Pamięć
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 19:49:41
Disclamer: Postaci i wydarzenia występujące w tym opowiadaniu nie są do końca moje. Całość jest luźno oparta na pewnym internetowym RPG, w który kiedyś grałam i który zmarł śmiercią tragiczną. Próby reanimacji nie powiodły się.
Nie korzystałam z beta readera. Nie tym razem. Tekst jest dla mnie zbyt osobisty, bym była zdolna go poprawić.
Dedykuję to opowiadanie Astarot, Taiki, Selipie, Michiru, Kasiotforowi, Kamykowi, Arashi, Sagarze Sanosuke oraz innym graczom, których tu pominęłam - raczej z niedbałości, niż ze złej woli.
Szczególnie dedykuję opowiadanie Lady 'Oaks. Odwagi, cokolwiek się stanie!

Stałem na stacji metra, mając dziwne wrażenie, że to nie moje miejsce. Przyjechałem do Tokio przed kilkoma dniami, nie wiedząc właściwie, czemu akurat tutaj. Ciągle nie mogłem zrozumieć tego, co się stało. Pamiętałem ciało Eleny, stygnące z moich ramionach, jej gasnące oczy, wpatrzone w moją twarz, lecz nie pamiętałem samego momentu strzału. Ten facet, ten szaleniec o oczach, które wydawały mi się oczyma istoty z zaświatów, facet, który nie wiem, czemu, przypominał mi kogoś, kogo znałem z mojej przeszłości...
Zadzwoniłem na policję. Pamiętam, że kobieta, która przyjechała też wydała mi się znajoma, mulatka z dredami, nie wiedzieć, czemu, patrząca na mnie, jakbym to ja był mordercą. Miała na imię, Arya i kilka razy zadawała mi pytanie, czy nie spotkaliśmy się w przeszłości. Za każdym razem zaprzeczałem, a ona milkła. Po którymś przesłuchaniu zaprosiła mnie na kawę i myślałem, że zamierza mnie poderwać, czułem się, więc trochę niezręcznie, ona jednak, ku mojemu zaskoczeniu poprosiła, bym opowiedział jej o Elenie.
-To śmieszne, Nathaniel - nagle zwróciła się do mnie po imieniu. - Mam wrażenie, że ją znałam. Że ją kochałam.
Byłem zaskoczony i lekko... zażenowany. Prowadząca śledztwo w sprawie śmierci mojej dziewczyny policjantka mówi, że zakochała się w zmarłej. Mówi to mnie.
-Ja kochałem Elenę.
-Wiem, Nathaniel. Nie mogę wyjaśnić moich uczuć, ale nie mogę też trzymać ich w sobie - spuściła głowę, zobaczyłem, że po jej policzku spływa łza.
Parę dni później opuściłem LA, opuściłem kraj i w pośpiechu wyruszyłem do Japonii. Teraz zaś, stojąc na dworcu metra nagle uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, co nagle popchnęło mnie do tego czynu. Kolejna wyrwa w pamięci, której nie mogło załatać logiczne rozumowanie.
To nie był pierwszy raz. Pięć lat temu w pożarze zginęła moja matka i jej rodzina. Jakimś cudem byłem jedyną ocalałą osobą i jakimś cudem nie pamiętałem, dlaczego. Śledztwo wykazało podpalenie, lecz to nie ja byłem podpalaczem. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam była babka, krytykująca mnie, jak zwykle. Wiem, że potem stałem patrząc na zgliszcza. Sam byłem poparzony, musiałem cudem uniknąć śmierci w płomieniach. Badania psychologiczne wykazały, że amnezję spowodował szok. Miałem wrażenie, że między dwoma momentami, które pamiętałem wydarzyło się coś ważnego. Tak samo teraz. Coś ważnego zmusiło mnie do podróży do Japonii.
Wracając do hotelu miałem wrażenie, że mijający mnie ludzie są zaledwie cieniami, sylwetkami z papieru, dekoracją. W łazience zanurzyłem głowę w umywalce wypełnionej wodą, a gdy spojrzałem na odbicie w lustrze, zobaczyłem, że moje włosy stały się niemal zupełnie białe. Zawsze były jasnopopielate, kiedy jednak pojawiły się w nich te srebrne pasma? Nie było ich przed paroma tygodniami. Musiałem posiwieć po śmierci Eleny, ale...
Wypiłem mocnego drinka i zadzwoniłem do Mikaela. Odebrał jego facet, ten dziwny gość z włosami bielszymi niż moje własne teraz.
-Tariyin? - zawsze łamałem sobie język na jego imieniu. Było z innego świata, zupełnie, jak jego wygląd. Elena twierdziła, że Mikael i ona poznali Tariego w Finlandii. Mój boże, za dużo osób ze Skandynawii... - Dzwoni Nat. Nathaniel DaVaisth. Mogę rozmawiać z Miką?
-Jasne - odparł, a potem nastąpiła chwila ciszy.
Mikaela Kirkegaarda znałem od dzieciństwa. Nasze rodziny przyjaźniły się, a w każdym razie moja babka przyjaźniła się z jego rodzicami. Mika mnie rozumiał, chyba jako jedyny na całym świecie - nim poznałem Elenę, oczywiście. Jego homoseksualizm nigdy mi nie przeszkadzał, co naprawdę dziwiło wielu moich kumpli - jakoś nie mogłem im wytłumaczyć, że Mikael nigdy nie próbował się do mnie dobierać. Nie wyobrażałem go sobie jako przerażającego pedała-gwałciciela z koszmarnych snów homofobów.
Po pożarze Mika przyjął mnie pod swój dach i tam właśnie poznałem Elenę. Miałem wrażenie, że znam ją od dawna...
-Nat?
-Mika - czułem ulgę, słysząc jego głos. - Mika, wybacz, że dzwonię, źle się czuję.
-Skąd dzwonisz? - usłyszałem pytanie. Więc nie wiedział. Czemu mu nie powiedziałem? Czy powiedziałem komukolwiek?
-Jestem w Tokio.
-W Tokio? Nat do cholery, co ty tam robisz?
-Nie wiem... Ja... - niespodziewanie mój wzrok zaczął wariować. Kolory i kształty przed moimi oczyma zamazywały się.
-Nat? Co się dzieje, Nat? - zaniepokojony głos Mikaela dobiegał do mnie jak przez mgłę.
Zakręciło mi się w głowie i nim zdążyłem dojść do najbliższego krzesła upadłem.
***
Widziałem Elenę w moich ramionach, umierającą, zakrwawioną Elenę. Patrzyła na mnie.
-Nie zostawiaj mnie - wyszeptałem.
-Zawsze będę z tobą - odpowiedziała, uśmiechając się blado. - Nie obwiniaj się o moją śmierć, to nie ty mnie zabiłeś, pamiętaj, to nie ty, Natarinie.
Jej oczy zamknęły się i Elena umarła. Chciałem płakać, chciałem krzyczeć, ale nie mogłem.
Kiedy się ocknąłem, w dłoni wciąż ściskałem słuchawkę. Musiałem długo tak leżeć, bo Mikael rozłączył się. Pewnie szalał z niepokoju. Nie chciałem znów do niego dzwonić. Bolała mnie głowa i miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Że to nie moje miejsce. Za oknem zaczął prószyć śnieg - rzadkość w tej części Japonii. Zasnąłem.
Obudziłem się jakieś pół godziny później, moje serce biło jak szalone. Nie mogłem przypomnieć sobie koszmaru, który wyrwał mnie ze snu, lecz jawa wydawała mi się jego kontynuacją. Meble w hotelowym pokoju wydawały się być nieco za duże i wykrzywione, kolory przypominały narkotyczną wizję. Wstałem i poczułem, jak chwieją się pode mną nogi. Ubrałem się i wybiegłem z hotelu, w rozjarzoną neonami tokijską noc.
Mijający mnie ludzie jeszcze bardziej niż za dnia przypominali papierowe sylwetki. Nie zwracali na mnie uwagi, zupełnie jakbym nie istniał... lub jakby oni nie istnieli. Miałem wrażenie, że cały mój pobyt tutaj to chory sen. Że wszystko, co wydarzyło się od śmierci Eleny jest chorym snem...
Potknąłem się i wylądowałem twarzą na mokrym chodniku. Próbowałem się podnieść, gdy nagle ujrzałem wyciągnięta w moim kierunku dłoń. Stał nade mną chłopak, w przeciwieństwie do pozostałych przechodniów niezwykle realny. Miał może z siedemnaście lat, był przeraźliwie chudy, a jego oczy były nienaturalnie czerwone. Nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Ponieważ nie ruszyłem się, patrząc na niego jak zahipnotyzowany, sam chwycił moją rękę, pomagając mi wstać. Staliśmy przez chwilę naprzeciw siebie mierząc się nawzajem wzrokiem, a potem dzieciak przysunął usta do mojej dłoni. Poczułem dotyk języka, zlizującego krew z otartej ręki. Czerwone oczy wpatrywały się we mnie nieprzerwanie.
Przerażony, wyrwałem rękę i uciekłem. Nie mogłem racjonalnie wyjaśnić ani jego obecności, ani barwy jego oczu, ani fascynacji moją krwią, ani też dreszczu, który przebiegł po moim kręgosłupie pod dotykiem jego ust.
W hotelu wziąłem prysznic, próbując to uporządkować. Halucynacja? Nie wiedziałem już, co jest prawdziwe, a co nie, lecz chłopak był prawdziwy. Zamknąłem oczy i pozwoliłem strumieniom wody pieścić moje ciało. Potem znów zadzwoniłem do Mikaela, tym razem na komórkę.
-Bogu dzięki, Nat - w jego głosie brzmiała ulga. - Co się stało?
-Chyba wariuję - odparłem. - Cos jest ze mną nie tak... Mika, czy masz czasem wrażenie, że to wszystko... Całe twoje życie... że nie jesteś tam, gdzie twoje miejsce.
-Cały czas, Nat - odpowiedział po chwili niepokojącego milczenia.
-Nie rozumiem tego... Jakbym był, kim innym niż być powinienem... Jakbym przeżył już kiedyś to wszystko. Pożar. Elena. Jakbym znał cię od zawsze. I Tairyina, i Elenę, i tę policjantkę, Aryę... I tego szaleńca, który zabił Elenę. I jakbym to ja ją zabił. Wszystko się miesza. Rozumiesz, Mika? Ja nie.
-Wierzysz w reinkarnację?
Zaśmiałem się.
-Ja? Jestem katolikiem, Mika! - kiedyś próbowałem zostać księdzem. Nie wyszło. Hipokryzja i niewiara kleru złamały mój idealizm. - Nie wiem - dodałem. Naprawdę nie wiedziałem. Nie w świetle tego, co właśnie się działo. - Może.
-Myślę, że żyliśmy już kiedyś - odparł. - Gdzie indziej i kiedy indziej, ale to zawsze byliśmy my.
Milczałem przez chwilę, zastanawiając się, czy spytać go o chłopca. Czy był kolejną osobą z przeszłości? Czy w ogóle był człowiekiem? Fascynacja krwią i homoerotyczne pożądanie. Powieści Anne Rice. Nie, niewłaściwy trop. Coś innego, coś zupełnie innego.
-Dzięki, Mika. Zadzwonię jeszcze.
Odłożyłem słuchawkę.
Nie spałem spokojnie. Bałem się zasnąć. Coś czyhało w mojej podświadomości, w mojej pamięci - wspomnienia, które powinienem posiadać, a które spychałem na samo dno. Wiedziałem, że robię źle, że nigdy nie dowiem się, o co tak naprawdę chodzi, dopóki ich nie odzyskam. Co robiłem w Japonii? Co stało się po śmierci Eleny? Kim był zabójca? Kim był chłopak o czerwonych oczach?
***
Kiedy rano wyszedłem z hotelu, ujrzałem chudego chłopaka śpiącego pod ścianą budynku. Włosy i ubranie miał mokre od roztopionego na słońcu śniegu. Kiedy obudził się i spojrzał na mnie, przekonałem się, że w świetle dnia jego oczy są równie czerwone jak w nocy, poza tym szczegółem był jednak normalnym śmiertelnikiem.
-Cześć - powiedział po prostu.
-Czemu na mnie czekałeś?
-Wiesz, czemu - odparł.
Wiedziałem. To było irracjonalne, ale wiedziałem. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do hotelowego pokoju, mając wrażenie, że robię to nie pierwszy raz. Położyłem go na łóżku, ale nie zrobiłem nic ponadto, mimo, że bardzo tego chciałem. To dziwne, nigdy dotąd nie pociągali mnie mężczyźni, a tym bardziej nie pociągali mnie młodsi o dobre dziesięć lat chłopcy. W dodatku nie miałem gwarancji, że dzieciak nie jest dziwką i że nie traktuje mnie jak klienta. Nawet, jeśli ja czułem, że go znam, on nie musiał czuć tego samego. Zanim mu powiem... zanim powiem mu cokolwiek... Musiałem dowiedzieć się, jaką odgrywa w tym wszystkim rolę. Usiadłem obok niego. Nie wiedziałem, od czego zacząć
-Jak ci na imię?
-Shiorin.
Znajomy dźwięk. Znałem to imię i znałem tego, który je nosił. Milczeliśmy przez chwilę, wpatrzeni w siebie tak, jak poprzedniej nocy. I, tak jak w nocy, byłem pewien, że znam odpowiedź, tylko nie mogę jej sobie przypomnieć.
-Jesteś głodny?
-Tak.
-Jak dawno temu jadłeś?
-Trzy dni.
-Przyniosę ci coś - wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Może uciekałem? Nie wiem.
-Nat! - zawołał za mną.
Zesztywniałem. Skąd znał moje imię? Obróciłem się pomału.
-Twój demon, Nat - szepnął Shiorin, nie patrząc w podłogę. - Wciąż tu jest.
***
Wracałem, po spotkaniu z Aryą, do mojego domu w LA, gdy mężczyzna wyrósł przede mną jak spod ziemi. Rozpoznałem go od razu - po oczach i po psychopatycznym uśmiechu. Widziałem go, gdy zabijał Elenę. Widziałem go w dniu pożaru. Widziałem go jeszcze wcześniej.
-Witaj, Natarinie - rzekł, oblizując wargi.
Zadrżałem. Imię, którym mnie nazywał... Nikt nie mówił tak do mnie... Nie w tym życiu.
-Poznajesz mnie, Natarinie, prawda? Myślałeś, że mnie zniszczyłeś, ale ja wróciłem. Przyjemnie jest znów odebrać ci wszystko, wiesz? Matkę. Elenę. Zgadnij, kto będzie następny, Natarinie. Zgadnij.
Wyrzekłszy te słowa zniknął. Rozpłynął się w mroku, zostawiając mnie z walącym mocno sercem. Dlaczego nie mogłem nic zrobić? Gdzie podziała się cała moja moc? Pokonałem go kiedyś, dlaczego nie mogłem zrobić tego teraz? Nie obroniłem mojej rodziny, nie obroniłem Eleny. Znowu. Kto będzie następny... Nie! Musiałem go znaleźć, nim zrobi to demon, a nie wiedziałem nawet, gdzie go szukać. Jeśli jednak chłopiec nosił takie samo nazwisko jak poprzednio, był zapewne Japończykiem Spakowałem się, więc i pojechałem do Tokio - za głosem serca.
***
Gapiłem się na Shiorina szeroko otwartymi oczyma. Teraz dopiero uświadomiłem sobie, co zrobiłem. To cud, że demon nie zabił go, gdy chłopak spał samotnie na ulicy. Podbiegłem do łóżka, wziąłem go w ramiona. Jak mogłem, choć przez chwile myśleć, że jest kimś innym niż jest? Jak mogłem się go bać? Jak mogłem wątpić w to, że mnie rozpoznał?
-Shi - szepnąłem. - Wybacz.
-Nic nie zrobiłeś.
-Zrobiłem. Skazałem na śmierć moją matkę, Eelę, a teraz ciebie. Po raz drugi.
-Wtedy mnie nie zabił.
-Wtedy nie. Wtedy to nie był on. Ale teraz...
Uniósł głowę i pocałował mnie. Wszystko wróciło, ostatecznie wszystko wróciło - to, kim byliśmy kiedyś, w innym życiu, w innym świecie. Boże, to było straszne, przypomnieć sobie własną winę i własne cierpienie. Zabiłem matkę. Zabiłem Eelę. Miałem na rękach krew ich i wielu innych. Nie umiałem obronić Shiorina przed jego własnymi wrogami, pozwoliłem mu umrzeć, pozwoliłem im zamienić go w bezwolną marionetkę, a potem bezradnie patrzyłem, jak umiera. I sam umarłem, w wieku trzystu lat, zniszczony własnym cierpieniem, samotnością i tęsknotą, zbyt słaby, by odebrać sobie życie... A teraz żyłem znowu, tylko po to, by raz jeszcze przeżyć to samo...
Shi wsunął dłonie pod moją koszulę. Jego drobne, chude ciało drżało. Przypomniałem sobie, że nigdy nie kochaliśmy się w tamtym życiu, że pewnie pragnął tego równie mocno, jak ja. Przycisnąłem go do łóżka i zacząłem całować jego skórę, centymetr po centymetrze. Shi poddawał się pieszczotom, odpowiadał na nie, sam wskazywał, co mam robić, żeby sprawić mu rozkosz. Nigdy dotąd nie kochałem się z drugim mężczyzną, nigdy dotąd nie kochałem się z nikim poza Eelą - ani w tym życiu, ani w poprzednim, a jednak wiedziałem, co robić. Sprawiłem mu ból, ale przyjął go jak coś, na co czekał od dawna. Nie zabiłem go, a on nie zabił mnie. Jego krew nie obudziła przerażającej mocy, jaką posiadał w poprzednim życiu. Shiorin był normalnym człowiekiem i ja byłem normalnym człowiekiem, mogliśmy kochać się w hotelowym pokoju, mogliśmy kochać się gdziekolwiek chcieliśmy i jakkolwiek chcieliśmy. I gdyby nie demon...
Nawet nie wiedziałem, czy nadal jest demonem. Może był tylko szaleńcem opętanym pragnieniem zemsty na mnie? W przeciwieństwie do mnie, w przeciwieństwie do Eeli - Eleny, Muriela - Mikaela, Tairyina i Aryi, musiał jednak pamiętać wszystko od samego początku. To, jak go pokonałem, to jak zamknąłem go w moim własnym ciele, to, jaką zapłaciłem za to cenę - ja i Eela, która poświęciła się z miłości do mnie. Nienawidził mnie za moc, którą mu kiedyś odebrałem. Podążał za mną odbierając życie tych, których kochałem kiedyś i teraz. Dlaczego? To było niesprawiedliwe.
***
Zabrałem Shiorina na obiad. Jadł w pośpiechu, jakby bojąc się, że ktoś zabierze mu jedzenie. Czerpałem radość z samego patrzenia na niego, z odkrywania na nowo jego ruchów. Nie mogłem uwierzyć, że aż do chwili, gdy stanął nade mną poprzedniej nocy nie pamiętałem o jego istnieniu. Należeliśmy do siebie od wieków, poprzez setki razem przebytych wcieleń. Poszliśmy do parku. Słuchałem, jak opowiada o sobie, całą swoją historię w tym życiu i w tym świecie. Odwzajemniłem się swoją, a on śmiał się, słysząc, że mieszkam w Los Angeles.
Kiedyś, gdzieś, w innym czasie i świecie, uwięziłem demona. Próbując uciec, zabił kobietę, którą kochałem. Może umarłbym wtedy, gdyby nie Shiorin, zagubione dziecko, którym zacząłem się opiekować. Dziecko obdarzone mocą władania nad krwią - mocą, której nie umiało kontrolować. Kochałem go, nie mogąc z nim być. Utraciłem go, gdy pojawili się ci, którzy pragnęli jego mocy.
Nie umiałem go uratować, tak, jak wcześniej nie mogłem uratować mojej matki i Eeli.
Potem żyłem jeszcze ponad dwieście lat, marząc o śmierci.
Nie byłem szczęśliwy i nikogo już nie pokochałem.
Ale teraz będzie lepiej. Musiało być. Nie było już magii, a demon był tylko szaleńcem. Powtarzałem to sobie, powtarzałem to Shiorinowi. Chciałem w to wierzyć. Tym razem będzie lepiej. Tym razem nam się uda.
Poszliśmy kupić broń. Pistolet to marna broń przeciw demonom, ale skuteczna przeciwko ludziom. Schowałem go za kurtką i wiedziałem, że nie zawaham się go użyć, kiedy będzie to konieczne. I, że nie opuszczę Shiorina nawet na krok.

13-14 Września 2005






Aleksander