Ostateczna brama 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 20:53:13
Obudziło mnie delikatne brzęczenie podprogowego alarmu. Co znowu, do jasnej czarnej dziury? Zwlokłam się z łóżka i opadłam bezwładnie na fotel przy konsolecie sterowniczej.
- Pobudka, mój złomiku! - natychmiast wszystkie ekrany rozjarzyły się, ukazując wnętrze mojej twierdzy. Z podajnika po lewej wysunęła się filiżanka świeżutkiej bawarki. O taaaaaaaaak. chwyciłam ją w szpony i duszkiem wypiłam. Senność znikła równie szybko jak stado zyrkonowych deekin ściganych przez czarnego Dhwaia. Mały rubin zamigotał i po chwili na ramieniu siedziała mi holograficzna projekcja mojego domowego komputera.
- Wreszcie wstałaś, śpiochu! - pociągnęła mnie za jeden ze trzydziestu warkoczyków. - Od piętnastu minut próbuję dać ci do zrozumienia, że nie powinnaś przesypiać pierwszej od trzystu roahs okazji na świetną zabawę!
- Dahjeerla, nie zalewaj - spojrzałam na nią z wyczekiwaniem. - Skąd tym razem?
- Ano stąd - ekran opatrzony etykietką "Battle.net" zamigotał i pokazał grupę śmiałków studiujących wieeeelką mapę mojego przytulnego kącika, wiszącą na ścianie. Gwizdnęłam cicho przez kły.
- Przyszli z Diablo czy z Warcrafta?
- Z nowej, dość niebezpiecznej mutacji tego ostatniego - Jeerla w krótkim błysku lasera przeskoczyła z mojego ramienia na pulpit dotykowy. - Nazywa się toto World of Warcraft i jest najpopularniejszą grą MMORPG na Ziemi.
- Której Ziemi? - przerwałam jej, bo miałam pewne przeczucie.
- OADVHC851164 val.sdl.522.cir.EUS 8878 Ghaia - wyrecytowała bez zająknięcia kod międzywymiarowy mojej rodzinnej planety. Uniosłam brwi.
- To już tam doszli do takiego poziomu technologii, że potrafią za pomocą maszyn przenosić ludzi z ciałem i duszą do programów?
- No właśnie nie doszli - Jeerla znowu przeskoczyła mi na ramię. Słodkie maleństwo, wiele razy udowadniała mi swoją użyteczność. - Najprawdopodobniej są to po prostu fragmenty kodu źródłowego tej gry, wyrwane z osnowy i rzucone na zasadzie wirusa w transsferę. A ponieważ twoja siedziba jest wyjątkowo charakterystyczna, skierowały kroki w tą stronę.
- Tylko w jaki sposób te strzępki zyskały wolną wolę? - potarłam łuski policzkowe. To zaczynało śmierdzieć aż za znajomo. wreszcie poszukiwana myśl wypłynęła na powierzchnię.
- Jeerla, otwórz śluzy w sektorach od AD51545 do GW62541 i wypuść tam chłopców z inkubatorów ?, ?, ? i ?. Zaraz po tym masz zapuścić węża do OADVHC851164 val.sdl.584.cir.EUN 9775 Nantvuh i zafundować im jedno wielkie, ogólnoukładowe spięcie. Ja idę powitać gości.
Znikła z cichym piśnięciem. Wstałam i poszłam do łazienki. Oparłam się o marmurowy blat i spojrzałam w lustro. No tak, trzydniowe ślęczenie przed ekranami nikomu nie wyszłoby na dobre. Musnęłam pazurami łuski na szyi. Tak zdecydowanie za mało elektrolitów ostatnio. Ich piękna ognista purpura zmatowiała. przydałby się z tydzień przerwy. Gdzie tym razem?. może by tak skoczyć przez OADVHC851164 val.sdl.652.cir.EUA 2887 Drhavv na słoneczne, metaliczne pustynie OADVHC851164 val.sdl.885.cir.ENV 3351 Sklvvha? Tak, dawno już nie odwiedzałam tamtych sektorów. z otchłani pamięci napłynęły wspomnienia z dziesiątek tysięcy podróży. Gdzie ja nie byłam. chyba tylko w niebie i w piekle.
W międzyczasie malutkie, pająkowate roboty rozplotły mi włosy, rozczesały je i na nowo splotły ciasno przy skórze, końcówki pozostawiając wolne. Hmmm. na sto procent nie mogę im się pokazać w takiej formie. Co by tu. a, tak. Mogę przecież wrócić do swojej pierwotnej postaci. Zachować. tak, tylko zęby i fryzurę. No, jeszcze pazury. Morfer ustawiony. do środka. Niezbyt lubię to uczucie rozpadania się i składania na nowo, ale wiele razy przekonałam się, że odpowiedni kamuflaż zapobiega wielu niepotrzebnym kłopotom. No cóż, raz kozie śmierć. komenda głosowa, aktywacja obwodów molekularnych, charakterystyczny "skurcz" nerwów. no, po wszystkim. Wychodzę na zewnątrz i zaraz muszę łapać równowagę. Nie macie zielonego pojęcia, jak przydatny bywa ogon. Bez udziału woli stabilizuje człowieka na każdym podłożu. Kiedy w procesie morfingu usuwam go ze schematu, przez jakieś dwie, może trzy minuty mam kłopoty z chodzeniem prosto. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić. No, czas przywitać gości. Wychodzę z łazienki i po drodze przez sterówkę sprawdzam kilka łącz. Jeerla już wypuściła moich pupilków do wskazanych sektorów. Przez chwilę podziwiam też serię kolosalnych wyładowań jonowych w układzie Nantvuh. Oni żyją właściwie tylko dzięki maszynom i ogólnoplanetarnej sieci. Jak każda w miarę rozwinięta cywilizacja, dowiedzieli się o moim przytulnym kąciku i kilkakrotnie już próbowali włamać mi się na serwery. Najwyraźniej ostrzeżenia nie poskutkowały. ciekawe, jak sobie poradzą bez tej całej zaawansowanej technologii. Goście z Warcrafta najwyraźniej rozszyfrowali działanie mapy na parterze i teraz bawią się z D'kaanem. Biedaczek, ma problemy z cierpliwością. ale właśnie takie układy SI najlepiej się sprawdzają w roli strażników. Wystarczająco dużo samodyscypliny, by nie likwidować z miejsca nieszkodliwych gości, a jednocześnie silnie rozwinięta perfidia w wodzeniu nieproszonych przybyszów po nieprzeliczonych zaułkach labiryntu korytarzy.
Jeerla zmaterializowała mi się na ramieniu. Tym razem przybrała postać skrzydlatej jaszczurki. Ta to ma wyczucie sytuacji.
- Wszystko zrobione, idziesz? - w odpowiedzi podrapałam ją po łebku i wyszłam na główny hol, polecając podprogowo Tlannie monitorowanie tego miejsca oraz sektorów niebezpiecznych dla życia. Zbiegłam po schodach i wskoczyłam do teleportu. Chyba nie sądziliście, że będę drałować na piechotę z dwieście czterdziestego piętra na dół.