Wi臋zi 18
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 04 2017 20:25:09


Rozdzia艂 18: Wybuch


Zapatrzy艂 si臋 w tarcz臋 ksi臋偶yca, kt贸r膮 co jaki艣 czas przes艂ania艂y czarne chmury. Na chodniku obok jego nogi sta艂a prawie ca艂kiem opr贸偶niona butelka Jacka Daniels'a. W艂a艣nie pali艂 swojego ostatniego papierosa patrz膮c jak dym ulatuje w przestrze艅, gdy odezwa艂a si臋 jego kom贸rka. Spojrza艂 na wy艣wietlacz i skrzywi艂 si臋 nieco. Nie mia艂 ochoty dzisiaj gada膰 z Kernerem, ten facet nie rozumia艂 偶adnej subtelnej aluzji, a do tego Jakub ba艂 si臋, 偶e je艣li si臋 z nim spotka, to znowu do czego艣 dojdzie mi臋dzy nimi. Wcisn膮艂 czerwon膮 s艂uchaweczk臋, aby wy艂膮czy膰 dzwonienie i znowu powr贸ci艂 do delektowania si臋 ostatnim fajkiem. Ale nie by艂o mu to dane, bo telefon znowu si臋 rozdzwoni艂 pokazuj膮c przychodz膮ce po艂膮czenie od Piotra. Jakub westchn膮艂 ci臋偶ko, poirytowany i w ko艅cu przesun膮艂 palcem po zielonej s艂uchaweczce.
- Co chcesz? - warkn膮艂 gniewnie.
- Cze艣膰, mam nadziej臋, 偶e ci臋 nie obudzi艂em - zacz膮艂 m臋偶czyzna pos臋pny.
- Nie 艣pi臋. Po co dzwonisz?
- Nie wiem czy dobrze robi臋 dzwoni膮c do ciebie... - zacz膮艂, ale Jakub mu przerwa艂:
- Niezbyt, jeste艣 strasznie nachalny.
- Jeste艣 pijany, wi臋c si臋 zamknij i mnie pos艂uchaj - fukn膮艂 Kerner a偶 Jakub zmarszczy艂 brwi i ju偶 chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale Piotr zd膮偶y艂 powiedzie膰, co chcia艂: - Od rana by艂 u mnie Patryk, bo go wyrzuci艂e艣 z mieszkania, ale oko艂o siedemnastej wyszed艂 m贸wi膮c, 偶e musi co艣 za艂atwi膰 i do tej pory nie wr贸ci艂.
Trybiki w g艂owie Wyrzykowskiego zacz臋艂y si臋 kr臋ci膰 i kojarzy膰 fakty. Najpierw si臋 w艣ciek艂, 偶e Biela艅ski sp臋dzi艂 ca艂y dzie艅 u Kernera, a dopiero potem dotar艂o do niego, 偶e m臋偶czyzna martwi si臋 o dzieciaka, bo ten nie wr贸ci艂 na noc. Jakub spojrza艂 na zegarek. By艂a prawie dwunasta w nocy.
- Pewnie poszed艂 na jak膮艣 imprez臋 - zacz膮艂 lekcewa偶膮co.
- Raczej nie. Przeczyta艂 co艣 na kom贸rce i si臋 szybko zebra艂. Wygl膮da艂 na zdenerwowanego. M贸wi艂, 偶e idzie za艂atwi膰 co艣 z ojcem. - Jakub otworzy艂 szeroko oczy. Jedno s艂owo wystarczy艂o, aby jego m贸zg zacz膮艂 pracowa膰 na wysokich obrotach.
- Czemu dopiero teraz do mnie dzwonisz?!
- Nie jestem jego nia艅k膮, sk膮d mia艂em wiedzie膰, 偶e mam go dla ciebie pilnowa膰 - odpar艂 sarkastycznie.
- Kurwa, Piotr. Niewa偶ne. Jestem... - rozejrza艂 si臋 po okolicy 偶eby sprawdzi膰 swoje po艂o偶enie. - Nie tak daleko ciebie, mo偶esz przyjecha膰 po mnie?
- Wprawdzie pi艂em, ale to ju偶 kilka godzin temu - zastanawia艂 si臋 na g艂os. - Tak, przyjad臋, chcesz po niego pojecha膰? Wiesz, gdzie jest?
- B臋d臋 wiedzia艂, jak gdzie艣 zadzwoni臋. Przyjed藕. Prosz臋 - doda艂. - Ja... Przepraszam ci臋, nie mam nikogo innego teraz, kto m贸g艂by mi pom贸c. - By艂o mu g艂upio, 偶e wpl膮tuje Kernera w sprawy rodzinne Patryka i w og贸le w swoje i jego 偶ycie.
- Nie ma sprawy. Z ch臋ci膮 pomog臋 przyjacielowi. - Jakub s艂ysza艂 jak m臋偶czyzna u艣miecha si臋 po drugiej stronie telefonu. Dziwnie si臋 poczu艂 s艂ysz膮c s艂owo "przyjaciel" z ust Piotra, bo on sam nigdy go za takowego nie uwa偶a艂. Chyba powinien cz臋艣ciej bra膰 pod uwag臋 uczucia innych ludzi.
- Dzi臋kuj臋, czekam. - Poda艂 mu dok艂adny adres i czym pr臋dzej wybra艂 numer Agaty, kt贸ry mia艂 w telefonie od czasu jej nocowania w jego mieszkaniu. Musia艂 d艂ugo czeka膰 a偶 dziewczyna odbierze.
- Jakub? - Us艂ysza艂 jej zaspany g艂os i ziewni臋cie. - Co艣 si臋 sta艂o?
- Gdzie mieszkaj膮 rodzice Patryka? - zapyta艂 niespokojnie, na co dziewczyna a偶 si臋 obudzi艂a.
- Co si臋 sta艂o?!
- W艂a艣nie nie wiem. Patryk chyba pojecha艂 tam wieczorem i jeszcze nie wr贸ci艂, a telefon ma wy艂膮czony.
- By艂 u ciebie? Zn贸w jeste艣cie razem?
- Nie, ale niewa偶ne, p贸藕niej ci wyja艣ni臋. Podaj mi adres to pojad臋 tam z moim przyjacielem.
- Jad臋 z tob膮.
- Nie, zosta艅 w domu, na choler臋 i ty tam? - Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, nie mia艂 ochoty na pa艂臋taj膮c膮 mu si臋 pod nogami dziewuch臋, ale zaraz doda艂: - Nie chc臋 偶eby co艣 ci si臋 sta艂o. Jak tylko go znajd臋, to dam ci zna膰, okej? - Chwila ciszy przekona艂a Jakuba, 偶e Agata jest z艂a, ale mimo to przytakn臋艂a mu i poda艂a adres, a kilka minut p贸藕niej podjecha艂 Piotr i Jakub wsiad艂 do samochodu instruuj膮c gdzie maj膮 jecha膰.
- Po twojej panice w g艂osie jako艣 mnie nie dziwi, 偶e jedziemy na Prag臋. Chocia偶 mia艂em w g艂owie r贸wnie偶 Pruszk贸w.
- To nie jest 艣mieszne - odpar艂 Jakub. Ta noc robi艂a si臋 coraz gorsza. Do tego 艣mierdzia艂 wylanym na niego drinkiem, potem i seksem, czego mia艂 nadziej臋, 偶e Piotr nie wyczuje. Zastanawia艂 si臋 r贸wnie偶, co ch艂opak u niego robi艂 przez ca艂y ten dzie艅.
- Czy chocia偶 nakre艣lisz mi sytuacj臋? Czy b臋dziemy si臋 z kim艣 bi膰? - Kerner mimo wcze艣niejszych zmartwie艅 o Patryka, mia艂 dobry humor, bo dzia艂o si臋 co艣 ciekawego. Ostatnio jego 偶ycie wype艂nia艂y praca i, musia艂 przyzna膰 sam przed sob膮, czasami nudny seks. Jednak od czasu ponownego spotkania Jakuba w ko艅cu zaczyna艂o dzia膰 si臋 co艣 ekscytuj膮cego w jego 偶yciu. Nudzili go ju偶 wci膮偶 ci sami ludzie w gejowskim 艣wiatku, a m艂ode panienki, z kt贸rymi lubi艂 obcowa膰 wydawa艂y mu si臋 coraz bardziej wymagaj膮ce, a to na nim przecie偶 powinna skupia膰 si臋 ca艂a uwaga podczas seksu. Schlebia艂o mu, 偶e Jakub mu w ko艅cu uleg艂 i by艂 zawiedziony, 偶e jednak sobie kogo艣 znalaz艂, ale taka 艣wie偶a krew w jego towarzystwie, kt贸r膮 by艂 Patryk, dodawa艂a mu animuszu. I w sumie ucieszy艂 si臋, 偶e Jakub poprosi艂 go o pomoc zamiast zbywa膰, za艂atwia膰 sobie taks贸wk臋 i jecha膰 sam cholera wie gdzie.
Na szcz臋艣cie Praga by艂a bardzo blisko, szczeg贸lnie o tej porze i dojechali na miejsce w zaledwie pi臋tna艣cie minut. Ju偶 z daleka zauwa偶yli policyjny samoch贸d i Piotr zaparkowa艂 swojego Mercedesa klasy-S zaraz obok, wierz膮c, 偶e tak b臋dzie dla jego auta najbezpieczniej. Jakub zgo艂a nakre艣li艂 Piotrowi sytuacj臋 u Patryka, tote偶, gdy tylko zobaczyli policj臋, zaniepokoili si臋 jeszcze bardziej. Weszli do klatki i na drugie pi臋tro pod mieszkanie jego rodzic贸w, gdzie sta艂o kilkoro s膮siad贸w i dw贸ch policjant贸w.
- Dobry wiecz贸r. Szukam Patryka Biela艅skiego - odezwa艂 si臋 Jakub zwracaj膮c na siebie ich uwag臋.


* * *


W drodze do domu zadzwoni艂 do kolegi, z kt贸rym ju偶 wcze艣niej rozmawia艂 na temat ojca. To w艂a艣nie on pr贸bowa艂 dodzwoni膰 si臋 do Patryka i zostawi艂 mu kilka wiadomo艣ci.
- Przemek, co si臋 do cholery dzieje? - wycedzi艂 przez z臋by nie chc膮c za g艂o艣no rozmawia膰 w autobusie.
- Tak jak ci pisa艂em, tw贸j stary znowu si臋 spi艂 i szalej膮 z matk膮. Baba spod sz贸stki chcia艂a wezwa膰 policj臋, ale on zagrozi艂 jej no偶em - powiedzia艂 pr臋dko. Patryk jecha艂 zdenerwowany. Zupe艂nie nie rozumia艂, po co tam si臋 pcha, przecie偶 oni nie powinni ju偶 nic go obchodzi膰. A jednak w艂a艣nie jecha艂 na Prag臋 偶eby zmierzy膰 si臋 ze swoimi demonami. Wysiad艂 na miejscu z autobusu i musia艂 jeszcze przej艣膰 kawa艂ek rozgl膮daj膮c si臋 po okolicy. Oczywi艣cie ma艂o zmieni艂o si臋 przez ten czas, kiedy go tam nie by艂o, ale on ju偶 czu艂 si臋 tutaj obco. Dzielnic臋 powoli rewitalizowali, ale nadal pozostawa艂y miejsca zapomniane przez wszystkich. Obdrapane mury kamienic, stare niewymienione okna, drewniane schody na klatkach. Mija艂 jeden odnowiony budynek by zaraz spojrze膰 wprost na stary zrujnowany drugi. Mimo dobrych zmian Praga nadal mia艂a 艂atk臋 czarnej owcy, chocia偶 Patryk widywa艂 gorsze miejsca na mapach Warszawy. Dla niego jednak, zawsze pozostanie ma艂ym piek艂em. Cokolwiek zrobi膮, kt贸rykolwiek budynek odrestauruj膮.
Stan膮艂 pod swoj膮 kamienic膮, t膮 nadal zapomnian膮. Uchyli艂 stare drzwi pozwalaj膮ce przej艣膰 na wewn臋trzne podw贸rko, gdzie ju偶 s艂ycha膰 by艂o krzyki jego matki odbijaj膮ce si臋 echem w studni. Przed wej艣ciem na klatk臋 sta艂 Przemek.
- Hej - przywita艂 si臋 u艣ciskiem d艂oni. - Kiepsko wygl膮dasz. Tam, gdzie mieszkasz, nie karmi膮 ci臋 czy co?
- To raczej wina przyj艣cia tutaj - odpar艂 Biela艅ski.
- Ju偶 k艂adziesz na nas lach臋?
- Raczej na nich. - Wskaza艂 kciukiem na okna na drugim pi臋trze.
- Stary, bez ciebie bardziej si臋 偶r膮. Wczoraj twoja matka kaza艂a mi do ciebie zadzwoni膰, hajs chcia艂a, ale powiedzia艂em, 偶e zmieni艂e艣 numer.
- Dzi臋ki stary.
- B臋dziesz mi wisia艂.
- Tak, jako艣 ci si臋 odwdzi臋cz臋. - Klepn膮艂 go po ramieniu i ruszy艂 na g贸r臋. Schody skrzypia艂y pod jego krokami, ju偶 zapomnia艂 jak bardzo ich nie lubi艂. Kiedy tylko m贸g艂, to nocowa艂 u Tomka w jego wynajmowanym pokoju. Wtedy te偶 dochodzi艂o do drak, jak ju偶 wraca艂. Ojciec wyzywa艂 go od lachoci膮g贸w i kaza艂 oddawa膰 ca艂膮 kas臋. Niestety wcze艣niej nie mia艂 gdzie ucieka膰, dlatego cz臋sto w艂贸czy艂 si臋 po podw贸rkach z kolegami, gdzie wdawali si臋 b贸jki i rozrabiali.
Wszed艂 na drugie pi臋tro i zaraz otworzy艂y si臋 drzwi mieszkania numer sze艣膰.
- O, syn marnotrawny wr贸ci艂 - prychn臋艂a starsza pani.
- Dzie艅 dobry pani Kiliszczak.
- Ty mi tu nie dobr贸j tylko we藕 ich ucisz, bo jak nie to wezw臋 policj臋 - wrzasn臋艂a piskliwym g艂osem i trzasn臋艂a drzwiami.
Patryk nawet nie puka艂, nie musia艂. Z艂apa艂 za klamk臋 i otworzy艂 drzwi. W salonie byli jego rodzice oraz jaka艣 para ich znajomych, kt贸rych kojarzy艂 z wcze艣niejszych libacji, ale nie zaprz膮ta艂 sobie nigdy g艂owy, aby pozna膰 ich, albo chocia偶 ich imiona. Kiedy przychodzili, zamyka艂 si臋 w pokoju i puszcza艂 g艂o艣no muzyk臋 w s艂uchawkach.
Kobieta chyba spa艂a albo by艂a po prostu nieprzytomna siedz膮c na krze艣le, le偶膮c na stole, kt贸ry by艂 zastawiony szklankami i alkoholem. Matka wydziera艂a si臋 na ojca, kt贸ry pr贸bowa艂 rozmawia膰 z m臋偶czyzn膮. Ona siedzia艂a obok przyjaci贸艂ki, a oni obydwaj stali przytrzymuj膮c si臋 za r臋ce jak w jakim艣 dziwnym ta艅cu, gdzie ka偶dy chcia艂by by膰 prowadz膮cym, ale nie mogli si臋 zdecydowa膰. Telewizor w k膮cie g艂o艣no gra艂.
- Stul pysk, kobieto - wrzasn膮艂 ojciec odpychaj膮c m臋偶czyzn臋 na bok, a ten zachwia艂 si臋 i popatrzy艂 wprost na Patryka.
- A ty to kto? - zapyta艂 zapijaczon膮 mord膮 i rodzice obejrzeli si臋 na wej艣cie. M艂ody Biela艅ski ujrza艂 czerwone 艣lepia swojego ojca, kt贸rego twarz najpierw wygl膮da艂a g艂upio, jakby pr贸bowa艂 przypomnie膰 sobie, kim jest ten ch艂opak, a potem, gdy ju偶 zatrybi艂, ruszy艂 na syna i z艂apa艂 go za bluz臋.
- G贸wniarz wr贸ci艂! Dawaj kas臋 cioto! - hukn膮艂 na niego w pijackim amoku a偶 Patryk poczu艂 nie艣wie偶y oddech sfermentowanego alkoholu. Musieli pi膰 ju偶 kilka dni. - Gdzie jest m贸j n贸偶? Dawaj mi m贸j n贸偶! To jego te偶 postrasz臋. - Pu艣ci艂 ch艂opaka i zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 po pokoju. Matka w ko艅cu wsta艂a od sto艂u przymilaj膮c si臋 do syna.
- Patryczku skarbie. - Zawsze mu s艂odzi艂a, gdy si臋 schla艂a. - Wr贸ci艂e艣 do nas synku? Wiesz, 偶e ci臋 kochamy, a ty zawsze nam przynosi艂e艣 pieni膮dze. Skarbie. - Chcia艂a go obj膮膰, ale on j膮 odepchn膮艂. Ba艂 si臋 cokolwiek powiedzie膰. Powie tylko s艂owo, a zaraz ojciec runie na niego ze z艂o艣ci膮 i nienawi艣ci膮. Ale musia艂 co艣 zrobi膰. Wszczyna burdy, grozi s膮siadom no偶em, robi si臋 coraz bardziej niebezpieczny. Mo偶e po prostu zadzwoni na policj臋, z艂o偶y zeznania; tylko, co to da? Nie zamkn膮 go przecie偶 na d艂ugo. Dadz膮 doz贸r, kuratora, czy cholera wie, co. Jemu to nie wystarcza艂o. Musia艂 mie膰 swoj膮 zemst臋. Chcia艂 mu odp艂aci膰. Ten gniew, kt贸ry wzbiera艂 w nim przez wszystkie lata chcia艂 ujrze膰 艣wiat艂o dzienne, wyj艣膰 i dopa艣膰 swojego oprawc臋. Ta maska na艂o偶ona wiele lat temu, oboj臋tno艣ci i pos艂usze艅stwa wreszcie zaczyna艂a p臋ka膰 na kawa艂ki, kt贸re ju偶 nigdy si臋 nie pozbieraj膮. Furia w nim wzbiera艂a, a krew z twarzy odp艂ywa艂a. Kostki na d艂oniach biela艂y od 艣ci艣ni臋tych palc贸w. Szcz臋ka mimowolnie chodzi艂a zaciskaj膮c z臋by. Oddycha艂 coraz szybciej przez nos. Czeka艂 na to. Czeka艂 na t膮 chwil臋 przez ca艂e swoje 偶ycie. Nic go ju偶 nie obchodzi艂o. Czy i jego zamkn膮, co z nim zrobi膮, nie wa偶ne. On tylko chcia艂 swojej zemsty.
- O, tu jest - powiedzia艂 ojciec bior膮c do r臋ki du偶y profesjonalny scyzoryk i skierowa艂 ostrze w stron臋 syna. - Czy ty te偶 wezwiesz psy, czy dasz troch臋 hajsu po dobroci? - Krzywy u艣miech zago艣ci艂 na jego twarzy nie spodziewaj膮c si臋 偶adnego ruchu ze strony syna.
- Zamknij si臋! - rykn膮艂 Patryk. - Zamknij w ko艅cu t膮 swoj膮 pijack膮 mord臋! Tyle lat. Tyle cholernych, parszywych lat mi rozkazywa艂e艣 i bi艂e艣. Teraz kolej na mnie.
- Co kurwa? Do mnie m贸wisz? - M臋偶czyzna si臋 zdenerwowa艂. M艂ody Biela艅ski rzuci艂 si臋 na niego z pi臋艣ciami, lecz ojciec by艂 silniejszy, nawet mimo swojego alkoholowego zamroczenia. Tego Patryk zawsze si臋 obawia艂. M臋偶czyzna z艂apa艂 jego r臋k臋 i machn膮艂 no偶em, kt贸rego na szcz臋艣cie ch艂opak zdo艂a艂 unikn膮膰. Us艂ysza艂 krzyk matki i jaki艣 be艂kot faceta, kt贸ry u nich go艣ci艂, ale 偶adne z nich si臋 nie ruszy艂o. I dobrze, to by艂a tylko ich sprawa. Matk膮 zajmie si臋 p贸藕niej. Niestety my艣l膮c o tych innych bod藕cach z zewn膮trz, nie zauwa偶y艂, 偶e ojciec zamachn膮艂 si臋 ca艂ym cia艂em i przewali艂 go na ziemi臋. Patryk szybko wsta艂 i napar艂 na niego. Szamotali si臋 troch臋, to Patryk wygrywa艂 i popycha艂 ojca na kredens, z kt贸rego posypa艂a si臋 zastawa, to on popycha艂 Patryka na telewizor, kt贸ry roztrzaska艂 si臋 o pod艂og臋. Wtedy m臋偶czyzna, z kt贸rym pili rodzice wtr膮ci艂 swoje trzy grosze:
- Mia艂em kupi膰 ten telewizor! - zapia艂. - To by艂 dobry telewizor! - Podszed艂 do Patryka od ty艂u i z艂apa艂 go za szyj臋 pewien, 偶e to przecie偶 jego wina. Ch艂opak zacharcza艂 zaskoczony tym chwytem. Z艂apa艂 si臋 jego r臋ki i widz膮c z przodu nacieraj膮cego na niego ojca podskoczy艂 i odbi艂 si臋 od jego wielkiego cielska nogami przewracaj膮c wszystkich na pod艂og臋. Obcy m臋偶czyzna polecia艂 na st贸艂 ze szk艂em i poharata艂 sobie plecy i r臋ce wyj膮c z b贸lu. Na szcz臋艣cie Patryk le偶a艂 na jego brzuchu, wi臋c jemu nic si臋 nie sta艂o. S艂ysza艂 krzyk i p艂acz matki oraz st臋k ojca gramol膮cego si臋 z ma艂ego stolika kawowego. Ten zd膮偶y艂 dopa艣膰 ch艂opaka i uderzy膰 pi臋艣ci膮 w twarz a偶 go rzuci艂o z powrotem na dywan.
- Ten kutas zniszczy艂 nam st贸艂! - krzykn膮艂 maj膮c na my艣li swojego towarzysza od picia. - To wszystko twoja wina! - zwr贸ci艂 si臋 do Patryka i zamachn膮艂 si臋 na niego nog膮 艂ami膮c mu lew膮 r臋k臋. Biela艅skiemu pociemnia艂o w oczach i zawy艂 g艂o艣no. Ojciec uderzy艂 go jeszcze kilka razy i zamachn膮艂 si臋 scyzorykiem, na szcz臋艣cie niezbyt precyzyjnie tn膮c mu tylko troch臋 rami臋.
Piszcza艂o mu w uszach. Gdzie艣 z oddali dochodzi艂y krzyki matki, kt贸ra pierwszy raz prosi艂a ojca, aby przesta艂 bi膰 syna. S艂ysza艂 te偶 zawodzenie m臋偶czyzny z poharatanymi plecami. Widzia艂 ojca jak przez mg艂臋, jak ten kopie go i bije po z艂amanym r臋ku i brzuchu. Jego twarz by艂a czerwona z w艣ciek艂o艣ci, a z ust toczy艂 pian臋. 呕y艂y na jego 艂ysej g艂owie by艂y bardziej widoczne ni偶 zwykle. Patryk zauwa偶y艂 偶yrandol wisz膮cy na suficie, ten z bursztynowymi kwiatkami, kt贸ry wybra艂a babcia. Naraz obraz zosta艂 przys艂oni臋ty jak膮艣 czerwon膮 p艂acht膮, kt贸ra sp艂ywa艂a mu na oko. Czy to by艂a krew? Nie umia艂 powiedzie膰 w tamtej chwili, ale chyba tak. Poczu艂 jej smak i przypomnia艂 mu si臋 zaczerwieniony ty艂ek Jakuba, ich k艂贸tnia. A potem ich wspania艂y seks, kt贸ry mieli kilka razy i przyjemny zapach po艣cieli, w kt贸rej wola艂 spa膰, kiedy m臋偶czyzna wyjecha艂 do Anglii. I jego g艂os, kiedy powiedzia艂 mu, 偶e mo偶e przenocowa膰. A potem przypomnia艂 sobie jego br膮zowe oczy, kiedy pierwszy raz spojrza艂 na niego. Wtedy, na mo艣cie. I przypomnia艂 sobie to uczucie, kt贸re go ogarnia艂o, kiedy sta艂 na barierce. Bezsilno艣ci, straty, ca艂kowitej pustki. A偶 w ko艅cu fonia wr贸ci艂a i czas wr贸ci艂 na swoje zwyk艂e tory, bo przypomnia艂 sobie, co popchn臋艂o go wtedy na ten most. Ta w艣ciek艂o艣膰 i bezsilno艣膰 kumulowana przez lata. Jak sta艂 nad grobem dziadka wiedz膮c, 偶e ju偶 nikt go nie uratuje. Jak znalaz艂 brata w ich pokoju z wbit膮 ig艂膮 w r臋k臋 i panikuj膮cych rodzic贸w, 偶eby tylko nikt nie zauwa偶y艂, 偶e to przez narkotyki. Jak zobaczy艂 si臋 w lustrze z podbitym okiem i krwi膮 lec膮ca z nosa, kt贸re to nie by艂y pierwszym razem, ale pierwszym, kt贸re zapami臋ta艂. Przeturla艂 si臋 na brzuch i ojciec nog膮 uderzy艂 w pod艂og臋. Patryk ostatkiem si艂 wsta艂 i rzuci艂 si臋 na niego g艂ow膮 do przodu, przez co ojciec wbi艂 mu n贸偶 w rami臋. Biela艅ski zawy艂 z b贸lu, ale nie stan膮艂. Powali艂 ojca do ty艂u a偶 ten wybi艂 g艂ow膮 szyb臋 w oknie, a szk艂o posypa艂o si臋 na podw贸rko. Na dole sta艂 Przemek zapatrzony otwartymi szeroko oczami na ca艂膮 t膮 scen臋. Zastanawia艂 si臋, co tam si臋 dzieje, bo s艂ysza艂 nieludzkie krzyki, ale ba艂 si臋 zareagowa膰. S膮siedzi zamkn臋li zamki na cztery spusty, ale teraz, gdy szyba narobi艂a huku, niekt贸rzy wyjrzeli przez swoje okna zobaczy膰, co si臋 wyprawia.
Ojciec Patryka le偶a艂 na parapecie z g艂ow膮 za oknem a on dusi艂 go sprawn膮 praw膮 r臋k膮 przyciskaj膮c 艂okie膰 do szyi, jednocze艣nie dostaj膮c uderzenia od ojca w g艂ow臋 i brzuch. N贸偶 wypad艂 z d艂oni i le偶a艂 gdzie艣 pod szafk膮. Matka bi艂a Patryka w plecy pi臋艣ciami 偶eby przesta艂 dusi膰 ojca. Us艂yszeli policyjny radiow贸z. Kto艣 jednak wezwa艂 psy.
- Patryk! - Przemek krzycza艂 z podw贸rka, ale widz膮c, 偶e kolega nie odpuszcza pop臋dzi艂 biegiem po schodach a偶 w ko艅cu odepchn膮艂 jego matk臋 i dopad艂 do niego. - Patryk! Psy id膮! Zostaw go, bo zabijesz.
- Chc臋 zabi膰 - wycedzi艂 przez z臋by s艂ysz膮c jak ojciec ca艂y czas charczy, robi si臋 czerwony, ale 偶yje.
- Nie chcesz! - W g艂osie Przemka s艂ycha膰 by艂o rozpacz. Jako g贸wniarze byli blisko, potem ich drogi si臋 rozesz艂y, bo Patryk by艂 tym m膮drzejszym, kt贸ry znalaz艂 prac臋 i jak膮艣 dziewczyn臋, ale Przemek widzia艂, 偶e teraz to on musi by膰 tym m膮drzejszym. - Nie chcesz go zabi膰! Nie warto i艣膰 za to do paki! - Odci膮ga艂 jego r臋ce, zd膮偶y膰 zanim wejd膮 psy. - Pomy艣l o tej swojej dziewczynie, nie zostawiaj jej. - Patryk si臋 zdziwi艂. O jakiej dziewczynie on m贸wi艂? Ach, o Tomku chyba, bo przecie偶 nikomu nie m贸wi艂, 偶e jest gejem. Ale Tomka ju偶 nie ma, teraz jest... Jakub. On te偶 go zostawi艂. Agata wylatuje do Anglii. Wszyscy go zostawiaj膮.
Co艣 nagle w nim p臋k艂o. U艣cisk zel偶a艂 a z oczu pop艂yn臋艂y 艂zy. Policja wbieg艂a na podw贸rko, gdzie od razu zosta艂a skierowana na w艂a艣ciwe pi臋tro przez uczynnych s膮siad贸w. Wbiegli z krzykiem do mieszkania i obezw艂adnili Przemka, Patryka i jego matk臋. Zaj臋li si臋 nieprzytomn膮 kobiet膮, j臋cz膮cym m臋偶czyzn膮 i 艂api膮cym oddech ojcem. Wezwali karetk臋, kt贸ra zabra艂a tamt膮 par臋, kobieta ju偶 si臋 ockn臋艂a, a druga przyjecha艂a po ojca Patryka. M艂ody Biela艅ski by艂 przytomny, wi臋c ratownicy pobie偶nie go opatrzyli i do szpitala zabra艂 go drugi radiow贸z, kt贸ry przyjecha艂 po kilkunastu minutach. Policjanci, kt贸rzy przybyli pierwsi, zostali, aby spisa膰 relacje 艣wiadk贸w. Na razie nikt nie mia艂 by膰 zatrzymany a偶 do wyja艣nienia sprawy.
Gdy na miejsce przyjechali Jakub z Piotrem, by艂o ju偶 kilka godzin po zaistnia艂ej akcji, policjanci byli w szpitalu przes艂ucha膰 osoby bior膮ce w tym udzia艂, a teraz wr贸cili, aby doprecyzowa膰 tok wydarze艅. Funkcjonariusze przedstawili si臋 i zacz臋li wypytywa膰 m臋偶czyzn, co wiedz膮 i co maj膮 wsp贸lnego z m艂odym Biela艅skim.
- Pa艅ski przyjaciel wda艂 si臋 w b贸jk臋 z w艂asnym ojcem, w艂a艣nie wyja艣niamy okoliczno艣ci zdarzenia.
- Co艣 mu si臋 sta艂o? Gdzie on jest? - Jakub czu艂, 偶e jego r臋ce dr偶膮, ale nie m贸g艂 da膰 po sobie pozna膰, jak bardzo si臋 martwi o ch艂opaka. Policjant przewertowa艂 notatnik poszukuj膮c wzmianki o obra偶eniach, kt贸re spisa艂 b臋d膮c w szpitalu.
- Z艂amanie ko艣ci promieniowej w lewym r臋ku, kilka p艂ytkich ran k艂utych ostrym narz臋dziem w tym jedna g艂臋boka w lewe rami臋, rozci臋ty 艂uk brwiowy, liczne si艅ce i krwiaki na twarzy oraz brzuchu od pobicia. Zaraz dowiem si臋, czy jeszcze jest w szpitalu czy ju偶 na komendzie. Mia艂 by膰 zatrzymany na dwadzie艣cia cztery godziny do wyja艣nienia sprawy i z艂o偶enia zezna艅. Potem spraw膮 zajmie si臋 S膮d.
Piotr widzia艂 jak Jakub zblad艂. Z艂apa艂 si臋 jedn膮 r臋k膮 za g艂ow臋 i bezg艂o艣nie powiedzia艂 "o m贸j bo偶e". Dwie s膮siadki patrzy艂y na nich z wy偶szo艣ci膮, bo to w ko艅cu pani Kiliszczak, mimo wcze艣niejszych gr贸藕b pana Biela艅skiego, zawiadomi艂a w ko艅cu policj臋 s艂ysz膮c jak demoluj膮 mieszkanie w czasie b贸jki. Nagle na klatce pojawi艂 si臋 m艂ody rudy ch艂opak z du偶ym nosem i piegami na ca艂ej twarzy.
- Widzia艂em niez艂膮 fur臋 przed... o. - Spojrza艂 na m臋偶czyzn i zdziwi艂 si臋 nieco. - A wy to kto? - Skrzywi艂 si臋 i za艂o偶y艂 r臋ce na piersi.
- Pan Przemys艂aw Rzadziejuk, w艂a艣nie mieli艣my do pana i艣膰. Nie podpisa艂 si臋 pan pod zeznaniami. - Policjant zwr贸ci艂 si臋 do ch艂opaka wr臋czaj膮c mu plik dokument贸w, a drugi z nich, kt贸ry przez chwil臋 rozmawia艂 przez kr贸tkofal贸wk臋, spojrza艂 na Jakuba.
- Ch艂opak jest ju偶 na Komendzie, mog膮 panowie jecha膰 za nami, my ju偶 tu ko艅czymy.
Wyrzykowski spojrza艂, 偶e po schowaniu dokument贸w, jeden z policjant贸w zamyka mieszkanie chyba nale偶膮ce do Patryka i ponownie przykleja ta艣my policyjne, kt贸re zawis艂y tam kilka godzin temu. Przemek prychn膮艂 w ich stron臋 nie doczekawszy si臋 odpowiedzi, a Jakub z Piotrem udali si臋 do samochodu na dole i pod膮偶yli za policyjnym wozem. Na miejscu Jakub upar艂 si臋, 偶e wp艂aci kaucj臋 za ch艂opaka 偶eby ten nie musia艂 siedzie膰 ca艂ej nocy w celi i to z takimi obra偶eniami, mimo 偶e on sam upar艂 si臋, 偶e woli sp臋dzi膰 noc w policyjnym areszcie ni偶 w tym samym szpitalu, co jego ojciec.
- To przecie偶 nie twoja wina. - Piotr zwr贸ci艂 si臋 do Jakuba, kiedy siedzieli w holu czekaj膮c a偶 za艂atwi膮 z Patrykiem papierkow膮 robot臋 i go wypuszcz膮. Dokumenty w tej sprawie zostan膮 przes艂ane do S膮du i prawdopodobnie b臋dzie os膮dzony o napa艣膰 w obronie w艂asnej, co b臋dzie skutkowa艂o zap艂aceniem grzywny i aresztem nawet do trzech miesi臋cy, ale policjanci dali im do zrozumienia, 偶e je艣li wynajm膮 adwokata i dobrze spraw臋 za艂atwi膮, to pewnie obejdzie si臋 bez wi臋zienia. Ju偶 nieraz byli wzywani do b贸jek w tym lokalu i to nie pierwszy raz, kiedy zosta艂y z艂o偶one skargi na pana Biela艅skiego. A do tego patrz膮c po obra偶eniach Patryka, S膮d bez problemu uzna brak jego winy w ca艂ym zaj艣ciu. - Mam znajomego prawnika, pogadam z nim w poniedzia艂ek z samego rana 偶eby bez problemowo za艂atwi膰 spraw臋.
- Dzi臋ki. - Jakubowi zasch艂o w gardle. Siedzia艂 na plastikowym krze艣le przygarbiony, ju偶 ca艂kiem trze藕wy. Obwinia艂 siebie za to zaj艣cie. Gdyby nie wyrzuci艂 Patryka z domu, ten nie poszed艂by do swojego mieszkania. Na pewno Jakub by go powstrzyma艂 i porozmawia艂, 偶e nie warto tam jecha膰. Ale nie by艂o go wtedy przy nim. Zawi贸d艂 go. Zacisn膮艂 powieki 偶eby tylko przegoni膰 艂zy. Nie m贸g艂 si臋 teraz rozklei膰. Nie w Komisariacie, nie przy Piotrze. Nie przy Patryku. Musia艂 by膰 teraz dla niego silny.
Drzwi si臋 w ko艅cu otworzy艂y i wy艂oni艂 si臋 zza nich Patryk w asy艣cie policjanta. Wygl膮da艂 偶a艂o艣nie z r臋k膮 w gipsie na temblaku. W zakrwawionej szarej koszulce i brudnych czarnych d偶insach. Praw膮 r臋k膮 艣ciska艂 r贸wnie偶 zakrwawion膮 bluz臋. Oczy mia艂 podkr膮偶one, 艂uk brwiowy 艣ci膮gni臋ty specjalnym plastrem. Rozci臋t膮 warg臋 i siniaka na policzku. W艂osy lekko poczochrane. Kiedy szed艂 do nich, wida膰 by艂o, 偶e kroki sprawiaj膮 mu troch臋 b贸lu. Podszed艂 bli偶ej, wszyscy trzej milczeli, nawet Piotrowi nie by艂o do 艣miechu, gdy zobaczy艂 ch艂opaka. Patrzy艂 na niego zatroskan膮 min膮, a Jakub... Wyrzykowski mia艂 ochot臋 si臋 rozp艂aka膰 i obj膮膰 go, ale nie m贸g艂 teraz i tutaj. Patryk patrzy艂 na nich z b贸lem w sercu, jednocze艣nie wyzuty ze wszystkich uczu膰. Po tym, jak Przemek odci膮gn膮艂 go od ojca - p艂aka艂, ale przesta艂, gdy tylko zjawi艂a si臋 policja. Od tamtej pory nie potrafi艂 wykrztusi膰 z siebie 偶adnej 艂zy, nawet, kiedy zobaczy艂 Jakuba, chocia偶 w g艂臋bi serca ucieszy艂 si臋 na jego widok.
- Chod藕 - powiedzia艂 mi臋kko Jakub. - Przejedziemy przez mieszkanie Piotra 偶eby zabra膰 twoje rzeczy i wr贸cisz do mnie. - By艂o to dla niego oczywiste, 偶e nie mo偶e go teraz zostawi膰 i s膮dzi艂, 偶e Patryk ucieszy si臋 z powrotu do jego mieszkania i b臋d膮 mogli na spokojnie porozmawia膰. Biela艅ski ju偶 chcia艂 powiedzie膰 "dobrze" albo po prostu przemilcze膰 i zgodzi膰 si臋 na wszystko, ale r贸wnie偶 ku jemu zdziwieniu, jego usta艂y powiedzia艂y co innego:
- Nie. - Piotr z Jakubem popatrzyli na niego zdziwieni, a on ich wymin膮艂 i wyszed艂 przed budynek nie chc膮c, aby kto艣 by艂 艣wiadkiem ich wymiany zda艅. M臋偶czy藕ni po chwili konsternacji wybiegli za nim na dw贸r.
- Jak to nie? - zapyta艂 w ko艅cu Jakub lekko zirytowany. To on si臋 zamartwia i przyje偶d偶a ratowa膰 mu ty艂ek a on m贸wi tylko "nie"?
- Mo偶emy podjecha膰 do Piotrka po rzeczy i pojad臋 do jakiego艣 hotelu. Pewnie wszelkie listy z s膮du przyjd膮 na tw贸j adres, bo to by艂 jedyny, kt贸ry mog艂em poda膰. - Patryk nie patrzy艂 mu w oczy, nie potrafi艂. Rozumia艂, 偶e Jakub przyjecha艂 tylko dlatego, 偶e jako艣 si臋 dowiedzia艂 o ca艂ym zaj艣ciu i chcia艂 mu pom贸c, ale przecie偶 mi臋dzy nimi ju偶 wszystko sko艅czone.
- O czym ty m贸wisz? Przecie偶 mo偶esz do mnie wr贸ci膰, nie wyrzuc臋 ci臋 teraz. - Z艂apa艂 go za rami臋 pr贸buj膮c zmusi膰 do swojej woli.
- Teraz, czyli z lito艣ci? Z lito艣ci przygarniesz mnie z powrotem jak zbitego psa? - Wyrzykowski zobaczy艂, 偶e jego niebieskie oczy zaczynaj膮 si臋 szkli膰. Ch艂opak by艂 z艂y i warcza艂. Powoli wraca艂y do niego jakie艣 uczucia. - Tak jak z lito艣ci wtedy zabra艂e艣 mnie z mostu? W dupie mam t膮 twoj膮 lito艣膰. Je艣li to ma by膰 jedyny pow贸d, lub jakie艣 twoje wyrzuty sumienia, to sobie je wsad藕 gdzie艣! Nie potrzebuj臋 tego! - Patryk pr贸bowa艂 mu si臋 wyrwa膰 i zamachn膮艂 si臋 na niego bluz膮 uderzaj膮c suwakiem w twarz, czym zadrapa艂 mu lekko policzek. - Mam w dupie was i ca艂膮 moj膮 rodzin臋! - Rozjuszy艂 si臋 bardziej, bola艂 go brzuch a serce 艂omota艂o w piersi; poczu艂 si臋 podobnie, jak wtedy, gdy zaatakowa艂 ojca. - B臋dziecie mogli w spokoju si臋 rucha膰, a ja znikn臋 wam z oczu. Nie potrzebuj臋 nikogo! - Krzycza艂 i miota艂 si臋. - Nikt nie potrzebuje mnie - doda艂 cicho i w ko艅cu pu艣ci艂y mu nerwy. Wybuchn膮艂 p艂aczem i z braku si艂 osun膮艂 si臋 na kolana ukrywaj膮c twarz w bluzie. Jakub dos艂ownie upad艂 przed nim i go obj膮艂 艂api膮c za g艂ow臋.
- Ja ci臋 potrzebuj臋 do cholery! Nie wa偶 si臋 my艣le膰, 偶e jest inaczej! Potrzebuj臋 ci臋, wr贸膰 do mnie. - Krzycza艂 i szepta艂 na zmian臋 i nie obchodzi艂o go czy kto艣 si臋 na nich gapi czy nie. By艂 艣rodek nocy a oni siedzieli na chodniku przed Komend膮. Zainteresowa艂o si臋 nimi dw贸ch policjant贸w, ale Piotr ich zby艂 wyja艣niaj膮c, 偶e to rodzinne dramaty i dopiero co ch艂opak bra艂 udzia艂 w b贸jce.
- Ale to gejowskie - mrukn膮艂 do siebie patrz膮c na nich i u艣miechaj膮c si臋 pod nosem. Zapali艂 papierosa i czeka艂 wiedz膮c, 偶e nie ma co si臋 wtr膮ca膰.
- Chod藕, pojedziemy do domu i tam porozmawiamy, okej? - Patryk w ko艅cu si臋 uspokoi艂 i Jakub m贸g艂 podnie艣膰 jego g艂ow臋 i spojrze膰 w zap艂akane oczy. Ch艂opak nic ju偶 nie m贸wi艂, tylko przytakn膮艂 i pozwoli艂 sobie pom贸c wsta膰. Zapakowali si臋 do samochodu Piotra i ruszyli do jego mieszkania. Patryk z Jakubem usadowili si臋 na tylnym siedzeniu i Biela艅ski opar艂 g艂ow臋 o jego rami臋 najpierw spogl膮daj膮c na mijane uliczne latarnie, a potem zasypiaj膮c. Wyrzykowski nie mia艂 serca go jeszcze budzi膰, wi臋c poprosi艂 Kernera, aby ten przyni贸s艂 rzeczy ch艂opaka i zaraz ponownie ruszyli, tym razem do celu. W mi臋dzyczasie napisa艂 smsa do Agaty, 偶e Patryk jest ju偶 z nim, ale troch臋 przeszed艂. Szczeg贸艂y poda rano, ale 偶eby si臋 ju偶 nie martwi艂a. Pod blokiem Jakuba obudzili Patryka i wszyscy trzej weszli do mieszkania. Wyrzykowski podtrzymuj膮c s艂aniaj膮cego si臋 Patryka na nogach a Piotr z jego rzeczami.
- Dzi臋ki - Wyrzykowski zwr贸ci艂 si臋 do Kernera, kiedy ju偶 znale藕li si臋 w mieszkaniu.
- Spoko, ciekawy wiecz贸r. - U艣miechn膮艂 si臋. - Jakby co, to wiesz, gdzie mnie szuka膰. I jakby艣cie chcieli kiedy艣 tr贸jk膮cik, to Patryk te偶 ju偶 wie, co lubi臋. - Pu艣ci艂 do nich oczko i wyszed艂 z mieszkania. Jakub otworzy艂 usta 偶eby co艣 powiedzie膰, ale spojrza艂 na Patryka, kt贸ry w艂a艣nie si臋 zarumieni艂, ale nadal wygl膮da艂 jak siedem nieszcz臋艣膰, wi臋c odpu艣ci艂. M贸g艂 si臋 domy艣le膰, 偶e tak si臋 sko艅czy przebywanie u Kernera, a poza tym on sam nie popisa艂 si臋 tego wieczoru daj膮c si臋 przelecie膰 jakiemu艣 obcemu kolesiowi w 艂azience. Zasznurowa艂 usta i podszed艂 do ch艂opaka.
- Pomog臋 ci si臋 rozebra膰. - Zdj膮艂 mu buty a potem przeszli do jego 艂azienki. Tam zdj膮艂 mu spodnie i zaplamion膮 bluzk臋. - Jak chcesz, poprosz臋 pani膮 Ew臋 偶eby spr贸bowa艂a to dopra膰, lub ona za艂atwi to w pralni.
- Do wyrzucenia - skwitowa艂 Patryk. - To by艂y stare ciuchy i b臋d膮 mi tylko... przypomina膰. - Jakub mu przytakn膮艂 i rzuci艂 ciuchy w k膮t. W mi臋dzyczasie nala艂 wody do wanny, a kiedy ta by艂a ju偶 pe艂na, pom贸g艂 mu wej艣膰 i usadowi膰 si臋 tak, 偶eby r臋k臋 w gipsie mia艂 na zewn膮trz. Na szcz臋艣cie gips obejmowa艂 tylko cz臋艣膰 od 艂okcia do d艂oni, wi臋c mia艂 mo偶liwo艣膰 zginania r臋ki. Biela艅ski odpr臋偶y艂 si臋 w gor膮cej wodzie. Poczu艂, 偶e tego by艂o mu trzeba, chocia偶 ba艂 si臋, 偶e zaraz za艣nie. Jakub przez chwil臋 my艣la艂, czy by do niego nie do艂膮czy膰, ale stwierdzi艂, 偶e ch艂opak potrzebuje chwili samotno艣ci. Jednak, gdy tylko chcia艂 wyj艣膰 z 艂azienki, ten z艂apa艂 go za d艂o艅. Stali tak przez chwil臋. Patryk g艂adzi艂 go po palcach nie patrz膮c w oczy, Jakub poddaj膮c si臋 pieszczocie zastanawiaj膮c si臋, co teraz b臋dzie z jego 偶yciem.