Rex demonica 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 24 2018 08:57:07



- Oczywiście - powiedział hrabia Ustash. - Obiad powinien już być gotowy. Chodźmy. - Wyciągnął rękę i wypowiedział zaklęcie po którym dziura w podłodze powoli zaczęła się zasklepiać i już po chwili pomieszczenie wyglądała tak, jakby nigdy nic tam nigdy się nie stało. Dopiero wtedy pan domu ruszył przed siebie, a za nim bez słowa jego towarzysz i Athru.
Podczas posiłku, który zjedli tylko we trzech, obaj mężczyźni zaznajamiali go ze sprawami, które Athru musiał zapamiętać w pierwszej kolejności.
- Myślę, że to wszystko, co na chwile obecną powinieneś wiedzieć - powiedział hrabia Ustash, kiedy już po posiłku siedzieli w jednej z komnat, z kieliszkami w dłoniach. - Wszystko inne będziesz poznawał w zależności od potrzeb.
- A nie uważasz, że to będzie nieco dziwne? - spytał Athru.
- Niby dlaczego? - zdziwił się Wartas.
- Wyobraź sobie sytuację, gdy jestem gdzieś i czegos nie rozumiem. Ty mi zaczynasz to tłumaczyć, a wszyscy w kolo patrza na mnie jak na idiotę, bo tłumaczysz coś, co dla innych jest oczywiste. Myślisz, że będę chcieli mieć za króla kogoś, kogo uważają za głupka?
- Nie zajmuj sobie głowy tym, co myślą o tobie inni - powiedział Sarlas. - Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, kto będzie się źle o tobie wyrażał bez względu na to, co zrobisz. Po co więc marnować czas i siły na coś, na co nie masz wpływu?
- Niech ci będzie - mruknął Athru w duchu przyznając hrabiemu rację.
- Jeśli jednak tak bardzo się tym przejmujesz, to możemy rozpowiadać w koło, że jesteś moim dalekim krewnym, który żył głęboko w górach i jesteś trochę zacofany w większości spraw, bo wieści ze świata rzadko tam docierają.
- I myślisz, że inni się nabiorą na to grubymi nićmi szyte kłamstwo?
- Jeśli będziesz odpowiedni przekonujący, to tak.
Athru westchnął ciężko.
- Niech ci będzie. To co dalej?
- Najpierw musimy ci znaleźć Chowańca. A ściślej ty go musisz zlapać.
- Chowańca? A co to takiego? - zainteresował się Athru.
- W skrócie to magiczne zwierzę, które będzie ci towarzyszyć i wspierać swoją magią.
- To moja magia nie wystarczy? - zdziwił się. W ostatniej chwili powstrzymał się przed zdradzeniem ilości swoich żywiołów.
- Niestety nie. Ty znasz tylko zaklęcia związane z żywiołami. Chowańce znają inne, które mogą cię uzupełniać. Nieraz byłem świadkiem jak magia Chowańca uratowała życie jego właściciela.
- No dobra, to będę miał zwierzątko. A jak je można znaleźć
- Jest specjalny las w którym one żyją. Musisz tam pójść i schwytać jakiegoś.
- To chyba nie powinno stanowić problemu - mruknął.
- Wobec tego udajmy się tam i złapmy jednego - odezwał się hrabia Wartas odstawiając pusty już kieliszek i wstając z fotela.
- Teraz?
- A niby kiedy?
- No dobra - odparł Athru też wstając. - To chodźmy i miejmy to już za sobą.
- Za chwilę. Najpierw jedna rzecz - zaoponował hrabia Ustash.
- Coś więcej? - zaniepokoił się Athru.
- Nic wielkiego. Chodź za mną.
Chłopak posłusznie ruszył za mężczyzną, który zaprowadził go do jednej z komnat znajdujących się na piętrze.
- Ponieważ wybór króla odbędzie się dopiero za miesiąc, do tego czasu musisz mieszkać tutaj. To będzie twoja komnata. Masz tu wszystko czego potrzeba, łącznie z łazienką. Służący mają przykazane traktować cię jak członka mojej rodziny.
Athru słuchał tego wszystkiego jednym uchem, zainteresowany łazienką. Przez chwilę miał nadzieję, że będzie normalna kanalizacja, lecz uleciała ona, gdy tylko wszedł do łazienki. Na środku pomieszczenia stała podłużna drewniana balia, obok niej kilka wiaderek. Do tego parę szafek stojących pod ścianą i dziwny kołowrotek. Kiedy zainteresowany zaczął go oglądać, okazało się iż jest to urządzenie do transportowania na górę wody, która potem ogrzewano na kamiennym palenisku.
- No pięknie - mruknął - epoka kamienia łupanego. Jeśli jeszcze za kibel będzie robiło wiadro... - Rozejrzał się w koło, szukając wspomnianego mebla. Nie było go, za to dostrzegł jeszcze jedne drzwi. Zajrzał tam i zobaczył typową toi-toi, tylko, że w kamieniu i z drewnianym siedziskiem oraz wiadro z wodą do spłukiwania niesoczystości.
- To chyba jakoś przeżyję - stwierdził i wrócił do oglądania reszty łazienki. Jak się okazało w szafkach pochowane były środki czystości oraz wszystko co mogłoby się przydać w łazience.
Wrócił do komnaty. Hrabia Ustash i hrabia Watras wyglądali przez okno. Kiedy tylko Athru wszedł, odwrócili się.
- Dłużej już nie dało rady? A może pierwszy raz widziałeś łazienkę? - zakpił Harlem.
?Pierwszy raz tak prymitywną? - stwierdził chłopak w duchu, na głos nic nie mówiąc, Chociaż sporo go kosztowało ugryzienie się w język zanim palnąłby coś, co mogłoby wywołać zatarg.
- Co teraz? - zapytał zamiast tego.
- Kiedy ty kontemplowałeś łazienne widoki, służący przynieśli ubranie. - Ustash podszedł do ogromnej rzeźbionej szafy i otworzył ją ukazując wnętrze pełne najróżniejszych ubrań. - Twoje niestety zbyt się wyróżniają.
Athru podszedł. Przez chwilę przeglądał zawartość szafy, aż w końcu wybrał spodnie, koszulę i buty. Jednak gdy okazało się, że nowe ubranie nie ma żadnej kieszeni w której zmieściłby się nóż, zmienił buty na takie z długą cholewką. Na szczęście były one na tyle luźne, że mógł w nią schować spokojnie nóż, tak, że nie przeszkadzał przy chodzeniu.
?Trzeba będzie pomyśleć o doszyciu jakiś kieszeni? - pomyślał.
- Coś jeszcze, czy idziemy po tego Chowańca?
- To na razie wszystko - odparł Sargas Ustash. - Harlem zawiezie cię teraz na miejsce w którym można zdobyć chowańce, ja zaczekam na was tutaj. Mam tez obowiązki wobec własnej rodziny.
Hrabia Wartas i Athru wyszli z komnaty, zostawiając w niej właściciela włości.
- Znowu? - jęknął Athru kiedy dotarli do stajni.
- To najszybszy środek transportu - stwierdził Harlem wsiadając na konia trzymanego przez slużącego.
- Moglibyście wymyślić samochód - mruknął pod nosem Athru.
- Słucham? - Harlem zmarszczył brwi.
- Tak tylko sobie mamroczę pod nosem. Nie mogę? - mruknął Athru nie mając siły wdawać się w jałową, jego zdaniem dyskusję.
Harlem nie odpowiedział na zaczepkę, tylko wyciągnął rękę, a gdy chłopak ją złapał, pociągnął silnie, pomagając wsiąść na konia, za jego plecami. Ruszył gdy tylko chłopak złapał go mocno w pasie.
Tym razem Athru nie zamykał panicznie oczu, jednak mocno obejmował hrabiego, bojąc się, że spadnie w każdej chwili.
Jechali przez jakiś czas, który chłopakowi wydawał się wiecznością i gdy ten w końcu zaczął się przyzwyczajać do fundowanego mu trzęsienia wszystkich kończyn, nagle zatrzymali się.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział hrabia zsiadając z konia.
Athru z zaciekawieniem rozejrzał się w koło i zobaczył zaczynający się kilkanaście metrów przed nimi las. Lecz nie był to zwyczajny las. Chociaż drzewa wyglądaly zwyczajnie, to jednak ich liście były bardziej zielone. Soczysta ciemna zielen, to było określenie, które przychodziło mu do głowy. Było to bardzo dziwne, bo przez to las wyglądał jakby był nierealny, wyjęty z jakiejś gry komputerowej, w której grafik przesadził z kolorystyką. Do tego ustawienie drzew... niby stały jedno obok drugiego i miały normalnie wyglądające gałęzie, jednak jak się na nie patrzyło, to się miało wrażenie, że ktoś wziął linijkę, odmierzył niewidzialna linię i odciął wszystko, co za ta linię wychodziło, zarówno z przodu, jak i po bokach, tworząc w ten sposób idealny prostokąt.
- To jak mam schwytać tego Chowańca? - zainteresował się Athru, wciąż wpatrując w te dziwne drzewa.
- To już musisz sam zdecydować - odparł Harlem. Dopiero wtedy chłopak popatrzył na niego i zobaczył, że trzyma on w jednej ręce zwój liny i sieć, a w drugiej jakąś sakwę. - Bierz to i ruszaj.
- Sam?
- Oczywiście. To ma być twój Chowaniec, musi się słuchać tylko ciebie, więc musisz mu pokazać kto tu jest panem. Tu masz linę i sieć. W torbie masz żywność na kilka dni, nóż i krzesiwo.
- Kilka dni? - zaniepokoil się Athru. - To jak długo ja mam go łapać?
- Aż nie złapiesz. Jak raz wejdziesz do tego lasu, to nie wyjdziesz, póki nie złapiesz jakiegoś Chowańca. Może to potrwać kilka minut, albo kilka dni. Zależy od twoich umiejętności łowieckich i szczęścia. A jakby skończyła ci się żywność, to wszystkie rośliny w tym lesie są jadalne.
- No to pewnie będziecie czekać kolejny wiek na następnego kandydata na króla - mruknął Athru. - Umiejętności łowieckich nie mam wcale, a szczęście mnie ostatnio opuściło.
Hrabia nie skomentował słów chłopaka, więc ten tylko westchnął ciężko i zarzuciwszy sakwę na ramię wszedł do lasu. I zdziwił się widząc normalne drzewa, normalne krzaki i normalną trawę. Tylko ta zieleń była nienormalna.
- Ale ze mnie idiota. - walnął się w czoło. - Zapomniałem się spytać jak te chowańce wyglądają.
Odwrócił się chcąc naprawić ten błąd i złapać hrabiego zanim ten zdąży odjechać, lecz jedynym co zobaczył był las Chowańców.
- Kurwa, zapomniałem. Nie wyjdziesz, póki nie złapiesz, powiedział. Ale się wpierdoliłem.
Westchnął i ruszył przed siebie, nie zastanawiając się nawet w którym kierunku powinien iść i od czego w ogóle zacząć szukanie Chowańców. Uszedł kilkanaście metrów, nie widząc po drodze nic niezwykłego, gdy nagle coś jasnego prześwitującego między drzewami zwróciło jego uwagę. Zaciekawiony poszedł w tamtym kierunku. Kiedy doszedł, okazało się, że na ziemi siedzi młody chłopak z nienaturalnie wygięta nogą.
- Wszystko w porządku? A może potrzebujesz pomocy? - zapytał.
Chłopak popatrzył na niego i Athru zobaczył przerażenie na jego twarzy. Z paniką w oczach podniósł się i skacząc na jednej nodze próbował oddalić się jak najszybciej. Niestety nie udało mu się, bo już po chwili zawadził nogą o gałąź i wylądował twarzą na ziemi. Athru odruchowo rzucił trzymane przedmioty i podbiegłszy do chłopaka złapał go za rękę by pomóc mu wstać.
- Nie! - krzyknął przerażony chłopak. - Proszę, nie rób mi krzywdy!
- Uspokój się, chcę ci tylko pomóc! - odparł Athru przytrzymując wyrywającego się chłopaka.
- Pomóc? - Chłopak przestał się wyrywać i spojrzał niepewnie na rozmówcę. - To nie jesteś chorolakiem?
- Kim? - zainteresował się Athru.
- Chorolak. Poluje na chowańce by je sprzedawać.
- Zdurniałeś? - Athru wymowni popukał się w czoło. - Jestem tu by złapać Chowańca dla siebie, a nie na handel.
Słysząc to chłopak odetchnął z ulgą.
- Wybacz, myślałem, że jesteś z tymi, którzy mnie napadli i zabrali Chowańca. Jak ja teraz wrócę do domu? - W oczach chłopaka pojawiły się łzy. - Z tą nogą nie dam rady złapać znowu żadnego, a bez tego nie wydostanę się z tego lasu.
W tym momencie do uszu Athru doleciało potężne burczenie brzucha.
- Długo już tu jesteś?
- Nie pamiętam.
- A jak masz na imię?
- Też nie pamiętam.
- A cokolwiek pamiętasz?
- Nie wiem...
Athru westchnął.
- I co ja mam z toba teraz zrobić?
- Proszę, nie zostawiaj mnie tu, zginę, jeśli mi nie pomożesz. - W oczach chłopaka pojawiły się łzy.
- Chyba nie mam wyjścia. W sumie nie powiedzieli jak szybko mam złapać tego chowanca, więc mogę chyba poświęcić trochę czasu żeby ci jakos pomóc.
- Dziękuję. - Chłopak uśmiechnął się przez łzy.
- Najpierw musisz coś zjeść. Nie chciałbym żebyś mi tu wykitował z głodu zanim coś wymyślę. Chyba można tu rozpalać ognisko? - zaniepokoił się. Nie chciał żeby nagle wyskoczył nie wiadomo skąd jakiś strażnik lasu i go opierdolił za rozpalanie ognia.
- Można - na szczęście chłopak rozwiał jego obawy.
Athru pomógł chłopakowi dojść do leżącego w pobliżu zwalonego pnia. Potem przyniósł swoje rzeczy.
- Zaczekaj tu, nazbieram trochę chrustu żeby rozpalić ogień.
Chłopak tylko skinął głową. Na szczęście małych gałęzi leżało w pobliżu całkiem sporo, więc Athru dość szybko się uporał z ułożeniem dośc sporego stosu oraz kupki ?na zapas?.
- Znasz magię ognia? - zapytał chłopak kiedy Athru rozpalał ognisko wykorzystując do tego nowopoznane umiejętności.
- No tak - odparł niedbale, chociaż nutka podziwu którą usłyszał w głosie chłopaka wprawiła go w dumę.
- Ja niestety nie znam żadnego żywiołu. - Chłopak posmutniał.
- Ogień już rozpalony, to możemy się zająć tobą - stwierdził Athru, kiedy już był pewny, że ognisko tak szybko nie zagaśnie. - Najpierw jedzenie. Niestety nie wiem co mi przyszykowano, więc nie wiem czy ci będzie smakować.
- Cokolwiek dasz i tak będzie smakować lepiej niż leśne owoce.
- To one takie paskudne są? - zdziwił się. - Powiedziano mi, że można je spokojnie jeść.
- Ależ skąd, są bardzo słodkie, ale kilka dni z rzędu to samo może obrzydnąć. Poza tym wyjadłem już wszystkie do których mogłem się dostać z tą nogą.
- Proszę - Athru podał chłopakowi odwinięty papier z czymś w środku, co przypominało ogromnego pieroga z nadzieniem.
- O! Sziszkan! - Chłopak się ucieszył.
- Lubisz to?
- Bardzo!
- To wcinaj - Athru uśmiechnął się zadowolony - a ja zobaczę co z twoja nogą.
Zaczął delikatnie obmacywać nogę chłopaka i chociaż nie znał się kompletnie na medycynie, to miał wrażenie, że to dość skomplikowane złamanie z przemieszczeniem złamanej kości. Przy wtórze syków i jęków chłopaka powoli wyprostował nogę. Na szczęście ruchoma część złamanej kości nie przebiła skóry. Poszukał kilka w miarę prostych gałązek i z pomocą chłopaka usztywnił nogę używając do tego własnej koszuli i liny którą dostał od hrabiego Warlasa.
- Niestety nic lepszego nie da rady zrobić. - westchnął widząc efekt końcowy swoich zmagań z kończyną. - Ale lepsze to niż nic. Powinno wytrzymać do momentu aż zobaczy cię jakiś medyk.
- Dziękuję. - W oczach chłopaka zalśniły łzy. - Jesteś dla mnie taki dobry. Gdyby nie ty, zginąłbym tu. Jak ja ci się odwdzięczę?
- Wystarczy jak mi powiesz jak masz na imię.
- Ja? nie pamiętam. - chłopak posmutniał. - Próbowałem sobie przypomnieć, ale tylko boli mnie bardziej głowa. To chyba od tego uderzenia.
- Pokaż. - Athru wstał i ostrożnie rozgarniając włosy ostrożnie obejrzał głowę chłopaka. - Nie widzę to żadnej rany, tylko potężnego siniaka. Niedobrze.
- Dlaczego? Umrę od tego? - Zaniepokoił się chłopak.
- Raczej nie powinieneś. Niedobrze, bo nie wiem co robić. Nauczono mnie tylko opatrywać mniejsze skaleczenia, a w przypadku takich kontuzji nie wiem co robić. Ani też jak przywrócić ci pamięć.
- Ale i tak dużo wiesz. Ja nie wiem nawet tego. Chyba... - dodał niepewnie.
- Może zróbmy tak: dopóki nie wróci ci pamięć, będę mówił do ciebie imieniem... - Athru zawahał się. - Simon. Może być? Jak już sobie wszystko przypomnisz, wtedy mi powiesz jak naprawdę się nazywasz.
- Może być. - Chłopak uśmiechnął się zadowolony. - To co teraz?
- Chyba będę musiał znaleźć Chowańca i dla siebie i dla ciebie.
- Zrobisz to? Dla kogoś, kogo nie znasz? - Simon zdumiał się.
- No przecież nie mogę cię tak zostawić. Może i jestem czasami drań, ale nie bez serca. Tylko jest jeden mały problem.
- Jaki? - Zaniepokoił się Simon.
- Nie wiem jak taki Chowaniec wygląda. Wiesz, nie miałem z nim nigdy wcześniej do czynienia. Tam gdzie żyłem, nie były one do niczego potrzebne.
Athru zaczął się modlić w duchu żeby chłopak uwierzył w to słabe, naprędce wymyślone wytłumaczenie.
- Och, Chowańców jest cała masa. Różnie wyglądają i mają różne umiejętności. Jedne są słabsze, inne silniejsze. Są demony, które gdy muszą zdobyć Chowańca, to polują na konkretnego, uważając, że tylko ten jest dla nich odpowiedni. Inni zadowalają się tym, co złapią, żeby tylko był jakikolwiek Chowaniec. Najbardziej pożądanym, ale i też najtrudniejszym do złapania jest Zmienny.
- Zmienny? - zainteresował się Athru.
- To taki, który może się zmieniać i przyjmować postać innych Chowańców. A ponieważ wtedy przejmuje wszystkie umiejętności takiego Chowańca, więc często trudno jest go odróżnić od tego prawdziwego. Jest on najbardziej pożądany, bo wtedy w walce masz więcej zaklęć do dyspozycji. On może się zmienić w innego Chowańca w ciągu sekundy.
- Rozumiem. A ty do której grupy demonów należysz? - zaniepokoił się Athru, bojąc się, że chłopak będzie chciał jakiegoś niemożliwego do zdobycia Chowańca i on najzwyczajniej w świecie nie podoła temu zadaniu.
- Mnie wystarczy jakikolwiek, chociaż jak każdy byłbym dumny gdyby mi się udało złapać Zmiennego.
- Skoro one różnie wyglądają, to skąd mam wiedzieć, że to Chowaniec, a nie zwykłe zwierzę?
- To proste - Simon uśmiechnął się. - W tym lesie nie ma innych zwierząt, tylko chowańce.
- No, to faktycznie ułatwia sprawę.
- To złapiesz jednego dla mnie, tak jak obiecałeś?
- Złapię, złapię - odparł Athru wstając. - Jeśli mi się uda jakiegoś dostrzec.
- Jeśli będziesz wytężał wzrok i słuch, to prędzej czy później jakiegoś znajdziesz.
- W takim razie idę ?wytężać wzrok i słuch?. - Athru wziął sieć i ruszył w las.
Szedł powoli rozglądając się uważnie dookoła, jakby zbierał grzyby. Parę nawet znalazł, ale nei był pewien czy są jadalne, więc ich nie ruszał, za to próbował zapamiętać, żeby sprawdzić gdzieś jakie grzyby w tym świecie są jadalne.
Nagle kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Zamarł, uważnie nasłuchując. Po paru sekundach usłyszał wyraźny szelest, więc powoli, starając się nie wydawać żadnego odgłosu, odwrócił się w tamtą stronę. I zobaczył wychodzącego z zarośli ptaka wielkości kury. Nie był pewny czy ptak go zauważył, czy nie więc stał nieruchomo, starając się bezgłośnie oddychać i uważnie go obserwował, napinając wszystkie mięśnie do skoku gdy tylko nadarzy się okazja. Nadarzyła się dość szybko. Ptak zajęty wydziubywaniem pożywienia z ziemi przybliżył się do niego na tyle, że postanowił zaryzykować i rzucił się w jego stronę, jednocześnie wyrzucając sieć. Już myślał, że ptak złapie się w sieć, gdy ten spłoszony hałasem podniósł skrzydła i sieć ześlizgnęła się po jego grzbiecie. W następnej chwili poderwał się do lotu, piórami w ogonie mijając o włos wyciągniętą rękę Athru.
- Kurwa! - walnął wściekle pięścią w ziemię, kiedy boleśnie na niej wylądował.
Podniósł się, otrzepał z ziemi i liści i zaczął zwijać sieć, gdy nagle zastygł. Popatrzył na ziemię z niedowierzaniem.
- Ale jaja! - wyszeptał wciąż wgapiając się w jeden punkt. - Ta cholera ze strachu zesrała się jajkiem!
Tam, gdzie wcześniej stał ptak, teraz leżało dość spore, nakrapianie w czarne kropki jajo.
- To mi się chyba śni.
Ostrożnie dotknął jako palcem. Było jak najbardziej prawdziwe.
- Ciekawe czy będzie z tego jajecznica czy może jednak wykluje się Chowaniec.
Ostrożnie wziął jajko w obie ręce i wrócił do ogniska.
- Już wróciłeś? - Zdziwił się Simon, który próbował dołożyć gałęzi do ogniska. - Szybki jesteś - stwierdził z podziwem.
- No nie wiem. Coś mam, ale nie wiem czy to jest Chowaniec czy tylko jedzenie. - Wyciągnął przed siebie ręce.
- O rany! - Simon popatrzył zdumiony za zdobycz Athru. - To jajo Firliksa! Ty wiesz jak trudno jest znaleźć Chowańca kiedy jest jeszcze jajkiem?
- Znaczy wykluje się coś z tego? - upewnił się Athru.
- Jeśli zapewnisz mu odpowiednie warunki to tak.
- Czyli jakie?
- Musisz to jajo włożyć do ognia. Jeśli nie jest za późno, jeśli nie straciło zbyt dużo temperatury, to po paru godzinach powinno się wykluć.
Athru podszedł do ogniska. W pierwszej chwili cofnął się, gdy zrobiło się zbyt gorąco, lecz szybko sobie przypomniał, że przecież wybrał ogień jako swój żywioł, więc wsadził ręce w ogień ostrożnie kładąc jajo na gałęziach. Kiedy się odwrócił do Simona, miał wrażenie, że widzi w jego oczach uwielbienie. Szybko odpędził od siebie tę myśl.
- To ile teraz trzeba czekać? - zapytał siadając.
- Tego dokładnie nie wiadomo. Nie udało się aż tak dokładnie zaobserwować Firliksa, więc określono czas w przybliżeniu na 10 godzin. Ale równie dobrze może to być 8 czy 12.
- No to sobie poczekamy. A w międzyczasie nazbieram więcej drzewa.
- A nie idziesz łapać chowańca dla mnie?
- Teraz nie ma sensu. Robi się ciemno. Poczekamy do rana i wtedy spróbuję poszukać następnego.
- Ale na pewno poszukasz? - W głosie chłopaka Athru wyraźnie wyczuł strach.
- No przecież ci obiecałem, nie? - burknął zirytowany, że chłopak posądza go o gołosłowność.
- Wybacz, nie chciałem cię urazić. Ale wielu na twoim miejscu by zrezygnowało po tym jak już złapali Chowańca dla siebie. No bo przecież niby czemu mają narażać życie dla takiego nieudacznika? - Chłopak wyraźnie posmutniał.
- Ja taki nie jestem. Obiecałem to dotrzymam obietnicy - burknął Athru. - Poza tym tego Chowańca akurat chciałem dać tobie. Zakładając, że się wykluje.
- Mnie? - Simon podniósł zdumiony wzrok na rozmówcę. - Ale dlaczego?
- Bez Chowańca się nie wydostaniesz z tego lasu, nie? - Simon pokiwał twierdząco głową. - Twoja noga nie wygląda najlepiej, więc wskazane by było żebyś jak najszybciej dotarł do medyka. Ja mam zdrowe nogi, trochę prowiantu, więc mogę połazić kilka dni.
- Jesteś naprawdę bardzo miłym demonem. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
- Głupoty gadasz. - Burknął Athru zawstydzony ta pochwałą. - Na pewno są inni tacy jak ja. A tak w ogóle to zmieńmy temat! Ja znalazłem ci Chowańca, a ty teraz pilnuj żeby nie zwiał jak się wykluje. I mógłbyś mi opowiedzieć coś więcej o tym Firliksie.
- Oczywiście. Firliks, to ptak ognisty. Znaczy normalnie to jest mniej więcej tej wielkości - Simon uniósł dłoń nad ziemię - ma czerwono-pomarańczowe pióra, długi ogon, który ciągnie się po ziemi, a na głowie nastroszone pióra, jakby piorun trafił w jego grzywkę - zachichotał rozbawiony własnym porównaniem. - Ogólnie jest spokojny, znaczy nieagresywny. Jak musi walczyć to pokrywa się cały ogniem, jakby miał zaraz spłonąć. Ogon i pióra na głowie stają na sztorc. Pluje ogniem na różne sposoby: ciągłym strumieniem, raz za razem, małymi porcjami, albo formuje ogromne ogniste kule. Ogona używa do podsycania ognia. Może też na przykład uformować kulę, złapać ją w pazury, podlecieć wysoko i spuścić z góry.
- Brzmi całkiem nieźle.
- A wygląda jeszcze lepiej - Simon ożywił się. - Żebyś widział te ferie barw, ten ogień...
Athru roześmiał się widząc coraz większe podniecenie chłopaka.
- Wybacz, zapędziłem się - Simon szybko spoważniał.
- Ależ nie mam nic przeciwko. Po prostu wyglądałeś jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. - Na te słowa Simon zmieszał się lekko. - Mam nadzieję, że jednak coś się z tego jaja wykluje.
- Też mam taka nadzieję - westchnął chłopak i przysunął się do ognia próbując obejrzeć jajko, lecz szybko się cofnął gdy jakaś zabłąkana iskra spadła na jego ubranie.
- A tobie nie jest zimno? - zapytał Simon po chwili milczenia.
- Nie. Dlaczego?
- No bo poświęciłeś swoją koszulę na moją nogę, a w nocy może być chłodno.
- Nie przejmuj się. Jeśli mi będzie za zimno to otulę się ogniem. Przecież moim żywiołem jest ogień.
- No tak, racja, zapomniałem. - Simon zaśmiał się głupkowato.
I znowu zapadła krępująca cisza.
- To ja może pójdę już spać - wybąkał Simon w pewnym momencie. Chwilę się pokręcił by znaleźć jak najlepsza pozycję. - Dobranoc - powiedział, kiedy już przestał się kręcić.
- Spokojnych snów - odparł Athru.
Athru nie był zmęczony, więc po prostu siedział, niespiesznie dorzucając gałęzi do ogniska. Wpatrując się w płomienie rozmyślał o mijającym dniu. Dopiero teraz do niego dotarło, że mimo iż to wszystko było dość dziwne i nierealne, to jednak dziwnie szybko to zaakceptował. Czyżby faktycznie stawał się już demonem? A może zawsze nim był, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy? Westchnął ciężko. Gdyby tak mógł z kimś o tym porozmawiać. Spojrzał na wnętrze prawej dłoni. Nic nie było widać. Przejechał kciukiem, jakby sprawdzał fakturę skóry.
- Wiem, że mnie słyszysz - powiedział nagle niezbyt głośno, wciąż jeżdżąc kciukiem po wnętrzu dłoni. - Ty wszystko słyszysz, a z nudów pewnie wszystko podsłuchujesz. Może więc tak byś wylazł z tej swojej dziury? Pogadalibyśmy sobie tak niezobowiązująco...
Nasłuchiwał przez chwilę, ale nic się nie działo. W końcu, gdy już stracił nadzieję, ziemia za nim zaczęła najpierw drżeć, a potem rozsuwać się, tworząc najpierw małą dziurkę, potem coraz większą i większą, aż w końcu znieruchomiała. Wtedy z dziury wychynął Adam i oparłszy się rękami o jej krawędź, zapytał:
- Serio mówiłeś?
- O tym podsłuchiwaniu? Strzelałem, ale widzę, że miałem rację - Athru wyszczerzył się.
Słysząc to Adam prychnął zirytowany i zniknął w dziurze.
- Ej, czekaj! Żartowałem! - Athru rzucił się do dziury kiedy ta powoli zaczęła się zamykać. - Nie chce mi się spać, to pomyślałem, że może se trochę pogadamy i się zmęczę żeby w końcu zasnąć. Albo po prostu czas jakoś przeleci. Słowo harcerza - dodał z podniesionymi w górę dwoma palcami widząc wpatrującego się w niego nieufnie Adama.
Ten po chwili zastanowienia wydostał się z dziury unosząc płynnie w powietrze i opadł miękko niedaleko Athru. Dziura zamknęła się dość szybko.
Athru poklepał stojący obok niego pieniek, którego wcześniej Simon używał do siedzenia.
- A to kto? - zainteresował się Adam spoglądając na śpiącego chłopaka.
- Biedna duszyczka w potrzebie. Chcesz trochę? - zapytał Athru wyciągnąwszy w stronę rozmówcy rękę z jedzeniem. - Zostało mi jeszcze trochę.
- Chcesz mi oddać swoje jedzenie? - Zdumiał się Adam ostrożnie siadając.
- A co w tym dziwnego? A, racja, przecież jesteś duchem tej planety, wyższym bytem, który nie potrzebuje jedzenia by przeżyć. - Adam skinął twierdząco głową. - Nie musisz, ale możesz, nie? - Kolejne kiwnięcie. - No to siadaj i bierz. Głupio tak jeść samemu jak inni patrzą.
- Dziękuję. Jesteś pierwszym, który zrobił coś takiego - stwierdził Adam między jednym kęsem a drugim.
- To dobrze czy źle? - zainteresował się Athru.
- Inaczej. Nie przynosi to żadnych konsekwencji, więc nie jest ani dobre ani złe, choć w pewnym sensie jest jednocześnie dobre i złe.
- Strasznie pokrętnie tłumaczysz. Nic z tego nie rozumiem.
Adam westchnął.
- Jak każdy mieszkaniec tej planety mam uczucia. Czasami boli, że ci którymi musze się opiekować zwracają się do mnie tylko wtedy gdy czegoś potrzebują, więc pod tym względem to jest miłe. Bo pomyślałeś o mnie jak o kimś zwykłym. Jednak z drugiej strony te uczucia które posiadam mogą sprawić, ze przez to, co zrobiłeś poczuję do ciebie większą sympatię. A to jest niewskazane, bo mogłoby oznaczać faworyzowanie cię. A ja, jako duch opiekuńczy powinienem traktować wszystkich równo, więc z tego względu to jest złe. Powinienem więc zignorować ciebie i to zaproszenie.
- Okej, rozumiem, ale chyba możesz to olewanie mnie zacząć od jutra? Dzisiaj po prostu posiedź tu ze mną, poopowiadaj więcej o tej krainie. Ustash i Wartas powiedzieli mi tylko z grubsza, a dla mnie wszystko tutaj jest takie niecodzienne. Do wszystkiego musze się przyzwyczaić. W ogóle dziwię się sam sobie, ze zareagowałem na to wszystko tak spokojnie. Normalny człowiek zacząłby panikować, albo co? A ja... Jakbym znalazł się w grze komputerowej, w którą już kiedyś grałem. Czy to znaczy, że jestem nienormalny? - popatrzył z napięciem na Adama powoli jedzącego swoja porcję jedzenia.
- Nie jesteś. To o czym mówisz to stereotypy zachowań, które w sobie wykształciliście i wmówiliście, że zachowywanie się w taki czy inny sposób jest właściwe, a inne zachowanie odbiega od normy. Wy już nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, tak tym przesiąkliście, że wykonujecie to automatycznie. Tutaj zresztą też tak jest. Myślę, że to już taka cecha wszystkich tych istot stworzonych przez boga.
- Tęsknisz za nim?
Tym razem Adam zastanawiał się dłużej nad odpowiedzią.
- Już nie. Na początku bolało mnie gdzieś tam w środku. Bolało mnie i za mnie i za te wszystkie istoty na tej planecie. Potem byłem wściekły, gdy nas przeklął i stworzył sobie nową zabawkę. A gdy zobaczyłem jak was też porzucił zrozumiałem, że tylko niepotrzebnie się tym wszystkim przejmowałem i denerwowałem. I że bóg wcale nie jest taki jakim go widziałem. Wtedy przestałem o nim myśleć.
- więc ja niepotrzebnie ci o nim przypomniałem. Otworzyłem tylko ranę. Wybacz.
- Nie ma czego. Jak mówiłem, przestał mnie on obchodzić dawno temu. Teraz interesują mnie tylko moje demony. Opiekuję się nimi, a one na swój sposób kochają mnie. Tylko czasami smutno się robi, gdy widzę, że ta ich miłość jest taka jak kiedyś moja do boga.
- Ale ty nie masz zamiaru ich porzucać, no nie?
- W żadnym wypadku! - oburzył się Adam.
- No właśnie. Więc dlaczego cię to oburza? To tak jak byś przyjmował miłość jednego ze swoich dzieci bez żadnych zastrzeżeń, a oburzał się na drugie, ze kocha cię tak samo. Nie ważne, że to jest taka sama miłość, ważne co ona z sobą niesie i jakie będą jej skutki.
- Myślałem, ze już cię trochę poznałem, a tu się okazuje, że potrafisz zaskoczyć - stwierdził Adam z podziwem. - Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem tylu mądrych słów.
- Zaraz tam mądrych... - wybąkał zmieszany Athru. - To takie luźne przemyślenia i wcale nie muszą być dobre.
- To co chcesz wiedzieć o tej planecie i jej mieszkańcach?
- Sam nie wiem. W ogólnym zarysie hrabia Ustash mi powiedział, reszta to już pewnie jakieś niuansiki. Tylko, że trochę tak głupio nie wiedzieć czegoś, co dla innych jest oczywiste.
- Niuansiki mają to do siebie, że wyskakują w nieoczekiwanym momencie, więc nie mogę ci z nimi pomóc. Po prostu będziesz musiał uważnie wszystko obserwować i dopóki nie nabierzesz większej pewności siebie być czujnym i uważać na własne słowa. Chociaż z tym to raczej nie powinno być problemu.
- Jak to?
- Zapomniałeś? Zanim sobie poszedłeś, powiedziałem, że stopniowo będziesz zapominał wszystko co pamiętasz ze swojego poprzedniego życia. Więc w pewnym momencie po prostu zaczniesz się zachowywać jak każdy z moich demonów.
- A kiedy to się stanie?
- Nie ma konkretnego momentu. Właściwie to już się zaczęło, tylko nie zdajesz sobie jeszcze z tego sprawy, bo znikają rzeczy o których nawet nie zdawałeś sobie sprawy, że pamiętasz czy wiesz. A im mniej będziesz myślał o tamtym życiu, a skupiał się na tym, tym mniej zauważysz, że czegoś ci brakuje.
Athru westchnął ciężko.
- Szkoda, że nie można tego odciąć tak od razu.
- Czemu? - zainteresował się Adam. - Aż tak nienawidziłeś swego życia?
- Aż takie złe nie było, ale były rzeczy, które bolały. Jak choćby to przez co tutaj się znalazłem.
- A co to takiego? - zainteresował się Adam.
Athru przez chwilę siedział w milczeniu wpatrując się w ogień. W końcu odezwał się, jednak nie oderwał wzroku od ogniska.
- Powiedz, jak to u was jest z kochaniem? No wiesz, rodzina, związki... Jak wy podchodzicie do związków osób tej samej płci? W ogóle jest u was cos takiego?