W ciągu jednej nocy...
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 21:26:55
ff dla tych, którzy uważają, że niemożliwe jest
napisanie czegoś fajnego i porządnego
w ciągu jednej nocy...:P)



-Szlag by cię trafił!!! Cholera... - wykrzyczał młody chłopak uderzając z pięści drugiego, który zaś upadł od tego na ziemię z wielkim łomotem. Leżał nie ruszając się w ogóle. Przyłożył tylko rękę do zaczerwienionego od uderzenia policzka.
Dziwne też było to, że nie zraniony, a ten, co to zrobił stał ze łzami w oczach. Po chwili opierając się o ścianę, osunął się na podłogę strącając przy tym obraz dość sporych rozmiarów, którego rama rozpadła się na części, a szyba stłukła na kilka podłużnych, ostrych kawałków.
- Jeff...? - wyszeptał leżący od ciosu chłopak. Na co drugi, odbąknął zwykłe leniwe "Co...? ". - Dlaczego właśnie tak to się musiało skończyć? - dokończył.
- A czy ja jestem jakimś cholernym, kurwa pierdzielem od jasnowidzenia...? Czy ja mam napisane na czole Jeff Hellmaker, jasnowidz do kurwy nędzy?
Zapanowała cisza, ani jeden, ani drugi nic nie mówił, zdawało by się, że myśląc nad czymś obydwaj czekali na to, który pierwszy się odezwie.
Rozległ się głos motaniny kawałków szkła. Blondyn, który strącił obraz starał się znaleźć jak największy jego kawałek. Wydobył największy jaki znalazł i chwycił mocno w rękę. Tak mocno, że między palcami pojawiły się krople krwi powoli sączącej się z przeciętej ręki. Wstał, odchylił głowę mocno do tyłu i zaczynając od szyi poprzez barki, pierś i brzuch zatrzymując ostrze na pępku przejechał delikatnie odłamkiem szkła po swoim pół nagim, odzianym tylko w spodnie, subtelnie wyrzeźbionym ciele.
Widząc to drugi ocknął się nagle. Niezgrabnie podniósł się siadając. Z lekką niepewnością i dziwnym spojrzeniem w oczach uważnie zaczął przyglądać się temu co robi ten drugi. Mimo mroku, jaki panował w pokoju widział wszystkie jego ruchy dokładnie. Przymrużył oczy jakby chciał wychwycić jeszcze więcej, niż pozwalała mu na to noc. Nie wiedzieć dlaczego, w jednej chwili niepewność zniknęła, a pojawiła się namiętność i niewiadoma żądza...ale czego??? Na twarzy blondyna rysował się szyderczy uśmiech dający wszystko do zrozumienia.
- Wiesz co Amade? - zapytał przykładając koniec ostrza szkła do ust.
- Wiem, nie musisz prosić, ani nic mówić... - odpowiedział wstając.
Zdjął koszulę, spod której ukazało się równie piękne, wyrzeźbione ciało, na którym wysublimowanie rysowały się linie każdego mięśnia, okrywane nienaruszoną, nieskazitelnie gładką jak aksamit skórą. W promieniach księżyca przenikających przez żaluzje wyglądał jak posąg anioła z najczystszej porcelany wykonany ręką bóstwa sztuki i piękna.
Powoli zbliżył się do stojącego pod ścianą chłopaka. Każdy jego delikatnie namiętnie wyzywający ruch w kierunku blondyna powodował, że w jego oczach zapalała się coraz to większa, jak piekielny ogień gorąca, iskra.
Ciężki oddech, drgające palce, drżące usta, mężczyzna, który przytulił swoim ciałem ciało Jeffa do ściany. Stali pierś w pierś, dłoń w dłoń... usta w usta. Każdy szept nic nie znaczący, każdy oddech, każde westchnienie opadały gładko jak piórko na ciele ich obu powodując uczucie odprężenia jak ciepła kąpiel przy lampce drogiego wina i woni orientalnych kadzideł.
Nie było nic poza nimi dwoma. Czuli pod dotykiem ciepłych dłoni tylko swoje ciała, słyszeli tylko westchnienia rozkoszy sprawianej przez błądzące usta, widzieli tylko ciemność pod zamkniętymi oczyma rozświetlaną przez ogień namiętności jaką się darzyli.
- Podaruj mi to, czego nikt nie może... tylko ty mnie znasz, tylko ty mnie kochasz, tylko ciebie kocham ja... - wyszeptał Amadeuszowi do ucha korzystając z okazji uwolnienia na chwilę jego ust od pragnienia poznania jego wewnętrznego ciepła, jakie okazywał mu kochanek.
Ten zaś o nic nie pytając chwycił dłoń jego, z której wciąż skapywała krew od mocno ściskanego w niej szkła. Wrócił tą samą ścieżką, jaka prowadziła wcześniej w dół, patrząc bezustannie w gorejące oczy młodego chłopaka, który jeszcze nie tak dawno powalił go uderzeniem na ziemię.
Rysowała się w nich jedna jedyna chęć poznania czegoś co jeszcze nigdy nikt nie mógł mu podarować, śmiertelne pragnienie poznania niewiadomego uczucia, na które czekał aż do tego momentu, tej nocy...
Końcówka ostrza prowadzona dłonią nie już samego przewodnika, ale też odkrywcy przywarła znów do młodzieńca. Ten zamknął oczy, przycisnął usta do trzymanego szkła i szybkim ruchem podrywając głowę do góry rozciął je nie skrywając przy tym chwilowego cierpienia. Spod mocno zaciśniętych powiek wyjrzały łzy szybko spływając na szyję.
Na twarzy jego rysowało się po chwili inne uczucie, uczucie przyjemności i rozkoszy czerpanej nieokiełznanie, jak nektar spijanej.
Zaciśniętymi dłońmi Amade podniósł do góry, przyciskając do ściany ręce kochanka, prężącego się i upajanego rozkoszą smaku własnej krwi spijanej posunięciami języka.
Będąc niepokornie nienasycony świadomością tego co przeszywa jego ciało, nienasycony uczuciem nigdy wcześniej nieznanym, zatracił się odpływając w egoistyczne zatracenie dotarcia na szczyt przyjemności. Czując nagle przyjemne ciepło wewnątrz ust oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że to co się dzieje to dopiero początek podróży w świat erotyzmu.
Poczuł, że opuszka palca jego "nauczyciela" zbiera skrzętnie każdą kroplę krwi z rany. Kłębiące się myśli niepokoju były zabijane przez poczucie oddania i bezpieczeństwa jakie dawał mu Amadeusz.
Cała nagromadzona czerwona ciecz zaczęła powoli zamieniać się w linię prowadzącą przez środek jego ciała. Westchnął ciężko od potęgującej się zmysłowości tego co się z nim dzieje. Ręka zatrzymała się na granicy nagiego i jeszcze ubranego ciała Jeffa. Znaczące spojrzenie przeszyło go na wylot. Kochanek czekał na potwierdzenie, mimo bezgranicznej chęci i pragnienia poznania tajemnic swojej największej miłości, nie chciał przekroczyć ewentualnej granicy. Na co bez zastanowienia dał odpowiedź prowadzącą do jednego. Tajemnica przerodziła się w obiekt pieszczot i chęci sprawienia jak największej przyjemności "uczniowi".
Z ręki Jeffa wypadło szkło, które upadając raniło pierś starszego chłopaka dość mocno rozcinając aksamitną skórę. Co odziwo sprawiło mu to przyjemność. Puścił dłonie Hellmakera, sam zaś oparł się o ścianę jedną ręką, a drugą naprowadził głowę osuwającego się już ku ranie blondynka. Krew z ust Jeffa mieszała się teraz z krwią z ciała Amadeusza.
Jedynym dźwiękiem zagłuszającym martwą ciszę, był odgłos spijanej cielesnej cieczy o bordowo czerwonym kolorze, wyłaniającej się z rany strużka po strużce.
Teraz język młodego "chłopca" poprowadził krwistą ścieżkę wzdłuż prężących się rys uwypukleń mięśni, wyrzeźbionych na powierzchni jedwabiu ich ciał. Zatrzymał się na guziku od spodni. Odpiął go zębami, a dłońmi, które jeszcze przed chwilą błądziły na twardych, jędrnych pośladkach szybko osunął spodnie w dół.
Tak samo stało się z nim, po czym po chwili leżeli na ziemi tarzając się w okruchach szkła, które za każdym razem wbijały się w ich ciała. Ręce nie znały miejsca spoczynku tak jak i języki, szukając tylko jednego jedynego miejsca, gdzie wcześniej jeszcze nie było dla nich wstępu. Centymetr po centymetrze, miejsce po miejscu, zakamarek po zakamarku, nie było miejsca na mapie ich ciał, którego by obaj nie spenetrowali.
- Chcesz tego...? - spytał Amade przyciskając na krzyż rozłożone ręce, leżącego pod nim Jeffa.
- T...Ta... Tak... wyszeptał niepewnie, ale z ukrytą chęcią
. Chcąc spełnić życzenie wstał, i zdjął ostatnią rzecz stworzoną ludzką ręką okrywającą jego ciało, spod której zaś ukazała się wcześniej skrywana wielkość jaką obdarzyło go stworzenie boskie.
Jeff nie mogąc się oprzeć nieznanemu, mimo przerażających go rozmiarów zadania, na widok posągu anioła i ucieleśnienia jego pragnień, jakiego widział w postaci stojącej na wprost niego, podniósł się z podłogi i dopadł to, na co czekał od chwili poznania Amadeusza.
Czuł dłoń prowadzącą go do coraz głębszego doznania. Brakowało mu oddechu, gdyż cały był wypełniony swoim kochankiem. Słyszał jak na ciszy malują się obrazy nagiej bezwstydnej dzikiej rozkoszy niepohamowania przed żądzą zaspokojenia seksualnych marzeń. Słyszał czarne płótno nocnej ciszy rozdzierane przy każdym, coraz to pewniejszym, połknięciu kochanka w siebie.
Napawał się smakiem, czerpiąc przy tym jeszcze większą przyjemność z tego, że odnalazł wreszcie kogoś kto go kocha, kogoś kogo kocha on. Nie czuł się już zagubiony, odrzucony i potępiony za to kim był. Stał się dla kogoś wreszcie kimś ważnym, kimś potrzebnym. Jest bezpieczny, bo czuwa nad nim ktoś kto darzy go tym samym uczuciem co on... miłością.
Amade chcąc by Jeff również poznał to uczucie przykucnął, pocałował go delikatnie, po czym powoli położył na podłodze. Uśmiechnął się i chwycił ten sam kawałek rozbitego szkła, którym się wcześniej zranili.
- Ama... - szzzzzzzzz - przerwał widocznie zaniepokojonemu Jeffowi - Nie bój się... przecież mi ufasz... - powiedział to z taką psychozą w oczach, że młodemu chłopakowi zrobiło się na chwilę słabo. Rozciął materiał bielizny, nie raniąc ani razu ciała, które pod nią się skrywało.
- Widzisz, nie ma się czego obawiać... - słodkość płynąca w słowach, które wypowiedział od razu uspokoiła młodzieńca.
-Amade.......... - przymrużył oczy uśmiechając się przy tym.
Nadstawił palec, rozciął go sztyletem szkła i kropla po kropli nakapał krwią na prężącą się od rozkoszy czerwień szczytu męskości przed chwilą odkrytej. Po czym powoli wysunął z ust język i zaczął ją usuwać, a następnie łączyć się z Jeffem pochłaniając w siebie całą jego dumę. Bawił się, drażnił i pieścił go nie dając ani chwili wytchnienia narastającemu napięciu. Całe ciało blond chłopaka przeszywały dreszcze, na zmianę z gorącym uczuciem jakie dawał mu jego "Anioł". Wił się i prężył na wszystkie strony nie mogąc opanować tego, co popychało go do końca. Krótki oddech, szepty, tchnienia i jęki wypełniały cały pokój. Szczęście, strach, rozkosz, ból, wszystkie te uczucia znikły w jednej chwili w ustach demona seksu, który opanował go całkowicie.
Coraz szybciej, coraz mocniej, czuł, że koniec jest bliski. Krzyk dotarcia do celu rozdarł nieprzerywalnie i całkowicie głuche otoczenie, tak samo jak płonące i rozrywające odczucie upojenia, które przeszło przez niego jak grom zapalając wszystko co istniało i żyło w nim. Każdym punktem czuł tą przyjemną rozkosz, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. Napięcie jakie mu towarzyszyło pokazało się ze wszystkich stron.
Opadł delikatnie na podłogę i dalej ciężko oddychając czerpał i przyswajał ostatki szczytu.
- Bądź mną, a ja będę tobą. - wyszeptał subtelnym głosem Amade, na co Jeff nic nie mówiąc rozsunął nogi i w chęci odwdzięczenia się, poddał się woli propozycji.
Starszy z kochanków osunął się niżej zostawiając rękę na brzuchu, który masowała, drugą zaś starał się zlikwidować stan napięcia, który przeszkadzał swobodnie stać się im jednym.
Najpierw palcami, powoli i z wyczuciem, a następnie ustami i językiem starał się otworzyć drogę do nowego aktu.
Pod ciemnością zamkniętych oczu Jeff czuł tylko to co się z nim działo. Nagle jednak dotarło do niego, że to już nie palce, ani język stara się wedrzeć w jego ciało, lecz coś zupełnie większego.
Starając się nie sprawić bólu, Amade posuwał się do przodu bardzo powoli. Patrzył się na twarz, na której widział jedynie cierpienie. Łzy wydostające się z łatwością pod naporem kolejnych. Wiedział jednak, że tak musi być i mimo wszystko tak samo jak on, chciał tego również jego młody kochanek.
Dotarł do końca. I stali się jednym ciałem. Nie było już mężczyzny o czarnych jak piekło długich włosach, groźnym i przeszywającym spojrzeniu. O wyglądzie niczym najdoskonalsze dzieło wybitnego stwórcy, powleczone jedwabną osłoną, emanujące erotyzmem niewyobrażalnych doznań. Ani młodzieńca delikatnego, czułego, tak doskonałego, że nawet najpiękniejsze dźwięki zanikały przy jego melodii. Było tylko jedno ciało kołyszące się jakby w obłokach zwanych "Rozkoszą".
- Kocham cię...
- Ja też.... i nie chcę cię stracić. Boję się tego co będzie dalej... - odparł Jeff.
- Wiesz jakie jest wyjście.
- Wiem... - odpowiedział po czym chwycił za rozbite szkło, które jeszcze ociekało krwią kochanków i przystawił do swojej piersi. Amade przyspieszył, nie mając daleko do końca. Czuł jak narasta w nim gorące cudowne uczucie, aż w końcu spełnił się w roli kochanka, oddając cząstkę siebie. Z braku sił opadł na trzymającego przy piersi szklany sztylet Jeffa. Oparł się dłońmi i tak zamarli w bezruchu. Ich serca dzieliły jedynie skóra i splamione krwią ostrze.
Chłopak objął podpierającego się nad nim mężczyznę obiema rękami i mocno zacisnął dłonie.
- Inaczej się nie da...?- zapytał nie oczekując odpowiedzi
- Tak...inaczej być nie może... - lecz dostał ją, na którą znów uronił łzy, przez które wycisnął ostatnie słowa "KOCHAM CIĘ!!!" po czym mocno przycisnął ciało ukochanego do własnego. Ostatnie ciche krwawe tchnienie zamilkło, a na podłodze powoli rozłożyła się krwawa pościel otulając z każdej strony martwe ciała...



Koniec...




--------------------------------------------------------------------------------
Marilyn Manson ( hivhades@interia.pl)
dedykuję tego fic'a wszystkim którzy wciąż szukają.
:(
Oraz w szczególności Gregory'emu....