Samotność
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 19:54:39
Sprzedaję siebie. Za drobne.
Sam już nie wiem dlaczego.
Sprzedaję swoje ciało, swoją miłość, swoją duszę.
Mówią, że historia lubi się powtarzać.
Dlaczego zatem każdy z nas wierzy, że z nim będzie inaczej.
Że jego miłość potraktuje łagodniej. Wyrozumialej.
Historie o ludziach, którzy kochali szczęśliwie czytam tylko w książkach.
Książki kłamią.
Dlaczego zorientowałem się tak późno?
Nikt mnie nie ostrzegł.
Ale czy to nie powinno być we mnie?
Jakiś instynkt, sprawiający że się bez pudla rozpoznaje to, co zagraża twojej egzystencji.
Czy jestem jednostką słabą, od narodzin skazaną na bezlitosne prawo selekcji?
Czy dlatego nie rozpoznałem zagrożenia zanim było za późno?
A teraz tylko ból.
Ból, takie banalne słowo.
Nadużywane w dzisiejszych czasach?
Czy raczej nieszczęśliwie popularne?
Powszechne.
Coś co jest powszechne, nie może być unikatowe.
Niby kolejny banał, ale zdumiewa.
Coś, co nie jest unikatowe, nie budzi zainteresowania.
Coś, co nie budzi zainteresowania jest nudne.
Coś, co jest nudne jest sprzedawane za drobne.

Ja.
Ja.
JA.

Bóg wyrzekł słowo i stała się światłość.
Człowiek wyrzekł miliony słów i zapanowała ciemność.

Ciemność jest w moim sercu. Ciemność jest w mojej duszy.
Czy gdy dotrę do Boga, wyrzeknie On słowo i znów stanie się światłość we mnie?
Czy dla mnie nie ma SŁOWA?

Czy piekło to milczenie, czy miliony słów?
Czy bardziej ranią czyny czy słowa rzucone bezmyślnie?
Bezmyślnie, jak bezmyślnie. Z ludzką bezmyślnością da się jeszcze żyć. To dobra wymówka. Głupota. Najlepsza z możliwych. "On nie chciał", "On nie wiedział"... "Gdyby zdawał sobie sprawę, co czujesz, nie powiedziałby tego, nie w taki sposób".
Jaasne...
A jeśli wiedział. Jeśli nie ma wymówki nieświadomości, niecelowości, głupoty w końcu. Jeśli pozostaje jedynie obdarta z artystycznych upiększeń świadomość. Świadomość wagi swoich słów i ich konsekwencji.
O, z ludzką bezmyślnością jestem w stanie żyć, przyzwyczaiłem się. W końcu wszyscy jesteśmy bezmyślni. W końcu ja sam jestem bezmyślny. Nie myślałem zanim się zakochałem.
Trudniej żyć z ludzkim okrucieństwem. Tego nie ma we mnie i nigdy nie było. Brak we mnie zatem zrozumienia.
Wciąż nie potrafię myśleć.
Gonitwa moich myśli jest otępiająca. Nie potrafię ich wszystkich wyłapać w locie, wiec rezygnuję, zanim jeszcze na dobre zacząłem.
Jak wykrzyczeć swój ból, by był inny niż krzyki milionów?
By dotarł do czyichś czułych uszu.
Być innym, być wyjątkowym.
Wyjątkowe są płatki śniegu, które osiadają bezszelestnie na rękawie mojego płaszcza.
Co im z tego, żyją tak krótko.
Pyk, pyk, pyk i już ich nie ma.
Nie powtórzą się, ale i też nikt nie będzie tęsknił za ich niepowtarzalnością.
Cóż warta wyjątkowość, gdy nie ma komu jej ocenić. Docenić. I nie sprzedać za drobne.
W samotności nie istniejemy.
Zaczynamy być w chwili, gdy ktoś poza nami samymi dostrzega nasze istnienie. Jak w eksperymencie Schrodingera. Żadna z możliwych rzeczywistości nie zaistnieje, dopóki nie będzie świadomego obserwatora, który jej istnienie potwierdzi. Albo raczej będą istnieć różne możliwe rzeczywistości, równolegle. Nic dziwnego, że czasem cierpię na rozszczepienie jaźni. Nie ma mi kto powiedzieć, która z nich jest prawdziwa, więc istnieją wszystkie. Tylko w głowie ciasno od natłoku myśli. Moich? Cudzych? Naszych?
Największym ludzkim przekleństwem jest samotność. Tym jest to gorsze, że dotknie ona nas wszystkich, nieodwołalnie. Wymyślamy setki sposobów, by ją odstraszyć.
Tysiące dźwięków. Szmery, szelesty, hałasy. Widzisz, słyszę i mnie słyszą, więc nie jestem samotny.
Blaski, cienie, barwy. Widzisz, widzę i mnie widzą, zatem nie jestem samotny.
Łzy, uśmiechy, drżenia. Widzisz, czuję i mnie czują, więc nie jestem samotny.
Nie jestem.
Nie.

Oto ja.
Sposób na samotność.
Cudzą, bo przecież nie własną.
Nie?

-George.
-Tak?
-Czy to nie twoja pora, by iść na ulicę?
-Jason, proszę...- skamlenie w moim głosie. Nawet ja jestem tego świadomy. Boże, co to za wstyd. Ale są rzeczy silniejsze niż wstyd. Na przykład moja miłość do niego.
Uśmiech na jego wargach, bo przecież nie w oczach.
-Georgie...- jego głos jest jak pieszczota dla mnie, sprawia że istnieję, że warto istnieć. - Idź natychmiast na ulicę, gdzie twoje miejsce!
Jego głos jak tortura dla mnie. Sprawia, że istnieję, choć chciałbym przestać istnieć.
-Tak, oczywiście.
Moje posłuszeństwo jako znak dla niego, że może o mnie zapomnieć. Sam wydaję wyrok na siebie. Skoro nie wie, że jestem, to znaczy że mnie nie ma.
Są rzeczy gorsze niż morderstwo.
Są sposoby skuteczniejsze niż samobójstwo.

Stoję na ulicy. Mam uśmiech przyklejony do twarzy.
Płatki śniegu niedostrzeżone rozpływają się na moim ubraniu. Widzę je na rękawach, lecz na plecach dostrzec je nie sposób.
Wiem, że tam jesteście, wiem, wasza bytność nie pozostanie nie zauważona. Obiecuję wam. Obiecuję sobie.
Obiecuję...

-Hej!- obok mnie zatrzymuje się samochód. - Jesteś wolny?
Ja? Wolny? Dobry żart... Wolność jest dla istnień, nie dla ich cieni.
-Tak. - odpowiadam.
Drzwi uchylają się zachęcająco.
Taki sposób na samotność.
Cudzą, bo przecież nie moją...?



15.08.2003 Karolina Gałecka