Noc we mnie
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 17:38:28
Coś dzisiaj mam padnięty humor, więc nie spodziewajcie się niewiadomo czego ^^ ( Poza tym taki dziwny dzisiaj dzień, że wszyscy robią sobie krzywdę. Kolega "zaliczył glebę" i ma piękną twarzyczkę, a kumpela znów oberwała krążkiem do gry i ma podbite oko, a gdy ktoś ją zapyta, co się stało, to ten "lis" odpowiada, że się pobiłyśmy! Kolejnego znajomego psy zabrali, kurcze, ale się porobiło!!!




* * *





Kolejny dzień. Niby taki sam jak wiele innych, a jednak czymś się wyróżnia. To mój dzień. Moje święto. Rocznica mojego samobójstwa. Może byłem tragiczny, może śmieszny, sam nie wiem. Ale jednego jestem pewien, nigdy tego nie żałuję. Teraz, gdy patrzę z perspektywy czasu na tamte wydarzenia, wszystko to zdaje się nie być pozbawione sensu. Dziś, po siedmiu latach wiem, kto naprawdę po mnie płakał.
Pamiętam tak, jakby to było wczoraj. Ranek. Świeży i rzeźwy, aż chce się żyć. Spacer przy pierwszych promieniach słońca, które delikatnie gładzą po policzkach. Wesołek z tego pieska. Cały czas skacze i plącze się między nogami. Och... Gaarf, ty i twoja ciekawska natura. Ciągniesz mnie dokąd tylko ci się podoba, a ja nie protestuję - przyda mi się dłuższy marsz, może otrząsnę z siebie te resztki snu...
Ktoś za mną kroczy, słyszę głuchy odgłos, który towarzyszy sportowym butom na bruku. Jest ich trzech. Przyspieszam. Kroki również są wyraźniejsze... i szybsze. Nie ucieknę. Wiem o tym. Ulice przed szóstą rano są jeszcze puste, nie ma nikogo poza mną i kimś, kto podąża moim śladem. Gaarf jest spokojny, skacze radośnie merdając ogonem. Ja również powoli się uspokajam. A może kroki były tylko wymysłem? Uspokajam oddech. Nie ma powodu by się stresować.
Siódma. Miasto powoli budzi się do życia, ale ulice nadal są puste. Nagle dostrzegam coś przed sobą. Przystanąłem, ale biorąc wszystko za absurd ruszyłem dalej. Tutaj ludzie są cywilizowani, czemu ktoś miałby się czaić za rogiem? Szedłem naprzód, lecz coś ciągle szeptało mi "Zawróć, zawróć..." Teraz już wiem, że był to instynkt, który ostrzegał i koił jednocześnie. Biorąc jednak za nic głos rozsądku, nawet nie zwolniłem. Czekało na mnie uświadomienie, wyciągało po mnie swe ramiona, a ja niczego nie świadom szedłem mu naprzeciw.
Dotarłem już do zakrętu, gdy nagle ktoś podstawił mi nogę. Nie mogąc złapać równowagi runąłem jak długi na asfalt.
Nawet teraz, gdy myślę o tym coś się we mnie łamie. Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Najgłębiej jednak w mojej podświadomości utkwiły dwie rzeczy; wszechobecny ból i hasła wykrzykiwane przez nieznanych mi ludzi. O bólu można wszak zapomnieć, jednak o wiele bardziej od ran fizycznych bolą rany zadane na duszy. Zwłaszcza one zazwyczaj nie chcą się goić. "Polska to kraj dla polaków, a nie dla takich szmat, jak ty, geyu! Myślisz może że wszystko ci można, pieprzony pedale?! Takich jak ty, tutaj się zabija! Nie obchodzi cię to, że niszczysz mu życie?!!!"
Nie pytałem o kogo chodzi, bowiem to sam doskonale wiedziałem. Zostałem sam. Inni, widząc, że się nie bronię i tylko leżę nieruchomo odeszli. A ja myślałem... Gaarf gdzieś również znikł, ale nie miałem mu tego za złe. Jednak nie żałowałem tego, co mnie spotkało. Dzięki temu właśnie spojrzałem na całą sprawę z innej perspektywy. Kochałem go, ale on nie chciał mej miłości, narzucałem mu się, psując opinię i dobre imię. "Ja-geyem?!!! Chyba ci się coś uroiło!!!" Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z głębi tych słów. Byłem mu ciężarem, który on dobrowolnie dźwigał. Czemu nie powiedział mi tego w oczy? A może i powiedział, tylko ja nie chciałem tego słyszeć?
Wróciłem do mieszkania, które dzieliłem wraz z nim. Po brodzie spływał mi strumyczek krwi, ale się nim nie przejąłem. Jak w transie wziąłem nożyk do obierania owoców i usiadłem na kanapie. Ta kanapa wiązała się z moimi najpiękniejszymi wspomnieniami. Na niej właśnie po raz pierwszy go pocałowałem. Bronił się, ale był zbyt pijany, by robić to skutecznie. Kiedy następnego dnia wytrzeźwiał i chciałem nawiązać do tego pocałunku, zdenerwowany uciął rozmowę.
Przestałem nalegać. Ale on chyba i tak domyślił się moich prawdziwych uczuć. Pozostał obojętny, więc ich nie odwzajemnia, a ja, jak ktoś dobrze powiedział, jestem dla niego tylko ciężarem.
Przerwałem te jałowe rozmyślania, jakby od niechcenia przeciągnąłem nożykiem po przegubach dłoni. W miarę upływu czasu obserwowałem gasnącym wzrokiem szkarłatne wstęgi, powstające na jasnym obiciu kanapy i byłem szczęśliwy. Szczęśliwy jak nigdy dotąd.
I wtedy przyszedł on. Gdy mnie zobaczył rzucił teczkę i torbę z zakupami na podłogę i padł przy mnie na kolana. Ujął moją głowę w dłonie i delikatnie położył na swoim ramieniu, pieszczotliwie głaszcząc po włosach. Było mi tak dobrze. Ale kiedy spojrzał mi w oczy spostrzegłem płynące po jego policzkach łzy. Lekko zdziwiony pochyliłem chwiejnie głowę i zebrałem je czubkiem języka. "Kocham cię..." szepnąłem. Nie odsunął się, jak oczekiwałem, lecz skłonił głowę i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
Odchodząc, usłyszałem ciche "Ja ciebie też..." A może to było tylko złudzenie?



* * *



Śmierć nie jest straszna, ani bolesna, jak powiadają. Przypomina raczej łagodne i spokojne zasypianie. Kiedy znów otworzyłem oczy, byłem już po drugiej stronie. Warto było umrzeć, choćby dla tych krótkich trzech słów.
Dzisiaj spoglądam na mały szary kawałem marmuru, kryjący moją ziemską powłokę. I na klęczącą przy nim męską, odzianą w szary płaszcz postać. I na wielkie i ciche łzy toczące się po jego policzkach.
Teraz już jestem spokojny. Chcę mu powiedzieć, chociaż przez szum liści, plusk kropel wody "Nie martw się... Wkrótce się spotkamy..."
Będę na ciebie czekał, kochany, choćby przez wieczność.



Umrzeć, to wzniosłe słowo,
ale umrzeć dla kogoś,
kto wart jest tego, pierwszym promieniem słońca
rozpraszającym mroki śmierci...




* * *





Ps: Nio... skończyłem. Jak mi poszło? Wiem, że jest to nudne i okropnie melancholijne, ale wyjątkowo zgodne z moim dzisiejszym humorem. Obiecuję, nie będę powielać tego typu opowiadanek ^_^)
Pss: Z dedykacją dla Autorki "Dolce" i "Allentando"

Pa, pa!