Gówniarz 32
Dodane przez Aquarius dnia Marca 07 2018 09:44:34



Rozdział 32: Daj już spokój, Łukasz

Wyciągnął papierosa z paczki, żeby zaraz wetknąć go sobie pomiędzy wargi. Spojrzał na szary budynek z zastanowieniem, jeszcze chwilę temu odprowadzając wzrokiem do wejścia niską, chudą sylwetkę Filipa. Dzieciak, chociaż oczywiście nie przyznałby się do tego tak prosto, poleciał do szpitala jak na skrzydłach, nawet nie oglądając się za siebie. W momencie, kiedy wyskoczył z samochodu, zdawał zapomnieć o wszystkim: o wizycie u lekarza, rozmowie z Jakubem w kawiarni, liczyło się tylko jedno - byleby jak najszybciej znaleźć się w sali Macieja.
Kuba zaśmiał się pod nosem, szybko dochodząc do bezbłędnych wniosków, że ta dwójka była siebie warta. Maciej, wieczne dziecko udające dorosłego w świecie wypełnionym pracą, no i ten gówniarz, którego Kuba właściwie nawet nie znał, ale już potrafił mniej więcej osadzić w pewnych ramach. Buntownik, dziecko marginesu społecznego, egoista i arogant w jednym, no ale najwidoczniej ciągnął swój do swego.Charakterami ta dwójka za bardzo się nie różni, pomyślał jeszcze i już miał zgasić papierosa w pobliskiej papierośnicy, gdy kątem oka dostrzegł znany już sobie samochód, parkujący nieopodal.
Jest i ten trzeci.Uśmiechnął się pod nosem, obserwując wysiadającego z pojazdu, a następnie załączającego alarm kierowcę. Spokojnie zaciągnął się papierosem, przetrzymując dym na kilka chwil w płucach, kiedy to znajoma postać wcisnęła klucze do kieszeni i ruszyła do szpitala. Jakub wypuścił dym nosem, uśmiechając się jednocześnie w odpowiedzi na zaskoczone spojrzenie mężczyzny, który dopiero teraz go zauważył.
- O. Hej - powiedział z wyraźnym zakłopotaniem, które chyba powinno być już jego sztandarowym znakiem rozpoznawczym.
- Cześć - odmruknął Kuba, dopalając papierosa. - Nie poddajesz się, hm? - Jakby nigdy nic, odwrócił się do papierośnicy i zgniótł w niej niedopałek. Kątem oka obserwował jeszcze Łukasza, który zatrzymał się tuż obok. Jego uwadze nie umknęło też nerwowe zaciśnięcie dłoni na papierowych rączkach torby z logiem jakiejś kawiarni.
- O co ci chodzi? - zapytał, marszcząc swoje ciemne brwi, na co Kuba westchnął tylko ciężko, mając wrażenie, że w tym aspekcie jest Don Kichotem walczącym z wiatrakami. Popatrzył na Łukasza współczująco, już nawet nie chcąc nic wspominać o tym, że się facet marnował. Żył ciągle pod tym swoim kloszem, spod którego, mimo marnych prób, wciąż nie potrafił się wyrwać.
- Filip jest u niego - odparł powoli Jakub, posyłając Łukaszowi wymowne spojrzenie. - Przywiozłem go chwilę temu.
Łukasz chrząknął, odwrócił spojrzenie.
- Pomyślałem tylko, że kawę mu...
- Daj już spokój, Łukasz. - Westchnął ciężko, przeczesując ręką włosy. - Po prostu daj spokój. Ta sprawa dawno jest już przegrana. Obaj wiemy, że Maciej prędzej odgryzie sobie język, niż się przyzna, że zależy mu na tym dzieciaku. Ale zależy. Wiesz o tym. - Posłał mu uważne spojrzenie, które jednak pozostało bez odpowiedzi. Łukasz odwrócił wzrok na starszą, ledwo idącą kobietę, prowadzoną do samochodu przez jakąś dziewczynę.
- Odpuściłem kiedyś, ale teraz...
- Teraz to chyba już za późno - powiedział poważnie Jakub i znów westchnął ciężko, tym razem współczująco. Nie czuł do Łukasza nic prócz sympatii. Seks z nim również był całkiem przyjemny, sam Jakub jednak nie chciałby wiązać czegokolwiek z kimś tak niestabilnym jak Łukasz, ale to nie przeszkadzało we współczuciu Maleckiemu. Dorosły facet, a zachowywał się jak dziecko. Pogubił się w życiu i nie wiedział jak wszystko ponownie poukładać. A Jakub go najprościej w świecie lubił. Łukasz, mimo wszystko, był inteligentny, potrafił prowadzić rozmowę niekoniecznie skupioną jedynie na temacie popkultury i dzisiejszych celebrytach, jak inni (młodsi) kochankowie Kuby... Czuł do niego trudną do opisania słabość, niepodszytą niczym więcej prócz sympatią.
- Słuchaj, odpuść. Naprawdę odpuść. Ułóż sobie życie, nie jesteś skazany tylko na Macieja. - Łukasz wreszcie na niego popatrzył. Ciemne oczy wyrażały głównie zakłopotanie, co z jednej strony było całkiem zabawne - tak zachowujący się facet po trzydziestce? Ale z drugiej całkiem urocze. Kuba jeszcze nie miał pojęcia, w jakiej kategorii urocze, jak dokładnie powinien osadzić ten urok i pod jakim kątem go rozpatrywać, jednak nie chciał się nad tym dłużej zastanawiać. - Zaraz muszę być w pracy... - zaczął, spoglądając jeszcze na zegarek. Łukasz nie znał się kompletnie na tego typu gadżetach, jednak Maciej od razu zauważyłby, że to zegarek Alberta Riele. - Ale co ty na to, żeby zobaczyć się wieczorem? - zapytał, sam dokładnie nie wiedząc jakiego charakteru miałoby nabrać to spotkanie. Bo z jednej strony nie przeszkadzałaby mu zwykła, koleżeńska rozmowa z Łukaszem, a z drugiej... łóżko też byłoby przyjemną opcją.
Łukasz popatrzył na niego wzrokiem sugerującym, że on również nie miał pojęcia o zamiarach Kuby, jednak zaraz kiwnął głową, chyba nie mając lepszego pomysłu na spędzenie wieczoru.
- Okej - powiedział i westchnął. - W sumie czemu nie.
- A w piątek idę ze znajomymi na piwo - powiedział jeszcze Jakub, szukając w kieszeniach spodni kluczy do swojego samochodu. - Byłoby świetnie, jakbyś wpadł - dodał, ani słowem nie wspominając o tym, że dokładnie to samo zaproponował Filipowi.
- Chyba czas, abym zaczął ogarniać życie, co? - zapytał Łukasz ze zrezygnowaniem.
- Tak. Zdecydowanie.
Łukasz uśmiechnął się pod nosem i jeszcze popatrzył na papierową torbę.
- Nie bardzo wiem jak to zrobić. Mam wrażenie, jakbym przespał połowę swojego życia - zdradził, a Jakub nie mógł odgonić nieprzyjemnego uczucia pojawiającego się, kiedy patrzył na takiego powoli wybudzającego się Łukasza.
- Całe szczęście jeszcze nie jest za późno - pocieszył.
- Dzięki.
- Do zobaczenia wieczorem - powiedział jeszcze, dobrze wiedząc, że nie ma czasu na dłuższe rozmowy, bo i tak już był spóźniony. Położył dłoń w pocieszającym geście na ramieniu Łukasza i nim go wyminął, uśmiechnął się jeszcze ciepło. - Napiszę, jak wyrwę się z pracy.
- Jasne.

***

Nigdy nie myślał, że widok roztrzepanych, gęstych włosów, wyniośle patrzących oczu, wydętych ust, jakby w wyrazie obrazy majestatu, i oczywiście mocno zmarszczonych brwi, przyniesie mu taką ulgę. Bo to wszystko składało się na jedną, dość niepozorną, ale cholernie upartą, bezczelną i chamską osobę, której teraz Maciej naprawdę potrzebował. Oczywiście nigdy by tego nie powiedział, sam zresztą spróbował zrzucić owe myśli na karb środków przeciwbólowych. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że prawdę poczuł się o wiele spokojniej, kiedy szczupła sylwetka Filipa podeszła do łóżka, a ciemne, momentalnie pokorniejące (z czego sam Filip raczej nie zdawał sobie sprawy) spojrzenie zatrzymało się na nim.
- Hej - powiedział, a jego wydatne usta momentalnie porzuciły niezadowolony grymas i ułożyły się w uśmiech.
- Cześć - odparł Maciej, podnosząc się powoli do siadu. Filip widząc to, od razu szybko do niego podszedł, jakby chcąc mu pomóc. - Spokojnie, aż takim inwalidą nie jestem - rzucił Maciej niby złośliwie, ale nie odepchnął dłoni Filipa. Pozwolił, aby ułożyły mu one za poduszkę za plecami.
- Przygotowuję się do roli - stwierdził wyniośle Filip, a kiedy zaskoczone spojrzenie Wyszyńskiego zatrzymało się na nim, parsknął śmiechem, nie wytrzymując. Nie trudno zauważyć, że miał całkiem dobry humor. - No do zmieniania ci na starość pieluch? To już niedługo. - Uśmiechnął się tak szeroko, że Maciej niemal widział jego ósemki. Uniósł brew, patrząc na Filipa z zastanowieniem. Coś mu nie pasowało.
- Byłeś u lekarza? - zapytał poważnie, mając wrażenie, że właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Może Wilczyński po prostu go wczoraj okłamał?
Filip zamarł na moment, aż wreszcie odetchnął ciężko. Przeczesał nerwowo dłonią swoje i tak już wzburzone włosy, i kiedy Maciej był już prawie pewny, że zaraz dzieciak zaprzeczy, ten kiwnął głową.
- Byłem.
Wyszyński uniósł brwi, patrząc na Filipa z niezrozumieniem.
- I?
- No nic - burknął wymijająco, podsuwając sobie pod tyłek taboret. - Wirus niewykrywalny, przepisał mi leki, muszę kupić - powiedział ściszonym głosem, tak żeby nikt nic nie słyszał.
Maciej wpatrzył się w niego jakby właśnie zobaczył ducha albo inne bardzo osobliwe zjawisko, w którego istnienie naprawdę trudno uwierzyć. Filip dotrzymał słowa. Sam z siebie poszedł na konsultację, sam z siebie mu teraz o tym opowiedział, wszystko zrobił w pojedynkę. No, może i Wyszyński musiał go na początku ku temu popchnąć, ale... chyba był z gówniarza dumny? Zaraz jednak, gdy tylko zrozumiał o czym myślał, spróbował zapomnieć. Bo kim on, cholera, niby był? Wujaszkiem dumnym z chrześniaka, patrzącym jak dzieciak dorasta? W głowie niemal rozbrzmiał mu Filipowy rechot, którym gówniarz zapewne by skwitował te słowa.
- Boże - sapnął Maciej i pokręcił głową. - Pomyśleć, jaką ja z tobą katorgę przeszedłem, żebyś to wszystko zrobił - powiedział, wzdychając przy tym teatralnie, zupełnie jakby skutki wspomnianej ?katorgi? odczuwał do teraz. I jakby to ona przykuła go do łóżka.
- Już nie przesadzaj - prychnął z urażeniem Filip, pochylając się i opierając łokcie o materac. Wpatrzył się w Macieja, którego twarz z dnia na dzień zmieniała kolory. Teraz całe szczęście ciężko byłoby się doszukać na niej brunatnych, świeżych siniaków. Przybrały już zielono-żółte barwy, które pozwalały wierzyć, że za chwilę wszystko wróci do normy. Uśmiechnął się do swoich myśli, bo naprawdę niczego bardziej nie pragnął, niż mieć wreszcie Macieja całego dla siebie. Tutaj, na sali, będąc otoczeni innymi pacjentami, nie mógł go nawet pocałować.
Maciej odpowiedział na jego spojrzenie swoim równie uważnym. I tak przez kilka chwil nic nie robili, tylko patrzyli na siebie badawczo, zupełnie jakby dzięki temu mogli nawzajem odgadnąć swoje myśli. A te były skrajnie różne, po podczas gdy Filip już wyobrażał sobie powrót z Maciejem do normalności, Maciej zastanawiał się, czy powinien powiedzieć Wilczyńskiemu o wizycie kolegi Błażeja. Czy to by cokolwiek zmieniło? Sprawą już dawno zajął się prawnik - czy był więc jakiś sens w informowaniu Filipa?
- Chcą mnie niedługo wypisać - powiedział więc coś zupełnie innego. Może bezpieczniejszego. Przyjemniejszego. A kiedy zobaczył jak ciemne oczy Filipa rozbłysły w zadowoleniu, stwierdził, że to dobre posunięcie.
- Tak? Kiedy?
- Niedługo. Najpierw muszą mnie jeszcze zbadać - wyjaśnił, mimowolnie się uśmiechając, chociaż, czego nawet nie chciał przyznawać, wizja powrotu do mieszkania napawała go strachem. - Ale myślę, że na dniach. Jestem tylko trochę połamany, a to szpital publiczny - dodał, jakby ostatnie zdanie wszystko wyjaśniało.
- Świetnie - powiedział Filip, już nawet nie panując nad swoim entuzjazmem, chociaż przecież w normalnych warunkach prędzej spaliłby się ze wstydu. Tym razem jednak znalazł rzetelne, niepodważalne wytłumaczenie - jak długo miał się tak widywać z Maciejem w tym cholernym szpitalu? Miał przecież dwadzieścia lat, na ręcznym w samotnym łóżku daleko nie zajedzie. Ręczny z Maciejem obok prezentował się już lepiej, bo co jak co, ale Filip zdawał sobie sprawę, że jeszcze trochę przyjdzie mu poczekać na pewne przyjemniejsze aspekty ich znajomości. Przede wszystkim kości Macieja powinny się zrosnąć. - Ciapek się ucieszy - stwierdził, ani na chwilę nie wspominając o sobie. Tego już byłoby zbyt wiele.
- Bo znowu będzie mógł zlać mi się na panelach?
Filip zaśmiał się, naprawdę nie przypominając już tego samego Filipa co jeszcze kilka dni temu.
- Ciesz się, że nie leje w buty.
- Obawiam się, że wtedy nie miałby już czym lać - prychnął Maciej, marszcząc brwi, ale zaraz jego wyraz twarzy złagodniał. Zacisnął palce na dłoni Filipa, udając jednocześnie, że nie wykonał żadnego ruchu. - Ale już chyba wszystko lepsze od tych chrapiących dziadków - dodał ciszej.
- Jakbyś sam nie chrapał. - Filip przewrócił oczami i też odpowiedział na uścisk, zachowując neutralny wyraz twarzy, zupełnie, jakby jego dłoń stanowiła osobne istnienie, a on nie mógł jej kontrolować. - Trafił swój do swoich.
- Jakoś nie wznosiłeś sprzeciwu, kiedy u mnie pomieszkiwałeś - powiedział, a gdy Filip odwarknął coś z irytacją, Maciej doszedł do wniosku, że faktycznie nie ma co tej chwili psuć Błażejem i jego znajomymi. Chociaż przez moment mogą wrócić do swojej normalności.

***

-Będę za godzinę. Muszę jeszcze wpaść do mieszkania i odświeżyć się po pracy? - przeczytał, zablokował, odblokował i znów przeczytał, żeby po chwili przesunąć wzrokiem po zagraconym salonie. Pomyśleć, że jeszcze niedawno narzekał na pustkę w mieszkaniu, a teraz ledwo co mógł przemieścić się z jednego końca pokoju na drugi.
Jak to jest, że żyjąc z Darią zawsze miał dookoła siebie porządek? Nigdy przecież nie narzekał na walające się wszędzie skarpety, brak czystych majtek, czy stertę naczyń w zlewie. Wegetował dokładnie tak samo jak z Darią, czyli głównie z nosem przy monitorze, załatwiając swoje programistyczne sprawy, podjadając przy tym chipsy, no i zarabiając na życie. Dlaczego wcześniej nie zarejestrował ile Daria tak naprawdę robiła? Że jak była w domu, to zawsze włączyła pralkę, ugotowała obiad i na szybko przed wyjściem do pracy jeszcze odkurzyła?
Westchnął ciężko, doskonale wiedząc, że sobie nie radził z najprostszymi obowiązkami. Otaczał go chaos, nad którym nie potrafił zapanować, ale jeśli chciał wreszcie zacząć normalnie żyć, musiał coś z tym chaosem zrobić. Jakoś go ujarzmić, przynajmniej z wierzchu. Wstał z kanapy, zaczynając szybko zbierać brudne ubrania z podłogi. Daria zawsze mówiła coś o segregowaniu ciuchów wrzucanych do pralki, a on już pierwszego tygodnia nowej rzeczywistości przekonał się, jakie to ważne. Białej koszuli do pracy nie wrzuca się z ciemnymi skarpetkami. I ważna jest też temperatura, w jakiej się pierze, w innym wypadku ulubiony podkoszulek może zacząć pasować na kilkuletniego syna.
W ekspresowym tempie uwinął się z nastawieniem prania. Później kolej przyszła na naczynia, z którymi walczył trochę dłużej, ze względu na ich ilość, ale wreszcie pokonał swoje demony. Na zwieńczenie porządków włączył jeszcze odkurzacz, przetarł podłogę w przedpokoju i stwierdził, że jeśli Jakub chce, śmiało może przychodzić. Z niejaką dumą popatrzył na swoje wynajmowane mieszkanie, w którym może i wciąż panował lekki rozgardiasz (udawał, że nie zauważał góry papierów na stole), ale przynajmniej nie był to taki bałagan, za który powinien się wstydzić.
Zerknął na zegarek, z zadowoleniem dochodząc do wniosku, że jeszcze miał piętnaście minut na szybki prysznic - i wcale nie chciał się zastanawiać, po co chciał kąpać się drugi raz w ciągu dnia. W końcu nie wiedział jakie były plany Jakuba. Sam też wolał na nic się nie nastawiać, chociaż, oczywiście, on również nie pogardziłby zakończeniem dnia seksem. Był przecież mężczyzną, miał swoje potrzeby, a Kuba - nie ma co ukrywać - podobał mu się, a do stosunku nic więcej nie potrzeba, prawda? Może rzeczywiście za bardzo nastawił się na Macieja, może za bardzo zamknął się w przeszłości, zapominając, że życie płynie dalej. Pantha rhei, jak to mówił Heraklit, i czy Łukasz chciał, czy nie, nie mógł nic na to poradzić.
Założył na siebie czyste ubrania, przejrzał się jeszcze w lustrze i szybko doszedł do wniosku, że chociaż miał trzydzieści dwa lata, wyglądał na znacznie starszego. Przesunął palcami po suchej, zmatowiałej skórze, żeby jeszcze zerknąć na swój wystający brzuch. Pomyśleć, że niedawno zamiast tłuszczu, miał tam mięśnie. Był dość aktywnym nastolatkiem, ciągle coś robił, chociaż nigdy nie ćwiczył dla sylwetki, prędzej dla umysłu. No i uwielbiał sztuki walki, w szczególności boks. Gdzie to wszystko się teraz podziało? Dlaczego dalej tego nie kontynuował? Kiedy niby tak się zasiedział?
Jakim cudem kilka lat życia przemknęło mu przez palce, a on nawet ich nie zauważył?
Z zamyślenia wyrwał go głos dzwonka. Drgnął, odsuwając się automatycznie od lustra i posyłając swojemu odbiciu ostatnie spojrzenie. Już nie bezsilne, już nie bierne i przyjmujące wszystko jak leciało.
Chciał coś zmienić - od ostatniego miesiąca znajdował na najlepszej drodze ku temu.
Otworzył drzwi, starając się nie zdradzać swojego zdenerwowania. Nie był przyzwyczajony do spotykania się z innymi facetami, przecież nie miał w tym żadnego doświadczenia. W duchu jednak dziękował Jakubowi za jego ekstrawersję i bezpośredniość. Gdyby nie to, Łukasz nigdy nie zrobiłby kroku w jego stronę i nigdy nie wylądowaliby razem w łóżku. Pozostałyby mu tylko wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze miał Macieja.
Ciemne, głębokie spojrzenie Kuby zatrzymało się na nim, a usta momentalnie wygięły w nie za szeroki, nonszalancki uśmiech. Łukasz aż przełknął ślinę, z całych sił próbując nie taksować Jakuba zbyt natarczywym wzrokiem. Chrząknął więc, wydusił ?hej? i odsunął się od drzwi, wpuszczając mężczyznę do mieszkania.
- Tym razem mam węgierskie - powiedział Kuba, kiedy zdenerwowany Łukasz zamknął za nim drzwi. Uniósł dłoń z szarą, papierową torbą, w której znajdowała się butelka wina. - Muscat. Mam nadzieję, że lubisz słodkie - dodał i zgrabnie wyciągnął butelkę, żeby pokazać Łukaszowi etykietę. Malecki wymusił uśmiech, żeby zaraz kiwnąć głową. Słowem nie wspomniał, że mu wszystko jedno. Wolał piwa, ale przecież nie będzie wybrzydzać. Zresztą, chyba by nawet nie potrafił.
- Naprawdę uwielbiasz wina - zamruczał jedynie cicho i odebrał od Jakuba trunek.
- Mógłbym ci powiedzieć trochę więcej o tej odmianie, ale pewnie nie bardzo chcesz - powiedział z rozbawionym uśmiechem, żeby zaraz pochylić się i zdjąć swoje drogie, skórzane buty.
- Możesz mówić. - Popatrzył na etykietę, ale niewiele z niej wyczytał. Język węgierski zawsze wydawał mu się dziwny i nie do rozszyfrowania. - Ściągasz je jakoś?
- Różnie. To akurat dostałem od kolegi, ale jak jestem gdzieś na wakacjach i wiem, że znajdę tam ciekawe gatunki wina, zawsze coś ze sobą przywożę.
Łukasz uśmiechnął się. Jakub w pewnych momentach wydawał mu się zabawny. Całkowicie przerysowany z tą swoją ukulturalnioną manierą.
- Ciekawe - odpowiedział, bo właściwie nie wiedział co więcej dodać. On nie miał żadnych pasji, którymi mógłby się z Jakubem podzielić i które by go zainteresowały. Nerwowym gestem zaprosił więc Kubę do salonu, a sam zajrzał jeszcze do kuchni po kieliszki. Całe szczęście, były już na stanie wynajmowanego mieszkania, bo jakoś nie wyobrażał sobie Jakuba pijącego tego swojego Muscata prosto ze zwykłego zielonego Łukaszowego kubka. Aż uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem. Nie, Jakub zdecydowanie nie pasował do tej wizji.
Wrócił do salonu z kieliszkami i korkociągiem, wciąż jeszcze nie wiedząc, jak ten wieczór będzie wyglądać. Napiją się wina, no i co dalej? Pójdą do tego łóżka czy nie? Oczywiście niczym się nie zdradził, ale był naprawdę zniecierpliwiony. Miał wrażenie, jakby seks z Jakubem mógł być lekarstwem na całe jego życiowe niepowodzenie, chociaż przecież doskonale wiedział, że związek by im nie wypalił. Nie tylko przez niedopasowanie w preferencji topowania, ale był też dodatkowo pewny, że Kuba wreszcie by się nim znudził. Bo co takiego ciekawego mógł zaoferować Łukasz?

Wino schodziło powoli. Było rzeczywiście bardzo słodkie, ale nie mdłe. Naprawdę dobre, Jakub znał się na rzeczy. I dużo mówił. Bardzo dużo. O wszystkim, co Łukasza niezbyt interesowało, ale od czasu do czasu dopowiadał coś od siebie, aby nie wyjść na ignoranta. Kuba opowiadał o fundacji, książkach które właśnie czytał, minionej czerwcowej paradzie w stolicy i swoich planach na zorganizowanie marszu równości w ich mieście... A Łukasz słuchał. Fundacja i parada niezbyt go interesowały, książki już bardziej. Jakub właśnie czytał Baldwina, Łukasz miał mniej-więcej pojęcie, kim był pisarz, ale nie potrafił się za bardzo wypowiedzieć, więc pił wino, kiwał głową i tak minęła im połowa wieczoru... nudnego wieczoru, kiedy to nic się nie wydarzyło. Kuba siedział na drugim końcu kanapy, opowiadał o tych swoich inteligenckich dyrdymałach, a Łukasz męczył się z coraz to rosnącym podnieceniem, dodatkowo podpartym winem. Bo nie skupiał swojej uwagi na słowach Jakuba, chociaż patrzył mu na usta. Były ładne. I zamiast opowiadać o ekstrawaganckiej, jak na tamte czasy, powieściach Baldwina, mogłyby tak na chwilę zamilknąć i...
Odetchnął. Zamknął oczy. Zacisnął dłoń na kieliszku, w którym na dnie wciąż znajdował się czerwony trunek. Był nienormalny. Może Jakub nie chciał od niego niczego? Może tak przyjechał porozmawiać, a on wyobrażał sobie już nie wiadomo co? Przecież nie wszystko na tym świecie kręciło się wokół seksu.
Otworzył oczy. Jakub dokończył zdanie i zamilkł, wlepiając swoje ciemne oczy w zaczerwienioną od alkoholu twarz Łukasza.
- Więc uważasz, że to przełom w literaturze? - pociągnął temat Łukasz, chociaż dość już miał słuchania wywodów o Baldwinie. Jakub nie odpowiedział, kiwnął tylko głową, przyglądając się badawczo Łukaszowi, aż nagle pochylił się w stronę Maleckiego. Ten, nie wiedząc co zrobić, zatrzymał powietrze w płucach, na kilka chwil czując się jak nieopierzony nastolatek. Wpatrzył się w Jakuba, oczekując kolejnego ruchu, który nadszedł już po sekundzie. Jakub złapał go za przód koszuli, przyciągnął do siebie i pocałował w słodkie od wina wargi. Nie musiał długo czekać na reakcję, w końcu właśnie to chodziło Łukaszowi po głowie przez cały wieczór. Uchylił usta, odpowiadając na pocałunek. Po omacku odłożył kieliszek, żeby zaraz, zapominając o swojej wcześniejszej niepewności, przylgnął do Jakuba bardziej, niemal przytłaczając go swoim ciałem.
Jakub początkowo chciał zaoponować. Nie lubił, kiedy ktoś przejmował nad nim kontrolę, zdecydowanie najlepiej czuł się jako strona aktywna, ale jak niby miał zaprotestować, kiedy Łukasz go całował w ten sposób? Kiedy czuł jego świeży zapach i lekki zarost od czasu do czasu ocierający mu się o wargi? Musiał chwilę ze sobą powalczyć, aż wreszcie uległ zapalczywości Maleckiego. Dawno nie był na dole, naprawdę dawno nie pozwolił nikomu siebie zdominować, ale teraz po prostu zmiękły mu kolana. Pozwolił Łukaszowi pchnąć się na kanapę, rozpiąć sobie koszulę, aż wreszcie ją zdjąć. Wszędzie czuł jego zapach, a na całym ciele dotyk jego szorstkich, dużych dłoni. Przyciągnął go jeszcze, nie mając zamiaru tak po prostu pozwolić zrobić ze sobą wszystkiego, czego by tylko Łukasz chciał. Oddał pocałunek, próbując odebrać kontrolę. Przecież nigdy nie pozostawał bierny, teraz i też musiał to zaznaczyć. Nawet jeśli ostatecznie wyląduje na dole, nie miał zamiar tak prosto dać sobą zawładnąć.
Spróbował go popchnąć, ale Łukasz nie ustępował. Był tak zniecierpliwiony, że Jakub nawet jeśli chciał, niewiele mógł zrobić. Zaczął niecierpliwie ściągać z niego spodnie, cały czas ocierając się, całując gorliwie, aż wreszcie, gdy miał już Jakuba nagiego, tak po prostu zsunął się w dół i wziął głęboko do ust jego członka. Kuba aż stęknął gardłowo, w ostatniej chwili powstrzymując się, żeby nie krzyknąć. Łukasz zassał się na nim trochę zbyt mocno i agresywnie, a on nie był na to przygotowany. Zaraz jednak początkowy dyskomfort minął, a zastąpiła go dzika przyjemność. Łukasz był niedoświadczony, nie wiedział, jak powinien użyć ust, czy w jaki sposób użyć języka, ale zdecydowanie nadrabiał entuzjazmem.
Obciągał mu dłuższą chwilę, wywołując w ciele Jakuba całą masę różnych doznań. Czasem zahaczył zębami, żeby później polizać go tak, że Jakub zapominał o wszystkich niedogodnościach. W pewnym momencie jednak poczuł palec tuż przy swoim odbycie i na kilka chwil wszystko zniknęło w ostrym blasku alarmowej lampy, jaka zapaliła się w głowie Jakuba.
- Nie - wyrwało mu się odruchowo. Łukasz zatrzymał się, jakby pamiętając, że Jakub rzeczywiście nie pozwalał na więcej. Popatrzyli na siebie, a napięcie seksualne zawisło nad nimi, tylko czekając, żeby znowu ich ogarnąć. - Dawno tego nie robiłem - powiedział, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. - Masz jakieś nawilżenie? - zapytał i wyraźnie widział, jak oczy Łukasza rozbłyskają podnieceniem.
- Mam. - Kiwnął głową, po czym jeszcze pochylił się, pocałował Jakuba szybko w usta i wreszcie czmychnął do pokoju obok.
Kuba westchnął ciężko, zamykając na moment oczy. Wizja bycia na dole nie cieszyła go tak, jak wizja zdominowania Łukasza. Pod względem preferencji naprawdę się nie dobrali, ale przecież nie byli pierwszą tego typu parą. Może później Malecki ustąpi... a jeśli nie, znajdą inny sposób na seks.

***

Brak wiadomości od Błażeja naprawdę niepokoił Sławka. Nie wiedział, co dokładnie się działo, co mu groziło... był jak zostawione w sklepie dziecko, niemające pojęcia, w którą stronę iść, żeby odnaleźć rodzica i wreszcie poczuć się bezpieczne. Przez to wszystko prawie w ogóle nie spał i nie jadł; ciemne sińce pod oczami tylko podkreślały ich wyłupiastość, a przez brak apetytu zdawał się jeszcze bardziej schudnąć. Wyglądał jak trup i tak też się czuł. Chciał jedynie, aby ktoś wreszcie powiedział mu co robić, gdyby tylko Błażej do niego zadzwonił i nakreślił sytuację, Sławek z pewnością sprostałby zadaniu.
No i tęsknił za nim. Pacuła pewnie by go wyśmiał, ale naprawdę przez te kilka dni zdążył przyzwyczaić się do Błażeja.
- Znowu w domu siedzisz? - Z zamyślenia wyrwał go skrzeczący głos babci. Popatrzył na jej zgarbioną sylwetkę, krzywo pomalowane brwi i usta. Wracała z kościoła, bo normalnie nigdy się nie malowała, a teraz nawet nałożyła o wiele za ciemny róż na policzki. - Do kolegów żadnych nie idziesz? - zapytała zdziwiona, w końcu jej wnuk rzadko bywał w domu. Cały dzień potrafił przesiedzieć poza nim i wracać jedynie na noc.
- Nie, dzisiaj nie - odpowiedział i wpatrzył się w ekran laptopa, z którego głośników rozbrzmiewał głos Tedego w jednym z jego rapowych kawałków.
- Taki smutny mnie się wydajesz. - Nie odpuszczała, chociaż Sławek miał ochotę już jej powiedzieć, żeby wreszcie dała mu spokój i wyszła. - Stało się coś? Markotny ostatnio chodzisz, burczysz tylko pod nosem. I tak mało jesz. Jak śmierć na chorągwi wyglądasz. Taki to se nigdy dziewczyny nie znajdziesz. Nie dziwota, że żadnej nie masz, skoro jak szkieletor...
- Babciu - przerwał jej. - Możesz wyjść?
Zamilkła. Popatrzyła jeszcze na wnuka smutno, wyraźnie się o niego martwiąc, aż wreszcie odetchnęła.
- Pomidorowej zrobiłam. I zaraz klopsy usmażę... zjadłbyś, co? Otworzę buraki, co to je jesienią robiłam. Ostatnie dwa słoiki zostały. I utłukę ziemniaki z mlekiem, lubisz przecież. Zjesz, prawda? - kontynuowała swoją mantrę, patrząc się na Sławka tak smutnym wzrokiem, że na moment aż coś nieprzyjemnego utknęło mu w przełyku.
Nie chciał martwić babci. Kochał ją. Była przecież jego jedyną rodziną; wychowywała go i zawsze kiedy coś się działo, miał ją tuż obok. Może i trochę wariowała na punkcie kościoła, bo ciągała go tam niemal codziennie za dzieciaka, ale przecież każdy posiadał swoje dziwactwa.
Westchnął głęboko, doskonale wiedząc, że nie potrafiłby nic teraz przełknąć. Martwić też jej jednak nie chciał, więc musiał coś wybrać.
- Zrób - skapitulował, a gdy babcia uśmiechnęła się z zadowoleniem, wiedział, że to najlepsze rozwiązanie z możliwych. Nie mógł jej martwić, była przecież starszą osobą i nie powinna się denerwować.
- I kompotu też naleję - powiedziała z nową werwą, żeby zaraz pokuśtykać do kuchni. Nawet bolące biodro nie przeszkadzało jej w przygotowaniu dla jedynego wnuka obiadu.
Sławek westchnął ciężko i położył się na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Miejscami pożółkły i popękany, a w rogu nawet zaczęła nachodzić wilgoć. Obiecał już babci, że uzbiera pieniądze na remont, ale jakoś wciąż miał inne wydatki. Będzie musiał w końcu dotrzymać słowa, bo do mieszkania już od ponad dwudziestu lat nikt nie przykładał ręki. Babcia oczywiście dbała o porządek, czasem aż za bardzo, ale czasu nie da się zatrzymać - meble niszczały, tynk ze ścian odpadał, okna przepuszczały zimą chłodne powietrze. Wszystko tutaj nadawało się do wymiany.
Przymknął na moment oczy, próbując całkowicie wyłączyć myślenie. Chciałby móc odpłynąć. Zawisnąć gdzieś na granicy nicości i rzeczywistości, przestać się zamartwiać oraz - co ważniejsze - przestać wreszcie odczuwać tak dotkliwą bezsilność.
Do jego powoli wyciszającego się umysłu, brutalnie wdarł się dźwięk telefonu. Drgnął, nieprzygotowany na tak nagłe wybudzenie, ale nie czekał zbyt długo, tylko od razu sięgnął po swoją komórkę. W pierwszej chwili miał nadzieję, że zobaczy na ekranie migający napis ?Pacuła?, jednak szybko został ściągnięty na ziemię. Nie Pacuła, tylko Marco, którego Filip lubił też nazywać Świstakiem przez jego wadę wymowy i bardzo duże przednie zęby.
- Sławek, jesteś w domu? - usłyszał gdy tylko odebrał połączenie. Momentalnie podniósł się do siadu, a palące uczucie niepokoju rozgorzało w nim natychmiastowo.
- Jestem - odpowiedział, całym sobą czując, że za chwilę nie dowie się niczego dobrego.
- Kurwa, ja pierdolę - przeklął Marco, a nim Sławek zdążył powiedzieć, żeby się pospieszył, już kontynuował: - Napadli na Łysego.
- Co? Kto napadł? - Jego dłoń automatycznie mocniej zacisnęła się na telefonie, który chyba tylko cudem się w niej nie rozpadł.
- Ktoś od Spychury. Za dużo nie wiem, zaraz będę na melinie u Łysego, jak możesz to też wpadaj - wyjaśnił, a Sławek, nie chcąc dłużej przeciągać, szybko poderwał się na równe nogi. - Tam wszystko obgadamy. Dobra, kończę, bo prowadzę.
- Jasne - odpowiedział tylko i połączenie już zostało przerwane. Bez namysłu naciągnął na gołe stopy skarpetki, założył spodnie, bo przez cały dzień siedział w powyciąganych slipach, i już miał wychodzić, kiedy z kuchni wyjrzała babcia.
- A ty gdzie? - zapytała, patrząc na niego zdziwiona.
- Muszę lecieć. Do kolegi - wyjaśnił, rozglądając się za kluczykami do swojego samochodu.
- A obiadu nie zjesz? - Popatrzyła na niego zaniepokojona, od razu wyłapując zdenerwowanie wnuka.
- Zjem później - odparł, przeszukując kryształową misę ustawioną na stole w przedpokoju, w której znajdowała się cała masa dupereli. Babcia często wrzucała tam jego klucze, a jak się po chwili okazało, tym razem nie zrobiła inaczej. Złapał za nie i już miał wychodzić, gdy telefon w kieszeni zaczął najpierw wibrować, a po chwili melodia dzwonka wypełniła całe pomieszczenie. Jak poparzony sięgnął po aparat, nie przejmując się nawet stojącą w progu babcią. Kiedy wyciągał komórkę, dłoń wyraźnie trzęsła mu się z nerwów, na co również nie zwrócił uwagi, tylko odebrał połączenie od Marko.
- No?
- Gdzie jesteś? Jak coś, to, kurwa, z dala od meliny Łysego.
Sławek zmarszczył brwi, początkowo niczego nie rozumiejąc. Babcia dalej wpatrywała się w niego, jednak kiedy poczuła swąd przypalających się klopsów, zaraz zawróciła do kuchni.
- Co się stało? - wydusił przez zaciśnięte od emocji gardło.
? Psy, kurwa, się stały! Psy! Ktoś nas podkablował albo co, nie mam pierdolonego pojęcia, ale nie ma co tam jechać. Chyba zagarnęli Łysego, miał tam, kurwa, masę towaru. Jest spalony na maksa.
Sławkowi aż zakręciło się w głowie. Musiał oprzeć się o ścianę, wciąż nie bardzo rozumiejąc, jak w tak krótkim czasie mogło się tyle wydarzyć. Wpatrzył się w podłogę, a serce łomotało mu w piersi ze zdwojoną siłą, wywołując mdłości.
- I co robimy? - zapytał, bo przecież nie znał odpowiedzi na to pytanie. Błażej pewnie by wszystko jakoś ogarnął, wyprowadził na prostą... a nawet jeżeli nie, Sławek czułby się spokojniej mając go tuż obok.
- Bo ja, kurwa, wiem? Wracam teraz do siebie. Grzechu zaraz przyjedzie, jak chcesz to wpadaj, może coś wymyślimy.
Grymas bezsilności wykrzywił twarz Sławka. Naprawdę był jak zostawione na pastwę losu dziecko, po omacku szukające kogoś, kto wskaże mu odpowiednią drogę.
- Jasne - odpowiedział tylko i się rozłączył.
- Klopsy mnie się przypaliły troszkę, ale idzie zjeść - powiedziała babcia, znowu wyglądając do przedpokoju.
- Nie. Muszę coś załatwić. Będę potem - to mówiąc, ruszył do drzwi, już nie oglądając się na babcię oraz nie konfrontując się z jej zmartwionym spojrzeniem, jakim odprowadziła go do drzwi. Myślał tylko o tym, jak głęboko w bagnie się właśnie znaleźli. Miał nadzieję, że jakoś się wszyscy z niego wygrzebią... a właściwie to głównie Błażej. Reszta chłopaków nie bardzo go obchodziła.

***

Czuł przylegające do jego pleców ciepło. Obejmujące go w pasie ramiona i miarowy oddech owiewający mu kark. Było przyjemnie, właściwie to nawet nie chciał się wybudzać. Mógłby tak trwać w zawieszeniu jeszcze naprawdę bardzo długo. Nie wiedział która jest godzina, ale czuł padające na twarz promienie słoneczne. W powietrzu unosił się słodki zapach snu pomieszany z ledwo już wyczuwalną wonią wczorajszego seksu.
Powoli zaczynał rozumieć gdzie się znajduje. I co najważniejsze - z kim. Uchylił powieki, wpatrując się w skąpaną w słońcu szafę. Spojrzał w dół, na swój nagi brzuch i przełożone przez niego umięśnione, śniade ramię. Momentalnie poczuł przypływ podniecenia, zupełnie jakby znów był nastolatkiem z niekontrolowanymi porannymi erekcjami. Bał się poruszyć, żeby nie obudzić Jakuba, ale nie potrafiłby ukryć - z chęcią powtórzyłby to co robili w nocy. Przycisnąłby takiego zaspanego Kubę do materaca i nim ten zdążyłby zorientować się w sytuacji, Łukasz już by działał. Na samą myśl aż zadrżał, tylko cudem opanowując się, aby nie wprowadzić fantazji w życie. Pamiętał przecież, że Jakub nie przepadał za byciem na dole, nie mógłby więc mu czegoś takiego zrobić z zaskoczenia. Sam przecież nie chciałby zostać tak potraktowanym... Chociaż jak sobie przypominał kształtny tyłek Jakuba, wypinający się w jego stronę, gorąco jego ciała, odgłosy, które wypełniły najpierw cały salon, a później sypialnię...
W pewnym momencie poczuł szorstką dłoń gładzącą jego owłosiony brzuch. Natychmiastowo otworzył szeroko oczy, biorąc jednocześnie głęboki oddech.
- Dzień dobry - usłyszał za plecami, a po chwili na jego karku wylądował delikatny pocałunek. - Grzejesz jak piec - zamruczał Jakub swoim zaspanym, a przez to cholernie seksownym głosem. Tak seksownym, że penis Łukasza aż drgnął w pełnej erekcji.
- Mh - wydusił. - Ty też.
Zamknął mocno oczy, kiedy ręka zaczęła miarowo zsuwać się w dół, aż wreszcie dotarła do palącego problemu Łukasza. Westchnął głęboko, jak gdyby chciał powiedzieć ?wreszcie!?. Palce zacisnęły się tuż przy nasadzie, a usta Jakuba znów odnalazły kark Maleckiego, żeby złożyć tam kilka delikatnych, ale bardzo pobudzających pocałunków.
I mogłoby to trwać jeszcze przez chwilę. Mogliby jeszcze coś zrobić; Łukasz mógłby odwrócić się do Jakuba, żeby odpowiedzieć tym samym. Dosięgnąć wreszcie jego ust, może pchnąć na materac... Mógłby, ale niestety w tym momencie wszystko zepsuł dzwonek domofonu, na którego początkowo nie zareagowali. Jakub wciąż pieścił Łukasza dłonią, schodząc pocałunkami na ramię i powoli się rozkręcając, gdy ktoś postanowił zadzwonić po raz drugi.
- Cholera - sapnął Łukasz, przypominając sobie, że przecież zamówił nową klawiaturę do laptopa. - Poczekaj - powiedział dość niechętnie, bo wcale nie chciał kazać Jakubowi czekać. - To listonosz, tylko odbiorę, okej?
- Nie możesz później? - stęknął z niezadowoleniem Jakub, nie puszczając jeszcze Łukasza.
- Daj mi chwilę - poprosił, wreszcie wyplątując się z uścisku Jakuba. Szybko narzucił na siebie dresowe spodnie i nie przejmując się swoją zaspaną aparycją, poszedł do drzwi. Złapał za słuchawkę i nim otworzył bramę, jeszcze zapytał: - Halo?
- Tu Daria - wystarczyło, żeby usłyszał, a momentalnie oblał go zimny pot. - Muszę ci na kilka godzin zostawić Hanię i Kubę, wpuść mnie, bo się spieszę - powiedziała tym swoim dyktatorskim tonem, a Łukasz miał wrażenie, że zaraz zejdzie na zawał. Bo co ona niby tu robiła o tej porze? No i przecież robiła takie problemy, żeby mógł zobaczyć dzieci, a teraz sama je przywoziła?!
- J-jasne - zająknął się. Drżącym palcem nacisnął na guzik zwalniający zamek w furtce, żeby zaraz, niczym oparzony, wrócić do sypialni. - Ubieraj się! - rozkazał spanikowany, dopadając do szafy i wyciągając z niej T-shirt.
Jakub zamrugał zdziwiony, nie wiedząc co się dzieje. Podniósł się powoli do siadu, obserwując nerwowe ruchy Łukasza. W takim stanie chyba jeszcze nigdy go nie widział.
- Co się stało?
- Moja żona zaraz tu będzie z dziećmi. - Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy na stoliku nocnym dostrzegł otwartą paczkę prezerwatyw i lubrykant. W ekspresowym tempie zgarnął to wszystko do szuflady, chcąc zatuszować wszystkie dowody wczorajszej zbrodni.
- Żona i dzieci? - Jakub zmarszczył brwi, ale wstał i tak jak Łukasz kazał, zaczął się ubierać. - Zdążę wyjść?
Łukasz skrzywił się z bólem, doskonale wiedząc, że gdyby Jakub teraz wyszedł, spotkałby Darię tuż przy drzwiach.
- Nie bardzo.