Gemini 12
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 19 2016 20:34:11


Rozdział piąty: Miłosne zawirowania

Następnego dnia dolecieli w końcu do planety Szalome w galaktyce VC15. Tak jak wcześniej to sobie obmyślili, krążownik został na orbicie, a na planetę polecieli barkasem. Ponieważ miejsca mieli aż pod dostatkiem, więc kapitan stwierdził, że jedną ładownię spokojnie mogę przerobić na pomieszczenie w którym wszyscy będą mogli ćwiczyć, a Mały rozładować się, kiedy zajdzie taka potrzeba. Jednak trzeba ją było najpierw odpowiednio przystosować, dlatego też Mimi z ciężkim bólem serca oderwała się od zawartości maszynowni i poleciała nadzorować kupno odpowiednich materiałów do odizolowania pomieszczenia, by wyładowania elektryczne Małego nie biegały po reszcie statku rażąc niewinnych ludzi.

***

- Laila… - kiedy wychodzili z lądowiska na miasto Kasjan złapał kobietę za rękę i odciągnął od reszty załogi. Na szczęście pozostali byli zbyt zajęci własnymi planami zakupowymi.
- Co jest?
- Mogłabyś… - zawahał się. Z paniką w oczach spojrzał na innych czy aby nie zwracają na nich uwagi. Laila odruchowo spojrzała w tym samym kierunku, lecz nie dostrzegła nic niepokojącego.
- Nie mam czasu, więc się streszczaj.
- Bo widzisz… - szabrownik jąkał się niczym uczniak. – Chciałem coś kupić i potrzebuję pomocy.
- Ode mnie? – zdumiała się. – A od kiedy to ty potrzebujesz pomocy w zakupach? Kasjan, ty się dobrze czujesz? – zaniepokoiła się widząc niepewna minę rozmówcy.
- Bo to ma być dla kogoś. – Szabrownik w końcu wystękał czerwieniąc się niemiłosiernie.
Laila popatrzyła na niego zdumiona.
- Kasjan, tyś się zakochał… - wyszeptał w końcu.
- Wcale nie! – zaprzeczył gwałtownie. – Ja tylko chcę jej coś kupić. Taki mały drobiażdżek. I nie wiem co może jej się spodobać. A ty też jesteś kobieta, więc pomyślałem, że może będziesz wiedzieć…
Laila prychnęła rozbawiona.
- Kompletnie cię nie poznaję. Nasz Kasjan się zakochał.
- A zresztą, zapomnij. – Nie wiedzieć czemu szabrownik zirytował się. Chciał już iść, ale kobieta złapała go za rękę.
- Czekaj. Przecież nie powiedziałam, że ci nie pomogę. Po prostu zaskoczyłeś mnie i tyle. Ale miło mi, że traktujesz mnie jak kobietę.
- Zawsze traktowałem – burknął – tylko ty tego nie chciałaś widzieć.
- Niech ci będzie, nie będziemy się teraz kłócić. To co chcesz jej kupić?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Nie znam się. Nigdy ni takiego nie kupowałem.
- To może trzeba było ją zapytać co by chciała?
- Nie. To ma być prezent. Myślałem nad czymś delikatnym. Bo ona jest taka delikatna… - zaczerwienił się.
- No dobra. To chodźmy, zobaczmy co można kupić i spróbujemy coś wybrać.
Kasjan tylko skinął głową i ruszył za Lalą, która swoim zwyczajem przebierała tak szybko nogami, że momentami musiał biec żeby tylko jej nie zgubić.

***

Najszybciej ze wszystkich wróciła Mimi siedząc za kółkiem gigantycznego transportera. Jej mina wskazywała, że zakupy wyraźnie się udały, a i przejażdżka sprawiała jej frajdę, w przeciwieństwie do pracownika lądowiska, który siedział obok niej z zamkniętymi oczami i coś mamrotał pod nosem, blady niczym świeżo pobielona ściana. W pewnym momencie pokusił się o otworzenie oczu.
- Uważaj! – krzyknął przerażony widząc powiększający się w zastraszającym tempie barkas – Zabijesz nas!
- Spoko, będzie dobrze! – odparła rozradowana dziewczyna dodając tylko gazu.
Mężczyzna próbował wysiąść, lecz drzwi kabiny nie chciały się otworzyć. Skulił się więc tylko i zaczął pochlipywać.
- Mamo, ja nie chcę umierać!
Mimi coraz bardziej zbliżała się do barkasu, a kiedy była już o włos od zderzenia, nagle otworzył się trap. Mimi wyszczerzyła się radośnie.
- Uwaga, teraz będzie małe bum!
Tego już było za wiele pracownikowi lądowiska, opadł nieprzytomny na siedzenie. Tymczasem Mimi wcisnęła tak ostro hamulec, że maszyna aż zatańczyła robiąc kółko. I zatrzymała się nieomal na ścianie barkasa.
- Ale jazda! Musimy to kiedyś powtórzyć! – wykrzyknęła radośnie spoglądając na towarzyszącego jej mężczyznę rozognionym wzrokiem. – Ojej, biedak zemdlał.
- Mimi, a na co nam ten trup? – usłyszała nagle. Odwróciła się i zobaczyła wiszącego w powietrzu brata.
- To nie trup, tylko facet ze słabą psychiką – prychnęła.
- I pęcherzem – stwierdził Mały widząc na podłodze sporą plamę. Mimi tylko machnęła ręką.
- Musiałam go ze sobą zabrać, bo inaczej nie chcieli mi pożyczyć tego transportera, a ręczny był za mały na moje zakupy. I tak był bardzo miły, że pozwolił mi prowadzić bez uprawnień.
- To czemuś go nie kupiła tylko wypożyczała? – zdziwił się.
Popatrzyła zdumiona na brata.
- Czemu ja o tym nie pomyślałam?
- Bo to ja jestem ten mądrzejszy – stwierdził spokojnie, na co Mimi tylko prychnęła.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że teraz wszystko jest większe. Lepiej pomóż mi to rozładować zanim on się obudzi. Nie mam czasu na tłumaczenie mu, czemu jesteśmy nienormalni.
Mały wciąż unosząc się w powietrzu otworzył ładownię transportera i wygenerowaną przez siebie energią wyciągnął cały ładunek na raz.
- Dobra, to ty to jakoś upchnij w ładowni, a ja wracam oddać ten transporter. Mam nadzieję, że wszystko się zmieści? – zapytała z niepokojem.
- Powinno zająć wszystkie pomieszczenia.
- To weź to jakoś upchnij i spróbuj się zorientować kiedy inni wracają, bo nie mam ochoty marnować czasu na czekanie.
- Dobra. – Mały wraz z ładunkiem odpłynął w kierunku ładowni, a Mimi wyszczerzyła się niczym szaleniec i ruszyła z piskiem opon.
Wróciła pół godziny później tym samym transporterem, ale już bez pasażera.
- Miałaś go oddać – stwierdził Mały, który szybko upchał ładunek w ładowniach i czekał na powrót innych na zewnątrz, obserwując kręcących się gdzieniegdzie ludzi.
- I oddałam. – Mimi wyszczerzyła się. – Ale sam powiedziałeś, że powinnam go kupić, to kupiłam. Tylko czy on się zmieści? – zaniepokoiła się.
- Raczej nie. Będziemy musieli zrobić dwa kursy.
- A co z innymi?
- Jeszcze nie zamierzają wracać, więc spokojnie możemy podrzucić ładunek i wrócić po transporter.
- To ja tu zaczekam, a ty leć i rozładuj wszystko – stwierdziła Mimi.
- Dobra, tylko nie szalej. Nie po to kupiłaś ten transporter, żeby go zaraz rozwalić.
- Oj – machnęła lekceważąco ręką – najwyżej będzie na części do czegoś tam.
- Mimi… - Mały spojrzał na siostrę z dezaprobatą.
- No dobra, obiecuję być grzeczna – podniosła do góry dwa place.
Mały nic nie powiedział tylko uśmiechnął się i wszedł do barkasa. Chwilę potem uniósł się w powietrze i nieśpiesznie odleciał.
Zanim pozostali członkowie załogi pojawili się na lądowisku, Mały zdążył wrócić z pustym barkasem.
Polecieli na torpedowiec. Mimi i Mały zaraz zabrali się za przerabianie ładowni, Dalia zabrała się za robienie obiadu, a Bzyk siedział przy stole w kuchni i wodził za nią rozanielonym wzrokiem. Pozostali udali się do swoich kabin.
Bliźniaki tak były zajęte pracą, że zupełnie zignorowały obiad, Bzyk wciąż miał maślany wzrok, czym wzbudzał wesołość Kasjana i Marco, którzy nie szczędzili mu złośliwości, a kapitan z Lailą szybko zjedli i wyszli z jadalni.
Dopiero tuż przed kolacją wszyscy zaczęli się zachowywać w miarę normalnie.

***

- Kapitanie, musimy pogadać. – W progu kajuty kapitana stała Laila.
- A co ty tak oficjalnie? – zdziwił się Vartan. Wtedy zza jego pleców wychynęła Mimi. Vartan zdziwił się, lecz nie dał tego po sobie poznać. – Chyba nikt nie nafikał? – zaniepokoił się.
- Nie, to nie to. – Laila uspokoiła go lekceważącym machnięciem ręki, siadając przy stole.
- Więc co?
- Musimy zatrudnić nowych ludzi – odezwała się Mimi. – Ja się nie wyrabiam.
- Na mostku też by się przydał ktoś dodatkowy – dorzuciła Laila.
- Więc zatrudnimy. Macie już kogoś na oku?
- Nie – odparły obie jednocześnie.
- Mnie jest obojętne, kto to będzie, aby tylko był dobrym mechanikiem – stwierdziła Mimi.
- Na mostek to kapitan musi zdecydować – powiedziała Laila.
- Więc mam teraz ruszyć dupę i lecieć szukać ludzi? – mruknął Vartan. – Nie mogłyście powiedzieć mi tego jak byliśmy na planecie?
- Wtedy nie wiedziałam, że będę potrzebować kogoś – stwierdziła Mimi. – Myślałam, że dam sobie radę ze wszystkim, ale jeszcze nawet nie skończyliśmy sali treningowej, nie wspominając o rozeznaniu się w maszynowni.
- Jeszcze nie rozebrałaś jej na czynniki pierwsze? – Vartan udał zdziwienie.
- No bardzo zabawne – sarknęła Mimi. – Jak byś zapomniał, to nie barkas, tutaj muszę się nadrałować od cholery, tam wystarczyło wyciągnąć rękę i już miałam prawie wszystkie narzędzia. Ja naprawdę nie mam czasu. Musisz mi kogoś dać! – wykrzyknęła impulsywnie.
- No dobra. – Vartan westchnął. – Jutro po śniadaniu polecimy i sobie kogoś wybierzesz.
- Ty wybierz, ja mam od ciula roboty. A, i nie zapomnij mi kupić ciągutek – dodała wstając i kierując się do drzwi.
- Zęby ci się od nich popsują.
- I tak nikt mi w gębę nie zagląda, więc co za różnica? – Wzruszyła ramionami.
- Mimi… - kapitan popatrzył na nią groźnie, lecz kompletnie to zignorowała.
- Jakby co, jestem z Małym w sali treningowej – dodała wychodząc.
- Najpierw coś zjedzcie! – próbował krzyknąć, ale jego głos tylko odbił się od zamkniętych drzwi.
- Co ja z nimi mam – westchnął.
Laila zachichotała.
- W końcu zachowują się jak normalne dzieciaki.
Popatrzył na nią uważnie.
- Myślisz? – Skinęła twierdząco głową, a Vartan uśmiechnął się. – Znaczy, że nie jest ze mnie taki kiepski ojciec.
- Jesteś bardzo dobrym ojcem dla bliźniaków – mruknęła całując Vartana w usta.

***

Kasjan przez cały dzień chodził spięty i nerwowy. Kilka razy wychodził z kabiny by pójść do Mimi i za każdym razem cofał się z podejrzanie mocno walącym sercem.
- Kurwa! Chłopie, weź się w garść! – warknął waląc głową ścianę po kolejnym takim razie. Odetchnął parę razy głęboko i spróbował wyjść kolejny raz. Tym razem udało mu się nawet dojść na miejsce.
- Mimi! – wykrzyknął kiedy już przekroczył próg. Odpowiedziała mu cisza. – Maks!
- W czym mogę pomóc? – odezwał się pokładowy komputer.
- Gdzie jest Mimi?
- Właśnie próbuje wybebeszyć mój jonizator tahjonowy. Sugerowałbym odwiedzenie jej od tego, może się jeszcze kiedyś przydać, nawet jeśli teraz nie ma z niego użytku. A obawiam się, że ona nie będzie w stanie go z powrotem poprawnie złożyć, to skomplikowane urządzenie.
- Mogę spróbować – odparł niepewnie Kasjan – ale najpierw musze ją znaleźć. Maszynownia jest zbyt wielka.
- Jest w sekcji siódmej, sektor C, poziom trzeci.
- A jak się tam idzie?
- Najpierw trzysta metrów prosto, potem chodnik w górę, skręcasz w lewo, pięćdziesiąt…
- Czekaj, czekaj! – Kasjan próbował jednocześnie iść i zapamiętywać wskazówki, lecz szybko się zgubił. – Powiedz jeszcze raz, tylko wolniej, żebym mógł za tobą nadążyć.
Komputer posłusznie powtórzył, czekając za każdym razem, aż Kasjan dojdzie do konkretnego punku.
- A teraz pięćdziesiąt metrów w górę i znalazłeś Mimi – powiedział Maks.
- Że co? – zdumiał się. – Niby jak mam w górę…
Niestety komputer pokładowy już nie raczył odpowiedzieć.
Kasjan westchnął i zadarł głowę do góry. I zobaczył szczelinę między dwoma częściami, których przeznaczenia kompletnie nie znał.
-Mimi? – odezwał się niepewnie, ale odpowiedziała mu cisza, więc krzyknął ile miał siły w płucach: - Mimi!
Nagle, niemal na jego twarz, ze szczeliny spadła gruba lina, a sekundę potem zjeżdżała po niej Mimi.
- Co jest? – zapytała ściągając gogle z twarzy.
Kasjan popatrzył na nią ciepło, a serce zaczęło mu szaleć coraz bardziej.
- Masz chwilę? Chciałem pogadać.
- No, mogę mieć. Ale tylko chwilkę – zastrzegła – tam czeka na mnie…
- Wiem, wiem, jonizator tahjonowy. Maks błagał żebym cię od niego zabrał, bo go rozbebeszysz i nie złożysz jak należy.
Mimi rozśmiała się rozbawiona.
- To co ci trzeba?
- Wiesz, tak sobie pomyślałem… - zaczął niepewnie Kasjan, a serce znowu zaczęło swój głupi taniec. – Właściwie nawet nie wiem czemu akurat to… jakoś tak mi przyszło, sam nawet nie wiem kiedy… no więc pomyślałem… Ale jak ci się nie spodoba, to mi powiedz, ja się nie obrażę!
- A co ma mi się nie spodobać? – spytała zdziwiona cierpliwie słuchając tej nieskładnej plątaniny myśli szabrownika.
- A to! – Badum! Kasjan miał wrażenie, że nawet Mimi usłyszała ten huk jego serca.
- A co to? – zaciekawiła się widząc niewielkie pudełeczko na wyciągniętej dłoni Kasjana.
- No, takie małe coś dla ciebie – wybąkał. – Ale jak nie chcesz, to nie musisz brać – dodał szybko. – To tylko taki bzdet… tak sobie pomyślałem, że może ci się spodoba… Ale jak nie, to…
- Oj, weź się w końcu zamknij i otwórz to! – wykrzyknęła. Kasjan popatrzył na nią zdziwiony. – No przecież mam łapy ufajdane w smarze – Pokazała ręce, które były niemal czarne od brudu. – Nie chcę zapaskudzić, nawet jeśli by mi się miało nie spodobać.
Kasjan posłusznie otworzył pudełeczko.
- Ojej! – Mimi pisnęła, że aż Kasjan podskoczył przestraszony. – Ale ładne!
W wnętrzu leżały dwie spinki do włosów z delikatnymi kwiatuszkami mieniącymi się różnymi kolorami, w zależności od tego jak na nie padało światło.
- Naprawdę ci się podobają? – zapytał Kasjan.
Mimi nie odpowiedziała tylko zaczęła pluć w ręce i intensywnie pocierać je o kombinezon. Niestety nic to nie dało, brud nie chciał schodzić.
- Cholera! – warknęła. – Załóż mi je.
- Eee, że co? – Oszołomiony reakcją Mimi Kasjan kompletnie nie mógł zrozumieć co ona do niego mówi.
- No, załóż mi je, ja nie mogę.
Szabrownik wyjął jedną ze spinek i posłusznie próbował ją zapiąć na włosach dziewczyny, lecz ręce tak mu się trzęsły, że podchodził do tego ze trzy razy. O dziwo Mimi stała cierpliwie nic nie mówiąc. Z druga poszło mu łatwiej, chociaż ręce nie przestawały mu się trząść.
- Gotowe. – W końcu mu się udało. Odetchnął z wyraźną ulgą.
Mimi nic nie powiedział, tylko nagle gdzieś pobiegła.
Kasjan stał nie bardzo wiedząc co ma robić. Na szczęście Mimi wróciła dość szybko, z wyraźnie rozanieloną miną i jakąś wyjątkowo czystą ściereczką.
- Są piękne! – powiedziała i zarzuciwszy Kasjanowi ręce na szyję pocałował go w policzek. – Jesteś kochany, jeszcze nikt mi nigdy nie sprawił takiej przyjemności.
- E, to nic takiego. Tak sobie pomyślałem, że by ci pasowały…
- Są bardzo śliczne. A teraz ściągnij je.
- Co?
- No przecież nie będę w nich chodziła cały czas, bo jeszcze bym je zniszczyła. Będą na specjalne okazje. Połóż je tutaj – wyciągnęła przed siebie rękę ze ściereczką. Kasjan posłusznie wyciągnął spinki z włosów, schował je do pudełeczka, a pudełeczko położył na ściereczce. Mimi troskliwie ją zawinęła, cmoknęła Kasjana, tym razem w usta i uciekła w sobie tylko znanym kierunku. A szabrownik poczuł, że nogi się pod nim uginają.
- O kurwa – jęknął. Bojąc się, że Mimi zaraz może wrócić, szybko się pozbierał i poszedł w kierunku z którego, jak sądził, przyszedł. Niestety zgubił się i Maks znowu musiał go kierować. Był tak skołowany, że nawet jak już wyszedł z maszynowni musiał korzystać ze wskazówek komputera pokładowego by trafić do własnej kabiny. Kiedy tam w końcu się znalazł, zaryglował drzwi i osunął się po nich na podłogę. Chwilę tam posiedział aż serce trochę mu się uspokoiło i na czworakach dotarł do łóżka. Był kompletnie bez sił.

***

Następnego dnia rano, zgodnie z obietnicą Vartan wziął barkasa i poleciał na planetę zwerbować nowych członków załogi. Wrócił dość szybko prowadząc ze sobą dwóch mężczyzn.
- Maks, zwołaj wszystkich do jadalni – rzucił kiedy tylko wysiadł z barkasa. Kiedy tam dotarł, wszyscy już czekali. – Oto nowi członkowie załogi – powiedział bez zbędnych wstępów.
- Cześć – wyszczerzył się wyższy z nich, o krótkich blond włosach. – Jestem Szczepan. Mechanik.
- Na pewno? – Mimi spojrzała sceptycznie na mężczyznę.
- Pokażcie mi waszą maszynownię, a z zamkniętymi oczami rozbiorę każdą część – stwierdził nowy lekceważąco.
- To się jeszcze okaże – mruknęła Mimi.
Wszyscy spojrzeli wyczekująco na drugiego z mężczyzn. Nie miał tam rozwiniętych mięśni jak jego towarzysz, na dodatek nosił okulary, a długie czarne włosy miał spięte w kucyk.
- Dzień dobry – wybąkał. – Jestem Zeben. Do tej pory pracowałem jako logistyk w firmie farmaceutycznej.
- Phi – prychnęła Laila – gryzipiórek. Na cholerę nam on?
- Oj, przestań. Na pewno nam się do czegoś przyda – stwierdził Vartan. – Do obserwowania radarów nie trzeba specjalnych umiejętności.
- Ale to ty go będziesz niańczył – zastrzegła kobieta.
- Dobrze, dobrze – odparł Vartan wyjątkowo ugodowo. – Przy okazji wziąłem zlecenie. Mamy polecieć na planetę Harman, skąd mamy eskortować galeona z wyjątkowo cennym ładunkiem do planety Mangeri w galaktyce Shivu.
- A co to za cenny ładunek? – zainteresował się Bzyk.
- Musi być cholernie cenny skoro w tak spokojnym rejonie chcę eskortę – stwierdził Marco.
- Nie nasza sprawa – uciął spekulacje kapitan. – My mamy ich tylko eskortować. Dostaniemy za to trochę kasy. Laila, możesz pokazać naszym nowym członkom ich kabiny?
- A które im dać?
- Wedle uznania.
- To dam im obok Kasjana.
- Dobra. – Vartan skinął głową. – Zaprowadź ich.
Laila skinęła głową i wyszła z jadalni, a za nią Zeben i Szczepan.

***

- Jeśli to już wszystko, to ja wracam do maszynowni – stwierdziła Mimi. – Niech nowy później do mnie przyjdzie.
- Zaczekaj – odezwał się Vartan. – Chciałem jeszcze coś powiedzieć. Tak żeby oni nie słyszeli. – Mimi posłusznie usiadła. – Właściwie to prośba, chociaż wolę żebyście traktowali to jako polecenie przełożonego.
- To aż tak poważnie? – Zdziwił się Kasjan. Vartan skinął głową.
- Doświadczenie mnie nauczyło żeby nie ufać nowo poznanym znajomym. Przynajmniej nie od razu. Dlatego też dopóki się nie przekonam do nich, proszę byście po pierwsze, zachowali dla siebie informacje o Mimi i Małym, a to oznacza, dzieciaki, że niestety musicie się pilnować.
- Da radę – stwierdził lakonicznie Mały.
- Okej – potwierdziła Mimi.
- Niech dla nich to będą wyjątkowo uzdolnione dzieciaki zgarnięte z ulicy przeze mnie bo miałem akurat miękkie serce.
- No wiesz, mogłeś wymyślić coś lepszego – stwierdziła z wyrzutem Mimi.
- Nie było czasu. Po drugie: ani słowa o naszym stanie majątkowym. Nie mamy kasy, koniec kropka.
- A jak wytłumaczymy fakt, że posiadamy tak wypasiony krążownik? – zainteresował się Marco.
- Kupił mi go bogaty tatuś zanim się z nim ściąłem i mnie wydziedziczył – odparł Vartan, na co Bzyk prychnął rozbawiony. Vartan zaczerwienił się niczym dziecko. – No co, masz lepszy pomysł? – Bzyk pokręcił przecząco głową. – Więc trzymamy się mojej wersji, zrozumieli wszyscy? - Wszyscy potwierdzili. – Więc możecie się rozejść.
- To ja idę poćwiczyć – mruknął Mały.
- Musisz się rozładować? – zaniepokoił się Vartan.
- Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Zwykła kondycja.
- Więc mogę iść z tobą? – zapytał Marco – Też by mi się przydało trochę poćwiczyć.
- To chodź. – Wyszli z jadalni.
Przeszli do ładowni, którą poprzedniego dnia zaczęli przerabiać razem z Mimi, ale nie skończyli, bo dziewczyna nie wytrzymała i musiała wrócić do maszynowni rozebrać przynajmniej jedno urządzenie na czynniki pierwsze.
- Dość oryginalnie. – stwierdził Marco, gdy doszedłszy na miejsce zobaczył na śluzie od maszynowni wymalowaną czerwoną farbą czaszkę. Widać było, że autor nie żałował farby i ściekała ona jeszcze zanim zdążyła zaschnąć, przez co malunek sprawiał dość upiorne wrażenie.
Na ten komplement Mały wyszczerzył się w zadowoleniu i wszedł do środka. Marco za nim. Już od wejścia można było zauważyć, że część ścian jest obita grubą blachą, a między obiciem a ścianą znajduje się jakaś izolacja, w której biegną różnego rodzaju kable i inne materiały. Tam, gdzie blacha była już przytwierdzona do ścian można było zobaczyć różne drążki, występy i zwisające łańcuchy.
- Na razie powinno nam wystarczyć – stwierdził Mały. – W razie czego możemy też używać reszty materiału.
- Chyba nie masz zamiaru bawić się wyładowaniami? – zaniepokoił się Marco.
- Nie, ale może być świetne jako tor przeszkód albo ciężary.
- Aaaaa – Marco w końcu zrozumiał o co chodziło chłopakowi. – To zaczynamy?
Nie zdążył skończyć, gdy zainkasował cios w żołądek, który odrzucił go na metr.
- Ej, nie zdążyłem się przygotować! – jęknął podnosząc się. – Poza tym zapominasz, że ja nie mam tyle pary co ty.
- Wymiękasz? – zakpił Mały z dziwnym błyskiem w oku, na co Marco skrzywił się.
- Niedoczekanie twoje! – warknął i rzucił się na chłopaka.
Dobrą chwilę odpierali swoje wzajemne ataki, to skacząc z miejsca na miejsce, to łapiąc się wszystkiego, co było w zasięgu, aż nagle Mały nie trafił ręką w drążek i spadł na ziemię, lądując ciężko na plecach.
- Ha! – Wykrzyknął tryumfalnie Marco spadając na niego i przygniatając go do ziemi. – I co ty na to? Jestem górą!
Na to Mały uśmiechnął się szeroko, po czym podniósł głowę i pocałował Marco, a gdy ten wgapiał się w niego zszokowany, zgiął kolano wsadzając je dość brutalnie w krocze Marco. Ten tylko pisnął dziwnie wysokim głosem i skulił się łapiąc za pulsujące bólem miejsce.
- To nie fair – wypiszczał z ledwością łapiąc oddech.
- Samo życie, mój drogi, samo życie – odparł Mały szczerząc się.