Americana 3
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 31 2016 08:14:20


Rozdzia艂 3.

Szczurze porozumienie


Aleks patrzy艂 na przystojn膮 twarz Macieja, kt贸ry w艂a艣nie opowiada艂 mu jak膮艣 艣mieszn膮 histori臋 na temat tajnego klubu. Nie ws艂uchiwa艂 si臋 zbytnio w jego s艂owa, skupia艂 si臋 bardziej na du偶ych, kszta艂tnych wargach, kt贸re co chwil臋 uk艂ada艂y si臋 w lekki u艣miech. Nigdy by nie pomy艣la艂, 偶e spotka takiego faceta w takim miejscu.
– Naprawd臋 masz trzydzie艣ci jeden lat? – zapyta艂 ze zdziwieniem Aleks, nie przejmuj膮c si臋, 偶e zabrzmia艂 niegrzecznie. Pod tym wzgl臋dem r贸偶ni艂o ich naprawd臋 wiele, Maciej starannie dobiera艂 s艂owa, a on m贸wi艂 wszystko co mu 艣lina na j臋zyk przynosi艂a. Zawsze tak robi艂, nigdy nie zastanawia艂 si臋 nad tym, co ma powiedzie膰. By艂 te偶 bardzo impulsywny i dzia艂a艂 pod wp艂ywem chwili, zdawa艂oby si臋, 偶e zupe艂nie inaczej ni偶 Maciej. Aleksander w pewnym momencie mia艂 nawet wra偶enie, 偶e m臋偶czyzna odpowiednio do sytuacji dobiera艂 ka偶dy ruch i gest. Mo偶e w艂a艣nie to Bia艂eckiego tak w nim poci膮ga艂o? Ta kultura i porz膮dek. Opr贸cz tego nowopoznany by艂 te偶 bardzo otwartym i przyjaznym cz艂owiekiem, zupe艂nie innym ni偶 Krzychu. A na dodatek, jakby jeszcze tych wszystkich zalet Aleks naliczy艂 zbyt ma艂o, by艂 naprawd臋 przystojny, w ten nieprzeci臋tny spos贸b.

– Pokaza膰 dow贸d? – 艢miech te偶 mia艂 艂adny, d藕wi臋czny i przyjemny dla ucha. Podsumowuj膮c te wszystkie rzeczy, dochodzi艂o si臋 do wniosku, 偶e Maciej by艂 idea艂em. I w艂a艣nie w tym momencie, gdy Aleks zda艂 sobie z tego spraw臋, troch臋 si臋 przerazi艂.

Rozmowa naprawd臋 im si臋 klei艂a, co go zaskoczy艂o. Oczywi艣cie, nie uwa偶a艂 siebie za kogo艣, kto nie potrafi艂 poci膮gn膮膰 konwersacji dalej, ale patrz膮c na Bia艂eckiego, a p贸藕niej na Macieja, od razu dochodzi艂o si臋 do wniosku, 偶e nadaj膮 na zupe艂nie r贸偶nych falach. Maciej pracowa艂 na kierowniczym stanowisku w agencji reklamowej. Powiedzia艂 mu to z niejak膮 dum膮, 艂atwo wyczuwaln膮 w jego spokojnym, ale d藕wi臋cznym g艂osie. Aleksowi za to nie po drodze by艂o do pracy, wola艂 gitar臋, piwo i kumpli. Ale w ko艅cu musia艂o pa艣膰 to pytanie.
– A ty czym si臋 zajmujesz?
Czym? No oczywi艣cie, 偶e ca艂膮 mas膮 bardzo istotnych rzeczy… Istotnych jedynie dla Bia艂eckiego. Co m贸g艂by powiedzie膰 o sobie takiemu idea艂owi jak jego rozm贸wca? No wiesz, gram w zespole, kt贸ry istnieje ju偶 kilka lat, ale jeszcze nic nie osi膮gn膮艂. S艂ucham muzyki, pij臋 piwo i mam trzy szczury… Wykastrowane! Nie, to z pewno艣ci膮 nie brzmia艂o zbyt dobrze.
– Niczym. – Ale to by艂o jeszcze gorsze, ju偶 m贸g艂, cholera, powiedzie膰 o szczurach bez jaj! Zmarszczy艂 brwi, my艣l膮c intensywnie nad czym艣, co m贸g艂by doda膰, 偶eby uratowa膰 swoj膮 pozycj臋. Zapewne w tej chwili Maciej traktowa艂 go jak nieudacznika – i w艂a艣ciwie, to mia艂 racj臋. – Jestem gitarzyst膮 w zespole.
M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 nagle i wygl膮da艂 tak, jakby naprawd臋 go to zainteresowa艂o. Albo po prostu Aleksander by艂 ju偶 za bardzo pijany. Poruszy艂 si臋 na krze艣le do艣膰 nerwowo, z艂apa艂 w d艂o艅 szklank臋 z whisky, kt贸r膮 kupi艂 mu Maciej. Uciszy艂 w g艂owie my艣l podpowiadaj膮c膮, 偶e mieszanie trunk贸w nie jest zbyt dobr膮 decyzj膮, ale teraz si臋 to nie liczy艂o.
– Tak my艣la艂em, wiesz? – zapyta艂 i ju偶 po chwili rozwin膮艂 si臋 temat zespo艂u. Aleks opowiedzia艂 mu prawie wszystko, czuj膮c przyjemne dreszcze, kiedy spogl膮da艂 na Macieja, a ten wygl膮da艂 na naprawd臋 zainteresowanego. Wspomnia艂 nawet o Ja艣ku, ale nie skupia艂 si臋 na jego temacie, uzna艂, 偶e ten ma艂y, bieberopodobny cudak nie jest tego godny.
– A co robisz z Krzychem? – To pytanie pr臋dzej czy p贸藕niej musia艂o zosta膰 zadane i Bia艂ecki dobrze o tym wiedzia艂. Mimo to jednak nie mia艂 kompletnie poj臋cia, co mu odpowiedzie膰, nie chcia艂 zdradza膰 prawdy, ale co艣 Aleksowi podpowiada艂o, 偶e Maciej ju偶 t臋 prawd臋 zna艂. W ko艅cu Krzychu nie ukrywa艂 si臋 z do艣膰 intymnymi gestami, takimi jak czu艂e obejmowanie go.
– Jeste艣my kumplami. – Modli艂 si臋, by m臋偶czyzna nie dr膮偶y艂 tematu. Mo偶e jednak B贸g, kt贸rego istnienie Aleks zaci臋cie negowa艂, istnia艂? Maciej kiwn膮艂 g艂ow膮 i zaproponowa艂 kolejnego drinka, tym razem ju偶 Bia艂ecki poszed艂 jednak po rozum do g艂owy i odm贸wi艂. Chcia艂 nast臋pnego dnia 偶y膰.

***


Za艣wieci艂 艣wiat艂o w przedpokoju i odetchn膮艂, gdy powita艂 go ten sam, niezmienny od lat, burdel. U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem i rzuci艂 na kupk臋 ubra艅 kurtk臋, po czym 艣ci膮gn膮艂 trampki i niedbale waln膮艂 je gdzie艣 pod 艣cian臋. By艂 wyko艅czony, ale za to zadowolony, bo dosta艂 numer Macieja, o czym Krzychu oczywi艣cie nic nie wiedzia艂. Gdy wr贸ci艂 z sali obok, po sko艅czonym wyst臋pnie Madame Elizabeth, czy jak jej tam by艂o, wydawa艂 si臋 do艣膰 przybity. Aleks jednak nie dopytywa艂 go o przyczyn臋 z艂ego humoru, mia艂 to gdzie艣, no i by艂 pijany. Interesowa艂y go wtedy troch臋 inne rzeczy ni偶 przygn臋bienie Krzysztofa. Znacznie wa偶niejsza od tego by艂a wizyt贸wka Macieja w kieszeni i zaproszenie na lody i kaw臋.
Zn贸w czu艂 si臋 jak taki zakochany po uszy nastolatek, ale mo偶e to wina nadmiaru procent贸w we krwi. Jutro pewnie mu przejdzie, my艣la艂, nalewaj膮c wody z kranu do szklanki, kt贸r膮 chwil臋 temu musia艂 op艂uka膰. W ma艂ej, niezbyt reprezentacyjnie wygl膮daj膮cej kuchni wci膮偶 panowa艂 ba艂agan. Aleks nie by艂 mistrzem porz膮dku, nienawidzi艂 zmywa膰 naczy艅, 艣ciera膰 kurzy czy zmywa膰 pod艂ogi. Robi艂 to tylko wtedy, gdy jego ma艂y (no, nie do ko艅ca taki ma艂y) syf naprawd臋 dawa艂 mu si臋 we znaki. Wzi膮艂 kilka du偶ych 艂yk贸w i odetchn膮艂, po czym ze szklank膮 w d艂oni ruszy艂 do jedynego w tym mieszkaniu pokoju. Ten, jak nietrudno si臋 domy艣li膰, wcale nie prezentowa艂 si臋 lepiej ni偶 reszta domu. Bia艂e 艣ciany by艂y ju偶 mocno przybrudzone, nie od艣wie偶a艂 ich od lat. Na zwyk艂ym, plastikowym taborecie sta艂 malutki, kilkunastocalowy telewizor z wielkim kineskopem. Kupi艂 go dos艂ownie za grosze i to dopiero jaki艣 rok, mo偶e dwa lata, temu. Wcze艣niej nie korzysta艂 z czego艣 tak og艂upiaj膮cego jak telewizja, zreszt膮, prawie jej nie ogl膮da艂.
Nie zatrzymuj膮c si臋 ani na chwil臋, przeszed艂 przez ca艂y pok贸j, a偶 do wielkiej, metalowej klatki ustawionej pod parapetem. U艣miechn膮艂 si臋, widz膮c jednego ze swoich szczur贸w czekaj膮cego przy wyj艣ciu. M膮dry bydlak, pomy艣la艂 i otworzy艂 drzwiczki, a zwierz臋 od razu wysz艂o i wdrapa艂o mu na stop臋. By艂 to bia艂y szczur laboratoryjny, jego ulubieniec. Mia艂 krwisto czerwone oczy i to w艂a艣nie przez nie zosta艂 ochrzczony imieniem Demon. Aleks pochyli艂 si臋 i wzi膮艂 gryzonia na r臋k臋, po czym umie艣ci艂 go sobie na ramieniu.
– Tylko ty mnie witasz – powiedzia艂 i z wyrzutem spojrza艂 na klatk臋. Dwa pozosta艂e szczury mia艂y go najwyra藕niej tam, gdzie s艂o艅ce nie dochodzi, bo nawet nie wystawi艂y nosk贸w ze swojej budki. – Pozna艂em fajnego faceta – powiedzia艂 do Demona i przeszed艂 z nim do kuchni. Tam si臋gn膮艂 po jab艂ko, ugryz艂 i kawa艂ek odda艂 szczurowi. – Ca艂kiem ciekawy – zwierza艂 mu si臋. – I cholernie przystojny – doda艂 z pe艂nymi ustami. Jego spojrzenie pow臋drowa艂o na widok za oknem. Mieszkanie mia艂 na dziesi膮tym pi臋trze i jedyne co tu by艂o wspania艂e, to w艂a艣nie panorama miasta. Ci臋偶ko jednak przychodzi艂o mu przebolenie ci膮gle rozwalaj膮cej si臋 windy – wchodzenie po schodach wcale nie r贸wna艂o si臋 z przyjemno艣ci膮.
Dojad艂 jab艂ko do ko艅ca, ale jak na z艂o艣膰, wcale nie czu艂 si臋 zm臋czony, a zegar wskazywa艂 godzin臋 czwart膮 trzydzie艣ci. Wiedzia艂, 偶e gdyby si臋 po艂o偶y艂, tylko turla艂by si臋 z boku na bok, jak zawsze zreszt膮.
Usiad艂 na kanapie i wzi膮艂 laptopa, nie wiedzia艂 co innego o tej godzinie m贸g艂by robi膰 ni偶 bezsensowne przegl膮danie Internetu. Szczur w mi臋dzyczasie u艂o偶y艂 mu si臋 na brzuchu i zacz膮艂 przysypia膰.
Aleks w艂膮czy艂 pierwszy lepszy folder z muzyk膮. Z g艂o艣nik贸w polecia艂o My Chemical Romance. Gromkie „na–na–na” wystraszy艂o Demona, kt贸ry a偶 podskoczy艂 i rozejrza艂 si臋 z panik膮 dooko艂a. Pog艂aska艂 wi臋c zwierz臋 uspokajaj膮co, a ono, przyzwyczajone ju偶 do d藕wi臋ku muzyki, z powrotem zasn臋艂o.
Mimo tego, 偶e bezsenno艣膰 bywa艂a naprawd臋 m臋cz膮ca, lubi艂 takie leniwe noce, gdy by艂 tylko on, blask monitora i drzemi膮cy mu na brzuchu Demon. Kocha艂 te zwierz臋ta, do czego dobrowolnie by si臋 nie przyzna艂. Jednak i Adam, i Remek doskonale wiedzieli, jak wa偶ne by艂y one dla Aleksa. Nie krytykowali nawet, gdy od czasu do czasu bra艂 Demona do gara偶u. Naprawd臋 艣wietnie wyhodowa艂 tego gryzonia, czym oczywi艣cie Bia艂ecki chwali艂 si臋 na ka偶dym kroku, czasem nawet a偶 z tej dumy p臋ka艂. Nie wyobra偶a艂 sobie siebie z innym zwierz臋ciem, lubi艂 psy i koty, ale to szczury skrad艂y mu serce.
Z lekkim u艣miechem na ustach wszed艂 na facebooka. Jak zwykle powita艂o go kilka wiadomo艣ci, wydarze艅 i zaprosze艅. Nie logowa艂 si臋 na ten portal zbyt cz臋sto, ci膮gle o nim zapomina艂, przez co ju偶 nieraz posprzecza艂 si臋 z Remkiem.
Dopiero po chwili klikn膮艂 na ikonk臋 z pro艣bami o dodanie do znajomych. Dwa pierwsze zaproszenia odrzuci艂, nie kojarzy艂 ludzi, wi臋c nie widzia艂 sensu w akceptowaniu. Otworzy艂 jednak szerzej oczy, gdy przeczyta艂: „Ja艣 Jan wys艂a艂 ci zaproszenie”. Od razu wiedzia艂 kim jest ten ca艂y Ja艣 Jan, nawet nie musia艂 odwiedza膰 profilu. Chwil臋 czy dwie zastanawia艂 si臋, czy poprockowy Bieber jest godny w znalezieniu si臋 w jego kr臋gach na facebooku.
– Znaj 艂ask臋 pana – powiedzia艂 i klikn膮艂 „dodaj”.

***


Bia艂ecki mia艂 sen… Normalne, ka偶dy w ko艅cu miewa sny, to nieod艂膮czna cz臋艣膰 natury cz艂owieka. Aleksander jednak nie 艣ni艂 zbyt cz臋sto, a jak ju偶 mu si臋 to raz na jaki艣 czas zdarzy艂o, zazwyczaj pami臋ta艂 jedynie o samym fakcie 艣nienia. Tamtego pochmurnego listopadowego poranka obudzi艂 si臋 i z szeroko otwartymi oczami wpatrzy艂 si臋 w sufit.
Widzia艂 mam臋, by艂a tak przera偶aj膮co naturalna, 偶e prawie da艂 si臋 nabra膰 i pomy艣la艂, 偶e to rzeczywisto艣膰. Tym razem kobieta nie awanturowa艂a si臋, nie pi艂a, a jedynie spokojnie siedzia艂a i rozmawia艂a z nim o czym艣. To wszystko, ca艂y jego sen sk艂ada艂 si臋 w艂a艣nie z rozmowy, kt贸rej nawet nie zapami臋ta艂.
Prze艂kn膮艂 艣lin臋 i pomy艣la艂, 偶e naprawd臋 chcia艂by j膮 zobaczy膰. By艂y momenty, w kt贸rych nie zas艂ugiwa艂a nawet na nazywanie jej mam膮, ale mimo wszystko Bia艂ecki wci膮偶 czu艂 z ni膮 t膮 specyficzn膮 wi臋藕, jak膮 tylko dziecko mo偶e czu膰 do swojej rodzicielki.
Podni贸s艂 si臋 na dr偶膮cym ramieniu, ju偶 wiedz膮c, 偶e ten dzie艅 wcale nie b臋dzie dobry. Spojrza艂 jeszcze na Demona 艣pi膮cego na jego poduszce, po czym opad艂 znowu na kanap臋 i zakry艂 si臋 ko艂dr膮 a偶 pod sam nos. Zapragn膮艂 nie wychodzi膰 z 艂贸偶ka. Nigdy.

***


Zapi膮艂 futera艂 gitary i westchn膮艂 ci臋偶ko, po raz pierwszy ciesz膮c si臋, 偶e to koniec pr贸by. Naprawd臋 mia艂 ju偶 dosy膰 gryzienia si臋 w j臋zyk, by przypadkiem nie powiedzie膰 paniczykowi czego艣 z艂o艣liwego. Takie pilnowanie siebie nie by艂o w naturze Aleksa, zawsze m贸wi艂 co my艣la艂 i wcale si臋 z tym nie kry艂, teraz jednak, za ka偶dy docinek obrywa艂 gro藕nym spojrzeniem Remka. A nadmieni膰 trzeba, 偶e Remigiusz rzadko kiedy zerka艂 na kogo艣 z ch臋ci膮 mordu. Zazwyczaj na jego bladej facjacie, z mas膮 pieg贸w na policzkach, widnia艂 szeroki u艣miech. Kiedy wi臋c raz po raz lecia艂y w stron臋 Bia艂eckiego surowe 艂ypni臋cia spod chy偶ej czupryny Remka, po prostu da艂 sobie spok贸j i ignorowa艂 marudzenie Ja艣ka na temat jego fa艂szowania. Najgorsze jednak, 偶e nie m贸g艂 odp艂aci膰 si臋 m艂odemu tym samym, bo dzieciak (a niech go licho we藕mie) naprawd臋 by艂 we wszystkim wyuczony. Bia艂ecki nie m贸g艂 nawet doczepi膰 si臋 do jego wokalu. Mo偶e nie mia艂 perfekcyjnego g艂osu, z przyjemn膮 chryp膮, niskiego i hipnotyzuj膮cego. Ale mimo wszystko, by艂o w nim co艣, co przyci膮ga艂o – temu Aleks cho膰by chcia艂, nie m贸g艂 zaprzeczy膰. Oczywi艣cie, s艂ysza艂 ju偶 o wiele lepsze brzmienia, pomy艣la艂 z dum膮, ciesz膮c si臋, 偶e poprockowy Bieber nie by艂 tak idealny, jak m艂odemu si臋 zdawa艂o.
– Hej – us艂ysza艂 nad sob膮 i gdy podni贸s艂 wzrok, my艣la艂, 偶e zaraz z szoku runie na pod艂og臋. – Masz czas? – zapyta艂 Jasiek i odwr贸ci艂 wzrok, jakby troch臋 skr臋powany faktem, 偶e rozmawia艂 z Aleksem.
– Co? – Tylko tyle by艂 w stanie wydusi膰.
– No pytam, czy masz czas? – powt贸rzy艂 swoim spokojnym, nieco piskliwym g艂osikiem i ze zniecierpliwieniem przest膮pi艂 z nogi na nog臋. – Remek powiedzia艂 mi, 偶e znasz si臋 na szczurach – wyja艣ni艂 w ko艅cu.
Brwi Bia艂eckiego unios艂y si臋 w zdziwieniu. Chwil臋 patrzy艂 na Ja艣ka, ale ostatecznie kiwn膮艂 g艂ow膮. Prawie przez ca艂e swoje 偶ycie mia艂 w domu te gryzonie, kto wi臋c m贸g艂by zna膰 si臋 na nich lepiej jak nie on?
– No… Co艣 tam o tym wiem – powiedzia艂 do艣膰 skromnie jak na siebie. Wyt艂umaczy艂 sobie po chwili w my艣lach, 偶e to po prostu przez szok w jaki wprawi艂 go Jasiek.
– Fajnie – mrukn膮艂 ch艂opak i wsun膮艂 d艂onie do swojej czarnej bluzy z kapturem. – To co, zerkniesz na mojego szczura? Ma dopiero osiem miesi臋cy, by艂em z nim ju偶 u weterynarza i lekarz m贸wi, 偶e wszystko jest w normie, ale mimo to szczur nie chce je艣膰 – m贸wi艂, jako艣 dziwnie skr臋powany. Jego wzrok b艂膮dzi艂 po 艣cianie za Aleksem, zupe艂nie jakby chcia艂 patrze膰 na wszystko, tylko nie na samego Bia艂eckiego. Wida膰, dzieciak nie lubi艂 si臋 przed nikim p艂aszczy膰, pomy艣la艂 Aleksander z lekkim, do艣膰 z艂o艣liwym u艣miechem. Pewnie wszystko co chcia艂 mia艂 na wyci膮gni臋cie r臋ki.
– A co to za rasa? – zapyta艂. – Chyba nie kupi艂e艣 go w zoologu, co? – Zmarszczy艂 nagle gro藕nie brwi.
– Nie, no co ty! – prychn膮艂. – To dumbo – powiedzia艂. – Mam z hodowli, z rodowodem – powiedzia艂 jakby obra偶ony. Bia艂ecki westchn膮艂 ci臋偶ko, tacy ludzie nie powinni mie膰 zwierz膮t, pomy艣la艂.
– Chodzi mi o to, 偶e w zoologach szczury s膮 藕le traktowane, rozmna偶ane jak popadnie, jedz膮 nieodpowiednie karmy i tak dalej – mrukn膮艂, troch臋 zm臋czony. Nienawidzi艂 tego t艂umaczy膰 ludziom. – Ja tam wol臋 adoptowa膰 z fundacji, no ale jak kto chce. – Wzruszy艂 ramionami. – Pojad臋 i zobacz臋, ale tylko dla szczura, okej? – zapyta艂, 偶eby mieli jasn膮 sytuacj臋. Nie robi艂 tego przecie偶 z sympatii do Ja艣ka.
– Jasne – mrukn膮艂 ch艂opak i u艣miechn膮艂 si臋, jakby z ulg膮. Aleks zapatrzy艂 si臋 chwil臋 na niego, bo mia艂 naprawd臋 bardzo 艂adny u艣miech. Odchrz膮kn膮艂 i przerzuci艂 futera艂 z gitar膮 na swoje rami臋.
– To jed藕my, nie mam zbyt wiele czasu – powiedzia艂 wynios艂ym tonem.

***


Spojrza艂 na czyst膮 desk臋 rozdzielcz膮 samochodu, kt贸ry w jaki艣 dziwny spos贸b go przera偶a艂. Wcze艣niej, gdy go Jasiek odwozi艂, te偶 si臋 tak czu艂 – jak w sterylnej klatce. Na lusterku dynda艂a niebieska imitacja choinki, rozsiewaj膮c dooko艂a specyficzny, 艂adny, ale bardzo dusz膮cy zapach. Wsz臋dzie by艂o czysto, nie mia艂 si臋 co dopatrywa膰 kurzu, nawet wycieraczki l艣ni艂y, oczywi艣cie by艂o tak chwil臋 przed wej艣ciem Aleksa do pojazdu, do momentu gdy z jego wojskowych but贸w osypa艂 si臋 piasek, burz膮c 艂ad panuj膮cy w beemce.
Jasiek spojrza艂 na Aleksandra dziwnie i przekr臋ci艂 klucz w stacyjce. Momentalnie wraz z silnikiem, za艂膮czy艂 si臋 te偶 odtwarzacz. Wy艣wietlacz za艣wieci艂 si臋 na niebiesko, a na nim pojawi艂 si臋 napis: Bullet For My Valentine: Pretty On The Outside. Po chwili z g艂o艣nik贸w pop艂yn臋艂y pierwsze akordy, jednak samoch贸d dalej nie rusza艂. Aleks spojrza艂 zdziwiony na kierowc臋.
– Nie jedziesz?
– Pasy – odpar艂 do艣膰 niemi艂ym tonem, sprawiaj膮cym, 偶e co艣 w Bia艂eckim a偶 si臋 zagotowa艂o. Nabra艂 ochoty starcia pi臋艣ci膮 tego zarozumia艂ego u艣mieszku z twarzy Ja艣ka. – Chyba, 偶e chcesz p艂aci膰.
Aleks, jakby obra偶ony, zapi膮艂 pas. Ma艂y g贸wniarz.
– Jed藕my.
Droga strasznie si臋 d艂u偶y艂a Aleksowi, chocia偶 nieraz ju偶 j膮 przemierza艂, kiedy jecha艂 zaraz po pr贸bie do Krzycha. Co chwil臋 zerka艂 na Ja艣ka, kt贸ry, prawie niezauwa偶alnie, wybija艂 palcem rytm piosenek na kierownicy. Prowadzi艂 spokojnie i (niech go we藕mie szlag!) naprawd臋 dobrze. A pewnie nie mia艂 zbyt d艂ugo prawa jazdy, co najbardziej irytowa艂o Aleksa, bo zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to kolejna rzecz, w kt贸rej Jasiek by艂 lepszy od niego.
Nie rozmawiali w og贸le, nie mieli o czym, 艂膮czy艂 ich tylko zesp贸艂, a ile mogli o nim gada膰. No i od teraz jeszcze szczury, pomy艣la艂, wpatruj膮c si臋 w wielkie, do艣膰 stare, ale za to bogato odrestaurowane domy. Jechali uliczk膮, gdzie by艂o pe艂no budynk贸w, zapewne jeszcze przedwojennych, z ma艂ymi, strzelistymi wie偶yczkami, du偶ymi oknami i werandami. Nagle samoch贸d wjecha艂 na podjazd jednego. Aleks zmarszczy艂 brwi, wpatruj膮c si臋 w szare mury domu. Troch臋 si臋 rozczarowa艂, my艣la艂, 偶e tak zarozumia艂y dzieciak jak Jasiek, mieszka艂 w willi, a tymczasem budynek, pod kt贸rym si臋 zatrzymali, mimo 偶e wielki, wygl膮da艂 do艣膰… biednie. Nie by艂 remontowany, tak jak pozosta艂e gmachy znajduj膮ce si臋 na tej ulicy. Mia艂o si臋 wra偶enie, 偶e tak jak kto艣 go postawi艂 kilkadziesi膮t lat temu, tak sta艂 do dzisiaj. Nawet z boku odpada艂 tynk ze 艣cian. Ogr贸d tak偶e nie robi艂 wielkiego wra偶enia. Kto艣 o niego dba艂, o czym 艣wiadczy艂a r贸wno przyci臋ta trawa, ale opr贸cz jednej, bardzo wyro艣ni臋tej choinki, kt贸rej czubek dosi臋ga艂 prawie do drugiego pi臋tra domu, nie znajdowa艂o si臋 tu nic innego. Tylko trawa, teraz ju偶 niestety po偶贸艂k艂a i zmarnowana z racji pory roku.
Wysiedli z samochodu i Aleks bez s艂owa pocz艂apa艂 za Ja艣kiem do wej艣cia. Pokonali trzy betonowe stopnie, po czym weszli do do艣膰 przestronnego korytarza. Ch艂opak zacz膮艂 艣ci膮ga膰 buty, wi臋c Bia艂ecki nie chc膮c by膰 niekulturalny tak偶e 艣ci膮gn膮艂 swoje wysokie, wojskowe buty i momentalnie zrobi艂o mu si臋 g艂upio, kiedy zobaczy艂 wielk膮, malownicz膮 dziur臋 w skarpetce, umiejscowion膮 na du偶ym palcu – czyli gorzej by膰 nie mog艂o. Dyskretnie pochyli艂 si臋 i naci膮gn膮艂 materia艂, po czym zerkn膮艂 jeszcze, czy Jasiek nic nie widzia艂.
Gdy wspinali si臋 po schodach, Aleks rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a. Dreszcz mu przeszed艂 na widok lalek usadowionych na pi臋trze schod贸w, pod oknem. By艂y ich dziesi膮tki, setki… Aleksander sam nie wiedzia艂, ale naprawd臋 – ca艂a masa. A porcelanowe oczka zdawa艂y si臋 jakby 艣ledzi膰 ka偶dy ruch Bia艂eckiego.
– Do艣膰 przera偶aj膮ce – powiedzia艂, a Jasiek zerkn膮艂 na niego przez rami臋. I u艣miechn膮艂 si臋, wprawiaj膮c Aleksandra w ca艂kowite os艂upienie.
– Te偶 to zawsze m贸wi臋 – westchn膮艂 i weszli na pi臋tro. Tu za to znajdowa艂a si臋 ca艂a masa przer贸偶nych obraz贸w. Maki, s艂oneczniki, dzbanki, krajobrazy i, chyba najgorsze, ludzie. Niekt贸rzy wygl膮dali do艣膰 makabrycznie z bladymi twarzami, podkr膮偶onymi oczami i pustym spojrzeniem.
– Jeszcze bardziej przera偶aj膮co – zamrucza艂 pod nosem. Dom urz膮dzony by艂 w do艣膰 starym stylu, wsz臋dzie roi艂o si臋 od antyk贸w, nawet telefon (Aleks zastanowi艂 si臋 czy to atrapa) wygl膮da艂 jak 偶ywcem wyci膮gni臋ty z dwudziestolecia mi臋dzywojennego.
W ko艅cu wspi臋li si臋 po kolejnych schodach prowadz膮cych na poddasze. Doszli do szeroko otwartych drzwi, obok kt贸rych znajdowa艂y si臋 kolejne, zamkni臋te. Im jednak Jasiek nawet nie po艣wi臋ci艂 uwagi. Weszli do do艣膰 du偶ego pomieszczenia, kt贸re zosta艂o jakby wyrwane z innej bajki, w og贸le nie pasowa艂o do reszty domu. Ciemne, fioletowe 艣ciany sprawia艂y, 偶e by艂o tu do艣膰 przytulnie, jednak niesamowity porz膮dek skutecznie psu艂 to wra偶enie. Pomieszczenie wygl膮da艂o jak niezamieszka艂e, nawet na r贸wno za艣cielonym 艂贸偶ku nie dojrza艂 偶adnych wgniece艅.
Jasiek postawi艂 swoj膮 gitar臋 i plecak przy jednej ze 艣cian, po czym ruszy艂 do klatki stoj膮cej na ziemi. Ukucn膮艂 i otworzy艂 j膮. Ju偶 po chwili wr贸ci艂 do Aleksandra z ospa艂ym, szarym szczurkiem na d艂oni. Zwierz臋 zamruga艂o i popatrzy艂o na Bia艂eckiego, kt贸ry po chwili je odebra艂 i nawet nie my艣l膮c, 偶e nadu偶ywa go艣cinno艣ci, usiad艂 na 艂贸偶ku, burz膮c idealny stan po艣cieli. Przyjrza艂 si臋 bardzo chudemu zwierz膮tku jak fachowiec, uwa偶nie ogl膮daj膮c stan jego sier艣ci, uszka, 艂apki, pyszczek…
– Nie je? – mrukn膮艂, po raz pierwszy wreszcie czuj膮c si臋 autorytetem dla Ja艣ka. Chocia偶 w tym by艂 od niego lepszy, pomy艣la艂 z dum膮, k艂ad膮c szczura na kolano.
– Nie, nic – odpowiedzia艂. – Wcze艣niej jeszcze co艣 d艂uba艂, ale teraz nic. Weterynarz robi艂 mu prze艣wietlenie, ale m贸wi艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku.
Aleks spojrza艂 na niego, a nast臋pnie na ma艂ego dumbo. Szybko zrozumia艂 co si臋 sta艂o. A偶 prychn膮艂 pod nosem, nie wiedz膮c, jak mo偶na by膰 takim ignorantem jak Jasiek.
– Jest sam? – zapyta艂 jeszcze.
– Sam?
– No, nie masz innych szczur贸w?
– Nie – odpar艂 i Aleks ciesz膮c si臋, 偶e wreszcie jest g贸r膮, pos艂a艂 mu pe艂ne politowania spojrzenie. Jasiek a偶 zmarszczy艂 brwi.
– Jeste艣 totalnym debilem – og艂osi艂. – Jeszcze wi臋kszym ni偶 my艣la艂em. – Zacmoka艂 z dezaprobat膮, a偶 prostuj膮c si臋 troch臋. – Szczury nie mog膮 偶y膰 same, to zwierz臋ta stadne. Kontakt z cz艂owiekiem im nie wystarczy, wi臋c radz臋 ci wzi膮膰 to ko艣ciste dupsko w troki i znale藕膰 mu partnera.
Jasiek nie odpowiedzia艂. Zgarbi艂 si臋 nawet nieco, zupe艂nie jakby uwaga o tym, 偶e jest debilem, go dotkn臋艂a. Bia艂ecki pierwszy raz widzia艂 go takiego niepewnego, bez tej swojej oboj臋tno艣ci wymalowanej na twarzy i wielkiego ego jak st膮d do Ameryki.
– Czyli jakbym nic nie zrobi艂, to on by zdech艂? – zapyta艂 i wygl膮da艂 do艣膰 偶a艂o艣nie. Mo偶e nawet Aleksowi zrobi艂o si臋 go 偶al… Przez chwil臋, oczywi艣cie. U艂amek sekundy!
– Dok艂adnie – odpar艂, jako艣 nie maj膮c ochoty, by doda膰 jeszcze co艣 z艂o艣liwego. Wsta艂 i poda艂 mu szczurka. – Jak najszybciej. M贸j kolega hoduje szczury… – powiedzia艂 i odwr贸ci艂 wzrok, sam nie wiedz膮c co robi. T艂umaczy艂 sobie w my艣lach, 偶e to dla dobra zwierz臋cia, a nie dlatego, 偶e pe艂na poczucia winy mina Ja艣ka zrobi艂a na nim jakiekolwiek wra偶enie. – Mog臋 do niego zadzwoni膰, wiem, 偶e akurat ma jakie艣 na sprzeda偶. Ale husky tylko, pasuje? Mo偶emy jeszcze dzisiaj po niego jecha膰 i… – Bo偶e drogi, co on, do cholery jasnej, robi艂? Chcia艂 sp臋dzi膰 kolejne minuty w towarzystwie tego zadufanego bachora?
– Naprawd臋? – Jasiek spojrza艂 na niego, jakby nie dowierza艂 w dobro膰 Aleksa. Sam Bia艂ecki w ko艅cu w ni膮 nie dowierza艂.
– Naprawd臋 – burkn膮艂.
– Jezu, dzi臋ki. – U艣miechn膮艂 si臋 lekko, tylko na chwil臋. – Nie zni贸s艂bym, gdyby mu si臋 co艣 sta艂o – powiedzia艂 i pog艂adzi艂 futerko zwierz臋cia. Aleks kiwn膮艂 g艂ow膮, rozumia艂. Jak nikt inny go w tej kwestii rozumia艂.