Niemożliwa miłość 7
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 25 2017 11:25:54


- Co robisz?
- A jak myślisz – po raz kolejny liznąłem jego zagłębienie nad obojczykiem. Wiedziałem, że jest to jedno z jego szczególnie wrażliwych miejsc.
- Mam dużo nauki.
- Przez ostatnie dwa tygodnie nic tylko nauka, nauka i nauka. - mówiłem do jego szyi czule ją całując. Odchylił lekko głowę. Do tej pory kochaliśmy się tylko raz od tygodnia. Chociaż nie wiem czy to można nazwać kochaniem. Ja bym powiedział, że to było czyste zaspokojenie potrzeb cielesnych. Potrzebowałem czegoś innego, bliskości i czułości, a nie zwykłego seksu - Jestem młody mam swoje potrzeby.
- Kochanie jakoś przez lata nie miałeś z tym problemu.
- Byłem sam i wtedy nie poznałem tego smaku. Podobno jak ktoś już raz to robił... - przygryzłem delikatnie płatek jego ucha. Jęknął.
Siedziałem obok niego na kanapie i dobierałem się do niego z wielkim zapamiętaniem. Jedną ręką obejmowałem go, a drugą masowałem jego brzuch i powoli zjeżdżałem coraz niżej. Zapał moją dłoń i przyłożywszy ją sobie do ust, pocałował. Popatrzył na mnie.
- Skarbie ja naprawdę... - pokazał mi książkę trzymaną w ręku.
- W porządku – westchnąłem. Wstałem z kanapy i położyłem się na łóżku na plecach. Nie miałem najmniejszej ochoty rezygnować z tego czego pragnąłem. Popatrzyłem na niego spod przymrużonych oczu. Nie jesteś taki twardy ja ci się wydaje kochanie.
- Co robisz? - Artur zerknął na mnie. Rękoma przesuwałem po bokach swego ciała w górę i w dół.
- Zdecydowanie ostatnio za często się oto pytasz, a za mało działasz – klęknąłem na łóżku i powoli zdjąłem z siebie koszulkę. Widziałem błysk w oczach bruneta na widok mojego nagiego torsu. Przesunąłem dłonią po klatce piersiowej. No chodź tu, nie gap się tylko chodź do mnie. Zagryzł dolną wargę, kiedy włożyłem sobie palec do ust liżąc go, po czym wilgotnym zacząłem kreślić kółeczka koło swego sutka. Nadal siedział i się wpatrywał we mnie. Wstałem. Wolnym krokiem podszedłem do niego. Zacząłem lekko kołysać biodrami w takt jakiejś spokojnej melodii płynącej z z głośników nowego magnetofonu Artura. Wzroku nie spuszczałem z mojego kochanie. Pragnąłem go. Chciałem się w nim zatracić do końca i kochać się przez cały wieczór, do rana. Oblizałem kusząco usta. Wolno rozpiąłem guzik jasnych jeansów, rozsunąłem zamek i opuściłem je lekko w dół także mógł zobaczyć kawałek moich nagich bioder.
- Cholera pieprzyć naukę. Chodź tu – złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie.
- Nie powiedział bym, że naukę.
- Ja naprawdę wychowałem sobie potwora.
- Och zamknij się – i pocałowałem go z takim żarem, że miałem wrażenie, ze przez chwilę odebrało mu dech. Oddał pocałunek z równym zapamiętaniem, zsuwając moje spodnie wraz z bielizną. O tak, tak, tak, kochanie.
Nasze zmysły szalały, kiedy kochaliśmy się na dywanie. Spocone ciała poruszały się w jednym rytmie, zgodnie. Idealnie do siebie pasowały, uzupełniały się. Idealne połączenie. Idealne zgranie namiętności, uczuć, zmysłowości, wibracji, harmonii. Jakby były dwoma połówkami tego samego jabłka. Nasze jęki, westchnienia, krzyki rozkoszy roznosiły się po pokoju, odbijały się od ścian i powracały do naszych uszu, potęgując podniecenie i ogień, który zwiększając swoją siłę doprowadził do wybuchu dwóch spragnionych i kochających siebie mężczyzn. Niech wiecznie trwa to porozumienie ciał i dusz. Niech się nie kończy...

Początek czerwca był upalny. Siedziałem na trawie w znajomym parku obok uczelni. Jadłem kanapkę. Ach spokój tego właśnie było mi trzeba. W ostatnich dniach życie naprawdę przyspieszyło swój pęd. Biegałem z egzaminu na egzamin. Pisałem referaty i robiłem wszystko co kazali nasi kochani, wymagający Psorzy. Czas dzieliłem między dom, uczelnię i Artura. Istne szaleństwo ogarnęło nie tylko mnie, ale wszystkich studentów. Nieuchronność mijającego kolejnego roku na uczelni nawet tych obijających się zmusiła do pracy. Ilość imprez zmniejszyła się dwukrotnie. Ostatni rocznik przygotowywał wielki bal dla całej uczelni z okazji ich odejścia, który miał się odbyć 21 czerwca. Także przez uczelnię przechodziła istna burza mózgów i nie tylko. A ja od dziś jestem wolny. Wszystkie egzaminy zdałem, nadchodziły wakacje, lato. Byłem kochany i kochałem.
-Cholera. Pieprzony sok. - z rozmyślań wyrwał mnie czyjś zdenerwowany głos. Obejrzałem się i zobaczyłem Kamila, kolegę Artura. Blondyn miał rozpuszczone włosy, które łagodną falą układały mu się na ramionach. Usilnie próbował zetrzeć ciemno czerwoną plamę z białej koszulki.
-Zostaw tak się plamy nie pozbędziesz – podniósł głowę i spojrzał na mnie – najlepiej tą plamę przetrzeć połówką cytryny, a potem płukać w zimnej wodzie tak długo, aż plama zniknie.
-Skąd to wiesz?
-Mieszkam z kobietami. Moja mama często miała takie problemy ze mną, kiedy byłem mały.
-Jak widzisz ja nawet teraz mam takie problemy. Mogę się przysiąść?
-Jeżeli odpowiada ci moje towarzystwo.
-Spokojnie nie atakuj od razu – usiadł na przeciw mnie – poza tym nie lubię jeść sam, a pozostali woleli nie opuszczać zimnych uczelnianych murów.
-Ja to najchętniej bym się stąd nie ruszał.
-Ja też. Mam dziś kolokwium z chemii. Nic nie umiem.
-Ja wczoraj też tak myślałem, a potem poszło mi dobrze.
-Bo ty jesteś jednym z lepszych studentów.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Pytaj – uśmiechnął się i odgryzł kawałek swojej kanapki.
-Czemu jesteś dla mnie miły?
-Zawsze byłem. W ogóle dziwne pytanie mi zadałeś.
-No myślałem, że skoro jesteś kumplem Bartka dla którego jestem nikim to...
-Nie oceniam ludzi jego kategoriami. To, że on kogoś nie lubi nie oznacza, że ja mam robić to samo.
-Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą. I teraz tak nagle gadamy jak koledzy – skończyłem jeść. Kamil też. Kątem oka zauważyłem zbliżającego się do nas bruneta.
-Pójdę już – blondyn wstał z trawy.
-Nie musisz uciekać dlatego, że ja przyszedłem.
-Muszę, mam zaraz egzamin. Trzymajcie się. Piotr dzięki za towarzystwo.
-Co z twoją koszulką?
-Mam drugą w szafce. Cześć.
Oddalił się powolnym krokiem w stronę uczelni. Artur przysiadł się do mnie.
-Mam dla ciebie propozycję – powiedział.
-Mam się bać?
-Może. Jutro zaczyna się weekend i pomyślałem sobie, że moglibyśmy odreagować stres w małym domku, który znajduje się godzinę jazdy stąd.
Przez chwilę nie mówiłem nic tylko gapiłem się na niego. Myślałem.
-Ty i ja? Razem? Wyjazd... Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? I co to za domek?
-Mój znajomy wyjeżdża ze swoim partnerem do Czech na weekend i dał mi klucze do swojego domu. Powiedział, że mogę kogoś tam ważnego zaprosić w zamian za opiekę nad jego domostwem. Nikt nas tam nie zobaczy. Dom jest na uboczu, obok jest jezioro, las. Poza tym nie spotkamy tam znajomych osób. Co ty na to?
-Znajomy? Kim on jest?
-To mój były kochanek.
Dziwnie się poczułem, kiedy mi to powiedział. Przecież wiedziałem, że nie był mnichem, a jednak coś mnie ukłuło w serce.
-Kochanek? Utrzymujesz z nim kontakty?
-Zazdrosny?
-Nie, tylko ciekawy. - Artur zmarszczy brwi – no dobra troszkę.
-Jesteś słodki. Marek był ze mną dwa lata temu. Byliśmy razem przez parę tygodni. Z początku było dobrze, ale po pewnym czasie okazało się, że zbyt wiele nas dzieli. Często wybuchały kłótnie. W końcu były dni, że nie umieliśmy ze sobą na spokojnie rozmawiać, fascynacja zniknęła i stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak zostaniemy kumplami. Teraz on ma faceta, którego kocha, są razem od roku. Nie musisz być zazdrosny. Mam przyjaciół gejów, ale to nie znaczy, że wszyscy ze sobą kręcimy dlatego, że...
-No dobra już. Pojadę z tobą. To najromantyczniejsza propozycja jaką od ciebie otrzymałem.
-Wiem, że chciałbyś chodzić na randki, otwarcie tak jak inni. Nie sądź, że o tym nie myślę i bardzo chciałbym to zmienić.
-Nie wracajmy do tego na razie. Wiem jak się boisz wyjść do ludzi. Jest miło, cieszę się, że pojedziemy razem, gdzieś gdzie będziemy sami przez dwa dni, nie psujmy tego.

Następnego dnia dojechaliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się niewielki drewniany dom. Był otoczony dzikimi krzewami róż i świerkami. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o niego. Ptaki śpiewały, słońce przygrzewało mimo poranka. Wciągnąłem głośno powietrze, było czyste, świeże, rześkie, nie to co w mieście. Kilka metrów od domu zobaczyłem niewielkie molo i jezioro. Woda delikatnie poruszała się w swoim tempie, a słońce odbijało swoje promienie w jej niebiesko-zielonej tafli. Takie miejsce było spełnieniem moich marzeń.
- Wow i twój znajomy tu mieszka?
- Tak. Miał dość miasta i kilka miesięcy temu kupił ten dom.
- Musi mieć kasę.
- Biedny nie jest. Rozmawiałem z nim wczoraj. Wyjeżdża ze swoim facetem na dwa miesiące do Brazylii i powiedział mi, że jak tylko chcemy to dom jest nasz przez całe wakacje.
- Naprawdę?
- Tak.
- Jeee – uwiesiłem się na jego szyi, nogami oplatając w pasie. Dwa miesiące w domku z marzeń, wspaniała perspektywa. Artur opuścił mnie na ziemię.
- Chodź zaniesiemy rzeczy do domku, zjemy coś i później pójdziemy popływać.
- Kocham cię – złożyłem mu całus na policzku i poszedłem po nasze torby.
Weekend upływał szybko. Zasypiałem i budziłem się u boku Artura. Razem robiliśmy śniadania i obiady. Spacerowaliśmy po lesie. Pływaliśmy i kochaliśmy się w jeziorze, gdzie woda była krystalicznie czysta. Ach czuć rozgrzane ciało Artura i dotyk chłodnej wody... piorunujące doznanie. Dziwnie mi było mieć bruneta cały czas obok siebie. Móc w każdej chwili się w niego wtulić, pogadać. Czułem, że tak mogło by być już zawsze, że jest tak jak powinno być. On i ja. Razem.
Weekend się skończył bardzo szybko. Poniedziałek nieubłaganie dał o sobie znać. Wyszedłem z biologi tuż przed końcem lekcji z zamiarem pójścia do toalety. Na korytarzu zobaczyłem Artura. Stał oparty o ścianę, był rozmarzony.
- Co ty tu robisz? Nie masz zajęć?
Popatrzył na mnie wzrokiem pełnym pożądania?
- O czym ta twoja śliczna główka myśli?
- O naszym weekendzie – zbliżył się do mnie – o tym jak głośno jęczałeś w moich ramionach.
Rozejrzałem się po korytarzu, był pusty.
- Było cudownie.
- Wiesz co mam ochotę zrobić?
- Nie – udałem głupiego – powiedz.
- Pokażę ci.
Co on robi? Zapomniał gdzie jesteśmy? Podchodzi do mnie. Chwyta mocno za ramiona. Nie boi się, że ktoś nas zobaczy? Całuje mnie. Wpierw delikatnie z każdą chwilą coraz intensywniej. Jego usta są gorące, poddaję się temu. Całujemy się długo. Słyszę czyjeś zbliżające się kroki. Chcę się wycofać, ale on mnie nadal mocno trzyma, jest jakby w transie.
- Co to kurwa jest?!
Czuję jak usta Artura odrywają się ode mnie. Odwracam głowę w stronę z której usłyszałem wrogi, znajomy głos. Na korytarzu stali Kamil, Bartek i Mateusz.
- Co wy kurwa robicie?! Jesteście pedałami?! - krzyczał Bartek.
Popatrzyłem na Artura, był przerażony. To co zrobił mnie przeraziło jeszcze bardziej. Popchną mnie tak mocno, że omal nie upadłem na podłogę.
- Jak śmiesz mnie całować pedale jeden – jego wzrok i głos był okrutny.
- Co ty mówisz? Artur – uderzył mnie w twarz. Tym razem wylądowałem na podłodze. Odszedł w stronę kolegów.
- Cholera teraz będę musiał wyszorować usta. - Słowa mojego bruneta bolały. Usłyszałem drwiący śmiech Bartka. Przyłożyłem dłoń do policzka. Bardzo mnie bolał. To był cios z otwartej dłoni, ale silny. Jak mógł mi to zrobić przecież mnie całował i nagle tak się zamienił z ognia w lód w jednej małej chwili, pod wpływem ich obecności. To nie był mój chłopak. Nie poznaję go. Nadal jest gotów tak mnie ranić, byleby tylko zachować tajemnicę. Bolało, cholernie bolało. Znów czułem to rozdzierające cierpienie. Znów byłem sam, nie miałem co do tego wątpliwości.
Podniosłem się i wolnym krokiem ruszyłem korytarzem, który wydał mi się teraz miejscem kaźni, więzieniem. Musiałem się stąd wydostać. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Los jest okrutny, daje mi chwile szczęścia, a za jakiś czas je zabiera.
Na korytarzu zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi. Czułem ich wzrok na sobie. Chciałem stąd uciec. Szybko skierowałem się do głównego holu. Szedłem na ślepo z głową opuszczoną w dół. Potrąciłem kogoś i ten ktoś złapał mnie za rękę.
- Piotr co ci jest? - to była Monika.
- Odwal się ode mnie! Chcę być sam.
Wyrwałem jej się i zacząłem biec. Wiedziałem, że mnie nie dogoni, byłem bardzo szybki. Później wypadki potoczyły się szybko. Pamiętam tylko, że wbiegłem na ulicę, klakson, pisk opon, uderzenie i ciemność.


-Jak śmiesz mnie całować pedale jeden.
-Cholera teraz będę musiał wyszorować usta.
Ból, samotność...


Otworzyłem oczy. Wszędzie było biało, zaraz tylko sufit był biały, kiedy odwróciłem lekko głowę ukazały mi się błękitne ściany, dwa puste łóżka. Okno osłonięte żaluzją przez którą sączył się słoneczny blask. Leżałem na wąskim łóżku. Okryty byłem białą pościelą. Usłyszałem jakieś szepty. Z trudem spojrzałem w stronę drzwi. Dwie osoby w fartuchach stały i rozmawiały ze sobą. Chciałem podnieść głowę, ale z moich ust wyrwał się syk bólu. Mężczyzna i kobieta popatrzyli na mnie. Po chwili mężczyzna coś powiedział do swojej towarzyszki i wyszedł. Kobieta podeszła do mnie. Była ładna, około trzydziestki. Brązowe włosy miała starannie upięte w kok tuż nad karkiem. Uśmiechnęła się do mnie.
- Obudził się pan. Proszę leżeć – zaczęła sprawdzać kroplówkę do której byłem podłączony.
- Kim pani jest, gdzie ja jestem?
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko panu wyjaśni. Proszę leżeć. Pójdę po nową kroplówkę.
Kiedy wychodziła do sali wszedł mężczyzna, którego widziałem kilka minut wcześniej. Miał lekko siwe włosy i okulary na nosie.
- Dzień dobry.
- Czy dobry to nie wiem.
- Jest pan w szpitalu. Ja jestem pańskim lekarzem.
- W szpitalu? Co ja tu robię? - byłem zdezorientowany.
- Wczoraj potrącił pana samochód. Stracił pan przytomność – lekarz wziął moją kartę i zaczął coś do niej wpisywać.
- Czy coś mi jest?
- Na pana szczęście kierowca, który pana potrącił jechał wolno. Ma pan wstrząśnienie mózgu. Rozcięcie łuku brwiowego i liczne siniaki na ciele. Z powodu tego, że najpoważniej ucierpiała pańska głowa zrobimy jeszcze kilka dodatkowych badań i zatrzymamy pana w szpitalu jeszcze dwa dni, jeżeli nie będzie przeciwwskazań to po tym okresie wypiszemy pana do domu. Teraz proszę mi powiedzieć czy coś pana boli.
- Tak, potwornie boli mnie głowa.
Do pokoju weszła znajoma pielęgniarka.
- To jest pani Kasia. Da panu zastrzyk przeciwbólowy i zmieni opatrunek. Kiedy pani skończy – zwrócił się do pielęgniarki – proszę wpuścić na kilka minut rodzinę pacjenta.
- Dobrze doktorze.
Lekarz wyszedł. Pani Kasia zmieniła kroplówkę, opatrunek i podała mi zastrzyk. Nie koniecznie w tej kolejności.
- No gotowe. Zawołam pańską rodzinę. Bardzo się o pana martwili, kiedy był pan nieprzytomny.
Ból głowy powoli ustępował.
Po chwili do pokoju weszli rodzice i moja siostra.
- Synku ja się czujesz? - mama miała podkrążone i czerwone oczy.
- Jak potrącony przez samochód – zaśmiałem się.
- Głupku to nie jest śmieszne.
- Nie mów tak do brata.
- Spokojnie tato, ona tak pieszczotliwie...
- Ja ci dam pieszczotliwie. Ty wiesz co przeżyliśmy jak zadzwonili do nas ze szpitala? Ty głupi...
- Dobrze się czuję. Nie martwcie się już.
- Dzwonił Artur – powiedziała mama – pytał jak się czujesz i czy może cię odwiedzić. Powiedziałam, żeby zajrzał do ciebie jutro, bo dzisiaj tylko rodzinę wpuścić mogą.
- Nie potrzebnie mamo, nie chcę, aby mnie odwiedzał.
- Martwi się. Pokłóciliście się?
- Można tak powiedzieć - powiedziałem dość oschle.
- To tym bardziej powinieneś się z nim spotkać. Będziecie mieć okazję do pogodzenia się. Pójdziemy już. Ta miła pielęgniarka dała nam tylko kilka minut. Odpoczywaj synku.
Mama pochyliła się nade mną i ucałowała w czoło.
- Mamo...
- No wiem, wiem jesteś już za duży na matczyne czułości, ale tak się bałam o ciebie.
Tata położył mi rękę na ramieniu.
- Na przyszłość uważaj. Nie chcemy cię stracić.
Wyszli. Nie mogłem powiedzieć im co zrobił Artur. Sam muszę to przetrawić i podjąć pewne decyzje, nie będą one łatwe. Bałem się jego jutrzejszej wizyty. Co powie, zrobi, jak się zachowa. Doskonale pamiętałem scenę na uczelni. To co czułem i czuję, ten ból... Czy kiedyś o tym zapomnę? Czemu w moim życiu musi się tak wszystko chrzanić?

Zrobili mi prześwietlenie głowy i jeszcze kilka badań, po czym wróciłem na salę zmęczony. Nadal byłem w niej sam. Pozostałe łóżka były wolne. Cieszyłem się z tego, bo nie chciałem, aby ktoś słyszał jak w nocy płaczę.
Przy pomocy pielęgniarki położyłem się i od razu zasnąłem. Śniłem o nim. O jego uśmiechu o słowach „kocham cię”. Miałem wątpliwości czy były prawdziwe. Gdyby mnie kochał...
Obudziłem się. Poczułem obok łóżka ruch. Uśmiechnąłem się ujrzawszy gościa.
- Hej piękna.
- No hej. Jak możesz wylegiwać się w łóżku, kiedy na dworze panuje cudna pogoda. - Monika uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz, że wolałbym być tam na zewnątrz.
- Wystraszyłam się... - wzięła mnie za rękę.
- Przepraszam za to i za to „odwal się”.
- Nie musisz przepraszać. Wiem w jakim byłeś stanie i dlaczego. On dostał ode mnie taką burę, że zapamięta to sobie na zawsze.
- Co tam na uczelni?
Monika umilkła i zaczęła rozglądać się nerwowo po pokoju.
- Mów. Niczego nie ukrywaj przede mną. Już wszyscy wiedzą, że jestem gejem?
- Tak. Bartek wszystkim rozpowiedział. I o tym, że całowałeś Artura, ale on skutecznie się ciebie pozbył.
- Nie obchodzi mnie, że wiedzą. Nie dbam oto co o mnie myślą.
- Wiesz wielkiego poruszenia nie ma. Większości to nie obchodzi, ale jest kilku bezmózgowców, którzy muszą...
- Nie ważne. Jak zachowuje się Artur?
- Nie komentuje sytuacji. Mówi, że on i tak woli dziewczyny.
- Drań. Ciągle się wypiera. Czego on się tak boi? Woli mnie krzywdzić?
- On jest zagubiony...
- Dość, nic już nie mów. Idź już jestem zmęczony.
W kilka minut po wyjściu Moniki, drzwi do sali znów się otworzyły. Do środka wszedł Artur. Serce od razu mi mocniej zabiło.
- Mogę? - zapytał nieśmiało.
- Rób co chcesz – odwróciłem głowę w stronę okna – czego chcesz? - mój głos był zimny.
- Przepraszam.
Spojrzałem na niego ze złością w oczach.
- Przepraszasz? Gówno mnie to obchodzi!
- Masz prawo tak mówić – podszedł do mojego łóżka – zachowałem się jak palant. Nie chciałem. Nie powinienem był tak postąpić. Nie wiem co mi się stało i co mną kierowało.
- Nie kajaj się, nic tym u mnie nie wskórasz. Ciągle to samo. Mam tego dość. Ja tak nie mogę żyć. To ty mnie pocałowałeś. Chciałem cię odepchnąć, kiedy usłyszałem, że ktoś idzie, wiedziałem, że nie chcesz aby ktoś cię zobaczył, ale nie pozwoliłeś mi na to. Zobaczyłeś ich i musiałeś im pokazać jaki to ciebie skurwysyn.
- Piotr ja...
- Nie przerywaj mi! Teraz ja mówię – wysyczałem – Monika mówiła mi, że wszyscy o mnie wiedzą i wiesz co cieszę się z tego. W końcu jestem wolny, nie muszę się ukrywać. Mogą mną gardzić, ale nie obchodzi mnie to. Bo po tym kto przy mnie zostanie poznam prawdziwego przyjaciela i będę mógł być sobą. Ty zawsze będziesz spięty w swoich okowach i nie uwolnisz się od nich. Nie wiem czemu to robisz, dlaczego mnie tak potraktowałeś. Mówiłeś, że kochasz, ale teraz po tym wszystkim wiem, że oni są dla ciebie ważniejsi ode mnie.
- Nikt nie jest ważniejszy od ciebie – wziął mnie za rękę, ale ją mu wyrwałem.
- Miałem tego dobry przykład – mój głos zadrżał. Walczyłem z tym, aby się nie rozpłakać.
- Nie wiem czego się boję! - krzyknął – może tego, że nie będę miał spokoju. Może tego, że już nie zechcą mnie w drużynie, bo jak tu brać wspólny prysznic z gejem. Jeszcze się podnieci i zgwałci nas. Może tego, że stracę kumpli, których lubię...
- Jakby odeszli to nie byli by nic warci. Ci prawdziwi nie odejdą.
- Lubię ich. Nie chcę ich stracić przez to jaki jestem.
- Okłamujesz ich.
- Małe kłamstwo za cenę spokoju -spojrzał mi w oczy - Piotr ja cię kocham. Przepraszam.
- Co teraz zrobisz? Będziesz mnie unikał, kiedy wrócę na uczelnię. Nie odezwiesz się do mnie? Przecież nie możesz być widziany z gejem. Jeszcze posądzą cię o jakąś chorobę...
- Nie mów tak.
- A jak, kurwa, powiedz mi jak mam mówić?! Oni są ważniejsi ode mnie. Nie mogę być z kimś takim.
- O czym ty mówisz?
- Nigdy więcej nie chcę cię widzieć – z moich oczu popłynęły łzy. To najtrudniejsza decyzja jaką podjąłem – miedzy nami koniec.
- Nie Piotr nie zostawiaj mnie, ja cię kocham. Przepraszam – padł na łóżko i wtulił się we mnie. Z trudem powstrzymałem się, aby go nie objąć – nie zostawiaj mnie, błagam.
- I co będzie następnym razem jak cię poniesie i ktoś nas zobaczy, zabijesz mnie? Po to tylko, aby inni nie poznali prawdy?
- Przepraszam. Jesteś dla mnie wszystkim – Artur rozpłakał się, czułem jak jego łzy moczą mi koszulę od piżamy. We mnie krajało się serce.
- Nieprawda to inni są wszystkim. Nie jestem na tyle ważny dla ciebie, abyś... - urwałem – Nie mogę być z tobą. Mam dość twojej bariery. Gry przed ludźmi, kłamstw. Nie możemy w pełni być razem, nie będziemy wcale. - odsunął się ode mnie. Widziałem jego zapłakaną twarz. Więcej łez spłynęło z moich oczu – Chcę mieć zdrowy związek. Może go kiedyś stworzę z kimś innym.
- Nie mów tak.
- Wiele się wydarzyło w ciągu tych dwóch miesięcy. To były jednocześnie najszczęśliwsze i najbardziej bolesne dni w moim życiu. To co się stało przed wczoraj zakończyło nasz związek. Chciałbym, abyś się zmienił i zrobił byś to gdybyś mnie kochał.
- Kocham cię.
- Nie kochasz. Wydaje ci się. Może tamtego dnia, kiedy wyznałem ci swoje uczucia pomyślałeś sobie, „a co tam jest biedny, samotny to spróbuję z nim. Może jak mu powiem, że go kocham to poczuje się lepiej. Może i ja w to uwierzę”
- Nie!- zerwał się z łóżka – nie wolno ci tak mówić. To nie prawda! Ja naprawdę cię kocham.
- Dałem ci czas – nie słuchałem go – bo cię kocham, ale ja mam dość – powtórzyłem to po raz kolejny – marzenia o wspólnym spacerze, wyjściu do Studzienki jak para nie ziszczą się. Więc po co mam się łudzić.
- Kocham cię Piotr – znów przysiadł na łóżku i dotknął mojej twarzy – chcę być z tobą. Ty widzę, że też chcesz.
- To nie ma sensu – odepchnąłem jego ręce – Zostaw mnie w spokoju.
- Nie.
- Powiedziałem coś. Idź sobie, nasze drogi się rozeszły, rozdział dobiegł końca.
Nachylił się nade mną i rozpaczliwie pocałował. Po raz pierwszy nie oddałem pocałunku. W szoku oddalił się ode mnie. Wstał.
- Aniołku chcę być z tobą.
- Ja już tego nie chcę.
Opuścił głowę w dół i wolnym krokiem umęczonego człowieka wyszedł. Widziałem, że cierpi.
- Przepraszam kochany. Musiałem to zrobić – spazm płaczu wstrząsnął całym moim ciałem. Płakałem długo dopóki nie przyszedł lekarz i nie podał mi leku na uspokojenie po którym zasnąłem.