Americana 30
Dodane przez Aquarius dnia Maja 23 2017 07:55:40


Rozdział 30: Są takie przyjaźnie, których nie warto niszczyć związkiem


Spojrzał na Janka, którego wzrok koncentrował się na drodze. W tle przygrywała im jakaś beznadziejna, radiowa mieszanka hitów, a on nawet nie miał ochoty sięgnąć do odtwarzacza, żeby to zmienić. Odwrócił spojrzenie na szybę po swojej stronie, marszcząc mocno brwi i próbując zdusić powoli budzące się w nim, nieprzyjemne uczucie zazdrości. Nic to jednak nie dało, im bliżej byli miejsca docelowego, tym bestia stawała się coraz większa.
Zagryzł wargę, by znów popatrzeć na Janka. Na jego zadarty nos, ładnie zarysowaną szczękę i wystające jabłko Adama, które jeszcze rano mu obcałowywał.
- Nie dogoliłeś się - zauważył, wyciągając rękę i przesuwając nią po podbródku kochanka.
- Serio? - burknął Janek, marszcząc brwi. - A siedziałem w łazience jakąś godzinę - dodał z niezadowoleniem, na co coś w Aleksie się wzburzyło. Bo niby po coJaś tak się szykował? Dla kogo?
To tylko praca, uspokoił się i nabrał powietrza w płuca, chcąc jakoś uciszyć swoją potężną zazdrość. Z drugiej strony, będzie mieć Janka ciągle na oku. Jak coś się stanie, wkroczy do akcji.
- Mhm, zawsze mam problem z tym miejscem - zamruczał i sięgnął dłonią do punktu wskazanego mu przez Aleksa. - Nienawidzę się golić - dodał z niechęcią, na co Białecki mógł tylko wzruszyć ramionami. Jego zarost rósł dość wolno i o ile kiedyś mu to przeszkadzało, bo zapuszczenie brody z prawdziwego zdarzenia graniczyło z cudem, to teraz dostrzegał plusy. Nie musiał stać przed lustrem i katować się maszynką dzień w dzień.
- To przestań się golić - powiedział, nie widząc problemu. Chociaż musiał przyznać, że delikatna twarz Jasia w zestawieniu z zarostem (na dodatek nie takim bujnym, przypominającym prędzej włosy łonowe niż drwalową brodę) musiałaby wyglądać przezabawnie. Ale wtedy przynajmniej dziewiczy wąsik wyeliminowałby niechcianą konkurencję i Białecki nie musiałby już się martwić, że jakiś cap będzie marzył o jasiowym tyłku.
Aż zacisnął dłoń w pięść. Wciąż przed oczami miał obrazek Schneidera bez koszulki, kluczącego z drinkami pomiędzy stolikami, i jakichś obleśnych pedałów, pożerających JEGO Jasia wzrokiem. Zgrzytnął zębami. Potrzebował kasy, a za pracę na takim przyjęciu sporo płacili... ale to nie na jego nerwy.
- Co siedzisz taki struty, hm? - zapytał w pewnym momencie Janek, kiedy zatrzymał samochód na światłach. Zmianę w Aleksie zauważył od razu, już kiedy zobaczyli się dwie godziny temu. Nic jednak nie mówił, przyzwyczaił się do jego fochów i z początku był przekonany, że to jeden z nich. Teraz jednak coś mu podpowiadało, że to nie żaden rodzaj focha. Aleks balansował na krawędzi pomiędzy byciem całkiem normalnym i kochanym a naburmuszonym, kiedy od czasu do czasu w zamyśleniu mordował wzrokiem jakiś obrany przed sobą punkt. To było coś, czego Jaś jeszcze nie miał okazji być świadkiem. I za nic nie potrafił rozgryźć, co takiego właśnie działo się z Aleksem. - Sporo dostaniemy za taką nockę, trzy stówy na pewno, a jak szefowa będzie mieć lepszy dzień, to może i więcej - odezwał się, żeby jakoś go rozchmurzyć.
- No, to sporo - odparł Aleks i kiwnął głową. Co więcej, nawet uśmiechnął się pod nosem, z wymuszeniem co prawda, ale zawsze. Jaś przywykł już do tego, że Białecki wręcz celebrował swoje negatywne emocje. Za nic nigdy nie próbował ich ukrywać; kiedy się złościł, każdy dookoła o tym wiedział. A teraz... Cholera, już chyba lepiej, jak Aleks sapie, stęka i narzeka, bo wtedy przynajmniej wiadomo, o co mu chodzi. - Długo będziemy siedzieć? - zapytał, kiedy światła zmieniły się. Jaś wrzucił jedynkę, a samochód powoli ruszył.
- To zależy, o której ludzie się zbiorą - wyjaśnił, cały czas bacznie zerkając na twarz Aleksa, zupełnie jakby zaraz na jego czole miał pojawić się powód tego dziwnego nastroju.. - Ale zazwyczaj siedziałem długo. Przemęczymy się i będzie okej - pocieszył go.
Aleks wymusił uśmiech. W rzeczywistości wyszło mu dość sztucznie, chociaż on sam uznał się za całkiem niezłego aktora.
- No i super - powiedział, ucinając rozmowę.
Jaś zaparkował samochód pod tym samym budynkiem, w którym zaledwie kilka tygodni temu spotkali się na bankiecie. Aleks spojrzał z niechęcią na przemierzającego ulicę chłopaka, nieznajomy blondyn (całkiem młody i ładny) dopadł do drzwi powojennej, odrestaurowanej kamienicy.
- I będziemy bez koszulek? - zapytał, zanim zebrali się do opuszczenia samochodu. Jaś wyłączył już silnik i zaciągnął hamulec ręczny.
- No - odpowiedział. - Nie jesteś gruby. Może trochę za chudy, ale dobrze wyglądasz nago - dodał, zastanawiając się, czy tutaj nie leży sedno sprawy. Może Aleks miał jakieś kompleksy, o których nigdy wcześniej nie wspominał?
- No wiem - prychnął Białecki i przewrócił oczami, a Jaś od razu zrozumiał, że problem musiał leżeć gdzie indziej. W końcu zadufany, egoistyczny i cholernie pewny siebie Aleks nie mógłby mieć żadnych kompleksów, że też coś tak głupiego w ogóle wpadło mu do głowy.
- To co się dzieje, co? - zapytał Schneider, kapitulując. Niczego sam raczej nie wymyśli.
- Nic - odburknął Aleks. Jego ton głosu wszystkiemu zaprzeczał. - Nic się nie dzieje, chodźmy - powtórzył już trochę głośniej i pewniej. Nie miał zamiaru mówić Jankowi o swojej zazdrości i o tym, że wszystko w nim wrzało. Najchętniej przywiązałby chłopaka do fotela i nie pozwolił mu się nigdzie ruszać.
Był jego i tylko on mógł go oglądać półnagiego.
- No okej - powiedział Janek, nie wiedząc, jak inaczej mógłby ugryźć tę sprawę. Wysiedli z samochodu, ruszając w kierunku wejścia do budynku. Aleks doskonale już znał to miejsce, jednak teraz, dwie godziny przed imprezą, wyglądało całkowicie inaczej. Wszystkie światła zostały zapalone, już w progu przywitał ich żółty blask lamp, nadający pomieszczeniu całkiem innego wyrazu. Przedpokój, który wcześniej był elegancko zaciemniony, teraz wydawał się odmiennym miejscem. Na czerwonym dywanie Aleks dostrzegł kilka gum, na ścianach znajdowały się ślady brudnych rąk i jakieś zacieki po wylanych słodkich drinkach... już nie było tak luksusowo i snobistycznie jak wtedy, gdy światła pozostawały przyciemnione.
- No! Jesteście! - Przed nimi niemal wyrosła starsza, na oko ponad sześćdziesięcioletnia kobieta o bardzo obfitych kształtach. Pierwszym, na co Aleks zwrócił uwagę, był jej karykaturalny makijaż, w którym to brwi znajdowały się gdzieś w połowie czoła, a niebieski, ostry cień dociągał aż do nich. Wąskie usta wymalowała różową pomadką, obficie wyjeżdżając nią poza naturalne ramy warg, przez co wyglądem przypominała Białeckiemu klauna. Całe jej groteskowe przebranie dopełniała ogromna, sztuczna fioletowa róża wpięta w czerwone pukle włosów. - Och, to ten nowy, o którym mówiłeś? - zapytała zaraz i uśmiechnęła się do nich uprzejmie. Sprawiała wrażenie kobiety, która uciekła z jakiegoś dziwacznego przedstawienia, ale mimo wszystko wydawała się całkiem miła. - Ładniutki - dodała, po czym wyciągnęła rękę zakończoną różowymi szponami z całą masą kryształków i cekinów wystających sporo nad płytką paznokcia, i poklepała Aleksa po policzku. Białecki momentalnie się skrzywił na ten pobłażliwy gest, już miał coś powiedzieć, w końcu hej, żadna baba nie będzie go pacać po twarzy, gdy nagle poczuł dłoń Janka na swojej. Schneider dobrze go już znał, wiedział, kiedy Aleks tracił swoją cierpliwość i w jakich momentach powinien interweniować.
- Tak, to on - odpowiedział z uprzejmym uśmiechem. - Jest coś, co mamy zrobić, szefowo?
Aleks spojrzał na szefową spod byka, mając ochotę ją rozszarpać, bo może wtedy Janek nie będzie się rozbierać i w następstwie świecić swoją klatą przed oczami pięćdziesięcioletnich samotnych gejów.
- Idźcie na salę. Tam chłopaki jeszcze rozkładają stoły, powiedzą wam co robić - dodała i zamachała dłonią z tymi swoimi cudacznymi paznokciami. Janek skinął głową, po czym pociągnął Aleksa dalej.
- To matka faceta, który to wszystko organizuje - szepnął mu do ucha, kiedy weszli na salę główną. Tak jak i przedpokój, tak i tutaj blask jasnych świateł całkowicie zmienił pomieszczenie. Wyglądało na znacznie biedniejsze, niż je zapamiętał.
- Mega dziwna baba - odezwał się Aleks i z autentycznym przerażeniem spojrzał na Janka. Schneider zaśmiał się, widząc jego wyraz twarzy. Czego innego mógłby się spodziewać po Białeckim?
- No, mega dziwna. - Pokiwał głową. - Ale miła. Lubię ją. Dużo pomaga na zapleczu i w ogóle się nie wścieka. Taka szefowa to skarb. - Wzruszył ramionami.
- Dosłownie, skarb - zironizował. - Widziałeś, ile tego miała na twarzy? I na paznokciach? I we włosach? - pytał, nie potrafiąc pojąć, że ktoś tak karykaturalny chodził po tym świecie. Co więcej - chwilę temu z tym kimś rozmawiali!
Jaś znowu się zaśmiał. Mógł się domyślić, że reakcja Aleksa na panią Karolinę będzie zabawna. Już chciał mu odpowiedzieć, że jeszcze nie widział jej złotej, balowej sukni, w którą czasem się przebierała, gdy przyjęcie się zaczynało, kiedy dostrzegł zbliżającą się do nich sylwetkę. Momentalnie poczuł, jak coś staje mu w gardle. Uczucie tak szybko jak się pojawiło, tak też minęło, chociaż nie mógł powiedzieć, że cieszył się na to spotkanie. Był przekonany, że go tutaj nie będzie.
Aleks również zauważył idącą w ich kierunku postać. Z początku jej nie rozpoznał, dawno już o niej nie myślał i po prostu przepadła w jego podświadomości. Zresztą ostatnio naprawdę sporo się działo, ostatnią osobą, o której myślałby przez minione kilka dni, był właśnie on.
- No hej - powiedział chłopak, zakładając ręce na piersi i w zabawny, bardzo przegięty sposób wypinając biodro na bok. - Myślałem, że nie będziesz dzisiaj pracować - zwrócił się do Janka, zupełnie jakby Aleksa nie było tuż obok. Albo jakby i on zapomniał o istnieniu Białeckiego i ich niefortunnym spotkaniu w domu Schneiderów.
- Tak się złożyło - odpowiedział Janek i wzruszył ramionami. Aleks spojrzał na partnera kątem oka - mimo wszystko nie wyglądał na kogoś, kto by się denerwował.
Zresztą... Bartek, podobno nim został jego facetem, był wcześniej jego przyjacielem. Może ta przyjaźń przetrwała? Na samą myśl w Białeckim znów zawrzało, chociaż już przecież nie musiał być zazdrosny o tego białowłosego idiotę, skoro Janek z nim zerwał.
- Mhm - odpowiedział Bartek i jeszcze przeniósł spojrzenie na Aleksa. Uśmiechnął się wymuszenie pod nosem, machnął zabawnie ręką, zupełnie jakby coś mu się poluzowało w nadgarstku, po czym powiedział: - Na zapleczu jest sporo roboty. - I odszedł.
Janek, nie komentując, złapał Aleksa za dłoń i pociągnął go na zaplecze. Tam Adam, młody chłopak nadzorujący wszystkich, dał im zajęcie na barze. Mieli wszystko uporządkować i przygotować tak, by przy pracy najpotrzebniejsze rzeczy znalazły się pod ręką. Białecki od czasu do czasu zerkał jeszcze w stronę Bartka i już nawet nie ukrywał, że wcale mu się nie podoba jego obecność tutaj. Teraz już w ogóle nie miał ochoty pracować, jednak chyba było już za późno na wykonanie taktycznego odwrotu.
Później przeszli znów na zaplecze, żeby zdjąć koszulki i założyć czerwone muszki, a Alex miał ochotę zabić każdego, kto choć na chwilę spojrzał na Janka. Stał tuż obok swojego kochanka, który wkładał ich rzeczy do czarnego plecaka, i obserwował wszystkich uważnie. Nigdy nie podejrzewałby siebie o taką zaborczość, może nawet chorobliwą zazdrość, ale w tamtym momencie nawet się nad tym nie zastanawiał. Złość aż go rozpierała, a on mógł tylko stać, zgrzytać zębami i zaciskać pięści, starając się opanować.
Nim wyszli na salę w swoich skąpych ubraniach, do pomieszczenia, w którym się przebierali, weszła jeszcze pani Karolina. Aleks aż uniósł brwi, patrząc z powątpiewaniem na jej złotą suknię, a następnie na poprawiony makijaż. Przypominała mu teraz drag queen, w szczególności że zmieniła upięcie włosów. Wydawało się, że miała ich więcej, co dawało dość sztuczny rezultat. Zresztą, Aleksowi trudno byłoby wskazać choć jedną rzecz, która u tej kobiety nie wyglądała sztucznie.
- No dobrze, zaraz zaczynamy - powiedziała i klasnęła w dłonie, a jej ogromne, złote pierścionki na palcach obiły się o siebie. - Trzech chłopców pójdzie na bar, jeżeli zrobi się tam kocioł, dołożymy jeszcze jedną osobę. Reszta na salę. Będzie dobrze, ładnie się uśmiechajcie, bądźcie mili i wyglądajcie prześlicznie! - Znów zaklaskała, a jej policzki - nie wiadomo, jak to możliwe - wydawały się zaróżowić pod stertą makijażu, jaką miała na twarzy. Aleksowi przebiegło przez myśl, że może Karolina czuła się tutaj jak jakiś reżyser teatralny, instruujący swoich aktorów przed wielkim przedstawieniem. Aż miał ochotę się wtrącić, że to tylko przyjęcie dla bogatych pedałów, ale ostatecznie udało mu się ugryźć w język. - Ty... - wskazała palcem na jakiegoś chłopaka, młodego, ale nie wyglądającego na nastolatka. Mógł mieć dwadzieścia parę lat.
- Jacek - powiedział i uśmiechnął się z wymuszeniem.
- Ach, tak. - Twarz Karoliny rozjaśnił szeroki uśmiech odsłaniający jej złote korony na przednich zębach. - Więc Jacek... i Bartek. - Tym razem wycelowała różowym tipsem prosto w Białowłosego Idiotę. Marszczyła przy tym czoło, przez co wyrysowane tam czarne brwi zgięły się w dość zabawny sposób. - I może ty - wskazała na Aleksa. - Jak się nazywasz? Przypomnij mi, bo już nie te lata, żebym was wszystkie, dzieciaczki, spamiętała.
- Aleksander - odparł, a serce na moment podeszło mu do gardła. Już przeczuwał, jaki skutek może mieć wyliczanie pani Karoliny.
- A więc Olek. - Zgrzytnął zębami na dźwięk tego zdrobnienia. - We trójkę staniecie na barze. Dacie radę? Jak coś, możecie się zamienić z innym chłopcem - dodała zaraz, a Białecki rzucił krótkie spojrzenie w stronę Bartka. Pech chciał, że i ten popatrzył na niego.
Idealnie, odezwał się jakiś ironiczny głos w głowie Aleksa, a on już nawet nie miał zamiaru kryć się ze swoją niechęcią.
- Zapowiada się wspaniała noc - zamruczał pod nosem, krzywiąc się na samą myśl, że będzie musiał znosić Bartka tak blisko siebie.
- Bez przesady - odezwał się Janek i uśmiechnął pokrzepiająco. Szkoda tylko, że nic to nie dało. Wisielczy humor Aleksa jedynie się pogłębił. - Dasz radę, jak będzie naprawdę źle, to coś wykombinujemy, hm? Zresztą, to kilka godzin, nie wieczność. - Wzruszył ramionami, nie widząc problemu. No, może dla niego go nie było, nie musiał stać i znosić towarzystwa Białowłosego Idioty obok siebie.
Chociaż z dwojga złego, lepiej już, żeby Aleks męczył się w towarzystwie Bartka, niż żeby to Janek miał z nim spędzić całą noc. Z tą myślą wyszedł na salę i stanął na barze. Zerknął jeszcze na rozpiskę różnych drinków i krótki instruktaż, jak się je robi. Z tym nie będzie mieć problemów, w końcu trochę już z alkoholem miał do czynienia, pomyślał z rozbawieniem, sięgając po zalaminowaną kartę z blatu i szybko ją czytając.
- Całkiem zabawnie, hm? - Kątem oka zauważył, że ktoś do niego podszedł. Spojrzał na Bartka i zmarszczył brwi, ignorując myśl podpowiadającą mu, że chłopak był naprawdę ładny. Miał regularne rysy twarzy, mocne, grube brwi i przenikliwe spojrzenie. Jeżeli chodzi o aspekt urody, to niestety Aleks nie miałby co konkurować z Bartkiem. - Mamy dla siebie całą noc - dodał z rozbawieniem i mrugnął do niego, rozglądając się po barze. - Zawsze miej pod ręką wódkę i whisky. Z whisky najwięcej idzie Ballantinesa, ale jednak Finlandii schodzi najwięcej. Niby takie bogate krowy, ale smaku w alkoholach żadnego. - Przewrócił oczami, a Aleks zapatrzył się na niego w zastanowieniu. Dlaczego mu to wszystko mówił? Trochę go inaczej zapamiętał z ostatniego spotkania.
- I? Teraz jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał Aleks z niezrozumieniem.
- Nie - odpowiedział Bartek i aż się zaśmiał, jakby to nie było logiczne. - Oczywiście, że nie. Ale jesteś facetem mojego przyjaciela. Jakoś muszę cię strawić - dodał i wzruszył ramionami.
- Facetem twojego byłego faceta - poprawił, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Bartek spojrzał na niego i zmarszczył swoje ciemne brwi, nijak nie pasujące do białych włosów. I choć wcześniej Aleks faktycznie starał się szukać w jego wyglądzie samych wad, teraz musiał przyznać, że Bartek naprawdę miał w sobie to ...coś?.
Na to jednak Aleks już odpowiedzi nie usłyszał. Bartek tylko uśmiechnął się, a sala powoli zaczęła zapełniać się ludźmi. Wypatrzył w tłumie Janka, który właśnie rozmawiał z jakimś innym chłopakiem, aż nagle Schneider obejrzał się w stronę baru. Białecki mimowolnie uśmiechnął się, na co Jaś odpowiedział tym samym i po chwili namysłu podszedł do niego.
- I jak? - zapytał, stając po drugiej stronie lady. Jego wzrok tylko omiótł sylwetkę stojącego obok Bartka, by w końcu skupić się na Aleksie.
- Dam radę - odpowiedział i wzruszył ramionami.
- Jak będzie coś nie grać, to mi mów - dodał i na moment się zawahał, by zaraz wesprzeć się dłońmi na ladzie, unieść trochę i szybko pocałować niespodziewającego się niczego Aleksa w usta. Białecki zamrugał, oblizał nieświadomie wargi i zaraz uśmiechnął się szeroko, niezwykle zadowolony.
- No dobra, chyba jednak nie będzie źle - powiedział, wyraźnie ułaskawiony. Jaś parsknął śmiechem.
- Wiedziałem - skomentował, odwrócił się i odszedł, a Aleks nie miał pojęcia, czy jego zmysłowe poruszanie tyłkiem było tylko odruchowe, czy może specjalnie skierowane do niego.

***

Aleks wpatrzył się w jakiegoś faceta składającego zamówienie i żałował, że wzrok nie może zabijać. Aż zgrzytnął zębami, kiedy mężczyzna wyciągnął dłoń, żeby dotknąć ramienia Janka. Całe szczęście, że Schneider zaraz się odsunął z zażenowanym uśmiechem, bo Aleks gotów był już cisnąć trzymaną właśnie butelkę Finlandii o kafelki i zainterweniować.
- No już, już, bo aż parujesz. - Usłyszał z boku. Spojrzał na rozbawionego Bartka z niechęcią, nic jednak nie odpowiadając. Wrócił do pracy, starając się nie zerkać ciągle w stronę Janka i nie obserwować rozwijającej się sytuacji, bo wtedy naprawdę rzuciłby wszystko. Zerknął na karteczkę z zamówieniem. Jedna wódka z colą, whisky z lodem i dwie lampki szampana, przeczytał, po czym zabrał się za przygotowywanie wszystkiego. - Masz. - Spojrzał na kieliszek z przeźroczystym płynem i kawałek cytryny. Zmarszczył brwi.
- W pracy? - zapytał, przenosząc wzrok na Bartka. Ten tylko uśmiechnął się i nie czekając na Białeckiego, wypił swojego szota.
- No a co - odparł, niczym się nie przejmując, że robił to na widoku wszystkich. - Serio, Karola jest spoko babką, można sobie trochę wypić. Zresztą, tobie przydałoby się rozluźnić poślady - dodał z rozbawieniem.
- Spadaj - odwarknął Aleks i sięgnął po kieliszek. Wychylił go, od razu przelewając wódkę do gardła, żeby nie czuć jej ostrego smaku na języku. Szybko przegryzł też cytryną i aż się skrzywił.
- Spoko, Janek nie raz już kelnerował - powiedział Bartek, zabierając się za wydawanie drinków. Postawił na blacie jedno z zamówień, a jakiś chłopak odebrał je, przynosząc zapisane na karteczce kolejne żądanie klienta. Aleks poszedł więc w jego ślady i również zabrał się za pracę. Musiał przyznać, że ten szot naprawdę go rozluźnił. - Nie jest głupi, nie da się zbajerować takim starym pałom. - Wzruszył ramionami. - To tylko praca, zresztą, nikt go nawet nie dotyka, a patrzeć to sobie tam można - machnął ręką i złapał za butelkę Pepsi, żeby dolać jej do jednego z drinków.
- I po co właściwie mi to mówisz? - zapytał Aleks, nie rozumiejąc, skąd się u Bartka wziął ten przyjazny ton.
- Nie mam zamiaru wchodzić między was - powiedział, sięgając po kolejne kieliszki. Nalał wódki i znów podsunął Aleksowi alkohol. Wszystko robił tak szybko i sprawnie, jakby całe życie stał za barem. Białecki już nie oponował, sięgnął po szota, ale jeszcze go nie wypił. - Mówiłem, Jaś to mój przyjaciel. Znamy się w chuj długo, Miśku. - Mrugnął do niego, a Aleks mógł tylko unieść brwi, zdziwiony nadanym mu pseudonimem. Nim zdążył się zastanowić, jak to skomentować, Bartek zaczął mówić dalej. A mówił naprawdę bardzo szybko i z zabawną manierą zmiękczania samogłosek. - I serio, są takie przyjaźnie, których nie warto niszczyć związkiem - dodał, wychylając kieliszek.
- Odpuszczasz sobie? - zapytał Aleks ze zdziwieniem, obracając kieliszek w palcach, by po chwili wreszcie wypić jego zawartość.
- Ja i Janek to zły układ - zamruczał, wgryzając się w cytrynę. Kiedy już ją wyżuł, rzucił skórkę do śmietnika, by zaraz zabrać się za przygotowywanie drinków. - Chociaż to ja bardziej nie pasowałem. Nie nadaję się do związków. - Wzruszył ramionami. - A szkoda, bo Janek... No, wiesz sam. Janek jest super i tak dalej. - Machnął ręką. - Sam się już pewnie przekonałeś. - Białecki nie mógł zaprzeczyć. Szkoda tylko, że kilka dni temu prawie zepsułby wszystko, co dopiero między nimi kiełkowało, pomyślał, stawiając gotowe zamówienie na blacie. - I życzę wam wszystkiego, co najlepsze i tak dalej. - Wydął usta w zabawny sposób. W ogóle miał całkiem zabawne ruchy, okropnie przegięte. To wypinał bioderko w bok, machał ręką z luźnym nadgarstkiem, oblizywał w zabawny sposób wargi, ale z drugiej strony wcale taki przegięty się nie wydawał. Miało się wrażenie, że te jego ruchy to jakiś przemyślany układ, nad którym wciąż musiał panować, by nie wyjść z roli. W zestawieniu z całkiem męskim głosem i jego dość postawną sylwetką, wypadało zabawnie.
- Chyba powinienem podziękować - rzucił wesoło, na co Bartek tylko przewrócił oczami, już nic nie odpowiadając.

W pewnym momencie podszedł do niego Janek z zamówieniem.
- I jak? - zapytał, podając mu kartkę i zbierając z blatu drinki, które zaraz miał zanieść na inny stolik.
- Spoko, radzimy sobie - powiedział, nie mogąc nie zerknąć krótko na Bartka, który popijał teraz jakiegoś innego alkoholu. Nie szczędził sobie, pomyślał Aleks z krzywym uśmiechem.
Janek uniósł zdziwiony brwi i też popatrzył na Bartka, ale nie skomentował.
- To dobrze. - Kiwnął głową. - Za godzinę się zrobi luźniej, zobaczysz - dodał jeszcze, nim odszedł.
Aleks spojrzał na kartkę, jaką przyniósł mu Janek. Było tam kilka zamówień dla różnych stolików, w tym dla faceta, który chwilę temu tak natrętnie zaczepiał Jasia. Życzył sobie zwykłej wódki ze Spritem.
Białecki sięgnął po najdalej stojącą szklankę i jakoś tak zapomniał przetrzeć jej z drobinek kurzu. Przypadkiem również zamiast Finlandii, złapał za znacznie gorszą wódkę i równie całkowicie przypadkiem nalał alkoholu mniej niż powinien. A do tego wszystkiego dolał resztkę wygazowanej wody sodowej.
Kiedy odstawiał gotowego drinka na blat, nie krył szerokiego, zadowolonego z siebie uśmiechu.

***

Około godziny czwartej nad ranem ostatni goście opuścili lokal i dopiero wtedy zaczęła się dla Aleksa prawdziwa praca. Musieli wszystko doprowadzić do porządku, poustawiać stoły, poprzecierać balaty, pomyć kieliszki. Niektórzy z chłopaków już się zwinęli, rezygnując z dodatku, jaki przysługiwał im za pomoc w sprzątaniu. Białecki jednak stwierdził, że skoro już przemęczył się całą noc, nic się nie stanie, jak poświęci jeszcze tę godzinę i zarobi trochę więcej kasy.
Bartek zniknął z pola widzenia, ale Aleks nie bardzo się tym przejął. Skupił się na swoim zadaniu, żeby jak najszybciej dostać pieniądze i się stąd zmyć. Kiedy skończyli, pani Karolina, wyglądająca na ogromnie zmęczoną, zaczęła wypłacać pensje, okupując przy tym jeden ze stołów. Po całej nocy pewnie trudno byłoby jej teraz ustać. Już jakieś dwie godziny temu ledwo co chodziła, podpierając się czarną laseczką ze złotą rączką i utykając na jedną nogę. Mimo wszystko Aleks jedno Jasiowi musiał przyznać - Karolina była naprawdę miłą, starszą panią, dokładnie tak, jak przedstawił ją Schneider. Nie oszukała ich, a wręcz przeciwnie, zapłaciła jeszcze więcej, niż Białecki mógłby się spodziewać.
Po wszystkim wrócili na zaplecze. Szybko się przebrali, gdy zza zasłoniętych białym prześcieradłem mebli wyłonił się Bartek z jakimś chłopakiem. Śmiali się z czegoś głośno, wyraźnie pijani.
- Poczekaj - rzucił Janek, zakładając jeszcze na siebie bluzę, po czym podszedł do swojego przyjaciela. Aleks nawet już nie krył się z tym, że zaczął ich uważnie obserwować, zupełnie jakby w każdej chwili coś mogło się stać. W końcu Bartek trochę tego wieczora wypił, a teraz wyglądało na to, że wcale nie próżnował na zapleczu i się doprawił. - Masz jak wrócić? - Aleks skrzywił się, słysząc przejęty ton Janka. Nic jednak nie zrobił, stał tam, gdzie wcześniej, z plecakiem w rękach.
Bartek wzruszył ramionami i odpowiedział bełkotliwie coś, czego Aleks już nawet nie zrozumiał. Janek westchnął ciężko.
- Dobra - skapitulował, łapiąc Bartka za ramię i ciągnąc go w stronę Białeckiego. - Podrzucimy go - powiedział, kiedy Aleks posłał mu pytające spojrzenie. - Nie zostawię go w takim stanie. - Białecki poczuł nieprzyjemne ukłucie zazdrości, ale nie skomentował. Wzruszył jedynie ramionami i powrócił do ubierania się, popatrując przy tym raz po raz na Bartka. Chłopak usiadł na podłodze, wyraźnie pijany.
- Jeszcze zarzyga ci samochód - rzucił Aleks, wciąż mając nadzieję, że Janek się rozmyśli. Pomimo tego, co Bartek mu dzisiaj powiedział, wciąż nie mógł się do niego przekonać i cały czas traktował go jako realne zagrożenie.
- Aleks, nie zostawię go - odparł Janek poważnym tonem, a w pewnej chwili uśmiechnął się lekko. - Nie bądź zazdrosny.
Białecki prychnął, marszcząc zabawnie nos.
- Nie jestem zazdrosny - odpowiedział tonem niezadowolonego dziecka. Janek aż się zaśmiał.
- Nie, wcale - dodał z rozbawieniem i gdy Aleks już miał się odezwać i rzucić czymś, co tylko bardziej zdradziłoby go ze swoją zazdrością, Jaś pochylił się do niego i pocałował mocno. Białecki sapnął, ale nie miał zamiaru z tego nie skorzystać. Przyciągnął Schneidera do siebie, nie przejmując się ludźmi znajdującymi się jeszcze na zapleczu.
- Ej, to obrzydliwe - prychnął Bartek, któremu najwidoczniej na moment wróciła świadomość. Aleks, nie myśląc nawet, żeby odsunąć od siebie Janka, wyciągnął w stronę Białowłosego Idioty rękę z dumnie wystawionym środkowym palcem.

***

Odetchnął z ulgą, kiedy Janek zatrzymał samochód pod jednym z odremontowanych, komunalnych bloków. Wreszcie będzie mógł przemieścić się do przodu, bo z przyczyn logicznych umieścili Bartka na siedzeniu obok kierowcy. W razie gdyby chłopak miał zaraz zwymiotować, łatwiej byłoby go ogarnąć.
Kiedy Aleks odpinał pas, do samochodu ktoś podszedł i otworzył drzwi po stronie Bartka. Do środka pojazdu zajrzała znajoma Białeckiemu twarz, oświetlona żółtym światłem lampki zawieszonej przy suficie auta. Aleks przyjrzał się chłopakowi, zastanawiając się chwilę, skąd go właściwie znał.
- Hej - rzucił dzieciak do Janka (bo nie mógł mieć więcej niż osiemnaście-dziewiętnaście lat). - Dzięki. Mogłem się domyślić, że schleje się w pracy - prychnął, marszcząc zabawnie nos.
- Nie ma problemu - odpowiedział Jaś, odpinając pas. - Dasz sobie radę, czy pomóc ci go przetransportować? - zapytał, a uczucie, że skądś zna tego chłopaka, wciąż nie dawało Aleksowi spokoju.
- Powinienem dać radę - mruknął i poklepał Bartka po policzku. - Hej, wstajemy - dodał łagodnie, a gdy Bartek jako tako się ocknął, pomógł mu wysiąść z samochodu. - Dzięki - powtórzył jeszcze raz, po czym trzasnął drzwiami i ruszył w kierunku klatki schodowej z przewieszonym na sobie, człapiącym Bartkiem. Aleks szybko przemieścił się do przodu, jeszcze popatrując na dwie sylwetki znikające w budynku.
- Kto to był? - zapytał ciekawy, kiedy siedział już na fotelu obok kierowcy. Janek przekręcił klucz w stacyjce i wycofał pojazd.
- Dominik - mruknął. - Cień Bartka - wyjaśnił pokrótce, zjeżdżając z dróżki międzyblokowej na ulicę.
Białecki zmarszczył brwi. Wiedział, że dzwoni, ale nie miał pojęcia, w którym kościele.
- Cień? - dopytał.
- Przyjaźni się z Bartkiem chyba od zawsze. I podkochuje się w nim, ale oczywiście Bartek tego nie zauważa. - Wzruszył ramionami, ani na chwilę nie spoglądając na Aleksa, tylko koncentrując się na drodze, żeby dobrze wyjechać. Zawsze gubił się w uliczkach na tym osiedlu. Zamilkł na chwilę, by zaraz westchnąć ciężko. - Ja dołączyłem do nich znacznie później. Zawsze byli we dwóch, aż tu nagle pojawiłem się ja. Dominik nigdy mnie nie lubił - mruknął.
- A ty jego?
- To fajny facet - przytaknął. - Nie mam powodów, żeby go nie lubić. Nigdy nic do niego nie miałem, on oczywiście też wprost mi nigdy nie pokazał, że niezbyt za mną przepada, ale wiesz. - Zerknął krótko na Aleksa. - Takie rzeczy się po prostu czuje. - Białecki nie mógł nie pokiwać głową ze zrozumieniem.
- To dlaczego Bartek z nim nie jest? Widać było, że gówniarz się o niego martwił.
- Bo Bartek jest ślepy - prychnął Jaś i machnął ręką w zbywającym geście. - Jest idiotą. Kochanym idiotą - Aleks skrzywił się - ale idiotą. No i gdyby z nim był, to naprawdę współczułbym Dominikowi. Bartek lubi facetów i lubi seks, jest dość... rozwiązły. - Zakończył wzruszeniem ramion, a Białecki pokiwał głową, nie ukrywając nawet, że to go uspokoiło.
- A twój związek z Bartkiem? - dopytał jeszcze, wykorzystując chwilę.
- Pomyłka - powiedział to, co mówił mu kilka tygodni temu. Aleks nie miał powodów, żeby mu nie wierzyć. - Ale myślę, że dalej się przyjaźnimy. Wiesz, są takie przyjaźnie, które zamiana w związek może zniszczyć. - Białecki zmarszczył brwi. Już gdzieś to dzisiaj słyszał.
Mimo wszystko poczuł się znacznie lepiej. Nie miał chyba żadnych powodów, żeby być o Bartka zazdrosnym. Zresztą, naprawdę ufał Jankowi. Uśmiechnął się pod nosem i jakby całkowicie bezwiednie skierował swoją dłoń na udo Schneidera. Pogłaskał go przez materiał spodni, wpatrując się rozluźniony i przerażająco zmęczony w drogę, na której z każdą chwilą zbierało się coraz więcej samochodów. Nic dziwnego - zbliżała się godzina szósta rano, ludzie spieszyli się do pracy.
Janek zaparkował samochód na parkingu pod blokiem Aleksa. Wysiedli z pojazdu i wolnym, wykończonym krokiem ruszyli do klatki schodowej. Podróż starą, trzeszczącą i niesamowicie śmierdzącą windą minęła im w milczeniu, tak samo zresztą jak droga do drzwi mieszkania. Kiedy znaleźli się w środku, nawet nie pomyśleli o szybkim prysznicu. Odwiesili kurtki, zdjęli buty i zgodnie poczłapali do salonu. Janek już nawet nie miał sił, żeby jakoś skomentować bałagan panujący w pomieszczeniu. Rozebrali się do slipek, żeby po chwili położyć się do łóżka w znanej już sobie konfiguracji: Jaś przy ścianie, Aleks na skraju kanapy.
- Jezu, ten dzień był straszny - wymamrotał Białecki, zamykając oczy i czując zbliżające się do niego ciepło Janka. Pozwolił chłopakowi objąć się od tyłu i wcisnąć swoją twarz w jego kark.
- Był - zamruczał i nastała długa chwila ciszy, przerywanej jedynie odgłosami buszujących w klatce szczurów. - Aleks... co właściwie dzisiaj się z tobą działo, co? - zapytał w pewnej chwili. Białecki zmarszczył brwi, początkowo nie rozumiejąc.
- A co miało się dziać? - zapytał.
- No... byłeś dziwny przed pracą i w trakcie - wyjaśnił, na co on zagryzł wargę, zastanawiając się przez dłuższy moment. Dopiero kilka chwil później odwrócił się do Janka przodem, nie odzywając się jednak od razu. Wydawało się, że wciąż się wahał. - No...? Co jest?
Aleks nabrał powietrza w płuca, czując, jak zaczynają palić go policzki. Cieszył się jednocześnie, że był środek zimy i że na zewnątrz wciąż panowała nocna ciemność, dzięki czemu Jaś nie mógł zobaczyć jego twarzy.
- Nie chcę, żebyś tam pracował - burknął. Jaś zmarszczył brwi, nie przestając jednak obejmować Aleksa luźno w pasie.
- Czemu? - Nie rozumiał. Białecki aż zgrzytnął zębami.
- Bo, kurwa, jestem zazdrosny! - wypalił, już nie panując nad sobą. Alkohol, który dzisiaj wypił, też mu trochę w tym pomógł. Kiedy jednak zrozumiał, co powiedział, albo raczej - w jaki sposób to powiedział, poczuł, że ma ochotę się zapaść. Najlepiej pod kanapę, a później jeszcze kilka pięter w dół.
Jaś milczał, zbyt zaskoczony, a później zaśmiał się cicho. Nim jednak Aleks zdążył urzeczywistnić swoją chęć zapadania się, Janek przyciągnął go mocno do siebie i pocałował mokro w sam środek czoła.
- Dobra - skapitulował. - Poszukamy razem jakiejś normalnej pracy, co? - zapytał jakoś tak dziwnie lekko. W końcu hej, Aleks, ten zadufany w sobie idiota, był o niego zazdrosny! Na samą myśl o tym dziwne, ale bardzo przyjemne, mrowiące i ciepłe uczucie rozpierało go od środka.
- Dobra - burknął Aleks niczym dziecko, ale uśmiechnął się pod nosem.
Nigdy więcej kelnerowania w samych gaciach, pomyślał i jeszcze pocałował Janka na dobranoc.