Rock penetrowany pędzlem 21
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 01 2018 21:52:55



Czy Sasuke ma węża w kieszeni, czy w spodniach? SUSHI.

KittyKot.doc

Dobra, stało się, marzenia się spełniają i tak dalej. Wiem, jestem wspaniały. Cholera, to wszystko było jednym wielkim kosmosem. Najpierw oczywiście musieliśmy trochę odpocząć, a później zamówiliśmy żarcie: ja takoyaki, a mąż sushi (szok, nie?). Postanowiłem, że spróbuję wszystkich najważniejszych dań, co będę się ograniczać. Poza tym nawet Ren stwierdził, że to najlepsze sushi w jego życiu. Nic dziwnego, byliśmy w Japonii. Podobno prawdziwą pizzę tez można zjeść tylko we Włoszech, ale kto wie?
Benny na razie milczał, nie wtrącał się i nawet nie marudził. Rozumiałem, że dla niego ten wyjazd był tylko robotą do odwalenia, nawet trochę mu współczułem. No ale miałem też nadzieję, że będzie się cieszyć i korzystać z życia.
Ja korzystałem. Oczywiście wrzucałem zdjęcia na Fejsa i czekałem na polubienia i komentarze. Taki ze mnie narcyz z przerośniętym ego.
No dobra, kłamałem. Nie byłem aż takim narcyzem.
Razem z mężem ogarnęliśmy plan zwiedzania, godziny spotkania i wszystko inne. Ren naprawdę miał głowę na karku, ale ja chyba ciągle to powtarzałem. O Kaienie też tak myślałem.
Cosplay musiał poczekać, widziałem też, że Rena niezbyt to jarało, więc po prostu poszliśmy pozwiedzać. Prawdę mówiąc, trochę szkoda, że z Bennym, ale wiedziałem, że inaczej się nie da. Byłem przecież odpowiedzialnym facetem, nie?
No właśnie.
Wiedziałem już, że Japonia była moją miłością. Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Pogoda była cudowna, świeciło słońce, ludzie się uśmiechali i byli mili. Szkoda, że jeszcze nigdy tu nie graliśmy. Może kiedyś podbijemy również ich serca (i nie tylko serca)? Może kiedyś wybierzemy się tu wiosną, żeby oglądać kwitnące wiśnie?

Najpierw jednak poszliśmy zwiedzić starą świątynię. Mieliśmy ich kilka w planach, pogoda i humor dopisywały, więc czemu nie? Nawet Benny był rozluźniony, choć zauważyłem, że chyba nie był nam potrzebny. Nikt, absolutnie nikt nie zwracał na nas uwagi. Byliśmy tylko turystami, pewnie nikt nie miał pojęcia, że jestem Kotem. Naprawdę czułem się dziwnie i fajnie. Tak zwyczajnie i normalnie. Robiłem zdjęcia, wrzucałem komentarze i jarałem się wszystkim dokoła.
- Moglibyśmy się przebrać i chodzić tak po Harajuku - powiedziałem, a Renowi drgnęła brew. - Oczywiście mam na myśli cosplay.
- Cosplay? - wtrącił Benny, a Ren westchnął.
- Kotku, mówiłem, że nie.
- Ale dlaczego? - Wydąłem wargi, a on znów westchnął. - Przecież to tylko niewinne przebieranki.
- Skarbie, nie zaczynaj.
- Obiecałeś.
- Maleństwo.
- No dobra, ale z ciebie sztywniak. - Jęknąłem, a Benny zamrugał, ale o nic nie pytał.
Szkoda, że Ren nie chciał się zgodzić. Próbowałem go przekonać, skusić, błagać - nic. Powiedział tylko, że zrobimy to, jak wrócimy do hotelu. Ja mógłbym tak łazić po Harajuku, ba, wręcz o tym marzyłem. No ale mąż był twardy i nie uległ, więc nie trułem mu dupy.
Czułem się trochę jak w świecie ninja albo samurajów, wszystko było jak żywcem wyjęte z animców. Wolałem zwiedzanie świątyń niż muzeów, Ren widocznie też. Widziałem, że był nieco podjarany, chyba też go to kręciło. Może nie lubił anime, nie leciał na Japończyków i nie podniecał się jak ja, ale doceniał piękno.
Potem siedzieliśmy w świątynnym ogrodzie, obserwowaliśmy przechodniów i gadaliśmy o bzdurach.
Po południu wybraliśmy się do Shinjuku i wtedy mnie zatkało. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu nowoczesnych, wysokich i strzelistych budynków zaprojektowanych z takim rozmachem. Normalnie brakowało tylko latających robotów i czułbym się jak bohater mecha.
Oczywiście nie pominęliśmy Tokyo Metropolitan Government (to takie ogromne bliźniacze wieże), skąd mogliśmy podziwiać panoramę miasta. Jarałem się, szczerzyłem, robiłem zdjęcia i byłem zachwycony. Drapacze chmur faktycznie zapierały dech w piersiach, ogólnie cała dzielnica była bardzo nowoczesna i... ruchliwa? Kurczę, jak oni się tu wszyscy mieścili?
Wieczorem poszliśmy na sushi i znów mnie zatkało, bo Ren miał rację. To było najlepsze sushi w moim życiu. Matko, tak niewiele mi było potrzeba do szczęścia. Niby nikogo nie obchodziły fotki żarcia, ale oczywiście wrzucałem wszystko na portale społecznościowe. No musiałem się pochwalić, nie inaczej. To przecież było coś, o czym zawsze marzyłem. Ta podróż była najzajebistszą rzeczą w moim życiu. Dobra, dobra - koncerty, sława, miłość, BDSM - to było ważne, ale, no.
JAPONIA.
W sumie to nie zwracałem uwagi na Benny'ego, ale trochę marudził (a jednak!). Jak już się ściemniło, poszliśmy na "wieczorny spacer", który był znowuż jaraniem się, gapieniem na wszystko dokoła i okrzykami zachwytu. Ja serio byłem japonofilem, bo mangozjebem to na pewno.
Dylematem był nawet wybór restauracji. W końcu zamówiłem ramen, a Ren okonomiyaki. Benny chyba wolał nie ryzykować, więc znów zamówił sushi. Jak już mówiłem, postanowiłem, że spróbuję wszystkich tradycyjnych dań, ale ramen kojarzył mi się głównie z Naruto. Byłem mangozjebem, prawda?
Gdy w końcu wróciliśmy do hotelu, nie było mowy o żadnych przebierankach. Obaj byliśmy padnięci, ale zadowoleni.
Spałem jak zabity.

Pogoda znowu była piękna, więc zwiedzaliśmy wszystko, co się dało. Zaczęliśmy od dzielnicy Shibuya, ruchliwego skrzyżowania i pomnika psa Hachiko. Motywowało mnie wszystko, choć liczba ludzi trochę przerażała. Gdybym się zgubił, pewnie bym umarł ze strachu. Młode dziewczyny w strojach pokojówek zapraszały do środka, więc nie mogliśmy się nie skusić. Sukiyaki, teriyaki, tonkatsu - w końcu się jednak pogubiłem i zamawiałem wszystko, jak leci. Pewnie przytyję ze trzy kilo, ale jebać.
Po południu pojechaliśmy do Harajuku i to był właśnie raj na ziemi. To było coś, na co czekałem, czym się jarałem i co kochałem. Ja czułem się jak ryba w wodzie, a Ren był trochę zagubiony, choć udawał, że nie był. Benny chyba po prostu nie rozumiał, co się działo, ale widocznie miał to w dupie. To faktycznie była dzielnica fajnych Japończyków, choć niektóre rzeczy mnie przerastały. Oczywiście robiłem zdjęcia i wrzucałem wszystko na Fejsa i nie tylko, a potem czytałem komentarze i jarałem się jeszcze bardziej. Taki byłem mądry i wspaniały, wiedziałem, że warto tu wpaść właśnie w weekend, bo wszędzie było pełno przebranej młodzieży. I nie tylko młodzieży. Zrobiłem sobie zdjęcie z pastelową gothic lolitą, a potem nawet trochę z nią flirtowałem. Co ja gadam - uśmiechałem się do wszystkiego, co się ruszało. W ogóle byłem podjarany i nadpobudliwy. Ren trochę się ze mnie nabijał, a ja byłem pewien, że był po prostu zazdrosny. Oczywiście kupowaliśmy pamiątki i prezenty, nie mógłbym zapomnieć o moich pojebanych kumplach i zespole.

Potem znowu była świątynia i park, żarcie i zdjęcia żarcia, a następnie, dopiero późnym wieczorem, powrót do hotelu. Byłem w szoku, że Japończycy mieli tak dobre piwa. Oczywiście chlałem też sake, choć Ren nie był tak zachwycony jak ja. Benny chyba w ogóle mnie nie rozumiał, choć miałem wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej lubił swoją "robotę". Pewnie dał się ponieść i docenił piękno Kraju Kwitnącej Wiśni. Ciekawe, czy Naoki też się tak jarał, szlajając się z Kaienem?
Znowu nie miałem sił, więc nie było przebieranek. Nawet się nie kochaliśmy, woleliśmy leżeć leniwie w łóżku i sączyć schłodzonego szampana.

* * * * *

No i nareszcie nadszedł TEN dzień (poniedziałek), gdy byłem podniecony, ale i pełen obaw. Nie miałem pojęcia, co mnie czekało i jak miałem się zachowywać. Już wiele razy myślałem o fabule mangi, tworzyłem różne sceny i postacie i ogólnie dawałem się ponieść wyobraźni. Nawet mi się śniło, że byłem bohaterem i ratowałem hot dupy.
Wiem, banalne, ale... cóż, to tylko sny.
Całkiem fajne sny.
Co ciekawe, Hayato-san zaprosił nas do siebie, więc spiąłem się jeszcze bardziej. Myślałem, że to będzie jakieś neutralne miejsce typu restauracja albo hotel. No ale Hayato był tylko o dziesięć lat starszy ode mnie, więc wmawiałem sobie, że na pewno się dogadamy. Otrzymałem od niego kilka maili, pytał o fabułę i podsuwał mi różne pomysły, a ja zgadzałem się na wszystko. To on był tu artystą. Marzyłem o tym, że w końcu wezmę tomik mangi do rąk i przeczytam historię Kota. Oczywiście zmyśloną, ale na tym to polegało. Miało być ciekawe, śmieszne i trochę dwuznaczne.
Myślałem, że zobaczę w końcu tradycyjny japoński dom, ale czekało mnie rozczarowanie. Hayato mieszkał w zupełnie normalnym domu. Nie miał służby ani ochroniarza, a ja postanowiłem, że Benny też nie będzie nam potrzebny. Poszedł więc pozwiedzać (czytaj: nażreć się i opierdzielać), a my próbowaliśmy znaleźć wspólny język, popijając herbatę i jedząc jakieś boskie ciasteczka. Na żywo Hayato był dużo niższy i drobniejszy, co mnie mocno zszokowało. Był też dość spokojny, kulturalny i nieco powściągliwy. Jego asystent (?) był dużo bardziej gadatliwy i wyluzowany i miał naprawdę sporo ciekawych pomysłów. Nie mogłem jednak do końca być sobą, bo spinałem się i nie rozumiałem wielu rzeczy. No ale Hayato nie musiał się przecież jarać. Ciekawe, skąd Klaus miał takie pomysły i jak w ogóle to zrobił? Może być ninją?
Hayato znał się na rzeczy (nie wierzę, że to piszę, ale ze mnie debil) i lubił konkrety, dlatego szybko wszystko ustaliliśmy i omówiliśmy. Miał kilka przykładów i wątków, a szkice bardzo przypadły mi do gustu. Fajnie jest być hot facetem, nie?
No właśnie.
Zarys fabuły, kreowanie postaci, kilka moich uwag i jedziemy z tym koksem, choć spinałem się jak cholera. Hayato nie spoufalał się, ale był taktowny i kulturalny, choć trochę sztywny i chłodny. Wiedział, że zostaniemy w Tokio do środy, ale nie zaproponował więcej spotkań. Cóż, znowu będę musiał się skupić na mailach.

* * * * *

- Wszystko gra? - spytał Ren, gdy wróciliśmy do hotelu.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Chyba nie spodziewałeś się porywów namiętności?
- Chcesz powiedzieć, że jestem zawiedziony? - Nalałem sobie sake, a potem zjadłem kilka kawałków sushi.
- Trochę? - mruknął, zdejmując koszulę. - Coś nie tak? - dodał, gdy zacząłem gapić się na jego klatę.
- Nie, masz fajne sutki.
- Oczywiście.
- Serio, są takie różowe i symetryczne.
- Widziałeś niesymetryczne sutki? - Zaśmiał się i podszedł do mnie bliżej, a ja wychyliłem sake i dalej wpierdzielałem sushi.
- Widziałem. Asymetryczne jajka też. Co robisz?
- A jak myślisz? - Spojrzał na mnie podejrzanie napalonym wzrokiem, aż się zmieszałem.
- Co w ciebie wstąpiło?
- Nie mówi się z pełnymi ustami - zamruczał, ocierając mi sos sojowy z brody.
- Kusisz mnie?
- Może. - Uśmiechnął się kącikami ust i złapał mnie za pośladki. - Mam nadzieję, że spotkanie ci się podobało i będziecie współpracować.
- Na pewno pojawisz się jako postać, na którą leci główny bohater - powiedziałem, a Ren przyciągnął mnie bliżej.
- Co do scen seksu, to myślę, że masz już spore doświadczenie i chętnie podzielisz się nim z Hayato.
- Zabrzmiało cholernie dwuznacznie - mruknąłem i spojrzałem Renowi w oczy.
- Wiem.
- Próbujesz mnie uwieść?
- Być może.
Lubiłem, gdy się tak nakręcał. Boże, kochałem. Niech mnie już weźmie i wypieprzy. Poczułem, jak wszystko mi twardnieje, i otarłem się o Rena całym ciałem. Chciałem, żeby też to poczuł. Lubiłem mieć świadomość, że go podniecam.
- Powiedz, że cię kręcę - szepnąłem, gdy pocałował mnie w czubek nosa.
- Dlaczego chcesz, żebym to powiedział?
- Nie drocz się, tylko powiedz.
- Kręcisz mnie - szepnął, a potem zassał mi dolną wargę.
- Powiedz, że lecisz na mnie i chcesz mnie zerżnąć.
- Lecę na ciebie i chcę cię zerżnąć - powiedział, całując mnie w szyję.
- Grzeczny chłopiec - wysapałem i przechyliłem głowę, a po chwili poczułem dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
- Ja jestem grzecznym chłopcem? - szepnął, wsuwając mi dłonie pod koszulkę.
- Tak.
- Myślę, że nie jestem.
- Ale teraz jesteś. - Westchnąłem, a Ren zdjął mi koszulkę. - Powiedz, że...
- No?
- Że uwielbiasz mojego fiuta.
- Wiesz, że to prawda.
- Powiedz. - Westchnąłem, gdy pocałował mnie w obojczyk, a później w sutek.
Zassał go leciutko, a ja zagryzłem wargę i przymknąłem powieki.
- Ren?
Uśmiechnął się i polizał drugi sutek, a potem pchnął mnie w stronę łóżka.
- Uwielbiam twojego fiuta - powiedział i wtulił nos w moje bokserki.
Przeczesałem mu włosy, a on spojrzał na mnie tak, że zadrżałem.
- Kotku?
- Mmh?
Kurczę, znowu to spojrzenie.
Cholera, ale chcica.
- Uwielbiam każdą część twojego ciała - powiedział, gładząc moje krocze.
- Każdą?
- Tak. - Rozsunął mi nogi, a ja przymknąłem powieki i oblizałem usta.
Tętniło mi w skroniach, pulsowało w klatce piersiowej i napaliłem się jak cholera. Uderzenia gorąca były coraz silniejsze, a ja traciłem zdrowy rozsądek, poddając się chcicy.
Lubiłem ten stan. To było takie preludium.
Zachęta.
Flirt i czekanie.
Lubiłem, bo miałem pewność, że mąż mnie zerżnie.
Zaspokoi. Wygrzmoci. Wyrucha.
A oprócz tego będziemy po prostu się kochać. Tak, całować, miziać i tulić.
Kurczę, ale chcica.
Gdy pogładził moje uda, zaśmiałem się i zamknąłem oczy.
- Chodź najpierw coś zjeść - powiedział, ale zmarszczyłem brwi. - No chodź. Potem wspólna kąpiel i wieczór rozpusty, co ty na to? - Pomasował mi krocze.
Otworzyłem oczy, bo nie mogłem uwierzyć, że chce teraz przerwać. Serio?
- Potem cię trochę pomęczę. - Uśmiechnął się, a ja oparłem na łokciach i spojrzałem mu zadziornie w oczy.
- Niby jak?
- Wiesz, jak.
- Tak?
? Tak.
- A jutro twincest w wersji cosplay - wypaliłem, a Ren zmarszczył nos.
- Dobrze.
- Obiecałeś.
- Wiem.
- Powiedz, że mnie kochasz - zamruczałem i pogładziłem stopą jego ramię.
- Kocham cię.
- Wiem. - Wyszczerzyłem się, a on zacisnął wargi, a potem klepnął mnie w pośladek.
Nie wiedziałem, czemu chciałem akurat ten cosplay. Dopiero później skapnąłem się, że to w sumie seks między braćmi, a Rena to niezbyt jarało.
Wręcz przeciwnie.
Ale cóż, czasem byłem złośliwy. No i Ren świetnie nadawał się na tę postać, więc byłem dobrej myśli.

* * * * *

Rano obudziłem się z bolącym tyłkiem, ale udawałem twardziela. Spotkanie z Hayato nie zrobiło na mnie ogromnego wrażenia, pewnie oczekiwałem zbyt wiele. Ale mój kochany mąż postarał się, żebym nie był rozczarowany. Trochę pływaliśmy w basenie, a po południu znów zwiedzaliśmy. Tym razem dowiedziałem się, jak wyglądał tradycyjny japoński dom, choć w środku nie można było niczego dotykać ani robić zdjęć. Szkoda. Mógłbym chyba nawet mieszkać w takim miejscu. Zresztą podobno dobrze wyglądałem w kimonie, Ren mógł to potwierdzić, Mai również (nieważne, że chodziło o yukatę).
W ogóle coraz bardziej mnie to wszystko kręciło, postanowiłem nawet, że zacznę się uczyć japońskiego. Mąż oczywiście skwitował to sarkastycznym uśmieszkiem, ale byłem hardy i nieugięty. Wierzyłem w siebie i chciałem podbić świat. No dobra, nie świat. W sumie nie wiedziałem, czego chciałem, ale nieważne. To była najbardziej satysfakcjonująca podróż w moim życiu. Co prawda nie rozdziewiczyłem żadnego Japończyka. Co prawda Ren nie chciał przechadzać się po Harajuku jako Itachi. Co prawda Benny marudził, choć był szczęśliwy (widziałem). Co prawda nie zwiedziliśmy wszystkiego, bo po prostu się nie dało. Co prawda...
Dobra.
Twincest miał być świetny. Biedny Ren, ale cóż... czasem byłem skurwielem. Nie zrobiłem tego umyślnie, po prostu - jak już mówiłem - idealnie nadawał się na Itachiego. Ja oczywiście byłem jego ot'to, czyli SasUKE. Zresztą Ren miał długie czarne włosy, był wysoki, szczupły i przystojny - wykapany Itachi. No i świetnie wyglądał w tych ciuchach, lepiej nawet ode mnie. Ja byłem trochę za chudy, nie przytyłem, nawet codziennie się obżerając.
- Bo dużo się ruszasz, dlatego nie tyjesz - wyjaśnił, ale i tak nie mogłem tego pojąć.
W sumie chyba nigdy nie tyłem ani nie chudłem jakoś znacząco. Wiadomo, później, gdy tonąłem w depresji, sporo schudłem, ale teraz znów byłem seksownym Kotem. Hot ciachem i tak dalej. Miałem piękny, miękki brzuch, zgrabne odnóża i ładne ramiona. Zawsze byłem fajny. Samoakceptacja to klucz do szczęśliwego życia. Jasne określenie celów również, dlatego gdy ubierałem Rena w ciuchy Itachiego, uśmiechałem się pod nosem, a on tylko wzdychał. Wiedziałem, że to skurwysyństwo, ale mówiłem już - za późno się skapnąłem, że to może go peszyć. Zresztą Rena peszyło naprawdę mało rzeczy. Spinał się głównie podczas spotkań rodzinnych (teraz już nie, bo je ograniczył), pewnie też w pracy (może Makoto go molestował?) oraz podczas rozmów z Tylerem (głównie przez Skype'a). Ja się w ogóle dziwiłem, że był taki zrównoważony. Emil to wiadomo, medytował. A Ren? Tak, ćwiczył ze mną łóżkową jogę, ale co z tego? Może znów płakał w samotności?
Nie, to raczej niemożliwe. Makoto musiał być w porządku.
- Coś nie tak? - spytał, gdy śliniłem się na jego widok.
- Nie, pasuje ci - powiedziałem i poprawiłem mu włosy.
Faktycznie, żeby zrobić dobry cosplay Itachiego, należało być niezłym ciachem i mieć ładne rysy twarzy. Ren miał, dlatego pasował idealnie. Ten płaszcz Akatsuki chyba stał się moim nowym fetyszem, choć wiedziałem, że Rena raczej mało kręcił.
- Ja bym cię najchętniej rozebrał do naga - powiedział, gdy mocowałem się z grubym, fioletowym sznurkiem.
- Wiem, ale nie dzisiaj. Szkoda, że ciebie to tak nie jara. - Westchnąłem, a on złapał mnie za brodę i spojrzał w oczy.
- Jak się postarasz, to może zacznie.
- Tak?
- Tak. Czy Itachi był brutalny?
- Eee, nie był. Był kochającym...
... braciszkiem.
Uf, w porę ugryzłem się w język.
- Dokończ. - Uśmiechnął się, a ja spaliłem buraka.
- Nieważne.
- Ważne. Muszę wczuć się w postać - powiedział, ale wiedziałem, że już się nabijał.
- Ren, po prostu udawaj, że jesteś... No co?
- Nic, jesteś pocieszny.
- Sam jesteś pocieszny. Obiecałeś.
- Przecież się zgodziłem. - Przyciągnął mnie bliżej i otarł się kroczem o moje krocze.
Mai nie miała racji - nie potrzebowałem peruki. Ren, oczywiście, też nie. Wyrwałem się z jego objęć i znowu spojrzałem w lustro. Tak, wyglądaliśmy dobrze. Ja to byłem mądry, idealnie dobrałem postacie. Może Ren w końcu wyluzuje i zerżnie braciszka? To tylko cosplay, nie? Miałem nadzieję, że stanie na wysokości zadania.

Nakręciłem się jak dureń, ale nie chciałem się na niego rzucać. Wolałem go sprowokować i podniecić, choć wiedziałem, że nie będzie łatwo. Najpierw jednak zrobiłem nam kilka zdjęć, oczywiście bardzo dwuznacznych. Obaj wyglądaliśmy bosko, szkoda tylko, że nie pomyślałem o soczewkach.
- Nie sądzę, że chciałbyś się teraz bawić w ich zakładanie - powiedział hot Itachi, poprawiając włosy.
Były zebrane w ogon, a z przodu dyndały mu dwa luźne pasma.
- Pewnie masz rację. - Znowu zacząłem wyginać się przed lustrem i robić zdjęcia.
- Nie wrzucaj ich na razie do internetu.
- Czego?
- Zdjęć.
- Aha, spoko. Boisz się, że spodobają się Makoto i będzie chciał...?
- ... a co ty taki uszczypliwy? - Ren uniósł brew i zmrużył oczy, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Bo mam dobry humor?
- Przez to wdzianko? - Objął mnie od tyłu, a ja znów cyknąłem zdjęcie.
- Może.
- Ciebie to kręci - stwierdził, mrucząc mi do ucha.
- No, trochę. W sumie to... Ren, poczekaj. - Westchnąłem, gdy liznął mnie w szyję.
- Na co?
- No bo...
- Tak? - szepnął i wsunął mi język w ucho.
Dostałem ciarek i aż się wzdrygnąłem. Z przyjemności, oczywiście, bo Ren miał niezły ubaw i lizał mnie w ucho. Aż chciałoby się spytać, czy zerżnie braciszka. Wiem, byłem chujem.
- Szkoda, że zostały nam tylko dwa dni - powiedziałem, a on zabrał mi komórkę.
- Myślisz, że kiedyś tu wrócisz?
- Tak, a ty razem ze mną. Prawda? - Przechyliłem głowę, a mąż pocałował mnie w nos.
- Może.
- Oj, nie bądź taki tajemniczy.
- Itachi nie był tajemniczy?
- No dobra, był. W ogóle był hot, zawsze na niego leciałem.
- Trochę krępuje mnie fakt, że jesteśmy braćmi - powiedział i przeczesał mi włosy palcami.
- Nie zrobiłem tego specjalnie.
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Nie tłumaczę się.
- Oczywiście.
- Ren, naprawdę. Po prostu...
- Chciałeś uprawiać seks w tym ubraniu? - spytał, a ja zamarłem.
Oczywiście, że chciałem! Ren nie chciał? To było do przewidzenia, ale pewnie ciągle łudziłem się, że dla mnie zmieni zdanie.
- Kotku?
- Nie wiem... - mruknąłem, a on objął mnie w pasie.
- Wiesz, że mam złe doświadczenia z kazirodczym seksem.
Parsknąłem śmiechem, a on zmarszczył brwi. Tak, gdyby miał sharingana, pewnie tryskałbym krwią z nosa. Na razie wolałbym tryskać czymś innym, ale jego widocznie cosplay nie jarał.
Poczułem się trochę urażony, bo przecież ja czasem poświęcałem się dla Rena. No ale dobra, może kiedyś dojdziemy do porozumienia w tych sprawach.
- Kotku? - spytał, patrząc mi w oczy, a ja poczułem się trochę skrępowany.
- No? Wiesz, że Sasuke był pogromcą węży?
- Miał je w kieszeni czy w spodniach?
- Ja mam w spodniach. Możesz sprawdzić.
Nie sprawdził. Pocałował mnie w skroń, a ja westchnąłem i wydąłem wargi.
- Jadłeś kiedyś sushi z nagiego ciała kobiety bądź mężczyzny? - spytał, gdy biłem się z myślami.
- Body sushi?
Fakt, zatkało mnie.
- Więc nie jadłeś?
- Nie. Zgłaszasz się na ochotnika? - Zrobiłem cwaną minę, a Ren zaczął się śmiać.
- Jeśli chcesz - zamruczał, gładząc mnie po włosach.
- Chcę. Zostało nam jeszcze trochę sushi, ryby, sashimi i...
- Mamy wszystko.
- I wino.
- I sake.
- Mamy... - zacząłem, ale uciszył mnie pocałunkiem.
- Chodź. - Zacisnął dłonie na moich pośladkach, a ja tylko westchnąłem.

Zaczęliśmy grzecznie, wręcz niewinnie. Niestety, nie było twincestu, no ale chyba rozumiałem Rena. Przecież go nie zgwałcę, nie? Najpierw wypiliśmy trochę wina, a potem zacząłem go rozbierać. Zdjąłem mu płaszcz, następnie podkoszulek i spodnie. Byłem trochę zawiedziony, ale nie można mieć wszystkiego. Może faktycznie go to przerosło? Wciąż myślał o Tylerze? Może zachowałem się jak dupek? No ale mówiłem, że nie zrobiłem tego celowo. Boże, czemu ja zawsze muszę coś schrzanić?
Nie miał na sobie bielizny, więc od razu kazałem mu się położyć na łóżku. Nie dotykałem go, nie pobudzałem ani nic. Niech się pomęczy, skoro nie chciał bzykać napalonego brata. Też zdjąłem płaszcz, potem koszulę i resztę ciuchów, dalej wzdychając z rozczarowaniem, ale Ren chyba udawał, że tego nie widzi.
Cóż.
Gdy zostałem w samych slipach, raz jeszcze zerknąłem na ciuchy i wywróciłem oczami, a potem wziąłem resztki sushi i sashimi i zacząłem układać je na ciele Rena. Chyba miał łaskotki, bo co chwila parskał śmiechem. Zakryłem najciekawsze miejsca na jego ciele, a on spojrzał na mnie cholernie dwuznacznie.
- Już gwałcisz mnie w myślach? - spytał, a ja wydąłem wargi.
- Wbrew pozorom nie.
Wolałbym gwałcić Itachiego.
- Jakoś ci nie wierzę.
- Nie musisz. Liczy się zaufanie, nie? - Mrugnąłem do niego, a potem rozsiadłem się wygodnie na łóżku i pomasowałem mu uda.
Znowu drgnął, a ja zacząłem się szczerzyć.
- Smacznego - powiedział z cwanym uśmieszkiem, więc od razu przystąpiłem do konsumpcji.
Potem karmiłem również Rena, a sam popijałem wino. Widziałem, że chyba się napalił, bo penis mu tak ładnie sterczał. No ale postanowiłem, że będę twardy i nie dam się. To było trudne, bo naprawdę na niego leciałem. Kręcił mnie, to chyba oczywiste. Lubiłem jego ciało, uwielbiałem te dwuznaczne miny i unoszenie brwi.
To było trudne jak diabli.
Cholera.
Szkoda, że nie chciał mnie bzykać jako Uchiha. Ciekawe, czy Emil i Yuki by się zgodzili? Myślę, że tak. Pewnie nawet Ren by się zgodził, gdyby to nie był twincest. A może po prostu uważał, że to dziecinne? Cóż, czułem się trochę niezrozumiany.
- Myślisz, że Hayato stworzy cię takiego, jak chciałeś? - spytał nagle, gdy całowałem jego kości miednicy.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak, ale łyknę wszystko.
- Nie wątpię - powiedział z sarkazmem w głosie, a ja fuknąłem.
- Jesteś zboczony.
- Och, doprawdy? A kto marzył o drągu brata?
Ryknąłem śmiechem i udławiłem się śliną, więc zacząłem kaszleć jak szalony. Matko, myślałem, że umrę, naprawdę.
- W porządku? - spytał, gdy w końcu mi przeszło.
- Tak.
- Smakowało ci sushi?
- Tak. Zawsze mi smakuje.
To wszystko było pojebane jak cholera. Myślałem, że przebierzemy się, odegramy scenkę i będziemy się namiętnie rżnąć przy ścianie, a zamiast tego gadaliśmy o mandze i bezcześciliśmy sushi.
Ja pierdolę.
- Chyba jestem trochę pijany - odezwałem się znowu, masując Renowi uda.
- Jesteś rozczarowany?
- Co?
- Obiecuję, że szybko zapomnisz o Itachim - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. - To ostatni kawałek. Otwórz buzię - dodał, podsuwając mi pod nos kawałeczek sushi.
Wysiliłem się i zjadłem go bez pośpiechu, dość zmysłowo i kusząco, patrząc Renowi prosto w oczy. Oblizałem mu palce, a potem zacząłem je ssać.
- Coś sugerujesz? - Uśmiechnął się, a ja westchnąłem.
- Nie wiem.

Wiedziałem.
Najpierw tylko się całowaliśmy. Powoli, długo i głęboko. Mokro i niezwykle zmysłowo. Zasysał moją dolną wargę, a potem drażnił zęby językiem. Wszystko płynęło, drgało i podniecało. W pokoju było ciepło i jasno, pachniało żarciem i winem. Siedziałem Renowi na kolanach, obejmowałem go na szyję i bawiłem się włosami. On gładził mnie po plecach i masował sutki.
I bez przerwy całował.
Całował.
Całował.
Jezusie, tak słodko mnie całował.
Bez przerwy.
Muskał moje wargi, potem je lizał, a następnie drażnił językiem. Później znowu całował mnie w usta, wkładał język do środka, a ja czułem słodycz głęboko w mózgu. Po całym ciele rozchodziły się fale gorąca, łaskotały, drażniły i pobudzały. Mruczałem i odwzajemniałem z pasją, a Ren gładził moje plecy i też mruczał.
Potem dotykaliśmy się samymi językami. To nawet nie były pocałunki, ale rozpalały jak cholera. Wszystko rozpalało, nawet zapach sushi. Czułem się jak w jakimś zboczonym, cudownym śnie, bo z każdą chwilą coraz bardziej traciłem kontakt z rzeczywistością.
Było fajnie.
Było ciepło, klimatycznie i cudownie.
Wszystko płynęło.
Rozpływało się.
Rozpadało, a potem znowu zlewało się w jedną całość.
Gdy zacząłem stękać, Ren pchnął mnie na łóżko, przewrócił na brzuch i przyciągnął za biodra. Wiedziałem, co zrobi.
O boże, tak. Zrobi to.
Nareszcie.
Znowu stęknąłem, a on klepnął mnie w pośladek i pomasował palcami odbyt.

Rozciągał mnie długo.
Za długo.
Masował, klepał i całował moje bułeczki, a ja niecierpliwiłem się jak cholera. Chciałem szybciej. Chciałem, żeby się o mnie ocierał, nakręcał i sapał. Mruczał.
Lubiłem, gdy mruczał.
Ale nie mruczał.
Nie dotykał mnie penisem, nie pocierał nim o odbyt. Nie robił nic.
Gdy chciałem przewrócić się na plecy, złapał mnie za biodra.
Ale co?
Nie chciał?
Cholera, może on nie...?
Nie, to nie to.
Zamarłem, bo zaczął mnie lizać.
LIZAĆ.
Cholera jasna.
Robił mi rimming, a ja sapałem i ściskałem poduszkę. Sam wypychałem biodra, a Ren je masował. Masował też uda i pośladki.
Zgięcia kolan.
Łydki.
Potem znowu uda, znów pośladki i plecy.
Lizał mnie i całował, a ja fukałem i wiłem się jak napaleniec. Zaśliniłem poduszkę. Spociłem się jak cholera. Zaciskałem mięśnie, a Ren ugniatał i kąsał moje zajebiste bułki.
Potem mi trzepał.
O Jezu, tak dobrze mi trzepał.
Trząsłem się i stękałem, a on masował mojego kutasa, zaciskał dłoń na jajkach i lizał.
Lizał.
Och, lizał.
Lizał tak dobrze, że szybko doszedłem, tryskając radośnie, a on tylko się zaśmiał i cmoknął mnie w biodro.
- Żyjesz? - spytał, gdy opadłem bez sił.
- Nie.
- Próbujesz mi powiedzieć, że jestem nekrofilem?
- Ren, kocham, gdy wylizujesz mi dupę.
- Zabrzmiało bardzo romantycznie. - Uśmiechnął się i położył obok.
Objął mnie ramieniem, a ja westchnąłem i wtuliłem twarz w poduszkę.
Serio byłem wyczerpany, choć przecież nic nie robiłem. Nawet nie macałem Rena, nie obciągałem mu ani nic. To było tak bardzo jednostronne, że aż było mi teraz głupio. Może powinienem mu się odwdzięczyć?
- Naprawdę kocham - mruknąłem i przechyliłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Wiem. Ty kochasz wiele rzeczy.
- Tak.
Nie kocham też.
- Muszę do łazienki - powiedziałem leniwym głosem, ale nie ruszyłem się z łóżka. - Boże, ale mi dobrze - dodałem, bo nic nie odpowiedział. - Strzepać ci?
- Nie przejmuj się tym.
- Ale czemu? Chętnie to zrobię.
- Kotku, nie musisz.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że był w bokserkach.
Hm, dziwne.
Hej, a może sflaczał i nie chciał mnie rozczarować?
Pewnie o to właśnie chodziło. To dlatego zajmował się tylko mną, dlatego tak namiętnie i ochoczo lizał, choć zwykle tego nie robił.
Znaczy, robił, ale rzadko sam to inicjował.
Dobra, to było kochane.
- No i co się tak szczerzysz? - spytał, czochrając mi włosy.
- Kocham cię - powiedziałem i objąłem go udem.
- Wiem, skarbie.
- Renuś... - Oparłem się na łokciu, a potem wytarłem spermę z brzucha.
- Tak?
- Jutro też pójdziemy pozwiedzać.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się.
- A wieczorem obejrzymy pokaz sztuk walki.
- Oczywiście.
- To już ostatnie atrakcje. Serio, szkoda, że musimy wracać. - Westchnąłem i zacząłem nawijać o zupełnie nieistotnych rzeczach.
Po prostu nie chciałem, żeby przejmował się tym, że mu opadł. Nie musiał mnie już przecież bzykać.
Bzykają to się pszczoły.
Byłem zaspokojony, a skoro Ren nie chciał, to w porządku. Zmieniłem temat i podziękowałem mu w duchu za to, że wyluzował i nie skupiał się na flaczku.
Ciekawe, czy to przez ten unoszący się w powietrzu zapach twincestu?
Na podłodze leżały biedne, smutne, rozrzucone ciuchy Itachiego i Sasuke.
Cóż. Może kiedyś. Ciekawe, co u Tylera.

* * * * *

Rano byłem napalony, więc molestowałem Rena w łazience. Wspólny prysznic, mycie plecków i szorowanie ciała były niezwykle pobudzające. Zapach olejku różanego również, wiedziałem, że to jeden z fetyszy Rena. Ocierałem się, wyginałem i sapałem, a mąż macał moje pośladki i masował plecy. To był taki uroczy, czuły i zmysłowy poranek, którego punktem kulminacyjnym był namiętny seks pod prysznicem. Tuliłem się do ściany, a Ren trzymał mnie za udo i ruchał. Trochę odpływałem, trochę mdlałem i traciłem rozum. Zapach olejku pobudzał. Mokre, namydlone ciała ślizgały się i ocierały o siebie, włosy kleiły się do twarzy i szyi. Pożądanie zaćmiewało mózg, wyginałem się mocniej i stękałem.
Chciałem nakręcić Rena jeszcze bardziej.
Wsuwał się płynnymi ruchami, a ja drżałem i zaciskałem pięści. Cudownie mi strzepał, więc trysnąłem na ścianę i sflaczałem w jego ramionach, ale rżnął mnie do samego końca. Dopiero gdy spuścił się w środku, pocałował mnie w kark i odkręcił wodę. Czułem, jak wszystko ze mnie wypływa, więc kazał mi rozsunąć nogi i zaczął mnie myć. To było trochę śmieszne, gdy grzebał mi w tyłku, ale cóż. Śmiech to zdrowie.
No, to teraz byłem zaspokojony i szczęśliwy i miałem wilczy apetyt, dlatego najpierw się nawpieprzaliśmy, a potem poszliśmy zwiedzać. Chłonąłem wszystko, zachwycałem się i jarałem szczegółami, kupowałem tony upominków i gadałem jak nakręcony. Naprawdę byłem szczęśliwy.
Oto ja, przyszły bohater mangi yaoi.

Wieczorem wybraliśmy się na pokaz sztuk walki. Co ciekawe, Benny był bardzo pobudzony, widocznie nareszcie odkrył to, co go ruszało. Ja wiedziałem, że będę się skupiać na hot ciachach, nie ich umiejętnościach, ale kto wie? Może coś mnie zaskoczy.
Zaskoczyło.
Zszokowało raczej.
Po prostu zamurowało mnie, zatkało i ścięło z nóg.
Staliśmy w kolejce do kasy, nawijałem jak zwykle, a Benny rozglądał się dokoła. Ren słuchał albo udawał, że słucha, co do niego mówię.
A potem...
Kurwa. Nie wiem, czemu ja miałem takie szczęście. Po prostu...
- Kotuś? - To chyba głos męża.
Ale nie słuchałem.
Czułem tylko, że nogi wrosły mi w ziemię, ręce trzęsły się jak szalone, a serce waliło tak, że miałem wrażenie, że padnę na miejscu.
- Źle się czujesz? - Znowu Ren.
Miałem zawroty głowy, więc oparłem się na jego ramieniu i dalej gapiłem się na jakże znajomą i znienawidzoną twarz.
Przede mną stał mój ojciec. Znaczy, stał w kolejce. Bokiem. Na razie chyba mnie nie zauważył, a może udawał, że nie.
Do ciężkiej cholery, myślałem, że mam zwidy. No ludzie, no. Przecież to było NIEMOŻLIWE.
Nijak.
Dlaczego on był w Tokio?
Na pewno miałem zaćmienie. To chyba pomroczność jasna. Halucynacje.
Nie mógł być tutaj. Ale... w sumie dlaczego nie mógł? Nie wiedziałem przecież, gdzie mieszkał.
Ale, no...
Kurwa mać. Nie do wiary. Ja chyba śniłem. Serio.
Pierdolę to.
Czemu ja się tak zdenerwowałem? Byłem w ogromnym szoku. Chyba się trząsłem, bo Ren mnie tulił i pytał, czy chcę wyjść na zewnątrz.
Ojciec.
Jak, kurwa, i dlaczego był tutaj? Na drugim końcu świata. Czemu przede mną? Czemu teraz? Czemu tutaj?
Nie, to był taki głupi zbieg okoliczności. Wybryk losu.
Kurwa, co ja pierdoliłem?
Szumiało mi w głowie, brakowało powietrza, a dłonie pociły się jak cholera.
Co miałem robić? Udawać, że go nie znam? A jak odwróci się i mnie zauważy? Co wtedy? Jak miałem się zachowywać? A jeśli...
- Kotku, chodź na zewnątrz. Spokojnie, oddychaj. Pomogę ci, chodź.
Nie słuchałem.
- Chyba ma atak paniki.
Nie słuchałem.
Ojciec rozmawiał z jakąś kobietą, chyba Japonką, a może Chinką albo Koreanką. Była w jego wieku, drobna, szczupła, ciemnowłosa. Uśmiechali się do siebie i szczebiotali. Czemu ja zwracałem uwagę na takie szczegóły?
Znów poczułem uderzenie gorąca i zacząłem się dusić. Ren objął mnie ramieniem i poprowadził do wyjścia, ale obejrzałem się i wtedy on mnie zauważył. Chyba też był w szoku, bo przestał się uśmiechać i na chwilę zamarł. Pewnie wyglądałem jak spłoszone zwierzątko, ale miałem to w dupie.
Nie, nie miałem.
Nieważne.
Dobra, ważne. Nie chciałem przecież, żeby widział mnie w takim stanie.
Na szczęście chyba też był zmieszany, a Ren szybko wyprowadził mnie na zewnątrz. Zakręciło mi się w głowie, a on podał mi butelkę wody i kazał pić.
- Lepiej ci? - spytał z troską w głosie, a ja pokiwałem głową.
Benny stał obok i milczał. Pewnie jego też zaskoczyłem.
- Po prostu - wychrypiałem i spojrzałem Renowi w oczy. - Tam był on.
- Kto "on"?
- Mój ojciec.
- Ojciec? - Ren zamrugał i zrobił zdziwioną minę, ale szybko się ogarnął. - Jesteś pewien?
- Tak, kurwa, jestem pewien. Myślisz, że nie poznałbym własnego ojca?
- Trochę dziwny zbieg okoliczności.
- Ja tam nie wierzę w zbiegi okoliczności - wtrącił Benny, drapiąc się w głowę. - Wrócimy tam?
Pewnie już się podjarał pokazem.
- Spoko, nic mi nie będzie - powiedziałem, gdy Ren ocierał mi pot ze skroni i czoła. - Po prostu doznałem szoku. W życiu bym się nie spodziewał, że spotkam go tutaj. Przecież to bez sensu. - Skrzywiłem się i westchnąłem, a potem dopiłem wodę. - Już mi lepiej, nie umrę.
- Na pewno chcesz tam wrócić?
- Na pewno.
- Zauważył cię?
- Coś jest nie tak z twoim ojcem? - spytał Benny, a Ren prawie zgrzytnął zębami.
- Nie wtrącaj się - powiedział oschłym głosem.
No no, domin-sadysta.
- Zauważył, ale to nic takiego. Pewnie już sobie poszedł - wyjaśniłem, gdy pogładził mnie po włosach.
- Dobrze. Ale jeśli poczujesz się źle, zabiorę cię do hotelu.
- Spoko, jestem twardy. - Uśmiechnąłem się, dodając sobie otuchy.
- Nawet teraz? - szepnął mi do ucha, a ja parsknąłem śmiechem.
Nie chciał mnie nakręcić, po prostu próbował pocieszyć.
Wziąłem się w garść, uspokoiłem i ruszyłem do środka.

Więcej go nie widziałem. Ciekawe, czy teraz o mnie myślał.

* * * * *

Ren stał się podejrzanie miły i czuły, co mnie wkurwiało. Prosiłem go, żeby się nade mną nie litował, bo tak naprawdę ojciec miał mnie w dupie. Wiedziałem to od zawsze i teraz też miałem rację. Nie myliłem się. Byłem pewien, że gdyby chciał, mógłby się ze mną skontaktować. Byłem wszędzie - na Fejsie, na Instagramie, na Twitterze i w ogóle wszędzie. Ciekawe, czy ta Azjatka była jego partnerką? Pewnie tak, bo wyglądali na szczęśliwych. Ciekawe, czy też był taki ostry i lubił ją kontrolować. Może jej to pasowało? Na szczęście mamusia podjęła mądrą decyzję i w porę się rozwiodła.
Ale gdy zacząłem pogrążać się w myślach, poczułem ciepły oddech na szyi.
- Musimy już iść.
- Co? - mruknąłem, a Ren pocałował mnie w policzek. - Ach, tak. Nic mi nie jest - dodałem szybko, bo już zrobił tę zatroskaną minę. - Naprawdę, daj spokój.

Nic mi nie było. Nie byłem nawet rozczarowany. Wolałem myśleć o tym, jak Kaien zzielenieje z zazdrości, gdy pokażę mu wszystkie zdjęcia i opowiem, co przeżyłem. Miałem nawet dla niego najnowszy model wibratora. Będzie zachwycony, na bank. Senju też.

* * * * *

Benny rzygał, Ren drzemał na moim ramieniu, a ja gapiłem się w okno i rozmyślałem. Szkoda, że tydzień minął jak z bicza strzelił. Teraz czekała mnie już tylko harówa.