Rock penetrowany pędzlem 2
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 16 2017 01:13:12


KittyKot.doc

Cz. I. Palmy, drinki, morze, lody – tyle szczęścia i swobody!

To były najszczęśliwsze dni mojego życia. Serio, mówię wam.
No dobrze, zawsze tak mówię, ale teraz to już naprawdę. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to nie sen. Wiem, powtarzam się. Wiem, jestem banalny. Ale, kurde, no! Jestem mężem Rena. Ale ze mnie cierpliwy i wytrwały facet. Czuję się normalnie jak Kopciuszek.
A może nim jestem?
Dobra, nieważne.

Ważne było to, że nie miałem koszmarów. Tak się bałem, że nawet w takich chwilach będą mnie nawiedzać.
Nie nawiedzały.
Kochaliśmy się z Renem codziennie. Po kilka razy. W ciągu pierwszych pięciu dni tylko się dotykaliśmy, był oral, jakieś czułe pieszczoty i takie tam, bo po orgii u Yukiego bolał mnie jeszcze tyłek. Kurczę, miałem w sobie dwa penisy. Ja to jestem hard.
No dobra, żartuję, nie jestem wcale hard. To była taka miła odskocznia. Yuki w ogóle był fajny, nie wiem, dlaczego na początku ja się go bałem. Troszeczkę. O Emilu nie ma co gadać. Od razu zgodził się zaopiekować Lucyferem. Biedne kociątko, pewnie się stęskni.

A ja korzystałem. Obaj korzystaliśmy. Zwykle nie lubiłem się opalać, bo miałem bladą skórę i łatwo było o poparzenia, ale teraz w ogóle się tym nie przejmowałem. Przed wyjściem na plażę bawiliśmy się z Renem w macanki. Kładłem się na łóżku albo stawałem przed nim całkiem nagi, a on smarował mnie kremem z filtrem. Długo, pieszczotliwie i powoli. Masował wszystkie zakamarki mojego chudego ciałka, a ja rozpływałem się pod jego palcami. Potem ja smarowałem jego. To był nasz codzienny rytuał.
W sumie nie robiliśmy nic nadzwyczajnego. Mój hot mąż rozumiał, że nie miałem ochoty na łażenie i zwiedzanie. To znaczy, kilka razy zwiedzaliśmy, bo i tak nikt mnie tu nie znał. Chyba. Mieliśmy spokój. Albo po prostu nie rzucałem się w oczy. Zlałem się z tłumem. Nie rozstawałem się z okularami przeciwsłonecznymi i swoim śmiesznym kapeluszem. Ren tak samo. Jeszcze nigdy nie byłem tak rozluźniony. No dobrze, może tylko po seksie z Renem.
Ale w nieseksowych sytuacjach to właśnie teraz.
Pokój mieliśmy piękny, z widokiem na morze, czego chcieć więcej? Luksus, rozkosz, szał, swoboda. To było moje skryte marzenie. Kiedyś wyobrażałem sobie, jak leżę pod palmą, w kapelusiku, popijam zimne drinki i gapię się na ładne tyłki. Teraz miałem wszystko. Tyłek Rena również.
A miał cudowny tyłek. Ostatnio często się na nim skupiałem. Jakoś wcześniej tego nie robiłem, nie wiem, dlaczego. Pożerałem Rena wzrokiem. Jarał mnie fakt, że jest moim mężem. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedyś będę miał męża. Chyba żartujecie.

A teraz sączyłem kolejne mojito i czułem, jak powoli odpływam. Było gorąco, ale bez przesady. Taką temperaturę lubiłem. Nawet się trochę opaliłem. Ja, bladzioch. Może to ze szczęścia? Miałem na nosie kilka brązowych piegów. Ren nie mógł się nimi nacieszyć.
A ja nie mogłem nacieszyć się Renem. Nie odrywałem się od niego. Wszystko robiliśmy razem. Wiem, że to niezbyt zdrowe, a czasami wręcz chore, no ale to tylko dwa tygodnie. Wiedziałem, że potem znowu będzie jak zawsze. Wrócimy do swoich obowiązków i szarej codzienności. Praca, terapia, próby, koncerty.
Właśnie, Kaien mówił, że jak wrócę, to będziemy mieli kilka prób przed świątecznym koncertem. Fajnie. Nie mogłem się już doczekać.
Ren natomiast ciągle powtarzał, żebym nie czytał plotek, ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Pisali o mnie. Wiedzieli o ślubie, więc pewnie niedługo się skapną, kim jest Ren. Nie chciałem sprawiać mu kłopotów. Miałem nadzieję, że nie wywalą go z tego powodu z pracy. Niby mówił, że nie, ale nigdy nie wiadomo. Senju wywalili.

Siódmego dnia rozpusty poczułem niepokój. No tak. Ren chyba też to zauważył. Byłem odrobinę spięty, więc od razu napisałem maila do Hoshiego. Brakowało mi tych spotkań. Miałem co prawda plan, ale na odległość to działało dużo gorzej.
- Mogę jakoś pomóc? - spytał mój hot mąż, gdy odłożyłem laptopa.
- Nic mi nie będzie, po prostu trochę dziwnie się czuję.
Właśnie, nic mi nie będzie. Jestem szczęśliwy.
- Na pewno? - Objął mnie od tyłu i pocałował w czubek głowy.
- Tak. Myślałeś już o tym, co chcesz dziś na obiad?
- Co? - zdziwił się. - Nie.
- Ren? - Zadarłem głowę i spojrzałem mu w oczy.
- Co, Kotku?
- Już mnie tyłek nie boli.

Kochaliśmy się w basenie na dole. Mieliśmy popołudnie tylko dla siebie. Woda była cieplutka i nie śmierdziała chlorem, a my wygłupialiśmy się jak dzieci. Nurkowałem, otwierałem oczy i gapiłem się w górę. Kiedyś lubiłem tak obserwować chmury. Teraz chmur nie było. Niebo było czyste i błękitne. Wynurzałem się i obejmowałem Rena za szyję, a on łapał mnie za pośladki.
Seks w wodzie był trochę dziwny, bo tarcie, ale użyliśmy olejku do opalania. Trochę mnie bolało, jednak Ren starał się być delikatny. Powiedział, że więcej dostanę wieczorem.
Ale wieczorem poszliśmy się przejść. Marzył mi się nocny seksik na plaży, jednak nie było mi to pisane. Życie tętniło, ludzie bawili się, chlali i śmiali. Ja też chlałem. Śmiałem się i całowałem Rena. Jakaś para lesbijek (bi?) lizała się przy barze. Piękne.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę.

Do hotelu wróciliśmy dopiero po północy, a ja byłem napalony jak młody żbik. Przycisnąłem Rena do ściany i zacząłem go całować. Odwzajemnił. Chwycił mnie za pośladki i pociągnął w górę, a ja szybciutko objąłem go udami i zarzuciłem mu ręce na szyję.
- Grzeczny Kotek - powiedział, gdy oderwał się od moich ust.
- Co? - wysapałem, kąsając jego szyję.
- Trochę przytyłeś. Całe szczęście - szepnął i wsunął mi język w ucho.
Parsknąłem śmiechem i szarpnąłem go za włosy.
- To chyba dobrze? - spytałem i spojrzałem mu w oczy.
- Jasne.
- Wiem, że nie lubisz moich żeber, ale, no, nic na to nie poradzę. To pewnie te słodkie drinki i obfite obiadki - wyszczerzyłem się, a Ren poczochrał mi włosy.
- Pewnie tak. W każdym razie, cieszę się.
- To ja też.

I znowu go całowałem. Nie mogłem się namacać, ciągle było mi mało. Ren rzucił mnie na łóżko (mówiłem, że było prawdziwym łożem?) i zaczął rozbierać. Chciałem najpierw pójść pod prysznic, ale nie pozwolił mi. Całował mnie mocno, trochę natrętnie. Gdy zassał sutek, zastękałem i wygiąłem się w plecach. Zamknąłem oczy i westchnąłem. No, nareszcie mnie porządnie zerżnie.
Ale był bardzo cierpliwy. Najpierw ssał moje suteczki, które nabrzmiewały jak cholera (i nie tylko one), następnie zszedł niżej, całując moje żebra, które tak kochał. No dobra, już nie sterczały mi tak okropnie. Pewnie jakieś dwa kilo to jednak przytyłem. Teraz sterczało mi co innego.
Później zaczął pieścić językiem pępek, a ja chichotałem, bo miałem łaskotki. Wiedział o tym, drań jeden.
A potem zsunął mi w końcu bokserki i prawie się wyszczerzył. Lubiłem, jak to robił. Chodzi mi o szczerzenie się, choć zdejmowanie bokserek też lubiłem. Nic dziwnego, członek był już twardy i gotowy do działania. Ren zawsze mnie kręcił. Nie musiał nawet nic robić. Pod tym względem byłem trochę jak napalony nastolatek.
- Co my tu mamy? - uśmiechnął się zadziornie, a ja zaśmiałem się i wsunąłem mu palce we włosy.
- Obciągniesz?
- Pewnie, ale nie w łóżku.
Uśmiech miał dziwny. Coś wymyślił, na bank.

* * * * *
Niebo było czyste i dość jasne, to pewnie przez te wszystkie światła. Gwiazd prawie nie było widać, ale to bez znaczenia. Otworzyłem oczy i obrzuciłem wzrokiem taras - był ogromny. Stałem i gapiłem się na plażę, a Ren robił mi loda. Nikt nie mógł nas tu zobaczyć, ale nigdy nic nie wiadomo. Zresztą, nieważne. Mój hot mąż właśnie klęczał przede mną i obciągał, a ja sapałem jak napaleniec. Poruszałem leciutko biodrami i gładziłem jego włosy. Lubiłem je. Były przepiękne. Usta miał takie mięciutkie i gorące. Skórę również. Ja tak samo. Było ciepło i wcale nie cicho.
Znowu zamknąłem oczy, a Ren zassał jądra. Zagryzłem wargę i odrzuciłem głowę. Chciałbym dojść mu w ustach, ale pewnie mi nie pozwoli. Będzie mnie tak dręczyć, a potem w końcu ostro zerżnie.

Nie myliłem się.
Wróciliśmy do pokoju i znowu zaczęliśmy się całować. Czułem w powietrzu zapach świeżego potu. I testosteronu. Dużo testosteronu. Lubiłem tę zwierzęcą woń. Całowaliśmy się mocno, namiętnie. Ren znowu pchnął mnie na łóżko i rozsunął mi nogi kolanem. Oblizałem wargi i spojrzałem na niego z zadziorem. Nie zamierzałem się tak łatwo poddać, o nie. Chociaż... Dawno nie mieliśmy żadnej sesyjki. Nawet się za tym stęskniłem.
- Kotku, przynieś żel - odezwał się po chwili ciszy. - Ten twój ulubiony - dodał, patrząc mi w oczy.
Drgnąłem.
Dotąd używaliśmy tylko tego zwykłego. Co on kombinuje?
- W ogóle, nie powiedziałeś mi, czemu tak ci się podoba ten zapach? - spytał, nalewając szampana.
- Nie pytaj, bo się wstydzę - powiedziałem, wstając z łóżka.
- Tak?
- No.
- Ale ja chcę wiedzieć.
- Ren, to żenujące - zmieszałem się i wziąłem kieliszek.
- Proszę, powiedz mi - uśmiechnął się kusząco, a potem pogładził moje biodro.
- Kurczę, Ren.
- Proszę.

Jezusie, ale był piękny. Ależ ja miałem przystojnego męża.
- To dla mnie ważne - powiedział, obejmując mnie w talii.
- No bo... tak mi się miło kojarzy - zacząłem niepewnie.
- Jak ci się miło kojarzy?
- Z tobą.
- Tak? - zaśmiał się i pogładził mnie po włosach.
Kurczę, miał takie czułe spojrzenie.
- Mmmhh. Po raz pierwszy powiedziałeś wtedy, że mnie kochasz. Takie tam skojarzenia. - Wypiłem wszystko duszkiem, ale przyciągnął mnie bliżej, nie pozwalając mi się wykręcić.
- Jesteś sentymentalny - uśmiechnął się, a ja spaliłem buraka.
- Spadaj. Mówiłem, że to żenujące. Ren, puść mnie - zmieszałem się jeszcze bardziej, ale nie zrobił tego.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło. Bez podtekstów, bez namiętnego dotyku. Po prostu objął mnie jeszcze mocniej i pocałował w czółko. Czule i delikatnie. On na bank coś knuje.
- No co? - szepnąłem, gdy dotknął ustami mojego policzka.
- Przynieś już ten żel - powiedział tak samo cicho, a ja zadrżałem. - Jest w mojej walizce.
Dotyk miał delikatny, ale stanowczy. Jego dłonie błądziły po moich plecach, a ja trząsłem się coraz bardziej. Znałem to uczucie. Och, bardzo dobrze je znałem.

Gdy w końcu oderwałem się od Rena, nie mogłem już spojrzeć mu w oczy. Czułem się teraz taki malutki i uległy. Sam nie wiedziałem, czemu. Chwiejnym krokiem podszedłem do jego walizki i wciąż nie mogłem się nadziwić, że nie rozpakował wszystkiego. Zwykle nie grzebałem w jego rzeczach, ale teraz ciekawość zwyciężyła. Kucnąłem i zacząłem szukać żelu.
I natknąłem się na to. Prawie parsknąłem śmiechem. No, ledwo się powstrzymałem.
Moja pierwsza obroża.
Ta cudowna, skórzana obroża. Prawdziwa. Nie jakieś delikatne pierdołki z kokardkami. Serce zabiło szybciej, nawet zacząłem się mocniej pocić.
Kurczę.
Oblizałem wargi i poczułem, że ręce mi się trzęsą. W końcu znalazłem żel, ale nie mogłem oderwać oczu od innych rzeczy. Packa, szpicruta, knebelek, klamerki - Ren miał nadzieję, że będziemy organizować sobie sesje. O, ja głupi, czemu o tym nie pomyślałem? Przecież też chciałem.
Znowu przełknąłem głośno ślinę i wziąłem knebel.
Chciałem.
Ren pewnie się powstrzymywał.
- Co się tak guzdrzesz, kochanie? - spytał nieco rozbawionym głosem, a ja westchnąłem głośno i wziąłem szpicrutę.
- Nic, już idę.

Serduszko mi waliło jak oszalałe. Schowałem szpicrutę, knebel i obrożę za plecami (no i żel) i powoli podszedłem do Rena.
- Coś ty taki tajemniczy? - uśmiechnął się i poklepał sobie po udzie. - Usiądź.
Ale nie usiadłem. Nie odrywając od niego wzroku osunąłem się miękko na kolana i podałem mu to, co trzymałem za plecami. Chciałem widzieć, jak zareaguje, dlatego ciągle patrzyłem mu w oczy. Chyba był odrobinę zdziwiony, ale tylko przez chwilę. Bardziej bym powiedział, że zadowolony. Nie uśmiechnął się jednak, tylko kąciki ust mu leciutko drgnęły. Pewnie się hamował.
- Znalazłem TO - szepnąłem, kładąc mu gadżety na kolanach.
- Chcesz? - spytał spokojnym głosem, dalej patrząc mi w oczy.
- Tak - powiedziałem cicho, a Ren pogładził mnie po policzku.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Mam cię zakneblować i wychłostać? - Dotknął mojego brzucha, a ja zadrżałem.
Palce miał ciepłe i miękkie, spojrzenie - bardzo dwuznaczne. Nie wiedziałem, co oznacza.
- Tak - powiedziałem znowu i zagryzłem wargę.

Na bank serce mi wyskoczy z klatki piersiowej. Czułem, jak szybko łomocze. Wali jak szalone. Denerwowałem się? Ale dlaczego? Przecież brałem udział w orgii u Yukiego, co w tym dziwnego?
Nie, teraz wszystko było inaczej. Czułem napięcie seksualne. Ren nic nie robił, ale miałem wrażenie, że dojdę od samego oczekiwania. Badał mnie chyba. Znowu pogładził mnie po włosach, a potem cmoknął w czubek nosa.
- Kładź się na brzuchu - powiedział stanowczym, ale nie ostrym tonem, a ja sapnąłem i spuściłem wzrok.

Nie wytrzymałem jego spojrzenia.
Wstałem z klęczek i położyłem się na łóżku. Wszystko w środku dygotało. To czekanie było słodkie i jednocześnie nieznośne. Chciałem, żeby już mnie dotknął.
Dotknął.
Najpierw tylko delikatnie pogładził mój pośladek, a potem zjechał dłonią niżej. Masował moje uda i zgięcia kolan, a ja drżałem. Później znowu zajął się pośladkami. Następnie przeprowadził mi dłonią wzdłuż kręgosłupa, wywołując tym mój przeciągły, głośny jęk. Nie zamierzałem się powstrzymywać. Ren nie zamknął drzwi tarasowych, ale mało mnie to teraz obchodziło, przecież miałem knebel, nie?
Właśnie.
- Podnieś się na chwilę - powiedział, dalej gładząc moje plecy.
Spełniłem polecenie i zerknąłem na niego ukradkiem. Miał ciekawe spojrzenie. Nie było twarde ani miękkie. Nie wiem, jakie było.
- Nie musisz się powstrzymywać - powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się leciutko.
- Jak sobie życzysz, Kocie. - Ren też się uśmiechnął, a ja pomyślałem, że wpadłem. - Otwórz buzię.

Założył mi knebel, a potem pogładził delikatnie po włosach. Widziałem, jak zerknął na mój członek. To fajnie, że tak się o mnie troszczył. A członek sterczał aż miło. Jego też.
Gdy zakładał mi obrożę, drżałem. Miałem ochotę krzyczeć z radości, ale byłem zakneblowany.
Bo sam tego chciałem.
- Połóż się - odezwał się znowu tym dwuznacznym tonem, a ja spełniłem polecenie.
Ren pocałował mnie w łopatkę, a potem rozsunął mi pośladki i pchnął palec do środka. Spiąłem się, ale szybko rozluźniłem mięśnie. Po chwili poczułem znajomy zapach żelu. Zamknąłem oczy i po prostu dałem się ponieść. Nie myślałem o niczym. Skupiałem się tylko na przyjemnym uczuciu pulsowania. Gdy namacał prostatę, westchnąłem i uniosłem biodra. Znowu pogładził mój pośladek i odsunął się.
Kurczę, nie odsuwaj się. Macaj mnie tak jeszcze.
- To będzie tylko delikatna, zachęcająca chłosta - powiedział, biorąc szpicrutę. - Żadna kara, bo byłeś grzecznym Kotem. Rozumiesz?
Kiwnąłem głową i znowu zamknąłem oczy. Lubiłem delikatne chłosty. Pośladki mi wtedy tak fajnie pulsowały, ale nie bolały. Miałem też nadzieję, że potem mnie zerżnie.

Najpierw tylko leciutko dotknął szpicrutą tyłka, a później rozsunął mi pośladki i potarł nią o mój odbyt. Znowu uniosłem dupę i westchnąłem. Kurczę, jak ja to lubiłem. Takie powolne, drażniące ruchy. Chciał mnie sprowokować.
Ale nie dam się.
Gdy zacząłem sapać głośniej, padło pierwsze uderzenie. Delikatne, pieszczotliwe. Poczułem nową falę podniecenia. Poruszyłem biodrami, a Ren znowu klepnął mnie w pośladek. Gdyby nie knebel, pewnie bym się teraz szczerzył. Chłostał mnie leciutko, bardzo czule, pobudzająco. Znowu rozsunął mi pośladki i zaczął wkładać palce. Zamruczałem i poczułem, że zaczynam się ślinić.
Pięknie.
Wspaniale.
Czułem się cudownie.
- Podoba ci się? - spytał nieco wrednym tonem, a ja szybciutko kiwnąłem głową. - Właśnie widzę. Myślisz, że potem cię wyrucham?
Znowu kiwnąłem.
Miałem taką nadzieję.
- Marzy ci się ostre rżnięcie? - Pochylił się i liznął mnie w ucho. - Chyba się ślinisz. Podnieś się.

Usiadłem na łóżku, a Ren cmoknął z zadowoleniem i odgarnął mi włosy z twarzy.
- Ślicznie wyglądasz. Jak taki napalony szczeniaczek - uśmiechnął się i zmrużył oczy. - Ale ci się chce, co?
Znowu kiwnąłem. Nie zamierzałem się dzisiaj sprzeciwiać. Niech mnie szmaci. Niech robi ze mną, co zechce.
- Ślinisz się jak pies.
Zamknąłem oczy i poczułem tętno w głowie. Policzki paliły żywym ogniem. Boże, jak ja się za tym stęskniłem. Za tymi zboczonymi tekstami, twardym, nieco wrednym spojrzeniem i zadziornym tonem. To mój Ren. Mój cudowny Pan i Władca. Mąż i kochanek. Matko, jakie to wspaniałe.
Odrzucił włosy, a ja drgnąłem. Strasznie lubiłem ten gest. Zacisnąłem pięści, a on zdjął mi knebel. Czułem, jak ślina ścieka mi po brodzie, ale nie odważyłem się jej wytrzeć.
- Uwielbiam, jak się tak ślinisz - powiedział z lekkim uśmieszkiem, a ja znowu drgnąłem. - Widzę, że jesteś napalony - dodał po chwili i przysunął się bliżej.
Pocałował mnie w ucho, a dłonią otarł mi ślinę.
- Suka - szepnął i wsunął mi palce we włosy. - Lubieżna kurwa. Jesteś tylko małą, napaloną suką, która chce być zerżnięta. Prawda? - Szarpnął mnie za włosy, a ja jęknąłem i zamknąłem oczy.

Nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Czułem, jak Ren dotyka mojego penisa. Sapnąłem ciężko, a on zaczął mi trzepać.
- Pytałem o coś - powiedział, mocniej zaciskając dłoń.
- Tak - szepnąłem.
- Nie słyszę.
- Tak - powtórzyłem głośniej i pomyślałem, że jak dalej będzie mi tak fapać, to trysnę.
- Co "tak"? - Pocałował mnie w żuchwę, a ja zacząłem się trząść.
- Chcę, żebyś mnie zerżnął.
- To wiem. Powiedz, kim jesteś.
Cholera.
- Suką - szepnąłem i oblizałem wargi.
Nie przestawał mnie dotykać. Zastękałem znowu i pchnąłem biodra w górę.
- Kurczę - jęknąłem, gdy wsunął mi palce między pośladki.
- Jeśli chcesz poczuć mojego kutasa tutaj, musisz mnie o to poprosić - powiedział, liżąc mój policzek.
- Proszę - zastękałem, a potem zacisnąłem mocno zęby.
Zacznie mnie teraz upokarzać. Na bank. Szykuj się, Kotku.
- Nie słyszę.
- Proszę - powtórzyłem, czując, jak cała twarz mi płonie.
- Proszę?>/i> Musisz się bardziej postarać - powiedział, wkładając mi palce w tyłek.
- Boże - westchnąłem i zacząłem poruszać biodrami. - Proszę, zerżnij mnie. Proszę.

Nie byłem w stanie myśleć. Niech mi już wsadzi. Niech spenetruje nabrzmiałym fiutem. Mocno, szybko, ostro. Chciałem, żeby mnie rżnął. Chciałem jego cudownego kutasa w sobie.
A potem mnie nagle olśniło.
No tak, ty głupi Kocie.
- Panie - powiedziałem łamiącym się głosem, bo zacisnął mocno palce na moim sutku. - Proszę.
Wiedział, że nie lubię, jak gwałci moje sutki.
Złamał mnie.
- Powtórz to. - Głos miał teraz stanowczy, ale czułem, że był mocno nakręcony.
- Proszę, Panie - sapnąłem. - Zerżnij mnie mocno.
Jezu, znowu ten wstyd. Dawno nie nazywałem go Panem. Teraz znowu musiałem się przełamać. Czułem się cholernie dziwnie, a on się ze mnie nabijał.
Pieprzony sadysta.
- Powtórz to głośno - powiedział, chyba nasycając się moim zażenowaniem.
- Proszę, Panie - jęknąłem, gdy znów dotknął mojego fiuta.
No nie mogę.
Złamał mnie.
- O co prosisz? - szepnął i liznął mnie w ucho.
Zastękałem i poczułem, że chyba nie wytrzymam. Wybuchnę. Przepełniały mnie emocje. Było ich tak dużo, że bałem się, że zacznę ryczeć.
- Bzyknij mnie - powiedziałem, a głos mi się znowu załamał.
- Dlaczego mam to zrobić?
- Bo...
Co? Mózg mi pulsował.
- Bo byłem grzeczny - powiedziałem i odrzuciłem głowę, a on ugryzł mnie lekko w ucho.
- Myślisz, że chcę to zrobić?
- Tak.
- Tak?
- Tak, Panie. - Znowu ten wstyd.
- Grzeczny piesek. - Ren chyba naprawdę był nakręcony.
I zadowolony.
Pieprzony sadysta.

Nie dręczył mnie dłużej. Pchnął mnie na brzuch, a potem szybko założył gumkę i wszedł we mnie. Krzyknąłem i wtuliłem twarz w poduszkę. Nawet nie próbował mnie uciszać. Nie założył mi knebla. Bałem się, że ktoś nas usłyszy, dlatego starałem się więcej nie krzyczeć.
Nic z tego.
Rznął mnie. Mój mąż i Pan posuwał mnie szybko, mocno, namiętnie. Wchodził do samego końca. Masował pośladki, dawał mi klapsy i wbijał się we mnie jak szalony. Chyba dał się ponieść.
A ja leżałem i stękałem. Chyba wolałbym, żeby mnie zakneblował. Trochę bolało. Wdzierał się do środka i rżnął. Rżnął. Rżnął.
Bez przerwy.
Ciągle.
Znowu.
Wyjmował penisa, a potem ponownie się we mnie wbijał. Rozpychał mięśnie i drażnił prostatę. Znów wyjmował i wchodził do końca. Mocno. Głęboko. Boleśnie.
Bolało.
Zacząłem chyba płakać, ale nie przestawałem jęczeć. Ren pogładził moje biodra i uniósł je lekko, a ja przechyliłem głowę i zacisnąłem zęby.
Był ostry. Dotykał mnie i pieścił, ale nie przestawał się we mnie wbijać.
Nawet gdy zacząłem szlochać.
Po prostu przytulił się do mnie całym ciałem, potarł nosem o mój kark i nie przestawał mnie rżnąć. Nie wiem, skąd on miał tyle siły. Ja nie miałem. Czułem, jak sperma wsiąka w pościel.
Ren mnie zerżnął. Tak, jak chciałem. Nie powstrzymywał się.

Za to go uwielbiałem. Mój kochany pieprzony sadysta.
I za to, że w ostatniej chwili wyszedł ze mnie i zdjął gumkę.
Za to, że trysnął na mój tyłek.
Że pocierał członkiem o mój odbyt.
Że mogłem nareszcie poczuć jego spermę na skórze.
I mogłem udawać, że ze mnie wycieka.
Tak cudownie ścieka po kroczu i udach.
Matko, ale się wyciszyłem. Tak cudownie mnie zerżnął. Leżałem zjebany i wyjebany i głośno sapałem. Nie chciało mi się teraz wstawać, ale Ren klepnął mnie w pośladek.
- Idziesz zapalić? - spytał, a ja niechętnie przeturlałem się na plecy.
- Zanieś mnie - powiedziałem, patrząc mu w oczy.
Był zaspokojony. Nic dziwnego. Ja też byłem. Twarz miał łagodną i rozluźnioną.
- Na taras? - spytał, unosząc brew.
Lubiłem, jak tak ją unosił.
- No - uśmiechnąłem się leniwie, a on podał mi papierosa.
- Na golasa?
- Tak.

* * * * *
Zwykle wszystko, co dobre, szybko się kończy. Tak było i tym razem. Nasze słodkie dwa tygodnie lenistwa powoli dobiegały końca. Potem wam jeszcze opiszę kilka ciekawych wrażeń, ale na razie postaram się streszczać.
Ostatniego dnia bzykaliśmy się na podłodze. Zaczęliśmy na łóżku, ale potem nas poniosło. Najpierw robiłem mężowi głębokie gardełko, zwisając głową w dół. Zawsze powtarzał, że to najlepsza pozycja. Wkładał mi penisa głęboko i gładził po szyi, a ja leżałem grzecznie i starałem się miarowo oddychać. Bo to nie było takie straszne. Musiałem tylko wyluzować i rozluźnić gardło. Ren cierpliwie mnie wszystkiego uczył. Zawsze. Może nie byłem tak dobry jak Emil (i Senju?), ale na pewno robiłem szalone postępy.
No i lubiłem takie gadanie. Ren mnie wtedy dotykał i komentował moje wyczyny. Jarałem się jak głupi.
Otwórz buzię,
rozluźnij gardełko,
oddychaj spokojnie,
wysuń język,
opuść głowę,
oddychaj.

Oddychaj.
Kurde, lubiłem, jak tak gadał. Robiłem się cały czerwony i chciałem wypaść jak najlepiej.
No i w końcu sprowokowałem go tak, że bzyknął mnie na podłodze. Śmiałem się i wyrywałem, a on trzymał mnie mocno i bzykał. Chichotałem jak idiota. Później wdrapaliśmy się na łóżko i dokończyliśmy.
Prawie dokończyliśmy.
Zadzwoniła jego komórka.
- Kurwa, mężu - sapnąłem, nie przestając go ujeżdżać.
Dziś kozaczyłem. Siedziałem na nim i nabijałem się na jego fiucika. Mogłem patrzeć Renowi prosto w oczy i prowokować go spojrzeniem.
Kurde, no. Miał wyłączyć telefon. Ja wyłączyłem. Miałem dość wiadomości z pytaniami. Po powrocie mieliśmy się ujawnić, ale już czułem, że wszystko pójdzie się...
Pójdzie. W siną dal.
To nic, jakoś to przetrwamy.

- Przepraszam. - Też sapnął i chyba postanowił to olać, ale komórka nie przestawała dzwonić.
- Kurczę, odbierz - syknąłem, bo strasznie mnie to wkurzało.
- Wyłączę - powiedział i sięgnął po telefon, a ja poruszyłem się niecierpliwie na jego biodrach.
Postanowiłem, że będę go dalej ujeżdżać. Ciekawe, czy długo tak wytrzyma?
- Steve? - zdziwił się, przykładając komórkę do ucha.
Steve? Ten koleś z redakcji? Prawa czy tam lewa ręka Rena?
- No, przeszkadzasz trochę - powiedział mój hot mąż, a potem pogładził mnie po udzie.
Wyszczerzyłem się i znowu zacząłem się na niego nabijać. Ciekawe, czy Steve się skapnie? Podobno tylko on wiedział, więc Ren chyba bardzo mu ufał.
- Nie, samolot mam za kilka godzin. Kurczę, Steve, mogłeś z tym poczekać.
No właśnie, Steve, ty niedobry chłopczyku.
Zagryzłem zalotnie wargę i poruszyłem biodrami. Ren ledwo stłumił jęk. Złapał mnie za fiuta i mocno zacisnął dłoń.
Dupek.
- Faktycznie, Steve, trochę wtopa. Mogłeś zadzwonić później - mówił dalej mój mąż, a ja kołysałem leciutko biodrami. - No wiem, ale mówiłem ci, że wracamy w nocy. Dobra, nie spinaj się tak. To nic takiego - powiedział, ciągle patrząc mi w oczy, a potem zaczął trzepać.

Jednak już po chwili zamarł i aż otworzył usta ze zdziwienia. Chyba coś go zaskoczyło. Co ten Steve mu tam gadał? Kurde, a to chuj. Nie mógł z tym poczekać?
- Co? Jak to? - spytał Ren, a ja drgnąłem.
Coś złego?
Chciałem zejść z jego penisa, ale zatrzymał mnie.
- Nie, wracaj - powiedział do mnie. - To nie było do ciebie, Steve. Tak, ruchamy się. No. Nie w porę. Dobrze, rozumiem. Dzięki, że mnie uprzedziłeś. Oddzwonię za chwilę, okej?

Rozłączył się i rzucił komórkę na łóżko. Chyba coś go zmartwiło. Nawet penis mu trochę oklapł. Szkoda.
- Co się stało? - spytałem i zszedłem z niego.
- Steve powiedział, że będziemy mieli nowego szefa.
- Co? Jak to? Ale dlaczego? - Zamrugałem, a Ren przyciągnął mnie do siebie.
- Nie wiem. Jakiś bogaty koleś chce nas kupić - westchnął i pogładził mnie po włosach.
- Kurwa, nie rozumiem. Czemu teraz? - skrzywiłem się, a Ren parsknął śmiechem. - Nie martwisz się o to, że może cię wyrzucić? Zwłaszcza teraz?
- Nie wiem. Raczej wierzę w siebie i w swoje umiejętności - powiedział i liznął mnie w szyję.
- Ale JA się martwię! Ren, a co, jeśli ten dziad okaże się chujem? - oburzyłem się, a Ren tylko westchnął i wstał z łóżka.
- Idziesz ze mną zapalić?
- Idę. Cholera, Steve też jest chujem. Mógł ci to powiedzieć później.
- Chciał, żebym był przygotowany. Ten facet przyjeżdża jutro.
- Ale... Ja pierdzielę, to nie fair - powiedziałem i westchnąłem, a Ren mnie przytulił i poczochrał mi włosy.
- Denerwujesz się bardziej niż ja. To kochane.
- Spadaj. Wiem, że też się denerwujesz, tylko udajesz twardziela.
- No dobra, masz mnie - zaśmiał się, a ja objąłem go mocno w pasie.
Był spięty.
Kurczę, no.

* * * * *
Obudziłem się zlany potem. Zabrakło mi tchu, więc chyba zacząłem się dusić.
A chwilę później poczułem, jak ktoś gładzi mnie po policzku.
Ren.
To był sen.
Zasnąłem w samolocie.
Pierwszy koszmar od ponad dwóch tygodni.
Cholera.
Spokojnie, Kiciuś, spokojnie.
- Nie martw się, jestem przy tobie - szepnął miękko Ren, a ja spojrzałem mu w oczy.
Chyba płakałem, bo policzki miałem mokre.
Rozejrzałem się dokoła, a potem mocno wtuliłem w męża.
- Zostało jakieś pół godziny, niedługo będziemy na miejscu - powiedział czule i zaczął gładzić mnie po włosach.
- Mmmhh - mruknąłem i zamknąłem oczy.

Cholera, Kotku. Jeszcze długa droga przed tobą.