Gówniarz 35
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 03 2018 00:12:09



Rozdział 35: Noc, kiedy się poznaliśmy

Oczy Sławka, z niebotycznie rozszerzonymi źrenicami, wydawały się jeszcze bardziej wyłupiaste niż zazwyczaj. W zestawieniu z kwaśnym oddechem, który co rusz owiewał Filipowi twarz, i mocno zaciśniętą, kościstą dłonią na jego ramieniu, nie zapowiadało miłego spotkania pod klubem. Filip momentalnie spróbował się wyrwać, ale chudy (i o kilkanaście centymetrów wyższy) Sławek wykazywał się siłą, o której Wilczyński by go nigdy nie podejrzewał. Ponownie pchnął Filipa na mur, wbijając boleśnie palce w jego ramię, zupełnie jakby chciał je zmiażdżyć.
- Musiałeś się, kurwa, wtrącać? - warknął, mierząc go nienawistnym spojrzeniem.
- Powinieneś mi dziękować - odpowiedział Filip pewnym głosem, zadzierając jeszcze brodę. Gdyby miał do czynienia z Błażejem albo kimś pokroju jego gabarytów, pewnie by się przestraszył. Ale przed nim stał przecież tylko Sławek. Chudy, bojaźliwy, a teraz do tego naćpany. Nawet Filip, który do najpostawniejszych mężczyzn nie należał, nie miał się czego obawiać.
- Podziękować? - Wyłupiaste oczy zabłysły złością. Sławek momentalnie złapał Filipa za szyję, zaciskając na niej mocno dłonie i podduszając Filipa. - Już ja ci, kurwo, podziękuję - wysyczał, a skwaśniały oddech znów oblał twarz Wilczyńskiego. Tym razem jednak Filip w ogóle nie przejął się zapachem; nie zastanawiając się dłużej, wbił kolano między krocze Sławka, skutecznie go tym od siebie odciągając. Sławek zwinął się w bólu, uwalniając tym samym Filipa, który łapczywie wciągnął powietrze do płuc. Nie czekał jednak dłużej, aż Sławek powróci do pełni sił, już po chwili był przy nim, złapał go za włosy i odciągnął głowę do tyłu, tak, aby ten na niego spojrzał.
- Jesteś żałosny - warknął, ciągnąc jeszcze za włosy, przez co Sławek jęknął boleśnie. - Traktował wszystkich jak swoje psy, a ty jeszcze go bronisz - prychnął, mając ochotę splunąć na niego, czego jednak nie zrobił. W pewnym sensie było mu Sławka żal; prezentował godny pożałowania obraz nędzy i rozpaczy. - Dawałeś mu? - zapytał, nie mogąc się powstrzymać. Sławek nie odpowiedział, ale po jego spojrzeniu Filip wszystko zrozumiał. - Na twoim miejscu bym się zbadał - powiedział, nie mogąc powstrzymać szyderczego uśmiechu, który aż cisnął mu się na usta. - Tak się stało, że złapałem jedno gówno. I prawdopodobnie mam je od Błażeja, a jeśli nie, to Błażej na pewno ma je ode mnie, bo wiesz... Pacuła lubi bez gumy. - Mrugnął do niego, puszczając go i napawając się jego zdezorientowanym spojrzeniem. - Jeśli dawałeś się jebać bez kondoma, to moje kondolencje, kochana - dodał jeszcze z rozbawieniem, musząc przyznać, że naćpany i ogłupiały Sławek był przednim widokiem. Nie miał jednak czasu, aby się tym upajać, Maciej przecież na niego czekał w mieszkaniu.
Jakby nigdy nic odwrócił się i szybko ruszył przed siebie, zostawiając osłupiałego Sławka za sobą. Co do tego, że Sławek zrozumiał, o co mu chodziło, Filip nie miał żadnych wątpliwości. Wbrew pozorom był naprawdę ogarniętym człowiekiem, dość inteligentnym. Może przejrzy na oczy i odpuści sobie Pacułę.

***

- To co? Do mnie? - zapytał Jakub, kiedy całe towarzystwo już się rozeszło. Był trochę pijany, nie próżnował, jeżeli chodziło o alkohol, w przeciwieństwie do Łukasza, który cały wieczór spędził na rozmowie.
- Nie - odpowiedział, sprawdzając jeszcze telefon. Krzysztof poszedł jakąś godzinę temu, czego Łukasz naprawdę bardzo żałował. Dawno już nie rozmawiało mu się z nikim tak swobodnie, bez żadnych nerwów i uważania na słowa. Przy Jakubie wciąż musiał gryźć się w język albo zastanawiać się, czy konstrukcja zdania, które zaraz ma wypowiedzieć, jest poprawna. To z pewnością nie sprzyjało miłym konwersacjom. - Wrócę do siebie - mruknął, kiedy wyszli wreszcie z klubu na wczesnojesienną noc. Chłodny wiatr przypominał o zbliżającej się zimie, ale zielone liście na drzewach i powoli budzący się świt wciąż temu przeczyły.
- Jeżeli chciałbyś, do mnie jest bliżej. - Jakub nie miał co ukrywać, dzisiaj nie wyszło mu z podrywem, a nie chciał spędzać piątkowej nocy (albo już właściwie sobotniego poranka) w pojedynkę.
- Skąd ty w ogóle wiedziałeś, że znamy się z Krzysztofem, co? - zapytał w pewnym momencie Łukasz, który po kilku kieliszkach whisky stał się znacznie odważniejszy. Założył ręce na piersi, mierząc Jakuba nieustępliwym spojrzeniem, zupełnie jakby mógł przewiercić go nim na wylot.
- Czy to teraz ważne? Widziałem, że dobrze się dogadywaliście - odparł wymijająco, sięgając do kieszeni po papierosy.
- Ważne. Bo nie przypominam sobie, żebym ci o nim odpowiadał. - Łukasz zmarszczył brwi, mając już co do tego swoje podejrzenia, ale chciał usłyszeć to z ust Jakuba.
- Powinieneś być mi wdzięczny. - Wsunął papierosa między wargi, nie zaszczycając Łukasza chociażby spojrzeniem. Jakby nigdy nic sięgnął po zapalniczkę, podpalił koniuszek, żeby zaraz zaciągnąć się, niczym osoba, która zbyt dużo czasu spędziła pod wodą i wreszcie dane jej było wypłynąć na powierzchnię.
- Czytałeś moje maile - oskarżył go.
- Krzysztof to naprawdę miły facet, prawda? Chociaż trochę nieżyciowy, ale naprawdę miły. Można z nim porozmawiać, ale czasami sobie myślę, że nie chciałbym skończyć jak on i...
- Nie zmieniaj tematu - prychnął Łukasz z taką upartością, że nawet Jakub popatrzył na niego zaskoczony. Od tej strony nigdy go nie poznał.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć - przyznał Jakub, patrząc na Łukasza. - Jeżeli o to ci chodzi, nie będę wyrażać skruchy, że zajrzałem w twoje maile. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. - Wyprostował się, chcąc brzmieć jeszcze pewniej.
Łukasz prychnął, pokazując swoją dezaprobatę, jednak szybko dotarło do niego, że nie bardzo to potrafi. Stare nawyki trudno zmienić, a on przecież przez całe życie brał wszystko tak, jak leciało. Nawet się nie zastanawiał, o sprzeciwie już nie wspominając.
- Ty nie jesteś normalny.
- A kto dzisiaj jest normalny? - Jakub zaśmiał się i dopalił papierosa. Niedbale rzucił go na ziemię, przygniatając podeszwą swojego włoskiego buta. - Najważniejsze to, aby niczego nie żałować. - Przysunął się do Łukasza, patrząc swoimi mocno nietrzeźwymi oczami w jego, znacznie trzeźwiejsze. - Życie jest za krótkie na żałowanie. Czasem trzeba po prostu iść dalej.
Łukasz odetchnął. Pijany Jakub był chyba jeszcze bardziej irytujący.
- Coś proponujesz?
- Jedziemy do mnie? - powtórzył, a on parsknął śmiechem, nie potrafiąc nawet się teraz gniewać. A chyba powinien.
- Bezpośrednia aluzja z tym za krótkim życiem - przyznał i pokiwał głową. - Jest za krótkie, więc warto iść dalej. Do twojego łóżka na przykład?
Jakub uśmiechnął się szeroko. Z pijackimi rumieńcami wydawał się o jakieś dziesięć lat młodszy; tylko delikatne zmarszczki w kącikach oczu zdradzały jego wiek.
- Dokładnie.
- A co do tego maila i Krzysztofa... - Nie dokończył. Jakub złapał go za dłoń i pociągnął w kierunku ulicy, gdzie miał nadzieję złapać jakąś taryfę.
? To jutro. Dzisiaj nie psuj już nastroju.

***

Wszedł do mieszkania i już od progu powitała go łuna słabego światła padająca przez szybę drzwi od sypialni. Maciej nie spał, albo zasnął przy zapalonej lampce nocnej, co normalnie pewnie by go rozbawiło. I pewnie na drugi dzień nie powstrzymałby się od wrednych komentarzy, jednak znając sytuację i stan psychiczny Wyszyńskiego, o którym oficjalnie ze sobą nie rozmawiali, nie było mu do śmiechu.
Skrzywił się, ściągając swoje buty (te, które kilka tygodni temu kupił mu Maciej) najciszej, jak umiał. Mimo wszystko nie chciał obudzić Wyszyńskiego. Chociaż wcale tego nie okazywał, martwił się o niego i na samą myśl, do czego doprowadził go Błażej, miał ochotę wyrwać Pacule jaja. Ale może kiedy już śledztwo się zakończy, a później zapadnie wyrok, Pacuła trafi do więzienia i tam ktoś wyrwie mu te jaja w zamian za Filipa. Chociaż to oczywiście tylko głupie Filipowe mrzonki, znał Pacułę i wiedział, że kto jak kto, ale on odnajdzie się w tak patologicznych klimatach, jakimi są klimaty polskich więzień. Pasował tam idealnie.
Wszedł do łazienki, umył szybko zęby i twarz, zdjął ubrania przesiąknięte zapachem papierosów i potu, wrzucił je niedbale do kosza, żeby zaraz, w samej bieliźnie, wrócić do przedpokoju. Uchylił powoli drzwi, zaglądając do skąpanego w stłumionym, pomarańczowym świetle małej lampki pomieszczenia. Ciapek momentalnie podniósł głowę z paneli, łypiąc na Filipa podejrzliwie, a kiedy już go rozpoznał, zamachał tylko leniwie ogonem i wrócił do spania. Maciej też spał. Otwarta książka na kołdrze świadczyła, że przysnęło mu się w trakcie czytania. Filip bez słowa wszedł więc do pomieszczenia i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, nie chcąc nikogo obudzić. Popatrzył jeszcze na rozluźnioną we śnie twarz Macieja, aż wreszcie podszedł do łóżka i powoli wyciągnął opasłą książkę spod dłoni śpiącego. Wyszyński nawet nie drgnął. Oddychał równomiernie i spokojnie, z głową delikatnie przekrzywioną w stronę pustego miejsca na łóżku. Filip uśmiechnął się, patrząc na Macieja już bez złośliwości, jak to miało miejsce za dnia, kiedy co chwilę prowadzili swoje małe słowne wojenki. Pochylił się do niego i pod wpływem impulsu najpierw odgarnął roztargane, dawno nieprzycinane włosy z czoła, na którym ostatecznie złożył też delikatny pocałunek. Mógłby oczywiście wykręcić się swoim stanem upojenia, bo faktycznie był pijany. A kiedy był pijany, takie czułości przychodziły mu znacznie prościej niż normalnie. Nie zrobił tego jednak, w tamtym momencie nie widział sensu w tłumaczeniu swojego zachowania. Jakby nigdy nic wychylił się jeszcze do włącznika światła, a już po chwili w pomieszczeniu zapadł mrok. Ułożył się obok Macieja, wysupłując kołdrę i przysuwając się do partnera najbliżej, jak mógł. Objął go ostrożnie w pasie, pocałował w ramię i w akompaniamencie dwóch spokojnych oddechów wypełniających sypialnię, zasnął.

***

Mieszkanie było ciche. Pochłonęła je noc powoli ustępująca miejsca porankowi. Za oknem zaczęło szarzeć, ale dzięki zasłoniętym roletom w oknach, w ich sypialni wciąż panował mrok. Pomieszczenie wypełniały jedynie odgłosy snu, gdzieś tam można było usłyszeć stłumiony płacz dziecka dobiegający z innego mieszkania, ale nawet to w żaden sposób nie zakłóciło sennej aury panującej w apartamencie Wyszyńskiego.
W pewnym momencie Maciej przebudził się. Otworzył oczy, patrząc najpierw na zaciemniony sufit, aż wreszcie na śpiącego tuż obok Filipa. Oddychał głęboko, leżąc twarzą zwróconą w kierunku Macieja, który uśmiechnął się lekko na ten widok. Już miał podnieść się do siadu, żeby sięgnąć po butelkę wody stojącą na stoliku nocnym, kiedy usłyszał ruch w przedpokoju. Popatrzył zaskoczony na podłogę, mając nadzieję zobaczyć tam puste miejsce, co dałoby mu jasny znak, że wszystko jest zasługą Ciapka. Pies jednak smacznie spał tuż obok nich, nawet nie reagując na podejrzane odgłosy. Zdenerwowany Maciej popatrzył na drzwi, za szybą dostrzegł czarny, duży cień przemierzający przedpokój. Momentalnie bicie jego serca przyspieszyło. Ktoś był w mieszkaniu, ale kto? Błażej? Jacyś jego znajomi? Przyszli z zemstą?
- Dobrze sobie żyją - usłyszał tubalny głos, a później czyjś śmiech i dźwięk jakiegoś przedmiotu upadającego na podłogę. Czuł, jak zimne dreszcze przerażenia co rusz przebiegają po jego plecach, a strach staje mu gulą w gardle, uniemożliwiając spokojne oddychanie. Momentalnie wychylił się po telefon, chcąc zadzwonić na policję, ale źle go złapał, przez co upuścił komórkę na podłogę. Spróbował po nią sięgnąć; noga w gipsie uniemożliwiła mu jednak jakikolwiek ruch, a ciało z przerażenia stało się ociężałe i bezwładne. Patrzył na telefon, ale nie mógł go podnieść. Leżał na podłodze, która teraz wydawała mu się tak nieprzyjemnie odległa, oddalając się z każdą kolejną sekundą, wyznaczaną przez przyspieszone bicie jego serca. Odgłosy z salonu stawały się coraz głośniejsze. Śmiechy zaczęły zlewać się z dźwiękami demolowania mieszkania. Gdzieś przebijały się zwroty takie jak ?pedał?, ?pizda?, ?ciota?, a obrażenia, jakie Maciej odniósł kilka tygodni temu, rozgorzały nowym bólem. Zupełnie, jakby nigdy się nie zagoiły.
- Filip - wycharczał, a paraliż, który go ogarnął, nie pozwolił nawet na odwrócenie się do śpiącego tuż obok Filipa. - Filip...! - spróbował jeszcze raz, kiedy usłyszał, że drzwi od sypialni otwierają się. Coraz trudniej jednak było wydobyć mu z siebie głos, kątem oka dostrzegł zarysy zbliżających się sylwetek. Jego tętno z każdą chwilą przyspieszało, gardło zacisnęło się z przerażenia, a w okolicach klatki piersiowej czuł tak silny ucisk, że przez moment nie mógł nawet zaczerpnąć powietrza. Słyszał jakieś śmiechy, komentarze, aż wreszcie ktoś złapał go mocno za ramię i...
- Maciej! - popatrzył na zdenerwowaną twarz Filipa tuż nad sobą, rozświetloną porannymi promieniami słońca wpadającymi pomiędzy luki w żaluzjach. Ciemne oczy patrzyły na niego zdezorientowane i... przestraszone, jakby stało się coś poważnego.
Maciej momentalnie zerwał się do siadu. Ignorując mocny ból żeber, rozejrzał się dookoła, jakby poszukując napastników. Niczego jednak nie dostrzegł, prócz Filipa siedzącego obok i Ciapka patrzącego na wszystko ze zdziwieniem. Dopiero po chwili zaczęło docierać do niego, że to był tylko sen.
Okropnie realny sen, przez który teraz drżał niekontrolowanie i spocił się z nerwów, jakby to wszystko zdarzyło się naprawdę. Poczuł dłoń Filipa na ramieniu, powoli rozumiejąc, co właśnie się stało. Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, jak bardzo się właśnie wygłupił. Aż przesunął rozedrganą, mokrą dłonią po twarzy, próbując unormować swój oddech.
- Już okej - usłyszał cichy głos Filipa tuż obok, a po chwili ogarnęły go chude ramiona. - Wszystko okej - powtórzył, odgarniając mu spocone włosy z czoła i patrząc na niego tak, jak chyba jeszcze nigdy. Maciej odpowiedział na to spojrzenie swoim zdenerwowanym, nie wiedząc nawet, w jaki sposób zareagować. Nigdy nie mówili sobie niczego wprost i to był ich przepis na związek... czy cokolwiek, co właśnie tworzyli. Nie nadawali się do takich rzeczy; ani on, ani tym bardziej Filip, nie byli typami romantyków. Maciej też zawsze czuł się znacznie dojrzalszy od Filipa, w końcu wiek zobowiązywał. Uznawał go raczej za krzykliwego, egoistycznego gówniarza, niestworzonego do bardziej zażyłych relacji. Wciąż miał gdzieś z tyłu głowy, że w pewnym momencie Filip zawinie tyłek i odejdzie - w końcu miał tylko dwadzieścia lat, ciągłe zakochiwanie się w nowych obiektach to przecież domena młodości.
Ale jednak - Filip wciąż tkwił przy nim. A teraz na dodatek przytulał go w taki sposób, jakby nic więcej się nie liczyło. Jakby cały świat ograniczył się nagle tylko do ich sypialni, albo nawet łóżka, a cała reszta przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Maciej powoli położył się, czując, jak serce cały czas łomocze mu w piersi. Filip popatrzył na niego i uśmiechnął się, ale nie potrafił ukryć niepewności. Dopiero teraz w pełni zrozumiał, co tak naprawdę działo się z Maciejem. I że to nie były już tylko obrażenia fizyczne i jakieś tam drobne urazy psychiczne. To naprawdę siedziało głęboko w Macieju - pierwszy raz widział go rzucającego się na łóżku, przestraszonego, próbującego jakoś przezwyciężyć koszmar.
Pochylił się i pocałował Macieja w usta, żeby zaraz spojrzeć w powoli uspakajające się, jasne, wciąż zaszklone przerażeniem oczy. Uśmiechnął się lekko, zostawiając wszystkie złośliwości, jakimi kierowali się na co dzień, za sobą. Nic nie powiedział, bo nawet nie wiedział, co powinien powiedzieć w takiej sytuacji. W zamian znów pochylił się do Macieja i znów go pocałował, tym razem trochę mocniej. Ku jego zdziwieniu, Maciej uchylił ulegle usta, zupełnie jak nie on, pozwalając Filipowi na wszystko.
To Maciej zawsze mu pomagał. Był tą stateczną stroną, której Filip uparcie się trzymał. Tym razem czuł, że teraz jego kolej, aby dać Maciejowi oparcie. Bo nikt przecież nie jest ze skały, nawet jeśli dzień w dzień ukrywali przed sobą swoje słabości. Maski wreszcie spadły i chociaż wiedział, że gdy podciągną rolety, a w mieszkaniu zapanuje dzień, znów je na siebie ubiorą, to jednak wciąż mieli noc. Udawaną bo udawaną, sztucznie stworzoną za pomocą zasłon, ale jednak. W nocy łatwiej jest być sobą.
Pocałował go mocniej, wsuwając dłoń pod koszulkę i dotykając jego, już nie tak wysportowanej, piersi. A Maciej mu na to pozwolił. Odetchnął, czerpiąc z bliskości Filipa wszystko, co najważniejsze. Zawiesił myśli gdzieś w przestrzeni, nie chcąc się już nad niczym zastanawiać. Liczył się tylko Filip, ostrożnie ściągający mu koszulkę, i ciepło jego ciała. Chętne usta, całujące teraz jego tors, dłonie błądzące po skórze i po prostu obecność.
Stęknął, kiedy poczuł wargi Wilczyńskiego na swoim członku. Dawno się nie kochali ze względu na stan zdrowia Macieja. Brakowało im tego - specyficznego rodzaju bliskości, który może płynąć jednie z seksu. Tym razem jednak było inaczej. Maciej nigdy nie godził się na zostanie stroną bierną, zawsze lubił czuć kontrolę nad Filipem, ale teraz oddał ją bez żadnego sprzeciwu. W końcu była noc. Nastrój nierealności i wrażenie utknięcia pomiędzy snem a jawą wciąż się utrzymywały.
Kiedy poczuł palec tam, gdzie normalnie nie chciałby go czuć, również nie zaoponował, a Filip nawet nie wyraził swojego triumfu nad zdominowaniem Macieja. Bo żadnego triumfu nie było, po prostu robił wszystko instynktownie, a instynkt podpowiadał mu, żeby dać Maciejowi jak największą przyjemność. Gdy mięśnie Macieja zaczęły charakterystycznie drżeć, a jego oddech przyspieszył, zachęcony Filip również wzmocnił intensywność pieszczot zarówno ustami, jak i palcami. Doprowadzenie kochanka do szczytu nie zajęło mu długo, tygodnie abstynencji zrobiły swoje. Przełknął wszystko, czując, że sam jest już podniecony do granic możliwości. W żaden sposób jednak tego nie zakomunikował, a jedynie położył się obok Macieja, cały czas nie przerywając cielesnej bliskości. Objął go i pocałował jeszcze uspokajająco w policzek, kiedy poczuł dłoń przy swoim kroczu. Przymknął oczy, wczepił się mocniej w Macieja i pozwolił zaspokoić się ręcznie, a później, gdy dowody zbrodni zniknęły w chusteczkach, zasnęli jakby nigdy nic. Jeden przy drugim, bez żadnego słowa, bo słowa byłyby tu zbędne. Zresztą, przecież na tym już ich związek polegał - mówili jedno, myśleli drugie, robili trzecie. Istny festiwal paradoksu, ale co najdziwniejsze - obaj potrafili się w nim odnaleźć.

***

Kiedy całował Kubę, nie myślał o niczym. Wtoczyli się do mieszkania jak para mocno podpitych kochanków, chociaż jedynym podpitym był tu Jakub. Nie odrywając się od siebie, odnaleźli drogę do sypialni rozświetlonej pierwszymi promieniami wschodzącego dnia. Ale dla nich noc się jeszcze nie skończyła. Wciąż tkwili zawieszeni w niej, nie dopuszczając, że może tak szybko się skończyć.
Bo gdyby się skończyła, Jakub musiałby zacząć trzeźwieć, a Łukasz myśleć racjonalnie. Dojść do wniosku, że wcale nie chce być z Jakubem. Nie chce być na razie z nikim, chce nadrobić lata, które sam zaprzepaścił i po raz pierwszy żyć na swoich zasadach.
Na związki przyjdzie czas.
Nie dopuścił do siebie myśli, że Jakub może postrzegać to wszystko inaczej. Wciąż miał w głowie jego słowa z wieczoru, kiedy się poznali. Kiedy stali na balkonie, rozmawiali i kiedy Łukasz po raz pierwszy zaczął udawać przed Jakubem kogoś, kim nie jest.
Jakub chciał związku. Dążył do znalezienia kogoś dla siebie, jakby ciążyła na nim presja czasu. Jakby posiadanie drugiej osoby było jedynym celem w życiu każdego człowieka.
Ale wciąż była noc. Takie myśli postanowił odłożyć na rano.
Odpowiadał na żarliwe pocałunki Jakuba, zdejmował z niego ubranie, dotykał jego wyćwiczonego ciała. Idealnego, nie to co ciało Łukasza - z lekkim mięśniem piwnym, mocnym owłosieniem i kilkoma pryszczami na plecach.
Jakub cały był nierealny. I właśnie takiego kochanka powinien sobie poszukać - równie nierealnego, a nie przeciętnego jak Łukasz.

***

Popatrzyli na rozluźnione, uśpione twarze. Noc się skończyła, a nieskrępowany dzień zajrzał już przez okno do pokojów. Wszystko, co miało miejsce w nocy, rozmyło się jak sen, o którym się zapomina zaraz po przebudzeniu.
Podnieśli się do siadu, wciąż zerkając na śpiących partnerów. Może i noc dobiegła końca, ale sen, chociaż zapomniany, cały czas drążył dziurę w myślach, nie odchodząc bez echa.
Łukasz wiedział, że musi zakończyć wszystko z Jakubem, jeśli chce wreszcie być sobą.
Filip wiedział, że musi pomóc Maciejowi, bo Maciej sam nigdy nie przyzna się do swoich problemów.
Po nocy nadszedł dzień.

***

Tylko jak miał to zrobić? Jak miał mu pomóc, jednocześnie nie wywołując złości? Jak miał w rozmowie nawiązać do minionej nocy, do koszmaru, albo chociażby do seksu? Nie potrafił, bo nigdy nie znalazł się w tak drażliwej sytuacji. Normalnie wyłożyłby kawę na ławę i nie bawił się w żadne delikatności, ale ta sytuacja nie była normalna.
Jedno było pewne - nie mógł tego zignorować. Maciej nie zignorował badań Filipa, nie zignorował ich wyniku; pomógł mu, wyjaśnił wiele spraw, ale wcześniej zmusił do konsultacji ze specjalistą. Takich konsultacji wymagał teraz sam Maciej, bo chociaż dla Filipa psycholodzy byli wymysłem bogatych, znudzonych frajerów, Maciej nie poradzi sobie sam. I Filip też mu w niczym nie pomoże, nawet nie wiedziałby, jak zacząć rozmowę. W szczególności, że już od samego rana po tamtej dziwnej nocy zaczęli rzucać w siebie mięsem, całkowicie powracając do znanej, bezpiecznej rzeczywistości.
Właśnie dlatego, kiedy w ich mieszkaniu (tak, Filip już uważał, że jest jednym ze współwłaścicieli) zawitała mama Macieja, Wilczyński jakby nigdy nic się z niego wymknął. No bo przecież nie lubił tej kobiety, po co miał z nią siedzieć? A Maciej nie był sam, więc kiedy jechał pod wyciągnięty siłą adres (tak naprawdę to delikatną prośbą, ale wolał nie myśleć, że musiał korzyć się przed tym pajacem), nie czuł wyrzutów sumienia.
Gdy dotarł, widok nowego apartamentowca wcale go nie zdziwił. Wszystkie bogate pedalskie buce muszą w takich mieszkać, koniecznie mieć nowe samochody i wypastowane włoskie buty. Całe jednak szczęście, że jeden z tych pedalskich buców pozwalał mu korzystać ze swojego dobytku. Ten drugi buc w żaden sposób więc już Filipa nie obchodził... No, może poza jedną rzeczą, w której mógł mu teraz pomóc.
Kiedy drzwi się otworzyły, a przed nim stanął Jakub, Filip aż uniósł brwi w zdziwieniu. Zdecydowanie nie wyglądał jak ten wyglancowany fircyk z wczoraj i każdego innego razu, kiedy mieli okazję się zobaczyć. Worki pod oczami, potargane włosy oraz zarost z pewnością nie pasowały do wymuskanego na co dzień Jakuba.
- No? - rzucił, jakby miał zaraz umrzeć.
- Mówiłem, że przyjadę - prychnął Filip, pewnie przekraczając próg. - Ale chyba wczoraj to jednak za dużo wypiłeś, co? - zapytał, ściągając swoje buty i stawiając je tuż obok eleganckich butów Jakuba. Żadnych innych już tu nie było. Gdyby Filip przyszedł półtorej godziny wcześniej, minąłby się z Łukaszem. Dziwnie uśmiechniętym i pewnym siebie Łukaszem, który po raz pierwszy w życiu wydawał się naprawdę wiedzieć, czego chce - czego on chce, a nie inni.
- Powiedzmy - uciął i wskazał na salon. - Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki. Mnie nie suszy - dodał wesoło, z szerokim, złośliwym uśmiechem, którego skacowany Jakub nawet nie zarejestrował.
- Jak Maciej z tobą wytrzymuje, to ja nie wiem - odpowiedział z miną cierpiętnika, na co Filip wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru wciągać się w tego typu rozmowy, w końcu nie po to tu przyszedł.
- Całe szczęście to nie twoja sprawa - rzucił arogancko, siadając na brązowej, skórzanej kanapie. Rozejrzał się ciekawie po pomieszczeniu, w którym stało kilka wysokich szafek z książkami, zapełnionymi po brzegi. Od razu zauważył też, że mieszkanie Jakuba było nadzwyczaj czyste. Maciej również dbał o porządek, ale Jakub musiał być okropnym pedantem. - Przyjaźnisz się z Maciejem, nie? - zapytał, jakby jeszcze niepewny, czy przyjście do Jakuba było dobrym pomysłem. Nie chciał przecież opowiadać o problemach Macieja każdemu.
- Już parę lat - przyznał, kiwając głową. - Coś się stało? - Ciemne oczy Jakuba omiotły sylwetkę Filipa, jak gdyby mogły wyczytać odpowiedź z samej jego postawy.
- Nie... To znaczy... w sumie tak - zmieszał się. - I nie wiem, co robić - dodał, nie zamierzając już grać kogoś, kto zawsze ma gotową odpowiedź w głowie. Tym razem tej odpowiedzi nie miał i potrzebował pomocy. I chyba po raz pierwszy w życiu tak otwarcie się do tego przyznawał, co zresztą wcale nie było takie łatwe.
Jakub uniósł brwi. Wyraz jego twarzy ze znudzonego i trawionego kacem momentalnie się zmienił.
- Co się z nim dzieje? - zapytał poważnie, siadając na okrągłym, skórzanym pufie.
Filip wziął oddech. Gdyby Maciej to teraz słyszał, na pewno by go zabił.
- Ma koszmary. Oczywiście nie przyzna się, ale to pobicie cały czas w nim siedzi. Nie może normalnie spać, cały czas jest nerwowy w tym mieszkaniu i tak dalej. - Wzruszył ramionami, patrząc uważnie na siedzącego przed nim Jakuba.
- I w czym mam pomóc? - zapytał. - Musi spotkać się z jakimś psychologiem. Ja tu nic nie zrobię - dodał, marszcząc brwi w niezrozumieniu, na co Filip sapnął ciężko. Nie lubił się przed nikim płaszczyć i naprawdę gdyby nie chodziło tu o Macieja, nigdy nie prowadziłby takiej rozmowy. W szczególności nie z Jakubem.
- Wiem, że musi, kurwa - warknął i przewrócił oczami. - To przecież jasne. Nie jestem idiotą. Chodzi o to, że on mnie nie posłucha. - Nie wspomniał nic o tym, że nawet nie wiedziałby, jak namówić Macieja do spotkania ze specjalistą. Właśnie dlatego potrzebował Jakuba. - Ale ciebie może tak. Znacie się dłużej - wyjaśnił. - No i nie wiem... Chyba będziesz wiedział, jak do niego dotrzeć - dodał, drapiąc się nerwowo w bok głowy. Zdążył już zauważyć, że Jakub potrafił manipulować Maciejem. I może w normalnych okolicznościach wcale by mu się to nie podobało, jednak tu chodziło o jego zdrowie. Niech Jakub chociaż raz przysłuży się swoimi kontaktami i wciskaniem nosa w nieswoje sprawy.
- Och - zabrzmiała odpowiedź Jakuba, tego jakże elokwentnego filantropa. Och. - Dobra. - Kiwnął po chwili głową. - Dobra - powtórzył. - Myślę, że coś da się zrobić.
Filip uśmiechnął się lekko, doskonale wiedząc, że Jakub był jego jedynym kołem ratunkowym. Może i mu nie ufał, ale do kogo niby mógłby się zwrócić? Do matki Macieja? Siostry? A może do Łukasza? Nie, zdecydowanie Jakub był najlepszą opcją.
- Ale weź o tym komuś powiedz, a sam będziesz dla siebie szukać psychologa - warknął jeszcze groźnie, kiedy wstawał z kanapy. Jakub popatrzył na niego ze zdziwieniem i nagle parsknął śmiechem.
- Faktycznie jesteś jak taki kundel - powiedział z rozbawieniem. Filip uniósł brwi, zdziwiony.
- Co?
- Nic, nic. Maciej to cholernie uparty dupek - mruknął, jakby Filip nie był tego świadomy. - Mój dobry znajomy jest psychiatrą, poradzi sobie z Maciejem.
- Żeby sobie poradził, to najpierw muszą się spotkać - odpowiedział zaraz Filip, przewracając lekceważąco oczami.
- Mówiłem, że coś wymyślę - uciął Jakub. - Inna sprawa... - Na jego twarz momentalnie wpłynął złośliwy uśmieszek, doprawiający idealną twarz Jakuba o kilka zmarszczek mimicznych. - Chyba wpadłeś po uszy, hm?
Filip aż drgnął i popatrzył na Jakuba tak groźnie, że gdyby tylko miał umiejętność zabijania spojrzeniem, Jakub już leżałby na podłodze, wijąc się w konwulsjach. No ale się nie wił - do śmierci wciąż mu było daleko, w zamian wciąż uśmiechał się wrednie, przyprawiając Filipa o chęć przemodelowania mu twarzy.
- Jeszcze słowo, a będziesz zaraz zbierać zęby - warknął, czego zresztą natychmiast pożałował, bo nawet w jego uszach zabrzmiało to żałośnie słabo. Zależało mu na Macieju, gdyby tak nie było, to przecież nie stałby teraz w Jakubowym przedpokoju.
- Młodość - skwitował ostatecznie Jakub, już bez żadnej drwiny w głosie. - Wracaj do niego, ja wszystko załatwię.
Filip westchnął ciężko, czując nagle, jak zmęczenie po tej rozmowie osiada na jego barkach.
- Dzięki.

***

Starał się udawać, że krzątanina Agaty po całym mieszkaniu wcale go nie irytuje. Ba! Próbował być nawet dla tej kobiety miły! Nie burczał, uśmiechał się, potakiwał i generalnie wychodził z siebie, byleby tylko w pewnym momencie przez przypadek czegoś jej nie powiedzieć. Za te wszystkie trudy powinien dostać jakąś nagrodę. Najlepiej od Macieja i niekoniecznie coś materialnego. Ale mimo wszystko Filip był cierpliwy również pod względem tych aspektów - jak już Maciej odzyska w pełni sprawność ruchową, na pewno długo nie opuszczą łóżka. W końcu hej, Filip miał dopiero dwadzieścia lat. Sesje pod prysznicem z ręką w roli głównej nie zaspokajały go w pełni. Wystarczyło tylko, że Maciej był gdzieś w pobliżu, a jego przyjaciel już stał, gotowy i zwarty do akcji.
- Chyba masz problem - powiedział Maciej niezbyt zainteresowanym tonem, kiedy zalegali na kanapie, oglądając telewizję. W kuchni Agata gotowała im obiad, a dźwięki tłuczenia garnkami przebijały się przez odgłosy płynące z telewizora. - Opanuj go, bo dźgasz mnie w ucho - burknął, unosząc na moment głowę z kolan Filipa.
- Moja wina? - prychnął Wilczyński, opadając bardziej na oparcie kanapy. - Ja tu cierpię.
- Nigdy nie mówiłeś, że aż tak cię podniecam - rzucił cicho Maciej ze złośliwym uśmiechem na ustach.
- Bo nie podniecasz. To twoja mama - odciął zaraz Filip, a w rezultacie jego twarz zapłaciła spotkaniem trzeciego stopnia z poduszką.
- Jesteś obrzydliwy.
Filip odciągnął poduszkę na bok, zanosząc się śmiechem. Popatrzył na twarz Macieja wykrzywioną złością i nagle dotarło do niego, że naprawdę ją kochał. Uwielbiał denerwować Wyszyńskiego, przekomarzać się z nim i uwielbiał też te pojedyncze chwile, kiedy milknęli, a słowa już nie były potrzebne.
- Idziemy na spacer? - zapytał nagle, pomagając Maciejowi usiąść na kanapie. - Ciapek musi odcedzić kartofelki - dodał i cmoknął na zwierzę, które wiernie leżało na podłodze tuż przy sofie. Pies uniósł głowę, obdarzając go swoim zezowatym spojrzeniem.
- Niech odcedza, póki je ma.
- Nie ufaj mu, chce ci uciąć jaja - zwrócił się do psa, który, nieświadomy jego słów, zamachał wesoło ogonem.
- Widzisz, jemu ten pomysł też się podoba - mruknął Maciej i wychylił się po wózek. Filip momentalnie wstał, chcąc pomóc mu w przetransportowaniu się. Ostatnio ich wspólna egzystencja zaczęła składać się z całkowicie automatycznych, oczywistych rzeczy. Tu Filip pomógł Maciejowi w podniesieniu się do siadu, tam podawał mu książkę, a w godzinach, kiedy Maciej pijał kawę, robił mu ją bez żadnej wcześniejszej prośby... Małe, drobne oczywistości składające się na ich aktualną rzeczywistość.
- Stracisz jajka, facet, ja bym się tak nie cieszył - mruknął do szczęśliwego psa, kiedy przypinał mu smycz do obroży. - Nie poruchasz już sobie - ciągnął dalej. - Będziesz musiał obejść się ze smakiem, jak jakaś fajna suka zwróci na ciebie uwagę.
- Czasem boję się o twój stan psychiczny - stwierdził poważnie Maciej, obserwując to wszystko z boku.
- Wyjaśniam mu, że trafił z deszczu pod rynnę. - Filip wzruszył ramionami i uśmiechnął się nagle szeroko. - Dobra, gotowy-
- A mam inne wyjście?
- Filip! - Z kuchni wyjrzała nagle sylwetka Agaty. Niebieski fartuch zakrywał idealnie dobraną granatową sukienkę, chroniąc przed poplamieniem. W jednej dłoni trzymała skrobaczkę do ziemniaków, a w drugiej na wpół obranego ziemniaka, wyglądając przy tym dość zabawnie. Niczym dama zagnana do nieprzystających jej domowych obowiązków. - Wejdź jeszcze do warzywniaka, dobrze? Kup mi kilo marchwi, bo zapomniałam.
Filip popatrzył na nią, czując się trochę dziwnie. Jakby nagle został wciągnięty w nieznaną sobie jeszcze machinę. Jakby tą jedną prośbą Agata zaakcentowała jego przynależność do... No właśnie, czego? A może lepiej - do kogo?
- Nie ma sprawy - mruknął, czując się trochę nieswojo, kiedy Agata uśmiechnęła się do niego i zaraz zniknęła w kuchni.
- Wychodźmy już, bo zaraz zwariuję w tym mieszkaniu - słowa Macieja przywołały Filipa do rzeczywistości. Nie odpowiadając, otworzył drzwi i wypchnął wózek na korytarz.
O minionej nocy żaden z nich nie wspomniał ani słowem. Maciej, choć obudził się zażenowany, udawał, że wszystko jest w porządku. Filip też do niczego nie nawiązywał, zupełnie jakby koszmary Macieja nigdy nie miały miejsca. Ich wspólne życie toczyło się dalej i nikt nie wiedział, dokąd ich zaprowadzi. Będą żyli długo i szczęśliwie? Raczej nie, a przynajmniej ani Maciej, ani tym bardziej Filip nie rozważali tej opcji. Nie wybiegali tak daleko w przyszłość, bo życie jest tylko życiem - zmienia się nieustannie. Maciej wciąż miał z tyłu głowy, że Filip jest jedynie poszukującym emocji gówniarzem, a Filip wiedział, że Maciej nie był monogamistą. Prędzej czy później ich prawdziwa natura wyjdzie na jaw, chociaż w tamtej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Przyszłość i tak ich nie ominie, a póki co...
Póki co było im dobrze ze sobą.