Albowiem Pan
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 12:20:37
Pić będziesz kielich swej siostry,
kielich głęboki i szeroki -
wiele on zmieści.
Upojenia i bólu jest pełen
Ten kielich opuszczenia i grozy"
Księga Ezechiela



Z dedykacją dla osoby, która będzie poprawiać moją pracę maturalną^^. Niechaj twe serce będzie niczym serce anioła...


Ostrzegam, że tekst jest z deka heretycki^^. Ale podobno wszystko co ja piszę jest z deka heretyckie, więc...


O uczuciach świadczą słowa


"Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej, ziemi obfitującej w potoki, źródła i strumienie, które tryskają w dolinie oraz na górze - do ziemi pszenicy, jęczmienia, winorośli, drzewa figowego i granatowego - do ziemi oliwek, oliwy i miodu - do ziemi, gdzie nie odczuwając niedostatku, nasycisz się chlebem, gdzie ci niczego nie zabraknie - do ziemi, której kamienie zawierają żelazo, a z jej gór wydobywa się miedź"



Kochałem go. Od zawsze.
Kiedy narodziliśmy się na Ziemi nasze drogi splotły się tuż po narodzinach. I nie rozłączyły się aż do tamtego dnia.
Tamten samochód jechał szybko. Nie pamiętam dużo.... Tylko huk.
Powołał mnie Pan. W Księdze Przeznaczeń zapisano mi los anioła. Najpotężniejszego w zastępach Niebios. Na wieki już walczącego z zastępami piekieł.
Nie żałuję ziemskiego życia. To mój los i się z tym godzę. Nie porzucę swojej ścieżki, nie uniosę się pychą, nie wstąpię na drogę ciemności.
Nie będę upadłym aniołem.
Przyjąłem swój miecz i walczę. Walczę o światło.
I płaczę nad pokonanymi braćmi, którzy zbłądzili...
Serce anioła jest pełne litości.
Moje zawsze takie było. Tam, na Ziemi, mówili, że jestem za dobry dla tego świata. A raz słyszałem, jak ktoś powiedział, że nie mogę żyć długo. Nie żyłem.
Wśród mych braci jest jasno. Dobroć jest szczęściem.
Ale ja płaczę przed obliczem Pana, bo jestem grzesznikiem. A mój grzech... to moje cierpienie. Anioł nie powinien lekceważyć danego mu szczęścia.
Nie chcę... Ale nie mogę nie cierpieć, nie umiem walczyć ze swym sercem. A bezradny jestem wobec Księgi Przeznaczeń.
Powołał mnie Pan i los mój jest błogosławiony.
Tylko że jego powołał Szatan.



"I nastąpiła walka na niebie:
Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił od walki Smok i jego aniołowie,
ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I został strącony wielki Smok,
Wąż starodawny,
Który się zwie diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
został strącony na ziemię,
a z nim strąceni zostali jego aniołowie."



Wtedy myślałem, że to bez sensu. Patrzyłem na swoje ciało i byłem wściekły. Lubiłem świat, szybkie tempo życia, każdą najdrobniejszą przyjemność. I to wszystko miało się skończyć?
Ale powiedział mi, że wcale nie musi. Że mogę odzyskać swoje ciało. I doznawać jeszcze więcej niż do tej pory.
Być z nimi to było moje przeznaczenie, tak napisano i zdecydowano, zanim się narodziłem.
Nie lubię, jak decyduje się za moimi plecami.
Roześmiał się i powiedział, że nie jest taki jak tamci. Mogę sobie wybrać. Powiedział, że lubi, kiedy wybiera się samemu, zmuszanie odbiera całą zabawę... Rozumiałem to, zawsze czułem podobnie.
No tak, przecież jestem jednym z nich...
I co? No więc - śmierć albo życie.
Jasne, że życie. Szkoda tylko, że z tego powodu musiałem zrezygnować z niego... Przyzwyczaiłem się właściwie do tej jego ciągłej obecności, choć naprawdę ciężko było z nim wytrzymać...
Właściwie to śmieszne, że jesteśmy akurat po tych stronach... To znaczy, nie, żebym aspirował do anioła... do tego mi daleko. Zresztą nie pasowałbym do tamtego świata. Ale on... Cholera, jak tak popatrzeć, to jemu bliżej do szatana niż mnie. Co on tam robi? Niebo musi drżeć w posadach...
Nieznośny był, pyskaty, marudny, złośliwy... Nie miał za grosz cierpliwości... Wrzeszczał na ludzi za byle głupstwo. Irytowała go każda osoba, która kojarzyła wolniej od niego, a że był demonicznie inteligentny, prawie każdy obrywał od debili. Mnie też się zdarzało. Najbardziej pamiętam jego drwiące oczy, szyderczy uśmiech, uszczypliwy ton głosu i sarkastyczne komentarze. Miał w sobie tyle agresji, że można by tym obdzielić dziesięciu marines.
A może po prostu byłem ślepy i nie dostrzegałem czegoś, co musieli widzieć wszyscy inni, bo każdy traktował go, jakby był swoim dokładnym przeciwieństwem. Może zresztą był. W końcu nie mogę powiedzieć, żebym widział, że kiedyś naprawdę kogoś skrzywdził. Nie pamiętam też, żeby pomógł... Ale może to zrobił, tylko byłem zbyt zajęty sobą, żeby to zauważyć. Bo w końcu poza mną wszyscy inni wymawiali jego imię z ciepłym uśmiechem.
Ja z irytacją.
Bo nie widziałem, jak mam z nim postępować. I nie umiałem z niego zrezygnować. Zawsze byliśmy razem, najczęściej się kłócąc. A czasem nie. Sam nie wiem, jakim cudem udawały nam się te chwile, w których czuliśmy się ze sobą naprawdę dobrze.
Kiedy miał czternaście lat, pewnego dnia powiedział, że chyba wie, o co tak naprawdę mu chodzi. I pocałował mnie.
Prawdę mówiąc, oniemiałem. Ale... pomyślałem sobie, a co mnie obchodzi czy to w porządku czy nie? Podobało mi się. Więc będę go miał. I miałem.
Nocami zupełnie nie przypominał siebie z dnia. Wtedy to ja miałem nad nim władzę, zawsze, aż do naszej ostatniej wspólnej nocy, a było ich setki. Wtedy ze mną nie walczył. Często nie mówił nawet słowa. W jego zamglonych oczach nie było ani śladu drwiny, z ust znikało szyderstwo, kiedy drżąc chwytały moje pocałunki. Wtedy był mój.
Ale to już minęło. Ja jestem tutaj, on tam.... Na pewno trochę żałuję, że taka noc już więcej się nie powtórzy, ale bez przesady... Nie jest ostatnim na świecie. Mogę mieć tu każdego...
Co wcale nie zmienia faktu, że kiedyś zabiję tamtych, za to, że pozwolili im dać mi możliwość wyboru.
Szatańska filozofia.
No tak, przecież jestem jednym z nich...



" Źdeim ęis awybodyw róg jej z a, ozależ ąjareiwaz eineimak jerótk, imeiz od - einkarbaz iein ogezcin ic eizdg, mebelhc ęis zsicysan, uktatsodein cąjawuzcdo ein eizdg, imeiz od - udoim i ywilo, kewilo imeiz od - ogewotanarg i ogewogif awezrd, ilśoroniw, aineimzcęj, ycinezsp imeiz od - erzóg an zaro einilod w ąjaksyrt erótk, eineimurts i ałdórź, ikotop w jecąjutifbo imeiz, jenkęip imeiz od ęic izdaworpw, jówt gób, nap miewobla."