Dzikość
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 23:16:06
Mężczyzna krzyknął krótko z bólu. Niemal natychmiast rozległo się plaśnięcie i drobne, półnagie ciało przeturlało się po podłodze w ciemny kąt prawie pustego małego pokoju o pokrytej starym linoleum podłodze. Ciemnowłosy chłopak błyskawicznie poderwał się na czworaki i starłszy wierzchem dłoni ściekającą mu po brodzie strużkę krwi, odskoczył pod ścianę, przywierając do niej plecami. Patrzył czujnie na swojego oprawcę zielonymi oczami pełnymi zwierzęcego strachu i agresji. Wysoki blondyn stał bez ruchu w pobliżu drzwi. Na podłodze, obok jego prawego buta zaczęły pojawiać się ciemnoczerwone cętki krwi skapującej z dłoni. Mężczyzna chwilę wpatrywał się w ciemnowłosego, wreszcie wolno uniósł rękę na wysokość oczu. Obserwował płynącą mu po palcach czerwień. Ile ze zwierzęcia jest w człowieku? Ile pierwotnych reakcji pozostaje.? Kiedy i w jakich okolicznościach bestia podnosi swój obmierzły łeb? Wydobywszy z kieszeni spodni szmacianą chustkę, zawinął palce. Przytrzymując materiał zębami, zawiązał ciasno prowizoryczny opatrunek. Rozejrzał się po pokoiku, oświetlonym jedną tylko, słabą żarówką. Cztery metry na cztery. Żadnego okna. W rogu zmiętoszony koc, by chłopak miał na czym spać. I wiadro, wiadomo do czego. W pomieszczeniu było ciepło. Bardzo. I dość duszno. Mężczyzna rozpiął dwa górne guziki koszuli, po czym ściągnął ją przez głowę. Rzucił ubranie na podłogę, ruszając w kierunku chłopaka. Ciemnowłosy obserwował go czujnie spode łba. Blondyn zatrzymał się dwa kroki od niego. Przez długą chwilę siłowali się na spojrzenia. Dzieciak był czujny i gotowy do ucieczki lub ataku. Może to była brawura. Coś, jak próba pogłaskania wściekłego, rannego psa. Ale mężczyzna lubił ryzyko. Wolno wyciągnął w jego kierunku zdrową rękę. Chłopak cofnął się jak oparzony. Blondyn doskoczył do niego chwycił za przedramię. Dzieciak jęknął protestująco, szarpnął się i zamachnął łokciem. Mężczyzna zrobił unik, jednocześnie kolanem trafiając chłopaka w żebra. Ciemnowłosy zachwiał się, cofnął od impetu uderzenia, krzywiąc się z bólu i wtedy tę chwilową niepewność wykorzystał napastnik. Kopniakiem podciął mu nogi, chwycił za przedramię, powalając na podłogę. Chłopak zwalił się na bok z głośnym jękiem, jednak prawie natychmiast spiął się, by zerwać na nogi, lecz blondyn był już obok. Objął dzieciaka ramionami od tyłu w pasie, pochwycił za obie ręce i przycisnął mocno jego plecy do swojej klatki piersiowej. Chłopak wierzgnął, lecz blondyn przycisnął kolanem jego nogi unieruchamiając je. Ciemnowłosy jęknął wściekle najwidoczniej niezadowolony z takiego obrotu sprawy. W półmroku można było dostrzec, że usta mężczyzny rozciągnął lekki uśmiech.
- Spokojnie. - wyszeptał, przytrzymując go siłą całej swojej sylwetki. Czuł dziki opór chłopaka. Wszystkie jego mięśnie były spięte. Ciałem wstrząsało drżenie tak silne, że niemal przypominające drgawki. Blondyn trzymał jednak mocno. Znał siebie i wiedział, że prędzej wydusi mu z płuc ostatni oddech, niż puści. I chłopak też musiał sobie to uświadomić.
- Wiesz, że i tak to zrobię. - wyszeptał mężczyzna do ucha ukrytego pod pasmami czarnych włosów i objął mocniej ciało, które nagle szarpnęło się. Przytrzymał. Przeczekał buntowniczą niemą furię mięśni, ścięgien i arterii. I wtedy chłopak rozluźnił się. Zupełnie, jakby organizm był zbyt wyczerpany, by stawiać dalszy opór. Oddychał tylko szybko i gwałtownie.
Blondyn bez trudu ujął chudziutkie nadgarstki chłopaka owiniętą w chustkę dłonią i uwolnioną w ten sposób drugą ręką przesunął po nagim spoconym torsie swojej ofiary. Wolno zakreślił palcami okrąg wokół pępka. Chłopak odruchowo i chyba w ramach protestu wciągnął brzuch. Mężczyzna wsunął dłoń pod luźne czarne spodenki, głaszcząc wilgotną skórę. Chłopak nie był jeszcze dojrzały, ale nie był też już dzieckiem. Mężczyzna wsunął palce w ciepłe, mokre od potu miękkie włosy. Dzieciak ścisnął uda, lecz blondyn nagłym uderzeniem kolana rozsunął mu brutalnie nogi, zablokował je nim, od razu przyciskając tę plątaninę kończyn drugim kolanem. Chłopak znowu spiął się, walcząc o uwolnienie. Bezskutecznie.
- Przecież to lubisz. - szepnął znowu łagodnie mężczyzna. - Widziałem, jak sam to robisz. - dodał. Ciemnowłosy wzdrygnął się. Palce blondyna głaskały skórę jego członka. Opuszki łaskotały, tarły i drażniły to żołądź, to trzon, sięgając jeszcze niżej, do moszny. Zwinne palce ważyły to jedno, to drugie jądro, skubiąc delikatnie skórę, stawiając prącie na baczność. Chłopak oddychał szybko, powietrze świszczało przez jego zaciśnięte zęby. Pojękiwał gardłowo, nie wiadomo, czy z rozkoszy, czy wściekłości. Jeszcze raz spróbował się wyszarpnąć, jednak mężczyzna mocno przytrzymywał jego nogi i ręce. Dzieciak zaskomlał żałośnie. Wtedy blondyn cofnął dłoń, unosząc palce do swojej twarzy. Powąchał, wciągając zapach potu i męskości. Chwycił za gumkę spodenek chłopaka i szarpnął w dół, opuszczając je nieco. Otwartą dłonią pogładził kształtną półkulę pośladka. Znowu sięgnął do genitaliów ciemnowłosego, który jęknął w proteście i znów się spiął. Mężczyzna jednak nie przejął się tym ani trochę. Jego dłoń najpierw wolno, ale z każdą chwilą coraz szybciej i mocniej pieściła jego przyrodzenie, sprawiając, że członek intensywniej nabrzmiewał krwią. Palce obejmowały sztywny trzon, bezlitośnie tarły, zmuszając niechętny narząd do reakcji. Z ujścia cewki moczowej wypłynęła kropelka przeźroczystego płynu. Mężczyzna uśmiechnął się. Dotknął ją opuszkiem palca i powoli i dokładnie rozsmarował na czubku żołędzi. Chłopak znowu poruszył mimowolnie biodrami. Stęknął. Wtedy blondyn klepnął lekko palcami sterczący organ. Dzieciak krzyknął, lecz natychmiast zagryzł wargi, tłumiąc jęk. Mężczyzna ostrożnie zbliżył dłoń do jego szyi. Nie napotykając na jakikolwiek przejaw agresji, ujął go za szczękę, następnie odwrócił lekko jego głowę, by spojrzeć mu ostrożnie w twarz. Ryzykował w najgorszym wypadku ugryzieniem, w najlepszym opluciem. Popatrzył chłopakowi w półprzymknięte zielone oczy. Dzieciak oddychał płytko przez uchylone wargi, wzrok miał mętny, lecz nie płakał. Blondyn dobrze wiedział, kiedy może. Jednak na wszelki wypadek ujął jego brodę tak, by w razie czego zablokować mu żuchwę kciukiem. Wolno musnął ustami jego czerwone od krwi wargi. Nie napotkał sprzeciwu. Pogłębił pocałunek. Chłopak odpowiedział leniwie. Wtedy mężczyzna przerwał. Odsunął się i uśmiechnął lekko. Nigdy nie odważył się, by włożyć mu język w usta. Płytkie pocałunki mu wystarczały. Znowu musnął delikatne wargi, pieszcząc je z lubością i wyczuwając na nich słonawy akcent potu oraz żelazisto-kwaśny smak krwi. Puścił głowę chłopaka i włożył sobie do ust dwa najdłuższe palce. Poślinił je mocno. Nieco zmienił ułożenie nóg, wystarczająco, by móc dostać się do pośladków dzieciaka, lecz nie na tyle, by umożliwić mu jakąkolwiek obronę, lub próbę ucieczki. Musnął palcem wskazującym mały pomarszczony otwór. Naparł lekko. Chłopak wzdrygnął się. Spiął pośladki. Na niewiele się to zdało. Blondyn wsunął głębiej i bardziej stanowczo palec. Po chwili wycofał, a do pierwszego palca dołączył drugi. Wsunął oba do środka. Dzieciak znów szarpnął biodrami, próbując swoich szans na uwolnienie się.
- Pamiętaj, że inaczej zrobię to na sucho. - szepnął mu mężczyzna do ucha tonem nagle tak lodowatym, że chłopak drgnął. Poskutkowało. Ucichł. Uspokoił się. Mężczyzna dokończył penetracji, wsuwając palce głęboko i rozluźniając nieco ciasny odbyt, zasmarowując go śliną. Blondyn rozpiął własne spodnie, wydobył sterczący już w gotowości oręż. Znowu polizał sobie palce, nawilżył skórę na swoim penisie. Chwycił obie ręce chłopaka i odciągnął mu je najpierw nad głowę, a potem na kark, wyginając mocno i boleśnie, prawie do zgruchotania barków. Przytrzymywał go tak chwilę, uwalniając się z plątaniny nóg. Dźwignął się na kolana i objąwszy dzieciaka w pasie, zmusił do uklęknięcia i pochylenia się. Rozwarł mu jędrne pośladki. Przytknął czubek penisa do otworu pomiędzy nimi. Chwycił nadgarstki chłopaka w obie dłonie, opuścił mu ramiona do wygodniejszej pozycji, następnie lekko naparł, przyciągając go jednocześnie za ręce. Ciemnowłosy gwałtownie wciągnął powietrze. Mężczyzna wsunął się w niego miękko, lecz nie do końca. Lubił doświadczać tej reakcji, kiedy mięśnie zwieracza najpierw rozciągały się, a potem obejmowały jego członek niczym ciepła wilgotna obręcz. A dzieciak do tego bronił się. Jęknął głośno i znowu szarpnął. Niepotrzebnie, bo to pewnie tylko spotęgowało jego ból. Wtedy mężczyzna naparł bardziej biodrami znowu zmuszając mięśnie do wpuszczenia go. Wdarł się brutalnie, mocno. Dzieciak krzyknął i poderwał się, jakby chciał odsunąć się od niego, jednak blondyn mocno trzymał go za obie ręce. Długą chwilę trwali w tej pozycji, bez żadnego ruchu, siłując się tylko napięciem mięśni. Wreszcie chłopak pochylił głowę, zwieszając ją nisko. Włosy opadły mu na twarz. Dyszał głośno. Już nie walczył. Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust. Cofnął lekko biodra i pchnął, wyrywając z gardła ciemnowłosego jęk bólu. Znowu uderzył biodrami o jędrne, gładkie pośladki o przyjemnie lepkiej gorącej skórze. Tym razem chłopak stęknął gardłowo, tłumiąc krzyk. Blondyn przyspieszył. Znalazł swój rytm i poddając mu się całkowicie, galopował. Ciało dzieciaka stopniowo zaczęło się rozluźniać, ulegać. Z każdą chwilą był coraz bardziej odprężony. Mężczyzna nagle wycofał się z niego i chwyciwszy go za przedramię odwrócił, zmuszając do położenia się na wznak. Chłopak oddychał łapczywie, patrząc półprzytomnie w sufit. Mokre włosy przyklejały mu się do czoła, dłuższe pasma rozścieliły się wokół jego głowy pozlepianymi strąkami na popękanym linoleum. Dzieciak drżał. Jego prawie białe ciało błyszczało od potu w świetle słabej żarówki. Blondyn chwilę upajał się tym widokiem. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że nieopatrznie puścił jego ręce. W tym samym momencie chłopak szarpnął się do góry, dosięgając jego ramion. Blondyn syknął z bólu, gdy paznokcie dzieciaka rozorały mu barki. Wierzchem dłoni uderzył go w twarz. Niezbyt mocno. Ale wystarczająco, żeby chłopaka przystopować. Ciemnowłosy z cichym jękiem opadł na podłogę, mrugając szybko. Mężczyzna znowu chwycił go za jeden nadgarstek. Machnięciem drugiej ręki sparował atak wolnej dłoni dzieciaka i również ją pochwycił. Objął je jedną ręką, mocno przyciskając obie do podłogi nad jego głową. Drugą dłonią chwycił chłopaka pod kolanem, zmuszając do poderwania pośladków w górę. Znowu w niego wszedł. Gwałtownie, z furią. Rozzłościł go ten atak. I własna głupota i nieuwaga. Czuł jak, pieką ranki po podrapaniu, a po ramionach spływa mu krew. Bez trudu dołączył to odczucie lekkiego bólu do wrażenia przyjemności, które teraz doznawał z każdym pchnięciem. Znowu przyspieszył, skupiając się tylko na tym, by osiągnąć spełnienie. Nastąpiło szybko. Chłopak nagle krzyknął. Ból? Orgazm? Obrzydzenie? Może wszystko na raz? Mężczyźnie było to obojętne. Z zamkniętymi oczami rozkoszował się własnym szczytowaniem, w kilku silnych spazmach wypełniając ciasne wnętrze dzieciak swoim gorącym nasieniem. Nigdy nie pamiętał, ile to trwa. Zapewne kilka chwil. Szum w głowie i niebywała rozkosz przyćmiewała wtedy jego umysł. Paradoks. On nie pamiętał. Chłopak pewnie nie chciał pamiętać. Dowodził tego za każdym razem, gdy po wszystkim, obracał się na bok, plecami do swojego oprawcy. Zrobił tak i teraz.
Blondyn odsunął się zostawiając go. Wstał z klęczek i podciągnął spodnie, ostrożnie chowają swój wymęczony rynsztunek. Sięgnął po leżącą nieopodal koszulę, szybko założył, czując jak materiał przykleja mu się do mokrych pleców. W powietrzu unosił się zapach potu, krwi i seksu. Popatrzył uważnie na leżącego do niego tyłem chłopaka. Skulony drżał lekko, a jego szczupłe barki momentami podrygiwały. Jasna skóra pleców i nóg lśniła od potu, gdzieniegdzie zaczynały pojawiać się na niej sińce. Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wolno ruszył do drzwi, uważnie nasłuchując. Już wyciągał rękę w kierunku klamki, drugą dłonią wydobywając z kieszeni klucz, kiedy nagle usłyszał cichy szloch. Stłumiony przez przyciskaną do ust dłoń, jednak niepowstrzymany. Blondyn zamknął oczy na długą chwilę, wsłuchując się w ten prawie bezdźwięczny płacz. Wreszcie podniósł powieki i uśmiechnął się. To zawsze dawało mu z tym dzieciakiem największą rozkosz. Ta jego zwierzęca dzikość. Dzikość, którą każdej nocy poskramiał.

KONIEC