Black & white 6
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 16:59:26
VI
Dzisiaj bez zbędnych tekstów odautorskich xD Miłego czytania i komentowania! xP

Oriya z samego rana wyszedł na spacer. Nie miał ochoty siedzieć w domu, gdzie wszystko doprowadzało go do obłędu. Potrzebował trochę powietrza. Został tydzień, za siedem dni już go tutaj nie będzie. Zostawi to, co do tej pory uważał za najważniejsze i bez czego nie potrafił żyć. Musi się tego nauczyć, chociaż na razie sobie tego nie wyobrażał. Nie potrafił po prostu, spodziewał się, iż pierwsze dni, nawet tygodnie w nowym miejscu zamieszkania okażą się niezwykle trudne. W szkole powinien się zaklimatyzować, nigdy nie miał z tym większych trudności, lecz bez przyjaciół nigdzie nie chciałby się ruszać. Może i nie miał ich zbyt wielu, większość prawdopodobnie się pogodzi z jego wyjazdem w ciągu dnia, albo w ogóle tym nie przejmie. Jednak te kilka osób, potrzebnych tak jak powietrze. Zwłaszcza jedna osoba. Już teraz nie mógł wytrzymać bez niej kilkunastu godzin, a co dopiero mówić o dłuższym czasie rozłąki. Są dwa wyjścia, albo oszaleje, albo wyleczy się z tego uczucia. O ile na miłość jest jakikolwiek lek. Sięgnął do kieszeni po telefon komórkowy, przez moment się wahał, czy rzeczywiście powinien to zrobić. W końcu wybrał numer Hukano. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Spróbował jeszcze raz z podobnym skutkiem. Nie odbierał. Pewnie jak zwykle zaszył się w swoim pokoju, siedzi z książkami w rękach i uczy się, twierdząc, iż nadal umie za mało. Uśmiechnął się sam do siebie na tę myśl. Tak, dla niego najważniejsza była nauka i poświęcał jej każdą wolną chwilę.
Nawet nie wiedział jak się myli. Atsumi bowiem przebywał w pokoju starszego kolegi w dość nietypowej dla siebie sytuacji. Leżał bowiem na jego łóżku, może nie byłoby w tym nic dziwnego, że sam lokator zajmował miejsce na nim, przygniatając go do posłania własnym ciałem.
-Złaź ze mnie do cholery jasnej! - krzyknął po raz kolejny, ale jak zwykle na nic się to zdało. - Yang! Do diabła zostaw mnie!
-Milcz kotku… - Uciszył młodszego chłopaka pocałunkiem, trzymając mocno za nadgarstki by nie mógł się uwolnić. - To dopiero pierwsza lekcja…
-Nie będzie żadnej następnej! - warknął, ponownie usiłując się wyrwać. Pragnął kopnąć go w czułe miejsce, patrzeć jak zwija się z bólu, z satysfakcją wymalowaną na twarzy. Wiedział jednak, że jest to nierealne. On słaby, drobnej budowy nigdy nie wygra z takim mięśniakiem. Jest więc zdany na jego łaskę, co nie wróżyło nic dobrego. Próbował się skupić, wymyślić jakiś sensowny pomysł, który mógłby go wyprowadzić z tego bagna. - Sanoko-san, proszę… - zaczął bardzo słodkim głosem, aż sam się zdziwił, że potrafi. - Nie wszystko od razu… - Odchylił nieco głowę, pozwalając by jego usta drażniły szyję. Przeszedł go mimo wszystko dreszcz, kiedy język kolegi wodził po skórze. - Wystarczy…
-A cóż to za nagła zmiana nastroju? - Yang spojrzał na niego podejrzliwie, ale na twarzy wciąż gościł mu złośliwy uśmiech.
-A przeszkadza ci to…? - zapytał tajemniczo, całując go w nos. - Myślałem, że ci się raczej spodoba… - Usiłował mówić to jak najmilszym głosem, uśmiechając się przy tym lekko. Yang przejechał dłonią po boku chłopaka, czując jak to małe ciało drży pod jego dotykiem. Musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało. Ale w jednym młody miał rację, na razie wystarczy. Nie chciał go przecież w końcu nastraszyć. Zszedł z niego, siadając na krawędzi łóżka.
-Zadowolony? - Nie usłyszał odpowiedzi. Poczuł natomiast uderzenie w tył głowy, na szczęście to tylko poduszka. Hukano zeskoczył na podłogę podbiegając do drzwi, po drodze chwycił jeszcze swoje rzeczy. Nie miał ochoty tutaj wracać.
-Nie waz się do mnie zbliżać zboczeńcu! - wrzasnął otwierając drzwi. Wybiegł najszybciej jak potrafił, pozostawiając nastolatka samego. Na jego twarzy wcale nie było widać wściekłości, czy rozczarowania. Raczej zadowolenie i dziką przyjemność. Oblizał perfidnie wargi.
-Mój mały Atsumi… To dopiero początek…
Biegł ile sił w nogach. Dopiero, gdy oddalił się wystarczająco, kiedy poczuł się bezpiecznie i upewnił, że ten go nie ściga, zwolnił. Oparł się o ścianę, dysząc głośno. Łapczywie łapał powietrze do płuc, które domagało się tego od dłuższego czasu. Taki karkołomny sprint raczej nie działał na niego zbyt dobrze, co tu kryć, nigdy nie był zbyt wysportowany, szybko się przemęczał. Dopóki nie stało to na przeszkodzie, wcale mu to nie zawadzało. Czasem jednak cholernie utrudniało to sprawę, choćby podczas takiej ucieczki.
-Przeklęty kretyn… - mruknął do siebie, chowając dłonie do kieszeni. Jedna z nich wyczuła coś w kurtce. Nieco zdziwiony wyciągnął zawiniątko, dopiero teraz przypominając sobie o prezencie od Yuriko. Zdziwiło go nieco, iż ta dziewczyna sama zrezygnowała z nauki, ale może rzeczywiście ma rację. Prędzej, czy później musiała się na to zdobyć. W końcu jak długo można kogoś prowadzić za rączkę? Na pewno da sobie radę sama. Jest zdolna, ambitna i co najważniejsze zależy jej na tym. Odpakował prezent. Spojrzał nieco zdziwiony na trzymany w dłoni przedmiot. Wisiorek, wykonany z metalu, na którego końcu powieszono oprawioną złota obwódką srebrną płytkę. Wygrawerowano na niej jakiś symbol, ale o dziwo nie był w stanie go zrozumieć. Wcześniej się z takim nie spotkał. Powiesił go sobie na szyi, chowając za bluzę. Wyglądał całkiem nieźle, więc czemu miałby z nim zrobić coś innego. Potem spróbuje czegoś poszukać o tym znaku.
Postanowił powałęsać się trochę po mieście, chodził bocznymi uliczkami, chcąc mieć nieco więcej spokoju. Tutaj było zdecydowanie mniej ludzi. Wszedł do ulubionej kawiarni, uwielbiam spędzać tutaj czas. Zazwyczaj w gronie najbliższych, zazwyczaj wraz z Mukito. Spochmurniał jeszcze bardziej na samą myśl o tym, nigdy nie przypuszczał, że przyjaciel ulokował w nim takie uczucia, że wiązał z nim jakieś nadzieje. Zajął stolik w rogu sali, każdy ze stolików odgrodzony był od reszty cienką ścianką, co zapewniało prywatność, a także podwyższało komfort. Głównie dominował brąz, czerwień oraz złoto. Ściany o kolorze jasnej kawy, przy suficie zwieńczone złotym wzorem. Tym samym kolorem namalowano na nich piękne kwiaty, dodające uroku temu miejscu. Solidne drewniane meble prezentowały się nad wyraz okazale, barwą dodatkowo pasując do reszty. Właściciel ustawił mnóstwo roślin doniczkowych, przez co aromat kawy, czy herbaty mieszał się z wonią kwiatów. Dwie kelnerki krzątały się przy ladzie, jedna z nich podeszła do młodzieńca z niewielkim notatnikiem w ręku.
-Czym mogę służyć? - zapytała melodyjnym głosem. Ciekawe czy był naturalny, czy też przez długi czas ćwiczyła, jak najlepiej wypaść przed klientem.
-Filiżankę herbaty proszę. Numer 36 - powiedział nawet nie patrząc na kartę. Doskonale wiedział, co chciał zamówić. Stało się tradycją, iż przychodząc tutaj brał właśnie ten napój.
-Cynamonową? - Upewniła się dziewczyna, a gdy ten przytaknął oddaliła się. Poczeka teraz około czterech minut, otrzyma zamówienie. Jak zwykle obdarzy go tym swoim sztucznym uśmiechem. Rzecz jasna nie powinien tak myśleć, lubił tutejszych pracowników, ale dzisiejszego dnia wydawało się to wyjątkowo drażniące. Z torby wyciągnął telefon, spojrzał na wyświetlacz. Jedno połączenie nieodebrane. Nie zamierzał sprawdzać, ale z przyzwyczajenia odblokował klawiaturę. - Oriya… - wyszeptał. Wybrał numer, czekał cierpliwie na zgłoszenie się rozmówcy.
-Cześć Atsumi. - Usłyszał znajomy głos, od wczoraj nie mógł pozbyć się wrażenia, iż za każdym razem wyczuwa w nim nutkę smutku. Dziwił mu się? Chyba raczej nie.
-Hej. Po co dzwoniłeś? - zapytał od razu, nie bawiąc się w zbędne formalności.
-W zasadzie nie wiem…
-Jak masz chwilę to wpadnij do Cafe Rose. - Zaproponował. W końcu ostatni tydzień mieli spędzić w swoim towarzystwie, czyż nie? Jego uczucia niczego nie zmieniają, nadal pozostają najlepszymi przyjaciółmi.
-Pewnie. Jestem w pobliżu, więc powinienem zjawić się za jakieś dziesięć minut. - Ton z jakim mówił pozbawiony był typowego entuzjazmu oraz optymizmu. Czuł się tak jakby rozmawiał z kimś zupełnie innym, obcym. Próbował pozbyć się tego nieznośnego wrażenia, ale ono wciąż wracało ze zdwojoną siłą.
-Czekam. - Rozłączył się, zanim tamten dodał coś jeszcze. Wpatrywał się uparcie w komórkę, jakby spodziewał się, że tamten oddzwoni. Nic się nie stało. Odłożył ją na blat stolika, akurat w momencie kiedy pojawiła się kelnerka. Postawiła filiżankę tuż przed nim, uśmiechnęła się tak jak się spodziewał. Zapytała czy może podać coś jeszcze. Po krótkich chwili zamyślenia, poprosił o jeszcze jedną herbatę, taką samą. Oriya pijał identyczną.
Trzy filiżanki i kawałek szarlotki później Atsumi nadal siedział sam przy stoliku. Zerknął zniecierpliwiony na zegarek w telefonie. Minęło już dobre pół godziny. Ponoć znajdował się w pobliżu, miał dotrzeć w ciągu dziesięciu minut, a nawet nie raczył się odezwać. Dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, iż ktoś właśnie wkroczył do środka. Wychylił się zza ścianki chcąc zobaczyć czy przyjaciel raczył się zjawić. Odetchnął z ulgą, kiedy dostrzegł znajomą rudą czuprynę. Oriya pomachał mu, uśmiechając się szeroko. Właśnie takiego Mukito znał, wesołego, radosnego, pełnego energii.
-Spóźniłeś się - rzekł zadowolonym tonem, kiedy ten się już przysiadł. - Wiesz co to oznacza?
-Tak, tak. - Westchnął z rezygnacją. - Kawałek szarlotki plus herbata cynamonowa na mój koszt.
-Dokładnie! - Potwierdził te słowa dobitnie uderzając pięścią w stół.
-A wszystko przez Yuriko! Że też musiałem wpaść na nią akurat teraz… - Oparł się na krześle, zaczynając się huśtać, jak to miał w zwyczaju. Atsumi przypomniał sobie akcję sprzed kilku tygodni, kiedy chłopak wylądował z hukiem na podłodze wzbudzając tym samym ogólne zainteresowanie. Było wtedy sporo śmiechu. Stare, dobre czasy. - Hej, żyjesz jeszcze?
-Tak, przepraszam. - Dobił resztę herbaty. To już trzecia. Niektórzy wmawiali mu już, że jest uzależniony od teiny. Nawet jeśli to co z tego? Lepszy taki nałóg, niż inny. - Wspominałem.
-O proszę… A to nowość… Od kiedy to ty wracasz do przeszłości? -Podparł głowę na ramionach, wpatrując się w rozmówcę jak w obrazek.
-Nawet mi się zdarza - odpowiedział nieco zawstydzony. Poczuł jak na twarzy pojawiają się lekkie rumieńce. - Czemu mi się tak przyglądasz?
-Ładny jesteś… - wyszeptał nieco rozmarzonym tonem, na co Hukano poczerwieniał jeszcze bardziej.
-Oriya! - jęknął przeciągle. - Nagle cię wzięło na takie wyznania? - Pokiwał tylko głowa, nie spuszczając go z oczu. - Przestań, to mnie krępuje…
-Jakże mi przykro…
Sytuacje uratowała kelnerka, która przyniosła porcję szarlotki oraz dwie filiżanki herbaty. Bardzo często przychodząc tutaj tyle zamawiali, można by rzec, że stali się stałymi bywalcami. Powinni się zwrócić o kartę stałego bywalca i odpowiednie zniżki. Czas mijał bardzo szybko, jak zwykle w miłym towarzystwie. Rozmawiali, śmiali się, trochę wspominali. Pozostał im niecały tydzień, bardzo chętnie wracali do przeżytych chwil. W końcu niedługo zostaną im wyłącznie one.
Przyjemną atmosferę przerwał uparcie dzwoniący telefon. Atsumi nie znał numeru. Odebrał spodziewając się, że to któryś rodziców korzysta z aparatu służbowego.
-Tak słucham? - zaczął standardową gadką. O dziwo wcale nie usłyszał matki, czy ojca, a kogoś kogo praktycznie się nie spodziewał.
-Tu Sanoko. Nie umówiliśmy się na jutrzejsze korepetycje. Zapomniałeś? - Jak na zawołanie stanął mu teraz przed oczyma starszy chłopak, z tym swoim bezczelnym wyrazem twarzy. Patrząc na niego miało się wrażenie, iż jest w stanie osiągnąć wszystko, co tylko zapragnie.
-Skąd masz mój numer? - Zdołał tylko wydukać.
-Mam swoje sposoby - rzekł tajemniczo. - Nie odpowiedziałeś na pytanie.
-Chyba nie myślisz, że po tym co zaszło zostanę z tobą sam na sam? - prychnął pogardliwie, rozłączając się. Nie miał ani ochoty, ani nastroju na rozmowę z tym typem. Wrzucił telefon do torby, nie zamierzając odbierać, nawet gdyby zadzwonił ponownie. Oriya patrzył na niego pytająco.
-Sanoko Yang, udzielam mu korepetycji. A raczej udzielałem… - Z jego gardła wydostał się cichy pomruk niezadowolenia. - On… No…
-O co chodzi? Co on? - Rudzielec wyglądał na zaciekawionego i zmartwionego zarazem.
-Nigdy nie szło mi z dziewczynami… - zaczął z zupełnie innej beczki. - Jeśli nawet którąś mi się spodobała, to nigdy nie miałem u niej szans… A tu nagle dwóch facetów zaczyna się mną interesować…
-Chcesz powiedzieć, że on…? - Zdziwiło to nieco chłopaka. Atsumi jedynie pokiwał twierdząco głową, a zrobił to dość niechętnie. - Aż tak źle…?
-Boję się myśleć, co mógł mi zrobić… Na szczęście jakoś udało mi się zwiać… - przyznał. - Na pewno nie zostanę z nim więcej na osobności…
-Rozumiem…
Zapadła niezręczna cisza. Żaden nie wiedział, co powiedzieć. Wszystkie tematy nagle stały się nudne, kiepskie, albo nie pasujące do adekwatnej sytuacji. Milczenie drażniło obu młodzieńców, ale żaden z nich go nie przerywał. Popijali herbatę. Oriya tępo wpatrywał się w filiżankę, Atsumi natomiast w ścianę. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze przed chwilą rozmawiali zupełnie beztrosko, a buzia im się nie zamykała. Jedno głupie zdarzenie, potrafi zniszczyć tak wiele.
-Idziemy? - spytał wreszcie Hukano, wstając od stolika.
-Uhm…
Zapłacili, wyszli na zewnątrz. Przesiedzieli tam sporo czasu, słońce chyliło się ku zachodowi. Sobota powoli dobiegała końca, a co za tym idzie mają jeden dzień mniej. Wyjazd zbliżał się nieubłagalnie. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. Pragnęli coś z tym zrobić, ale nie mieli sposobności. Mogli bezczynnie czekać na nieuniknione, a to uczucie wcale nie podnosiło na duchu.