Jesień
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 12:06:48
Czy to już jesień? Wyjrzał za okno. Czas tak szybko mijał. Nawet nie zauważył jak minęła wiosna, lato. Stracił poczucie czasu. Tak dawno nie słyszał skrzypiec..

Nad głową krążyły myśli, natrętne wspomnienia dni które były jasne. Tak jasne jak słońce. Wtedy wszystko było proste. Teraz nie widział nic. Nie widział piękna złotych liści spadających na szkolne boisko, a natrętne myśli wciąż powracały. Nie słyszał głosów wokół niego. Zagłębił się w ciche zakamarki umysłu by odsunąć od siebie to dziwne uczucie, że coś się kończy. Bał się ...

Ktoś go szturchnął. Zamroczony spojrzał na nauczyciela. Wzywał go do tablicy. Wstał. Podszedł. Nie wiedział co ma robić. Nie uważał od początku. Nauczyciel kazał wyciągnąć rękę. Zrobił to. Coś przecięło powietrze. Nie poczuł bólu, zobaczył tylko czerwony ślad. Uśmiechnął się. Tak wiele razy czuł ten ból. Teraz już nie. Nie czuł go. Pamiętał tylko wspomnienie. Wspomnienie bólu który przeżywał tyle razy w ciszy by Go nie zranić. Nigdy się na niego nie skarżył. Wrócił na miejsce. Znów spojrzał przez uchylone okno. Wiatr owiewał jego głowę. Zamknął oczy. Tak dobrze... Właśnie teraz jest mu tak dobrze. Jakiś zagubiony, jesienny liść otarł się o jego policzek. Delikatnie, szorstko. Nie wiedział. Już nie czuł dotyku. Był prawie martwy. Tak dawno nie słyszał skrzypiec...

Wrócił do domu. Zamknął się w pokoju. Był sam. Nie wyszedł, aż nadeszła noc. Kiedyś była ukojeniem, dziś niespokojnym oczekiwaniem. Nie chciał jednak tego. Nie chciał znów czuć bólu. Chciał wrócić do życia. Chciał by wszystko było jak dawniej. Pierwszy raz naprawdę żałował tego co zrobił.

Jego oczy nie były tego warte. Jego usta... Nawet jego dotyk, tak bardzo podobny do delikatnej pieszczoty rozpalonego słońcem liścia. Nie był wart wyrzeczenia się życia.

Jednak poszedł tam. Poszedł sam nie wiedząc dlaczego. Może to przyzwyczajenie. Może... Nie był u niego tak długo. Ale czy on to zauważył? Czy choć przez chwile zatęsknił? Tak dawno nie słyszał skrzypiec... Stanął przed jego mieszkaniem. Wszystko wróciło. Wszystkie uczucia przepłynęły przez jego serce i wiedział, że kocha. Tak po prostu. Poczuł łzy. On nie czuje. Nie potrafi pokochać. Kiedyś mu to powiedział, gdy leżeli razem spoceni po kolejnej nocy. I kolejny raz czuł ból. Powiedział to wyraźnie "- Ja nie umiem kochać. Zapamiętaj to i przemyśl przed kolejnym przyjściem." Ale on tego nie przemyślał. Łudził się, że to nie prawda, że on może kochać za dwoje. Nie miał jednak tyle siły. Nie mógł. Teraz to pojął. Chciał się cofnąć. Wrócić do domu. Nie powinien przychodzić. Drzwi się otworzyły. Stanął przed nim. Patrzył i nic nie powiedział. Po prostu wszedł. Trwali tak w milczeniu nie wiedząc co powiedzieć. Bo cóż można rzec w takiej chwili... Miał tak po prostu powiedzieć, że już nie chce, już nie potrzebuje jego ciepła? Przecież to kłamstwo. Nawet teraz pragnął jego dotyku choć wiedział, że znów będzie bolało. Ale przecież już tego nie poczuje, tak jak nie czuł dotyku liści...

W pewnej chwili gdy jakimś przypadkiem podniósł rękę on chwycił ja w swe mocne dłonie. Ciemna, czerwona smuga na jego delikatnej, białej skórze wydawała się krzyczeć... Delikatnie pocałował rękę. Bardzo delikatnie, tak jak za pierwszym razem. Potem spojrzał mu w oczy które były puste. Przeciągnął palcem po czerwieni. Trochę zbyt mocno.

Ale on nie czuł. Już nic nie czuł. Popatrzył tylko ze smutkiem na tego mężczyznę którego kochał tak bardzo i dla którego był gotów poświęcić wszystko... Wszystko prócz niego samego. Nie mógł jednak dłużej tak żyć. Nie chciał nie zauważać zmian pór roku, nie chciał nie czuć deszczu spływającego po policzkach, mieszającego się z milczącymi łzami. Chciał usłyszeć skrzypce...

Wyciągną rękę z jego dłoni. W ostatnim geście pożegnanie skinął głową i otarł łzy. Wyszedł cicho, nic nie mówiąc. Tak będzie prościej... Wiedział, że musi odejść. Postanowił tak już wcześniej. Stanął na ulicy. Przez noc przedarł się do niego dźwięk. Delikatna muzyka niczym skrzydła motyla okryła jego serce. To była ich muzyka. Ich pierwszy raz... Pospieszne ruchy, niecierpliwość, strach... To wszystko nagle do niego wróciło. Wszystko... Był zły, wściekły. Nie chciał wracać do niego, bo doskonale wiedział do czego to doprowadzi. Wiedział i chciał... nie chciał...nie...Odwrócił się i pobiegł w stronę muzyki, w stronę ukochanych skrzypiec, ukochanych rąk. Wbiegł do jego mieszkania. Muzyka ucichła... Smutne oczy wpatrywały się w niego.

- Przepraszam- powiedział odkładając skrzypce.
- Nie! Już to słyszałem!- krzyknął jakby nagle wyrwany ze snu. - Już tyle razy to słyszałem! Nie wierzę ci! Już nigdy nie chcę słyszeć tej muzyki!
Wyszedł. Sam. Znów był sam. Dlaczego? Przecież chciał tam wrócić, chciał być z nim.

Nadszedł koniec roku szkolnego. Nie obchodziło go to. Myślał, że wszystko będzie inaczej, po prostu inaczej. Wrócił do domu. Poczuł jakiś zapach. Tak dobrze znany mu zapach. Nie mógł uwierzyć, nie chciał, ale najszybciej jak mógł pobiegł do swojego pokoju. On tam był. Siedział cichy i spokojny. Trochę bardziej przygasły. Pierwszy raz to on przyszedł. Pierwszy raz zrobił coś by być z nim..

-Co tu robisz? - zapytał.
Wstał podszedł do niego. Przeczesał ciemne włosy odchylając jego głowę. Pocałował go delikatnie jak za pierwszym razem. Pocałunek był długi, ciepły.
-Co tu robisz?- powtórzył pytanie. Nie chciał pokazać jak dobrze mu w jego ramionach. Znów przygasł.
-Czy to, że jestem tutaj nie wystarczy?- szepnął. Zarumienił się; chyba po raz pierwszy czuł się zakłopotany.
-Nie. Nie wystarczy. To dowodzi jedynie tego, że twoje łóżko okazało się zbyt duże. To mi już nie wystarcza.
Przytulił go mocno, jakby chciał się schować w jego młodych ramionach.
-Kocham cię - wyszeptał czule. -Kocham...

Poszedł do niego tej nocy, a gdy wracał słyszał muzykę, przenikała jego serce. Czuł spokój, ciepło jego ust, deszcz gaszący jego żar i bolesny ślad na dłoni wycałowany najczulej jak to możliwe. Wreszcie czuł, że żyje...

NIKITA**