Americana 7
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 05 2016 18:58:53


Rozdział 7: Kto się czubi, ten się lubi

Impreza rozkręciła się na dobre, alkohol lał się litrami i nikt już tego nie kontrolował, nikt nawet nie przejmował się coraz większym upojeniem. W tle pobrzmiewał jakiś nieznany, mniejszy zespół rockowy, znaleziony przez aplikację Spotify, ale już nawet Aleks, który wciągnął się w poważną dyskusję z Bartkiem na tematy polityczne, nie zwracał uwagi na muzykę. Mimo że jeszcze jakąś godzinę temu to on ją nadzorował i nie pozwolił nikomu zbliżyć się do laptopa.
– Hej, hej! – zawołała wesoło Gośka, ciągnąc za sobą pijanego i roześmianego Janka. Aleks na kilka chwil (dłuższych niż by naprawdę chciał), zapatrzył się na zaczerwienioną od alkoholu twarz chłopaka. W jednej, bardzo pijackiej myśli stwierdził nawet, że dzieciak jest uroczy w taki seksowny, łóżkowy sposób. I że z chęcią zabrałby go do jednego z Remkowych pokoi, by sprawdzić, czy bez tych ubrań wciąż będzie się wydawać taki pociągający.
Myśli te jednak tak szybko jak się pojawiły, tak też zniknęły. Były jedynie przebłyskiem, nad którym Aleks długo się nie zastanawiał, bo zbyt wiele się dookoła działo, by pijany umysł był w stanie wszystko zarejestrować. W jednej chwili ktoś wszedł do pokoju, kątem oka zauważył nawet, że to Remigiusz z Olą... albo Jagodą... nie był do końca pewny, bo już przestał to wszystko ogarniać. W drugiej coś rozbiło się w kuchni, Gośka wybiegła, Bartek krzyknął za nią, że nie ma panikować, a on tak po prostu rozsiadł się na kanapie, nie przejmując się niczym.
– Słyszysz? – mruknął Janek, przywołując myśli Aleksandra do swojej osoby. Białecki zerknął na chłopaka i od razu stwierdził, że dzieciak usiadł blisko niego. Bardzo blisko, cholera. Ich kolana stykały się ze sobą, barki znalazły się przy barkach. Czuł ciepło Jasia, które niemal paliło jego skórę przez materiał ubrania. Znów zapatrzył się na chłopaka o kilka chwil za długo, jednak w tamtym stanie nawet tego nie zauważył.
– Co słyszę? – odpowiedział głupio, wpatrując się jak cielę w dzieciaka. Gdyby tylko zobaczył siebie w tej chwili na trzeźwo, już zapadłby się pod ziemię. Nie, nie zapadł – własnoręcznie wykopałby sobie grób, a później się w nim zasypał. Bo przecież Janek był tylko głupim dzieciakiem w śmiesznym ubraniu, trochę zniewieściałym chłopczykiem z przydługą grzywką... przecież się z niego śmiał. I przecież go nie lubił. Rywalizowali ze sobą, Jaś go co chwilę obrażał, on odpłacał mu się z nawiązką i tak w kółko, a teraz co robił? Siedział i pożerał go wzrokiem, cieszył się z ich fizycznego kontaktu, który powodował, że przez jego upite ciało co chwilę przechodziły przyjemne dreszcze.
– Muzykę – mruknął, obracając w dłoni szklankę ze swoim drinkiem. – Jest beznadziejna – dodał. – A ty przestałeś się burzyć. – Zaśmiał się i w pewnym momencie jego głowa, jakby zbyt wiele ważąca przez procenty, opadła na ramię Aleksandra, który bynajmniej nie miał zamiaru jej od siebie odsuwać. Wydawała mu się przyjemnie ciężka i taka idealnie pasująca do jego ramienia. Powinien chyba się cieszyć, że nie rejestrował swoich nieskładnych myśli, bo na drugi dzień mógłby mieć poważne wyrzuty sumienia i zacząć inaczej siebie postrzegać. Czasem więc jednak stan poważnego upojenia był dobry.
Bartek poderwał się nagle na równe nogi, bo z kuchni rozległ się krzyk Gośki. O mało co nie potrącił stołu, ale ze stojącą pod nim butelką wódki już jednak nie było tak prosto, gdyż przez przypadek kopnął ją nogą i wcale tego nie zauważył. Butelka przewróciła się i rozlała na dywan, czego nikt nie zauważył.
– Jest chujowa – odmruknął Aleks i wzruszył ramionami. – Jak ci się tak nie podoba, szczylu, to wstawaj i przełącz – dodał swoim wypracowanym już do perfekcji (dlatego tak łatwo posługiwał się nim nawet po pijaku) szydzącym tonem.
– Nie, chciałem tylko żebyś zwrócił na to uwagę – mruknął Jaś i zaśmiał się nagle beztrosko, a jego głowa kilka razy podskoczyła na ramieniu kolegi z zespołu. – I żebyś sobie pokatował uszy – to mówiąc, wbił Aleksowi z premedytacją palec wskazujący między żebra. Białecki, nie spodziewając się ataku na swój brzuch, a zarazem też godność, pisnął wysoko i podskoczył, aż się skręcając.
– Ty! – fuknął i odepchnął od siebie Jasia, nie z taką jednak siłą i furią, by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. – Wiesz że to najgorszy ze wszystkich ataków? – warknął i nie czekając na reakcję ze strony chłopaka, podwinął mu brzuch i wbił w niego palec, na co Jaś wydał z siebie urywany okrzyk i spróbował odepchnąć go od siebie nogami. Aleks był jednak nieugięty, bo już brał kolejny odwet za swoje żebra, kiedy przecenił swoją koordynację i wylądował twarzą na piersi chłopaka, rozpłaszczając sobie na niej nos. Janek w odpowiedzi parsknął głośnym śmiechem, przez co głowa Białeckiego podskoczyła kilka razy na jego torsie.
– Jaka pokraka z ciebie! – krzyknął z rozbawieniem, a w drugiej chwili, kiedy Aleks próbował się podnieść, szczupłe ramiona Młodego otoczyły jego pas, nie pozwalając się oddalić. Zdziwiony Białecki spojrzał w dół, w roziskrzone, pijane oczy Jasia, a po chwili też na lekko rozchylone, lśniące od chwilę temu pitego drinka, (który teraz rozlewał się gdzieś na podłodze, gdy Janek starał się go odstawić na podłogę w momencie ataku Aleksandra) usta.
To nie zajęło im zbyt wiele czasu, jednak Białecki widział wszystko jakby w zwolnionym tempie. Jaś podniósł się i cały czas go obejmując, złączył ich usta w pokracznym, pijanym pocałunku. Czuł zapach chłopaka i bijące od niego ciepło, najbardziej jednak skupił się na strukturze jego warg. Wydawały się być miękkie i... takie chętne, pomyślał, a z jego gardła wydostało się zduszone sapnięcie. Dalej nie wiedział co się działo, bo po prostu zaczął odpowiadać na pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zażarty. Jaś nie odpuszczał i on nie odpuszczał, zakręciło mu się od tego wszystkiego w głowie... chociaż może to też wina alkoholu, ale jakie to miało znaczenie? Właściwie wszystko przestało się liczyć, najważniejsza stała się przyjemność. Ani przez chwilę nie pomyślał, kogo właśnie całuje, kogo ma pod sobą i kto mu tak cudownie mruczy w usta, wygina się lekko, zaplata swoją nogę na jego biodrze, by przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej. Aleksander pozwolił mu na to, niemal położył się na nim, a gdy wyczuł, że nie tylko on jest obojętny na te pieszczoty i że nie tylko jego penisowi udało się stanąć po tak dużej dawce alkoholu, zaatakował usta Jasia z jeszcze większą pasją.
– Hej, nie wiecie co się... o kurwa – usłyszeli za sobą i to wystarczyło, by Aleks podskoczył spanikowany, jakby właśnie zrobił coś bardzo złego (no bo przecież zrobił! Całował tego małego szczyla z takim podnieceniem, jakby to był co najmniej Brad Pitt!) i przez to prawie nie spadł na podłogę. Obejrzał się na zaskoczonego Adama i już miał mu coś powiedzieć, gdy nagle Jaś też zerwał się na równe nogi, a Białecki zaraz zrozumiał, że to wcale nie przez przerażenie czy zaskoczenie obecnością osoby trzeciej. To miało swoje drugie dno, a mianowicie...
– Zaraz się zrzygam! – krzyknął i wybiegł, zostawiając osłupiałego Aleksa samego, który już nie myślał o tym, że zostali przyłapani przez kumpla. Jego głowę zaprzątały obawy dotyczące tego, że jeszcze chwila, a miałby rzygi Biebera w swoich ustach. Zdecydowanie był zbyt pijany, by ustawić sobie sprawy, którymi powinien się teraz martwić, w kolejności priorytetowej. Bo gdyby był trzeźwy to z pewnością już nie tylko wykopałby sobie własnoręcznie grób ze wstydu, ale jeszcze by się w nim spalił, popełnił jakieś seppuku, czy cokolwiek.
Rany Boskie... Adam ich widział – docierało do niego. Adam ich widział i teraz usiadł na kanapie z tą swoją milczącą miną, choć bardziej pijaną niż na co dzień. Białecki patrzył na przyjaciela kątem oka, czekając na jakieś słowa typu: „wow, serio? Z tym młodym? Przecież go nienawidzisz.” Ale nic takiego nie padało, Adam ze stoickim spokojem sięgnął po wódkę i zaczął sobie przygotowywać drinka w plastikowym, zgniłozielonym kubeczku.
– Zrobić ci też? – zapytał w końcu, a zdezorientowany Aleks kiwnął tylko głową, nawet nie zastanawiając się, że wypił już za dużo. A gdy już miał przed sobą drinka, od razu po niego sięgnął i wypił połowę. – Spokojnie, bo zaraz ty wylądujesz w toalecie – rzucił swoim monotonnym głosem Adam, rozsiadając się na kanapie.
– Jak impreza? – zapytał Aleks, nie mając pojęcia co innego powiedzieć. Przecież nie nawiąże do pocałunku!
– Odprowadziłem Olę do domu i właśnie wróciłem – powiedział Adam i wzruszył ramionami, wciąż nie nawiązując do tego, co chwilę temu widział. – W kuchni chyba jest mały kryzys – dodał jeszcze, trochę bardziej rozmowny niż zwykle i jakiś taki bardziej... wesoły? Aleks zmrużył oczy, przyglądając się jego profilowi z zastanowieniem. To wszystko było winą alkoholu, czy może tej całej Oli?
– Kryzys? – zapytał, mimo że niezbyt go to interesowało.
– Mhm, Remigiusz chyba coś zbił, a później się tym pociął – odpowiedział i wziął łyka alkoholu. – A ty może pójdziesz zobaczyć do Jasia, co? Nie wyglądał zbyt zdrowo, jak wybiegał – rzucił neutralnym tonem, ani przez chwilę nie patrząc na Aleksa. – Jeszcze wpadnie głową do kibla – dodał, a Aleksander już odstawiał swój kubek z alkoholem.
– W sumie – mruknął, nawet się nie zastanawiając nad tym, że właśnie chciał iść do Janka i mu pomóc w trudnych, poalkoholowych chwilach. I że jutro, kiedy już wytrzeźwieje, przypomni sobie, co robił po pijaku i że ciężko będzie mu utrzymać swoją maskę przeplataną obojętnością i nienawiścią do Janka. Bo przecież coraz bardziej zaczynał lubić dzieciaka, ciężko było mu to już ukrywać przed sobą i powoli przyzwyczajał się do myśli, że Jaś wcale nie był taki zły jakby mogło się zdarzać. Może i trochę rozpieszczony, trochę zbyt pyskaty, czasem też głupi, ale dało się go tolerować, momentami nawet lubić, a to już dla Aleksa wyczyn, w końcu było niewiele osób, które darzył sympatią.
Podniósł się z kanapy i nie oglądając się na Adama, wyszedł na korytarz. Minął się z Gośką, która krzyczała coś o karetce, po czym stanął przed drzwiami do łazienki i zapukał w drzwi.
– Młody, żyjesz? – zapytał, ale nic mu nie odpowiedziało. – Ej... – powtórzył i już miał ponownie zapukać, pewny, że Jaś przysnął albo go nie usłyszał, gdy rozbrzmiał niezbyt przyjemny odgłos wymiotowania. Mimowolnie się skrzywił i już nie czekając dłużej, wszedł do małej, ale jasnej i mocno oświetlonej rażącym, nienaturalnym światłem świetlówek łazienki. Kątem oka zauważył jeszcze Bartka, który zaczął krzyczeć do Gośki, żeby sobie żartów nie robiła, bo z Remkiem wszystko w porządku. Skoro w porządku to w porządku, pomyślał jeszcze Aleks, który nie chciał się w to wszystko mieszać. Zamknął za sobą drzwi i zerknął na Janka obejmującego muszlę klozetową jak swojego najlepszego kolegę. Chłopak w tej pozycji wyglądał jeszcze drobniej niż zazwyczaj, mimo że przecież był sporo wyższy od Białeckiego. Kiedy tak patrzył na Jasia wypruwającego z siebie całą treść żołądkową, momentalnie zrobiło mu się go żal. W dziwnym odruchu troski sięgnął po ręcznik i podszedł z nim do umywalki, po umoczeniu go, pochylił się do Jaśka, który właśnie przestał wymiotować.
– I na co ci było tyle alkoholu, szczeniaku? – zapytał, przecierając mu spocone czoło. Jaś zwrócił na niego zaszklone i wyraźnie nietrzeźwe spojrzenie, a Aleks na kilka chwil znów zapatrzył się w oczy Młodego. Podobały mu się od samego początku, od pierwszego ich spotkania. Były takie duże i niebieskie, a teraz jeszcze przypominały oczy ufnego, słodkiego psa. Gdy tylko Białecki zrozumiał, jakie porównanie mu właśnie przeszło przez myśli, aż się skrzywił. Pies? – pomyślał. – Serio, słodki pies? Oż kurwa, Białecki, ale się z ciebie romantyk od siedmiu boleści zrobił.
– P-przepraszam – wybełkotał płaczliwie Janek, a Aleksa na chwilę zamurowało. Naprawdę dzieciak aż tak się spił? Przecież normalnie „przepraszam” nie przeszłoby mu przez gardło, prędzej by się nim zadławił a później udusił! – A-ale – czknął – strasznie mi niedobrze – dodał ze łzami w oczach, na co Aleks nawet nie potrafił wykrzesać z siebie ani jednego kpiącego zdania. Bez słowa przetarł mu znowu twarz i uśmiechnął się pod nosem, zupełnie jak nie on. Ale przecież był pijany, mógł się przez to jakoś wytłumaczyć.
– Rzygaj jak musisz – rzucił tylko, nie zdobywając się już na nic innego. Siedział z nim jeszcze chwilę, od czasu do czasu przecierając mu twarz, a gdy wydawałoby się, że Jasiek już skończył, pomógł mu wstać, postawił przy zlewie i dokładnie umył, bo nawet na koszulce miał ślady wymiocin.
Nie poznawał siebie, skąd u niego ta cholerna troska? Przecież nie musiał przejmować się tym co dzieje się z Jankiem, mógł go zostawić samego, żałośnie przewieszonego nad tym kiblem, a jednak zaczął go wciągać na piętro, położył w łóżku rodziców Remka, a później jeszcze zszedł na dół by zrobić dzieciakowi herbatę. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym co robi, nie chciał teraz tego roztrząsać, mimo że zaczął już trzeźwieć.
– Gdzie Młody? – zagadał Adam, kiedy wszedł do kuchni. Aleks obejrzał się na niego i w tym momencie elektryczny czajnik właśnie się wyłączył.
– U góry – odpowiedział, gdy zalewał herbatę. – Położyłem go, nie dałby rady wrócić do domu w takim stanie. – Do nozdrzy Aleksa doleciał przyjemny zapach rumianku. Wpatrzył się w kwadratowy woreczek unoszący się na powierzchni i nagle westchnął ciężko. – Ja wiem, Adam, że po tobie tego nie mam co się spodziewać, ale nie komentuj, okej? – zapytał i zerknął na niewzruszonego przyjaciela stojącego nieopodal.
– Nie mam zamiaru.
– Nie komentuj i nie mów Remkowi – dodał.
– Nie mam zamiaru – powtórzył wciąż tym samym tonem Adam.
– I nie rób później dziwnych aluzji – wyszukiwał dalej, a twarz jego przyjaciela nawet nie drgnęła, kiedy Aleks wszystko mu wyliczał.
– Białecki, zrozum, nie mam zamiaru. To nie moja sprawa – uciął, przypominając Aleksandrowi, że przecież on nie mieszał się w czyjeś życie, bo po prostu nigdy mu się nie chciało. Coś takiego wymagało czasu i zaangażowania, a on nie miał na takie rzeczy ani ochoty, ani energii. Adam był dość prosto złożonym osobnikiem, bez żadnych dziwnych niespodzianek i właśnie za to Aleks go tak podziwiał. – Wszyscy zostajemy u Remka na noc. Znajdź sobie gdzieś miejsce, śpię w przedpokoju na materacu, dziewczyny w pokoju gościnnym, a Gośka i Bartek pewnie w salonie. No a Remigiusz u siebie – to mówiąc, odwrócił się i odszedł, zostawiając Aleksa walczącego ze swoimi myślami samego.
Gdy wspinał się po schodach, z miską w jednej ręce, a herbatą w drugiej, czuł się coraz dziwniej, ale z drugiej strony miał przeświadczenie, że to co robi jest w porządku. Że tak powinien właśnie się zachować względem znajomego, czasem mógł się poświęcić i szarpnąć na jakieś ludzkie odruchy. To raczej nie zaszkodzi – z takim postanowieniem wszedł do pokoju i zerknął na zakopanego w pościeli Jasia. Wydawał się niesamowicie blady, a jego urywany oddech wypełniał pomieszczenie, które śmierdziało alkoholem i wymiocinami. Przerażony Alek od razu obiegł łóżko, przekonany, że po drugiej stronie znajdzie jakąś niespodziankę. Aż odetchnął z ulgą, kiedy dojrzał czysty, ciemny parkiet. Jaś na szczęście nie zaskoczył go niczym i poszedł grzecznie spać, dobry dzieciak.
Postawił miskę tuż przy łóżku, a na stole herbatę. Chwilę stał nad zmarnowanym chłopakiem, zastanawiając się, czy go budzić. Ostatecznie jednak pochylił się i delikatnie potrząsnął jego ramieniem, gdy to jednak nie poskutkowało, przeklął pod nosem. Do cholery, po co on się tak cacka z tym bachorem? Tego już za dużo, to ogarnianie w łazience, zanoszenie do łóżka, herbatki-sratki mógł jeszcze przełknąć, ale teraz chyba właśnie przekracza granicę. Zacisnął mocniej rękę na jego ramieniu i potrząsnął nim bardzo niedelikatnie. Jaś aż podskoczył i rozejrzał się dookoła spanikowany, nie mając pojęcia, gdzie jest.
I dobrze, holender, bardzo dobrze! Kim Aleks niby był? Jakąś mamką dla pyskatych dzieciaków? Jakimś opiekunem pijanych księżniczek?!
– Napij się – mimo to jego głos zabrzmiał jakoś tak bardzo miękko. Za miękko. Za troskliwie. Za słodko. Starzeje się, tak, to z pewnością dlatego, starzeje się i po alkoholu zaczyna mu odbijać, w końcu starość każdemu przejawia się inaczej, a on już przecież aż tak młody nie był. Zaraz dwadzieścia pięć mu wybije, później dwadzieścia sześć, siedem, osiem i tak do śmierci.
Pomógł mu usiąść i przytrzymał go lekko, kiedy to okazało się dość trudne, przysiadł obok, za jego plecami, by Jaś nie runął z powrotem na materac. Przysunął mu nieco już ostudzoną herbatę do ust. Janek, chyba wciąż nie do końca świadomy co się dookoła wyrabia, zaczął pić. Wypił napar do połowy, po czym Aleks z powrotem go położył i stanął nad łóżkiem, zamyślając się.
Spać z obrzygańcem, czy zachować środki ostrożności i znaleźć sobie miejsce gdzie indziej? – zastanawiał się, drapiąc po głowie. Tylko gdzie miał spać, wszystkie wygodne miejsca były już zajęte, została mu chyba tylko sypialnia rodziców Remka. Westchnął ciężko, obszedł łóżko i zaczął się rozbierać, by zostać w samych slipkach (swoją drogą lekko dziurawych na pośladkach, chyba powinien pomyśleć nad kupnem nowych) i T-shircie. Wszedł pod kołdrę, wychylił się by zgasić światło i po chwili małe, niezwykle czyste pomieszczenie, bo rodzice Remka mieli chyba jakąś manię czystości, spowiła ciemność. Położył się na lewym boku, tyłem do ciężko oddychającego Jasia i już miał zasnąć, gdy poczuł za plecami ruch. A później kolejny i kolejny.
– Nie wierć się, Młody – warknął poirytowany. Nagle zapadła całkowita cisza i spokój, Janek jakby zamarł w bezruchu na kilka chwil, gdy wreszcie odezwał się niezwykle słabym i wykończonym nocnymi eskapadami do łazienki głosem:
– Aleks?
– Hm? – sapnął. Jeszcze chwila, moment, sekunda, a odwróci się do niego z poduszką w rękach i załatwi ten problem, skutecznie go uciszając. No i przy okazji też dusząc.
– Dzięki – padło, na co Białecki najpierw drgnął, zdziwiony. Nie spodziewał się tych słów, nie od Jaśka. Odwrócił się powoli do niego przodem i uśmiechnął lekko pod nosem. Nie kpiąco, tak jak chciał, ale nie potrafił nad tym zapanować, więc uśmiech był ciepły i pełny dziwnych, niezrozumianych przez Aleksa emocji.
– Gdyby nie ja, utopiłbyś się w... – nie dokończył. Jaś nagle przysunął się do niego i objął ciasno w pasie, przytulając się. Białecki już miał coś zrobić, powiedzieć, odepchnąć go, krzyknąć, cokolwiek, byleby tylko ten obrzygany szczyl tak nie kleił się do jego czystej koszulki. Ale nagle pomieszczenie wypełnił miarowy oddech zmęczonego Jasia, jasno sugerujący, że chłopak zasnął. Aleksander przełknął, leżąc długą chwilę napięty jak struna, kiedy wreszcie się rozluźnił, położył dłoń na plecach wtulającego się w niego Młodego.
Co miał zrobić? Przecież go nie odepchnie. Zresztą w pomieszczeniu było zimno, Jaś był ciepły, mógł to wykorzystać. No i wcale aż tak nie śmierdział rzygami... może tylko trochę, ale nie było źle. Nie aż tak źle, by Aleks był zmuszony się od niego odsunąć. I...
I właściwie to wcale nie chciał się odsuwać.