Moonshine
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 21:43:52
-Asato, mam do ciebie małą prośbę.

Podniosłem wzrok znad książki i spojrzałem wyczekująco na Fujikę, która odrzuciła do tyłu długi warkocz. Siedzieliśmy właśnie w bibliotece Tokijskiej uczelni nad opasłymi tomiskami dotyczącymi psychologii oraz wszelakich zagadnień z nią związanymi.

-Mów. -powiedziałem zniecierpliwiony, kiedy Fujika uporczywie milczała.

-Wiesz, że profesor Yamaguchi powiedział, że weźmie na wakacje na praktykę do ośrodka, w którym kiedyś pracował, sześciu studentów.

Wyrzuciła w końcu jednym tchem z siebie Sashimatsu i siedziała teraz z siebie bardzo zadowolona.

-Hm?

-Tak, więc Asato, jedziemy.

Przez chwilę patrzyłem na nią z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami, chyba czegoś nie zrozumiałem. Musiałem zapewne głośnio to powiedzieć, bo Fujika zaśmiała się.

-Ależ dobrze rozumiesz. Za tydzień wyjeżdżamy na dwa miesiące...

-Miałaś mnie o coś poprosić, z tego, co pamiętam. -przerwałem wywód Fujiki.

Przez chwilę nic nie mówiła rozglądając się dookoła, sprawdzając czy nikt przypadkiem nie słyszy naszej rozmowy. Kiedy w końcu upewniła się, że żaden zagubiony w akcji student nie wyłoni się za regałów z książkami, nachyliła się nad stołem w moją stronę.

-Znam ciebie już bardzo długo i wiem, że byś odmówił wyjazdu. Miała poinformować ciebie o nim Uta...

Teraz to ja się jej bacznie przyjrzałem. Czy naprawdę myślała, że nie pojechałbym właśnie przez Utę?

-Czyli ona też jedzie, tak. -bardziej stwierdziłem niż zapytałem.

Nie musiałem nawet czekać na odpowiedź gdyż i tak wiedziałem jak ona brzmiała.

-Tak.

-Nie mów mi tylko, że myślałaś, iż nie pojadę właśnie z jej powodu.

Fujika poruszyła się niespokojnie na krześle i jak zwykle unikała mojego wzroku. Zawsze tak robiła, kiedy nie chciała się do czegoś przyznać.

-Przecież nie jesteśmy już dziećmi.

-Wiem, ale po waszym spektakularnym rozstaniu, o którym uczelnia mówiła jeszcze przez parę dobrych miesięcy i po tym jak ją unikasz myślałam, że odmówisz.

Rzeczywiście Uta w trakcie wykładów wpadła wściekła do sali, kiedy miałem zajęcia i zaczęła się drzeć w niebogłosy, że nie pozwoli już więcej rozbić z siebie idiotki i ma nadzieje, że w końcu znajdę sobie dziewczynę, która będzie moim lustrzanym odbiciem. Jak ona to zresztą ujęła - bo tylko na kogoś takiego zasługuję. Jej przemowa zrobiła wyraźne wrażenie na studentach, gdy tymczasem profesor Yamaguchi kazał jej opuścić salę.

-Dlatego proszę ciebie, żebyś ze mną pojechał.

Fujika wpatrywała się we mnie z nadzieją w oczach, zresztą jak mogłem jej odmówić? Znamy się prawie od dziecka i wiele razem przeszliśmy, więc nietaktem z mojej strony byłoby wykręcić się od wyjazdu.

-Dobra, pojadę. Chociaż nie chce mi się.

Na twarzy mojej przybranej siostry, jak ją często nazywałem, od razu pojawił się uśmiech tak szeroki, że momentalnie zacząłem się zastanawiać czy można tak szeroko rozciągnąć usta. Jednak w nadprzyrodzone zdolności Fujiki już nie wątpiłem. Szczególnie po jej proroczych snach, którymi dzieliła się ze mną i z niecierpliwością czekaliśmy aż obejrzymy je w rzeczywistości.
Dlatego też wcześniej wiedziałem jak moja znajomość z Utą się skończy. Poza tym dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z tego, że różnicy charakterów nie da się przeskoczyć tak jak mi się wcześniej wydawało. Oboje mieliśmy dominujące osobowości i przez to się cały czas ścieraliśmy, żadne z nas też nie chciało iść na ustępstwo.
Pamiętam jak Fujika przed dzień mojego głośnego rozstania z Utą chodziła przygnębiona i zbywała mnie krótkimi, lecz bardzo dosadnie sformułowanymi zdaniami. Wtedy zdałem sobie sprawę jak ważna jest dla mnie przyjaźń z nią i to nie ze względu na dziecięce wygłupy, które pomimo dorosłego wieko chodziły mam po głowach. Wiem, że najbardziej brakowałoby mi jej skomplikowanego charakteru, nawet szybkie zmiany nastrojów nie przeszkadzały mi już tak bardzo. Czasami w ogóle nie byłem w stanie zrozumieć Sashimatsu ani rozpracować jej toku myślenia.

-A, co wolisz tutaj zostać? Co będziesz sam robił przez całe wakacje? -parsknęła ostrzegawczo, co oznaczało, że za chwilę będzie miała napad złego humoru.

-I gapić się przez cały dzień w monitor! Boże, czasami ciebie nie mogę zrozumieć. -oparła czoło o blat drewnianego stołu.

-Dziękuję, potraktuję to jako komplement. -powiedziałem uśmiechając się bezczelnie.

-Przestań się tak szczerzyć. -westchnęła unosząc głowę. -Teraz mam ochotę zetrzeć ci ten uśmieszek z twarzy. Nie zaczynaj ze mną Hatsumaru.

-Jasne, jasne...



Tydzień szybko minął i zanim się obejrzałem nadszedł dzień naszego wyjazdu. Oczywiście nie obyło się bez wpadki, przez co moje plany stanęły pod znakiem zapytania, gdyż kolejny raz wylądowałem u dziekana.

-Hatsumaru Asato. -powiedział siwy mężczyzna przeglądając pobieżnie moje akta. -Znów się spotykamy.

Siedziałem w małym, lecz urządzonym z przepychem gabinecie, na skórzanym fotelu. Ponieważ siedzący naprzeciwko mnie człowiek nie odzywał się przez dobre kilka minut z wzrokiem utkwionym w dokumentach, zacząłem się z nudów huśtać. Rozklekotany mebel zaczął wydawać z siebie dźwięk, który natychmiast przyciągnął uwagę dziekana.

-Nie huśtaj się młody człowieku. -rzucił w moją stronę pełne nienawiści spojrzenie. -I zachowuj się.

Kiedy miałem już otworzyć usta, żeby powiedzieć coś, przez co na pewno zastałbym usunięty z uczelni, drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł do środka profesor Yamaguchi. Po raz pierwszy zobaczyłem mojego wykładowcę ubranego w zwyczajne ciemne jeansy i bordową bluzę. Tylko przyprószone siwizną czarne włosy i okulary z grubymi szkłami przypominały o jego wieku.

-Przepraszam, że przeszkadzam. Dowiedziałem się o właśnie całej sprawie.

-To dobrze. -stwierdził ze sztuczną uprzejmością dziekan.

-Chciałbym, żebyś dał Asato szansę na obronę pracy.

Zdziwiłem się, że profesor przyszedł się za mną wstawić, miałem też nadzieję, że dzięki temu uda mnie się skończyć szkołę.

-Chętnie bym to zrobił, ale wiesz, o czym napisał jeden z twoich najlepszych studentów. -wysyczał dziekan. -O prostytucji.

-Przecież temat pracy był dowolny z tego, co pamiętam, więc napisałem o tym, co mi najbardziej odpowiadało. -powoli zacząłem tracić cierpliwość.

Siedzę tutaj od dobrych trzydziestu minut, dlatego, że wypowiedziałem się na temat, którego nikt jeszcze na naszej uczelni nie poruszył.

-Dokładnie. -poparł mnie profesor Yamaguchi. -Poza tym, bardzo się z tego cieszę, że w końcu odważył się na ten krok i poruszył tematykę, o której nie za chętnie chce się mówić. Psycholodzy powinni mieć otwarty umysł i nie bać się rozmów na tematy okrzyknięte tabu. Dlatego teraz wystawiasz nam opinię ludzi, którzy boją się niewygodnych tematów. -zakończył z odrazą w głosie profesor.

Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że nawet po przemowie mojego wykładowcy dziekan zmieni zdanie. Byłem, więc zaskoczony, gdy powiedział, że za dwie godziny zbierze się komisja. Kiedy znalazłem się przed murami budynku, żeby zapalić i jeszcze raz przeanalizować, co się właściwie przed chwilą stało, jak spod ziemi wyrósł przede mną profesor.

-Hatsumaru, nie zmarnuj tej szansy, którą dostałeś. -powiedział podpalając swojego papierosa.

-Nie zmarnuję. Dzięki profesorze.

-Oj, będziemy musieli pojechać bez ciebie. -westchnął. -Ale mam nadzieję, że dojedziesz do nas jeszcze tego samego dnia.

-Dojadę, daję słowo.



Nic nie układa się po mojej myśli. Ledwo, co obroniłem pracę to jeszcze nadmiar złego źle spisałem sobie adres i oto proszę, wylądowałem przed rozpadającym się budynkiem. Wątpię, by ktokolwiek przy zdrowych zmysłach prowadził luksusowy ośrodek leczniczy w starej i zaniedbanej willi. Przeklinając moje szczęście usiadłem na zrujnowanych schodkach prowadzących na stylowy niegdyś ganek, zastanawiając się, dlaczego wysiadając z taksówki nie zwróciłem uwagi na okolicę. Dookoła były tylko o wyłącznie drzewa, więc widok nie był za ciekawy. Przeklinając mój los nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęło padać dopóki krople deszczu zaczęły z donośnym hukiem rozpryskiwać się o betonowe, sfatygowane podłoże. Nie zwracając uwagi na deszcz siedziałem nadal na schodach i rozpatrywałem sytuację, w której się znalazłem.

W krzakach nieopodal mnie zaczęło się coś ruszać i po niespełna chwili ku mojemu zdziwieniu wyszedł na oko siedemnastoletni dzieciak. Chłopak rozejrzał się uważnie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Jego wzrok spoczął na schodach, na których siedziałem. Niepewnie i bardzo powoli podszedł do mnie, po czym usiadł obok. Zdziwiło mnie to, że przemoczony dzieciak w taką pogodę szwendał się po lesie i jednocześnie zastanawiało, co on do cholery tam robił. Ale może przynajmniej będzie wiedział jak dojść do ośrodka. Już otwierałem usta, żeby zadać pytanie, gdy coś się znowu poruszyło w krzakach. Z zainteresowaniem, więc zacząłem się im przyglądać czekając na to, co wyjdzie zza nich.

-Cholera. -jeszcze za nim ktokolwiek się wyłonił z gąszczy dobiegł mnie znajomy głos.

Otóż przede mną stała wyraźnie wkurzona Fujika. Sapnęła groźnie, co mnie niezwykle ubawiło i posłała w moją stronę jedno z jej spojrzeń o przesłaniu - a co ty sobie wyobrażasz.

-Zgubiłem się. -postanowiłem załagodzić trochę sytuację.

-To ja wiem.

-Siedzę i czekam, aż deszcz przestanie padać. -dodałem, jeśli już się tłumaczyć to do końca. -I z lasu wyszedł ten dzieciak.

Fujika była wyraźnie czymś zdziwiona, odwróciłem się, żeby wreszcie spytać małego skąd się tu wziął. W jednym momencie zrozumiałem, o co chodziło Sashimatsu, gdyż tam gdzie wcześniej siedział dzieciak nie było teraz nikogo.

-Wiesz, zaczynam się o ciebie martwić.

Nie mogłem tego zrozumieć, przecież przed chwilą jeszcze tutaj był, jakim cudem zniknął. I dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem. Poza tym jakiś był dziwny, nie powiedział też ani słowa. Byłem coraz bardziej sfrustrowany i gdyby nie marudzenie Fujiki przesiedziałbym na tych schodach pewnie jeszcze z parę godzin.

-Możemy iść, czy będziesz się wpatrywał z głupim wyrazem na twarzy w jedno miejsce?

-Aha. Chodźmy.



Po paru minutach grzęźnięcia w błocie dotarliśmy w końcu do ośrodka, który z zewnątrz przypominał stary opuszczony dwór a jedyną oznaką życia była głośna muzyka dobiegająca z prawego skrzydła budynku.

-Słychać, że Rei dobrze się już bawi. -powiedziała z przekąsem Fujika.

Dobrze wiedziałem o tym, że jedna z drugą wręcz panicznie siebie nie lubią, poza tym nadal padający deszcz robił też swoje, czyli coraz bardziej wyprowadzał Sashimatsu z równowagi.

Przed wejściem stał profesor Yamaguchi z papierosem w ustach i z komórką w dłoni, kiedy nas zobaczył zamachał telefonem na powitanie.

-Widzę, że Hatsumaru w końcu się znalazł. -powiedział rozbawiony.

Zrobiłem niezadowoloną minę, kiedy Fujika w wielkim skrócie, lecz z nieodłącznym zapałem opowiedziała profesorowi jak długo mnie szukała i w końcu znalazła siedzącego przed poprzednią siedzibą ośrodka.

-Nie chcę być niegrzeczny. -przerwałem interesujący monolog Sashimatsu. -Ale chciałbym przebrać się w coś suchego...

Zanim zdążyłem dokończyć zdanie pan Yamaguchi mrugnął porozumiewawczo najpierw do Fujiki a później do mnie, zacząłem się zastanawiać, co to miało oznaczać, kiedy profesor przerwał moje rozmyślania.

-Ależ oczywiście, rozumiem to doskonale.

Chciałem podziękować za wyrozumiałość, ale nie dana mi była ta szansa, gdyż profesor w ekspresowym tempie zniknął za drzwiami. Nigdy nie zrozumiem jak on to robi.

-Idziemy, czy będziemy tutaj tak stać? -spytałem nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie powtórzyłem słowa Fujiki sprzed kilkudziesięciu minut.

Sashimatsu zaśmiała się cicho kręcąc z dezaprobatą głową i usiłując w tym samym momencie klepnąć mnie w ramię. Uznałem za stosowne zainteresować się tym, o co jej chodziło tym razem.

-No co? -użyłem, więc bardzo ładnego sformułowania.

-Nic. Chodź, pokażę ci gdzie masz pokój.

Nie mając innego wyjścia wszedłem za Fujiką do środka budynku, który wyglądał na jeszcze bardziej zabytkowy niż na zewnątrz. Swój udział w tym niewątpliwie miała bordowo granatowa tapeta, która nadawała ścianą wiekowy wygląd. Szliśmy przez parę sekund w całkowitym milczeniu mijając makabrycznie brzydkie obrazy wiszące na ścianach, na których artysta głównie uwiecznił księżyc. Zastanawiające było to, dlaczego wszystkie dzieła były takie mroczne i tak cholernie zimne.

-To tutaj.

Nawet nie zauważyłem, kiedy zatrzymaliśmy się przed solidnie wyglądającymi drewnianymi drzwiami.

-Aha, wieczorem jest zebranie. Przyjdę po ciebie za jakąś godzinę to sobie przed tym zrobimy małą wycieczkę rozpoznawczą. -powiedziała machając ręką na pożegnanie i znikła zza rogiem.

Stałem jeszcze przez chwilę na korytarzu patrząc za nią, w końcu jednak zdecydowałem zobaczyć jak moja kwatera na najbliższe tygodnie wygląda. Wszedłem do niedużego pokoju i pierwsze, co rzuciło mi się od razu w oczy to były ciężkie bordowe kotary wiszące smętnie przy ogromnym oknie z widokiem na las.