Gówniarz 20
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 05 2017 16:48:28


Rozdział 20: Hej, siedzę pod twoimi drzwiami

Mieszkanie Kuby było duże, przestronne i o wiele przytulniejsze niż Macieja, choć wcale nie biedniej urządzone. Możliwe, że to dzięki stosom książek, jakie zdołał nagromadzić tu Jakub przez ostatnie lata. Wystarczyło tylko wejść do salonu, żeby zostać przez nie przytłoczonym. Kubie udało się zapełnić trzy wysokie, sięgające niemal sufitu regały, a Maciej wiedział, że to jeszcze nie wszystko, bo dwie takie szafki znajdowały się jeszcze w jego sypialni. Co jednak najdziwniejsze - w ferworze zdobywania książek, Kuba nigdy nie zapomniał o porządku. Pod tym względem był chyba jeszcze bardziej metodyczny niż Maciej. Na próżno byłoby szukać na półkach kurzu, wszystkie książki stały też równo ułożone i wydawało się, że każda miała swoje miejsce, chociaż schemat tych miejsc znał jedynie Jakub. Obok książek, główną rolę w salonie grał położony w samym centrum puchaty, brązowy dywan. Maciej doskonale pamiętał, jak Kuba go dobierał; zawsze marzył o takim samym, tyle że białym. Na ostateczną decyzję wpłynęła praktyczność ciemnego koloru dywanu - ot, Kuba lubił organizować domówki. Spranie wina z białych włókien graniczyłoby z cudem.
Gdyby wejść najpierw do apartamentu Macieja, a następnie do Kuby, szybko zauważyłoby się wspomnianą wcześniej różnicę w przytulności mieszkań i na czym dokładnie ona polegała. Wyszyński wolał stonowane, chłodne barwy. W jego czterech ścianach przeważała szarość, biel i czerń. Brakowało też ozdobników, Maciej nie bawił się w przystrajanie ścian obrazami czy kupowanie ciekawych roślin. Kuba lubował się za to w ciepłych kolorach. Salon utrzymywany był w przyjemnym, trochę może westernowskim klimacie (to z pewnością przez te brązowe kanapy na drewnianych nóżkach i imitujący świeżo ścięty pień drzewa stolik na kawę), ale dało się zauważyć poczucie smaku gospodarza. Tutaj znów Maciej musiał oddać Kubie wygraną - zdecydowanie miał lepszy gust. Ale czego innego spodziewać się po architekcie?
Tak. Zdecydowanie zawód Jakuba dało się łatwo wyczuć w tym mieszkaniu - naprawdę wyglądało jak z katalogu.
- No w końcu - tymi słowami przyjaciel powitał Macieja, błyskając w jego stronę swoim idealnym uśmiechem. - Wow, to ta koszula od Ralpha Laurena, o której ostatnio ci mówiłem? - zapytał, jakby nie zauważając jeszcze stojącego obok Macieja mężczyzny.
- Mhm, to ta - odparł zdawkowo Wyszyński, uśmiechając się lekko i zerkając krótko na Łukasza. Już chciał go przedstawić, gdy Kuba ponownie wszedł mu w słowo.
- Mówiłem ci, że będzie świetnie pasować - stwierdził bez jakiejkolwiek skromności. To, że Kuba nawet lepiej się od Macieja ubierał, również było prawdą. Mimo wszystko jednak mieli bardzo podobny styl, oboje przepadali za drogimi, markowymi ubraniami, o czym zresztą świadczyło logo grającej w polo postaci, widniejącej na piersi zarówno Wyszyńskiego, jak i Jakuba.
- Miałeś rację - odpowiedział krótko, aż wreszcie wskazał na Łukasza, nie pozwalając Kubie dłużej go ignorować. - To Łukasz, mówiłem ci, że go ze sobą przyprowadzę - wyjaśnił, na co gospodarz momentalnie z zaciekawieniem popatrzył w stronę Maleckiego.
- Ach, Łukasz - zamruczał Kuba, a na jego usta zaraz wpłynął zniewalający uśmiech. Maciej szybko ten uśmiech rozszyfrował, zbyt często już go widział, żeby nie wiedzieć, co oznaczał. Łukasz spodobał się Kubie; bardzo dobry znak. - Jakub, bardzo miło mi poznać - powiedział, wyciągając do Maleckiego rękę i jeszcze raz szybko taksując jego sylwetkę wzrokiem. Kuba może i lubił młode ciała w łóżku, często jednak powtarzał, że po seksie z tymi młodymi ciałami nie bardzo było co robić. Możliwe, że właśnie zmienił swój target i postanowił znaleźć sobie kogoś starszego, nie tylko do zaspokojenia potrzeb fizycznych, ale także do rozmów wykraczających poza tematy popkultury.
- Hej - odpowiedział Łukasz, ściskając dłoń Kuby z mało wylewnym uśmiechem. Maciej obserwował to kątem oka i aż musiał zagryźć wargę, żeby się nie roześmiać. Pogratulował sobie w myślach przyprowadzenia swojego byłego faceta do przyjaciela - z pewnością nie będzie narzekać na brak rozrywki. Ciekawiło go, czy wszystko potoczy się tak, jak przewidywał; mógł w końcu domyślić się reakcji obu mężczyzn, bo znał ich nie od dziś.
- Nie zdejmujcie butów. Nie ma sensu. Karolina uparła się na swoje szpilki, więc i tak będę musiał jutro poodkurzać - powiedział jeszcze Kuba i już miał zaprosić ich do salonu, kiedy Maciej zatrzymał go w miejscu.
- Czekaj, bo zaraz zrezygnuję ze złożenia ci życzeń. - Jakub popatrzył na niego z początku zdziwiony, żeby zaraz znów błysnąć uśmiechem. Łukasz, jak to Łukasz, stał z boku, milcząc i obserwując. - Wszystkiego najlepszego. Do czterdziestki już bliżej niż dalej, hm? - zagadnął, nie potrafiąc powstrzymać się od złośliwości.
- Wiesz, im wino starsze... - zaczął niezrażony docinkiem Jakub.
- Daj spokój z tym winem - zaśmiał się Maciej i przyciągnął przyjaciela do mało wylewnego uścisku. - Jeszcze raz: najlepszego - rzucił krótko, bo nigdy nie był dobry w składaniu życzeń, po czym podał mu ozdobną torebkę z alkoholem wewnątrz. - Wiesz, skoro już tak się tych win uczepiasz... - zaczął Maciej, gdy Kuba zaglądał do prezentu.
- Poggio Doria - przeczytał etykietę z szerokim uśmiechem. - Przeraża mnie, jak bardzo znasz mój gust.
Maciej wymusił uśmiech.
- Długo zastanawiać się nad prezentem nie musiałem - przyznał.
- Dobra, chodźcie, bo wszyscy już są i... - Zmarszczył nagle brwi. - I chyba palą mi w salonie - dodał z niesmakiem, na co Maciej zaśmiał się cicho.
- Karolina - stwierdził od razu Wyszyński, nie musząc nawet domyślać się, kto taki łamał zakazy pana domu. Odwrócił się jeszcze do Łukasza, żeby mu wyjaśnić. - Przyjaciółka Kuby z liceum.
Malecki pokiwał głową, a Maciej od razu wyczuł od niego zdenerwowanie, mimo że ten wcale się z tym zdenerwowaniem szczególnie nie obnosił. Twarz Łukasza pozostawała raczej surowa i obojętna. Ktoś obcy raczej by się nie domyślił jego faktycznego stanu emocjonalnego.
Weszli do salonu, a Maciej od razu zauważył, że było w nim więcej ludzi, niż Kuba początkowo zakładał. Przecież jeszcze niedawno obawiał się co do liczby gości na swojej imprezie urodzinowej, a tymczasem ledwo starczało miejsc siedzących.
- Maciej! - Spojrzał na zadowoloną kobietę z pofarbowanymi włosami na ognisty odcień rudego. - Boże drogi, kopę lat! - zawołała Karolina i zgasiła szybko papierosa w popielniczce, którą dostała od Kuby. Stała przy oknie, udając, że wydmuchiwanie dymu poza nie niczym nie różni się od palenia na balkonie.
- Powiedziałbym bardziej, że miesięcy, ale niech ci będzie - odpowiedział, czekając, aż Karolina do niego podejdzie. Już pogodził się z tym, że po wylewnym przywitaniu będzie musiał zetrzeć z twarzy ślady czerwonej szminki. - Och, przyprowadziłeś faceta! - zawołała, gdy już go całego wycałowała i mogła zwrócić uwagę na milczącego Łukasza, którego równie dobrze mogłoby tu nie być. Nikt nie zauważyłby różnicy.
- Nie do końca - odpowiedział Maciej, starając się nie krzywić. - To mój... znajomy - zakończył, zerkając jeszcze na Łukasza, który od dłuższej chwili mu się przyglądał i wcale tego nie ukrywał.
- Były facet - odezwał się dość bezczelnie Łukasz, czego Maciej nawet się po nim nie spodziewał. Nic więc dziwnego, że aż otworzył oczy w szoku, przez moment nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Łał - skomentowała krótko Karolina. - Były facet z jakimiś aspiracjami na zostanie aktualnym? - dopytała. Zawsze lubiła wciskać nos w nie swoje interesy, a Maciej zaczął sobie przypominać, dlaczego tak rzadko się widywali. Bo przecież Karolina była naprawdę miłą, zabawną, przebojową osobą, z którą Maciej potrafił się świetnie dogadać. Gdy jednak zaczynała drążyć nieprzyjemne sprawy, stawała się po prostu nieznośna.
- Nie, raczej nie - uciął Maciej i jakby nigdy nic zaczął witać się z siedzącym obok chłopakiem. Młodym, ładnym, na oko dwudziestokilkuletnim. Mógł się spodziewać, że na imprezie u Kuby dopatrzy się jakichś nowych, przyjemnych twarzy.
- Chodź, przedstawię cię wszystkim. - Kiedy Maciej podawał rękę Mateuszowi, bo tak miał na imię ten ładny chłopak, którego Wyszyński wypatrzył chwilę temu, Kuba postanowił zająć się Łukaszem. Maciej obserwował ich jeszcze chwilę, nic sobie nie robiąc z miny Maleckiego, która jasno mówiła, że mężczyzna nie odnajduje się w tym towarzystwie, aż w końcu pozwolił Mateuszowi zrobić sobie drinka. Nie był przecież żadną niańką; jeżeli Łukaszowi naprawdę się tutaj nie spodoba - zawsze może wyjść.
- Więc? Studiujesz? - zagadnął, gdy już trzymał drinka. Mateusz miał lekko wyłupiaste oczy, ale za to przyjemnie wydatne usta, zadarty nos i burzę lekko skręconych włosów, które związał w kitkę.
Filip nigdy nie związuje włosów w kitkę. Skrzywił się momentalnie, gdy dotarł do niego sens własnych myśli. Szybko jednak postanowił zepchnąć to na dno umysłu. Dopił drinka, dając porwać się imprezie. Tylko te cholerne, wydatne usta Mateusza wciąż przypominały mu o pewnej osobie, którą teraz niekoniecznie chciał zaprzątać sobie głowę. Starał się jednak nie myśleć o tym, że to właśnie przez te usta zagadał do chłopaka i ciągnął nudną rozmowę o studenckim życiu, które nawet już go nie dotyczyło.

***

Filip popatrzył na Tomka, starając się zachować cierpliwość. Ostatnio dość niełatwo mu to przychodziło, nawet jeśli chodziło o młodsze rodzeństwo. Bywały momenty, że miał ochotę ich wszystkich po prostu wyrzucić za okno i kazać sobie radzić samemu.
- Tomek, musisz się umyć - powtórzył po raz kolejny, patrząc na kanapę, zza której wystawała główka chłopca. - Będziesz śmierdzieć i wszystkie dzieci na placu zabaw będą się z ciebie śmiać - dodał, starając się podejść brata sposobem.
- Nie! - krzyknął. - Nie ma mowy! Piraci się nie myją!
- Nowocześni piraci się myją. - O dziwo Filip wciąż nie wybuchał, mimo że stał tutaj już pół godziny, najpierw próbując złapać Tomka, a teraz starając się go namówić.
- Nie chcę być nowoczesnym piratem! To są cipy! - obruszył się i zniknął całkowicie za fotelem. - Odejdź, szczurze lądowy, albo popływasz z rekinami!
Filip westchnął ciężko, przecierając zmęczoną twarz. W żaden sposób nie zareagował na "cipy", to i tak lepsze określenie od "pizd", które usłyszał z ust Tomka całkiem niedawno. Wiedział jednak, że nie ma sensu dziecka za to karcić, bo tylko chętniej będzie używać takiego słownictwa. Zresztą, z tego, co pamiętał, Andrzej i Kuba (a także i on sam), posługiwali się znacznie bardziej rynsztokowymi określeniami, gdy byli w wieku Tomka. Niech więc już te "cipy" zostaną.
- A co ty na to, żeby poudawać, że jakiś inny pirat wyrzucił cię za burtę? - zaproponował nagle, wpadając na - swoim zdaniem - genialny pomysł.
- Taki na przykład Barbossa? - usłyszał zaintrygowany głos Tomka, a po chwili główka dziecka znów wysunęła zza kanapy.
- Dokładnie. Wylądujesz w morzu i będziesz musiał dopłynąć do najbliższej wyspy - pociągnął dalej, mając ochotę przyznać sobie order. - Wiesz, jak Jack Sparrow, gdy go Barbossa wygnał ze statku - dodał, popatrując na Tomka z wyczekującym uśmiechem.
- Świetnie! - Tomek wyrzucił ręce w górę, żeby zaraz przecisnąć się nad oparciem sofy, co zresztą przyszło mu z łatwością.
Filip odetchnął z ulgą. Przynajmniej przeprawę z Tomkiem w wannie zakończy dość szybko. Chciał go jak najprędzej położyć spać, albo przynajmniej go do tego spania przygotować, żeby Andrzej już nie musiał się męczyć, gdy on wyjdzie na wieczór i zostawi pod jego skrzydłami cały ten zwierzyniec.
Tak, Filip miał plany na dzisiejszy wieczór i naprawdę chciał te plany zrealizować. Brakowało mu pewnej osoby, chociaż naprawdę trudno było mu to przyznać. Minęło już kilka dni, odkąd się nie widzieli, i chyba nie mógł już dłużej czekać. Nie zastanawiał się jednak, co zrobi, kiedy już stanie przed Maciejem. Wolał o tym nie myśleć, w tym wypadku lepiej, aby zadziałał spontanicznie.
Kiedy prowadził Tomka do łazienki, na korytarzu mignął mu Andrzej.
- Ej, a ty gdzie? - zapytał, kiedy brat zaczął szybko zakładać buty.
- Wychodzę - odparł zdawkowo, nawet na Filipa nie spoglądając.
- Gdzie niby?
- Nie twoja sprawa. Wrócę jutro - rzucił jeszcze, prostując się i wreszcie patrząc na starszego brata z porażającą niechęcią.
- Jutro? Przecież ty masz tylko piętnaście lat! - zdenerwował się Filip, robiąc krok w jego stronę, sam właściwie nie wiedząc, po co. Chciał mu zamknąć drzwi na klucz? Nie drzwiami, to wyjdzie oknem - ucieczka z domu to żadne wielkie przedsięwzięcie, doskonale przecież wiedział z własnego doświadczenia.
- Ta, pouczaj mnie - prychnął Andrzej, przewracając oczami. Nim wyszedł, naciągnął jeszcze na głowę kaptur. - Nara - rzucił na odchodne, a Filip mógł jedynie patrzeć na zamykające się za Andrzejem drzwi.
- Kurwa - przeklął, nie panując nad sobą i zaciskając mocniej dłoń na rączce Tomka. Wszystko mu podpowiadało, że kontakty Andrzeja ze Spychurą, połączone z jego kontaktami z Błażejem, nie będą pozytywne w skutkach. Miał tylko nadzieję, że Andrzej pójdzie po rozum do głowy i prędzej czy później się z tego wszystkiego wywinie.
- Jest jeszcze fasolka? - usłyszał nagle Kubę, który postanowił wreszcie opuścić swoją pieczarę. Od rozpoczęcia wakacji okupował swój pokój, prawie nie odrywając się od komputera. Filip spojrzał na młodszego o siedem lat brata i nagle poczuł ulgę. Może Andrzej wyszedł, ale wciąż miał kogoś do pomocy.
- Jest. Zostało akurat na jedną porcję - odpowiedział, na co Kuba uśmiechnął się z zadowoleniem. Nim jednak przemknął do kuchni, Filip zapytał go jeszcze: - Zaopiekujesz się dzisiaj dzieciakami?
- W sensie, że na noc? - Obejrzał się na niego.
- No. Mam coś... do załatwienia - uciął.
- Pacuła? - podłapał od razu, marszcząc z niezadowoleniem brwi. - Boże drogi, weź pacana zostaw, co? Po co w ogóle wkręcasz się w takie sprawy? Nie czaję, co ty i Andrzej w tym widzicie. - Przewrócił oczami.
- Nie, nie Pacuła - odpowiedział szybko. - To coś innego. Więc jak?
- Spoko, mogę ich tam trochę ogarnąć. Gabrysia gdzie?
- Zasnęła przed telewizorem, trzeba ją tylko przenieść do łóżka - wyjaśnił, na co Kuba wzruszył ramionami.
- Luz. Zrobi się.
Filip posłał mu pełen wdzięczności uśmiech. Co jak co, ale na Kubę naprawdę mógł zawsze liczyć.

***

- Tu jesteś. - Łukasz aż zamarł z papierosem w połowie drogi do swoich ust. Spojrzał na postać właśnie wchodzącą na balkon i spróbował odpowiedzieć na jej szeroki, pełen zadowolenia uśmiech. - Nie mów, że się ukrywasz - rzucił Kuba, stając tuż obok niego. Łukasz z trudem opanował chęć zrobienia kroku w bok.
Blisko. Zbyt blisko.
- Nie, po prostu palę - odparł, wskazując na swojego papierosa, jakby Kuba jeszcze go nie zauważył. - Tak nawrzucałeś Karolinie, że wolę się nie wychylać i palić w wydzielonym miejscu - dodał z lekkim uśmiechem, starając się ukryć, że owszem - uciekł oraz że wolałby być w tej chwili sam. Znajomi Kuby i Macieja wydawali się naprawdę mili, każdy do niego ochoczo zagadywał i z całych sił usiłowali nie dać Łukaszowi poczuć się nieswojo w nowym towarzystwie. Tyle tylko, że tego było po prostu za dużo. Malecki lubił czasem odsunąć się w cień, przestać grać pierwsze skrzypce i po prostu obserwować wszystko z boku.
Dodatkowo siedzenie w jednym pomieszczeniu z Maciejem podrywającym jakiegoś młodego chłopaka skutecznie zniechęciło go do dalszego imprezowania. Skłamałby, jeżeli by powiedział, że naprawdę na nic dzisiaj nie liczył. Zachowanie Macieja w stosunku do Łukasza ostatnimi czasy uległo zmianie, a to dodawało nadziei. Jak się okazało - dość złudnej.
- Może zrobiłbym wyjątek - powiedział Kuba, patrząc na Łukasza z bliska, a sam Łukasz naprawdę się w tamtej chwili wysilił, aby nie przyjąć jakiegoś zniechęcającego wyrazu twarzy. To, że Kuba go podrywał, było oczywiste. Problem przejawiał się tylko w tym, że Łukasz nie do końca chciał być podrywany.
- Karolina mogłaby ci nie wybaczyć - odparł, wspinając się na szczyt swoich możliwości prowadzenia towarzyskiej, przyjemnej rozmowy. - Nie wygląda na taką, która łatwo zapomina. - Głos Łukasza był monotonny, znudzony, ale przyklejony do twarzy uśmiech świadczył o czymś zupełnie innym. Maciej od razu zauważyłby niechęć Łukasza. Kuba jednak Łukasza nie znał, niczego więc nie zarejestrował i uskuteczniał dalej swój podryw.
- Żebyś wiedział. - Pokręcił głową, sięgając do kieszeni po swoją paczkę papierosów. - Generalnie to nie palę - zaczął, wskazując na niedawno zakupione używki. - Jedynie do alkoholu. Straszne świństwo.
- Straszne - zgodził się z nim, kiwając przy tym głową.
- Wszystko śmierdzi, zdrowie upada, zęby żółkną... - Kuba lubił mówić, co Łukasz zresztą zauważył niemal od razu. Nie żeby w jakikolwiek sposób mu to przeszkadzało. Lubił osoby, które lubiły mówić, wtedy przynajmniej sam mógł siedzieć cicho. - Maciej naprawdę dużo pali. Próbowałem go przekonać, żeby dał sobie spokój i...
- Nie dasz rady - zamruczał Łukasz, nim zdążył to przemyśleć.
- Co?
- No... Sam próbowałem. Kiedyś - powiedział trochę nieskładnie, dziwnie czując się pod czujnym, ciemnym spojrzeniem Jakuba. Mężczyzna miał nieco wyłupiaste, ale dość duże oczy, przez ogół zapewne uznawane za ładne. Łukasz sam jednak nie wiedział, czy kolega Macieja mu się podobał. Owszem, był przystojny. Tak klasycznie przystojny: czarne włosy, czarny zarost i śniada cera, dodać do tego dość nieprzeciętny wzrost i wysportowaną sylwetkę - czego można chcieć więcej? Jakub zdecydowanie mógł mieć spore powodzenie, Łukasz odnosił jednak wrażenie, że sam byłby zbyt nieidealny dla takiego Jakuba. Dla Macieja zresztą też. Nie chodził na siłownię, nie kupował drogich, eleganckich ciuchów (w zwykłej, szarej koszulce czuł się w tym towarzystwie jak w worku). Nie interesowała go fryzura, więc nie układał włosów godzinami przed lustrem, ani nie zastanawiał się, jakie perfumy dobrać; miał je zresztą tylko jedne. Po prostu nie pasował.
- Skąd ty go w ogóle znasz, hm? Maciej raczej mi o tobie nie opowiadał - zagadnął, a Łukasz już wiedział, że to jedno z tych pytań, których lepiej nie zadawać przy Wyszyńskim. Od razu pewnie zbyłby je jakąś nieistotną odpowiedzią typu: "kumpel z byłej pracy". Właśnie dlatego Łukasz sam udzielił Karolinie odpowiedzi, żeby Maciej nie spróbował odwrócić kota ogonem.
- Nic nie mówił? - dopytał, odwracając się po swojego drinka, którego wcześniej postawił na parapecie. Wziął dużego łyka, tak na odwagę. Zawsze alkohol pomagał mu w kontaktach międzyludzkich. Nic dziwnego, że kiedyś z Maciejem tyle pili.
- Nic a nic - odparł poważnie Kuba, patrząc na Łukasza z zainteresowaniem. - No dalej, bo aż mnie ciekawość zżera, co Maciej mógł robić z takim przystojniakiem. - Łukasz nie powstrzymał skrzywienia. Takie otwarte zaloty naprawdę nie były jego broszką.
- Byliśmy ze sobą już od liceum - wyjaśnił w końcu, wzruszając ramionami, tak jakby mówił o najnormalniejszej rzeczy na świecie.
Kuba otworzył szeroko oczy, wpatrując się w Łukasza zaszokowany. Milczał przez chwilę, najwidoczniej powoli trawiąc właśnie zdobyte informacje.
- Byliście ze sobą? O cholera. - Zagwizdał. - Nie spodziewałbym się - dodał, żeby zaraz pociągnąć papierosa.
- Mhm, ale to... no, chyba skończone. - Wzruszył ramionami, wrzucając niedopałek do słoika zalanego wodą. - Maciej chyba woli młodszych. - Obejrzał się na okno, skąd miał dość dobry widok na miejsce, w którym siedział Wyszyński. Wciąż rozmawiał z nowo poznanym chłopakiem, wyglądając przy tym na naprawdę zaangażowanego, chociaż mimo wszystko trochę mniej niż jego ofiara. Chłopak wciąż o coś zagadywał, ochoczo też dolewał Maciejowi wódki, a lekkie wypieki na twarzy świadczyły, że naprawdę dał się zauroczyć. Bo kto nie dawał? Maciej miał to coś, co przyciągało: wygląd i umiejętność prowadzenia rozmowy. To były jednak mocne strony, od których dawał się poznawać od razu i to nie przez nie Łukasz teraz stał na tym balkonie, niemal paląc się wewnętrznie od zazdrości. Bo on miał w głowie zupełnie inny obraz Macieja... Taki bardziej ludzki. Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że obaj układają sobie życie osobno i że nie ma większych szans, aby splotły się one ze sobą ponownie, poczuł nieprzyjemny uścisk w gardle, odbierający mu na moment oddech. Wziął więc łyka drinka, jakby z nadzieją, że to pomoże. Na moment całkowicie zapomniał o stojącym tuż obok Jakubie, śledzącym go uważnie wzrokiem.
- Woli - odpowiedział po jakimś czasie Jakub, przywracając myśli Łukasza na ziemię, a dokładniej na podłogę balkonu. - Ale jest jeszcze dość młody, nie chce się z nikim wiązać.
Łukasz zerknął na Kubę, zaciskając mocniej dłoń na szklance.
- Nie ma nikogo? - dopytał.
- Mówił coś kiedyś o jakimś dzieciaku. No ale jak widzisz - ruchem głowy wskazał na okno - najwidoczniej nie. Mateusz też nie pozostanie przy Macieju na długo, uwierz, jutro o tej porze już go nie będzie - dodał z lekkim uśmiechem, na co Łukasz już nie odpowiedział. Westchnął ciężko, opierając się pośladkami o parapet i wpatrując się w blok naprzeciwko. - Daj mu dwa, trzy lata.
- Wiesz z autopsji? - zapytał Łukasz, który dość szybko zorientował się, że Kuba był od Macieja trochę starszy; nie tylko wiekiem, ale też wydawałoby się, że i doświadczeniem. Jakub uśmiechnął się lekko oraz kiwnął głową.
- Możliwe. Chociaż nie wiem, czy to taka autopsja, bo dopiero niedawno zacząłem się zastanawiać nad sensem copiątkowego szybkiego seksu - powiedział i wrzucił niedopałek swojego papierosa do słoika.
- Starość - zauważył Łukasz z rozbawieniem, stwierdzając, że nawet przyjemnie stało mu się na tym balkonie. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie zerkał na okno i nie śledził poczynań Macieja.
Kuba trącił go ramieniem, marszcząc brwi w wyrazie udawanego niezadowolenia.
- Najlepsze lata mam przed sobą! - oburzył się, ale zaraz na jego twarz powrócił zwyczajowy uśmiech. - W pewnym momencie po prostu do człowieka dociera, że z takiego seksu nic nie ma. A jednak każdy chciałby kogoś, z kim można się zestarzeć - dodał już znacznie spokojniej, żeby zaraz westchnąć ciężko. - Ja chyba właśnie wchodzę w etap zdawania sobie z tego sprawy. Maciej w końcu też się znajdzie w tym miejscu. - Popatrzył na niego, a jego ciemne oczy zdały się nagle Łukaszowi jeszcze bardziej przenikliwe. Nie spodziewał się po Jakubie takich słów, był raczej przekonany, że wyznawał podobny system wartości, co Maciej. - Wracamy po alkohol? - zapytał, wskazując na drzwi balkonowe. Łukasz, chcąc czy nie, pokiwał głową, żeby zaraz ruszyć za Jakubem z powrotem do mieszkania.

***

Mateusz był nudny, po prostu. Nic innego nie nasuwało się na myśli Macieja, gdy zastanawiał się, w jaki sposób można określić tego chłopaka. Wiódł spokojne życie studenta gównianego kierunku (o ile studenckie życie na gównianym kierunku może być spokojne) i właściwie nic więcej Wyszyński o nim nie wiedział. Może byłoby inaczej, gdyby go słuchał, ale gdy ten zaczynał mu o czymś opowiadać, Maciej momentalnie się wyłączał. Mateusz go usypiał, miał tak nużący ton głosu, że nawet jeśli Wyszyński spróbowałby coś z tej paplaniny wyłapać, to i tak nie dawał rady.
Ale alkohol się lał. A gdy tak się działo, nie było mowy o doszczętnie nieudanej konwersacji. Zresztą, Maciej świetnie odnajdywał się w prowadzeniu rozmów, które nie bardzo go interesowały. Nawet nie wiedział, kiedy nabył takich umiejętności, ale nie miał zamiaru narzekać, bo były dość przydatne. Jedyne, co podobało mu się w Mateuszu, to sposób, w jaki na niego patrzył. Och, to takie cholernie seksowne, kiedy ktoś skupiał na nim całą swoją uwagę, zapominając o reszcie towarzystwa. Maciej nie musiał nawet pytać - Mateusz z chęcią wskoczyłby mu do łóżka i jeszcze się nadstawił, prosząc o dotyk.
- Więc jesteś dyrektorem Leptiz? - Widział, jak oczy dzieciaka zabłyszczały. Maciej uśmiechnął się z zadowoleniem, jak zawsze zresztą, gdy ktoś w taki sposób mile łechtał jego ego. Właśnie dlatego lubił podrywać młodszych, lubił stać w ich centrum zainteresowania, lubił być pożądany, lubił... naprawdę to lubił, tyle że kiedyś. Teraz chyba nie bawiło go to w taki sposób, jak jeszcze niedawno.
Filip wcale go nie podziwiał. A jeżeli podziwiał, nigdy nie robił tego w otwarty sposób.
Kurwa mać.
- Działu graficznego, ale tak - odpowiedział, dopijając któregoś z kolei drinka.
- Super. To musi być wymagająca posada, co nie? - Mateusz przysunął się do niego jeszcze bliżej. Był już pijany, ale Maciej także wcale nie czuł się najtrzeźwiej. Alkohol rozwiązywał języki, więc odgłosy rozmów stały się coraz głośniejsze, ktoś co chwilę zmieniał muzykę, ludzie zaczęli krążyć od balkonu do salonu, aż wreszcie po stały punkt każdej domówki - kuchnię. W pewnym momencie dosiadła się do nich Karolina; chyba najbardziej pijana z całego towarzystwa. Poplotła trochę głupot, żeby zaraz wstać i poszukać Jakuba. Maciej rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie zobaczył przyjaciela. Dopiero po chwili ten wszedł razem z Łukaszem do salonu. Rozmawiali o czymś, a - co nie uszło Maciejowej uwadze - Łukasz nawet lekko się uśmiechał. Nie z wymuszeniem, jak zwykł to robić na co dzień, dla zbycia innych. Odpowiedział coś Kubie, a ten po chwili zaniósł się śmiechem. Może miłości z tego nie będzie, pomyślał z rozbawieniem Maciej, ale przynajmniej Łukasz będzie mieć jakichś znajomych.
- Będę za chwilę lecieć - powiedział w pewnym momencie Maciej, przysuwając się do Mateusza tak, że ich uda zetknęły się ze sobą. - Chcesz wpaść do mnie? - zapytał, nawet jakoś szczególnie się nie siląc, aby nie zabrzmieć tak oczywiście.
- Pewnie - odparł zaraz Mateusz, któremu dobitność Macieja najwidoczniej w żadnym stopniu nie przeszkadzała. Uśmiechnął się z zadowoleniem, a Wyszyński nie miał już złudzeń, że od samego początku im obu chodziło dokładnie o to samo.

***

Już wtedy, gdy po raz pierwszy zapukał i nie dostał odpowiedzi, wiedział, że i tak już żadnej się nie doczeka. Mimo to ponowił próbę jeszcze trzy razy, posiłkując się również dzwonkiem. Zamiast zgrzytu zamka albo chociażby odgłosów kroków za drzwiami usłyszał jedynie niecierpliwe węszenie, a po chwili również i wesołe popiskiwanie.
- Kurwa - zmełł cicho pod nosem, żeby zaraz zacisnąć ze złości pięści. Rozejrzał się dookoła, nie bardzo wiedząc, co robić. Skoro nie zdobył się nawet na jednego SMS'a zawierającego durne "przepraszam", to przecież nie będzie się płaszczyć! Wcisnął ręce w swoje melanżowe spodnie dresowe, nie bardzo wiedząc, co począć dalej.
Maciej poszedł na jakąś imprezę - tego był akurat pewny. W końcu co innego mógłby robić w sobotę wieczorem? Na samą myśl, że Wyszyński kontynuował swój styl życia od weekendu do weekendu i od numerka do numerka, coś się w Filipie nieprzyjemnie zagotowało. Starał się to opanować, a przy okazji nie rozmyślać za bardzo, dlaczego tak irytowały go wizje Macieja podrywającego randomowych chłopaczków. Ale - cholera! - to nie było takie proste. Po raz pierwszy czuł tak ogromną złość na kogoś, kogo tak w sumie nawet nie znał. Bo skąd mógł wiedzieć, z kim właśnie teraz przesiadywał Maciej? W żaden sposób nie przeszkadzało mu to jednak, aby tę osobę znienawidzić.
W pierwszej chwili chciał wrócić, przeklinając przy tym cały świat. Stwierdził jednak, że powrót do domu autobusem może okazać się niebezpieczny - w końcu co, jeżeli jeszcze kogoś zabije? Mógł iść do Mai, ale wtedy również istniało ryzyko, że nie wytrzyma przy Hulku i wreszcie zrobi to, o czym czasem sobie skrycie marzył - wyrzuci bachora przez okno. Nie widząc więc innego wyjścia, westchnął ciężko i podszedł do rogu korytarza, skąd miał idealny widok zarówno na windę, jak i schody, a przy okazji był nieuchwytny dla kamer. Gdyby tak siedział dłuższą chwilę na widoku, ochroniarz w końcu mógłby zainterweniować. Lepiej więc dmuchać na zimne.
Minął pierwszy kwadrans. Gdyby nie telefon, Filip chyba wyzionąłby ducha z nudów albo roztrzaskał coś z irytacji. Myśli o tym, że Maciej mógł właśnie trzymać rękę w czyichś majtkach naprawdę nie dawała mu spokoju.
Kolejny kwadrans - dzięki ci Boże za nielimitowany Internet. Zajął się testowaniem różnych głupich i głupszych gier ze Sklepu Play. Na moment poświęcił im całą swoją uwagę, więc nie odczuwał tego parzącego dyskomfortu wzniecanego w jego wnętrzu za każdym razem, gdy tylko pomyślał o braku Macieja w mieszkaniu.
Po następnych kilkunastu minutach granie skutecznie go znudziło, nigdy nie był fanem takiej rozrywki, w przeciwieństwie do młodszego brata, który potrafił nie wyściubić nosa z pokoju, bo grał. Nie mógł już ukrywać przed sobą, dlaczego tak właściwie wciąż tu siedział i wyczekiwał Macieja jak ten - o ironio! - kundel. Wcale nie obawiał się zamordowania kogoś w drodze powrotnej, ani przecież nie byłby zdolny do zrobienia krzywdy siostrzeńcowi. Po prostu wiedział, że gdy już stąd odejdzie, raczej nie zmusi się nie tylko do przeproszenia Macieja telefonicznie, ale ogólnie nie przeprosi go już nigdy. A nie chciał zrywać kontaktu z Wyszyńskim - dlaczego, to już inna sprawa, której Filip po prostu wolał nie roztrząsać. Opcja z powrotem do domu więc odpadała. Z kolei gdyby zajrzał do Mai, mógłby przegapić powrót Macieja.
Siedział więc, nudząc się potwornie, przeklinając wszystkich i wszystko, pałając w tamtym momencie szczerą nienawiścią do całego świata, kiedy nagle jego uwagę zwrócił charakterystyczny dźwięk wciąganej windy. Momentalnie spojrzał w jej stronę. Kabina właśnie znajdowała się na parterze, ktoś do niej wsiadł. Oczywiście Filip wiedział, że to nie musiał być Maciej, ale i tak miał nadzieję. Aż zagryzł wargi, patrząc na przeskakujące cyferki. Pierwsze piętro. Winda wciąż sunęła w górę. Zatrzymaj się na czwartym. Drugie. Czwarte piętro, no już. Trzecie. Serce Filipa niemal podeszło do gardła, a on już był gotów, aby poderwać się na równe nogi i stanąć oko w oko z Maciejem.
Czwarte. Jest!
Z niecierpliwością wpatrywał się w zamknięte drzwi kabiny. Charakterystyczny melodyjny dźwięk i ciepły kobiecy głos ("piętro czwarte") płynący z głośników sprawił, że Filip nagle zdał sobie sprawę ze swojego nieprzygotowania do spotkania z Maciejem. Bo co miał mu powiedzieć? Jak zacząć? A może udać, że nic się nie stało? Zażartować z jego obitej twarzy? Wyśmiać za nietrzymanie gardy? Albo po prostu złapać go za fraki i...
Kiedy spojrzał na niskiego, pulchnego mężczyznę wychodzącego z windy, poczuł, jak cała jego energia ucieka niczym powietrze z przekłutej opony. Aż sapnął, starając się nie skrzywić, kiedy kaprawe oczka zatrzymały się na nim.
- Filip? - padło pytanie.
- Hej, Hubert - odparł, nawet nie próbując wykrzesać z siebie chociażby odrobiny entuzjazmu.
- Co tu robisz? - zapytał, marszcząc swoje jasne brwi i wyraźnie męcząc się z utrzymaniem całej masy worków z zakupami, jakie próbował dotaszczyć do mieszkania.
- No nic. Siedzę - rzucił Filip, jakby nie było to oczywiste, i wzruszył ramionami, wprawiając Huberta w konsternację. Lubili się; może nie jakoś bardzo, ale znosili swoje towarzystwo, a fakt, że nie mieli ze sobą zbyt dużo wspólnego, raczej niewiele zmieniał na polu relacji Hubert-Maja i Filip-Maja.
- Nie chcesz wejść do nas? Maja ostatnio narzekała, że dawno ciebie nie było - mruknął, wciąż mierząc Filipa zaskoczonym spojrzeniem.
- Nie. Tutaj mi dobrze.
- Aha. - Jasne brwi, o ile to tylko możliwe, uniosły się jeszcze wyżej. - Okej. Przynieść ci... coś? - zapytał Hubert, wyraźnie nie wiedząc, co myśleć o koczowaniu Filipa na klatce schodowej w bloku, w którym on sam zamieszkiwał z żoną.
- W sensie jakiś prowiant? - zapytał Filip z lekkim rozbawieniem.
- Można tak powiedzieć.
- Nie, spoko, przeżyję - mruknął, czując się trochę jak dziecko postanawiające przetrwać całą noc w ogródku.
Hubert westchnął ciężko, aż wreszcie obejrzał się na swoje drzwi. Gdy Filip już myślał, że szwagier wreszcie zostawi go w spokoju, ten postawił zakupy na podłodze, żeby zaraz zacząć czegoś w nich szukać.
- Nie mów Mai, że jestem, co? - zapytał jeszcze Filip, śledząc jego poczynania. Gdyby siostra dowiedziała się o jego obleganiu korytarza, siłą zaciągnęłaby go do swojego mieszkania.
Hubert zadarł głowę, wciąż patrząc na Filipa jak na zjawisko paranormalne. Nic dziwnego, gdyby on zastał Huberta okupującego klatkę schodową w jego kamienicy, pewnie również byłby lekko zdezorientowany.
- Naprawdę cię nie rozumiem, ale niech będzie - zgodził się ostatecznie, wynajdując także to, czego od dłuższej chwili szukał. Już po kilku dłuższych sekundach w stronę Filipa poleciała paczka prażynek i batonik czekoladowy. - Masz. Tak w razie, jakbyś zgłodniał - wyjaśnił, zagarniając wszystkie worki i prostując się. - Przynajmniej uniknę gadania Mai o moich kilogramach - dodał z lekkim rozbawieniem, na co Filip uśmiechnął się pod nosem.
- Prawdziwi mężczyźni mają krągłości - rzucił jeszcze, nim Hubert zdążył się odwrócić.
- Powiedz to Mai. Jak ją przekonasz, masz u mnie wycieczkę na Bahamy.
Filip parsknął śmiechem, patrząc, jak Hubert otwiera drzwi, aż wreszcie znika w swoim mieszkaniu. Doskonale wiedział, że Maję raczej trudno do czegokolwiek przekonać, a już na pewno nie do polubienia nadmiernych kilogramów i tony niezdrowego jedzenia, więc dość szybko pożegnał się z obiecaną wycieczką.

Wyjedzenie prażynek i opanowanie batona nie zajęło Filipowi zbyt wiele czasu. Miał wręcz wrażenie, że zegarek w telefonie zaczął się psuć. Cyfry przeskakiwały irytująco wolno, a on już naprawdę nie wiedział, co ze sobą począć. Na moment nawet przysnął. Później zastanawiał się, czy do Macieja nie napisać. Tylko co? "Hej. Siedzę pod twoimi drzwiami"? Prędzej odgryzłby sobie palce, niż coś takiego napisał!
Było już po północy, a on naprawdę miał dość. Maciej właśnie zabawiał się z jakimiś innymi chłopakami, zapewne nawet nie pamiętając, że znał Filipa. Wilczyński skrzywił się lekko, chowając twarz w ramionach.
Naprawdę chciał go zobaczyć.
I, cholera, już nawet mógłby przeprosić!
Do jego uszu dobiegł dźwięk rozsuwanych drzwi. Serce znów podeszło mu do gardła, a on przez moment bał się poderwać głowę.
- Czyli co? Mam się spodziewać, że już nie będziesz taki grzeczny? - Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że bardzo dobrze zna ten głos. Podniósł powoli głowę, czując, jak coś powoli w nim pęka.
Z windy wyszedł, owszem, Maciej, i tu powinien być zadowolony, że jego udręka w czekaniu wreszcie się zakończyła. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie drugi chłopak nadmiernie klejący się do Wyszyńskiego.
Młody. Całkiem ładny. Bardzo pijany i wyraźnie chętny na coś więcej.
- Nie mam zamiaru być grzeczny - odpowiedział nieznajomy blondyn, rozpinając guzik u koszuli Macieja, który, nie rozglądając się dookoła, przyciągnął do siebie chłopaka i pocałował. Nie miał pojęcia, że tuż obok siedzi Filip, obserwując wszystko z szeroko otwartymi oczami i szybko wzbierającą w nim złością.
On tu czekał, jak ten pieprzony, głupi, wierny kundel, i nawet przepraszać go chciał, a Maciej sprowadził sobie do mieszkania jakąś dupę! I nie, nie interesowało go wcale, że przecież mogli robić, co im się podoba, bo nie byli w żadnym związku. Kontrolę nad jego umysłem przejęła czysta złość i chęć odciągnięcia blondyna od jego Macieja. Nie zastanawiał się nawet, w jakim sensie uznał Macieja za swojego. Po prostu żaden przeklęty pierwszy-lepszy pedał nie miał prawa dotykać w ten sposób Wyszyńskiego! Nie, kiedy on tu czekał na niego całą noc, żeby wydusić z siebie pieprzone "przepraszam"!
Momentalnie poderwał się na równe nogi, zostawiając myślenie na inną chwilę. Maciej zobaczył go kątem oka, jednak niewiele zdążył zrobić, bo Filip już przy nich był. Odciągnął blondyna i nim ten zdążył zorientować się w sytuacji, Wilczyński już się zamachiwał. Tak po prostu uderzył go raz (ale naprawdę mocno) w twarz i nie myśląc wiele, wyminął, żeby zaraz szybko zbiec ze schodów.

Kiedy wybiegł z apartamentowca, z trudem powstrzymał się, aby nie zawrócić i jeszcze kilka razy nie oklepać blondynowi facjaty. Serce łomotało mu w piersi jak szalone, a on puścił się biegiem, nawet nie bardzo wiedząc, gdzie. Wiedział jedynie, że jeżeli tu zostanie, naprawdę nie wytrzyma, wróci i jeszcze kogoś zabije. Najchętniej to tego blondyna.