gówniarz 11
Dodane przez Aquarius dnia Padziernika 01 2017 21:30:58


Rozdział 11: Stara miłość nie rdzewieje

Wystarczyło, że na niego spojrzała, a on już wiedział i pożałował swojego przyjścia jeszcze bardziej. Ten dzień był pasmem nieszczęść, z każdą chwilą coraz gorzej.
- Nawet nie próbuj - odezwał się, nim ona to zrobiła. - Serio, nie mam ochoty na żadne kazania - dodał, krzywiąc się, co w połączeniu z jego opuchniętą twarzą dało makabryczny efekt.
- Jezu... Filip - wydusiła i położyła szybko swoją torebkę na szafkę z butami. Nie przejmując się zdjęciem swoich szpilek, szybko pokonała odległość dzielącą ją od brata i przyciągnęła go w swoje ramiona. - Co on ci zrobił? - zapytała, przytulając go w ten swój matczyny sposób. Maja miała to do siebie, że czasem zapominała i obchodziła się z nim jak matka, nie jak siostra. Co dziwne, te odruchy nie pojawiły się u niej po zajściu w ciążę z Romkiem. Już jako dwunastolatka często wychodziła ze swojej siostrzanej roli, stając się w oczach kilkuletniego Filipa nadopiekuńczą, przewrażliwioną i do bólu upierdliwą babą.
- Nic, serio, nie chcę o tym gadać - zaburczał. Najpierw Maciej, teraz Maja... Kto jeszcze będzie się nad nim użalać?
- Musisz się od niego odciąć - powiedziała nagle Maja, odsuwając go na odległość swoich ramion. Spojrzała na brata nieustępliwym wzrokiem, z groźnie zmarszczonymi brwiami, nie pozostawiając Filipowi złudzeń, że gdyby Błażej był gdzieś obok, to z chęcią powiedziałaby mu kilka rzeczy.
- Maja, daj spokój - sapnął Filip. - Wrócę autobusem, nie będę czekać na Huberta - dodał, próbując jakoś się z tego wymigać. O niczym innym już nie marzył bardziej, niż o powrocie do domu i o świętym spokoju. Od wszystkich. Na dzień dzisiejszy miał już dość ludzi, a po atrakcjach, jakie zaserwował mu Romek, również nie widziało mu się towarzystwo dzieci.
- Nie, czekaj, cholera! - warknęła tak groźnie, że Filip aż spojrzał na nią zaskoczony, a jej ostre paznokcie wbiły się w jego ramiona. - Jeszcze trochę, a ten skurwiel cię zabije! - syknęła, potrząsając nim lekko. - I ty myślisz, że ja będę się temu wszystkiemu przyglądać?! Filip, do cholery jasnej, weź się ocknij, zostaw go w końcu!
Filip westchnął ciężko. Zmrużył lekko oczy, gdy jego skronie zapulsowały tępym bólem.
- Daj mi dzisiaj spokój, okej? Naprawdę jestem zmęczony - burknął, nie mając nawet sił na nią naskoczyć i odparować, że przecież nie był cipą. Potrafił sobie radzić z Błażejem. Zawsze udawało mu się go ujarzmić.
Teraz jednak wcale się tak nie czuł i to chyba było najgorsze. Już nie był tak pewny siebie jak kiedyś, kiedy to wydawało mu się, że wodził Pacułę za nos. Gdyby mógł, odciąłby się od tego już teraz.
- Filip, ja tego tak nie zostawię - powiedziała Maja całkowicie poważnie, kiedy schylił się po swoje trampki, żeby je ubrać. - Zadzwonię na policję. Wiem, co wy tam robicie. Myślisz, że jestem głupia? - prychnęła, a Filip popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
- Zwariowałaś? - zapytał, mając nadzieję, że właśnie tak było.
- Nie - odpowiedziała, zakładając ręce na piersi. - Jeżeli coś ci zrobi, nie zawaham się. Powiedziałam już, że nie będę się przyglądać, jak ten skurwiel robi sobie z ciebie worek treningowy - oznajmiła szorstkim, pełnym powagi głosem.
- Jesteś nienormalna! - prychnął Filip, upuszczając na podłogę swojego buta, którego zamierzał założyć, żeby zaraz odwrócić się do siostry przodem. - Nie możesz tego zrobić! Przecież ja też w tym siedzę!
- Coś się wymyśli. - Wzruszyła ramionami, pozostając nieugięta, a Filip miał wrażenie, że takiej Mai nigdy nie znał.
- Coś się wymyśli? Coś? - niemal wycedził przez zęby. - Spróbuj, ale już wtedy możesz o mnie całkowicie zapomnieć! - warknął. Odwrócił się, szybko założył buty i z szaleńczo bijącym z nerwów sercem opuścił mieszkanie, nie reagując już na Maję, która próbowała go jeszcze zatrzymać.

***

Wykrzywił usta w mimowolnym uśmiechu, popatrując przez okno kuchni na dwójkę bawiących się dzieci i biegającego między nimi, szczęśliwego psa. Złaknione atencji zwierzę skakało to do starszej dziewczynki, Hani, to do jej młodszego brata, Kuby, poszczekując przy tym wesoło.
Z zapatrzenia się na ten całkiem uroczy obrazek wyrwał go pisk czajnika. Momentalnie uśmiech zniknął z maciejowej twarzy, zupełnie jakby Wyszyński uzmysłowił sobie, że przecież wcale nie lubił dzieci. A już w szczególności nie lubił dzieci Darii. No i za psem też nie przepadał. Nie miał się więc nad czym rozczulać. Chrząknął jeszcze, złapał za czajnik i zalał przeźroczysty imbryk gorącą wodą, która zaraz zabarwiła się na zielono przez ususzone liście herbaty znajdujące się w koszyku. Ustawił wszystko na białej tacy, złapał jeszcze za cukier i pokrojoną w plastry cytrynę, by zaraz zabrać cały ekwipunek i ruszyć do salonu. Kiedy jednak przekroczył jego próg, zaraz zdał sobie sprawę, że wolał już stać jak ostatni idiota przed oknem i obserwować bawiących się siostrzeńców, niż słuchać łkania siostry.
- A to drań - padło ze strony mamy. Zacisnął tylko zęby, postanawiając nie komentować i nie mieszać się w te sprawy. Było mu żal siostry, temu nie mógł zaprzeczyć. Po raz pierwszy od dawna czuł względem niej coś jeszcze, prócz niechęci. Znów obudziły się w nim odruchy starszego brata; nie chciał, żeby miała w życiu źle, a teraz, kiedy widział ją zapłakaną, autentycznie miał ochotę ją przytulić. Czego oczywiście nie zrobił, bo wtedy jeszcze Daria i jego mama zeszłyby z tego świata poprzez urazy wywołane szokiem. Zacisnął usta w wąską linijkę, mimo wszystko dziwnie się czując, kiedy całe zło tego świata zostało przypisane Łukaszowi. Postawił na stoliku do kawy tackę, by zaraz usiąść w ojcowskim fotelu. - Jak on mógł? - zapytała mama, kręcąc z zawodem głową. Wyraźnie pobladła, a jej dłonie, które przez starość i tak często niekontrolowanie drżały, teraz wydawały się robić to ze zdwojoną siłą.
Maciej z niepokojem patrzył, jak mama wychyla się i nalewa sobie zielonej herbaty do filiżanki, prawie ją rozlewając. Nic nie powiedział, ale powoli zaczynał martwić się nie tylko o Darię. Mama w końcu miała już swój wiek, nie powinna się teraz denerwować.
- Przez tyle lat... - szepnęła Daria, ocierając kąciki oczu. - Cały czas mnie oszukiwał. Mówił, że mnie kocha.
- Drań - parsknęła matka, nawet nie kryjąc nienawiści.
- Drań. - Daria pokiwała głową, a Maciej tylko się skrzywił. Jasne, że teraz wszystkie baty spadały na Łukasza. Sam zresztą przez ostatnie lata go obwiniał.
- Jak był ze mną, to myślał pewnie o jakichś facetach. - Zakryła twarz dłońmi. - Obrzydliwe!
- Kochanie, nie załamuj się - mówiła mama, pocieszająco gładząc ją po plecach. - Będzie dobrze, zobaczysz. Pomożemy ci, prawda, Maciej? - zapytała i spojrzała na niego, na co on mógł tylko kiwnąć głową, doskonale wiedząc, że innej odpowiedzi na tę chwilę nie było.
- Jak ci to powiedział? - odezwał się w pewnej chwili cichym, opanowanym głosem. Daria popatrzyła na niego już trochę trzeźwiej, na moment przestając się nad sobą użalać. Zmarszczyła brwi z zastanowieniem.
- Już chyba wcześniej chciał mi powiedzieć... ale... myślę, że po prostu mu na to nie pozwalałam - szepnęła, ocierając jeszcze łzy z twarzy. - Faktycznie, jak pomyślę... zawsze był taki nieobecny - dodała i spuściła oczy na swoje dłonie.
- A wasze pożycie? - pytał Maciej, nie zmieniając tonu swojego głosu.
- Maciej! - wtrąciła matka, marszcząc z oburzeniem brwi. Nie mógł się na to nie uśmiechnąć. No tak, seks to temat tabu, nic więc dziwnego, że później młodzi geje na siłę szukają sobie żony.
- To dość ważna kwestia - odpowiedział jej spokojnie. - Nie wmówisz mi przecież, że Darię wiatr trzy razy zapłodnił - dodał z pobłażliwym uśmiechem. - Mamo, jesteśmy dorośli - dopowiedział jeszcze, widząc całą gamę emocji na twarzy Danieli Wyszyńskiej. - Uprawiamy seks, ty też musiałaś go uprawiać, skoro ja i Daria siedzimy w salonie. - Nic już na to nie odpowiedziała, zaczerwieniła się tylko nieco, a Maciej już nawet nie wiedział, czy rumieniec wywołało oburzenie, czy może zawstydzenie. - Więc? - zapytał, kierując swoje spojrzenie na siostrę. - Nie czułaś niczego dziwnego, kiedy się kochaliście? - "Kochaliście się" ledwo przeszło mu przez usta. Nawet nie chciał w ten sposób myśleć o seksie Darii i Łukasza, a z drugiej strony starał się zachować zimną krew. Czuł, jak powoli zaczyna tracić cierpliwość. Miał ochotę cisnąć wszystkim, wstać i ruszyć do samochodu, a później odwiedzić Maleckiego. Przerażało go to, ale z drugiej strony wcale nie był zaskoczony, podświadomie zawsze wiedział, co będzie chciał zrobić, kiedy usłyszy upragnione "rozstaliśmy się".
Daria otworzyła usta, by zaraz je zamknąć. Spuściła wzrok na dywan, zastanawiając się nad czymś głęboko, by zaraz bezradnie wzruszyć ramionami. Jej mocne rysy twarzy trochę złagodniały i przez moment przypominała Maciejowi zagubioną dziewczynkę, którą przecież zawsze była. Nigdy nie robiła tego, co chciała, próbowała sprostać oczekiwaniom ojca. Tak samo zresztą jak Łukasz. I co z tego wyszło? Ojcowie umarli... no, prawie. Tata Łukasza wciąż żył, przejawiał wszystkie do tego potrzebne funkcje: jadł, oddychał, wydalał, ale niewiele myślał. Pewnie nawet nie pamiętał już, że miał syna.
- Nie wiem - szepnęła. - Było...
- Płasko? - podsunął, na co Daria kiwnęła głową. - Nic dziwnego, nagle sobie swojej orientacji nie wybrał - skomentował.
- To przez siedem lat był kochanym ojcem i mężem, a tu nagle stwierdza, że woli facetów? - oburzyła się mama, marszcząc groźnie brwi, przez co jej delikatna, zazwyczaj pogodna twarz nabrała ostrego wyrazu. - Nie broń go! Pederasta jeden!
Maciej poczuł mocne ukłucie gdzieś tam w okolicach serca. Raczej nie wiedział, jakie mama miała stanowisko odnośnie innych orientacji seksualnych. Nie poruszał z nią tych tematów, bo i po co? Teraz już wiedział, że może to i dobrze. Całe szczęście, że nigdy się przed nią nie wyoutował, chociaż od czasu do czasu nachodziły go myśli o wyjściu z szafy.
- Mamo, a jak inaczej miał żyć? - prychnął. - Pamiętasz jego ojca? Tego starego skurwiela? Wyobrażasz sobie, żeby siedem lat temu stanął przed tym kretynem i powiedział mu prosto w twarz, że jest gejem? - Aż pochylił się do przodu, podnosząc odrobinę ton głosu. Nie potrafił spokojnie słuchać i przytakiwać matce. - Zrobił źle, nie powinien brać żony, wszystkich skrzywdził, ale nie zapominajcie, że jego też skrzywdzono. Gdyby nikt nie wmawiał mu, że geje to degeneraci, pewnie Daria by teraz nie płakała - warknął, czując uderzające w jego twarz gorąco. Zdenerwował się, czego nawet nie próbował ukryć. Zazwyczaj starał się nie dzielić swoimi poglądami, a kiedy już to robił, nigdy nie wychodził z równowagi. Nic więc dziwnego, że Daniela zamrugała, patrząc na syna zdziwiona, trawiąc w milczeniu to, co usłyszała.
- A... co z dziećmi? - zapytała w końcu, nie poruszając już tematu homoseksualizmu Łukasza. Maciej odetchnął ciężko i opadł na oparcie fotela.
- Powiedział, że nie ma zamiaru ich zostawić... - mówiła Daria, a on powoli wyłączał się z rozmowy.
W pewnym momencie wstał i nie zastanawiając się wiele, ruszył do wyjścia. W jego głowie panował chaos, nie miał pojęcia o czym myśleć. Wiedział, że najlepiej byłoby to wszystko zignorować, dopić herbatę i ruszyć na górę, żeby trochę popracować, ale...
Cholera, czekał na to siedem lat.
- Gdzie idziesz? - zapytała mama, oglądając się na niego.
- Wrócę. Nie wiem o której, ale wrócę - to mówiąc, przeszedł do przedpokoju. Założył szybko buty i wyszedł na czerwcowe, wieczorne powietrze.

***

Nie pytał Darii, gdzie jest. Nie miał pewności, że go tam zastanie. Zresztą, podczas drogi łudził się, że wcale go nie znajdzie i zostanie zmuszony do powrotu. Tak byłoby najlepiej, wszyscy byliby szczęśliwi, jego świadomość jak i podświadomość również. Bo przecież wcale nie chciał z nim rozmawiać, już dawno obiecał sobie, że Łukasz dla niego przestał istnieć. Powoli zaczynał jednak rozumieć, że można siebie oszukiwać - ale nie oszukać. Podstawowy błąd, jaki popełniał przez ostatnie kilka lat.
Zatrzymał samochód pod ceglanym płotem, zasłaniającym posesję przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów. Mógł jeszcze zawrócić, problem w tym, że wcale nie chciał. Później będzie żałować - tego był akurat stuprocentowo pewny.
Opuścił samochód z jedną myślą, która, im bliżej miał do furtki, zaczynała cyklicznie tracić na swojej prawdziwości. A kiedy przekroczył bramę i zobaczył zapalone światło na parterze dwupiętrowego, nieotynkowanego domu (wciąż się budowali, Daria jeszcze niedawno z radością zdawała im relacje z postępów, jakich dokonywała ekipa remontowa), już wiedział, że ta jedna myśl nie była niczym innym, jak parszywym kłamstwem. Wcale nie przyjechał tutaj, żeby wszystko raz na zawsze zakończyć. Nie taki był jego cel w podświadomości.
A później już w ogóle przestał myśleć. Gdyby spojrzał na siebie z boku, z pewnością miałby ochotę przyłożyć sobie w twarz. Zrobiłby to raz, ale solidnie, na ocucenie. Był jak ćma lecąca prosto w ogień. Niepatrząca na skutki zaspokojenia swojej potrzeby
Nie dzwonił. Nie zapukał. Nie dał Łukaszowi żadnego znaku, że przyjechał. W zamian tak po prostu sięgnął do klamki, nacisnął i pchnął drzwi. Nie rozglądał się po przedpokoju, może i gdyby to zrobił, spojrzał na zawieszone na ścianach fotografie, małe buty dzieci ustawione obok wieszaka na kurtki, torebkę leżącą na szafce - może wtedy faktycznie jeszcze by się opamiętał. Zajrzał do kuchni; dużej, jasnej, idealnej dla pięcioosobowej rodziny. Był tam. Siedział zgarbiony przy stole, okręcając w dłoniach jakiś duży, brązowy kubek. Tępym wzrokiem wpatrywał się w ścianę, miał na sobie jakiś powyciągany, domowy T-shirt, stare, szare spodnie dresowe i śmieszne domowe kapcie. Maciej mimowolnie się uśmiechnął pod nosem. Łukasz przedstawiał jakiś taki domowy, ale przy tym całkowicie intymny widok. Nie każdy go takiego przecież widział.
- A więc jednak masz jeszcze jaja - odezwał się, kiedy już napatrzył się na jego sylwetkę. Łukasz drgnął i spojrzał na niego zaskoczony. Zamrugał, próbując przetrawić informację, że oto w jego domu stał ten, który nawet nie chciał kiedyś słyszeć, gdzie kupili działkę i co na niej budują.
- Maciej... - mruknął i mimowolnie się uśmiechnął. - Nie wybrałeś najlepszego momentu, gdybym wiedział, to bym się chociaż przebrał - powiedział i zaśmiał się z lekkim zażenowaniem dla swojego ubioru.
- Gdybym miał zapowiadać ci swoje wizyty, to pewnie bym tu nawet nie dojechał - prychnął, a w myślach dodał jeszcze: "bo szybko poszedłbym po rozum do głowy".
- Daria już ci mówiła? - zapytał, na co Maciej uśmiechnął się kpiąco, zachowując przy tym chłodne wyrachowanie, jakim kierował się przez życie. Nawet jeśli cały w środku drżał, nie chciał tego dać po sobie poznać. Czuł, że wtedy by już całkowicie coś bezpowrotnie stracił. - No pewnie, że mówiła - odpowiedział sobie zaraz Łukasz i westchnął ciężko, wstając z krzesła.
- Nie myślałem, że tak szybko to rozegrasz - stwierdził Maciej i luźnym krokiem wszedł do pomieszczenia, zatrzymując się przy dużej wyspie kuchennej. Daria miała poczucie klasy. Widocznie wymarzyła sobie życie rodem z Hollywoodu, pomyślał jeszcze, rozglądając się po pomieszczeniu i na dłużej zatrzymując wzrok na dużym oknie francuskim, skąd rozpościerał się widok na ogród.
- Planowałem to już wcześniej - mruknął, patrząc na niego tymi swoimi ciemnymi, chociaż już nie tak dużymi i błyszczącymi oczami jak kiedyś. Lata w małżeństwie naprawdę go postarzały.
- Szybko się obudziłeś - jawnie z niego szydził. Może i jechał tutaj na złamanie karku, ale kiedy go widział, nie potrafił zrezygnować ze złośliwości. - Mogłeś zrobić to chociaż dziesięć miesięcy wcześniej, zanim sprawiłeś sobie do kompletu drugą córkę.
- Nie potrafisz inaczej, prawda? - zapytał Łukasz, jak zwykle nie dając się wyprowadzić z równowagi. Był całkowicie inny od Filipa, który zaraz się odszczekiwał i to z nawiązką. Łukasz nie lubił kłótni. - Przyjechałeś do mnie tylko po to, żeby krytykować?
- Nawet jeśli?
- Dorośnij - powiedział Łukasz poważnie. - Wiem, że ugrzązłem w bagnie. Nie musisz mi tego uzmysławiać. Kocham moje dzieci, ale po prostu nie mogę już tak żyć - dodał, obchodząc wyspę kuchenną i stając po drugiej stronie. Maciej odwrócił się, żeby być przodem do Łukasza. - Chcesz czegoś do picia? Bo chyba zapowiada się na dłuższą rozmowę?
Maciej zmrużył oczy. Sam już nie wiedział. Gdyby teraz wyszedł, to prawdopodobnie później byłby z siebie dumny.
- Może być herbata - zgodził się po chwili.
- Mocna, z dwiema łyżeczkami cukru - powiedział Łukasz z lekkim uśmiechem, włączając elektryczny czajnik. Maciej poczuł uścisk w gardle.
- Dokładnie - odpowiedział i zadudnił nerwowo palcami w kamienny blat wyspy. - Ona naprawdę cię kochała - mruknął.
- Wiem. - Łukasz kiwnął głową. - Naprawdę wiem o tym. - Sięgnął po kubek dla Macieja, by po chwili wylać resztkę zimnej herbaty ze swojego. Wszystko to robił szybko i stanowczo, ale jednocześnie była w tym jakaś osobliwa nerwowość, której Maciej u Łukasza wcześniej nie widział. Bo Łukasz przecież zawsze pozostawał spokojny i opanowany. Nic jednak dziwnego, że stojąc przed widmem rozwodu, nawet on nie potrafił zachować zimnej krwi. Chociaż ten rozwód dla Maleckiego znaczył tyle samo, co wolność, to przecież dla nikogo nie był przyjemną procedurą. - Mam trzydzieści dwa lata... - mruknął, patrząc na Macieja wymęczonym do granic wzrokiem. - To chyba najlepsza pora, żeby się ogarnąć. Sam mi ciągle powtarzałeś, żebym w końcu to zrobił.
- Więc już nie jestem ten zły? - prychnął, uśmiechając się z wyższością. Ciemne spojrzenie Łukasza zatrzymało się na nim odrobinę dłużej, niż powinno. Maciej poczuł, że robi mu się pod nim gorąco, ale nie było to nieprzyjemne gorąco - wręcz przeciwnie. Doskonale pamiętał, w jakich momentach Łukasz tak patrzył.
- Nigdy nie byłeś dla mnie "tym złym" - odpowiedział i uśmiechnął się lekko, a w kącikach jego oczu powstały lekkie zmarszczki.
- Dobrze wiedzieć - mruknął Maciej, który na moment poczuł się jak zawstydzony nastolatek. - Ale nie mogę powiedzieć tego samego - dodał, w tamtej chwili ciesząc się, że dzielił ich kuchenny blat.
- Podejrzewam.
- Mama również nie powie o tobie tego samego - rzucił jeszcze.
- To również podejrzewam. - Łukasz uśmiechnął się krzywo pod nosem, a gdy w pomieszczeniu rozbrzmiało charakterystyczne pyknięcie czajnika, złapał za niego i zalał im herbatę, dosypując jeszcze cukru do naparu dla Wyszyńskiego.
- Co teraz zamierzasz zrobić? - zapytał Maciej, kiedy Łukasz podsunął mu kubek.
- Zostawię dom Darii i dzieciom, będę zasuwał, żeby wyrobić na alimenty i... - Zmarszczył z zastanowieniem brwi, obchodząc wyspę ze swoją herbatą w dłoni. Kiedy znalazł się bliżej Macieja, ten od razu poczuł się mniej pewnie.
Uderzyło go, jak duża różnica była pomiędzy Filipem a Łukaszem. Filip był dla niego nieobliczalny, aczkolwiek przy tym wszystkim jakiś taki... znany? Bezpieczny? Aż miał ochotę się zaśmiać, kiedy zdał sobie sprawę, że imię Filip i słowo bezpieczny nawet nie powinny przy sobie stać. W końcu, hej - jeszcze nie tak dawno ten dzieciak go okradł! Ale mimo wszystko Filipa się nie bał. To, że nie wiedział, co dzieciak wywinie, to już inna sprawa. Łukasza faktycznie się obawiał, Malecki był dorosłym facetem w kwiecie wieku, nie działał jak nabuzowany hormonami nastolatek... A Maciej zdecydowanie lepiej radził sobie z nastolatkami.
- I poużywasz sobie trochę gejowskiego życia? - zapytał Maciej, patrząc mu z bliska w oczy. Usta Łukasza momentalnie wygięły się w rozbawionym uśmiechu.
- Uwielbiam twoją bezpośredniość - oznajmił, stawiając kubek na blacie, tuż obok kubka Macieja.
- To nie bezpośredniość, a raczej zwykłe stwierdzenie. - Wzruszył ramionami, próbując utrzymać na twarzy maskę obojętności i dalej udawać, że bliskość Łukasza wcale na niego nie wpłynęła. Że wcale nie przyglądał się jego ciemnemu zarostowi, lekko spierzchniętym ustom i małym bliznom na policzkach po młodzieńczym trądziku.
- Zawsze byłeś wyszczekany - powiedział z rozbawieniem.
- A ty zawsze apatyczny - odparł, jeszcze próbując zachować jakieś hamulce.
- Ale miałeś ze mnie pożytek, jak zaczepiałeś gości starszych od siebie - dodał i zaśmiał się. Maciej też nie mógł już ukryć uśmiechu.
- Zbierałeś za mnie łomot. - Pokręcił głową, przypominając sobie te wszystkie razy, kiedy Łukasz oberwał za stawanie w jego obronie. Maciej raczej nigdy nie był dobry w bójkach, Łukasz za to radził sobie w nich całkiem nieźle.
- A miałem inne wyjście, skoro ci się gęba nie zamykała? - zapytał, przysuwając się do niego, na co w głowie Macieja zapaliła się czerwona lampka. Serce zabiło mu mocno w piersi, ale nic z tym nie zrobił. Stał tylko, czekając na rozwój sytuacji, chociaż wszystko podpowiadało mu, żeby to przerwać. Był już w końcu, cholera, dorosły. Nie miał już nastu lat, potrafił zapanować nad emocjami. - Zawsze mi się to w tobie podobało, że potrafiłeś walczyć o swoje ? powiedział Łukasz cicho, patrząc mu w oczy. - Obojętnie, czy chodziło o niesprawiedliwie wystawioną ocenę, czy o swoje plany na życie. - Maciej przełknął ślinę, patrząc jak usta Łukasza układają się, gdy mówił. Momentalnie w jego głowie zapanowała pustka. - Zawsze byłeś pewny siebie. Dalej jesteś - dodał Łukasz, a Maciej poczuł dotyk szorstkich, wyraźnie męskich dłoni na swoim policzku. Nie myślał już wiele, o ile w ogóle to, co działo się w jego głowie, odkąd opuścił samochód, można było nazwać myśleniem. Przysunął się do Łukasza i z nerwowo bijącym sercem w piersi tak po prostu przyciągnął go do siebie za kark i pocałował.
Znajome, choć o kilka lat starsze usta odpowiedziały na jego pieszczotę niemal od razu. Łukasz objął go mocno w pasie, przyciskając do swojej piersi, a Maciej poczuł się jak nastolatek. Zupełnie jak wtedy, kiedy pocałowali się po raz pierwszy. Pamiętał tamtą chwilę dokładnie. Siedzieli w jego pokoju, była już późna jesień, na zewnątrz lało jak z cebra, a oni wrócili z dworu przemoczeni do suchej nitki. Zaczęli się przebierać, poczuł, że spojrzenie Łukasza zatrzymuje się na jego nagim ciele odrobinę dłużej, niż powinno... a później wszystko potoczyło się samo.
Teraz chyba też potoczyło się samo. Czuł dłonie Łukasza wędrujące mu po plecach, jego ciężki oddech na swoich policzkach, smak herbaty z cytryną na ustach i brzeg blatu kuchennego wbijający mu się w lędźwie. Pocałunek z chwili na chwilę się pogłębiał, stawał się coraz bardziej męski, zaborczy i ostry, zupełnie jakby Łukasz chciał mu tym samym coś przekazać. I to sprawiło, że w Macieju wezbrała niepewność, ale jednak nie przerwał pieszczoty. Zacisnął dłoń na krótkich włoskach na karku Łukasza, kiedy nagle ciszę w kuchni, zmąconą jedynie odgłosami pocałunku i ich ciężkich posapywań, przerwał dźwięk telefonu. Komórka w kieszeni Macieja zaczęła wibrować, wygrywając przy tym jedną ze standardowych melodii I-phone'a. I to całkowicie go ocuciło. Odepchnął od siebie Łukasza, oddychając przy tym ciężko. Chrząknął i żeby zrobić coś z rękami, sięgnął po swój smartfon. Kiedy zobaczył, kto do niego dzwonił (skąd, do cholery, miał jego numer?), tylko uniósł w zdziwieniu brwi, ale nie odebrał. Wyciszył aparat i z powrotem wcisnął go do kieszeni.
- Muszę jechać - powiedział, próbując się jakoś zebrać do kupy, żeby nie pokazać Łukaszowi, jak ten jeden pocałunek wytrącił go z równowagi.
- Na pewno? - zapytał Łukasz jeszcze, na co w Macieju coś zawrzało. Nie miał jeszcze do końca pojęcia, czym było owo coś, ale wiedział, że powoli zaczynała go ta sytuacja i postawa Łukasza irytować.
Zrobił z siebie idiotę, przyjeżdżając tutaj. Pokazał Łukaszowi, że jeżeli chce, to Maciej do niego wróci w podskokach. A co najgorsze - zdawał sobie z tego sprawę od samego początku, tylko nie dopuszczał tych myśli do głosu.
- Na pewno - odparł stanowczo i bez słowa już ruszył do wyjścia.
- Maciej...! - zawołał jeszcze Łukasz.
- Zajmij się rozwodem - rzucił i wyszedł.
Zabawne, że gdyby nie jeden telefon, dzień mógłby skończyć się inaczej. Westchnął ciężko, wsiadając do samochodu. Rzucił komórkę na sąsiednie siedzenie, po czym odjechał, by kilka ulic dalej zatrzymać pojazd przy wjeździe do lasu i tam znów sięgnąć po aparat.
Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, kiedy spojrzał na ostatnie nieodebrane połączenie. Z początku może i dziwił się, skąd miał tutaj Filipa, ale gdy zrozumiał, że przecież dzięki Facebookowi nikt już nie był anonimowy, sprawa się rozwiązała.
Nie myśląc wiele, oddzwonił. Kiedy w słuchawce rozbrzmiał znajomy, jeszcze nie do końca męski głos, sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł ulgę. Miał wrażenie, że znów znalazł się na znajomym terenie... albo przynajmniej na terenie, którego część już zdążył eksplorować. Wiedział, w jaki sposób prowadzić gry z Filipem, jak z nim rozmawiać i nawet jeśli dzieciak go wciąż czymś zaskakiwał, to przynajmniej miał tę świadomość, że nic go z nim nigdy nie łączyło. Łukasz pod tym względem był bardziej niebezpieczny. Maciej po prostu tracił przy nim panowanie nad sobą, dawne uczucia odżywały i... Wyszyński zapominał na moment, kim był. W swoim mniemaniu tracił godność. Był dla Łukasza niczym więcej jak tamponem emocjonalnym, pierwszą w miarę bezpieczną osobą, do której Malecki mógłby się zwrócić po rozwodzie.
- To już chyba wyższy poziom stalkingu - rzucił Maciej do słuchawki z rozbawieniem.
- Żaden tam stalking, połączyłem Facebooka z telefonem i mi wyskoczyłeś - stwierdził Filip, a Maciej niemal widział ten jego zaczepny uśmieszek.
- Więc stwierdziłeś, że będę świetnym rozmówcą? - zapytał Wyszyński z rozbawieniem. Momentalnie wszystkie uczucia, jakie się w nim dotąd kumulowały, tak po prostu go opuściły.
- Jak zawsze, Maciuś - odparł Filip, a Maciej już nawet nie skrzywił się na znienawidzone zdrobnienie. - Nie no, żartuję. Stęskniłem się - dodał Filip prześmiewczo. Maciej momentalnie pożałował, że nie rozmawiają twarzą w twarz. Wtedy byłoby znacznie zabawniej... i może bardziej ekscytująco?
- To akurat zrozumiałe, nie widzieliśmy się kilka godzin - zakpił, opadając na oparcie fotela i wpatrując się w zasłonięty wieczorną ciemnością las.
- Już odliczam dni do naszego kolejnego spotkania, Romeo - odparował zaraz.
- Tylko się nie zabijaj jak Julia, bo słabo na tych swoich samobójstwach wyszli - rzucił, uśmiechając się pod nosem. - Chociaż widzę podobieństwa. U Szekspira przeszkodą były zwaśnione rody, my mamy twojego Goryla - dopowiedział zaraz, nie mogąc sobie odpuścić, żeby nie wspomnieć o Błażeju.
Filip momentalnie się naburmuszył. Nawet Maciej musiał dzisiaj zaczynać z Pacułą- Miał już po dziurki w nosie słuchania, jaki to Błażej nie był straszny. Był, jasne, że był, ale Filip chciał po prostu odpocząć. Głównie dlatego wybrał numer Macieja, pragnął z kimś tak po prostu porozmawiać i poprowadzić konwersację, która nie zaprowadziłaby go do niczego konkretnego.
- Gdzie w ogóle jechałeś? - zmienił temat.
- Do mamy - odparł zaraz Maciej, nie mając nawet zamiaru wspominać o Łukaszu. Chociaż czuł do Filipa wdzięczność, bo gdyby nie jego telefon, nie wiadomo, gdzie by teraz skończył. Istniało duże prawdopodobieństwo, że w łóżku, po czym odezwałby się u niego moralny kac. Jasne, pieprzył się z całą masą facetów i raczej nigdy tego nie żałował, ale różnica między tymi facetami a Łukaszem była dość znaczna - ich nigdy nie kochał. Zresztą, lubił kreować się na kogoś, kto raczej nie żył uczuciami. Twardo stąpał po ziemi, sam osiągnął finansowy sukces, nikt mu nie zawracał tyłka i generalnie był ze sobą szczęśliwy. Łukasz skutecznie mu przeszkadzał w całkowitym osiągnięciu tego celu.
- Oho, kto by pomyślał - powiedział Filip kąśliwie. W rzeczywistości jednak uśmiechnął się lekko pod nosem, wcale nie złośliwie. Stwierdził nawet, że takie wyjazdy w weekendy do mamy pasowały do Wyszyńskiego. Nikt przecież nie dałby rady cały czas żyć w samotności (nie, sobotnie wypady do klubów i faceci na jedną noc nie stanowili argumentu przeczącemu samotności Macieja), a sam Maciej pasował mu na maminsynka. Niemal widział, jak ze słodkim uśmiechem wchodzi do rodzinnego domu, a później przytula się do mamy... Maciej z pewnością by go za tę projekcję zabił, niech więc żyje w nieświadomości i dalej udaje gruboskórnego, chłodnego Casanovę. - A wie, że jesteś gejem? - palnął w pewnym momencie Filip, nawet się nad tym nie zastanawiając. Po prostu jak tylko pojawiło się w jego głowie pytanie, zaraz je wypowiedział.
Maciej zmarszczył brwi. Nie był przygotowany na takie przesłuchiwanie, co zresztą dał Filipowi odczuć swoim milczeniem. Bardziej nastawił się na falę żarcików Filipa odnośnie do bycia synusiem mamusi, czy czegoś w ten deseń.
- A twoja wie? - odpowiedział po chwili.
- Wie - odparł Filip od razu. - Więc twoja nie? - wyciągnął szybko wnioski, za co Maciej zaczął go nienawidzić. Wilczyński potrafił go rozpracować nawet przy rozmowie przez telefon.
- Kończę - uciął Maciej od razu, nie rozłączając się jednak. I to był jego błąd.
- Wciąż liczy na wnuki?
Jeszcze się zawahał. Nie wiedział dlaczego, ale oprócz zirytowania, czuł również zdenerwowanie. Filip coraz pewniej przekraczał granice, których Maciej wolałby nie naruszać; o mamie i jego coming oucie z pewnością nie miał zamiaru mu mówić.
Bez słowa zakończył rozmowę, odkładając telefon na siedzenie obok. I momentalnie ogarnęła go nieprzyjemna pustka. Zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło; jedyne na co miał ochotę, to zawrócić do swojego mieszkania, żeby się w nim zaszyć i nie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym. Skrzywił się, kiedy odpalił samochód i zjechał na ulicę. Sama świadomość, że musi jakoś wytrwać do niedzieli w towarzystwie zaniepokojonej mamy, zapłakanej Darii i bardzo głośnych bękartów, skutecznie go deprymowała. Z całej tej zgrai kundel wydaje się chyba najprzyjemniejszym kompanem, pomyślał a jego usta samoistnie wykrzywiły się w lekki uśmiech.