Gemini 13
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 24 2016 05:49:28


- Jeszcze się odegram. Zobaczysz.
- Nie mogę się doczekać. – Mały wyszczerzył się. – A na razie sugeruję przyłożyć lód.
- Jakbym go miał.
- A do kuchni tak daleko… - westchnął teatralnie Mały.
- Jesteś wredny.
- No dobra, pomogę ci. Dawaj. – Zarzucił sobie Marco na plecy i ruszył w stronę jadalni. Kiedy tam dotarli Dalia właśnie przygotowywała obiad.
- Ojej, co się stało? – zaniepokoiła się widząc minę Marco.
- Wypadek przy pracy – mruknął IGOR.
Mały podał mu woreczek z lodem, który ten z ulgą przyłożył do krocza.
- Wyglądasz teraz jak rozanielony kot – stwierdził Mały, na co Dalia zachichotała rozbawiona.
- Ciekawe czyja to niby wina? – warknął Marco, na co Mały zachichotał.
Nagle spoważniał.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się Dalia.
- Muszę iść do Mimi, jest wyraźnie rozkojarzona. To u niej nienormalne – odparł Mały i wyszedł.
- Skoro i tak przez jakąś chwilę musisz siedzieć, to może pomożesz mi robić obiad?
- Skoro nie mam wyjścia… - bąknął Marco.
- Nie masz – Dalia uśmiechnęła się, ale w jej oczach zobaczył coś takiego, że aż ciarki przeszły mu po plecach. Pomyślał, że ta kobieta jest straszna i współczuje jej przyszłemu mężowi.
Tymczasem Mały wszedł do kabiny Mimi. Zaskoczył go widok siostry leżącej na brzuchu na podłodze i majtającej nogami.
- Ej, wszystko w porządku? – zaniepokoił się.
- Chyba… tak – odparła niepewnie.
- Chyba? – Położył się obok, z zaciekawieniem zerkając co tak aprobuje uwagę siostry, że nawet nie zareagowała jak wszedł. – Siedzisz tutaj zamiast rozbierać kolejne urządzenie w maszynowni.
- Jakoś nie mam nastroju. – Westchnęła.
- Co to? – Zainteresowało go niewielkie pudełko w które wgapiała się Mimi.
- To? Prezent.
- O? – zdziwił się Mały. – Od kogo?
- Od Kasjana. Są ładne, prawda? – popatrzyła na brata pytająco.
- Prawda.
Mimi westchnęła i dalej wpatrywał się w pudełeczko.
- Skoro ci się podobają, to co ci jest? Po raz pierwszy cię nie rozumiem.
- A bo nie wiem…
- Czego?
- Czemu on mi to kupił?
- To źle, że ci kupił? Mówiłaś, że ci się podobają.
- Bo podobają. Ale co, tak bez powodu mi je kupił?
- Może dlatego, że cię lubi… - Mimo szczerych chęci Mały nie potrafił rozwiać wątpliwości dręczących siostrę.
- To może ja też powinnam mu coś kupić…
- A chciał żebyś mu kupiła?
- No… - zawahała się. – Nic nie mówił.
- No właśnie! – Mały wykrzyknął tryumfalnie. – Jakby czegoś chciał, to by ci powiedział wprost. Przecież on zawsze gada konkretnie.
- No niby tak, ale jakoś tak… - wybąkała Mimi, na co Mały westchnął.
- Czy ty musisz stwarzać problem tam gdzie go nie ma?
- Ale to poważny problem! – wykrzyknęła. – Bo ja też go lubię, a nigdy nic mu nie kupiłam.
- Bo nie czułaś takiej potrzeby. Widocznie on czuł i już. – Wzruszył ramionami.
- A on jest bardzo miły. Pomagał mi w zakupach. Nie pozwolił by mnie oszukano. I nawet targował się o niższe ceny. I zaprosił mnie do miasta żebyśmy sobie razem pooglądali. I było nawet fajnie, chociaż nie było żadnej maszyny ani nic, co bym mogła rozebrać. No i umie bardzo dobrze tańczyć – skończyła dziwnie cicho.
- Znaczy też go lubisz? – Mimi skinęła twierdząco głową. - Więc też mu coś kup. Ale nie dlatego, że on ci kupił, tylko dlatego, że chcesz mu sprawić przyjemność. Za dwa dni powinniśmy dolecieć do Harman, może będzie dość czasu żeby coś kupić, a jak nie, to w galaktyce Shivu zrobimy sobie wolne. I wtedy pomogę ci coś wybrać.
- Jesteś kochany. – Mimi uściskała brata, po czym ostrożnie zawinęła pudełeczko z zawartością w białą ściereczkę i schowała pieczołowicie w szufladzie szafy.- Ale są ładne, prawda? – upewniła się.
- Oczywiście, że są ładne. A teraz chodź, skoro nie masz nastroju na grzebanie w silniku, to skończymy salę treningową. Niedługo mogę jej potrzebować.
- No to chodźmy! – zakrzyknęła Mimi energicznie i ruszyła do wyjścia.

***

Chwilę po tym jak Mały wyszedł z jadalni, pojawił się w niej Bzyk i skrzywił się widząc Marco siedzącego blisko Dalii.
- Co robicie? – zapytał spokojnie, chociaż w środku aż się gotował, a jakiś głos krzyczał mu w głowie „zabieraj od niej łapy!”
- O, Bzyk! – Dalia wyraźnie ucieszyła się. – Może ty pomożesz? Marco ma niestety dwie lewe ręce.
- A w czym?
- Prosiłam go żeby obrał ziemniaków na obiad. Jakoś nie uznaję tych wszystkich maszyn – dodała z przepraszającym uśmiechem.
- To dlatego twoje obiady są takie pyszne. Bo sama wszystko robisz – komplementował Bzyk, a kobieta się zaczerwieniła.
- W każdym razie poprosiłam go o obranie i zobacz co mu wyszło. – Pokazała nieforemną kanciastą bryłę, która ani trochę nie przypominała ziemniaka którym kiedyś była. Bzyk parsknął śmiechem, a zmieszany Marco mruknął:
- No co? Nikt mnie nigdy nie zmuszał do czegoś tak prymitywnego.
- Lepiej to oddaj. – Zabrał Marco nóż i wziął się za obieranie.
- To ja pójdę do siebie – wybąkał IGOR i korzystając z okazji, że Dalia była zajęta uśmiechaniem się do Bzyka szybko wycofał się z kuchni. Wracając do swojej kajuty natknął się na Zebena, który rozglądał się zdezorientowany.
- O, jak dobrze, że cię widzę! – okularnik odetchnął z wyraźną ulgą. – Chciałem pójść na mostek, ale chyba się zgubiłem. Jeszcze nie znam wszystkiego – roześmiał się przepraszająco.
- Trzeba było spytać Maksa o drogę.
- Maksa? – zdziwił się.
- To nasz komputer pokładowy. Maks… - rzucił w powietrze.
- W czym mogę pomóc? – odezwał się głos nie wiadomo skąd, a Zeben drgnął przestraszony.
- Możesz zaprowadzić naszego nowego członka załogi na mostek?
- Oczywiście. Musisz iść do końca tego korytarza…
Marco nie słuchał dalej, tylko poszedł do swojej kabiny. Zamknął drzwi i rzucił się na łóżko. Był rozdrażniony. Sam nie wiedział na co bardziej, czy że dał się tak podejść gówniarzowi, czy że spodobał mu się ten pocałunek. Dotknął ust. I przypomniał mu się smak ust Małego. Były takie ciepłe i chociaż niedelikatne, to jednak przyjemne… Westchnął ciężko. Czemu to akurat musi być on?

***

- Kapitanie?
- Co się stało, Maks? – zainteresował się Vartan przesuwając stronę w czytanej właśnie na tablecie ksiązki.
- Moje sensory zarejestrowały próbę nieautoryzowanego wejścia do sekcji zamkniętej przez Małego.
- Co? – odłożył tablet na łóżko.
- Moje sensory…
- Słyszałem co powiedziałeś, tylko nie bardzo to rozumiem. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że to pomieszczenie jest na wyłączny użytek Małego.
- To jeden z nowych członków załogi.
- Który? – Vartan zgrzytnął zębami.
- Szczepan. Rozkręcił panel i próbował zrobić zwarcie w obwodach. Na szczęście Mimi zamontowała tam dodatkowe zabezpieczenie, więc nie dał rady otworzyć drzwi.
- Cholera. Wiedziałem, że z nim będzie coś nie tak. Miał zbyt idealny życiorys – warknął Vartan wściekle zgrzytając zębami.
- Czy mam coś z tym zrobić, kapitanie?
- A gdzie on teraz jest?
- Na chwilę obecną w sekcji magazynowej. Wcześniej był w sali widokowej, jeszcze wcześniej w kuchni, maszynowni…
- Krótko mówiąc kręci się po całym statku.
- Zgadza się. Mam mu ograniczyć dostęp?
- Na razie nie ma takiej potrzeby, póki nie poznamy jego intencji. Obserwuj go i zapisuj wszystko, co robi, gdzie jest i o czym rozmawia z innymi.
- Zrozumiałem. A przy okazji, kapitanie…
- Tak?
- Wprawdzie ludzkie uczucia są mi obce, ale najbardziej pasowało by tu określenie „martwię się”.
- Czym? - zdziwił się Vartan.
- Stanem zdrowia Mimi. Od śniadania nie grzebała w moich wnętrznościach.
- A co robi?
- Na chwilę obecną z Małym wykańczają salę treningową…
- No to wszystko w porządku! – wykrzyknął zadowolony.
- …ale wcześniej przez pół dnia siedziała w swojej kabinie i nic nie robiła tylko wzdychała. To u niej nienormalne.
- Podglądałeś ją?
- Niestety mój poprzedni właściciel nie życzył sobie kamer, mogę jedynie rejestrować wszelkie odgłosy. Te dochodzące z kabiny Mimi były niepokojące.
- W takim razie może później z nią porozmawiam. Na razie nie będę jej przeszkadzał, niech skończą w końcu tą salę treningową. I dzięki za troskę.
- Nie ma za co, kapitanie. Gdybym był człowiekiem powiedziałbym, że lubię Mimi. Jest pierwszym człowiekiem jakiego spotkałem, który podchodzi tak entuzjastycznie do maszyn. W pewien sposób mnie to uszczęśliwia.
Vartan roześmiał się rozbawiony.
- Zachowujesz się coraz bardziej jak człowiek. Jeszcze trochę, a będę musiał ci też wypłacać pensję jako członkowi załogi.
- Mówisz, kapitanie o tych kwadratowych płytkach, których ludzie używają jako środka płatniczego?
- Dokładnie.
- Szczerze mówiąc nie wiem, co miałbym z nimi zrobić. Mam wszystko, co najlepsze, od maszyn począwszy, na oprogramowaniu skończywszy.
- Więc jesteś najszęśliwszym człowiekiem jakiego spotkałem.
- Nie wiem co znaczy być szczęśliwym, ale to miło, kapitanie, że myślisz o mnie jak o człowieku.
- Tylko żeby ci to nie przewróciło w głowie – zażartował Vartan.
- Nie rozumiem, dlaczego by mi to miało przewrócić w głowie, skoro ja nie mam głowy? Jestem elektronicznym bytem, bez ciała. Nie potrzebuję go, wystarczą mi moje banki pamięci i te wszystkie maszyny.
- To takie powiedzenie, sprawdź w swoim archiwum.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu Maks odezwał się
- Faktycznie. Wybacz kapitanie moją ignorancję. Wychodzi na to, że jeszcze dużo muszę się nauczyć. Ludzki język jest naprawdę skomplikowany.
Vartan roześmiał się rozbawiony.
- Ucz się, ucz. Po to chyba wbudowano ci moduł uczenia się.
Komputer już nic nie odpowiedział, więc Vartan wrócił do przerwanej lektury.

***

Mając już dość natrętnych i, jego zdaniem, idiotycznych myśli, Marco postanowił pójść na mostek i posprawdzać przyrządy. Wprawdzie wiedział, że Maks ma wszystko pod kontrolą i sam doskonale prowadzi statek do celu, jednak musiał się czymś zająć, a na trening jakoś nie miał ochoty po tym jak go załatwił Mały. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, przystanął niezdecydowany na balkonie. Na dolnym poziomie zobaczył Zebena i Małego. Chłopak chyba uczył okularnika jak obsługiwać kolejne przyrządy, bo co rusz czegoś dotykał, klikał, przekręcał i tłumaczył, a okularnik kiwał twierdząco głową. Nie wiedzieć czemu oparł się łokciami o barierkę i uważnie obserwował dzieciaka. Wprawdzie słyszał wyraźnie co ten mówi, jednak nie słuchał, skupiając się bardziej na obserwowaniu jego mimiki. I był zazdrosny. Ten nowy był tu zaledwie jeden dzień, a już zdobył sympatię Małego. No bo jak inaczej wyjaśnić tę łagodną twarz dzieciaka i fakt, że cierpliwie słuchał gdy tamten pytał i nie burczał, że musi po kilka razy powtarzać to samo? To niesprawiedliwe. Co ten okularnik ma takiego w sobie czego on nie ma? Przecież jest od niego przystojniejszy, bardziej wysportowany i zna się z Małym nieco dłużej niż tamten. Dlaczego więc do niego Mały się tak nie uśmiecha? Czyżby on jednak wolał takich fajtłapowatych gamoni? A może on wciąż kocha kapitana? Ale wtedy dlaczego by się tak uśmiechał do tej sieroty? Westchnął zirytowany i już chciał odejść, gdy został zauważony.
- O, Marco! – Mały wyraźnie ucieszył się. Spojrzał w jego stronę i serce zrobiło ba-dum. Mały uśmiechał się. Do niego! A może z niego? – Już ci lepiej? – Chyba jednak z niego. I serce zabolało. – To może zejdziesz na dół? Może też się czegoś nauczysz?
Nie wiedzieć czemu usłyszał w jego głosie kpinę. Do tego ten uśmiech, który wydawał mu się coraz bardziej drwiący…
- Nie, dzięki. Nie jestem aż taki głupek żeby musiał mnie jakiś dzieciak uczyć. – I wyszedł nie czekając na reakcję rozmówcy.
Nie wiedzieć czemu poszedł do maszynowni. Jakimś cudem znalazł Mimi bez pomocy Maksa.
- Mimi! – wykrzyknął.
- Co jest? – Aż podskoczył, gdy usłyszał nagle jej głos za plecami.
- Tak sobie pomyślałem, że może ci w czymś pomogę… Jest spokój i nie ma co robić.
- Poważnie? – dziewczyna wyraźnie się ucieszyła.
- Czemu nie, chociaż niespecjalnie się na tym wszystkim znam, ale może będę mógł coś tam… chociaż troszkę…
- To miło z twojej strony. – Mimi uśmiechnęła się, a serce Marco znowu zrobiło ba-dum. Dziewczyna w tej chwili tak bardzo przypominała brata… - Właściwie to przyda mi się pomoc. Mam tyle do zrobienia i tylko dwie ręce.
- A ten nowy, jak mu tam… Szczepan? Nie pomaga ci?
- A weź. – machnęła lekceważąco ręką. – Włóczy się po całym statku, grzyb wie po co.
- To czemu go tu nie zawołasz? Przecież chyba po to kapitan go zatrudnił.
- Nie potrzebny mi ktoś, kto myśli o wszystkim tylko nie o maszynach – mruknęła krzywiąc się przy tym. – Nie mam czasu by go niańczyć.
- Mnie też będziesz musiała niańczyć – wybąkał. – Przecież kompletnie się na tym nie znam.
- Ale ciebie lubię.
- A jego nie? – zdziwił się, a gdzieś w środku poczuł miłe ciepło. – jest przystojny, wygadany, do tego mechanik…
- To on tak twierdzi. Się przekonam jaki z niego mechanik jak go sprawdzę. A piękna gęba jest mi tu do niczego nie potrzebna i tak zaraz się ufajda.
- No właśnie widzę – Marco uśmiechnął się i przetarł palcami policzek Mimi próbując zetrzeć z niego jakąś plamę. Niestety nic to nie dało, plama wciąż tam była.
- Co jest, ubrudziłam się? – Marco skinął głową. – No sam widzisz, jeszcze nie zaczęłam nic robić a już się ufajdałam. Z nim by było tak samo. Maszynownia to nie miejsce na piękne buźki.
- Ale twoja jest całkiem ładna – wypalił Marco zanim się zastanowił.
Mimi popatrzyła na niego wilkiem.
- Próbujesz mi dokuczać?
- Ja? – zdumiał się. – Skąd. Powiedziałem prawdę, masz ładną buzię, chociaż tego nie pokazujesz.
- To tylko strata czasu – burknęła dziwnie zawstydzona. – A ty nie powinieneś gadać, tylko brać się do roboty!
- Ale nie wiem co mam robić.
- Chodź.
Zaprowadziła Marco do pomieszczenia w którym pichciła te swoje wszystkie dziwne mikstury. Włączyła ekran komputera.
- Tu masz napisane co robić po kolei. – wskazała ekran. – robisz to krok po kroku i uważnie obserwujesz co się dzieje i zapisujesz. Nawet jak by nic się nie działo też masz zapisać, rozumiesz?
Marco skinął głową.
- No to bierz się do roboty. Ja muszę rozebrać wirorotator zanim Mały skończy szkolić Zebena. Przynajmniej ten chce robić to, po co został zatrudniony – westchnęła. – Mieliśmy razem wykończyć salę treningową, ale kapitan prosił Małego by przeszkolił nowego. Nie wiem ile mu to zajmie, więc wolę nie tracić czasu.
- A ja nie mógłbym ci pomóc w sali treningowej?
- W sumie… - Mimi zamyśliła się. – Nie – odparła po chwili. – Lepiej jak zrobię to z Małym. Poza tym to – wskazała na stół – też jest ważne. To środek leczniczy na wyładowania Małego.
- To faktycznie trzeba się tym zająć – stwierdził Marco siadając przy stole. Mimi uśmiechnęła się zadowolona i wyszła.
- Tylko rób wszystko uważnie i dokładnie – rzuciła na odchodnym.
Marco skinął twierdząco głową i zaczął czytać instrukcję. Miał nadzieję, że jeśli będzie się musiał skupić na tym, co robi, to może odejdą te głupie myśli i serce się uspokoi.
Tak się skupił na tym, co robi, że zupełnie zignorował komunikat Maksa o obiedzie i nawet nie zauważył jak spędził w tym laboratorium Mimi kilka godzin. Otrzeźwiło go nagłe:
- Już jestem.
Spojrzał nieprzytomny w stronę wejścia i zobaczył stojącego na progu Szczepana.
- A po co? – zdziwił się.
- No do roboty – odparł tamten.
- Aaa. Maks – rzucił w powietrze – powiedz Mimi, że Szczepan przyszedł.
- Już ją poinformowałem – odparł komputer. – Będzie za chwilę, tylko skończy rozkręcać kompensator wibracyjny.
- Musisz chwilę poczekać – rzucił Marco do Szczepana.
- To nie ty jesteś tu mechanikiem? – zdziwił się.
- Ja? – Marco roześmiał się rozbawiony. – A skąd, ja tu tylko pomagam chwilowo.
- Aha. A co właściwie robisz?
Marco nie zdążył odpowiedzieć gdy pojawiła się Mimi.
- I jak ci idzie? – zapytała wymijając bez słowa Szczepana. Zerknęła na naczynia stojące na stole, potem na notatki Marco w komputerze. – Całkiem nieźle – pochwaliła z wyraźnym uznaniem w głosie. – Ty się chyba minąłeś z przeznaczeniem. Powinieneś być chemikiem, a nie IGOREM.
- Jesteś IGOREM? – zdumiał się Szczepan.
- Byłem - odparł zwięźle Marco. – Teraz jestem tutaj.
- To może idź teraz coś zjeść? – zaproponowała Mimi.
- Ale to tutaj – wskazał jedno z naczyń – jeszcze nie zaczęło reagować. Co będzie jak przegapisz i nie zapiszesz?
Mimi uśmiechnęła się.
- To potrwa jeszcze kilka godzin, więc możesz spokojnie iść.
- Więc pójdę. Przyznam szczerze, że jak tak wspomniałaś, to faktycznie chyba mi się chce jeść. – W tym momencie z brzucha Marco dobiegło potężne burczenie.
- Nie chyba a na pewno. – Mimi roześmiała się. – Idź. I dzięki za pomoc. A ty… - spojrzała gniewnie na Szczepana. – Nająłeś się tu na wycieczkę czy do roboty? Jesteś tu już cały dzień i dopiero teraz raczyłeś się pokazać?
- Ej, moment, nie mówcie mi, że to ty jesteś mechanikiem? – zaperzył się Szczepan.
- Coś ci się nie podoba? – warknęła Mimi, a Marco aż ciarki przeszły po karku.
- No przecież taki dzieciak jak ty nie może być mechanikiem. Do tego trzeba ukończyć szkoły, a ty wyglądasz jak byś dopiero do podstawówki chodziła.
Mimi nic nie odpowiedziała, ale wprawne oko Marco zauważyło jak dziewczyna wyraźnie walczy z samą sobą by nie wybuchnąć. W końcu jej się udało, a Marco odetchnął z ulgą.
- Takiś mądrala? To może się pościgamy, kto szybciej rozłoży i złoży dowolne urządzenie na tym statku? – zapytała słodko się uśmiechając, a ciarki znowu przebiegły po plecach Marco.
- To ja już sobie pójdę – stwierdził – bo jeszcze chwila a padnę z głodu – zaśmiał się głupkowato, ale żadne z nich w ogóle nie zwróciło na niego uwagi. Stali naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. Korzystając z okazji wycofał się tyłem z pomieszczenia. Odetchnął z ulgą dopiero gdy całkiem wyszedł z maszynowni.
- Oni wszyscy są coraz bardziej pokręceni – stwierdził idąc do jadalni.
Tymczasem w laboratorium…
- To nie byłoby uczciwe. Znasz tu wszystkie maszyny, a ja nie.
- Nie? To co z ciebie za mechanik? – zakpiła Mimi. – Ale spoko, dam ci fory. Pozwolę ci wybrać maszynę dla ciebie i dla siebie.
- Żebyś później mówiła, że wygrałem bo miałem łatwiejszą?
- Ty wygrasz? – Mimi roześmiała się wyraźnie rozbawiona. – Weź przestań, bo się posikam ze śmiechu.
- A chcesz się założyć? – warknął Szczepan.

***

Następnego dnia przy śniadaniu wszyscy wyraźnie widzieli wściekła minę Szczepana i zadowoloną Mimi. Oraz podkrążone oczy tego pierwszego.
- Atmosfera, że aż nożem można kroić – zażartował Bzyk.
- Ja czegoś nie wiem? – zapytał Vartan.
- Nic szczególnego – stwierdziła Mimi wgryzając się w kanapkę. – Szczepan nie może przeboleć, że jego szefem jest baba. W dodatku taki dzieciak.
- Ale przecież ty nie jesteś dzieciakiem – wypalił odruchowo Kasjan, na co Mimi wyraźnie pokraśniała.
- Jestem, nie jestem, jemu niestety to się nie podoba.
- Znaczy przegrał? – zainteresował się Marco.
- Z kretesem – Mimi z dziwną satysfakcją w głosie literowała powoli, aż Szczepan prychnął zirytowany, rzucił na stół nóż i wyszedł z jadalni. – Za pół godziny masz być w maszynowni! – wykrzyknęła za nim.
- Znowu jakiś hazard? – rzucił groźnie Vartan.
- A skąd. Robiliśmy zawody kto szybciej rozbierze i złoży dowolną maszynę z maszynowni. Przegrał mimo iż mu pozwoliłam nawet wybrać co mamy rozbierać.
- A nie oszukiwałaś przypadkiem? – Laila spojrzała na nią podejrzliwie.
- No wiesz… - Mimi obruszyła się. – Powinnam się obrazić za tą insynuację.
Laila roześmiała się rozbawiona.
- Miejmy nadzieję, że mimo wszystko będzie robił co mu każesz.
- Nie ma wyjścia – Mimi wyszczerzyła się wyraźnie zadowolona. – Takie były warunki zakładu.
- Mimi, Mimi – westchnął Vartan.
- No co? – zmarszczyła usta udając naburmuszoną – Musiałam go jakoś zmotywować do roboty, nie uważasz?
- Masz rację – stwierdził kapitan ugodowo. – A tobie jak idzie? – popatrzył na Zebena, który siedział wyjątkowo cicho.
-Mi? – przestraszył się zapytany. – Chyba… dobrze. Nie wiem.
-Mały? – Vartan popatrzył na chłopaka.
- Trochę opornie, ale jest chętny, więc jakoś to przeżyję.
- No to przynajmniej jeden nie robi problemów – westchnął Vartan.
Reszta dnia minęła spokojnie, każdy miał coś do roboty.
Następnego dnia koło południa dolecieli w końcu do planety Harman. Niestety, ku rozczarowaniu Mimi, nie wylądowali na planecie, a spotkali się z klientem na orbicie.
- Ksantu, tu Gemini. – Mały zaczął wywoływać galeon kiedy już widzieli go na radarach.
- Tu Ksantu. Witaj Gemini. To wy macie nas eskortować? – odezwał się głośnik męskim głosem.
- Zgadza się.
- Świetnie. Czekamy na was już od rana.
- Mam nadzieję, że to nie popsuje waszych planów?
- Jeśli chodzi o dotarcie zgodnie z czasem to nie, mamy dzień luzu. Obawialiśmy się jedynie możliwości napadu. Dalej się obawiamy, więc bylibyśmy wdzięczni gdybyśmy już ruszyli.
- Oczywiście. Jednak zanim polecimy mogę zasugerować byście wlecieli do naszej ładowni? W ten sposób eskorta będzie skuteczniejsza.
Odpowiedziała mu cisza. W końcu głośnik odezwał się.
- Chyba masz rację, Gemini.
- W takim razie otwieram ładownię. Współrzędne: trzynaście, sto dwadzieścia cztery, zulus tango, sześć, alfa koma trzy. Będę czekał przy śluzie.
- Zrozumiałem. Bez odbioru.
Mały rozłączył się.
- Maks otwórz główny trap – rzucił komputerowi i ruszył do ładowni powitać gości.
Stał przed drzwiami obserwując przez szybkę wlatujący do ładowni galeon. Statek wylądował i trap zamknął się.
- Poziom tlenu w ładowni sto procent – zakomunikował komputer po czym otworzył drzwi przy których stał Mały.