Szkolny prześladowca 7
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 25 2017 06:48:39



Po weekendzie szkolne korytarze na nowo zapełniły się uczniami łaknącymi wiedzy. Owszem wśród nich znaleźli się tacy, którzy przychodzili tu bo musieli jak i tacy dla których stanowiła dobre miejsce towarzyskich spotkań, a że przypadkiem coś do mózgownicy wpadało, dawało to duże plusy i zmuszała do codziennego porannego wstawania.
Jiro nie lubił poranków zimą. Porzucenie cieplutkiego łóżeczka, skazywanie się na odmrożenie nosa, kiedy na dworze termometry nie zamierzały pokazywać upragnionej temperatury plus dwudziestu stopni i do tego być zmuszonym samemu robić sobie śniadanie, gdzie w lodówce jest tylko kawałek sera, było nie do przyjęcia. Oczywiście zrobiłby zakupy, ale po co? Po to, żeby matka zaprosiła do domu wygłodniałe koleżanki, które wyżrą wszystko co kupił? Co to to nie. Wolał zjeść coś w szkolnej stołówce. Matka jak chce niech sama nakarmi swoje towarzystwo, a może i kochanków, choć był pewny, że do domu ich nie sprowadzała. Niech sama myśli czym zapełnić lodówkę. Na brak funduszy nie narzekała, chyba, że jej mąż już wszystko przegrał w kasynach.
Tak więc z samego rana zamiast na ciepłe śniadanko skazany był na kilka wczorajszych kanapek w stołówce. Mógł po drodze do szkoły wpaść do jakiegoś baru, ale nie chciało mu się wstawać wcześnie i gdyby to zrobił z pewnością spóźnił by się na lekcje co nie spodobało by się nauczycielom.
Do jego stolika zbliżył się Satoru.
- Tak myślałem, że tu cię... - przerwał widząc ogromnego siniaka na jego szczęce - Co ci się stało?
- Nie pytaj.
- Biłeś się z kimś?
- Nie. Jak możesz tak myśleć?
- Jesteś dość agresywny. Nie unikasz bójek.
- Czy twoim zdaniem w ciągu ostatniego czasu w coś się wpakowałem- Poza tym ciebie też ponosi. Wyładowujesz się jednak inaczej. Matsura jest tego dobrym przykładem.
Aizawa nic na to nie powiedział. Obaj wyszli ze stołówki i skierowali się od razu pod swoją klasę. Czekając na jej otwarcie usiedli na parapecie.
- Może byśmy się gdzieś wybrali wieczorem? - zagadnął Jiro - Porwiemy Hayato i obskoczymy parę klubów.
- Na dziś mam inne plany.
- Uuu jakie? - zaciekawił się.
- Mam randkę.
- Taką prawdziwą randkę?
- Czy może być jakaś inna?
- Nie, tylko ty nie chodzisz na randki. Coś się szykuje co? - trącił go łokciem.
Aizawa uśmiechnął się tajemniczo.
- Cześć chłopaki - przywitał się z nimi Hayato. Cały promieniał.
- Siadaj - Oshima przesunął się robiąc mu miejsce.
- Dziękuję postoję.
Satoru popatrzył na niego.
- Ciężka noc?
- Bardzo ekscytująca.
- I tyłeczek boli?
- Sato przestań.
- Nie mów, że się wstydzisz, perwersie.
- Cicho. Tu są ludzie.
- Jiro czy ja głośno mówię?
- Nie. Wiesz, że Satuś ma randkę? - zwrócił się z tym pytaniem do długowłosego.
- Z kim? Przecież wczoraj... - urwał i w jego mózgu zaczęły przesuwać się trybiki świadczące o intensywnym myśleniu - Zaraz, Meiji... Tylko z nim się wczoraj widziałeś.
- Nie mów, że spotykasz się z tym białasem - oburzenie Jiro było aż za bardzo widoczne.
- Nie mów tak o nim - Hayato podniósł głos.
- Umówiłem się z nim na dziś. Chce randki będzie ją miał.
- Czyżbyś czuł się winny tego co mu robiłeś?
Szarooki nie otworzył ust, żeby odpowiedzieć przyjacielowi. Daishi się w niego wpatrywał w końcu pochylił i wyszeptał:
-To fajny chłopak. Takich zjadasz na miejscu. Znam cię. Nie skrzywdź go.

***

Meiji widział jak trzech chłopaków rozmawia ze sobą. Długowłosy coś powiedział Satoru na co ten zareagował nikłym uśmieszkiem. Skulił się w sobie przenosząc wzrok na Jiro. Chłopak miał coś niepokojącego w oczach, kiedy gapił się na niego. Nie chciał mieć nic z nim do czynienia. Niestety skazywał się na to chcąc być blisko Satoru. Nie lubił go, może nawet bał się. Chłopak naskakiwał na niego bez wyraźnej przyczyny. Nie rozumiał tego i nie sądził, że to się zmieni. Czuł strach, niemoc, rozżalenie, że zawsze musi ktoś być, aby go dręczyć. Podobne uczucia towarzyszyły mu w tych chwilach, kiedy Aizawa obrał go sobie za cel. Teraz to się zmieniło i miał nadzieję, że Jiro w końcu przestanie się nim interesować.
Jego dalsze rozmyślania przerwał nauczyciel, który pojawił się jak duch przed drzwiami klasy. Otworzył je wpuszczając całe towarzystwo do środka.
Usiadł w swojej ławce i skupił się na tym co mówi nauczyciel.
-Zanim zacznę was torturować pytaniami i wklepywać do głów nowe wiadomości, chciałbym ogłosić, że po tej lekcji w sali gimnastycznej odbędzie się spotkanie z uczniami klas drugich i trzecich. Dotyczyć on będzie kursu, który ma się odbywać w naszej szkole. Chodzi o kurs samoobrony - po klasie przeszedł szmer cichych rozmów - To nowy projekt o który walczyło kilku nauczycieli i kuratorium zgodziło się, że może on się odbywać w naszej szkole. Wszystko to ze względu na wasze bezpieczeństwo. W związku z coraz wyższą przestępczością i napadami na licealistów w ostatnim czasie, uznaliśmy, że musicie umieć się obronić. Kurs ma się odbywać dwa razy w tygodniu. Wszystkich szczegółów dowiecie się na spotkaniu, jeżeli ktoś jest zainteresowany. Radziłbym jednak wszystkim pójść na niego, żeby mi potem nie było ciągłych tych samych pytań kręcących się w kółko. Teraz wracamy już do lekcji. Przypomnimy sobie budowę układu krwionośnego ssaków.
Meiji rzucił okiem na Satoru. Chłopak obracał w dłoni długopis i od czasu do czasu notował ważniejsze zagadnienia omawiane przez nauczyciela. Nie pokazywał tego po sobie, ale cieszył się z wieczornej randki jak dziecko z dostania wymarzonej zabawki. Z dnia na dzień coraz mocniej uświadamiał sobie swoje uczucia i był pewien, że zdobędzie to zimne serce. Nieświadomie położył palce na ustach przypominając sobie pocałunek. Znów chciałby zakosztować tych warg. Obiecał sobie, że postara się do tego doprowadzić dzisiaj. Nie może być nieśmiałym chłopaczkiem.
Sprawy z bratem wzrzucił na samo dno umysłu. Nie pozwoli, żeby to zniszczyło mu humor. Nie był tylko pewny, czy mama o wszystkim wie, a jeżeli tak to jak zareagowała. Nie widział jej od soboty. Jakoś nie śpieszyło mu się na takie spotkanie. Miał tylko nadzieję, że ona nie zachowa się jak Kazu. W końcu również te myśli odsunął od siebie i zajął się lekcją.

***

Głośny dzwonek zawołał wszystkich na przerwę. Niektórzy ociągali się z wyjściem z klasy, ale większość wybiegła tuż po pierwszym sygnale. Białowłosy wolnym krokiem opuścił pomieszczenie i od razu natknął się na Hayato i Satoru. Odetchnął widząc, że są sami.
- Myślałem, że już nigdy stamtąd nie wyjdziesz - odezwał się szarooki.
- Czekacie na mnie?
- Owszem - długowłosy objął go ramieniem - Przecież nie możesz być sam.
- A konkretnie chciałem zapytać jak sytuacja w domu?
- Och w domu? Jest jak mówiłem. Brat mnie olał. Już się dla niego nie liczę, ale nie będę się nad tym rozwodził. To jego sprawa co do mnie czuje. Chce mnie nienawidzić proszę bardzo. Byłem przygotowany na jego reakcję. Nic mnie to nie obchodzi - wiedział, że oszukuje samego siebie.
Szli w stronę sali gimnastycznej.
- Nie wierzę. Przecież nie wygląda na takiego - mówił Hayato - Powiedziałbym, że będzie pierwszym, który zaakceptuje geja.
- Przyjacielu pozory mylą - nagle Satoru został potrącony przez biegnącego chłopaka z pierwszej klasy - Gówniarzu tu się nie biega! Ktoś powinien nauczyć moresu żółtodziobów - rozmasował bolące ramię.
- Satuś to zawsze należało do twojego zadania. Stajesz się miękki - roześmiał się Daishi.
- Nie wnerwiaj mnie.
- Obiecałeś, że nie będziesz na mnie krzyczał.
- Obiecałem, obiecałem. To co wybierasz miejsce stojące? Wiesz Meiji, Hayato cierpi z powodu bolącego tyłeczka.
- Dlacz... - urwał i zaczerwienił się, kiedy dotarło do niego o co chodzi.
- Głupi - długowłosy zmierzwił Satoru włosy i roześmiał się. Sprawy seksu nigdy nie były dla niego wstydliwe i zawsze traktował je normalnie, jako część życia człowieka.
- Dwie godziny siedziałem u fryzjera, a t y to zniszczyłeś w ciągu sekundy - głos szarookiego był rozbawiony, mimo, że udawał ogromnie niezadowolenie z zaistniałej sytuacji.

***

Jiro przysiadł na jednej z ławek. Od dziecka interesował się różnymi technikami samoobrony, więc teraz ciekawość go tu przywiodła i niecierpliwie czekał na rozpoczęcie spotkania.
Nauczyciel wychowania fizycznego wyszedł na środek i cały harmider, który roznosił się po dużym pomieszczeniu, natychmiast ucichł.
- Pewnie wasi nauczyciele wyjaśnili wam po co zebraliście się tutaj?
Jiro nie słuchał tego co mówi ten facet. Lubił go, bo nie był łagodny tylko wymagał od uczniów wiele, ale za dużo mówił. Zajął się obserwacją ludzi. Po drugiej stronie sali zobaczył swoją byłą dziewczynę w ramionach, co go nie zdziwiło, kujona. Wiedział, że zawsze pociągał ją umysł chłopaka, nie mięśnie, czy wygląd. Był tylko zły, że jednego dnia było wszystko dobrze, a na drugi zostawiła go mówiąc ?było miło?. Sądził, że coś dla niej znaczy. Nie to, że miał ochotę wiązać się z nią aż do śmierci w morzu tyle rybek pływa, ale byli parą i chyba to powinno mieć jakieś znaczenie dla nich obojga. W sali zapanowało poruszenie, szczególnie wśród dziewczyn, znalazło się też i paru chłopaków. Skierował wzrok w miejsce gdzie patrzyli. Obok wuefisty stał młody mężczyzna. Długie włosy przewiązał czarną wstążką nad karkiem, kiedy odwrócił się do niego twarzą jedyne co wyrwało się ust Oshimy to jedno słowo:
- Cholera.
Powrócił do słuchania tego co mówi nauczyciel.
- Tak więc pan Arato poprowadzi kurs i jak mówiłem proszę się do niego zgłaszać z pytaniami i zapisami.
Nie mylił się to był Ichiro Arato. Facet z klubu. Zamierzał nigdy go nie spotkać, los bywa przekorny. Widział pełne zachwytu i uwielbienia twarze dziewcząt na których policzkach pojawiły się podejrzane rumieńce. Przypomniał sobie scenę z klubu, jak Ichiro go podrywał. Gdzieś w nim zagościła mściwa satysfakcja, wiedząc, że one sobie mogą wzdychać, wdzięczyć się, tak jak to właśnie robią, a Arato i tak nie zwróci uwagi na ich piękne kształty.
Mężczyzna stał otoczony wianuszkiem osób i odpowiadał na ich pytania. Czasem słyszał jego śmiech. W końcu wszyscy się rozeszli i wtedy spostrzegł, że sala opustoszała. Widział jak Ichiro pożegnał się z nauczycielami i spojrzał na niego. Przez chwilę był zaskoczony, że ktoś tu jeszcze został, ale w mig jego brwi powędrowały do góry. Dopiero, kiedy przeskoczył kilka ławek, Jiro uświadomi sobie, że chłopak idzie do niego. Co on tu jeszcze robił? Powinien wyjść razem ze wszystkimi, a nie siedzieć jakby był przyklejony do tego miejsca.
Arato stanął nad nim. Jiro podniósł się, nie będzie przecież patrzył na niego z dołu.
- Nie wiedziałem, że cię tu spotkam - zaczął Ichiro - Czekałem na twój telefon.
- Nie obiecywałem, że zadzwonię.
- Chyba bawiłeś się świetnie w moim towarzystwie.
- Do czasu jak nie zacząłeś mnie podrywać.
- Uch, aż tak ci się nie podobało?
- Nie jestem gejem. A teraz muszę spadać. Mam lekcję - chciał uciec od tych przenikających go oczu.
- Zapiszesz się na kurs?
- Nie wiem. Raczej nie.
- Masz tydzień do namysłu.
- Już pewnie masz kilku kursantów? - zapytał Jiro.
- Szczególnie dziewczyny.
- Je raczej interesuje twoja osoba.
- A ciebie co interesuje? - zapytał go o to niskim seksownym głosem.
- To czego mógłbym się nauczyć.
-Gdyby to ktoś inny prowadził zajęcia? Boisz się mnie Jiro? Mogę cię wiele nauczyć.
- Nie chrzań. Dlaczego miałbym się ciebie bać. W moim otoczeniu jest pełno gejów - jeżeli do pełna może zaliczyć Satoru i Hayato.
- Tylko, że żaden nie powiedział ci, jak na niego działasz.
- Jestem hetero, wiedzą o tym.
Ichiro pochylił się do jego ucha.
- Ja wyczuwam u ciebie inną nutkę. Kręcisz mnie jak nikt dotąd. Lubię polować na niedostępną zwierzynę jest smaczniejsza.
Jiro przełknął ślinę. Dziwnie się poczuł, kiedy ciepły oddech owionął jego ucho.
- Nie jestem gejem - wysyczał.
- Nie można żyć w wiecznym zaprzeczeniu.
- W niczym nie żyję. Odwal się! - wybiegł z pomieszczenia. Co ten facet sobie wyobrażał? Wie kim jest i na pewno nie pozwoli, żeby Arato położył swoje łapska na jego ciele. Przecież o to mu chodziło, kiedy mówił, że kręci go. Nie był jakąś tam zwierzyną. Złość go rozsadzała i chętnie wyładował by ją na kimś. Całe szczęście lekcje już trwały i korytarze były puste. Jęknął. Znów się spóźnił na lekcje do pani Goto.

***

Wieczór nastał szybko. Meiji po długim pachnącym cytrusami prysznicu, ubrał się w wąskie jedwabne spodnie i długą zieloną tunikę sięgającą mu do połowy ud, przetkaną czarną nitką przy szyi i na rękawach. Podkreślała jego szczupłe ciało, a zieleń dobrze komponowała się z oczami. Ciągle zostające w nieładzie włosy upiął spinkami, równie białymi jak to co podtrzymywały. Miał tylko nadzieję, że nie przesadził.
Zszedł na dół. Z salonu dotarł do niego odgłos strzałów i wybuchów. Zajrzał przez uchylone drzwi. Kazu oglądał film, po raz kolejny ten sam. Chciał się do niego odezwać, ale zrezygnował. Wiedział, że brat i tak nie zwrócił by na niego uwagi. Traktował go jak powietrze. Karał go. Tylko za co? Za coś co nie było jego winą? Za coś co istniało w nim od początków jego narodzin? Miał tylko nadzieję, że Kazunari zrozumie w przyszłości jak bardzo brakuje mu Meijiego. Wycofał się spod drzwi cichutko. Poszedł do kuchni, przy stole siedziała zamyślona mama, przeglądała jakąś książkę. Musiała niedawno wrócić z pracy, ale był tak zajęty przygotowaniami do randki, że nie zauważył tego.
- Mamo, możemy przez chwilę porozmawiać?
Podniosła głowę. Jej oczy uśmiechnęły się na jego widok.
- Wyglądasz... inaczej. Wychodzisz?
- Tak. Ja... mam randkę. Mamo ja... chciałem.
- Kazu mi wszystko powiedział, a raczej wykrzyczał, także wiem o twojej orientacji.
- On? Ty mnie nie odepchniesz? - zapytał zdziwiony.
Wstała i podeszła do niego.
- Jesteś moim synem. Nawet jeżeli bym wolała, żebyś w przyszłości się ożenił, miał dzieci nie zmienię twojej natury. Wystarczającą nagrodą będzie dla mnie twoje szczęście. A Kazu, kiedyś zaakceptuje twoją wyjątkowość.
- Wyjątkowość? - zapytał marszcząc czoło.
- Tak, bo jesteś wyjątkowy - poprawiła mu pasemko włosów z grzywki - Rozumiem, że umówiłeś się z chłopakiem.
- Zaraz tu będzie. Nie wiem, czy coś z tego będzie, ale chciałbym. Satoru jest kimś o kim nie mogę przestać myśleć - zdziwił się, że tak łatwo przyszło mu wymówić te słowa przy matce.
- Mam nadzieję, że doceni to jakim jesteś skarbem.
Dzwonek do drzwi sprawił, że Meiji prawie podskoczył. Mama się roześmiała.
- To, chyba on - rozszerzył oczy ze strachu, kiedy zobaczył jak kobieta wychodzi do przedpokoju otworzyć drzwi - Mamo ja to zrobię.
- Chcę go poznać. Otworzę.
Jak powiedziała tak zrobiła. Satoru stał ubrany w długi czarny płaszcz, a sypiący śnieg, obsypywał mu włosy i tworzył na ramionach błyszczący kryształkami kołnierz.
- Dzień dobry. Ja przyjechałem po Meijiego - odezwał się głębokim głosem.
Białowłosy poczuł się tak jakby chłopak przyjechał się mu oświadczyć i poznać przyszłych teściów. Pożałował tej myśli, bo wiedział, że to się nie stanie. Nigdy nie będą mogli się pobrać. Obaj są chłopakami i nawet nie są razem.
- Proszę wejdź. Meiji czeka na ciebie.
Aizawa podziękował i wszedł. Oczy mu zabłysły na widok białowłosego. Szybko jednak ukrył to pod ich zwykłym blaskiem. Przesunął wzrokiem po postaci Meijiego. Chłopak widział, że spodobał mu się ten widok.
- Satoru - wreszcie się otrząsnął w towarzyszącego mu napięcia - poznaj moją mamę. Mamo to mój kolega Satoru.
Szarooki podał kobiecie rękę.
- Miło mi panią poznać.
- Wzajemnie. Meiji ubieraj się. Nie każ chłopakowi czekać i bawcie się dobrze.
- Nie mówisz mi o której mam wrócić? - zapytał białowłosy ubierając kurtkę.
- Nie ma takiej potrzeby. Jesteś dorosły.
Meiji miał wrażenie, że nie zmartwiła by się gdyby wrócił rano. Tego się nie spodziewał. Faktycznie chciała, żeby był szczęśliwy. Uśmiechnął się do niej ciepło. Wychodząc kątem oka zobaczył jak brat wygląda zza uchylonych drzwi. Przez twarz przemknął mu cień smutku, ale myśl z kim wychodzi odepchnęła smutki. Zamierzał dobrze się bawić i nikt nie zniszczy tego wieczoru. Nic i nikt.

***

Hayato siedział na kolanach swojego mężczyzny i tulił się do niego. W kominku płonął ogień w którym trzaskały drewna. Za oknem szum wiatru rozbijającego się o szyby przypominał o zimowej aurze. Etsuya otoczył go ramionami. W tym momencie byli tyko oni, a wokół wznosiły się niewidzialne uczucia, które pochodziły z dwóch bijących w tym samym rytmie serc. Okrążały parę i wracały jak magiczna moc, podsycając łączący ich ogień.
- Dobrze mi - wyszeptał Hayato.
- Chcę, żeby ci było ze mną dobrze. Ja z tobą czuję się tak jakby wszystkie moje marzenia się spełniały.
- Ja bym chciał, żeby zawsze to trwało.
- Będzie.
- Bardzo bym chciał - powtórzył się.
W tonie jego głosu aktor wyczuł nutę smutku.
- Dlaczego mam wrażenie, że coś jest nie tak.
- Ja nie wiem - wtulił się w niego bardziej.
- Co? o co ci chodzi kotku?
Cisza się przedłużała tworząc rosnący niepokój w sercu Etsuyi. W końcu cichy szept rozerwał ją i przedarł się do jego uszu.
- Nie wiem mam dziwne przeczucia. Jakby coś się czaiło i czekało na odpowiednią chwilę, żeby nas rozdzielić.
Aktor poruszył się i podniósł palcem brodę chłopaka.
- Nic i nikt nas nie rozdzieli. Rozumiesz? Nie pozwolę na to. Choćbym nie wiem co miał zrobić, znieść to nie pozwolę... - urwał ponieważ głos mu się zaczął łamać. Przy tym chłopaku wychodziły na wierzch wszystkie jego uczucia - Nie pozwolę. Za bardzo pragnę być z tobą.
Z oczu długowłosego spłynęły łzy.
- Ty mój sentymentalisto.
- Mogę być i sentymentalny i nudny w tym co mówię, ale dokładnie wiem co czuję - pogłaskał go po włosach - Wszystko będzie dobrze kochanie - przytulił go tak mocno jak potrafił. Złożył pocałunek na jego włosach.
Chłopak wtulił twarz w jego szyję. Nigdy by się z nim nie rozstawał. Niedługo Etsu znów wyjedzie, a on zostanie sam. Już nie pokazał tego, ale nadal to dziwne uczucie, że coś się stanie nie opuściło go.