Americana 15
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 30 2017 11:45:21



Rozdział 15: Samochodowe rozmowy

Wrócił do stolika, usiadł tuż obok Macieja i pociągnął spory łyk drinka. Nawet na chwilę nie zerknął w stronę Radka, który kokieteryjnie pochylał się do jego kochanka i mówił mu coś na ucho. Może jeszcze pół godziny temu by go to ruszyło, teraz jednak zdawał się nawet nie zwrócić na nich uwagi. Myśli zaprzątał mu zupełnie ktoś inny; ktoś, kogo widok w Heaven teoretycznie nie powinien go zdziwić, ale...
Cholera jasna, głupi Janek, niemalże zawarczał pod nosem i już po chwili dopił swój alkohol w zawrotnym tempie, nie przejmując się coraz większymi zawrotami głowy. Byli razem?, zastanawiał się. Tak, na pewno byli. Przecież w innym wypadku Jaś by tak się nie uśmiechał do tego kretyna, nie przyszedłby z nim do Heavenu, no i oczywiście nie zaprosiłby go na koncert do beczkarni, myślał Białecki, siedząc przy stoliku cały naburmuszony i zły. Nawet Grzegorz, który próbował go zagadać, po chwili dał sobie po prostu spokój, bo odburkiwane aleksowe „mhm” wcale nie zachęcało nikogo do rozmowy.
– Ej, co się stało? – zapytał Maciej po kilkunastu minutach, gdy zmiany w zachowaniu Aleksandra nie dało się już tak po prostu przeoczyć. Aleks wprost emanował niezbyt dobrym humorem. Jego niezbyt dobry humor aż emanował dookoła.
– Nic – odburknął, bo co miał mu powiedzieć? Że chwilę temu zobaczył swojego znajomego, którego tak właściwie nie lubił – albo raczej właśnie tak sobie za każdym razem wmawiał – i że ten znajomy całował się z jakimś kolesiem? Przecież to brzmiało tak strasznie żałośnie, że dobrze, iż był pijany, bo cały sens tej sytuacji dobiegał do niego jakby zza ściany. Skupiał się tylko na rosnącej zazdrości, a nie na rozmyślaniu, skąd się ona brała. No i w końcu – czemu zamiast zająć się Maciejem, całe swoje poirytowanie kierował w stronę Janka? Przecież chłopak miał prawo przychodzić do klubu, z kim tylko chciał, no i oczywiście miał prawo całować, kogo chciał, a Białeckiemu nic do tego. Przynajmniej w teorii, bo w tamtym momencie, kiedy był wściekły i pijany, raczej tak sobie tego nie tłumaczył.
– Ciągle się tak marszczysz? – zapytał w pewnym momencie Radek. Aleks spojrzał na niego zdziwiony, wyrwany z zamyślenia, przez co w pierwszej chwili nie zrozumiał kierowanych w swoją stronę słów.
– Co? – rzucił głupawo.
– Marszczysz się. Wyglądasz gorzej niż normalnie – odparł Radek, najwidoczniej też nieźle podpity, bo jak wcześniej tylko złośliwie się do Aleksa uśmiechał, przewracał oczami albo mierzył wzrokiem, tak tym razem otwarcie go zaatakował. Białecki jednak zdawał się teraz nie zauważyć tego przytyku, był myślami w zupełnie innym świecie, przy zupełnie innej osobie.
– Mhm – odmruknął i wstał nagle, bo wypity alkohol dał o sobie znać w postaci ucisku na pęcherz. – Za chwilę wracam – dodał, faktycznie marszcząc mocno brwi, przez co powstała między nimi głęboka bruzda. Zapewne na starość zaowocuje mu to w postaci zmarszczki, ale oczywiście w stanie upojenia w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Ruszył w stronę toalet, przeciskając się przez ludzi w przejściu między barem a parkietem. Wyszedł na korytarz. Do szatni ustawiła się całkiem spora kolejka, a starsza pani szatniarka uwijała się jak w ukropie. Nie przejął się nią jednak, miał w końcu inne, ważniejsze rzeczy na głowie. W podłym nastroju wszedł do łazienki, w której było dość tłoczno. Na szczęście jednak pisuary były wolne, stanął więc przy jednym z nich, wyciągnął swój interes i odetchnął ciężko, oddając się czynności fizjologicznej.
Może przesadza? Powinien się trochę uspokoić, albo... jeżeli Jasiek jeszcze tu był, to mógłby do niego podejść. Dać mu znać, że wie nie tylko o jego orientacji, ale też o tym głupim, durnym kolesiu z białymi włosami. W ogóle – co to za moda? Tylko idioci pragnący zwrócić na siebie uwagę tak się farbowali!, warczał w myślach, jakby kompletnie zapominając, że Dexter Holland, wokalista The Offspring, miał platynowe (z jajecznymi odcieniami) włosy.
Już zapinał rozporek i chciał ruszyć do umywalek, kiedy zerknął na osobę zajmującą pisuar obok. Postać spojrzała na niego zdziwiona, trzymając w jednej dłoni – to nie umknęło uwadze pijanego Aleksa – całkiem pokaźnego (kurwa!) penisa. Białecki szybko podniósł wzrok wyżej, żeby nie wyjść na jakiegoś napalonego zboczeńca łapiącego młodzików w kiblu i ich wzrok się spotkał. Chłopak zmarszczył ciemne brwi, mierząc go niezbyt przychylnym spojrzeniem, na które on, całkowicie automatycznie, odpowiedział tym samym. Nie pomyślał, że takie próby zabójstwa wzrokiem nie mają sensu, skoro dzieciak go nie znał i nie miał pojęcia, dlaczego właściwie miałby zostać zabity. No i byli w kiblu, mierzenie kogoś przy pisuarze raczej szczytem wrogości nie było.
– Coś nie tak? – zapytał głębokim, niskim głosem, a po plecach Aleksa aż przebiegły ciarki, za co zaraz się znienawidził. Ten chłopak nie powinien wzbudzać w nim takich reakcji! Był tylko kretynem przystawiającym się do Janka, nikim więcej.
– Nie – odparł, odwrócił się i ruszył do umywalek.
Jeżeli chodzi o wielość penisa, to nie miał z nim szans, kalkulował, myjąc ręce. To było naprawdę monstrum, aż szok, że dzieciak może trzymać w spodniach takiego potwora. Ale w końcu, Białecki, nie rozmiar ma znaczenie, prawda?, zapytał samego siebie, kiedy podniósł wzrok na lustro i momentalnie miał ochotę się schować. A najlepiej to w ogóle zniknąć, co właściwie wcale nie było w jego stylu. Całe szczęście, że był pijany, bo nie musiał się przejmować tym, co w takim wypadku powinien zrobić arogancki Aleks. Mógł więc skulić się i niepostrzeżony opuścić łazienkę, unikając tym samym spojrzenia Jasia, który kilka chwil temu wszedł do toalety i zaczął coś wesoło mówić do tego białowłosego kretyna.
Kiedy już znalazł się poza łazienką, odetchnął. Nagle poczuł się tak zmęczony, a jednocześnie pijany, że zapragnął wrócić do domu. Już nawet nie czuł zazdrości (no, może trochę), wiedział jednak, że ten wieczór powinien już się dla niego skończyć. Jutro pewnie, gdy się obudzi i wytrzeźwieje, zapragnie spłonąć ze wstydu. To nie było normalne, że przez jednego, głupiego dzieciaka zachowywał się jak skończony debil. Chował się po toaletach, rozplanowywał zabójstwo jakiegoś białowłosego kretyna, ba – zapomniał o Macieju! Cholera, o facecie, który zaprzątał mu głowę już od miesiąca! I to przez kogo? Jakiegoś głupiego osiemnastolatka, którego przecież nawet nie lubił, bo ten wciąż go irytował, był chamski, arogancki i po prostu Aleks go nie trawił, ale...
Pomógł mu przy Piotrze, zawiózł ich i przywiózł, a później jeszcze pomyślał o zakupach. No, a wcześniej wyciągnął Aleksa z jego pieczary, żeby dostarczyć go na próbę. Czy chciał, czy nie, nie potrafił już teraz cały czas wmawiać sobie, że Jaś był tylko bezużytecznym, bogatym kretynem. Między nimi sporo się zmieniło.
– Hej, młody – usłyszał tuż obok i spojrzał na jakby zatroskaną minę Macieja. – Szukałem cię – powiedział głośno, żeby przebić się przez dudniące basy muzyki.
– Ach, tak – odpowiedział, po czym uśmiechnął się z wymuszeniem. – Ja już będę spadać – dodał i wzruszył ramionami.
– Co się stało? Zacząłeś zachowywać się inaczej – powiedział i położył mu dłoń na policzku, pochylając się. Aleks spojrzał mężczyźnie w oczy, które teraz, w świetle czerwonej reklamy na ścianie, przybrały bordowy kolor. Mimowolnie uśmiechnął się; kochanek się o niego martwił!
– Nic, po prostu jestem zmęczony. Za dużo alkoholu – próbował go zbyć i wzruszył ramionami. – Serio, ja już będę spadać – powtórzył, na co Maciej zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
– Ej, ej – mruknął – przecież miałeś iść do mnie. Też już chciałem jechać, Radek ma jutro szkołę na rano. – A więc jednak chodzi do szkoły, pomyślał Aleks, ale nawet nie miał siły, żeby jakoś bardziej z tego zadrwić. – No, i całe towarzystwo się rozmyło. Będziemy lecieć, co? – zapytał, przyciągając go do siebie, by za chwilę pocałować go mocno. – A przed snem jeszcze się zrelaksujemy – dodał z zadowoleniem i mrugnął do Aleksa, który mimowolnie też się uśmiechnął.
Powinien skupić się na Macieju, bo takie ciągłe rozmyślanie o Janku tylko doszczętnie psuło mu humor. Już mieli ruszyć w stronę szatni, gdy tuż pod nosem przeszła osoba przez cały wieczór zaprzątająca mu głowę. Aleks aż zamarł, bo chłopak spojrzał w jego stronę. Przez chwilę miał wrażenie, że ich wzrok się spotkał, ale zaraz zrozumiał, że nie został zauważony. Gdzieś zza niego wyszła jakaś grubsza, wysoka dziewczyna, którą Jaś powitał szerokim, pijanym (Aleks doskonale pamiętał, w jaki sposób Janek uśmiechał się w stanie upojenia) uśmiechem. Przytulił ją krótko, po czym zaczął o coś wypytywać, a Białecki, nie chcąc już kusić losu, odwrócił się szybko i dogonił Macieja. W tamtej chwili cieszył się, że jednak nie podszedł do Janka i go nie zagadał. Im mniej mają ze sobą do czynienia, tym lepiej – postanowił, po czym ustawił się w kolejce do szatni.

***

Poranek dla Aleksa wcale nie był przyjemny. Nie dość, że bolały go dolne partie ciała, to jeszcze bardzo silnie odczuwał uboczne skutki picia. Jęknął i przewrócił się na brzuch, ale to nie była dobra decyzja, bo nagle poczuł, jak cała treść żołądka (o ile w ogóle coś w nim jeszcze miał) podnosi mu się do gardła.
– Kac? – usłyszał niski, mrukliwy ton głosu. Zerknął na bok i mimowolnie się uśmiechnął, bo taki rozespany Maciej prezentował się jeszcze lepiej niż normalnie. – Ale było wczoraj dobrze – pochwalił nagle i podniósł się do siadu, dziwnie rześki. Nie to, co Aleks, który chyba poprzedniego wieczora miał jakiś słabszy kondycyjnie dzień, bo naprawdę mocno się spił.
– Tak? – zapytał i uśmiechnął się, przypominając sobie ostatnie sceny, nim zasnął. Dla niego właściwie... nie było dobrze. Było średnio jak już, przez alkohol nie czuł zbyt dużego podniecenia, tak naprawdę to nie miał nawet pełnej erekcji, ale najważniejsze, że Maciejowi się podobało.
– Tak, tak – odparł i wstał. – Będziesz się zaraz jakoś zwijać, nie? Bo mam trochę pracy – powiedział, na co Aleks się skrzywił. Nie wyobrażał sobie teraz tłuc się w autobusach, czuł na to zbyt duże zmęczenie. Kiwnął jednak głową, po czym też, bardzo niezgrabnie, podniósł się i zaczął szukać swoich ubrań.

***

Oparł głowę o szybę, ściskając w dłoni małą butelkę wody, którą dostał od Macieja. Wpatrywał się w widoki mijane za oknem, przypominając sobie jednocześnie każdą scenę z wczorajszego wieczora. Miał ochotę spalić się ze wstydu, albo najszybciej by było, jakby teraz wyskoczył z tego jadącego autobusu prosto pod koła innego pojazdu. Dlaczego, do cholery, czuł taką zazdrość? I dlaczego wciąż ją czuje na myśl o tym białowłosym chłopaku? Jeszcze niedawno wyzywał Janka od najgorszych, a teraz co, odmieniło mu się? Boże, Aleks, jesteś popieprzony, pomyślał i westchnął ciężko, już nawet nie zwracając uwagi na mdłości, które tylko potęgowało bujanie się pojazdu na wszystkie strony. Chciał już znaleźć się w mieszkaniu, zabarykadować się w nim i zalec w łóżku. Po prostu zapomnieć o wszystkim, tak było najwygodniej. Nienawidził znajdować się w sytuacji, w której nie potrafił zrozumieć samego siebie. Ciągnęło go do Jaśka, temu zaprzeczyć niestety nie mógł, już od dłuższego czasu traktował go jakby trochę inaczej niż na samym początku. Tylko że to nie miało żadnego sensu, w końcu Janek już chyba kogoś miał. I był z nim całkiem szczęśliwy, jeżeliby oceniać po jego zachowaniu, pomyślał, wpatrując się w swoje dłonie. Nagle nabrał ochoty na uderzenie głową w szybę. Cholera! Skąd u niego takie użalanie się nad sobą?
W jednej chwili wszystko zrzucił na karb zmęczenia i kaca. Gdyby czuł się normalnie, na pewno nie dochodziłby do tak popieprzonych wniosków. Całe szczęście, że już po chwili musiał wysiadać i jego rozmyślenia zostały przerwane. Skupił swoją uwagę na drodze do bloku, a kiedy już wszedł do mieszkania, to od razu zakopał się w pościeli i zapadł w niespokojny, ale mimo wszystko przynoszący ulgę jego trawionemu poalkoholową chorobą ciału.
Niestety jednak i tutaj nie miał spokoju od Jasia. W sennych zlepkach różnych sytuacji co chwilę przewijała się jego uśmiechnięta twarz i zaraz za nią pojawiał się ten jasnowłosy chłopak, którego Aleks nawet nie znał, a już nie znosił.
Obudził go dźwięk telefonu, który najpierw zignorował, ale gdy aparat rozdzwonił się po raz drugi, nie mógł już tak po prostu tego zlekceważyć. Sapnął ciężko, po czym wyciągnął rękę do smartfona, jednym okiem spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi, dostrzegłszy podświetlony napis „Krzysztof”. Mężczyzna nie odzywał się do niego od kilku dobrych dni, nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, a więc musiał się stęsknić, pomyślał złośliwie Aleks, po czym podniósł się do siadu. Nienawidził być budzonym, zawsze wtedy miał bardzo zły humor.
– Halo? – odezwał się zaspanym głosem, gdy już odebrał. W słuchawce nastąpiło chrząknięcie, a potem usłyszał cichy, flegmatyczny głos Krzysztofa, który często kiedyś doprowadzał go do szału.
– Cześć – przywitał się mężczyzna. – Dzwonię, żeby... – Dzwonisz, bo ci mnie brakuje, dokończył za niego w myślach Aleks, uśmiechając się przy tym krzywo. – Po prostu zapytać, co u ciebie – dokończył, a Białecki aż się zaśmiał pod nosem. Strzał w dziesiątkę, za dobrze już znał Krzycha i wiedział, że mężczyzna cholernie za nim tęsknił.
– Na razie dobrze – odpowiedział i westchnął ciężko. Mimo wszystko, cholera, dobrze było móc z nim porozmawiać. Krzysztof w większości przypadków był bardzo irytującym, żałosnym facetem, jednak Aleks już się do niego przyzwyczaił. Dobrze mieć kogoś, z kim tak po prostu mógł porozmawiać, no i oczywiście wiedzieć, że ta osoba nigdy nie zawiedzie. – W weekend był u mnie Piotrek. W sensie, mój brat – wyjaśnił szybko.
– Och, tak? – zapytał Krzysztof, ale wcale nie wydawał się być zdziwiony.
– Mhm. To dobry dzieciak – powiedział, zaczynając skubać nerwowo powłokę swojej kołdry. – I... Krzysztof... – Chrząknął, zastanawiając się, w jakie słowa powinien ubrać to, o co chciał go zapytać – Pomożesz mi? Piotrek jest naprawdę dobrym dzieciakiem – powtórzył – i nie zasługuje na takie życie.
W słuchawce nastała cisza, a później westchnięcie.
– Ty też nie jesteś zły – powiedział mężczyzna, właściwie nie wiadomo dlaczego. – Spotkamy się po świętach? – zapytał, a Aleks zacisnął usta. Mimo wszystko... potrzebował jeszcze Krzysztofa, który teraz jak zwykle wracał do niego z podkulonym ogonem. Chociaż gorzkie słowa padły ze strony Aleksa i teoretycznie Białecki miał więcej do stracenia, to Krzychu był stroną kajającą się. Cholera, jak można być aż takim nieudacznikiem? I nagle, zupełnie nie wiadomo skąd, w Aleksandrze obudziło się współczucie. Krzysztof już taki był, naiwny i głupi, lokujący wszystkie swoje nadzieje i marzenia w całkowicie nieodpowiedniej osobie. Nawet jeśli zazwyczaj Białeckiego to albo bawiło, albo denerwowało, tym razem po prostu było mu go żal. Chciał po prostu znaleźć dla siebie miejsce, myślał, że jest ono obok Aleksa, no i boleśnie się rozczarował. Mimo to jednak wciąż wierzył, że do czegoś między nim a jego dziwką (bo inaczej niestety nie mógł siebie nazwać) może dojść. I wcale tu nie chodziło jedynie o seks za pieniądze, a po prostu o uczucie, bo tego Krzysztof pragnął.
– Ale na co? – zapytał Białecki, wpatrując się w klatkę szczurów, które chwilę temu też się pobudziły i już zaczęły szaleć.
– Na nic – mruknął mężczyzna. – Tak po prostu. Żeby pogadać i...
– Dobra – uciął. – Spotkamy się. Wyślę ci później SMS-em, kiedy mam dokładnie czas, a teraz już muszę kończyć.
– Jasne... – chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Aleks mu przerwał.
– Jesteś debilem, wiesz? – warknął. – Opanuj się, nie masz nastu lat. Zacznij myśleć jak dojrzały facet – dodał i się rozłączył, bo nie miał już ochoty ciągnąć tej rozmowy dalej.
Krzysztof jak zwykle go irytował. Tym razem jednak, prócz irytacji, wzbudził też jego współczucie.
Rany Boskie, Aleks, starzejesz się, do cholery, pomyślał, wpatrując się w ekran telefonu, na którym widniała informacja o zakończonym połączeniu.

***

Starał się nie zaprzątać sobie głowy Jankiem i robił wszystko, byleby tylko nie mieć zbyt dużo czasu na myślenie i roztrząsanie wieczoru w Heavenie. A że nie pracował, nie miał tak wielu zajęć do wyboru, więc padło na sprzątanie. Prawie cały dzień nic nie robił, tylko układał wszystkie rzeczy w pokoju i ze zdziwieniem odkrył, że, cholera, miał dywan! Nie tylko dywan, ale też całkiem ładny parkiet, który położyła właścicielka tuż przed tym, nim on wynajął to mieszkanie. Niestety, tak je zapuścił, że jeden dzień sprzątania był stanowczo zbyt krótki, by to wszystko ogarnąć. Zdążył tylko posprzątać jedno pomieszczenie, a już musiał się ubierać i wychodzić, żeby zdążyć na próbę. Ostatnią przed świętami.
Właśnie, zaraz święta, pomyślał, kiedy stanął przed oknem, wpatrując się w szarobury obraz miasta. Kucnął i otworzył klatkę szczurów, do której włożył kilka plastrów jabłka. Demon od razu wyściubił nos spod trocin i gdy tylko poczuł zapach owocu, już przy nim był. Aleks uśmiechnął się, obserwując, jak zwierzątko łapczywie jadło.
Kolejny rok spędzi Boże Narodzenie sam przed durnym Kevinem w telewizji z puszką piwa i paczką czipsów. To już robiło się nudne, że za każdym razem te dni wyglądały identycznie.
„Twój brat też będzie sam” – gdzieś tam w głowie zabrzęczały mu słowa Krzysztofa sprzed tygodnia, kiedy to poszedł do mężczyzny, żeby go niewerbalnie przeprosić (słowo „przepraszam” ostatecznie przecież nie przeszło mu przez gardło).
Dokładnie, Piotr też będzie sam. Doskonale pamiętał, jak Wigilia wyglądała w domu, kiedy jeszcze tam mieszkał. Dzień jak co dzień, chciałoby się powiedzieć. Westchnął ciężko, po czym złapał przewieszoną przez krzesło ramoneskę i wyszedł z pokoju. Czas się zbierać.
I stanąć oko w oko z Jankiem, o którym tak usilnie starał się zapomnieć, psia mać.

***

Na próbę przybył jako ostatni, spóźniając się równe dwadzieścia minut. Kiedy wszedł do garażu, cały zmarznięty i dygoczący, powitał go nieprzyjemny wzrok Remka, znudzonego Adama i niezainteresowanego Jasia, który tylko na chwilę oderwał spojrzenie od ekranu telefonu. Pisał na nim zażarcie, a gdy Aleks to dostrzegł, momentalnie w nim zawrzało. Zgrzytnął zębami, kiedy w jego głowie pojawiła się myśl, że pewnie wymieniał wiadomości z tym białowłosym dupkiem z ostatniego wieczora w klubie Heaven.
– Serio, Aleks? Spóźniasz się przed dzień Wigilią? – prychnął zezłoszczony Remek i założył ręce na piersi. Mimo że rzadko się złościł, teraz był naprawdę poirytowany. – Przecież mówiliśmy, że nie mamy dzisiaj za bardzo czasu – dodał z wyrzutem, na co Aleks uśmiechnął się złośliwie. No tak, przecież wszyscy posiadali jakieś obowiązki, tylko on jutro miał zalec na kanapie.
– Tylko dwadzieścia minut – odpowiedział i odstawił swoją gitarę pod ścianę, zaczynając się rozbierać. W ogóle nie czuł się winny, przecież nie raz zdarzały mu się takie spóźnienia.
– Musimy popracować nad tempem – odezwał się nagle cicho Janek, zmieniając temat. – W Beczkarni trochę się rozmywaliśmy i na poprzedniej próbie było dokładnie tak samo. Trzeba wsłuchiwać się w Adama, bo on świetnie wyznacza rytm – mówił, oderwawszy wreszcie wzrok od telefonu. Zablokował go, wstał z podłogi i, ku uciesze Aleksa, schował ten przeklęty aparat do kieszeni. – Remek, jako gitara rytmiczna musisz być bardziej zdecydowany – powiedział, na co Białecki zmarszczył brwi. Za kogo się ten chudzielec miał, do cholery? Wszystkowiedzący ton, jakiego używał, żeby ich pouczać, zawsze tak cholernie go drażnił. – Aleks, tobie dobrze ostatnio idzie – dodał po chwili, na co sam zainteresowany aż zamarł. Zamrugał, wpatrując się w niego głupio. Jaś go pochwalił? – Wreszcie trzymasz się tego, co ustaliliśmy, nie gnasz i słuchasz Adama – powiedział i uśmiechnął się do niego z... zaraz, zaraz, czy się Aleksowi przewidziało, czy Jaś naprawdę patrzył na niego z uznaniem i czymś pokroju „dobra robota”? Aż zamrugał, zaraz jednak odzyskał rezon i wyprostował się dumnie.
– No wiadomo – powiedział. Brakowało jeszcze tylko tego, by nonszalanckim gestem odgarnął sobie grzywkę na bok.
– Ale widać, że nie umiesz czytać nut – powiedział, sięgając po swoją gitarę. Te słowa już nieco otrzeźwiły Aleksa, były dla niego niczym policzek. – Jakbyś się nauczył, to myślę, że zrobilibyśmy duży krok do przodu – dodał, na co Białecki zmarszczył brwi niczym naburmuszone dziecko. Nienawidził krytyki Janka, dzieciak był przecież o sześć lat od niego młodszy! To on powinien mu dawać rady, nie na odwrót, cholera jasna!
– Nie trzeba umieć czytać nut, żeby dobrze grać – prychnął i założył ręce na piersi. Jaś obejrzał się na niego i westchnął ciężko, jakby zmęczony już tego typu rozmowami z Aleksem, bo doskonale wiedział, jak wszystkie się kończyły. Jeżeli chcieli gdzieś zajść, będą musieli się trochę poprawić, a więc musi jakoś podejść Białeckiego. Wypracować sobie taktykę, żeby i Aleksander był zadowolony, i on.
– To, że grasz bez nut jest super – powiedział, a Remek pokiwał głową. Tylko Adam wydawał się być niezainteresowany rozmową. – Serio, podziwiam cię – rzucił, a Aleksa po raz kolejny zamurowało. Aż spojrzał na Janka podejrzliwie; on coś knuł? – Ale nuty nikomu nie zaszkodzą – dodał, i nim jednak Aleks zdążył znów coś dopowiedzieć, wszedł mu w słowo:
– Załatwiłem nam kolejny koncert.
– Załatwiłeś? – zapytał Remek, patrząc na niego ze zdziwieniem.
– Tak, mój kolega ma znajomego, który prowadzi bar w Krakowie – wyjaśnił, a w garażu momentalnie zapadła cisza. Nawet Adam zwrócił na Janka zainteresowane i jakby bardziej rozbudzone spojrzenie.
– W Krakowie? – zaszokowany Aleks powtórzył prawie że bezgłośnie
– Mhm, w przyszłym roku, szesnastego stycznia – odparł i uśmiechnął się do nich z rozbawieniem. – Co macie takie miny? Powinniście się cieszyć, bo nie dość, że gramy w Krakowie, to jeszcze w sobotę – dodał wesoło. Białecki zamrugał i aż opadł na stojące nieopodal, chyboczące się na boki krzesło.
– Wow – wydusił, przeczesując dłonią włosy. – Kurde – sapnął, a po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Kraków, panowie! – rzucił radośnie, jakby jego koledzy jeszcze tego nie załapali.
– Tak, tak – zamruczał Jaś i machnął ręką. – Ale wiecie, że to oznacza, że mamy tylko trzy tygodnie na przygotowania? Nawet niecałe, bo święta. – Wzruszył ramionami.
– To na co czekamy? – mruknął Remek i szybko złapał za gitarę. – Nie ma co marnować czasu, Kraków wzywa!

***

Ta próba różniła się od ich wszystkich poprzednich, czuć było zaangażowanie z każdej strony, nawet Adam dawał z siebie wszystko. Mieli w końcu przed sobą wyjazd do Krakowa, nawet jeżeli to był tylko koncert w zwykłym barze, to przecież mowa tu o jednym z największych miast Polski, kuźni talentów. Ktoś mógł ich zobaczyć, a nawet jeśli nie, to zapamiętać ich nazwę, poszukać w Internecie, dojść do ich nagrań na Youtube, to... Cholera, to była jedna z największych szans, jakie do tej pory dostali. Musieli się postarać i Aleks doskonale o tym wiedział, dlatego tym razem nie warczał już na Jasia za każdym razem, gdy chłopak wytykał mu jakiś błąd. Zaciskał zęby, kiwał głową i próbował się poprawić.
Przedłużyli sobie próbę o równą godzinę; zdecydowali, że obowiązki domowe mogły poczekać. Najważniejsze było teraz doszlifowanie niedoskonałości i przyzwyczajenie się do myśli, że będą musieli wypaść nie w miarę, nie nawet dobrze, ale bardzo dobrze. I każdy z nich będzie musiał temu wyzwaniu sprostać, żeby nie zawieść reszty członków zespołu.
Kiedy skończyli, pierwszy wyszedł Adam, który podobno spieszył się do swojej mamy. Zaraz po nim garaż opuścił Remek, wykręcając się ostatnimi porządkami przedświątecznymi. Aleks miał klucze, więc z zamknięciem ich małej, samozwańczej sali prób nie było żadnego problemu.
– Podrzucić cię? – zapytał Janek, kiedy zapinał swoją kurtkę i byli już sami. Białecki, stojący przy drzwiach i czekający na niego, zerknął zdziwiony, wyrwany z zamyślenia. Starał się skupić na wyjeździe do Krakowa, jednak tamten felerny wieczór w Heavenie wciąż do niego powracał jak bumerang. Wciąż czuł złość, kiedy patrzył na Janka i wyobrażał sobie, że pewnie zaraz po próbie ten głupi dzieciak pojedzie do tamtego chłopaka. Te myśli były tak cholernie drażniące, a najbardziej denerwowało go, że nie mógł się ich tak po prostu pozbyć.
– Jasne – odpowiedział, bo nie miał zamiaru zrezygnować z darmowej podwózki swojego tyłka tuż pod sam blok. – Nie masz planów na dzisiaj? – zapytał, udając całkowicie obojętnego. Nie chciał przyznawać się do tego, że był tak cholernie zaciekawiony, czy Janek spotyka się z tym białowłosym idiotą.
– Nie, dzisiaj wracam do domu, ogarnę klatkę szczurów i nic więcej nie robię – powiedział, zabierając futerał z gitarą. Aleks poczekał, aż Janek wyjdzie na zewnątrz i dopiero wtedy zgasił światło, upewniając się jeszcze uprzednio, czy wyłączyli wszystkie inne urządzenia. Zamknął drzwi i ruszyli brukowaną dróżką, przez ogród rodziców Remigiusza, prosto do samochodu Janka stojącego przed wjazdem na posesję. Było już ciemno i wydawałoby się, że zrobiło się jeszcze zimniej niż kilka dni temu. Śnieg, który napadał przez ostatnie dni, trochę się roztopił, przez co na chodniku zrobił się lód. Aleks musiał uważać, żeby nie wylądować twarzą na betonie, bo nawet w swoich wojskowych butach ślizgał się jak opętany. Jaś też zresztą miał lekkie problemy z utrzymaniem równowagi, dlatego szli niezwykle wolno.
– A ty dzisiaj co? – zapytał, kiedy wyszli za bramkę.
– Nic, zalegnę na kanapie i nie ruszę się do rana – odparł, czekając aż chłopak otworzy samochód. Gdy tylko to zrobił, wskoczył do niego, telepiąc z zimna. Cholera, nie dość, że miał tak cienką kurtkę, to jeszcze zapomniał dzisiaj rękawiczek i szala. Jak nabawi się przed Krakowem jakiejś cięższej choroby, to chyba rozważy skok ze swojego dziesiątego piętra.
– Ambitnie – rzucił Jaś z lekkim rozbawieniem, kiedy zasiadł za kierownicą. Aleks spojrzał na niego, na delikatny uśmiech Janka i coś aż go ścisnęło w piersi na myśl, że te usta, ładnie wykrojone i pełne, całowały jakiegoś idiotę w klubie. – A co do tych nut – mruknął, odpalając silnik – to serio powinieneś pomyśleć nad nauką – powiedział, zjeżdżając na ulicę. Przetarł szybę wycieraczkami, żeby mieć lepszą widoczność, a oczy Aleksa przez chwilę śledziły ich ruch w zastanowieniu. Może... może Janek miał rację?
– Myślisz, że się nauczę? – zapytał i momentalnie miał ochotę odgryźć swój język za swój ton i za to głupie pytanie. Wyszło tak, jakby był jakimś idiotą, który ma problemy z nauką! I jakby w siebie nie wierzył!
– No pewnie – odpowiedział Jaś bez cienia drwiny. – To nie jest wcale takie trudne. A jakbyś się nauczył, grałbyś o wiele lepiej – dodał, skręcając w wąską, osiedlową uliczkę, która prowadziła ich na jedno z większych rond w mieście. – Jeżeli chcesz, mogę cię nauczyć – powiedział i Aleks aż się na niego zapatrzył. Przełknął zgęstniałą w gardle ślinę, czując się w tamtym momencie tak dziwnie, tak niepewnie, jak już dawno się nie czuł. Dlaczego, do cholery, przy Janku miał cały czas to głupie wrażenie, że to chłopak jest od niego starszy, nie na odwrót?
– W sumie... – mruknął i zwrócił spojrzenie na przednią szybę. Jechali chwilę w milczeniu, w tle pobrzękiwała jakaś muzyka, a gdy Aleks poczuł, że nie ma co robić z rękami, pochylił się do odtwarzacza i podgłośnił. Niemal od razu rozpoznał, kto gra. – Całkiem podoba mi się ich nowa płyta – zagadnął, poruszając nogą w rytm muzyki.
Janek zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się lekko. Kiwnął głową.
– Fajna, nie? – zapytał, a Aleks miał wrażenie, że zaczynał się coraz lepiej z nim dogadywać. Kiedy ostatni raz tak normalnie rozmawiali? Bez rzucania w siebie błotem ani nawet bez przekomarzania się? Tak po prostu, jak ludzie? – Widać, że eksperymentują ze stylem. I to jest fajne – dodał, wybijając na kierownicy rytm piosenki swoimi długimi, smukłymi palcami.
– Mi najbardziej podoba się Victorious – odparł Aleks, odprężając się i co chwilę, tak niby ukradkiem, zerkając na spokojny, skupiony na prowadzeniu wyraz twarzy Janka, który od czasu do czasu rozjaśniał uśmiech.
– Też jest spoko, zresztą, cała ta płyta Paniców jest świetna – rzucił i kiwnął głową. Na chwilę w samochodzie zapadło milczenie, a w tle pobrzmiewała tylko muzyka płynąca z odtwarzacza. – Co z bratem? – zapytał w pewnej chwili, a Aleks, jakoś tak całkowicie mimowolnie spiął się. Zacisnął mocno usta, nie odpowiadając przez moment.
– Okej – odparł. – Jutro... jutro go chyba wezmę do siebie na święta – dodał i zerknął na Janka, zupełnie jakby potrzebował jego zgody, żeby wcielić swój plan w życie. Chłopak w tym momencie też na niego popatrzył i uśmiechnął się lekko.
– Dobry pomysł – powiedział. – Masz jakiś prezent dla niego? – zapytał i zatrzymał pojazd na światłach.
– Prezent? – powtórzył po nim Aleks głupio, na co Jaś kiwnął głową.
– No tak, prezent. Wiesz, jest Wigilia, dzielenie się opłatkiem, rozdawanie prezentów i takie tam – wyjaśnił trochę ironicznym tonem, który zaraz załagodził ciepłym uśmiechem. – No daj spokój, Aleks, to jeszcze dziecko. Musi dostać jakiś prezent, nawet coś małego.
Białecki zmarszczył brwi z zastanowieniem. Właściwie to dopiero co zaczął rozważać zabranie do siebie Piotra na święta, co tu więc mówić o jakichś podarunkach. Ale musiał przyznać, Janek miał rację. Kiedy sam był dzieckiem, cieszył się nawet z głupich puzzli za kilka złotych, które dostawali w szkole.
– I co miałbym mu kupić? – zapytał, zupełnie jakby Jaś był jakąś wyrocznią.
– A bo ja wiem? – Wydął wargi, zamyślając się na chwilę. Czerwona łuna światła z sygnalizacji padała na nich z góry, by za chwilę zmienić kolor na zielony. Janek od razu sięgnął do drążka zmiany biegów, wrzucił jedynkę i ruszył. – A co lubi? Jakieś samochody, gry?
– Nie wiem – mruknął Aleks, zdając sobie sprawę, że faktycznie bardzo mało wiedział o tym dziecku.
– Kup mu coś neutralnego – powiedział Jaś, zupełnie jakby bardzo dobrze znał się na dzieciach. – Jakieś słodycze i... Hm, może grę planszową, w którą mógłbyś sobie z nim pograć? – zaproponował, a Białecki momentalnie stwierdził, że to genialny pomysł. Jaś, gdy chciał, wcale nie był taki głupi, stwierdził z przekąsem, mimo że naprawdę dobrze mu się teraz siedziało w tym samochodzie i tak po prostu rozmawiało.
Niestety, w końcu jednak dojechali pod blok Aleksa, a Białecki wcale nie miał ochoty wysiadać. Mógłby ciągnąć tę niezobowiązującą wymianę zdań jeszcze kilka chwil dłużej. W szczególności, że teraz miał pewność, iż Janek nie spędza czasu z tamtym przygłupim chłopakiem.
– A co do tej nauki nut, to serio, dla mnie żaden problem – powiedział jeszcze Jaś, gdy Aleks odpinał pas.
– Dobrze się znasz na muzyce – zauważył Białecki, jakby dopiero teraz zaczynając sobie zdawać z tego sprawę. Jaś zawsze dawał im dobre, trafiające w punkt rady, potrafił wyłapać nieczystości, których Aleks często nie był świadomy, ale – oczywiście – nigdy mu tego nie powiedział. Nie chciał wcześniej tego przyznawać nawet przed sobą, co dopiero gdyby miał mu to oznajmić na głos. Zawsze bagatelizował wszystkie sygnały ze strony Jasia, bo po prostu już na starcie potraktował chłopaka jak młodszego, a przez to głupszego kolegę.
– Mhm, jak byłem młodszy to chodziłem na lekcje gry na pianinie – wyjaśnił, a Aleks aż zamrugał. Tego się nie spodziewał, zresztą, przecież naprawdę mało wiedział o Janku. Praktycznie tyle, co nic. Zaszufladkował go tylko jako bogatego dzieciaka i dotychczas to wystarczało. Teraz jednak miał ochotę dowiedzieć się o nim więcej i więcej, mimo że sam nie rozumiał, skąd to się brało. Dlaczego, cholera, ten dzieciak tak go do siebie przyciągał?
– Serio? Grasz jeszcze na pianinie? – zapytał zdziwiony.
– No, gram – odparł i wzruszył ramionami.
– I co się nie chwalisz?! – fuknął na niego, marszcząc groźnie brwi. – Powinieneś nam o tym powiedzieć już od razu! – prychnął. – Jezu, można by było włączyć do nas klawisze – sapnął, aż uśmiechając się szeroko, gdy tylko o tym pomyślał. Tak, to z pewnością dodałoby im trochę świeżości.
– Wolę gitarę – burknął Jaś, wydymając te swoje ładnie wykrojone wargi, na które Aleks przez moment się zapatrzył. Cholera, naprawdę były pociągające, aż przypomniał sobie, jak to było je całować, przez co nawet nie zauważył, że trochę za długo się na nie gapi.
– Możesz później pokazać, jak grasz – odparł, dopiero po chwili przenosząc spojrzenie wyżej, na oczy Janka, które nie spuszczały go ze swojej linii wzroku. – Aż jestem ciekaw – dodał, czując, jak serce zaczyna mu z dziwnej, nieznanej przyczyny bić szybciej. Miał Janka na wyciągnięcie ręki, było ciemno, oświetlało ich tylko niebieskie światło ekranu na odtwarzaczu, wystarczyłoby tylko, że by się pochylił i znów sprawdził, jak miękkie są jego wargi.
– Jak chcesz, to po świętach możesz do mnie wpaść. Mam w domu pianino – powiedział Jaś niskim, trochę stłumionym głosem i jakby mimowolnie oblizał usta. To już dla Aleksa było za dużo, nabawił się nawet wzwodu, jak jakiś głupi podlotek, jednak w tamtej chwili w ogóle się tym nie przejął. Mało co myślał, w szczególności wtedy, kiedy się do niego pochylał, łapał stanowczo za kark i wpijał się w jego wargi, atakując je swoimi. Na myśl, że w końcu to on go całował, nie ten głupi, jasnowłosy chłopak, poczuł szybsze krążenie krwi i uderzenie adrenaliny. Pogłębił pocałunek i prawie że jęknął, kiedy poczuł język Janka tuż przy swoim. Zacisnął palce na jego szyi, chcąc więcej i więcej. Zapach osiemnastolatka był obłędny, dziwne, że dopiero teraz zwrócił na niego uwagę. Miał wrażenie, jakby w samochodzie zrobiło się o kilka stopni cieplej, a on niemal zaczął się topić w swojej skórzanej kurtce. Zignorował to jednak, przysunął się do Janka bliżej i zaczął całować go mocniej, agresywniej, byleby tylko bardziej go poczuć. Byleby go mieć. Tu i teraz, obojętnie, że są pod blokiem, w samochodzie, że co chwilę ktoś obok nich przechodzi. Miał ochotę rozpiąć mu kurtkę, zedrzeć koszulkę, dorwać się do spodni. Język Jasia doprowadzał go do furii, jego ciche pomruki, dokładnie takie same jak te, kiedy całował go pijanego; jego ciepło, dotyk rozgrzanej na karku skóry... Przez to wszystko nie panował nad sobą, umysł przysłoniło mu pożądanie, więc nawet nie wiedział, kiedy jego dłoń znalazła się na udzie chłopaka i powędrowała wyżej, a później jeszcze wyżej, aż wreszcie znalazła się na kroczu. Wyraźnie czuł jego twardego penisa okrytego materiałem spodni. Już miał się zabrać za rozpięcie mu rozporka, gdy nagle Janek go odepchnął, przerywając pocałunek. Spojrzał na Aleksa zdziwiony, zupełnie jakby sam nie oddawał pieszczoty, jakby sam mu chwilę temu nie stękał prosto w usta, cholera!
– Ty...? – wydusił z niezrozumieniem, oddychając ciężko. Białecki momentalnie poczuł tak ogromny wstyd, że miał ochotę spłonąć na tym skórzanym siedzeniu. Cholera, co on zrobił?! Rzucił się na tego dzieciaka jak jakieś wygłodzone zwierzę! Zaszokowany wzrok Jasia wcale tu nie pomagał.
– Zapomnij – warknął, otworzył drzwi i szybko wyskoczył z pojazdu. Nie oglądając się już za siebie, nerwowym, pospiesznym krokiem ruszył do swojej klatki schodowej. Dopiero gdy się w niej znalazł, mógł odetchnąć.
Co on, do cholery, zrobił? Przed oczami wciąż miał obraz zaszokowanego Janka, a na wargach czuł wilgoć i jego miękkie usta, które się tak chętnie rozchylały... Nie panując nad sobą, z całej siły walnął w skrzynki na listy. Po klatce rozniósł się huk, ale on wcale nie poczuł się lepiej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie byli ze sobą w zespole, wtedy pewnie nawet by się tym nie przejął. Teraz jednak nie wyobrażał sobie, jakby miał spojrzeć mu w oczy. I w ogóle, jakby miał to wyjaśnić?