Szkolny prześladowca 1
Dodane przez Aquarius dnia Marca 06 2017 00:31:02


Usiadł przy stole w kuchni z miną, która wyrażała pełno jego obaw co do właśnie rozpoczętego dnia. Przejechał ręką po jeszcze wilgotnych po myciu włosach, tym samym niszcząc efekty ciężkiej pracy, którą wykonał układając niesforne długie kosmyki. Westchnął.
Nawet nie zauważył jak przed nim wylądowało śniadanie w postaci kilku tostów z ulubionym dżemem brzoskwiniowym.
-Meiji martwisz się czymś? - zapytała go matka.
-Trochę boję się tej nowej szkoły – zabrał się z niechęcią za śniadanie. Miał wrażenie, że każdy kęs, który przełykał staje mu w gardle i nie zamierza polecieć tam gdzie było jego miejsce.
-Nie ma się czym denerwować. Ja wiem, że w starej szkole czułeś się dobrze, miałeś znajomych i musiałeś ich zostawić, ale zobaczysz w tej na pewno poznasz nowe osoby i zaprzyjaźnisz się z nimi.
-Tak, na pewno – powiedział cicho. Nie chciał jej wyjaśniać, że tu nie chodzi o znajomych, których i tak nie miał, matka jak zawsze była ślepa, tylko o to, że znów będzie musiał przechodzić przez trudny dla niego proces adaptacji. Ze względu na pracę matki, musieli się przenosić tam gdzie akurat została oddelegowana. Zdarzało się to nie więcej niż raz w roku, ale dla chłopaka było to trudne doświadczenie. Ciągle zmieniające się domy, osoby, miasta pozostawiały w nim coraz większe poczucie straty lat w których był szczęśliwy. Tęsknił za dobrymi czasami, kiedy rodzina była jeszcze pełna i miał przyjaciół. Jak się potem okazało pseudo przyjaciół. Zostawili go w trudnych chwilach i ojciec nie był lepszy. Nie umiał sobie poradzić z kalectwem syna i odszedł. Może dobrze się stało, teraz wiedział na kogo może liczyć. Chociaż wolałby nigdy nie przeżyć tego co zdarzyło się pewnego słonecznego dnia pamiętnej wiosny. Trzy lata temu Meiji przechodząc przez ulicę wpadł pod pędzący na czerwonym świetle samochód i został sparaliżowany od pasa w dół. Po chwilowym załamaniu, dzięki wsparciu matki i starszego brata podniósł się psychicznie i zaczął bardzo ciężką i bolesną rehabilitację. Po długim czasie ćwiczenia dawały pożądane efekty także dzisiaj jego nogi mimo, że czasem traciły siły go nosić, były sprawne, mógł oglądać świat z wysoka, a nie z przestrzeni wózka.
Matka przysiadła się do niego i położyła swą rękę na jego.
-Powiedz mi czego się boisz?
-Może tego, że moje nogi się zmęczą i padnę na korytarzu wzbudzając śmiechy wszystkich wokół. Do tego rozpoczynam chodzenie do nowej szkoły prawie w środku semestru. Wszyscy będą się na mnie gapić jak na ufoludka.
-Jak zawsze wyobrażasz sobie coś co może nie nastąpić. Poza tym twoje nogi są ciągle rehabilitowane i takie sytuacje zdarzają się już bardzo rzadko jak się nie denerwujesz. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się szeroko, co jednak nie podniosło Meijiego na duchu.
Do kuchni w nastroju wprost przeciwnym do brata, wszedł Kazunari.
-Hejka wszystkim – otworzył lodówkę i wyjął karton soku pomarańczowego. Już miał ochotę upić łyk z niego, kiedy napotkał każący wzrok matki – Dobra, pamiętam, że od tego są szklanki.
-Mógłbyś odwieźć Meijiego do szkoły? Ja już pędzę do biura.
-W sumie mogę.
-No pięknie – jasnowłosy wstał.
-Coś ci się nie podoba braciszku?
-Znów całą drogę będziesz mi truł o swojej nowej dziewczynie – odstawił pusty talerz do zlewu.
-Mam się czym pochwalić. Dopiero dwa tygodnie temu się tu sprowadziliśmy, a ja już kogoś poznałem. Najwyższy czas, żebyś i ty jakąś znalazł.
-Mam na to czas – nie chciał mówić, że dziewczyny go nie interesują, mimo tego czasem miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Może wtedy matka nie umawiała by go z córkami swoich koleżanek czy też innymi często obcymi dziewczynami, przysparzając mu przy tym dużo wstydu.
-Czas, zawsze to mówisz. Masz osiemnaście lat, a nadal jesteś prawiczkiem.
Meiji się zirytował słowami brata i już miał coś powiedzieć, kiedy piskliwy dźwięk komórki mu przerwał. Kazunari odebrał swój telefon z rozanieloną miną.
-Słucham cię pysiu.
Zielonooki przewrócił oczami i wyszedł z kuchni nie mając ochoty słuchać przesłodzonej rozmowy. Nie miał nic przeciw temu, ale chwilami go to wkurzało ponieważ, nie przyzna się do tego głośno, zazdrościł bratu, że ten ma kogoś bliskiego. On chwilami czuł się taki samotny i zagubiony w swojej inności, że miał ochotę wyć do księżyca.
Wyszedł przed dom i zaczekał na brata przy jego samochodzie. Rozejrzał się po okolicy i stwierdził, że w końcu zamieszkali w ładnej, spokojnej dzielnicy. Niestety z wścibską sąsiadką na karku. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy firanki w sąsiednim budynku poruszyły się. Tak było za każdym razem jak ktoś opuszczał jego dom. Miał ochotę jej pomachać, ale powstrzymał się przypominając sobie jak wczoraj Kazunari otrzymał od niej słowną reprymendę, kiedy to w czasie cofania samochodem matki zahaczył jednym kołem o trawnik ciekawskiej i często denerwującej się o byle co sąsiadki. Stał i grzecznie poczekał na brata.
Po dziesięciu minutach, podczas których cierpliwość Meijiego została wystawiona na próbę, pojawił się przy nim brat.
-Spóźnię się do szkoły, przez twoje gadki z tą laską.
-Umówiłem się z nią na wieczór – wsiedli do auta – zaraz cię odwiozę i jadę szukać pracy. Przez tą przeprowadzkę tamtą musiałem rzucić.
-Jesteś dorosły, mogłeś zostać i zamieszkać sam.
-Jestem głową rodziny odkąd tata odszedł i nie zostawię was samych – potargał bratu włosy po czym zapalił silnik.

Zajechali pod liceum dziesięć minut później. Budynek zbudowany był z białej cegły i pokryty czerwoną balcho-dachówką. Wokół niego był duży dziedziniec porośnięty trawą. Przez który prowadziła droga ułożona z czerwonej kostki od bramy głównej aż pod same drzwi szkoły, a obok był niewielki parking.
-To trzymaj się braciszku – powiedział Kazunari – Jak nie będę mógł później przyjechać po ciebie to zadzwonię.
-W porządku. Dam sobie radę. Umiem korzystać z komunikacji miejskiej – wysiadł z samochodu i spojrzał na górujący nad wszystkim budynek. Obejrzał się jeszcze za siebie jak usłyszał dźwięk odjeżdżającego auta.
-Teraz zostałem sam na placu boju – wziął głęboki oddech i już miał iść w stronę wejścia, gdy jego uwagę przykuło Suzuki Kizashi w kolorze wiśniowym. Auto przejechało koło niego bardzo blisko i musiał odskoczyć do tyłu z obawy, że jego stopy mogą zostać zmiażdżone przez koła. Samochód wjechał na teren szkoły i zatrzymał się na jednym z wyznaczonych miejsc. Po chwili z samochodu wysiadło dwóch chłopaków. Pierwszy siedzący na miejscu kierowcy był bardzo szczupły, wysoki, a jego czarne, długie włosy okrywały swobodnie plecy i prawie sięgały zgrabnych pośladków. Jednak większą uwagę zwrócił na drugiego chłopaka o czerwono czarnych włosach, których kosmyki okalały jego przystojną o drapieżnych rysach twarz. Chłopak poruszał się jak pantera, kiedy wraz ze swym towarzyszem weszli do wnętrza budynku. Meiji dłuższą chwilę stał jak zahipnotyzowany, będąc pod wpływem wyglądu nieznanego młodzieńca. Po paru minutach także poszedł w ślady innych uczniów i wszedł do środka.
Pierwsze co miał zrobić to skierować się do gabinetu dyrektora i stamtąd miał trafić do swojej nowej klasy. Wyjął kartkę, którą przygotowała mu mama i przeczytał numer piętra oraz pokoju w którym urzędował dyrektor. Bez problemu trafił w wyznaczone miejsce. W sekretariacie został poinformowany, że dyrektora jeszcze nie ma, ale jedna z nauczycielek zaraz po niego przyjdzie i wprowadzi go do klasy. Usiadł sobie na jednym z krzeseł i czekał. Czas do rozpoczęcia lekcji pędził nieubłaganie do przodu.
-Denerwujesz się? - zapytała młoda sekretarka, na oko miała tuż po trzydziestce.
-Nie lubię przenosin do nowej szkoły. Wszystko jest dla mnie nowe, nikogo nie znam.
-Rozumiem cię. Też tak miałam w dzieciństwie. Powiem ci, że strach ma wielkie oczy lub nie taki diabeł straszny jak go malują, wybierz co wolisz i nie raz to się sprawdza, a nawet bardzo często. Ja tutaj spędziłam najlepsze lata swego, życia, ale to było dawno, także...
Do pokoju weszła starsza nauczycielka i przerwała kobiecie w mówieniu.
-Gdzie jest ten nowy uczeń?
Sekretarka pokazała ruchem głowy Matsurę, który wstał i grzecznie przywitał się z nauczycielką.
-Od dziś jestem twoją wychowawczynią. Nazywam się Emiko Yamaguchi. Proszę za mną zaprowadzę cię do twojej klasy i przedstawię uczniom.
Poszedł posłusznie za przewodniczką, jak nazwał ją w myślach. Gdzieś w okolicach schodów usłyszał perlisty śmiech i szybkie kroki kilku osób wchodzących na górę. Już w kilka sekund później zobaczył trzech wesoło rozmawiających chłopaków i jedną dziewczynę. Dwóch z nich rozpoznał z parkingu. Trzeci trochę niższy od pozostałych miał na sobie dobrze wyprasowany mundurek, masę kolczyków w uszach, nienaganną fryzurę i najgłośniej się śmiał. Obok niego stała drobna brunetka o delikatnych rysach twarzy i tuliła się do jego ramienia. Pogrążeni na opowiadaniu minionego weekendu nie zauważyli, jak nauczycielka patrzyła na nich niezbyt przychylnym wzrokiem.
-Aizawa, Daishi, Oshima, a wy jeszcze nie w klasie? Ty Hattori masz zajęcia piętro niżej. Czyżbym się myliła? - zapytała ostrym głosem na który uczniowie zareagowali natychmiast. Odwrócili się w stronę nielubianego głosu. Meiji mógł teraz zobaczyć duże, szare oczy chłopaka z czerwonymi pasemkami. Nieznajomy uśmiechnął się słodko do swojej wychowawczyni.
-Moja ulubiona nauczycielka. Właśnie idziemy na lekcję. Kumiko odprowadza swojego chłopaka. Proszę się nie martwić zdąży na pierwsze zajęcia – szare oczy spoczęły na białowłosym – A ciebie nie znam.
-Jestem tu nowy.
-Nowy? Zapamiętam sobie ciebie.
Meiji poczuł lekki strach gdy te piękne oczy zabłysły czymś złym.
-Aizawa do klasy! - krzyknęła nauczycielka – reszta też!

Wychowawczyni przedstawiła Matsurę całej klasie i kazała mu usiąść w pierwszej wolnej ławce. Stoliki były jednoosobowe i jedyne wolne miejsce było przy oknie w ostatniej ławce. Poszedł w jego stronę czując wwiercające się w niego oczy dwudziestu pięciu osób. Od dawna nie miał takiej tremy jak w tamtej chwili. Na szczęście szybko pokonał dzielące go od ławki metry i usiadł. Spojrzał w swoją prawą stronę i ponownie napotkał szare spojrzenie w którym nie było grama ciepła. Odwrócił wzrok udając zainteresowanie tematem zadanym przez nauczycielkę. Mimo tego czuł na sobie ten dziwny wzrok i zastanawiał się czego od niego chce ten chłopak. Starał się nie zwracać na niego uwagi co było dość trudnym zajęciem.

Po lekcji gdy nauczycielka wyszła. Szarooki wstał i podszedł do niego. Nachylił się nad białowłosym z drwiącym uśmieszkiem.
-To ty stałeś na placu i przyglądałeś się mnie i mojemu koledze?
-Twój kolega prawie wjechał we mnie. - Meiji spojrzał w stronę długowłosego, który siedział obok na ławce.
-Jak on jedzie masz znikać z drogi. Można ci to jednak wybaczyć bo jesteś tu nowy. W takim razie musisz wiedzieć o paru rzeczach. Nazywam się Satoru Aizawa. Ja rządzę w tej szkole, a szczególnie w klasie. Bez mojej zgody nie możesz nawet splunąć, a takich jak ty chłopaczków zjadam na śniadanie. I sprawia mi przyjemność widok strachu na takich buźkach.
-Myślisz, że interesuje mnie jak się nazywasz, co robisz? Nie zamierzam cię słuchać - powiedział Meiji. Pozbierał swoje rzeczy i chciał wyjść.
Satoru wciągnął ze świstem powietrze.
-Mnie się nie odszczekuje – złapał chłopaka za ubranie i rzucił go na ścianę obok – Zapamiętaj to sobie raz i na zawsze chłoptasiu i nie wchodź mi w drogę, bo pożałujesz. Rozumiesz?!
-Tak - Chciał stąd uciec jak najdalej i nie wracać. Na samą myśl, że czeka go tu dzisiaj siedzenie do popołudnia i tak każdego dnia, robiło mu się niedobrze.
-Satoru puść go, bo jak ktoś zobaczy to będziesz miał kłopoty – odezwał się długowłosy chłopak.
-Hayato przecież widzisz, że muszę uświadomić naszego małego chłopczyka o kilku ważnych sprawach – puścił go, ale nie odsunął się od niego lustrując wzrokiem twarz Matsury, który walczył z tym, żeby się nie zarumienić. Co mógł na to poradzić, że ten drań był tak cholernie seksowny – Śliczny jesteś Matsura, ale nie wchodź mi w drogę chyba, że zechcesz mieć bliższy kontakt ze mną – dopiero teraz odsunął się od niego. Podszedł do swoich kolegów – Poznaj Hayato i Jiro to dla mnie najważniejsi ludzie na świecie. Są tu drudzy po mnie i to co oni powiedzą jest święte. Chodźcie chłopcy, nowy już wie kto tu rządzi.
Meiji odetchnął, kiedy oddalili się od niego. Zanim wyszli z klasy usłyszał jak jeden z nich zapytał:
-Dlaczego tak zaatakowałeś tego młodego? Nie wydaje się być kujonem czy donosicielem.
-On wzbudza we mnie nieokreśloną złość – odpowiedział szarooki.
Meijiemu szczęka opadła na te słowa. Usiadł w ławce i podparł brodę ręką.
Wzbudzam w nim złość? To musi być jakiś świr. Nic mu nie zrobiłem, a on się mnie czepia. Ciekawe czy z innymi tak postępuje. Co z tego, że jest przystojny jak charakter ma dosłownie do dupy. Przywódca się znalazł. Nie zamierzam wchodzić ci w drogę palancie. Bogaty dupek

Przez resztę dnia białowłosy miał spokój, bo Satoru nie było w szkole. Wrócił do domu autobusem po otrzymaniu smsa od brata, że po niego nie przyjedzie. Dom zastał pusty tak jak się tego spodziewał. Poszedł do swojego pokoju i opadł na łóżko. Musiał odpocząć, bo nogi zaczęły go boleć. Miał nadzieję, że mama jak najszybciej znajdzie mu nowego rehabilitanta. Terapia miała trwać jeszcze dwa miesiące, aby mógł być pewny, że nie powróci na wózek. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudził się gdy na dworze już było ciemno. Wstał, szybko przebrał się w domowe ubranie i zszedł na dół. Od razu poczuł słodki zapach dochodzący z kuchni.
-Dobrze, że wstałeś – uśmiechnęła się matka – siadaj już podaję kolację, a później będzie ciasto. Właśnie się upiekło.
-Kiedy miałaś czas na to?
-Dzisiaj wyjątkowo pracowałam do piętnastej, bo w firmie była jakaś impreza, ale od jutra będę mieć pełny zapieprz od rana do wieczora.
-Nie rozumiem po co tak się meczysz w tej firmie.
-Uwielbiam tą pracę. Zejdźmy ze mnie i powiedz jak ci poszło w szkole.
-Dobrze poza niemiłym wyjątkiem.
-Co się stało? - matka popatrzyła na niego zastygając w drodze do stołu z zapiekanką.
-Taki jeden chłopak mnie zaczepiał, ale nie zamierzam mu wchodzić w drogę to powinien dać mi spokój.
-Mam nadzieję, wiesz, że nie możesz się denerwować.
-Tak, wiem, że silne emocje coś tam mieszając mi w mózgu i mdleją mi nogi. Gdyby nie ten przeklęty wypadek byłbym normalny, a tak to jestem kaleką.
-Nie jesteś.
-To, że chodzę nic nie znaczy. Inni mnie za takiego uważają, kiedy dowiadują się o mojej przeszłości.
-Nie mówisz chyba o tych twoich przyjaciołach – nałożyła mu spory kawałek zapiekanki.
-Ufałem im, a oni mnie zostawili. Od tamtej pory jestem sam, nie mam komu się zwierzyć, z kim wyjść, wszystko przez ten wypadek! Czasami żałuję, że żyję! - wybuchnął.
-Nie waż się tak mówić!
-Ale to prawda. Mam ciebie i brata, ale co z tego jak jestem sam! - wstał. Sam nie wiedział dlaczego tak się uniósł.
-Nie wiedziałam, że czujesz się samotny.
-Ja jestem samotny – popatrzył na nią już spokojny – zjem później. Teraz pójdę poćwiczyć. Mogłabyś znaleźć mi dobrego rehabilitanta? Chce dokończyć leczenie.
-Mam namiar na kilku. Jutro podzwonię i jak coś to umówię cię prywatnie. Zarabiam tyle, że stać nas na to.
-Dziękuję – Meiji już nic nie odpowiedział tylko poszedł do swojego pokoju i usiadł na rowerze rehabilitacyjnym. Ćwiczył długo, aż poczuł ból, a w głowie pojawił się wizerunek Satoru.
Pięknie teraz będzie mnie gnębił również twój wizerunek? Jestem idiotą myśląc o nim
Zszedł z roweru i udał się do łazienki. Ten dzień był dla niego ciężki. Wziął długa relaksującą kąpiel, odrobił lekcje i poszedł spać.

Minął tydzień odkąd Meiji zaczął chodzić do nowej szkoły. Nie narzekał na nauczycieli, byli lepsi niż w jego poprzedniej szkole. Materiał, który przerabiali pojmował w mig. Nawet trudną dla niego chemię zaczął rozumieć. Nauczyciel wszystko potrafił mu tak wytłumaczyć, że przedmiot wydawał mu się bardzo łatwy. Niestety nie wszystko było piękne. Sen z powiek spędzał mu Aizawa. Chłopak starał się nie wchodzić temu draniowi w drogę, ale tamten sam się go czepiał bez powodu, a jego wzrok przerażał. Dziś było najgorzej, bo chłopak poczuł się poniżony i wyśmiany. Na stołówce, gdy chłopak szedł od bufetu z jedzeniem i szukał wolnego stolika, drań podstawił mu nogę i tym samym białowłosy przewrócił się.
-Patrzcie jaka ciamajda z niego – usłyszał głos Satoru.
Podniósł się powoli, patrząc wilkiem na sprawcę upadku. Siedzący obok Jiro uśmiechnął się ironicznie.
-Jesteś... - chciał coś powiedzieć, ale słysząc śmiech na sali uciekł do toalety, chcąc się jednocześnie schować jak i oczyścić mundurek z jedzenia. Jego próby nic jednak nie dawały, bo plama na koszuli nie miała zamiaru zejść.
-Niech to szlag – oparł się o umywalkę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wiedział, że może być ciężko. Nie raz miał do czynienia z takimi typkami jak Aizawa, lecz to ten szarooki typek się go najbardziej uczepił - Myśli, że jak jest przystojny, bogaty i popularny to wszystko mu wolno. Czy ja po raz kolejny pomyślałem o nim, że jest przystojny? Kurcze Meiji lecz się. No, ale mam oczy brzydki nie jest. Chyba już wolałem jak męczyli mnie te osiłki z drugiej klasy, kiedy jeździłem jeszcze na wózku. Napakowani sterydami brzydale, którzy przez prochy mieli wyżarte umysły.
Wrócił do czyszczenia plamy po raz kolejny z rzędu. Zastanawiał się w międzyczasie dlaczego wszyscy się go czepiali. Przecież nic takiego nie robił, żeby być na każdym kroku karany. Zrozumiał by nienawiść do niego jako geja, ale nikt nie wiedział o jego orientacji, więc co im przeszkadzało? Jego delikatność, jasna skóra i białe włosy? Jego wina, że odziedziczył te cechy po babce albinosce? Przed wypadkiem było jednak inaczej, nikt się na nim nie wyżywał. Czyżby wtedy był inny i jego aura, którą roztaczał sprawiała, że tacy ludzie trzymali się od niego z daleka? Wtedy owszem nie był sam i... nie, był sam. Tamci byli przy nim do chwili jak był zdrowy. Dlatego wolał się teraz trzymać od ludzi z daleka i może to było przyczyną, że był łatwym celem dla innych?
Zauważył w lustrze, jak drzwi do toalety się otwierają i wchodzi Satoru wraz z nieodstępującymi go chłopakami.
-No proszę nowy robi pranie. Co to się stało chłopczyku?
-Sam dobrze wiesz i najchętniej wyparł bym ci ten twój głupi mózg.
-Coś ty powiedział?
-Powiedział że... – zaczął Jiro, ale szarooki mu natychmiast przerwał.
-Doskonale wiem co mówił – warknął po czym popatrzył na Matsurę – Oj Meiji nieładnie się tak do mnie odzywać. Ale mogę ci to wybaczyć, bo mam dzisiaj dobry humor. Mówiłem Ci na początku naszego spotkania, żebyś trzymał się ode mnie z daleka śliczny.
Chłopak nie wytrzymał i odwrócił się do niego ze złością.
-To ty stajesz mi ciągle na drodze. Ty za mną łazisz, podstawiasz mi nogi, pojawiasz się wszędzie tam gdzie ja jestem? Co ja ci takiego zrobiłem? Zauważyłem, że tylko w stosunku do mnie tak się zachowujesz!
-Jesteś nowy, a inni zostali już przeze mnie wyszkoleni.
-A co to kurwa szkoła wojskowa?!
-Nie pyskuj mi tu. Nie cierpię takich chłopaczków jak ty.
-Powiedz dlaczego?
Aizawa popchnął go na ścianę i stanął blisko nie dotykając go jednak. Hayato i Jiro przyglądali się z uwagą całej sytuacji.
-Po co te pytania? - wysyczał.
-Nie potrafisz odpowiedzieć?
-Dla mnie jesteś karaluchem, którego mam ochotę zdeptać.
-Dlaczego? - patrzył prosto w te piękne oczy ledwie powstrzymując się, żeby nie opuścić wzroku na swoje buty.
-Nie podobasz mi się. Wyglądasz na kogoś kto jest słaby, a ja takich ludzi nie cierpię. Słabość człowieka niszczy. Oplata i sprowadza na samo dno.
-I co chcesz mnie zniszczyć? Co to w ogóle za wyjaśnienie?
-Jesteś małą gnidą wychuchaną w pięknym domku pełnym miłości, która myśli, że wszystko jej wolno i nie ma na tym świecie bólu.
-Co ty wiesz o mnie? Nie wiesz kim jestem, co czuję. Nie znasz mnie, a twój głupi spaczony umysł...
-Zamknij się!
Następne co Meiji poczuł to silny cios w policzek z na szczęście otwartej dłoni. Jego nogi zaczęły cierpnąć, za długo już stał, a rano nie wykonał żadnych ćwiczeń. Do tego jeszcze ta sytuacja pełna nerwów, które skrzętnie ukrywał nie wróżyła dobrze. Przymknął oczy i próbował się uspokoić.
-Satoru ciszej, bo ktoś cię usłyszy – powiedział Hayato – lepiej chodźmy stąd.
-Chcesz mu odebrać zabawę? - westchnął Oshima – pewnie i tak już rozpoczęła się lekcja, więc kto tu wejdzie?
-Słyszysz chłopaczku co mój przyjaciel mówi? Oto masz odpowiedź na swoje pytania Dokuczanie komuś sprawia mi przyjemność. To doskonała zabawa, a w oko wpadłeś mi właśnie ty. Będziesz chodził jak zegarek jak z tobą skończę.
-Satoru jesteś okrutny – z błyskiem w oku powiedział Jiro.
-Czyż nie był bym okrutniejszy ignorując go? Zwrócił moją uwagę, więc niech się cieszy, że nie jest niewidzialny.
-Och jakże chciałbym być niewidzialny – pomyślał Meiji – Wal się draniu!
-Lepiej go nie denerwuj – zaśmiał się Jiro.
-Satoru chodź – Daishi chwycił przyjaciela za ramię – zostaw go. Nie chcesz chyba wylądować u dyra, a jakby się twój ojciec...
-Hayato przymknij się! - Aizawa odtrącił rękę długowłosego. Popatrzył na niego ostrzegawczo.
-Jeśli tego chcesz to mogę się już nie odzywać – Hayato obrażony opuścił toaletę trzaskając drzwiami.
-Cholera – popatrzył na Meijiego – wyglądasz fatalnie – złapał ręką jego koszulę i rozerwał ją – tak jest lepiej. Jiro idziemy – wyszedł z pomieszczenia w szybkim tempie.
Meiji zsunął się po ścianie i ukucnął. Ukrył twarz w dłoniach, ale nie płakał. W nim już nie było łez, które już dawno temu skończyły mu się. Potrzebował tylko chwili na rozluźnienie się. Policzek nawet nie bolał. Sądząc z tego widocznie się pomylił i uderzenie jednak nie było zbyt mocne.
Wstał, zapiął marynarkę i poszedł do klasy. Wiedział, że oberwie za spóźnienie, ale nie mógł przegapić ukochanej biologii.
W klasie nie zastał słynnej trójki, więc odetchnął. Nauczyciel przyjął jego wyjaśnienie o złym samopoczuciu, znając jego przeszłość. Chciał nawet wysłać go do pielęgniarki, ale chłopak zapewnił go, że wszystko już z nim dobrze.
Na przerwie wyszedł na dwór, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Oparł się o mur szkoły. Chłodne powietrze wpadło mu do nozdrzy, a pierwsze krople deszczu orzeźwiły jego twarz. Jego uwagę zwróciły dwie osoby siedzące na ławce pod drzewem. Od razu rozpoznał Satoru i Hayato, którzy zajęci rozmową nie zauważyli, że podszedł bliżej i tego, że mokną. Nigdy nie był ciekawy, ale teraz to zwyciężyło.
-Hayato przepraszam, że na ciebie krzyknąłem. Nie chciałem. Wiem, że mam tylko ciebie i Jiro. Ufam tylko wam. Jesteście mi najbliżsi.
-Wiem, ale nigdy tego nie rób.
-Nie będę na ciebie krzyczał. Przepraszam – pocałował chłopaka lekko w usta i objął. Na ten gest szczęka Meijiego opadła – Jesteś dla mnie jak brat słoneczko. Kiedy trafiliśmy na siebie czułem, że zawsze będziemy razem. Ty, Jiro i ja.
Hayato uśmiechnął się i jego wzrok padł na Matsurę. Wysunął się z ramion przyjaciela i pokazał ruchem głowy, że mają towarzystwo. Aizawa zerwał się z ławki łapiąc za nadgarstek białowłosego.
-Kto ci pozwolił nas obserwować?! Co słyszałeś?!
-Dopiero przyszedłem. Widziałem tylko ten pocałunek, ale nikomu nie powiem, naprawdę. Nie mam nic przeciw.
-Nie masz? Czemuż to nie masz i co ty sobie wyobraziłeś? - zapytał już spokojniej mrużąc oczy.
-Puść mnie! - z niezwykłą siłą wyrwał się i uciekł. Biegł bardzo szybko po chodniku, moknąc w rzęsistym deszczu. Najlepsze było to, że nogi niosły go z ogromną siłą, nie mdlejąc i nie boląc w czasie tej ucieczki. Ucieczki przed czym? Prawdą, którą zamierzał skrywać? Może nie był sam, może ten okrutny chłopak jest taki sam jak on?
Dziwiło go to, że dla niego Satoru jest taki niedobry, a z tym chłopakiem postępował czule i delikatnie.
-Może do końca nie jest taki zły?
Zatrzymał się na przystanku autobusowym i uspokajając oddech, poczekał na swój autobus. Musi sobie w końcu zrobić prawo jazdy i poprosić mamę o kupno auta. Nie chce się wciąż cisnąć w tłumie ludzi, czy czekać na ciągle spóźniający się pojazd. Mógł poprosić brata, żeby po niego przyjechał, ale ostatnio tamten bujał w chmurach i brakowało mu czasu na inne rzeczy.

Do domu wszedł po cichu i zdjął buty oraz kurtkę. Spojrzał na zegarek za dwie godziny miał umówioną wizytę u lekarza. Mama miała wcześniej wyjść z pracy, aby go zawieść i umówić wszystkie płatności. Miał nadzieję, że ten rehabilitant będzie dobry i doprowadzi go do pełnego zdrowia.
Wszedł na górę i od razu wpadł na swoją zmorę.
-Już jesteś? Miałeś kończyć za godzinę – zauważył brat.
-Musiałem wyjść wcześniej.
-Źle się czujesz?
-Nie wszystko w porządku – ominął go idąc w stronę swego pokoju. Po drodze zdjął marynarkę zapominając o rozdartej koszuli.
-Co ci się stało z tą koszulą?
-Koszulą? - zapytał.
Kazunari podszedł do niego i pokazał mu palcem materiał.
-A to. Miałem małe starcie z takim jednym idiotą.
-Jak to starcie?!
-Nie interesuj się tym. To moja sprawa – wszedł do pokoju i zaczął zdejmować górę ubrania – muszę wziąć prysznic.
-Nie wywiniesz się – stanął przed nim przewiercając go wzrokiem na wylot – kto ci to zrobił?
-Jest taki jeden co się mnie czepia. Aizawa uważa się za pępek świata. Dam sobie z nim radę. Zawsze sobie daję radę – wszedł do łazienki – Co chcesz się ze mną wykąpać, czy sobie popatrzeć? - zapytał, kiedy brat chciał wejść za nim.
-Umył bym ci plecy – Meiji zatrzasnął drzwi przed nosem bruneta – Żartowałem.
Meiji czasami miał go dość. Traktował go jak małe dziecko. Zrzucił spodnie i bieliznę, i wszedł pod prysznic.

Ubrany w nowe ciuchy zszedł do kuchni. Nalał sobie soku i udał się do dużego pokoju. Zastał tam brata gapiącego się w telewizor.
-Znów oglądasz jakieś reality? - usiadł obok niego.
-Tym razem to teleturniej wiedzy.
-Którą nie grzeszysz.
-Dzwoniła mama. Mam cię zawieść do tego lekarza.
-Przecież miała z nim pogadać o opłatach i kolejnych wizytach – zirytował się białowłosy.
-Dzwoniła do niego i on ma ci przekazać wszystko w jakichś tam papierach.
-Aha. To co może pojedziemy już?
-Co to za Aizawa?
-He?
-Mówiłeś, że Aizawa uważa się za pępek świata. Kto to jest?
-Chłopak ze szkoły, a nawet klasy. Czepia się mnie, czasem wyzywa. Normalka.
-Chrzanisz! Dla ciebie to normalne?
-Nie, ale co mam zrobić? Znudzi mu się. Pośpiesz się, bo mogą być korki o tej porze – tym samym zakończył niezręczny dla niego temat.


Ośrodek rehabilitacyjny w którym z jednych gabinetów prywatnych przyjmował jego nowy fizjoterapeuta, mieścił się w centrum miasta. Mimo korków dojechali na czas i teraz Meiji leżał swobodnie na specjalnym łóżku, a facet około pięćdziesiątki pomagał mu w ćwiczeniach nóg.
-...5,4,3,2,1 dobrze opuść teraz nogę i z drugą zrób to samo. Podnieś ją powoli i trzymaj odliczając od dziesięciu. Wyżej, aż poczujesz ból.
Ból, ciągle tylko to. Nie sprzeciwiał się jednak, wiedział, że tak musi być. Posłusznie wykonał ćwiczenie, a potem facet zaprosił go na bieżnię i uruchomił sprzęt.
-Dziś na pierwszej wizycie chcę sprawdzić w jakim stopniu jesteś zdrowy. Na następnej będę chciał wykorzystać kąpiel elektryczno-wodną.
-Zawsze to były jedne z moich ulubionych sesji.
-I bardzo pomocne w leczeniu. Będziesz miał również masaże dwa razy w tygodniu. Zapiszę cię do naszego najlepszego chłopaka. Ma złote ręce i stawia na nogi wszystkich. Dobrze, to teraz ci utrudnię i zwiększymy tempo. Twoje nogi i wszystkie mięśnie świetnie działają.
-To zasługa poprzedniego lekarza. Są w porządku tylko czasem mam uczucie jakby mi mdlały i cierpły. Męczą się jak długo stoję. Mogą chodzić, ale nie lubią stać.
-Twoja mama przesłała mi twoją kartę. Postaramy się ty i ja, żebyś wrócił do pełnego zdrowia, a o wózku zapomniał.
-To niech mi pan powie dlaczego w chwilach silnych emocji one – tu wskazał na nogi – nie chcą współpracować.
-Dużo również zależy od mózgu, który wysyła im złe sygnały w takich chwilach, ale to również pokonamy.
Fizjoterapeuta uśmiechnął się szczerze.

Dwie godziny później wstąpili do pizzerii. Usiedli przy oknie. Zamówili dużą pizze z podwójną ilością sera, szynką i pomidorami oraz dużą colę. Czekając na zamówienie Kazunari poszedł do toalety, a Meiji siedział sam przy stoliku podpierając brodę na złączonych nadgarstkach i przyglądał się ludziom, którzy przechodzili chodnikiem. Czuł się dobrze mimo zmęczenia po ćwiczeniach. Jutro był umówiony na masaż. Wolał by, te trzy popołudnia w tygodniu spędzać inaczej, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Mimo woli uśmiechnął się i tak zastygł widząc kątem oka, że do stolika obok usiadła piątka roześmianych osób.
-Jeszcze tego brakowało – zrezygnowany oparł się o oparcie kanapy.
-Co masz taką minę? – drgnął, kiedy brat położył mu rękę na ramieniu.
-Jaką?
-Jakby cię coś w dołku cisnęło – usiadł naprzeciw niego.
-Nie zwyczajnie straciłem ochotę na jedzenie. Wolał bym wrócić do domu.
Kelnerka przyniosła im zamówienie.
-No sorki, ale za późno. Zjemy i wracamy – wyszczerzył równe białe ząbki, podziękował dziewczynie i zajął się swoją połową pizzy.
Białowłosy usłyszał radosny śmiech dochodzący ze strony w którą nie chciał patrzeć. Jednak jakaś siła zmusiła go do rzucenia okiem w tamtym kierunku i aż wstrzymał oddech. Szare oczy przyglądały mu się z ciekawością.