Obietnica
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 23:39:58
- Adrienne! Wracaj tu natychmiast! Adrienne!

Ciemnowłosa dziewczyna zbiegała szybko ze schodów, potykając się. W oczach miała łzy, a w głowie tylko jedną myśl, która dodawała jej sił 'Uciekaj'. Kiedy czuła, że jest już dostatecznie daleko odwróciła się. Nikt jej nie gonił. Nigdy. Na pewno myśleli, że jak zwykle wróci. Ale nie tym razem. Teraz była zdecydowana nie wracać już nigdy. Zawsze gnębiło ją sumienie, a cichy głos z nadzieją podpowiadał, iż może za nią tęsknią. O, tak jeżeli skończyły im się pieniądze bardzo tęsknili. Usiłowali ją namówić, żeby się dla nich sprzedawała, ale wtedy uderzyła matkę w twarz. Jeden jedyny raz. Zresztą ona wcale nie była jej matką. Nie psychicznie, duchowo. Dla matki liczyli się kochankowie, a ostatnio Julian którego jak twierdzi, naprawdę kocha. Ale teraz to nieważne. Uciekła od nich. I już nie wróci.
Póki na dworze było jasno, czuła się bezpieczna. Wokół było dużo ludzi i większość wyglądała miło. Kiedy zaczął zapadać zmrok dziewczyna uświadomiła sobie, że nie ma gdzie nocować. Zdecydowała się na mur. Pod murem było zimno, ale pusto i to jest najważniejsze. Nikt jej nie będzie nagabywał. Nareszcie. Nagle usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i zobaczyła wysokiego mężczyznę o bladej twarzy.
-Hej, malutka co robisz tu sama w nocy?
- Czekam...- wydusiła z siebie pierwsze lepsze kłamstwo.
- A na kogo czekasz, można wiedzieć?
- Nie można.
- No, nie bądź taka niemiła... zabawmy się troszkę...
Dziewczyna wstała i z przerażeniem rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś pomocy. Nikogo.
Facet przysunął się i pogładził ją po twarzy.
- Bierz te łapy precz albo ci nogi z tyłka powyrywam.- odezwał się bardzo uprzejmy głos gdzieś z tyłu.
Mężczyzna odwrócił się i stanął oko w oko z pistoletem.
Z mroku wyszedł chłopak. Był wysoki, szczupły, ale twarzy wciąż nie było widać wyraźnie.
Zboczeniec prychnął, ale gdy usłyszał dźwięk odbezpieczania broni potulnie wycofał się z groźbami na ustach.
Adrienne spojrzała na swego uśmiechniętego wybawcę. Miał takie ciemne oczy. Nie sądziła że oczy mogą być tak ciemne.
-Ja... dziękuję ci.
-E tam, nie ma za co. Ja i Kurt nieco się już znamy. Średnio raz na tydzień nagabuje tu jakieś dziewczyny. Jak się nazywasz?
-Adrienne.
-Naprawdę? Jakie ładne imię. Bo widzisz, ja nazywam się Adrian.- wyjaśnił.- moje imię też mi się podoba.
Odprowadzić cię do domu?
Dziewczyna obdarzyła go zimnym spojrzeniem.
-No co? Ja nie jestem żadnym zboczeńcem, przysięgam!
-Chwilowo... nie... Nie. Ja nie mam domu.- odrzekła zdecydowanie.
-To smutne... może przenocujesz u mnie?- zaproponował po czym zamilkł ponownie zgromiony podejrzliwym spojrzeniem.- Na serio jestem w porządku!
-Mieszkasz sam?
-Z bratem. To chyba nie poprawia sprawy, prawda? Bo to w końcu dwóch facetów.
-A mam jakiś wybór?
-Nie masz!- ucieszył się Adrian.- To chodź.

- Jesteśmy!- wrzasnął
- 'Śmy'?! - zaciekawił się chłopak wyglądający z pokoju. Był chyba niewiele starszy od Adriana.
- Przyprowadziłem dziewczynę. - oznajmił z dumą.
- Swoją własną? Jak to?
- No nie... właściwie to Adrienne nie jest moją dziewczyną
- Ładna. Tak w ogóle to cześć. Jestem Caine. - radośnie wyciągnął rękę.
Dziewczyna ściskając delikatną i silną dłoń pomyślała, że ich rodzice mieli fantazję w nadawaniu dziecku imienia. Kto nazywa swojego syna 'Caine'?!
- Pewnie przenocujesz, nie? Adrian, jak się domyślam nie będziecie spać razem?- spytał scenicznym szeptem trącając brata w ramię.
- No... wiesz?! - momentalnie zarumienił się aż po koniuszki uszu.
- A może mogłabym na tej kanapie?- zaproponowała Adrienne.
- Jasne! Bracie, gratuluję pomysłowej wybranki.
- Ty znowu swoje!- wkurzył się.
Dziewczyna pomyślała, że da im jeszcze jeden powód do sprzeczki. Podeszła i pocałowała Adriana w policzek.
- Dobranoc i jeszcze raz dziękuję.

Przez chwilę obaj stali w osłupieniu.
- Aaaaa!!! Wiedziałem, że jednak jest twoją dziewczyną!- wrzeszczał uszczęśliwiony Caine.
- Nnie! Nie jest!- krzyknął z jakąś dziwną rozpaczą Adrian.
- Jest.- powiedział nagle poważnie jego brat.

Adrienne postanowiła się nad tym dłużej nie zastanawiać.
W nocy nie mogła zasnąć. Mrok spowijający pokój napełniał ją niepokojem. Wcześniej nie bała się ciemności. Matka biła ją tylko w dzień bo wieczorami się upijała. Właśnie wtedy naprawdę czuła się bezpieczna. A to pomieszczenie było takie dziwne... Uśmiechnęła się do siebie i stwierdziła, że bredzi. Mimo wszystko czuła jakąś tragedię... która była tak blisko.

- Witam! Jak się spało?- zagadnął ją Caine.
- A dobrze, dobrze. -skłamała gładko.
- Biedny Adrian nie spał wcale. Żałował że jednak nie zdecydował się zostać w łóżku z tobą...
- Zamknij się!- krzyknął chłopak.
- Tobie tak trudno przychodzi wyznawać swoje uczucia... więc wyznałem je za ciebie.- powiedział z rozbrajającym uśmiechem.
- Głupek.

Adrienne wydawało się, że to wszystko jest jakieś odrobinę sztuczne. Normalnie nikt by się nie zorientował, ale ona potrafiła wyczuwać fałsz w ludzkim zachowaniu i głosie. Ale nie wiedziała dlaczego. Może jej tam nie chcą? Bo na pewno jest w tym coś nienaturalnego.

-Posłuchaj, Adrienne... - szepnął Adrian gdy wyszli na spacer.
-Tak?
- Ale nie obrazisz się na mnie?
- Raczej nie.
- Ja nie chcę żebyś była moją dziewczyną!- wybuchnął.
- Nikt ci nie każe. - odparła zaskoczona.
- Caine... on chce dla mnie szczęścia. A ty wydajesz się być dobra, więc...
- Swata cię?
- Tak jakby. Gdy tylko odrzucam jakąś dziewczynę zaraz znajduje mi nową.
- Nie rozumie, że ich nie kochasz?
- To nie tak. Wie, że kocham tylko nie tą osobę co trzeba.
- Jaki problem?- zdziwiła się. - Wytłumacz mu, że tam gdzie on widzi trudności ty ich nie dostrzegasz.
- Ja... też widzę trudności. Więcej, niemożliwości.
- Nie ma nic niemożliwego jeżeli chodzi o miłość.- rzekła z mocą.- Tak mi się wydaje.- dodała ciszej.
- No widzisz. Tak ci się wydaje.

Wieczorem w telewizji puszczali świetną komedię i cała trójka zaśmiewała się do łez.
O północy Adrienne poszła do kuchni napić się wody. Czuła się nieswojo. Jakby cały czas ktoś ją obserwował. To nie było wrażenie. W kuchni naprawdę ktoś był.
-Kto tam?
- To tylko ja, wejdź.
Dziewczyna zobaczyła wysoką piękną kobietę o jasnych oczach.
- Kim pani jest?!
- Ja? Juliet. Kiedyś tu mieszkałam.
- Obawiam się, że nie rozumiem. -rzekła słabo.
Kobieta zaśmiała się delikatnie
-Ależ to proste. Jestem duchem.
- Nie wierzę w duchy. Ostrzegam, że jeżeli zaraz stąd pani nie pójdzie...
- Poczekaj. Muszę ci coś powiedzieć. Obiecałam to komuś.
- Mi?
- Ty tylko przekażesz. Caine'owi i Adrianowi.
- Jeśli pani nie jest złodziejką, czemu nie...
- Obiecałam. Dawno temu, przysięgłam mojej ukochanej Katherine, że uratuję jedną miłość. I wtedy zostaniemy razem.
- Ja... nadal nic nie...
- Nie chciałyśmy przyjąć do wiadomości, że uczucie połączyło właśnie nas. Jesteśmy siostrami. Ufałyśmy, że miłość zniknie, gdy nadejdzie instynkt macierzyński. Że pragnienie bycia matką wypędzi z serca niemożliwą pasję. Ale tak się nie stało. Nigdy się nie rozbudził. Wreszcie Katherine nie wytrzymała i otruła się. Przed śmiercią kazała mi obiecać, że jeżeli uratuję jedną miłość mogę do niej wrócić. Przysięgłam. I szukałam okazji, nawet po śmierci. Aż znalazłam ten dom. I postanowiłam, że to będzie właśnie to uczucie które ocalę. Tak mi bliskie.
- Jakie uczucie?
- Caine'a i Adriana. Jeszcze nie zauważyłaś? Nigdy nie kochali się jak bracia. Tylko jak mężczyźni. I nigdy nie potrafili tego zaakceptować. Caine ubzdurał sobie, że musi znaleźć swemu bratu inną miłość, bo to kazirodcze uczucie wyniszczy Adriana. I tak trwają splątani w coś, z czym nie mogą się pogodzić.
- Ale jak możesz im pomóc, Juliet?
- Powiedz im tylko jedno :' Zapomnijcie o barierach krwi. Krew służy życiu, a prawdziwe życie to życie z miłością. Zapomnijcie o rzeczach fizycznych. Nigdy nie byliście braćmi, nie duchowo. A więzy które was łączą to miłość.'
- Ja... przekażę.
- Dzięki. Żegnaj, Adrienne. Wracam tam gdzie moje miejsce.
- Do... eee... zaświatów?
- Nie. Do Katherine.

- Możecie mi wierzyć lub nie, ale tak właśnie powiedziała. A ja was żegnam. Jadę do mojej ciotki. Może się kiedyś zobaczymy. Ale wtedy chcę widzieć w tym pokoju już tylko jedno łóżko. Pa.

- Adrianie? Czy... wierzysz jej...?

- Myślę że tak.

- Czy Katherine i Juliet są szczęśliwe?

- Są.

- A my? Też możemy być szczęśliwi?

- Tak, Caine.

- Och... tak bardzo cię kocham i już nigdy się nie rozstaniemy, prawda?

- Nigdy. Obiecuję.

- Obietnice zawsze się spełniają, tak?

- Zawsze. W ten czy inny sposób. Czasem spełnia je nieco inaczej, inna osoba. Ale zawsze. Dlatego wierz w obietnice.

- W twoje zawsze.

- Moją obietnicą jest miłość.

I wtedy zapominając o wszystkich barierach pocałowali się.
I ich obietnica się spełniła.
Bo obietnice zawsze się spełniają.

---Neru
pvinka@interia.pl