Zmieniłeś moje życie 6
Dodane przez Aquarius dnia Pa¼dziernika 09 2016 21:22:11



Do powrotu Krzyśka zostało tylko kilka dni. Kilka nieznośnych dni, podczas których miał spotkać się w kawiarni z Marcelem. Miotał się czy nie odwołać randki, ale pomyślał, że pójdzie tam dla zabicia czasu, chociaż denerwował się bardzo.
Prosto po pracy udał się do centrum, a na miejscu zastał już czekającego na niego, przy pustym stoliku, Marcela.
— Cześć — powiedziaÅ‚ i usiadÅ‚ szybko żeby siÄ™ z nim nie witać pocaÅ‚unkiem.
— Cześć. CzekaÅ‚em na ciebie z zamówieniem czegokolwiek. — Marcel uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ przyjaźnie.
Usiadł w ustronnym miejscu przy ścianie, zapewne żeby nikt im nie przeszkadzał i nie podsłuchiwał. Chociaż i tak o tej porze było mało osób wokoło. Chwilę po przybyciu Adama podszedł do nich kelner i przyjął zamówienie, a Marcel rozpoczął rozmowę widząc, że Sokolik się do tego nie kwapił. Wypytywał go najpierw o standardowe rzeczy, typu praca, rodzina a potem sam zaczął się rozwodzić nad swoim życiem, co Adam przyjął z ulgą, że nie musi już zeznawać. W pewnym momencie złapał się na tym, że bezwiednie popija swoją karmelową latte i nie wie o czym mówi Marcel. Wyłączył się. Tylko dlaczego? Przecież wcale nie opowiadał nudnych rzeczy. Kiedy znowu zaczął słuchać, ten z rozmarzeniem wspominał zeszłoroczną wycieczkę do Tajlandii, która naprawdę by interesowała Adama w normalnych warunkach. Ale te nie były normalne. Ciągle wracał myślami do Krzyśka, co było głupie, zganił się w myślach, bo przecież on właśnie smaży na plaży swoje cztery litery ze swoją dziewczyną. W końcu wyjechali na romantyczny wyjazd, tylko we dwoje i nie potrzebowali Adama jako piątego koła u wozu, albo raczej trzeciego kółka w rowerze, czy innym dwukołowym pojeździe, jak chociażby motor.
— Masz motor? — wypaliÅ‚ nagle Adam, sam nie wiedzÄ…c dlaczego.
Marcel przerwał swoją opowieść zaskoczony nagłym pytaniem od czapy.
— Motor? Czemu pytasz?
— Nie wiem. JakoÅ› tak nagle wpadÅ‚o mi to pytanie do gÅ‚owy, chyba wyglÄ…dasz na chÅ‚opaka, który ma motor — wyjaÅ›niÅ‚ Adam bez najmniejszego przekonania, że to odpowiednie wytÅ‚umaczenie.
— Rozumiem, że moja opowieść ciÄ™ znudziÅ‚a, że nagle o to spytaÅ‚eÅ›? — zapytaÅ‚ lekko rozdrażniony.
— Nie, skÄ…dże. — PróbowaÅ‚ wymyÅ›lić coÅ› naprÄ™dce widzÄ…c minÄ™ Marcela. — Po prostu w Tajlandii chyba dużo osób jeździ motorami, a może to raczej skutery i tak mi siÄ™ jakoÅ› skojarzyÅ‚o. Chyba, że jeździsz na skuterze? Tak opowiadaÅ‚eÅ›, że zaczÄ…Å‚em sunąć myÅ›lami po tej caÅ‚ej Tajlandii.
Adam uśmiechnął się i szybko upił łyk kawy żeby nie pokazać, jaki jest zmieszany a serce wali mu jak młot.
— Ano faktycznie. — Marcel siÄ™ rozchmurzyÅ‚. — Nie, nie mam ani skutera ani motoru. Ale chciaÅ‚bym kiedyÅ› jeździć na motorze, mam nawet znajomego, który prowadzi salon sprzedaży, wiÄ™c mógÅ‚by mi zaÅ‚atwić jakÄ…Å› zniżkÄ™, ale najpierw musiaÅ‚bym zrobić na nie prawko.
— Tak, racja, bez prawka nawet nie ma co próbować.
Adam odetchnął z ulgą, że udało mu się wykręcić z tej głupiej sytuacji. Teraz sam zaczął się zastanawiać skąd w ogóle wyskoczył mu ten motor.
W kawiarni w sumie siedzieli jakieś dwie godziny, z czego w większości prym w rozmowie dzierżył Marcel.
— Musze jeszcze gdzieÅ› skoczyć a robi siÄ™ późno. Pozwolisz, że skoÅ„czymy nasze spotkanie — powiedziaÅ‚ nagle Marcel. — Niemniej bardzo miÅ‚o mi siÄ™ z tobÄ… rozmawiaÅ‚o, musimy to powtórzyć.
— Tak, jak najbardziej — skÅ‚amaÅ‚ Adam.
Nie miał ochoty na następne wywody o jego podróżach i problemach z pracą w barze. Sam nie wiedział dlaczego, ale facet zaczynał go irytować. Gdy się uśmiechał robiły mu się zmarszczki na policzkach, przez co wyglądał staro. Miał garbaty nos, o wiele za duży do jego twarzy. Zbyt głęboko osadzone oczy, do tego te dredy, które wyglądały jak gniazdo dla bocianów. Chyba jedyne co mógłby z nim robić to uprawiać seks. W momencie gdy o tym pomyślał, Marcel wrócił z łazienki i Adam wstał żeby się z nim pożegnać, a on przyciągnął go do siebie nie zważając na kilkoro gapiów wokoło i pocałował w usta namiętnie. Tak, pomyślał Adam, moglibyśmy uprawiać seks, ale tylko tyle. Albo aż tyle. Zmiękł trochę w jego ramionach, ale czuł, że to nie żadne przywiązanie do niego, tudzież zalążek uczuć, a jedynie czysto seksualny pociąg do mężczyzny, który go całował. Który był tak naprawdę jedynym, z którym Adam się całował od czasów liceum. Dlatego Marcel tak na niego działał. Gdy go puścił, zostawiając posmak mocnej kawy, wyszedł z kawiarni zostawiając Adama samego i wszystkie pary oczu z lokalu skierowały się w jego stronę. Zażenowany, szybko poprosił o rachunek i nawet na niego nie czekając, zostawił aż nadto pieniędzy, po czym wyszedł szybkim krokiem próbując znaleźć się jak najdalej stąd i modląc się w duchu, aby nikt go nie poznał na ulicy.
W drodze powrotnej do domu rozpadało się. Adam, siedząc w autobusie wyglądał prze szybę obserwując jak ludzie chroniąc się przed deszczem uciekają pod wiaty autobusowe lub pod daszki sklepów. Autobus zatrzymał się na przystanku bez wiaty i Adam ujrzał parę stojącą pod jednym parasolem, gdzie kobieta trzymała mężczyznę pod rękę, a ten dzierżył parasol. Tulili się do siebie i uśmiechali. Kobieta cmoknęła mężczyznę w policzek a on się uśmiechnął i szepnął jej coś na ucho. Sokolik im pozazdrościł i odwrócił wzrok czując jak wypełnia go pustka, rozlewa się po całym ciele i ucieka przez koniuszki palców u stóp. Czuł jak opuszczają go siły, jak wkrada się apatia i zmęczenie. Miał ochotę wrócić do dni, które toczyły się tym samym torem, powoli i ociężale, ale znajomo. Żeby nigdy Krzysiek nie wprowadził się obok, a Adam go nie poznał i się nie zakochał. Nie poszedłby wtedy do pubu i nie poznał Marcela, zadufanego w sobie barmana o chytrym spojrzeniu. I wtedy by nie tęsknił tak za Krzyśkiem i jego uśmiechem. I tak bardzo by wtedy go nie pragnął jak pragnie teraz, a wie, że nie może go mieć.

>center>* * *

Dzień przed powrotem Krzyśka Adam ponownie wkroczył do jego mieszkania tym razem próbując nie rozglądać się wokoło, podlać tylko kwiatki i wyjść. Następnego dnia Brzezicki wróci, a on odda mu klucze i spróbuje nigdy więcej się z nim nie zobaczyć. A gdyby chciał go zaprosić na imprezę, będzie się wykręcać aż Krzysiek da sobie spokój widząc, że Adam nie jest wart chociażby jego spojrzenia.
Ale tak to się nie skończyło. W sobotę Adam już od rana nerwowo wyczekiwał powrotu Krzyśka. Mówił, że powinien być w domu około trzynastej i tak było. Sokolik przez okno dostrzegł wysiadającego go z taksówki. Miał na sobie czarne dżinsy, a biała bluzka pod cienką granatową kurtką podkreślała jego opaleniznę. Ciągnął za sobą małą szarą walizkę na kółkach, która terkotała wesoło jadąc po chodniku z kostki brukowej. Ale twarz Krzyśka wcale nie wydawała się wesoła, wręcz przeciwnie, jakby podróż powrotna wyssała z niego całą radość urlopu.
Gdy tylko Adam, zaprawiony prześladowca - jak o sobie pomyślał, wyglądając przez judasza dostrzegł Krzyśka wysiadającego z windy, czekał, przygotowany na dzwonek do swoich drzwi żeby oddać pospiesznie klucze. Jednak Krzysiek nie zawitał od razu do Adama tylko wrócił najpierw do swojego mieszkania. No pewnie, pomyślał, najpierw wróci i zostawi bagaż a potem tutaj przyjdzie po swoją własność. Ale Krzysiek nie nadchodził, a Adam nie chciał czekać następnych godzin w niecierpliwości, więc postanowił tam wmaszerować i oddać klucze. Podszedł do drzwi sąsiada i zapukał. Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi zawahał się. Pukać jeszcze raz, czy otworzyć sobie drzwi? W końcu miał klucze w ręku, mógł bezkarnie tam wejść. Ale czy to nie będzie nietaktowne? Doszło do niego, że już samo sprzątanie w jego mieszkaniu mogło być nie taktowne, więc nic mu nie szkodziło. Otworzył zamek i wszedł po cichu. Delikatnie zamknął drzwi i nasłuchiwał. Światło w łazience było zapalone i lała się woda. Zapewne brał prysznic po niewygodnej podróży. Zastanawiał się czy po prostu na niego nie poczekać, ale to też będzie dziwne. Właściwie nie wiedział co powinien teraz zrobić, może po prostu wyjść zabierając ze sobą klucze i udać, że to się nie wydarzyło i czekać na Krzyśka w domu? Wtem woda przestała lecieć. Adam spanikował. Przecież teraz na pewno Krzysiek usłyszy, że on tu jest i zamyka drzwi. Brzezicki na ścianie przy drzwiach miał małe zawieszki, na których trzymał różne klucze, Adam chciał odwiesić swój egzemplarz na jeden z haczyków, ale denerwując się nie trafił i klucze spadły na podłogę wydając metaliczny hałas. Sokolik zamarł i wstrzymał oddech, a drzwi łazienki otworzyły się z impetem i wybiegł z nich Krzysiek przepasany jedynie ręcznikiem, nadal mokry, krzycząc coś groźnie. W ostatniej chwili otworzył szeroko oczy zdając sobie sprawę, że intruzem jest Adam, ale nie zdążył już wyhamować i wpadł na niego z rozmachem aż obydwaj runęli na podłogę.
— Rany, Adam, przestraszyÅ‚eÅ› mnie! — krzyknÄ…Å‚ zdenerwowany, ale trochÄ™ też rozbawiony caÅ‚Ä… sytuacjÄ….
— P-przepraszam — wydukaÅ‚ Adam w odpowiedzi, usiÅ‚ujÄ…c pozbierać siÄ™ z podÅ‚ogi.
Krzysiek wstał próbując utrzymać spadający ręcznik na miejscu, jednocześnie pomógł podnieść się Adamowi. Sokolik poprawił okulary, które mu się przekrzywiły i spojrzał na Krzyśka przytomnym już wzrokiem i się zarumienił. Brzezicki zdał sobie sprawę, że jest prawie nagi i poczuł się zażenowany.
— Poczekaj tutaj, nigdzie nie uciekaj. UbiorÄ™ siÄ™ tylko i wracam.
Krzysiek pobiegł do łazienki i Adam mógł podziwiać przez chwilę jego zgrabne pośladki wychylające się zza ręcznika. Gdy drzwi do łazienki się zamknęły, Adam ukrył twarz w dłoniach czując, że pali się ze wstydu i pożądania. To nie tak miało wyglądać. Miał szybko uciec i więcej go nie spotkać, a na powitanie zobaczył go prawie nagiego, takiego opalonego. Nad linią ręcznika przysłaniającego przyrodzenie widział wyraźną linię dokąd sięgały mu spodenki gdy się opalał. Mokre ciemne włosy na jego brzuchu pokryte były kropelkami wody, a jej strużki spływały w dół pod ręcznik. Pośladki też miał jasne, prawie białe w porównaniu z ciemnymi plecami. Otrząsnął się i chciał już wyjść, gdy z łazienki wyszedł Krzysiek ubrany w szare spodnie dresowe i czarny podkoszulek. Nadal miał wilgotne włosy.
— Nie skradaj siÄ™ tak wiÄ™cej — zaczÄ…Å‚ Krzysiek Å›miejÄ…c siÄ™ wesoÅ‚o. — PrzyszedÅ‚bym później po klucze, najpierw chciaÅ‚em siÄ™ trochÄ™ odÅ›wieżyć.
Adam milczał onieśmielony, więc sąsiad ciągnął dalej:
— DziÄ™ki, że zajÄ…Å‚eÅ› siÄ™ mieszkaniem. Mam dla ciebie prezent, podziÄ™kowanie. — OtworzyÅ‚ walizkÄ™, w której panowaÅ‚ baÅ‚agan. No przecież, Adam uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ w myÅ›lach. Krzysiek wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™cznik a gdy go odwinÄ…Å‚ ukazaÅ‚a siÄ™ butelka biaÅ‚ego wina. — Wino greckie, bardzo dobre, piliÅ›my takie na miejscu. Może wpadniesz do mnie wieczorem, to wypijemy? Sobie też coÅ› tam kupiÅ‚em, wiÄ™c nie osuszÄ™ caÅ‚ego twojego prezentu.
Brzezicki był w dobrym nastroju odkąd zobaczył Adama. Nie myślał o tym, dlaczego tak się dzieje, po prostu tak było. Z przyjemnością patrzył na jego piwne oczy skryte za okularami. To, jak stał tak niepewnie w jego przedpokoju, onieśmielony, budziło w nim opiekuńczy instynkt. Krzysiek jakby zapomniał o rozterkach sprzed dwóch tygodni, które targały nim, gdy myślał o Adamie i teraz z chęcią zapraszał go do siebie jak najlepszego kumpla, żeby razem wypili i pogadali od serca.
Adam nerwowo zaczesał włosy za ucho. Miał przyjść do niego wieczorem i z nim pić? Tego już chyba za wiele na jego skołatane nerwy. Powinien grzecznie podziękować, odebrać wino i wyjść z mieszkania zaszywając się na kanapie. Ale jego usta i język żyły własnym życiem.
— Dobrze, przyjdÄ™. — W gÅ‚owie rozlegÅ‚o siÄ™ wielkie, gÅ‚oÅ›ne NIE, kiedy zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, co powiedziaÅ‚. Dlaczego to zrobiÅ‚? Przecież miaÅ‚ odmówić, pożegnać siÄ™.
— Super, to wpadnij okoÅ‚o dziewiÄ™tnastej.
— Dobrze, to nie bÄ™dÄ™ braÅ‚ tego wina, skoro i tak u ciebie wypijemy.
— Tak, do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Drzwi zamknęły się za Adamem i uciekł do siebie. Wpadł w panikę. Chodząc w kółko po mieszkaniu zastanawiał się, co też najlepszego zrobił. No i Krzysiek go ochrzani za posprzątane mieszkanie, a tak mógł po prostu nie otwierać drzwi później, gdyby chciał wparować i go zwyzywać. A teraz będzie musiał zmierzyć się z nim osobiście. No i w co się miał ubrać?
Stał przed drzwiami Brzezickiego czekając aż na zegarku wskazówki pokażą dziewiętnastą. Nie chciał być za wcześnie, a na późniejszą godzinę i tak by nie mógł wyczekać. Przed wyjściem wziął jeszcze prysznic i zmienił koszulkę, na jakąś ze śmieszną grafiką, sam nie pamiętał jaką wziął. Gdy zadzwonił do drzwi, Krzysiek powitał go z uśmiechem na ustach. Kazał wejść i rozgościć się w salonie. Adam zauważył, że już jakieś rzeczy porozrzucał na stoliku: aparat, kable w nieładzie, jakieś pamiątki zawinięte w folię bąbelkową, przewodnik, resztki biletów lotniczych oraz walizka leżąca prawie na środku, otwarta z jeszcze niewyjętymi ubraniami. Adam usadowił się na kanapie stojącej naprzeciwko telewizora, ze szklanym stolikiem z tymi wszystkimi rzeczami, stojącym przed nim. Krzysiek po chwili przyszedł z dwoma kieliszkami, paczką orzeszków oraz schłodzoną już butelką wina i korkociągiem. Otworzył butelkę i nalał im po lampce trunku.
— WidzÄ™, że czuÅ‚eÅ› siÄ™ tutaj jak u siebie w domu — zadrwiÅ‚ lekko upijajÄ…c Å‚yk wina.
— Przepraszam, ale taki byÅ‚ tutaj nieÅ‚ad. PomyÅ›laÅ‚em, że miÅ‚o ci bÄ™dzie wrócić do chociaż trochÄ™ ogarniÄ™tego mieszkania.
Krzysiek zaśmiał się patrząc jak zmieszany i zestresowany jest Adam.
— Napij siÄ™, to ci przejdzie.
— Co takiego?
— Ten stres. Nie przejmuj siÄ™, nie mam ci za zÅ‚e posprzÄ…tania. To znaczy na poczÄ…tku siÄ™ bardzo zdziwiÅ‚em, zastanawiaÅ‚em siÄ™ czy odwiedziÅ‚y mnie jakieÅ› skrzaty, haha, ale potem pomyÅ›laÅ‚em, że to zabawne, tylko trochÄ™ dziwne, że ktoÅ› sprzÄ…taÅ‚ mieszkanie prawie nieznajomego.
— Masz racjÄ™, to jest dziwne, ale ja już tak mam. Mój pedantyzm jest upierdliwy. Przepraszam.
— Przestać przepraszać — zwróciÅ‚ siÄ™ do niego Krzysiek. — Nie mam ci tego za zÅ‚e. Chociaż… — ZamyÅ›liÅ‚ siÄ™ chwilÄ™. Dopiero teraz przypomniaÅ‚o mu siÄ™, że w szafie mógÅ‚ trzymać pewne zdjÄ™cia, w pewnym pudeÅ‚ku po butach, dla niepoznaki. — Czy znalazÅ‚eÅ› w szafie w sypialni jakieÅ› pudeÅ‚ko z… ze zdjÄ™ciami? — zapytaÅ‚ odrobinÄ™ nerwowo lekko siÄ™ rumieniÄ…c.
Adam próbował wyluzować. Nie może mu się przyznać, że je widział. Że widział nie tylko same pudełko, ale też przeglądał z wypiekami na twarzy jego zawartość.
— Ze zdjÄ™ciami? Nie przypominam sobie. ByÅ‚y tylko puste albo z butami — odparÅ‚ dyplomatycznie. — Jakimi zdjÄ™ciami?
Krzysiek odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
— A nic, nic. Takie tam pamiÄ…tki z wakacji. WydawaÅ‚o mi siÄ™, że tam gdzieÅ› sÄ…, ale może gdzie indziej je poÅ‚ożyÅ‚em.
Nie poruszali już tego tematu. Za to zeszli na temat wycieczki Krzyśka, który po trosze opowiedział jak udały się wakacje, co zwiedzili, jakie zabytki oglądali. Adam słuchał z zaciekawieniem popijając wino.
— Ja nie przepadam za podróżowaniem — stwierdziÅ‚ Adam. — Wprawdzie już dawno nigdzie nie byÅ‚em i rodzice namawiajÄ… mnie na różne wycieczki, ale ja nie mam ochoty.
— Dlaczego? Fajnie jest móc poznawać nowe kraje.
— Chyba dlatego, że byÅ‚yby to podróże z rodzicami. Kiedy byÅ‚em maÅ‚y czÄ™sto gdzieÅ› wyjeżdżaliÅ›my. Moim rodzicom siÄ™ dobrze powodzi, zresztÄ…, to oni kupili mi to mieszkanie, jest moje. Lubili podróże i we mnie też chcieli to zaszczepić, ale jakoÅ› im nie wyszÅ‚o. Chyba wyszÅ‚o w drugÄ… stronÄ™, zniechÄ™ciÅ‚em siÄ™ do ciÄ…gÅ‚ych wyjazdów.
Adam sam był pod wrażeniem ile mówi o sobie, ale dobrze się z tym czuł. Wypita prawie do końca butelka wina rozluźniła go, a Krzysiek miał na niego zbawienny wpływ, zarażał go spokojem i otwartością.
— Gdzie byÅ‚eÅ› z rodzicami za mÅ‚odu? — Krzysiek rozochociÅ‚ siÄ™ na myÅ›l o podróżach. Sam lubiÅ‚ jeździć i zwiedzać, toteż ciekawiÅ‚o go gdzie jego sÄ…siada ciÄ…gali rodzice.
— ZwiedziliÅ›my wiÄ™kszość Europy. — ZamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™, po czym podjÄ…Å‚ wyliczanie. — Norwegia, Anglia, Holandia, Francja, Hiszpania, Austria, WÅ‚ochy, kilka baÅ‚kaÅ„skich krajów, a ponadto Stany i Kanada, Tajlandia, Malezja. Nie zrozum mnie źle, miÅ‚o byÅ‚o i w ogóle, ale trochÄ™ tego za dużo. Inne dzieci jeździÅ‚y na kolonie w Polsce a ja siÄ™ na ich tle wyróżniaÅ‚em i mi zazdroÅ›ciÅ‚y. Do tego niewiele pamiÄ™tam z tych wyjazdów, szczególnie z tych wczesnych gdzie byÅ‚em jeszcze bobasem. MogÄ™ jedynie oglÄ…dać zdjÄ™cia jak każdy inny i wmawiać sobie, że faktycznie tam byÅ‚em.
— Fajnie, że miaÅ‚eÅ› takie możliwoÅ›ci, ale może masz racjÄ™, za dzieciaka to siÄ™ maÅ‚o pamiÄ™ta. To powinieneÅ› teraz korzystać z życia, wyjechać z paczkÄ… znajomych, poznać nowych ludzi. Masz pracÄ™, nie musisz siÄ™ martwić o kasÄ™ na wynajem mieszkania, albo kredyt, czego zazdroszczÄ™. JesteÅ› w kwiecie wieku, kiedy jak nie teraz? Ile w ogóle masz lat?
— DwadzieÅ›cia pięć — odpowiedziaÅ‚ bez zastanowienia. CzuÅ‚ siÄ™ przy KrzyÅ›ku bardzo swobodnie, jak nie on.
— JesteÅ› tylko rok ode mnie mÅ‚odszy! Możesz wyjechać wszÄ™dzie! — Brzezicki podnieciÅ‚ siÄ™ na myÅ›l o tym jak Adam mógÅ‚by podróżować niezwiÄ…zany żadnymi finansowymi zobowiÄ…zaniami. Jak sam chciaÅ‚by podróżować, ale do koÅ„ca nie może. CiÄ…gle wynajmowaÅ‚ mieszkania, na co szÅ‚a lwia część jego pensji. Do tego byÅ‚ przywiÄ…zany do Anki, która, pomyÅ›laÅ‚, byÅ‚a kulÄ… u jego nogi. OtrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ i wypaliÅ‚:
— Pojedźmy gdzieÅ› razem! Teraz, zaraz, choćby i na koniec Å›wiata — krzyknÄ…Å‚ i stanÄ…Å‚ na kanapie chwiejÄ…c siÄ™ nieco z wielkim uÅ›miechem na ustach. TrochÄ™ wina z kieliszka ulaÅ‚o siÄ™ na podÅ‚ogÄ™.
Adam złapał go za koszulkę żeby ściągnąć na ziemię. Sam też się śmiał, szczerze, nie pamiętał od jak dawna.
— Z tobÄ… mógÅ‚bym pojechać. Chyba tylko z tobÄ…, bo nie mam przyjaciół — zasÄ™piÅ‚ siÄ™ nieco. — Tylko kilku kolegów z pracy i… ty. Tak.
Nastąpiła chwila ciszy, Krzysiek zmartwił się. Przykro mu było to słyszeć. Miał ochotę go przytulić, pocieszyć. Przecież to byłby tylko taki koleżeński gest, prawda? Mężczyźni, przyjaciele też się tulą, pocieszają, prawda?
— Ale jak mÄ™ski wypad, to tylko nas dwóch — nagle powiedziaÅ‚ Adam wracajÄ…c do wariackiego pomysÅ‚u KrzyÅ›ka. — Bez tego twojego kumpla Daniela, bo nie mam ochoty być znowu przez niego napastowanym.
Krzysiek spojrzał na niego zmieszany a do Adama po chwili dotarło to, co powiedział. Im obu przypomniał się tamten wieczór a potem rozmowa przed wyjazdem Krzyśka. Brzezicki zdał sobie sprawę, że Adam go nadal pociąga. Gdy patrzył na niego, wyczuwał lekki strach, ale również coś mało uchwytnego, jakąś dozę tajemniczości. Teraz również widział, że Adam potrafił się przed nim otworzyć. Gdy byli sami maska powściągliwego samotnika opadała ukazując nowe oblicze Adama, wygadanego, wesołego chłopaka, który pragnął jedynie czyjejś uwagi. Spięte w kucyk włosy nadawały mu jakiejś powagi, dystansu, ale piwne oczy ukryte za okularami ukazywały kruchość i delikatność kogoś zagubionego. Krzysiek poczuł gorąc w klatce piersiowej i dziwne spięcia w żołądku, bynajmniej nie od alkoholu. Zastanawiał się jak to możliwe, że nadal czuje się przy nim tak dziwnie. Specjalnie wyjechał z Anką żeby pobyć z nią sam na sam, znaleźć się daleko od Adama, żeby zapomnieć o Mateo i skupić się na kobiecie, z którą teraz był. Ale to uczucie, które w nim kiełkowało stawało się coraz silniejsze, pożądanie coraz głębsze, pragnienie dotknięcia go coraz większe.
Adam spoglądał na Krzyśka, który się w niego wpatrywał. Zastanawiał się, co on sobie myśli. Sam natomiast denerwował się bardzo a jego serce biło coraz szybciej. Myśl o prawie pocałunku na imprezie, tak do tej pory odległa i nikła, powróciła ze zdwojoną siłą. Wpatrywał się w niego teraz, w jego lekko zamglony wzrok, a może to był wzrok Adama, stępiony alkoholem. Przypomniał sobie go półnagiego po prysznicu a potem zdjęcia i spłonął rumieńcem. Zawstydzony, nic nie mówiąc, odstawił kieliszek na stół i wstał gwałtownie, po czym pobiegł do łazienki. Odkręcił zimną wodę i przemył twarz próbując się opanować. Oddychał ciężko i piekły go uszy. Usłyszał krzyk Krzyśka dobiegający z pokoju, zmartwiony czy nic mu się nie stało. Postanowił stąd wyjść. Nie tylko z łazienki, ale i z mieszkania. Błędem było tutaj przychodzić. Otworzył drzwi i wymaszerował szybkim krokiem patrząc jedynie pod nogi i wpadł na Krzyśka. Odruchowo podniósł ręce do góry w geście przeprosin i przestraszył się, bo Brzezicki złapał go za dłonie.
— Znowu wpadamy na siebie — mruknÄ…Å‚ Krzysiek w półuÅ›miechu. — Dobrze siÄ™ czujesz? WybiegÅ‚eÅ› tak nagle. To od alkoholu?
Stali bardzo blisko siebie wpatrując się w swoje twarze, próbując odgadnąć o czym myśli ten drugi. Adam czuł ciepło jego rąk, mógł zobaczyć ciemniejszą obwódkę szaro-niebieskiej tęczówki oka, oraz kilka piegów na nosie, które pojawiły się od słońca. Serce mu szalało a żołądek wywracał się do góry nogami. W ustach zrobiło mu się sucho, nie potrafił nic powiedzieć.
Krzysiek obserwował jego przestraszoną twarz i próbował odgadnąć, co się z nim dzieje. Albo co się dzieje z nim samym, bo nie chciał go puścić. Trzymał jego dłonie i miał ochotę go objąć, przytulić, pocałować. Tylko czy powinien to robić? Nie wiedział, nie myślał, nie chciał o tym myśleć, o konsekwencjach. Chciał tylko poczuć jego miękkie usta. Pociągnął lekko jego ręce i tym sposobem zmusił do przysunięcia się. Przymknął oczy i dotknął warg, były słodkie. Adam wytrzeszczył oczy i skamieniał. Podczas gdy Marcelowi poddałby się od razu i odwzajemnił pocałunek, tak tutaj nie wiedział jak ma się zachować. Przecież Krzysiek był hetero, więc dlaczego go całował? Czy to możliwe, że mężczyzn również lubił, chociaż tego nie pokazywał? Lekko odwzajemnił pocałunek, tak bardzo go pragnąć, poruszył ustami pozwalając, aby język Krzyśka przesunął się po jego zębach. To nie był przypadkowy pocałunek pijanego kolesia, to było całkowicie świadome z jego strony. Adam tego nie rozumiał. Wyrwał mu się i odepchnął, wrócił do łazienki i zamknął drzwi zostawiając Krzyśka oszołomionego.
— Adam — powiedziaÅ‚ cicho Brzezicki kÅ‚adÄ…c rÄ™kÄ™ na drzwiach. Nie wiedziaÅ‚ co wiÄ™cej ma powiedzieć w takiej sytuacji.
— Idź sobie, chcÄ™ pobyć sam — dobiegÅ‚o zza drzwi.
— Ale, ale to jest moja Å‚azienka — odpowiedziaÅ‚. Po czym dodaÅ‚, gdy Adam siÄ™ nie odezwaÅ‚ — To ja poczekam w salonie, nie spiesz siÄ™.
Usiadł na kanapie rozdygotany. Już nie wiedział co myśleć, jak się zachowywać. Jak to możliwe, że pocałował Adama? Dlaczego on w ogóle mu się podoba, skoro woli kobiety? Przecież jest z Anką, która go, owszem, ostatnio denerwuje, ale nadal pociąga seksualnie. Ale Mateo też pociągał go seksualnie.
— Co ze mnÄ… jest nie tak? — warknÄ…Å‚ do siebie przeczesujÄ…c nerwowo wÅ‚osy.
Może jestem bi, pomyślał. Chociaż zwykle mężczyźni mu się nie podobali, więc nie rozumiał dlaczego przy tych dwóch nagle zrobił się wyjątek. Nawet jeśli jest bi, to co na to Adam? Przecież on jest normalny. Kompletnie przeraził go ten pocałunek a teraz pewnie czuje obrzydzenie do Krzyśka.
— Cześć — cicho szepnÄ…Å‚ Adam wchodzÄ…c do salonu, tylko to mu przyszÅ‚o do gÅ‚owy.
Krzysiek tak bardzo był zamyślony, że nawet nie słyszał jak on tutaj przyszedł. Zerwał się szybko z kanapy, najpierw chcąc podejść do niego, ale zrozumiał, że to byłby błąd, jeszcze bardziej by go spłoszył.
— Przepraszam, nie wiem dlaczego to zrobiÅ‚em. To znaczy wiem, bo podobasz mi siÄ™, czujÄ™ coÅ› do ciebie, ale to nie jest u mnie normalne, ja jestem normalny, albo raczej nienormalny skoro ciÄ™ pocaÅ‚owaÅ‚em. Wtedy na imprezie też chyba chciaÅ‚em ciÄ™ pocaÅ‚ować i zrobiÅ‚em to celowo, chociaż teraz nie do koÅ„ca pamiÄ™tam. Jestem przecież normalnym facetem, mam AnkÄ™, ale kiedyÅ› byÅ‚em z jednym mężczyznÄ…, uprawiaÅ‚em z nim seks. — Nie spodziewaÅ‚ siÄ™, że to powie, że przyzna siÄ™ tak szybko, ale chyba potrzebowaÅ‚ siÄ™ wytÅ‚umaczyć. Adam zaczerwieniÅ‚ siÄ™ caÅ‚y na tÄ… wzmiankÄ™, ale Krzysiek ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej. — Tak, tak byÅ‚o i mi siÄ™ podobaÅ‚o. Teraz ten pocaÅ‚unek też mi siÄ™ podobaÅ‚, ty mi siÄ™ podobasz, chyba, tak, na to wychodzi.
Opuścił ręce wcześniej uniesione w gestykulacji. Nie miał siły, nic nie wiedział, nie miał nadziei na nic. Adam milczał, trawił słowa Krzyśka. To koniec, pomyślał Brzezicki, ale wolał spytać.
— JeÅ›li nie jesteÅ› gejem, nic do mnie nie czujesz, albo nawet brzydzisz siÄ™ mnÄ… teraz, zrozumiem. Tylko powiedz coÅ›, powiedz, bo zaraz oszalejÄ™ z niepewnoÅ›ci i niewiedzy.
Adam spojrzał w jego twarz. Wyglądał na zmęczonego i zlęknionego, jak nigdy wcześniej. Sokolik sam pewnie wyglądał nie lepiej. Bał się. Bał się bardzo swojej odpowiedzi, reakcji. Chciał powiedzieć, że wszystko jest w porządku, bo on jest gejem i Krzysiek mu się podoba i to bardzo, ale nie powiedział. Zaprzeczył sam przed sobą, zaprzepaścił wszystko bojąc się. Bo przecież w ten sposób zniszczy cały świat Krzyśka, który raczej nie jest gejem, to tylko chwilowe słabości, które go donikąd nie zaprowadzą. Był zupełnie inny od Adama, miły, zabawny, towarzyski, po co mu byłby taki zakompleksiony cichy facet? Nie pasował do jego życia. Tak samo nie pasował do Marcela, ale na tamtym mu tak bardzo nie zależało, jego świata nie burzy, a Krzyśka przewróciłby o sto osiemdziesiąt stopni. Nie potrafił tego zrobić. Nie potrafił się przyznać. Był tchórzem.
— Nie — powiedziaÅ‚, ale brzmiaÅ‚o to raczej jak pisk. — Nie jestem gejem — powtórzyÅ‚ nieco pewniej, lecz nadal zaÅ‚amanym gÅ‚osem. StaÅ‚o siÄ™, nie ma odwrotu.
— Rozumiem — odpowiedziaÅ‚ zrezygnowany Krzysiek.
Stali chwilę w milczeniu. Adam chciał jeszcze zaprzeczyć, miotał się w środku, ale powiedział tylko beznamiętnie:
— DziÄ™kujÄ™ za prezent.
Nie doczekawszy się odpowiedzi od Krzyśka, czy choćby jego spojrzenia, bo wzrok miał cały czas utkwiony w podłogę, wyszedł zatrzaskując drzwi do swojego azylu. Usiadł w przedpokoju pod ścianą i wybuchnął płaczem.