił.
Przez chwilę wampir patrzył w miejsce gdzie zniknął chłopak zastanawiając się czy biec za nim. Wiedział, że to nie ma sensu, stracił swoją jedyną szansę, stracił człowieka mu przeznaczonego. Teraz umrze i to wcale nie przez chorobę tylko przez krwawiące serce. Złapał się za pierś, a z jego gardła wyrwał się nieludzki wrzask rozpaczy. Spłoszone kaczki poderwały się do lotu, a zabłąkana wiewiórka uciekła w panice porzucając zdobyte orzechy. Wampir zwinął się w kulkę na trawie, nad jeziorem i zaczął rozpaczliwie szlochać. Po jego twarzy spływały krwawe łzy.
Od tego wieczoru Korose stracił apetyt zarówno na słodycze jak i na krew. Mimo to nie czuł głodu, ból złamanego serca tłumił wszystkie inne uczucia i potrzeby. Nie jadł i nie sypiał wcale, całe dnie i noce włóczył się po miasteczku licząc, że może natknie się na Akumu, wytłumaczy to jakoś i wszystko będzie dobrze. Jednak gdyby coś takiego się zdarzyło nawet nie wiedziałby co powiedzieć, ani prawda ani kłamstwo by nie pomogły. Dom chłopaka go przyciągał, ale nie zbliżał się do niego. Gdy tylko wyczuwał obecność mu przeznaczonego, serce zaczynało go niemiłosiernie boleć.
Tymczasem Akumu zaszył się w domu i za nic nie chciał wyjść. Bał się, że znów może spotkać Korose i zrobić coś głupiego. Przecież ostatnio prawie się kochali, tam nad jeziorem. Gdyby nie ugryzienie, chłopak oddałby się prawie nieznajomemu beż żadnych protestów. Nikt wcześniej tak na niego nie działał i właśnie to go przerażało. Poza tym Korose był dziwny, to ugryzienie i to jak wpływał na Akumu nie było normalne. Mimo strachu chłopak tęsknił za wampirem, za jego bliskością, dotykiem, zapachem. Nie mógł przestać o nim myśleć, co tylko bardziej go przerażało. Obawiał się, że przy następnym spotkaniu nic go nie powstrzyma. Po prostu będzie błagał Korose by się z nim kochał niezależnie od miejsca, w jakim będą się znajdować, a przecież nie był jakąś tam szmatą dającą dupy każdemu. Próbował sobie wmówić, że to tylko głupie zauroczenie, które przejdzie za parę dni, ale ono trzymało go w swoich sidłach, z każdym dniem coraz mocniej.
Jednak Akumu nie mógł spędzić całego życia w domu, musiał wychodzić. Szansa, że podczas wyjścia spotka Korose była jak jedna na milion, ale jak to się mówi - przeznaczenie zawsze znajdzie drogę...
Chłopak właśnie wracał z zakupów przez park, w którym kiedyś znalazł go Korose. Zamyślony nucił sobie pod nosem właśnie słuchaną piosenkę zupełnie zapominając, że miał unikać miejsc, w których mógłby spotkać wampira. Najpierw usłyszał nieprzyjemny kaszel, a potem go zobaczył - czarną sylwetkę klęczącego na ziemi, zgiętego w pół chłopaka.
Korose nie był w stanie się ruszyć. Przez głodówkę choroba jeszcze bardziej się rozwinęła i w tej chwili miał kolejny atak. Wraz z kaszlem wypluwał krwawe skrzepy - kolejny etap choroby. Śmierć już ostrzyła kosę. Napad był nie do opanowania. Nie mógł przestać, jedynie klęczał na tej ścieżce jak głupi, mając nadzieję, że nie napatoczy się żadna staruszka z parasolką, która uzna go za narkomana. Najlepiej by było, gdyby nikt się nie pojawił i gdyby ten kaszel go wykończył, tu i teraz. Nie musiałby już czuć bólu serca, ani tej piekielnej tęsknoty. Nie wyczuł podchodzącego Akumu, zbyt skoncentrowany na tym by nie zadławić się krwią. Zorientował się dopiero, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i usłyszał ciche słowo:
- Korose..?
Podniósł wzrok i z przestrachem spojrzał w oczy człowieka. Nie chciał, by Akumu widział go w takim stanie, nie w momencie gdy jest zupełnie bezsilny i nie chciał mu tego tłumaczyć.
- Akumu... - wychrypiał po czym znów zasłonił usta dłonią kaszląc przeraźliwie.
- Korose co ci jest?! - człowiek uklęknął przed nim i wtedy zobaczył czerwone plamy zdobiące obie dłonie wampira i ziemię przed nim. - To krew!
- Idź sobie - wychrypiał wampir w przerwie między kaszlnięciami.
- Nie ma mowy! Zadzwonię po karetkę! - chłopak sięgnął po telefon, ale wampir wytrącił mu go z ręki.
- Nie... - kaszel przerwał jego wypowiedź, a kolejne krople krwi spadły na żwir ścieżki. - Lekarze mi nie pomogą - skrzywił się łapiąc za pierś, serce znów dało o sobie znać. - Ja umieram...
Kolejny napad kaszlu był tak silny, że pochylił się do przodu pozwalając by krew po prostu skapywała na ścieżkę.
- Nie! - krzyknął Akumu. - Nie możesz umrzeć! Ja się nie zgadzam! - zaczął płakać.
- Nie płacz - poprosił przez kaszel.
- Musi być jakiś lekarz który ci pomoże, co to za choroba?
- Niedobór twojej krwi - szepnął wampir korzystając z chwili przerwy w napadzie. - Jestem wampirem, a ty człowiekiem mi przeznaczonym i tylko twoja krew może mi pomóc - powiedział spokojnie licząc, że chłopak ucieknie i da mu umrzeć w spokoju.
W oczach Akumu pojawiło się przerażenie, na co wampir tylko uśmiechnął się gorzko. Kolejny atak kaszlu powalił go całkiem na ziemię, czuł, że zaraz wypluje płuca wraz z resztą wnętrzności. Co za idiotyczny sposób śmierci, w dodatku na oczach osoby, która się kocha.
- Korose... - cichy szept i ciepłe dłonie, pomagające mu ponownie usiąść wydały się wampirowi snem. - Więc napij się, jeśli to ma pomóc. - na twarzy Akumu widać było mieszankę lęku i zdecydowania. - No pij! - przysunął głowę wampira do swojej szyi.
- Nie... - Korose odsunął się, ponownie upadając na żwir w ataku kaszlu. - Nie będę ci sprawiał bólu...
- Ale ja nie chcę byś umarł! - krzyknął Akumu.
Korose poczuł znajomy zapach krwi człowieka mu przeznaczonego, a gdy spojrzał na chłopaka dostrzegł, że ten wyciągnął skądś nóż i przeciął sobie nadgarstek.
- Pij! - Akumu wyciągnął w jego stronę krwawiącą rękę.
Głos chłopaka nie znosił sprzeciwu, a w oczach było widać tylko zdecydowanie. Tym razem Korose nie protestował, ujął dłoń człowieka i powoli zaczął zlizywać spływającą krew, nie wbijał zębów nie chcąc sprawiać więcej bólu, ale przyssał się do rany ustami. Nie potrzebował dużo, zaledwie kilka łyków, by uspokoić organizm i wyciszyć chorobę na jakiś czas, na końcu przejechał językiem wzdłuż cięcia pozwalając by jego ślina przyspieszyła proces gojenia. Oblizał usta i zerknął niepewnie na Akumu. Chłopak nie pozwolił mu powiedzieć ani słowa po prostu przysunął się do niego, objął go za szyję i mocno, namiętnie pocałował wampira.