Rock penetrowany pędzlem 10
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 18 2017 06:28:32


SENJU
Kto przekracza Rubikon, ten jest dzielną Kaczką - poradnik, jak być porządnym partnerem

Moje męki chyba dobiegły końca, bo spotkałem się wreszcie z Royem. Zmienił mi lit (którego i tak nie brałem) na Depakine. Miałem nadzieję, że teraz coś drgnie, zwłaszcza waga. Po tym weekendzie z Kotem i Renem czułem się jak wieloryb. Bardziej mnie jednak wkurzało to, że zaczynałem myśleć jak moja siostra. To chore. Zawsze uważałem, że facetów to nie dotyczy.
Tak bardzo się myliłem.
Nie mogłem zaakceptować tego, jak zmieniało się moje ciało. Chciałem dobrze wyglądać. Nie byłem próżny, ale wiadomo, że lepiej być ładnym niż brzydkim. Dlatego zmianę leków przyjąłem z wielkim entuzjazmem.
Jednak nie było tak różowo. W pierwszym tygodniu miałem mdłości i chyba trochę puchłem. Potem nieco się unormowało, ale miałem wilczy apetyt. Jadłem z tobą białkowe obiadki, bo mówiłeś, że proteiny tłumią głód.
Nie wiedziałem, czy tłumiły. Wiedziałem tylko, że każdy lek miał jakieś skutki uboczne. Miałem wrażenie, że było jeszcze gorzej, ale Roy powiedział, że powinienem dać sobie czas. Wszystko zaczęło mnie powoli przerastać i nie chodziło wcale o to, że byłem facetem sławnego gitarzysty.
I nie o to, że po weekendzie w górach czułem się okropnie.
Nie o to, że miałem wyrzuty sumienia i strasznie się męczyłem.
Również nie o brak prywatności, nie o głupie komentarze i nie o uczucie zazdrości. To wszystko nic.
Czułem się gorszy. Chory. Zaburzony.
Inny.
Bałem się, że nigdy nie będę normalny. Czytałem trochę fora dla chadowców i zawsze miałem łzy w oczach.
Cholera.
Czułem z nimi jakąś dziwną więź - z tymi anonimowymi ludźmi, którzy tam pisali. Byłem jak oni. Ash już wcześniej mówił, że powinienem spróbować, ale nie miałem na to czasu.
Teraz też nie miałem, bo przygotowywałem się do wystawy. Poza tym musiałem przecież pracować, nie mogłem zawieść swojego szefa-fetyszysty. Od czasu do czasu podczas przerwy obiadowej paliłem z Furim trawkę. Zawsze był taki radosny i gadatliwy, choć czasem jego obecność była męcząca. Oczywiście powiedział, że chce mi pomóc z wystawą, a mój zboczony szef nie miał nic przeciwko. Nic dziwnego.
A któregoś dnia prawie padłem z wrażenia, bo domyśliłem się, że Furi przyszedł do pracy z jajkiem w tyłku. Pewnie Toru mu kazał.
Bezczelne zboki.
Oczywiście musiałem się dokształcić w tej dziedzinie i poczytałem trochę o pet play, a wtedy przypomniała mi się orgia u Yukiego. Ogonki, kotki i kaczuszki.
I Kot.
I Ren.
I wyrzuty sumienia, dziwne myśli i sny. Unikałem tego tematu, choć Ash lubił drążyć, ale czułem, że kiedyś wybuchnę. Miałem tylko nadzieję, że Kot mnie nie znienawidzi.

Też czasem wkładałem wibrujące jajko, ale nie do pracy, tylko podczas spotkań u Yukiego. Nie uprawialiśmy seksu. Czasem nas macaliście, ale nikt nie chciał mnie bzykać. Emil popłynął tylko raz, potem już był grzeczny. Pewnie za tę chwilę słabości dostał niezłą karę. Ja bym nie chciał.
Nawet ty przestałeś być napalonym zbokiem i skupiałeś się na technice, nie macaniu. Yuki pewnie był z ciebie dumny, a ja zawsze się nakręcałem. Nawet przypadkowy i mało zmysłowy dotyk przyprawiał o dreszcze. Yuki drażnił, podniecał i pobudzał, ale nie bzykał.
Szkoda.
Może nas nie chcieli.
Już nie rzucaliśmy się na siebie po powrocie do mieszkania. Seks był spokojny i zmysłowy, ale nieco wyuzdany. Rozbierałeś mnie powoli, a potem pchałeś na łóżko i związywałeś mi ręce.
Nie tylko ręce.
Czasem leżałem rozkraczony, przywiązany do łóżka, a ty wkładałeś mi w tyłek różne przedmioty i kazałeś zgadywać, co to.
Przy ogórku wymiękłem. Byłem tak zmieszany, że nie wiedziałem, jak reagować. Znowu myślałem wtedy o bananach i winogronach, które były pomysłem Kota.
I znowu czułem dziwny, irracjonalny lęk.
Na szczęście było coś lepszego - kutas w dupie. Twardy, mokry i gruby. Poruszał się, rozpychał i sprawiał, że zapominałem o bożym świecie. To dopiero była terapia.
- Mam nadzieję, że Ash ci takiej nie zaproponuje - powiedziałeś potem, gdy paliliśmy na balkonie. - Ja mogę być twoim lekarzem, ale musisz włożyć gorset.
- Też mógłbyś włożyć. Pamiętasz pończochy?
- Możemy pobawić się w doktora - zignorowałeś moje pytanie. - Będę ci na przykład wkładać różne rurki do penisa.
- To pomysł Emila?
- Nie, Emil wolałby pięść.
- Dobra, wystarczy, bo się zrzygam.
- Och, moja waniliowa Kaczuszko.
- Spierdalaj, co? - wyszczerzyłem się i zgasiłem papierosa. - Serio, w życiu nie pozwolę sobie włożyć pięści w tyłek.
- Nigdy nie mów nigdy. Znasz to, nie?
- To ja włożę tobie.
- Nie, dziękuję.
- Myślisz, że Emil naprawdę lubi ból?
- Czy to jest pytanie retoryczne? Bo to chyba oczywiste? - powiedziałeś, gdy wróciliśmy do pokoju.
- Ale taki ból, co boli? Podnieca go, jak boli?
- Myślałem, że swój swego zawsze zrozumie. - Objąłeś mnie w pasie, ale fuknąłem.
- Myślę, że nie uda ci się mnie sprowokować - powiedziałem i pocałowałem cię mocno w szyję.
- Szkoda.
- Idiota.
- Też cię kocham.
- Będziesz miał malinkę na szyi.
To były spokojne, leniwe, ciche wieczory. Było coraz cieplej, wszystko zieleniło się i zaczynało kwitnąć.
Chyba byłem szczęśliwy. Po prostu.
Czasami.

Yuki naprawdę był w porządku. Podziwiałem ich relację, zachwycałem się tym, jak skupiał się na Emilu i dbał o niego. Jak trzeba, był twardym, władczym dominem, a potem całował mu stopy i robił rimming. My byliśmy bardziej żywiołowi i nie aż tak artystyczni. Lubiłem seks i zawsze mi się chciało, ale jak już wspominałem, nikt mnie nie bzykał. Nawet ty, choć widziałem tę WYPUKŁOŚĆ w spodniach.
- Nie za mocno? - spytał Yuki, macając liny na moich przedramionach.
- Nie.
- Jak poczujesz, że ci drętwieją, daj znać.
- Okej.
- Emi, widziałem. - Uśmiechnął się, a chłopak drgnął.
- Co widziałeś? - zmieszał się, a potem zerknął na mnie.
- Jak patrzysz na Senju.
- Wcale nie - szepnął, a Yuki uśmiechnął się szerzej.
- Oczywiście. Stój spokojnie - rozkazał, dając mu klapsa. - Nie boli cię?
- Nie.
- Jak zacznie, daj znać.
- Wiem. - Emil spojrzał Yukiemu w oczy, a ja dostałem dreszczy.
Wzrok miał delikatny i pełen zaufania. Naprawdę zaczynałem im zazdrościć.
- Kaczu, tak dobrze?
- Tak - wysapałem, gdy skończyłeś związywać mi ręce.
- Teraz podnieś, przywiążę je do haka na suficie.

Nie było mi zbyt wygodnie, ale za to znowu mogłem się jarać. Przyglądałem się temu, co Yuki robił Emilowi, i aż było mi przykro, że nie będzie bzykania. Ty mocowałeś się z liną i hakiem, a ja grzecznie czekałem. Robiłeś potem artystyczne zdjęcia (zawsze byłem w bokserkach), a ja podniecałem się jak dureń. To normalne, prawda? Nie da się nie podniecić w takiej sytuacji.
Nareszcie zacząłem też zbierać zdjęcia do albumu. Mieliśmy ich dużo, ale wybierałem tylko te najładniejsze. No i doszedłem do wniosku, że też chciałbym cię związać.
Kiedyś.
Na razie udawałem grzeczną, uległą Kaczuszkę.
Ja pierdolę.
Węzły drażniły, pobudzały i trochę denerwowały.
- Wygodnie ci?
- Nie - mruknąłem, czując, jak lina wrzyna się w tyłek.
- Przykro mi - szepnąłeś, a potem pocałowałeś w szyję. - Jesteś rozpalony.
- Co ty nie powiesz.
- Kaien, mam fajną szpicrutę, chcesz wypróbować? - spytał Yuki, zerkając na mnie.
- Nie - sapnąłem, ale klepnąłeś mnie w pośladek.
- Czemu nie?
- Kaien, nie. Wiesz, że nie lubię. - Jęknąłem, a Yuki wybuchnął śmiechem.
- Nie wiesz, co dobre. To świetna szpicruta, a jak się jej używa w rozwagą, to nie boli tak bardzo. - Mrugnął do mnie, a ja poczułem pulsowanie w skroniach.
- Nie.
- Tylko trochę, Kaczuś - szepnąłeś i zacząłeś lizać mnie w ucho. - Odrobinę. Dla zabawy.
- Kaien.
- Proszę - wyszeptałeś, ugniatając mój pośladek. - Będę delikatny.
- Nie sądziłem, że... - Przymknąłem powieki i przechyliłem głowę, bo zacząłeś całować mnie w szyję - Przestań. Proszę - szepnąłem, gdy Yuki podał ci szpicrutę.
- Przestanę, jeśli użyjesz hasła.
- Jakiego hasła?
- Naszego.
- Karminowego nieba po zachodzie słońca? - Westchnąłem, bo dotknąłeś szpicrutą mojego uda.
- Nie. Tryskającego fiucika.
- Fajne macie hasła - wtrącił Yuki, robiąc Emilowi warkocza.
- No, wszystko mamy fajne - powiedziałeś i dalej pobudzałeś mnie szpicrutą.
Emil spuścił głowę, a Yuki wplótł mu linę w warkocz i pociągnął do góry. Dobrze, że ja miałem krótsze włosy niż Emil.
- To jak? Mogę cię wychłostać? - zamruczałeś, kładąc mi dłoń na kroczu.
- Lepiej nie - szepnąłem, patrząc ci prosto w oczy. - Serio, Kaien. Nie chcę.
- Szkoda - westchnąłeś i klepnąłeś mnie lekko w pośladek. - Chyba jesteś podniecony.
- Podniecony? - wtrącił Yuki. - Raczej twardy jak głaz. - Zerknął na moje krocze i zaczął się szczerzyć.
Lubił się czasem ponabijać, skurwiel.
- Dobra, rozumiem - powiedziałeś, pieszcząc szpicrutą moje pośladki, co drażniło mnie jak cholera.
Trochę chciałem, ale bardziej nie chciałem. Wolałem teraz dobre trzepanie, ale nikt się mną nie zajął.
A potem prawie pisnąłem z zaskoczenia, bo zupełnie zapomniałem o jajku. Włączyłeś je tak nagle, że zmieszałem się i zacząłem szarpać.
- Stój spokojnie, słońce.
- Kurczę, Kaien - wysapałem, a potem spojrzałem na Yukiego.
Dobrze się bawił, na bank.
- Chyba masz tu mokro - powiedziałeś, znowu macając mnie po kroczu. - Zobacz.
- Spadaj.
- Naprawdę.
- Może dojdzie bez stymulacji? - spytał Yuki, a ty wyłączyłeś jajko.
- Może.
- Nie - powiedziałem i znowu się szarpnąłem. - Cholera, przestańcie.
- Przestaniemy, jak użyjesz hasła - zamruczałeś, masując moje sutki.
- Szkoda, że Kaczuszka nie lubi tego. - Yuki wziął te okropne, połączone łańcuszkiem klamerki i założył je Emilowi.
Potem pogładził go po włosach i cmoknął w czubek głowy.
- Jak się czujesz? - spytał, a Emil lekko drgnął.
- Dobrze.
- Cieszę się, pączku.
- Senju, też chcesz?
- Nie.
- To jak ma cię rozpieszczać? - spytał Yuki, a ja zmarszczyłem brwi.
- Ból nie jest rozpieszczaniem.
- Emil, co ty na to?
- To nie to sa... Cholera, Kaien! - syknąłem, bo znów włączyłeś jajko.
- No przecież cię rozpieszczam. Masochisto - dodałeś ciszej, liżąc mnie w ucho.
- Nie wkurzaj mnie - wysapałem, kręcąc dupą. - Kurwa mać.
- Kaien, idziesz zapalić?
- No.
- Nie! Wyłącz to, do cholery - powiedziałem, patrząc ci w oczy. - Cholera, to wibruje jeszcze mocniej. Wyłącz to.
- Potem. - Pocałowałeś mnie w policzek i wziąłeś fajki.
- Znowu to robisz.
- Co robię?
- Zostawiasz mnie tak... kurwa - syknąłem i zamknąłem oczy.

Było mi dobrze, ale chciałem dojść. Dalej nikt mnie nie bzykał. Znowu poszliście z Yukim zapalić, zostawiając mnie z Emilem. Przestałem się szarpać, ale nie jęczeć. Emil pomrukiwał i sapał, ale nie wiedziałem, dlaczego. Wierciłem się trochę, bo ręce mnie już zaczęły boleć, ale nie wyłączyłeś jajka. Byłem jednak pewien, że sprawdzałeś co chwila, czy wszystko gra. Mogło się wydawać, że nas olewaliście, ale wiedziałem, że to nie tak.
Liny tak mocno, cholernie drażniąco wrzynały się w bokserki, a ja sapałem i poruszałem biodrami. Zauważyłem, że Emil przechylił lekko głowę i zaczął się uśmiechać, co mnie rozwścieczyło jeszcze bardziej. Serio bałem się, że dojdę.
- Wszystko w porządku? - spytałeś, wracając do pokoju.
- Spierdalaj i wyłącz to.
- A po co? Zobacz, jaki jest twardy - powiedziałeś, znowu kładąc mi dłoń na kroczu.
Yuki poluzował Emilowi warkocz, a potem złapał go za kark i mocno, trochę brutalnie pocałował w usta. Zatkało mnie na chwilę, a ty wyłączyłeś jajko, nie przestając mnie macać.
- Tak lepiej?
- Tak - sapnąłem, czując, jak masujesz mnie kciukiem przez bokserki.
- Obiecuję, że jak wrócimy do domu, to zrobię wszystko, na co będziesz miał ochotę - szepnąłeś, całując mnie po szyi.
- Chcę cię wyruchać.
- Na pewno?
- Tak.
- No nie wiem.
- Kaien, ty...
Nie dokończyłem, bo znowu włączyłeś jajko. Nie wiem, co Yuki robił Emilowi, ale ten chyba doszedł.
Ja też. Nawet nie zdjąłeś mi bokserek. Nie mogłeś, bo wszędzie miałem liny. Wierciłem się, kręciłem biodrami, ocierałem o twoje udo (boże, jaki wstyd...), sapałem jak opętany, a ty szczerzyłeś się i nic nie robiłeś. Miałem już w dupie, co sobie o mnie pomyślą. Zastękałem i zacisnąłem mocno powieki, a chwilę później trysnąłem. W bokserkach.
Ja pierdolę.
Pierdolę.

Paliliśmy potem na balkonie, Emil wspominał coś o fajnej imprezie, ale to nie były moje klimaty. Za to Kot pewnie będzie zachwycony. Nie miałem tylko pojęcia, jak to rozegrają, bo przecież chodziło o ich prywatność i nawet bezpieczeństwo. My byliśmy ostrożni.
Chyba.
Bo obrabianie pały na balkonie raczej nie było rozsądne.

Chris prawie się nie odzywał, pewnie był zajęty Ablem. Odezwał się za to Kyu. Już chciałem go opieprzyć, że o mnie zapomniał, ale udobruchał mnie szybko. Zaprosił mnie do siebie, więc myślałem, że pogadam z Mai (lubiłem ją, podobnie jak Biancę), ale myliłem się.
- Pojechała z siostrą na koncert - powiedział, nalewając mi wódki. - Na pewno możesz pić?
- Na pewno - skłamałem. - Czemu nie pojechałeś z nimi?
- Nie moje klimaty. Dobra, gadaj, co u ciebie.
Gadałem. Dużo i bez sensu. O lekach, o górach (wygadałem się po pijaku), o bickach, o Kocie, potem o pracy i tak dalej, a Kyu tylko słuchał. Zawsze był fajny, za to właśnie go kochałem. Potem schlałem się tak, że chciałem dzwonić do Mai. Obaj się schlaliśmy. Nie pamiętam, kiedy wróciła, ale chyba była rozbawiona. Dzięki bogu, że nie wkurzona. Rzygałem w kiblu, a potem... przyjechałeś ty.
- Kyu do ciebie dzwonił? - spytałem, przepłukując twarz wodą.
Mdliło mnie jak diabli.
- Nie, Mai - uśmiechnąłeś się, a ja westchnąłem. - Nie wiesz nawet, gdzie twój kumpel?
- Nie wiem. Gdzie?
- Śpi na podłodze. Chyba nieźle się bawiliście.
- Nieźle - wysapałem.
- Jestem wkurwiony.
- A nie wyglądasz. - Zaśmiałem się krzywo, bo znów mnie zemdliło.
- Kurwa, Kaczka, nie mieszaj wódy z lekami. Wracamy do domu.
- Przepraszam, tak wyszło. Więcej nie będę.
- Kłamiesz.
- Boże, Kaien, czy ty zawsze musisz... - Nie dokończyłem, bo znowu rzygnąłem.
Kurwa mać.

* * * * *

Rano miałem gigantycznego kaca, ale musiałem iść do pracy. Nie zjadłem śniadania, wypiłem tylko mocną kawę i prochy od bólu głowy. Toru jak zwykle był wyrozumiały, a ja nie mogłem go nie podziwiać, nawet jeśli miał te swoje fetysze. Kto nie miał? Nie powinno mnie to w ogóle obchodzić. Też lubiłem od czasu do czasu wbijać się w skórzane gorsety.
O właśnie.
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj zdychałem. Prawie tak samo, jak wtedy w górach. Nie chlałem nawet tak dużo, więc na bank chodziło o mieszanie leków z alkoholem. Obiecałem sobie, że nie będę przesadzać, ale widocznie Kyu też się nie znał. Chris mnie zawsze kontrolował. Ren kontrolował Kota. Kyu nie kontrolował nikogo. Nigdy. Może był nieodpowiedzialny, ale przynajmniej zawsze mogłem na niego liczyć.
Jasne.
Nie pytałeś więcej o leki, więc odetchnąłem z ulgą. Ale w sumie teraz nie miałem nic do ukrycia, bo łykałem Depakine i czekałem na efekty. Czekałem. Czekałem.
Czekałem.
Włosy mi trochę urosły (te na głowie), jednak były dużo bardziej delikatne niż kiedyś. To Saya mnie zawsze motywowała i powtarzała, że lepiej mi w dłuższych. Ja nigdy nie wiedziałem, jak chcę wyglądać. Nie skupiałem się na tym. Nie miałem własnego stylu, nosiłem to, co mi się podobało i było wygodne (lateks i stringi się nie liczą, bo to twoja wina). To ty miałeś wyczucie stylu, nawet w zwykłej koszulce i dżinsach wyglądałeś jak ciacho. Dlatego teraz czułem się dziwnie. Sam nie wiedziałem, kiedy zacząłem się skupiać na wyglądzie. Może po tym, jak zacząłeś ćwiczyć na siłowni? Po kilku sesjach zdjęciowych? Może wtedy, gdy zrozumiałem, że jesteś ode mnie lepszy pod każdym względem?
Też chciałem dobrze wyglądać, ale na razie skupiałem się głównie na marudzeniu. Kilogramy nie znikały, włosy trochę wypadały. Od czasu do czasu miałem drgawki, ale Roy mówił, że to nic poważnego. Miewałem też doły, ale stosowałem wtedy metodę "twardego kutasa".
Zawsze działała.
Prawie.

Nie pomagało tylko to, że Kot znowu robił aluzje. Wiedziałem, że tak będzie. Chciał to powtórzyć.
Ja nie chciałem. Obaj nie chcieliśmy i obaj wiedzieliśmy, że chodziło o Rena. Tak przynajmniej myślałeś ty. W moim wypadku chodziło też trochę o Kota. Gdyby nie Ren, mógłbym się zgodzić na trójkąt, kiedyś przecież było fajnie.
No właśnie - kiedyś. Myślałem, że mam to już za sobą. Wydawało mi się, że może być tak, jak dawniej. Też nie byłeś święty, ale mieliśmy do tego nie wracać. To ukłucie zazdrości dało mi jednak do myślenia. Nie chciałem być hipokrytą, więc nie mogłem niczego wymagać. Już od dłuższego czasu chciałem o tym pogadać, ale nie potrafiłem się ogarnąć. Nie umiałem zacząć. Nie wiedziałem, jak. Bałem się, że się obrazisz. Że będziesz chciał Kota. Że uznasz, że jestem przewrażliwiony.

Kiedyś było odwrotnie. To ty unikałeś Rena i nie chciałeś o tym rozmawiać. Potem, pewnie przez Kota, napaliłem się na waszą "przyjaźń". I wtedy mnie poniosło. Może próbowałem sobie wmówić, że da się zapomnieć. Naprawdę myślałem, że lubiłeś te spotkania. Ja lubiłem, ale zawsze czułem się spięty. Mimo to wiele rzeczy mi się podobało. To, co robiłem z Renem. I z Kotem. To, co robiliśmy wspólnie. To, co oni ze mną robili.
Boże, lubiłem wszystko. Ale gdy o tym myślałem, dochodziłem do wniosku, że to jest złe. Czułem się winny. Chciałem też pogadać o tym z Ashem, ale nie wiedziałem, jak zacząć. Zwykle nie opowiadałem mu o orgiach, czasem tylko coś tam wspominałem, ale bez szczegółów. Chodziło wtedy głównie o stosunki między mną, Kotem i Renem. Ale teraz czułem, że muszę. Wiele razy miałem wrażenie, że to mnie przerasta. Że nie potrafię odnaleźć się w tej sytuacji. Że już zawsze będę oceniany. Że...
Że, że, że.
Myślałem, że już jest dobrze.

Czułem się rozdarty. Z jednej strony - chciałem. Lubiłem, uwielbiałem. Z drugiej - czułem, że to jest złe. Złe i nieprawidłowe. Jestem wstrętnym chujem, który cię krzywdzi. Skoro mnie ruszały twoje macanki z Kotem, to ty też musiałeś czuć się źle. Może za dużo myślałem, ale ten sen nie dawał mi spokoju. Dlatego zacząłem rozmowę z Ashem. Dlatego postanowiłem, że chcę być dobrym, szczerym partnerem, któremu możesz ufać.
Rozmowa była trochę trudna. Czerwieniłem się, wstydziłem i ogólnie byłem sztywny i spięty. Wiem, dziwne. W skroniach tętniło, policzki płonęły, a Ash lustrował mnie wzrokiem. Nie oceniał. Słuchał i czekał, a potem zadawał pytania. Był dobrym specjalistą. Zawsze bezstronny, nie dawał gotowych rozwiązań, tylko zmuszał do myślenia. Uwielbiałem go. Podziwiałem i zachwycałem się nim.
Naprawdę.
Czułem się głupio, opowiadając o tobie i Renie, nawet jeśli to było bez szczegółów, ale właśnie wtedy mnie olśniło. Gdy spytał, co tak naprawdę czuję, nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Jak już mówiłem, z jednej strony bardzo chciałem. Uwielbiałem Kota, lubiłem seks z Renem, kochałem wasze droczenie się i to, jak się później na siebie rzucaliście.
Ale miałem też okropne wyrzuty sumienia. Ash sugerował, że powinienem porozmawiać z Renem, żeby zrozumieć, że nic już nas nie łączy.
Że powinienem porozmawiać z tobą. I z Kotem.
Ale ja wiedziałem, że nasze stosunki nigdy nie będą normalne. Nie mogliśmy się zgrać. Było między nami zbyt wiele niedomówień, spięć i złośliwości. Nie warto się starać, bo nigdy się nam nie uda. Tak bardzo chciałem, żebyś zaakceptował Rena, że chyba zapomniałem o tym, że jesteś tylko człowiekiem. Też masz obawy, lęki i emocje. Udajesz twardziela, ale w głębi duszy jest ci przykro.
Mnie było, nawet jeśli chodziło tylko o twoje macanki z Kotem. Wtedy zrozumiałem, że tak być nie może. Ash od dawna pytał o moje uczucia do Rena, ale zawsze powtarzałem, że ich nie mam.
Miałem.
Pociągał mnie. Tylko tyle i aż tyle. Za każdym razem, gdy mnie dotykał, wiedziałem, że tylko on tak potrafi. Byłem banalny i przewidywalny. Rozpływałem się, gdy mnie szmacili z Kotem albo z Yukim. Wtedy nie myślałem, że to złe.
Ale radość trwała krótko. Być może te spotkania u Yukiego też dały mi trochę do myślenia. Z nim i z Emilem nie uprawialiśmy seksu, może dlatego czułem się swobodnie. Nie spinałem się tak, jak w obecności Rena. W ogóle byłem mocno rozchwiany i niestabilny, jeśli chodziło o Pana Idealnego. Nie wiedziałem, skąd się to bierze. Chciałem i nie chciałem. Bałem się i ulegałem. Nie mogłem się zdecydować i to mnie wnerwiało jak cholera. Dlatego postanowiłem, że spróbuję się odciąć.
Dam radę.

Ze spotkania wróciłem zmotywowany i szczęśliwy. Wiedziałem, że to właściwa decyzja. Chciałem być normalny i mieć normalny związek. Trudno mi było uwierzyć, że Kot nie miał z tym problemu. Ty miałeś. Trochę. Znałem cię zbyt dobrze. Dlatego sam musiałem zacząć rozmowę, choć wiedziałem, że będziesz zaprzeczać. Nigdy się nie przyznasz, że to cię boli. Ash pewnie myślał, że jesteśmy patologią. Ja zdradzam cię z Renem, ty mnie z Kotem, a potem Kot Rena ze mną. Brzmi strasznie, wiem. Nie mam pojęcia, dlaczego zaklinałem rzeczywistość, ale dość tego. Poddaję się.
Nie wiedziałem, jak to rozegram z Kotem, ale jednego byłem pewien - musiałem się odciąć od Rena. Dla siebie i dla ciebie. To była trudna decyzja, bo już mówiłem, że bardzo lubiłem nasze spotkania. Wciąż miałem nadzieję, że może się uda, ale rozum mi podpowiadał, że jednak nie.
Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka.
Zawsze chodziło o Rena. Byłem zły na siebie za to, że kiedyś uległem. Że dałem się ponieść i nie myślałem. Że byłem niedojrzałym gnojkiem. Że sprawiłem ci przykrość. Że nie mogłem z nim zerwać. Że ciągle śliniłem się na jego widok, choć nic do niego nie czułem. Że miałem te dziwne sny.
Był okropny. Wielki zły Ren, którego chcieli wszyscy. Oprócz Chloe. Aż zacząłem ją trochę lubić.
Troszeczkę.

Ale stchórzyłem i nic ci nie powiedziałem. Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. Wierciłem się, wzdychałem, tuliłem do ciebie, potem do Pierdzioszka, ale sen nie przychodził. Miałem teraz dużo na głowie. Przygotowania do wystawy były stresujące, choć ciekawe. Intrygował mnie też Furi i jego relacja z moim szefem-zbokiem.
Potem kilka koncertów, wywiadów, sesji zdjęciowych i impreza. Martwiłem się o Sayę, bo miałem wrażenie, że miłość do Matta ją nieco zaślepiła. Poza tym moja matka w ogóle się nie odzywała. Tata czasem coś pisał, ale matka nic. Może się fochnęła, to by było do niej podobne. Od miesiąca niczego nie namalowałem.
No i w maju miałem jechać z tobą na konferencję. Kolejne przemówienie, przygotowania i stres, który udzielał się również mnie. Bałem się, że będą zadawać pytania.
No i twoje urodziny. Tym razem niczego nie spieprzę.
Ale dalej nie mogłem zacząć tej rozmowy o Renie. Bałem się.

* * * * *

Gdy Reira napisała, że wpadnie wieczorem i mnie zadziwi, myślałem, że chodzi o ślub. Przecież byli zaręczeni, kochali się i tworzyli świetną parę, więc to było tylko kwestią czasu.
Ale zszokowała mnie tak, że musiałem zbierać szczękę z podłogi. Po pierwsze, piła mało i tylko wino. Po drugie, nie paliła. W ogóle. Po trzecie, powiedziała, że też chce zorganizować wystawę.
- Pomożesz mi, prawda? Chciałabym pogadać z Toru.
- Jasne, myślę, że się zgodzi, bo on lubi takie prace.
- Jest zboczony?
- No, jak ty i twoje prace, może nawet bardziej.
- A gdzie twoja żonka? - spytała, gdy wziąłem fajki i już miałem iść z Darenem zapalić.
- Na siłowni.
- Aha, to stąd ta sekśi dupa i bicki? Rozumiem. Kiedy wróci?
- Pewnie za godzinę.
- Słabo ci idzie rzucanie palenia, co? - spytała, gdy mrugnąłem do Darena.
- Tobie za to idzie świetnie, co?
- Nie mam wyboru. - Westchnęła. - Ale to żadne poświęcenie, więc w sumie nawet fajnie. Dobra, to... nie wiem, Daren, teraz? - Spojrzała na swojego faceta, a on chrząknął.
- Tak.
- O co chodzi? - spytałem, patrząc to na nią, to na niego.
- Jestem w ciąży - powiedziała i uśmiechnęła się tak, że mnie zatkało.
- To chyba... fajnie - mruknąłem. - Gratulacje, będziesz świetną mamusią. - Zaśmiałem się, a ona wywróciła oczami.
- Nie planowaliśmy tego.
- Więc to wpadka - wyszczerzyłem się, a Reira rzuciła we mnie zapalniczką.
- To pewnie było wtedy, jak miałam sraczkę i tabletka nie zdążyła się wchłonąć.
- Jak zawsze bezpośrednia.
- No co? Tak było.
- Możecie to jeszcze odkręcić.
- Nie. Jesteśmy zbyt zajebiści, żeby przerywać ciążę.
- Nie wątpię - zaśmiałem się, a Daren znowu chrząknął.
- Idziesz zapalić? - spytał, a ja od razu wstałem.
- Dobra, mamuś, zaraz wracamy - powiedziałem, a Reira pokazała mi faka. - A tak w ogóle, to nic nie widać - dodałem, patrząc na jej brzuch.
- Bo to tylko piąty tydzień. Nikt jeszcze nie wie. Też nas to zszokowało, ale postanowiliśmy, że urodzę tego ślicznego gówniaka. Na bank będzie śliczny. Po tatusiu.
- A jak nie?
- To po mamusi. Będę miała takie fajne, nabrzmiałe cycochy. Cieszysz się, skarbie? - zwróciła się do Darena, a on tylko westchnął.
- Dobra, mamuś, to spadamy.
- Spadajcie - powiedziała i rozwaliła się na kanapie z winem.

* * * * *

- Jestem przerażony.
- Nie wątpię.
- I podekscytowany.
- Nie wątpię.
- Nosi mnie. Aż nie wiem, co o tym myśleć. - Daren zapalił trzeciego papierosa. - Powiedziała, że nie chce usuwać. Ja w sumie też nie chcę, ale nie planowaliśmy jeszcze dzieci. Znaczy, w przyszłości, owszem, ale... Cholera.
- Panikujesz - powiedziałem i zacząłem się szczerzyć, ale Daren zgromił mnie wzrokiem.
- Nie pomagasz.
- Wiem, wybacz. Po prostu też jestem zaskoczony.
- Zawsze się zabezpieczaliśmy.
- Sraczka - straszna rzecz.
- Pierdol się, co? - syknął, ale chwilę później też zaczął rechotać. - Kurwa, Senju, będę ojcem.
- Gratuluję.
- To nie może się dziać naprawdę. Po prostu nie może.
- Może. Twój plemniczek zapłodnił jej komórkę jajową, i tak oto...
- Zamknij się, chuju. - Znowu zaczął się śmiać, ale widziałem, że był zmieszany.
- Coś dużo przeklinasz. Kiedy się dowiedzieliście?
- Tydzień temu. Wyszło przypadkiem i teraz nie mam pojęcia, jak to ogarniemy. - Westchnął.
- Ogarniecie. Rodzice na pewno wam pomogą.
- Nie o to chodzi. Nie wiem, czy jestem gotowy. - Spojrzał mi w oczy, jakby szukając wsparcia.
- To usuńcie.
- Nie.
- To zaryzykujcie.
- No właśnie. Cholera.
- Co "cholera"? Chcecie czy nie?
- Chcemy. Chyba - powiedział i znowu spojrzał mi w oczy.
- Daren, będziesz tatusiem, musisz być bardziej zdecydowany.
- Pierdol się, Senju. W dupę - wyszczerzył się i zgasił papierosa. - Cholera, będę ojcem, ja pierdzielę.

Daren był bardzo nabuzowany, ale i przerażony. Też bym był. Dobrze, że nam to nie groziło.
Wróciłeś przed dwudziestą pierwszą i też osłupiałeś. A ja zacząłem się zastanawiać, czy też myślałeś kiedyś o dzieciach.

* * * * *

Postanowiłem, że w tym roku niczego nie spieprzę i nie przegapię, dlatego cieszyłem się wiosną, a przynajmniej próbowałem. Z nostalgią wspominałem czasy, gdy mogłem swobodnie siedzieć w parku i rysować. Teraz nie ruszałem się nigdzie bez Mansa. Znowu mi pomógł ze szkicem tatuażu, a gdy miałeś wolny dzień, pojechaliśmy do studia.
- Boisz się?
- Ja? Nie. Skąd ten pomysł? - zdziwiłeś się i spojrzałeś na mnie pytająco. - Zgaduję, że to boli?
- No, trochę. Nie boisz się, bo jesteś masochistą?
- Chyba ty.
- Ale ja się boję.
- Będę cię trzymać za rączkę.
- Spierdalaj - wyszczerzyłem się, na co Mans zareagował śmiechem.
- Wybrałeś już, dokąd wybierzemy się na wakacje? - spytałeś, zmieniając temat.
- Nie. A ty?
- Nie, ale na pewno gdzieś, gdzie jest ciepło i słonecznie. Będę cię ruchać na plaży po zachodzie słońca.
- Kaien.
- Co?
- Nie zwracajcie na mnie uwagi - odezwał się Mans, ale widocznie miał niezły ubaw.
Zawsze był fajny i kochany.
- No właśnie. Do czerwca zdąży się zagoić.
- Przecież i tak nie będziesz go odsłaniać - powiedziałem, macając swój nad sutkiem.
- Skąd wiesz?
- Chyba że zdejmiesz majty, to wtedy tak.
- Mówiłem, że zamierzam je zdejmować.
- Jesteśmy na miejscu - wtrącił Mans, a ja poczułem, że pocą mi się dłonie.
Ze strachu. Wiedziałem, że to boli, a ja nie lubiłem bólu.

* * * * *

Już wieczorem pisali o tym, że Kaien i jego facet wyszli ze studia tatuażu! Normalnie szok. Nie do wiary, ludzie robią sobie tatuaże.
Serio, podziwiałem siebie za to, że jeszcze nie zwariowałem. Zrobiliśmy sobie jednakowe tatuaże w dole brzucha, nieco z lewej strony. Fajne, piękne, artystyczne, nieco większe niż ten mój nad cyckiem.
- Mogłeś jednak zrobić kaczuchę.
- Ty mogłeś sobie zrobić kutasa.
- Że ja?
- Że ty.
- Nie jestem kutasem.
- A ja kaczką.
- Jesteś. Moim żółtym ptaszątkiem.
- Kretyn. - Westchnąłem i objąłem poduszkę.
Pierdzioszek spał w swoim legowisku, co mnie mocno zdziwiło. Zwykle wolał spać w łóżku, miętosił wtedy tak śmiesznie kołdrę i czasem ją ciumkał, a my skręcaliśmy się ze śmiechu.
- Bardzo boli?
- Nie - mruknąłem i poczułem, jak obejmujesz mnie ramieniem.
- Mnie trochę boli, ale jestem twardy.
- Nie zaczynaj.
- Dlaczego? Myślisz, że Pierdziosz ma już chcicę?
- Już o to pytałeś. Fascynujące, że interesuje cię życie płciowe twojego kota.
- Nie interesuje. Za miesiąc zabiorę go do weta.
- Kaien, muszę jutro wcześniej wstać.
- A ja jestem podniecony i nakręcony - zamruczałeś i zacząłeś się o mnie ocierać.
- To są synonimy.
- I co? - Pocałowałeś mnie w kark, a ja dostałem dreszczy.
- Nic. Oznaczają to samo.
- Próbuję spotęgować efekt.
- Nie.
- Co "nie"?
- Nie wkładaj mi palców w tyłek.
- Tylko troszeczkę.
- Dobranoc.
- Ptaszątko.
- Zabiję cię.
- Nie. Jutro posmaruję ci krocze maścią.
- Dlaczego krocze?
- A jesteś pewien, że to nie krocze? - powiedziałeś mruczącym głosem i pogładziłeś moje biodro.
- To ja cię bzyknę.
- Nic z tego. Wystarczyło mi bzykanie w górach. Chodź tu.
- Nie.
- Tylko cię trochę podotykam, nie musisz nic robić.
- To jest molestowanie - mruknąłem i poruszyłem lekko biodrami.
W sumie... czemu nie?
- Lubisz, jak cię molestuję - szepnąłeś, liżąc mnie w ucho.
- Tylko ostrożnie.
- Jasne.

* * * * *

Kot coś odwalił, a ja dalej nie mogłem się zebrać na odwagę i z tobą pogadać. Już postanowiłem, że będę twardy i nie zmienię zdania, ale bałem się, że to nieodpowiedni moment. Podobno w Stanach wyrwali jakiegoś młodzika, pisali teraz o tym wszędzie.
- Jezu, jaki młot. Mówiłem mu, że ma uważać. Lubieżna, napalona, kurewska kurwa. No nie mogę z nim.
- Ten chłopak ma 17 lat.
- Nieważne, ile ma lat. Kot to debil, a Ren idiota.
- Gadasz tak, a też palisz nago na balkonie.
- To nie to samo. Nie rucham niepełnoletnich.
- Dużo razy paliliśmy z kimś na balkonie.
- To nie to samo.
- Prawie nago.
- Kaczka.
- Tak?
- Ja mówię serio.
- Wiem.
- Myślisz, że jak pojedziemy na wakacje i kogoś wyrwiemy, to też nas przyłapią na gorącym uczynku?
- Nie wiedziałem, że planujesz tam kogoś podrywać.
- Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro.
- Nakarmiłeś Pierdzioszka?
- Tak.
- A pozmywałeś naczynia?
- Później.
- Kaienciu, znowu będą się kisić przez trzy dni. - Westchnąłem.
- Jak ci przeszkadzają, to pozmywaj.
- Aha.
- Serio, wyluzuj. Pozmywam, jak wrócę. Obiecuję - powiedziałeś i cmoknąłeś mnie w policzek. - Dobra, idę pod prysznic, trochę sobie pofapczę.
- Idiota - wyszczerzyłem się, a potem zerknąłem na brudne naczynia w zlewie.
Cóż. Mówiłem już, że nie jestem pedantem ani marudą, ale obowiązki domowe serio zaczęły mnie przerastać.
- O właśnie, ptaszątko...
- Nie.
- Kaczu?
- Co?
- Może powinniśmy wynająć konserwatorkę powierzchni płaskich?
- Kogo?
- No jakąś seksi sprzątaczkę. Albo sprzątacza. Albo jakąś chętną dupę do pomocy.
- Oszalałeś?
- Mówię serio, nie ogarniamy mieszkania.
- Ale... nie wiem.
- Na pewno znajdzie się masa chętnych, młodych, ślicznych chłopców. Popytam Kota, on się na tym zna - rzuciłeś nieco wrednym tonem, a ja parsknąłem śmiechem.
I jak ja mam gadać z tobą o Kocie i Renie?

* * * * *

Ostatni koncert zapierał dech w piersi. Każdy zapierał, ale ten był ostatni, więc był jeszcze bardziej niesamowity.
Ale lepsze było to, co wydarzyło się przed koncertem. Pociągnąłeś mnie na zaplecze, a potem zamknąłeś drzwi na klucz i zacząłeś grzebać w szufladach.
- Co robisz?
Nie musiałem pytać, bo i tak wiedziałem.
- Są - powiedziałeś, wyjmując gumki. - Chodź tu.
- Nie spytałeś, czy chcę.
- Wiem, że chcesz.
- Wcale nie. - Oparłem się plecami o drzwi i spojrzałem ci w oczy. - A jak ktoś nas przyłapie?
- Nie przyłapie.
- Skąd wiesz?
- Mam nadzieję, że to będzie Dan - powiedziałeś i podszedłeś bliżej.
- Dlaczego Dan?
- Bo mnie nie lubi. Odwróć się i zdejmij spodnie.
- Nie rozkazuj mi - szepnąłem i poczułem się cholernie dziwnie.
Spojrzenie miałeś zadziorne i nieco rozbawione, a ja chyba zacząłem się podniecać. Na początku nie miałem ochoty, ale twoja stanowczość mnie urzekła.
- Lubię cię w skórzanych - powiedziałeś, gładząc moje pośladki.
- Wiem. Kaien, lubrykant? Serio? Skąd to masz?
- To pewnie Kota. Ściągaj gacie.
- A jak ktoś nas przyłapie? Mówię serio. - Sapnąłem, gdy objąłeś mnie mocniej.
- Nie przyłapie. No, tak lepiej - powiedziałeś, biorąc nasze penisy w dłoń. - Jestem trochę spięty i muszę się rozładować. Pomożesz mi, prawda? - szepnąłeś i pocałowałeś mnie w ucho.
- Myślałem, że nie lubisz przed koncertem.
- Czasem lubię. Odwróć się tyłem - powiedziałeś tak samo szeptem, a ja dostałem dreszczy.
Lubiłem cię w takiej scenicznej wersji: pomalowane oczy, kolczyk w uchu, koszulka podkreślająca bicki i poczochrane włosy.
Gdy zacząłeś mnie całować, ktoś nacisnął klamkę, więc obaj zamarliśmy.
- A nie mówiłem? - mruknąłem, ale uciszyłeś mnie palcem.
- To pewnie Ki-Ki.
- Kaien, lepiej nie.
- Lepiej tak - powiedziałeś, nie przestając trzepać. - To będzie szybki numerek, spokojnie.
- Ale...
- Cicho. - Zakryłeś mi usta dłonią, a ja spojrzałem ci w oczy i zmarszczyłem brwi. - Rozsuń nogi.
Cholera, nie rozkazuj mi.
- Szerzej. Odwróć się tyłem. - Pchnąłeś mnie do ściany, a potem przytuliłeś się do mnie całym ciałem.
Poczułem, jak twardy, ciepły fiut dotyka moich pośladków.
- Szerzej.
- Nie rozkazuj mi - szepnąłem, a policzki zaczęły płonąć.
No dobra, rozkazuj mi jeszcze.
- Wszystko ci tu pulsuje - powiedziałeś, pocierając główką o odbyt. - Czujesz?
Czułem.

Rżnęliśmy się tak, że rozwaliliśmy kilka kieliszków, popielniczkę i krzesło. Robiliśmy to przy ścianie.
Na stole.
Na kanapie.
Fotelu.
Stole.
Podłodze.
Cholera.
Chciałem jęczeć i wrzeszczeć, ale uciszałeś mnie dłonią i całowałeś.
Całowałeś.
Dotykałeś, szeptałeś, rżnąłeś.
Rżnąłeś.
Macałeś.
Matko, kochałem to.
- Kaien, cholera!
- Co?
- Muszę założyć gumkę.
- Nie.
- Zaraz dojdę. Muszę. - Sapnąłem, gdy znów wbiłeś mnie w fotel.
- Nie musisz.
- Kaien.
- Nie.
- Kurwa.
- Zamknij się. Cicho. Kurwa mać.
- Musze zało...
Kurwa mać.

Nikt nas nie przyłapał, ale pękła nam gumka, więc musiałem wygrzebywać spermę z tyłka. Trochę niefajnie. Potem posprzątałem, bo ty oczywiście nie miałeś czasu. Nogi mi się trochę trzęsły w kolanach, bo orgazm miałem nieziemski, no i marzyłem teraz o papierosie.
Rzucam palenie, mówiłem już?
Nie chciałem zostawiać syfu, więc wszystko ładnie posprzątałem, ale ledwo zdążyłem, bo wpadł Daniel. Prawie dostałem zawału, gdy wleciał do środka.
- O, Senju, cześć. Widziałeś może Saki?
- Nie widziałem.
- Co ty tu robisz? Za chwilę zaczynają.
- Wiem. Szukam fajek - skłamałem.
- Poczęstuję cię. Chodź.
- Zaraz będę.
Dzięki bogu, że nie zauważył plam na fotelu.

Po wywiadzie i masie zdjęć grzecznie wróciliśmy do domu, co mnie zdziwiło, bo myślałem, że będzie impreza.
Impreza była. Tydzień po, ale o tym później.
Może. Kiedyś.
Kot też myślał, że będzie. Marudził, namawiał i kusił, ale w końcu odpuścił, choć i tak nie wyglądał na zawiedzionego. Na bank coś wymyślą z Renem. Modliłem się w duchu, żeby nie zaprosili nas.
Nie zaprosili.
Zaprosiła nas za to Reira. Z Darenem. Na ślub. W czerwcu.
Ja pierdolę.
Kolejny ślub. Nie, wcale nie było mi przykro.
- Nie będzie jeszcze widać brzucha, spoko - powiedziałeś, chlejąc piwo.
- To bez znaczenia, mogę być z brzuchem. To mój brzuch i moja decyzja.
- Nasza decyzja, Lisico.
- Daren. - Reira wywróciła oczami i westchnęła. - Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego? Pasuje - powiedziałeś, a ona rąbnęła cię w żebro. - To prawie jak Kaczuszka.
- Zamknij się.
- O właśnie, nie znacie się, to są takie pieszczotliwe zwroty, które wyrażają miłość - wtrącił Daren, a Reira zaczęła macać swój brzuch.
- Ja pierdolę, wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Co tak macasz? To jeszcze nie dziecko, tylko embrion - powiedziałeś, zerkając ukradkiem na Darena.
- To mój embrion i będę go macać. Dawaj wino.
- Nie powinnaś pić - wtrącił znowu jej facet, ale zabrała mu butelkę.
- Mogę pić, przecież się nie upijam. Wiecie, że rzuciłam palenie?
- Wiemy.
- Brawo ty.
- No właśnie. Mogłabyś też rzucić picie.
- Nie mogłabym. Kilka kieliszków mnie nie zabije. Mojego embriona też nie. Daren ma świetną spermę.
- Fuj.
- Senju, a Kaien? - olała cię, a ja zakrztusiłem się piwem.
- Co "Kaien"?
- Dobrą ma?
- A co? Chcesz sprawdzić? - wtrąciłeś, a ona puściła ci oczko.
- A co? Masz ochotę na czworokąt?
- O to pytaj Kaczuszkę. Nie rucham ciężarnych.
- Kaien, spierdalaj - fuknąłem, a Reira zaczęła rechotać.
- Daren, chodź zapalić - powiedziałeś, klepiąc go po ramieniu. - Pogadamy sobie.
- Rozumiem, że mam zostać z Reirą? - spytałem i wessałem się w butelkę piwa.
- Ptaszątko, zaraz wracam.
- Kretyn. - Wywróciłem oczami, a Reira znowu zaczęła chichotać.
- Ale mi cycki puchną. Chcesz pomacać?
- Nie, dziękuję.
- Co ty taki markotny?
- Nic.

Pierdzioszek ugniatał Darena, a Reira trajkotała o embrionach, spermie i obrączkach. Zostali na noc i spali w moim pokoju. Ja spałem z tobą, ale tak się schlałem, że ani myślałem o seksie. Co dziwne, rano nie miałem kaca.

* * * * *

We wtorek dzwonił Kot. Pytał, czy myślałem już o twoich urodzinach. Spiąłem się, bo byłem pewien, że zaproponuje TO. Wiedziałem, że będziesz chciał huczną imprezę, ale ja też miałem już dla ciebie prezent. Kot na szczęście nie nalegał, a mnie kamień spadł z serca.
Ale ta rozmowa mnie zmotywowała, dlatego postanowiłem w końcu z tobą pogadać. Bałem się trochę, że źle to odbierzesz. Sam byłem rozdarty.
- Chodzi o Rena? - spytałeś, gdy leżeliśmy już w łóżku. - Mówiłem ci - było minęło. Nie jestem zły.
- Nie uważasz, że to trochę nienormalne?
Zdecydowałem, że dziś postawię sprawę jasno. Miałem dość zadręczania się, wyrzutów sumienia i unikania Kota.
- Może. Wszyscy jesteśmy trochę nienormalni - powiedziałeś, a Pierdzioszek miauknął.
- Po prostu mam wrażenie, że robisz to dla na mnie. Nie zmuszaj się. Nie musisz lubić Rena.
- Oj, Kaczka - prychnąłeś.
- Czyli zgadłem?
Zgadłem.
- Nie wymądrzaj się, skarbie. Wiem, że nie muszę lubić Rena. Ale tak właściwie, to o co ci chodzi?
- A będziesz ze mną szczery?
- Obrażasz mnie?
- Nie, po prostu... nie wiem. To głupie.
- Wal.
- No bo musi ci być przykro.
- No, tobie na pewno było przykro - powiedziałeś, a ja drgnąłem.
- Było.
- Dlaczego? - Spojrzałeś mi prosto w oczy, a ja poczułem uderzenie gorąca.
Było mi strasznie głupio, bo wiedziałem, że chodziło o Kota. Poza tym bałem się, że nazwiesz mnie hipokrytą.
Pierdzioszek ziewnął i zaczął się przeciągać.
- Może dlatego, że czułem się niepewnie? - zacząłem, głaszcząc go po brzuchu. - Jesteście z Kotem blisko, rozumiecie się bez słów, lubicie i tak dalej.
- A ty czujesz się zagrożony.
- Może.
- Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.
- Tak - powiedziałem szeptem i wtuliłem twarz w poduszkę.
Zaczynałem wątpić w to, co mówiłem.
- Ale trochę racji masz, wnerwia mnie, że ślinisz się na widok Rena - dodałeś, gładząc mnie po ramieniu.
- Nie lecę na Rena, a ślinię się tylko na twój widok.
- Polemizowałbym.
- Oj, no, chodziło mi o to, jak ty się z tym czujesz. - Spojrzałem ci w oczy, ale odwróciłeś wzrok.
Wiedziałem.
- Ja? Nie wiem, wkurwiony?
- To dlaczego się zgodziłeś?
Serce waliło coraz szybciej. Nie znosiłem takich rozmów.
- Bo było fajnie?
- A potem już nie było?
- Senju, jak rucham, to nie myślę. Proste.
- No niezupełnie. Dla ciebie może proste, ale ja mam wyrzuty sumienia.
- Bo za dużo myślisz.
- Lepiej myśleć niż nie myśleć. - Zamknąłem oczy, ale poczułem, jak przyciągasz mnie do siebie.
- Kaczka, chodź tu.
- Nie. Chcę pogadać. Puszczaj! Kaien, cholera. - Sapnąłem, bo przycisnąłeś mnie do łóżka.
- O mnie się nie martw, ja jestem twardy. Ale jeśli chodzi...
- Czuję.
- Co czujesz?
- Że jesteś twardy.
- Nie wątpię. - Otarłeś się o mnie, a ja zamknąłem oczy. - Ale jeśli chodzi o ciebie, to...
- Ja też.
- Zboczona Kaczko, posłuchaj mnie. - Zamknąłeś mi usta dłonią, a ja spojrzałem ci w oczy.

Chciałem już skończyć tę rozmowę. Obrócić wszystko w żart. Chyba się trochę wygłupiłem, bo nigdy nie będziesz chciał o tym rozmawiać. Tak nagle straciłem całą pewność siebie.
- Posłuchaj mnie, Senju. W porządku. Nie musisz się o mnie martwić. Gdybym nie chciał, to bym się nie zgodził, prawda? Tak, trochę dziwnie się czuję, gdy rucha cię facet, z którym mnie kiedyś zdradziłeś, ale mówiłem ci, że nie chcę do tego wracać.
- Nie wracam - szepnąłem, a ty pogładziłeś mnie po policzku. - Wyczuwam sarkazm.
- Zamknij się.
- Po prostu mówię, że nie powinniśmy więcej tego robić. - Znowu schowałem twarz w poduszkę.
Nie sądziłem, że ta rozmowa tak mnie wymęczy.
- Przemyślałeś to?
- To mało powiedziane.
- Jesteś pewien na sto procent?
- Aż tak lubisz bzykać Kota? - spytałem drżącym głosem i spojrzałem ci znowu w oczy.
- Nie o to chodzi. - Westchnąłeś i położyłeś się obok.
- Czyżby?
- Dobra, posłuchaj.
- Słucham.
Leżeliśmy obok siebie, ale nawet się nie dotykaliśmy. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. To było bardzo intymne, ale też pełne napięcia.
Bliskie i jednocześnie niepokojące.
- Jak nie chcesz, to nie, ale nie mów, że chodzi o mnie. Dobra? - powiedziałeś, a ja zacisnąłem pięść.
- Chodzi. Wiem, że tak jest.
Oczywiście, że nie chodziło tylko o ciebie.
- Ależ ty jesteś uparty. Wiesz lepiej ode mnie, co czuję? - spytałeś z lekką irytacją w głosie i zmarszczyłeś brwi.
Byłeś tak blisko, że mogłem dostrzec każdą najmniejszą zmarszczkę.
- Tak.
- Dupek.
- Źle się czuję, gdy obmacujesz się z Kotem - powiedziałem, czując, jak szybko wali serce.
- Też niezbyt mi się podoba to, że ruchasz się z Renem. Po prostu myślałem, że lubisz i chcesz.
- Trochę.
- Ja też trochę. Chodzi również o Kota, prawda?
- Nie tylko.
- Powiedz.
- Przecież wyczuwam to napięcie między tobą a Renem. Zawsze. Kot też wyczuwa.
- Myślę, że to był taki okres próbny - powiedziałeś i dotknąłeś mojego ramienia.
- Co?
- Chciałem się przekonać, jak bardzo mogę być wynaturzony.
- Przekonałeś się? - szepnąłem, a ty pogładziłeś mnie po włosach.
- Nie wiem. Myślę, że masz rację.
- Mam.
- Nie wiem, czego chcę, Senju - powiedziałeś poważnym tonem, a ja znowu poczułem uderzenie gorąca.
- Chcesz mnie.
- Wiadomo - uśmiechnąłeś się i objąłeś mnie ramieniem.
- O co chodzi?
- Nie rozumiem.
- Przecież widzę, że chcesz mi coś powiedzieć.
- Rozmawiasz o tym z Ashem? - spytałeś, a ja trochę się speszyłem.
- O czym?
- O Kocie i Renie.
- To zależy, co masz na myśli.
- Mam nadzieję, że nie opowiadasz mu o orgiach?
- Nie musisz być taki złośliwy.
- Nie jestem złośliwy.
- Bałem się, że...
- Że co?
- Że nie zrozumiesz.
- I będę chciał Kota? Zgadłem?
- Nie wystarczam ci? - spytałem szeptem i poczułem ucisk w gardle.
- Bredzisz. Od początku mówiłem, że to był chujowy pomysł. Nie można się ruchać bezkarnie z kimś, z kim się kiedyś zdradzało.
- Nie musisz być...
- Nie jestem, tylko stwierdzam fakt. Jebać Rena. Futrzak będzie zawiedziony, ale da radę bez nas. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz się zadręczać, wzdychać do Rena i żałować podjętej decyzji.
- Nie będę. - Poczułem się trochę urażony.
- Myślę, że jesteś odważną Kaczką i doceniam twoją szczerość.
- Mógłbyś przestać się nabijać?
- Nie nabijam się.
- Czasem czuję się jak gówno, wiesz?
- Wiem. Obaj mamy wiele na sumieniu, więc jest remis - powiedziałeś miękkim głosem, a ja przysunąłem się bliżej i pocałowałem cię w usta.
- Kaien?
- Tak?
- Znowu to robisz.
- Co robię?
- Wkładasz mi palce w tyłek. Nie jestem w nastroju. Naprawdę.
- Na czarnej liście na pewno znajdzie się Chris.
- Jakiej czarnej liście?
- Osób, których nie będziemy ruchać.
- Nie musimy nikogo ruchać.
- Wiem. Kocham cię, ptaszątko.
- Pierdol się - szepnąłem, a ty znowu pocałowałeś mnie w usta. - Nie. Mówiłem ci już, że nie.
- Tylko trochę.
- Znowu to robisz.
- Dziękuję - powiedziałeś nagle i wtuliłeś nos w moją szyję, a ja zamarłem.
Wzruszyłem się, ale udawałem, że jestem twardy. Przestałeś mnie nawet macać. Leżeliśmy wtuleni w siebie i tylko delikatnie się całowaliśmy. Ta rozmowa jednak była potrzebna. Kamień spadł mi z serca i chyba nie tylko mnie.
Nie było między nami żadnego napięcia.
Ani seksu. Zasnąłeś wtulony we mnie jak dziecko, a ja długo leżałem w ciemności i myślałem o tym, czy podjąłem słuszną decyzję.

* * * * *

Wystawa zbliżała się wielkimi krokami, a ja denerwowałem się coraz bardziej. Czasami ciekawość brała górę i wchodziłem na fora tematyczne. Czytałem i nie mogłem uwierzyć, skąd w ludziach tyle jadu. Wiedziałem, że będą się skupiać na tym, że jestem facetem Kaiena, nie artystą. Gdy czytałem niektóre wypowiedzi, miałem łzy w oczach.
Ale Toru mnie motywował. Furi mnie motywował. Danka. Ty. Kyu, Saya i Kot.
Właśnie, Saya. Spotkałem się z nią we wtorek, bo powiedziała, że w czwartek wyjeżdża na dwa tygodnie na jakieś dziwne zajęcia.
- To nowy rodzaj terapii grupowej, tego jeszcze nie próbowałam - powiedziała, podając mi herbatę i ciasto cynamonowe, które stało się jej specjalnością.
Aż mi się łezka w oku zakręciła, gdy poczułem ten przyjemny, korzenny zapach. Wszystko tak bardzo się zmieniło. Wszystko. Absolutnie. Czasem miałem wrażenie, że przekroczyliśmy jakąś granicę i nie ma już odwrotu.
- Jak twoja terapia? - spytała, a ja zacząłem wpierniczać ciasto.
- Dobrze. Coraz lepiej.
- Kaien nie mógł przyjechać?
- Ma spotkanie z chłopakami z zespołu. Jak ci się powodzi z Mattem?
- Dobrze. Fajnie. Cudownie. - Uśmiechnęła się i chyba nie kłamała. - To z nim jadę na te zajęcia.
- Dobrze wyglądasz.
- Czasem miewam gorsze dni, ale ogólnie jest dobrze. A u ciebie?
- Dokładnie tak samo.
- Nie mogę się doczekać twojej wystawy. Przyjdę z Mattem, on lubi wszystko, co niszowe, niekonwencjonalne i tak dalej.
- Nie powiedziałbym, że jestem aż tak niekonwencjonalny.
- Jesteś.
- Nie widziałaś obrazów Chloe.
- Ale Reiry tak. Już cię zaprosili na ślub?
- Pewnie. Saya?
- Co?
- Mam nadzieję, że się zabezpieczasz? - Spojrzałem jej w oczy, a ona zakrztusiła się ciastem.
- Oczywiście.
- Reira też tak mówiła. Bierzesz teraz jakieś leki?
- Tak, ale nie mają wpływu na tabletki. Po fluo wypadały mi włosy, więc zmieniłam na wenlafaksynę. Ty bierzesz?
- Biorę. Matka się do mnie nie odzywa - rzuciłem niby od niechcenia.
- Przejdzie jej.
- Może zrozumiała, że nie żartuję.
- Może.
- Zmieniłaś się trochę, wiesz? - powiedziałem, a ona uśmiechnęła się i posłodziła herbatę.
- No, jem normalnie.
- Nie chodzi tylko o jedzenie. Ani o słodzenie herbaty.
- Chciałabym jeszcze osiągnąć coś w życiu. Jak ty - powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Co ja niby osiągnąłem?
- Będziesz miał własną wystawę, a to tylko początek.
- Skąd wiesz?
- Po prostu wiem. A tak poza tym, to Kyu mówił, że ma kilka pomysłów. Matt też trochę gra, głównie na gitarze. Czasem gramy sobie razem.
- I śpicie.
- Senju.
- Dlaczego nie mieszkacie razem?
- To jakieś przesłuchanie?
- Nie, tylko się o ciebie martwię. Naprawdę - powiedziałem z czułością w głosie.
- Nie musisz.
- Nic na to nie poradzę. - Westchnąłem.
Naprawdę tak było.
- Jest dobrze. Motywujemy się nawzajem. Wiesz, że zrobił sobie ogromny tatuaż na plecach?
- Nie wiem, ja robię tylko małe.
- Serio, myślałam, że padnę z wrażenia. Smaruję go co wieczór maścią.
- Co wieczór?
- No, jak u mnie nocuje. Uprawiamy seks, szok, nie?
- Nikt cię nie nachodzi?
- Co? Aaa, chodzi o waszych fanów? Nie. Prawie nie. Nie rzucam się w oczy - powiedziała, dojadając ciasto. - Od tego jest Matt. Wiesz, gdzie on chce sobie zrobić piercing?
- Wolę nie wiedzieć.
- Dobrze kombinujesz.
- Boże, Saya.
- Też bym sobie zrobiła.
- W piczy?
- Fuj, zboczeniec - zaśmiała się i wstała od stołu. - Szkoda tylko, że Matt pali. Próbował rzucić, ale, no.
- Też próbuję. Każdego dnia.
- Wpadnijcie kiedyś z Kaienem. Chciałabym z nim pogadać, bo pewnie jest na mnie zły.
- Zapewniam cię, że nie jest.
- No tak, ma mnie w dupie. - Westchnęła, a chwilę później otrzymała SMS-a. - To Matt. Będzie o dwudziestej pierwszej. Zostaniesz na noc?
- Nie mogę, obiecałem Kaienowi, że zrobię mu masaż prostaty - powiedziałem, a Saya dostała wytrzeszczu. - Żartowałem.
Tak naprawdę to nie żartowałem.

Nie zostałem na noc, ale wróciłem do domu i znowu dałem się wymacać. Zaczęliśmy od smarowania tatuaży maścią, co było bez sensu, bo i tak rżnęliśmy się potem aż się kurzyło, i musieliśmy zaczynać od nowa.
Nie wracaliśmy więcej do tej rozmowy.
Impreza urodzinowa miała być w sobotę i byłem pewien, że Kot coś odwali. Ostatnio był nakręcony jak ja w hipomanii. Może próbował w ten sposób walczyć z przeszłością? O nic już nie pytał, niczego nie sugerował, nie żartował. Chyba też zrozumiał, że nie warto do tego wracać. Pewnie był mądrzejszy, niż myślałem.
Ja już miałem dla ciebie prezent - piękny, czarny masażer prostaty. Wiedziałem, że się ucieszysz. Reszta była skromna: wieczór we dwójkę i spełnianie wszystkich (wszystkich) twoich zachcianek.
- Chcę loda na dzień dobry.
- W porządku.
- Z wytryskiem w ustach.
- W porządku. - Uśmiechnąłem się i pocałowałem cię w obojczyk.
Leżeliśmy już w łóżku i tylko się trochę macaliśmy.
- I dużo innych fajnych rzeczy. Jutro ci powiem.
- W porządku. - Uśmiechnąłem się znowu i objąłem cię udem. - Kaien?
- No? - Pogładziłeś mnie po włosach, potem po policzku.
- Nie jest ci przykro?
- To znaczy?
- Wiesz, o co pytam.
- O Kota i Rena? Nie jest.
- Ale było fajnie. Czasami. - Westchnąłem i wtuliłem się w ciebie mocniej.
- No.
- Myślisz, że...
- Tak.
- Co "tak"?
- Tak.
- Idiota - szepnąłem czule, a ty pocałowałeś mnie w czubek głowy.
- Czy to będzie zboczony prezent?
- Nie powiem.
- Powiedz. Proszę - zamruczałeś, pocierając nosem o moje ramię.
- Nie.
- Nie powiesz czy nie będzie zboczony?
- Kaien, odwal się. Nic ci nie powiem. - Uśmiechnąłem się, bo zacząłeś macać mój pośladek.
- Mam nadzieję, że to nie będzie trójka przypakowanych facetów?
- Chciałbyś, co? - powiedziałem, nie przestając się szczerzyć.
- Ty nie miałeś nic przeciwko.
- Nie wierzę, że to kiedyś zrobiłeś.
- Ja też nie wierzę. Może to powtórzymy? - zamruczałeś znowu i zacząłeś wkładać mi palce w tyłek.
Ostatnio ciągle to robiłeś. Czyżby nowy fetysz?
- Ciekawe, z kim - mruknąłem, rozsuwając uda.
- Nie wiem, da się coś załatwić. A z kim byś chciał?
- Nie myślę o takich rzeczach, nie jestem tobą. - Sapnąłem i przytuliłem się mocniej.
- Myślę, że Yuki mógłby się zgodzić.
- Ale nie Emil.
- Skąd wiesz? Tak ci wpychał kutasa w usta, że...
- Oj, zamknij się. - Uciszyłem cię dłonią i przycisnąłem do łóżka. - On jest zbyt miękki.
- Nieprawda - wysapałeś i złapałeś mnie za biodra.
- Przecież nie chcą.
- Pytałeś ich o to? Bo ja nie - powiedziałeś, zsuwając mi bokserki.
- Myślałem, że to oczywiste. - Zamknąłem oczy, bo zacząłeś mnie macać.
- Nie. Lubisz, jak cię związuję?
- Mmmh. Też chciałbym cię kiedyś związać.
- Tak?
- Tak.
- Nie mam nic przeciwko.
- Naprawdę? - Otworzyłem oczy i przytuliłem się do ciebie całym ciałem.
- Naprawdę.
- To dobrze. Lubię, jak jesteś taki chętny.
- Jutro to ty masz być chętny - zamruczałeś, rozsuwając mi pośladki.
- Będę.
- Mam dla ciebie fajne wdzianko.
- Jakie wdzianko?
- Takie, w którym będziesz spełniać wszystkie moje zachcianki.
- Jesteś zepsuty do szpiku kości. - Uśmiechnąłem się i musnąłem lekko twoje wargi.
- Ty też.
- Wcale nie.
- Do tego lubisz się droczyć i udawać niewiniątko.
- Wcale nie - zaśmiałem się i zacząłem o ciebie ocierać. - Jakie to wdzianko?
- Jutro ci powiem.
- Myślałem, że skoro to twoje urodziny, to ty powinieneś coś włożyć. Na przykład pończochy.
- Nie pyskuj.
- Ale...
- Nie. Pończochy będą później.
- Naprawdę?
- Jeśli chcesz.
- Chcę.
Poruszałem niecierpliwie biodrami i bez przerwy się o ciebie ocierałem. Penis ślizgał się między pośladkami, taki twardy i cholernie mokry, a ja nakręcałem się coraz bardziej.
- Włóż go ? powiedziałeś, patrząc mi w oczy, a ja dostałem gęsiej skórki.
- Daj żel.
- Bez żelu.
- Nie chcę - szepnąłem i zadrżałem.
- Chcesz.
- Nie lubię, jak boli - powiedziałem szeptem i pochyliłem się, by cię pocałować.
- Och, czyżby?
- Naprawdę. - Przechyliłem głowę, a ty zacząłeś całować mnie po szyi.
- Jest w szufladzie.
- Dobra.

* * * * *

Obudziłem się przed siódmą i od razu przystąpiłem do działania.