Krwawy księżyc
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 18:58:44
Siedział na parapecie okna, przyciskając czoło do zimnej szyby. Pustym wzrokiem patrzył na ulicę pogrążoną w zimowym śnie, pustą i cichą, jakby wymarłą. Budynek naprzeciwko ział czarnymi oczodołami okien niczym jakiś groteskowy potwór z koszmarów sennych... Nawet czerwony księżyc wyglądał jak obdarta ze skóry czaszka, patrząca na niego z szyderstwem na pustym, okrągłym obliczu. Ile razy siadał na tym parapecie wyglądając powrotu ukochanego? Ile razy przyciskał dłonie do szyby widząc jak wraca z zajęć uginając się pod ciężarem torby? On podnosił twarz do góry i machał mu ręką. Chłopak pędził wtedy do drzwi i przy nich czekał na zgrzyt klucza w zamku, czekał, by rzucić się na szyję i przytulić do ciepłego, ukochanego ciała. I choć nadal miał zwyczaj wypatrywania ukochanego, już nie biegł do drzwi, gdy go zobaczył, nie czekał na to aż je otworzy i nie rzucał się mu na szyję. Wiedział jak skończyłoby się coś takiego. Gabriel zrobiłby krok w bok i jeśli chłopak nie zdołałby wyhamować w porę, wylądowałby na twardej podłodze. Nie życzył sobie by Adrian się do niego przytulał. Kiedyś było zupełnie inaczej. Kiedyś...
Kiedyś było zupełnie inaczej, kiedyś wydawało mu się, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kiedyś cały wolny czas spędzał z Gabim, rozmawiając o wszystkim i o niczym, snując wspólne plany na przyszłość, spacerując po mieście, trzymając się za ręce, oglądając wspólnie filmy i je komentując albo po prostu tuląc się do siebie. Miłość fizyczna stanowiła cudowne dopełnienie ich związku. Wszystko było piękne jak cudowny sen, jak sen, który zaczął się psuć. Teraz wiedział, że to nie była prawda, że żył w iluzji w świecie własnym marzeń i pragnień, które pękły niczym bańka mydlana. Zaczęło się bardzo niewinnie. Gabriel wydawał się być zgaszony i milczący, ale Adrian tłumaczył to sobie nawałem zajęć, jakie przecież miał jego ukochany, przemęczeniem i być może zimową chandrą i starał się tym zupełnie nie przejmować. Wszystko przecież się ułoży i znowu będzie dobrze. Zresztą sam Gabriel powtarzał, ze nic mu nie jest i chłopak święcie w to wierzył. Dlaczego miałby tego nie robić? W końcu jego ukochany by go nie okłamywał, prawda?
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zmiana zachowania, pogłębiające się milczenie, to, że Gabriel przestał go właściwie dotykać. Pytany o to, co się dzieje najpierw go zbywał, twierdząc, że to nic, lecz kiedy chłopak nie dawał za wygraną, stwierdził po prostu, ze nie mówi wszystkiego obcym ludziom! Adrian nie zrozumiał do końca tych słów. Przecież nie był obcy! Przecież... Przecież coś ich łączyło.
Adrian uśmiechnął się gorzko. Jakże naiwnym głupcem był. Naiwnym jak dziecko i teraz zbierał tego owoce. W końcu dowiedział się, o co chodzi. Miłość... Gabriel był po prostu zakochany w innym. Nie było pytań, w kim i od jak dawna... Było pocieszenie, ze wszystko będzie dobrze... że się ułoży i na pewno będzie z nim szczęśliwy. Wtedy Gabi uśmiechał się smutno i znowu zbywał kilkoma słowami. Chłopak starał się być przy nim dzielny. Pocieszał dodawał otuchy, nie pokazując jak bardzo boli go to, co się dzieje, to jak bardzo tęskni za tym, co było kiedyś, za tą bliskością i intymnością. To zniknęło... stali się sobie prawie obcy. Spali razem, ale już się nie kochali. Na pytanie, dlaczego Gabriel odpowiadał, że nie może, bo czuje się tak jakby zdradzał i odwracał się plecami do niego. Zdradzał... to, co on miał czuć? Czuł się samotny, opuszczony i odepchnięty na margines... ale nadal wierzył... nadal miał nadzieję, że to tylko zauroczenie, które minie... modlił się w duchu żeby Gabriel wrócił do niego, ale Gabriel odsuwał się coraz bardziej i bardziej, tworząc przepaść między nimi. Każdego dnia chłopak miał wrażenie, że wali w gruby szklany mur, którym ukochany odgrodził się od niego i nie pozwoli się do siebie zbliżyć... nie jemu... nie komuś takiemu jak On. W końcu dowiedział się, że Gabi związał się z tamtym chłopakiem... ale minęło jeszcze sporo czasu zanim ukochany powiedział mu to osobiście, pozwalając by chłopak żył złudzeniami... Gabi powiedział mu potem, ze pokochał tamtego, bo był dla niego dobry, pocieszał go, był troskliwy... Chłopak miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz pytanie, które cisnęło mu się na usta - czy to znaczy, że ja byłem zimnym, obojętnym sukinsynem ignorującym twój ból , złe samopoczucie i zwyczajne fochy? - ale ugryzł się w język i nigdy tego nie powiedział na głos...
Z głębi mieszkania dochodził gwar rozmowy, który starał się ignorować, wędrujący korytarzem, wciskający się do jego pokoju szpara pod drzwiami i dziurką od klucza, echem szyderczego śmiechu odbijając się od ścian niemal pustego pokoju. Nie chciał brać udziału w tej rozmowie, nie chciał być w tamtym pokoju, siedzący w fotelu jak niemy wyrzut. Nie chciał patrzeć jak jego ukochany flirtuje z tamtym, jak się do niego przytula... wystarczyło mu to, że czasem późno w nocy słyszał ich gardłowe jęki i pokrzykiwania rozkoszy dobiegające z sypialni, w której jeszcze tak niedawno mieszkał. Wtedy zasłaniał głowę poduszką i szlochając marzył o tym, by zasnąć i po obudzeniu stwierdzić, ze to był tylko zły sen.
Niestety to nie był sen, o który tak się modlił. Zsunął się z parapetu, pogrążając w mroku pokoju, podszedł do biurka i pociągnął łyk jakiegoś okropnego alkoholu, który kupił chcąc utopić w nim smutki. Spojrzał na ledwo widoczny w ciemności niedokończony projekt leżący na blacie. To miał być ich wspólny przytulny domek w górach. Kiedyś o nim rozmawiali i wymyślali jak miał wyglądać. Postanowił przerzucić go na papier, utrwalić, by kiedyś wybudować... dla nich... Teraz nie miał już, dla kogo... Przecież to, co było już nie wróci i było tylko i wyłącznie snem. Przecież ukochany przeprosił go za nadzieję, którą mu dał... Nadzieję... Chłopak zrozumiał, że wszystkie słowa, wyznania, jaki jest ważny i jak mu na nim zależy, jak bardzo Gabriel za nim tęskni, gdy nie mogli być razem... Zwykłe kocham Cię były kłamstwem... były pustymi nic nie wartymi słowami, nie znaczyły dla Gabriela nic... Mówił je po prostu tak samo jak mówi się psu, że się go lubi. Adrian czuł się kompletnie zdruzgotany... Czuł się wykorzystany i oszukany... Czuł, ze był tylko przygodą... Zabawką, która się znudziła, albo popsuła i została zastąpiona inną, nowszą... Rozglądał się bezmyślnie po pokoju i jego wzrok padł na ciemny kształt wiszący nad łóżkiem, odcinający się wyraźnie od jaśniejszej ściany. Nóż. Wszedł na nie i zdjął go, po czym wyciągnął w pochwy. Blask krwawego księżyca odbił się w podwójnym ostrzu. Chłopak sprawdził kciukiem ostrość, choć wiedział, że nie musi tego robić. Ostrze było wystarczająco ostre. Nie wahając się nawet chwili zdjął zegarek i pieszczochę z nadgarstków odsłaniając stare blizny będące pamiątką po pierwszym chłopaku, a potem przytknął ręce do ostrza i jednym ruchem rozciął głęboko skórę i żyły. Przez chwilkę pomyślał, ze robi to, co bohater książki, ale w odróżnieniu od tamtego, jego nikt nie będzie ratował... Ostatnie, co zobaczył to szkarłatne kropelki krwi rozbryzgane na fotografii, z której spoglądał na niego Gabriel...