Poświęcenie
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 13:03:50
Jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od zrobienia tego, czego aktualnie pragnął, była złożona przez niego obietnica. Obietnica, której teraz tak bardzo żałował i którą najchętniej by złamał nie zważając na nic. Powstrzymywał się jedynie dlatego, iż to Jemu ją złożył. Tylko, że ból jaki odczuwał po Jego stracie dawał co chwilę o sobie znać, napełniając jego serce zwątpieniem i żalem. Jakże żałował znowu dania, tego przeklętego w tym momencie dla niego słowa. I nie dlatego, że wymagało od niego jakiegoś szczególnego poświęcenia, ale dlatego że mu jego zabraniało. On sam zresztą nie uważał nawet by ofiara z własnego życia, złożona na ołtarzu ich miłości była jakimś szczególnym wyrzeczeniem. To odmawianie sobie śmierci nim było. Śmierci, której teraz tak bardzo pożądał jak kiedyś pożądał autora, wymuszonej na nim szantażem obietnicy. Jego myśli zatrzymały się.
-Właśnie! - niemal krzyknął - To było perfidne wymuszenie… niczego nie muszę dotrzymywać! - uśmiechnął się do własnych myśli. Chwila i jego twarz spochmurniała znowu, a jego piękne, chabrowe oczy pokryła ponownie mgła smutku.
- Nie! - teraz naprawdę krzyknął - Nie mogę…-urywane zdania teraz dla odmiany szeptał histerycznie - On…nie…, …dlaczego… Sam… ja przecież też.., a jednak On… i tak… Dotrzymywał… - myśli przemieszane z bólem nie dawały się poukładać w całość.
Osunął się na płytę nagrobka i rozpłakał niczym dziecko. Sam nie wiedział jak się tutaj znalazł. Padał śnieg i nie było nic widać dalej jak na pół metra. Nogi same przywiodły go do miejsca wiecznego spoczynku jego Największej Miłości… Jego Jedynej Miłości…
- Nicola, jak mogłeś! - krzyczał, połykając swoje gorzkie łzy - Jak mogłeś… - powtarzał z bezsilnością w głosie-Znasz mnie, więc wiedziałeś… Wiedziałeś, że tak będzie… - urwał. Milczał przez chwilę, ale ból znowu wyciskał słowa rozpaczy na jego ustach.
- Nie widzisz, że ja nie umiem… …cierpię… tak bardzo… przecież musisz to widzieć… dlaczego każesz mi żyć, dlaczego… - ostatnie słowo było już tylko poruszeniem jego pąsowych ust.
Szkło, kawał rozbitej szyby, którym chciał zakończyć swą marną egzystencję, zaciskał teraz w swej delikatnej dłoni tak mocno, że przedmiot zaczął wcinać się w jego ciało raniąc boleśnie. On zdawał się jednak nie odczuwać fizycznego bólu pochłonięty całkowicie swymi, pełnymi rozpaczy myślami. Był niczym w transie. Z tego odrętwienia wyrwał go ktoś, kto widząc jego zakrwawioną dłoń zapytał, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Dopiero teraz poczuł jak bardzo się zranił i przeraziło go to. Ignorowany przez niego człowiek odszedł po chwili zapewne myśląc, że ma przed sobą jakiegoś szaleńca.
Jego pochłonęły znowu myśli, tym razem jednak zgoła inne od poprzednich. Szalał niemal, próbując zatamować płynącą z rany krew. Jednocześnie wręcz obłąkańczo powtarzając do siebie-Przecież obiecałem, obiecałem Mu… Nie, ja MUSZĘ żyć, MUSZĘ… Nie zniósłbym Jego zawiedzionej miny… Nie… Tak bardzo Cię Kocham…
Ostatnie słowo zamiast przynieść ukojenie jego skołatanym nerwom, stało się jadem zatruwającym znowu jego myśli.
-Właśnie, Kocham Go… nadal tak bardzo… a może nawet bardziej… Kocham i dlatego nie umiem bez Ciebie żyć Nicola.-zwrócił się do ukochanego w myślach.
Zerwał się na równe nogi i zaczął biec, potykając się co chwilę. Chciał od tego uciec, od mętliku jaki miał w głowie. Zatrzymał się dopiero gdy zabrakło mu tchu. Uspokoił nieco oddech, podniósł głowę i rozejrzał się. Zadrżał, gdy zorientował się gdzie jest. To było to miejsce, to w którym ich spojrzenia po raz pierwszy się spotkały. Pamiętał wszystko tak dokładnie… Pamiętał jak stał po drugiej stronie ulicy otoczony tłumem jego wielbicielek. Przypomniał sobie jak sprowokowany Jego spojrzeniem wlepił w niego swoje oczy, jak wreszcie odwzajemnił nieśmiało uśmiech jakim Nicola go wtedy obdarzył.
Wspomnienia namalowały na jego twarzy delikatny uśmiech. Smutny, a jednak kojący. Mógł przecież żyć zatapiając się w te wspomnienia-pomyślał.
Pierwsza, wspólnie spędzona noc… tak ulotna, piękna, delikatna. Te pełne uczucia pocałunki-dotknął zranioną dłonią swych pąsowych ust.-I te piękne granatowe, niczym wzburzony ocean, oczy. Zawsze tak ciepło na niego patrzyły. Zrobiło mu się gorąco, mimo iż na dworze panował mróz. Gorąco na samo wspomnienie Jego z kolei pożądliwego spojrzenia, jakie słał mu gdy już nie mógł powstrzymać ogarniającej go rozkoszy.
Zapłakał cicho. Wiedział już, że nie zdobędzie się na odwagę i nie złamie tej cholernej obietnicy mimo, iż szaleńczo tego właśnie pragnął. Zawrócił w stronę domu…
Poczuł silne uderzenie i upadł na ziemię. Próbował się podnieść, ale ktoś ponownie go uderzył. Potem otrzymał jeszcze jeden cios i jeszcze jeden. Jakiś facet stojąc nad nim, krzyczał by oddał pieniądze, ból jednak nie pozwalał mu zebrać myśli. Poczuł jak jakiś ostry przedmiot wbija mu się w pierś w okolicy serca. Cicho jęknął. Razem z wypływającą krwią uciekało powoli z niego życie.
Leżał w kałuży własnej, karminowej krwi kontrastującej tak upiornie z bielą padającego śniegu.
-Kochany Nicola… Mój kochany Nicola… Nie złamałem danej Ci obietnicy… Śmierć znalazła mnie sama… Sama postanowiła zakończyć me cierpienie…-zdołał się jeszcze uśmiechnąć-Dawno Cię nie widziałem, kochanie…-razem z tą ostatnią myślą, zgasło w nim życie.