Serca w ogniu 5
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 01 2016 22:33:38


Rozdział piąty


Wraz ze wschodem słońca, niewielki samolot, wyczarterowany dzięki koneksjom Daniela, wystartował z piątką mężczyzn na pokładzie. Craig przespał znaczną część kilkugodzinnego lotu, bo w nocy nie zmrużył oka.
Sam nie wiedział czy cieszyć się, czy żałować, że spotkał partnera. Arion uparł się tę noc spędzić na kanapie unikając z nim kontaktu. Zmienny lekarz tylko czekał, aż ten spokój, jaki od kilkunastu godzin manifestuje Ognisty Smok, pęknie. Nie ulegało wątpliwości, że Sulivan w tej chwili był tykającą bombą, której do wybuchu brakuje mały wstrząs. W jego przypadku mogło to być cokolwiek, jednak eksplozja była jedynie kwestią czasu. Nie wiedział, co się stanie potem. Czy napierająca na człowieka bestia wygra i oznaczy partnera, czy też to człowiek zdominuje drugą stronę, a Craig będzie musiał znosić męki niedokończonej więzi… Miał cichą nadzieję, że może to więź sama zadecyduje… Wiedział na pewno, że w swoim czasie wszystko się wyjaśni. W każdym razie, od wczoraj, jedyne co mógł robić, to obserwować nerwowe ruchy Ariona, nad którymi mężczyzna nie mógł najwyraźniej całkowicie zapanować. Przykładem był lecący dym z nosa. Poza tym zmienny Smok krzywił się co jakiś czas, jakby coś go bolało. Craig zaproponował mu, że obejrzy ugryzienie, które mu zafundował, ale mężczyzna sprzeciwiał się temu. Lekarz zdawał sobie sprawę, że oznaczenie jest teraz zaczerwienione i bolesne. Chętnie pomógłby mu smarując to miejsce maścią, którą specjalnie zabrał ze sobą. Pomogłoby to jednak na trochę, bo na dłuższą metę nie zdałoby to egzaminu. Jasne było, że skutki mogą zniknąć tylko po całkowitym sparowaniu się. I tym razem nie chodziło o stosunek seksualny – czyli w ich przypadku – istny zwierzęcy popęd odbierający wszelkie zmysły i rozsądek. Arion mógł go oznaczyć nawet teraz.
Dlaczego jego partner jest tak uparty? Nie rozumiał, jaką przeszkodą mogą być stare waśnie pomiędzy gatunkami, albo nawet rodami. On sam nie pochodził z ważnego rodu zmiennych Tygrysów. Nie był synem przywódcy ani ważnej osobistości. Natomiast nabierał coraz mocniejszych podejrzeń, że Arion jest synem kogoś ważnego w ich społeczności – może nawet samego władcy Ognistych Smoków. Domyślał się tego po jego zachowaniu, ruchach, znajomości etykiety. Choćby, sam fakt, że wsiadając do samolotu przepuścił Daniela, to jego uznając za głównego Alfę wilczej sfory – czyli kogoś ważniejszego od samego siebie, nawet będąc gościem i pochodząc z ważnego rodu.
– Nie patrz tak na mnie. Udawaj, że mnie tu nie ma – powiedział twardo Arion, co rusz nerwowo pocierając o siebie dłonie. Miał wrażenie, że chodzą po nich mrówki i to takie, które przy każdym ruchu parzą go odnóżami. Starał się tego nie okazywać, lecz coraz gorzej znosił objawy niepełnej więzi.
– Ciężko udawać, jeżeli siedzisz naprzeciwko mnie. Zresztą zaraz lądujemy, więc zapnij pas.
– Jestem Smokiem. Gdybym mógł latać, czego poskąpiono mojej rodzinie, to wyleciałbym z tego samolotu…
– I pozwoliłbyś, żeby ludzie cię zobaczyli? Brawo, Arionie, niezła myśl – skarcił go.
Ognisty Smok sapnął i skierował spojrzenie w kierunku okna, przez które widział, że zbliżają się już do lotniska.
– Nie rozumiem was – wtrącił Christian. – Wielu by dużo dało, za spotkanie swojej drugiej połowy. Wy ją spotkaliście i co? Zachowujecie się jak pies z kotem. Chociaż to głupie określenie, bo pies z kotem może żyć w wielkiej przyjaźni. Wy nawet nie próbujecie ze sobą rozmawiać. Pamiętam jak ja chciałem odtrącić swoich partnerów, żeby ich chronić przed moim ojczymem. Nie udało mi się i jestem z tego bardzo zadowolony. – Uśmiechnął się z miłością do Daniela i spiętego Martina, który nienawidził latać. Obaj musieli z nim lecieć, nie tylko po to, żeby go chronić, lecz również dlatego, aby jeśli przedłuży się pobyt u Ariona, nie musieli znosić katorgi rozstania. Sforą w domu zajął się Alessio, któremu mogli z pełną świadomością zaufać. Natomiast trojaczki również zostały pod dobrą opieką. – Myślę, że powinniście szczerze ze sobą pogadać. Przecież ten drugi nie czyta w myślach. Owszem po sparowaniu, będziecie mogli się czuć, ale nadal czytać w myślach nie będziecie umieli. Rozumiecie o co mi chodzi?…Chyba sam siebie nie rozumiem – dodał, ale już bardziej do siebie.
– Doskonale cię rozumiem, tylko mój partner to uparty zmienny. Koniecznie chce, aby wyszło na jego.
– Co ty nie powiesz, doktorku.
W tym momencie poczuli jak koła uderzają o płytę pasa, a po chwili samolot zaczął zwalniać.
– Arionie, jesteśmy na miejscu – oznajmił Daniel. – Jesteśmy teraz na twoim terenie i o ile to nikomu nie będzie zagrażać, będziemy się kierowali zasadami panującymi tutaj.
– Jedyne zasady, Alfo, to zrobić wszystko, aby ludzie się o nas nie dowiedzieli i być ostrożnym, co do obcych. Potrafisz to uszanować, doktorku?
– A ty potrafisz – Craig nachylił się ku Arionowi – znieść mrowienie w dłoniach, łaskotanie, palenie. Zniesiesz je jak rozprzestrzeni się na twoje ciało, które odczyta to jak chęć zbliżenia się do partnera i rozpali cię w najmniej oczekiwanym momencie? Radzę nosić długie koszulki. – Uśmiechnął się wrednie i rozpiął pas bezpieczeństwa.
– Ciekawe co powiesz, jak znajdziesz się w domu moich rodziców. – Tego najbardziej się obawiał. Będzie musiał jakoś stłumić to, że pachnie Raifordem. – Nie waż się nawet im wspomnieć kim dla mnie jesteś.
– O, to kimś dla ciebie jestem? – Craig uniósł wymownie brwi.
– To, że cię nie chcę, nie oznacza tego, że nie wiem kim jesteś.
– Jak jeszcze ktoś raz powie „kim” to zacznę wyć – marudził Martin.
– Spokojnie, on ładnie wyje, ale nie zrobi tego. Po prostu nie lubi latać – wyszczerzył się Christian rześko wychodząc z samolotu. – I pomyśleć, że samochodem trwałoby to tak długo. Właśnie, dlaczego nie mogłeś polecieć samolotem, tylko tłukłeś się w swoim czterokołowym pojeździe? – zwrócił się do Ariona.
– Nie mam dostępu do prywatnych linii, a musiałem wyjechać w tajemnicy. Przypominam wam, że u nas nie ma sielanki i wzajemnej miłości. Wynajmiemy samochód, taki żebyśmy się zmieścili, i jedziemy do mojego domu.
– Masz swój dom? – zapytał Daniel.
– Tak. Stoi obok domu moich rodziców. Nie mieszkamy w jaskini, jak niektórym się pewnie wydawało. – Spojrzał wymownie na zmiennego Diamentowego Smoka, który od razu się zarumienił.
– No co? Tak czytałem.
– To było dawniej. Też jesteśmy cywilizowani jak wy. Chociaż mój dziadek, a ma tysiąc lat, chętnie wróciłby do starych czasów.
– Masz dziadka?
– Tak, Christianie. Babcię też. Mieszkają ze mną.
– Jacy są? – dopytywał młodzieniec.
– Zobaczysz. Wszyscy zobaczycie. Powinniśmy za godzinę dotrzeć na miejsce. – Skierowali się do terminala lotniska, w którym mieli odebrać bagaże oraz na stanowisko, gdzie wynajmuje się samochody.

* * *


Dom Ariona Sulivana okazał się być jednopiętrowym budynkiem o bladozielonych ścianach, czarnym dachu i prostokątnych oknach z okiennicami w starym stylu. Otoczony niskim białym płotkiem, wokół którego rosła bujna roślinność. Uwagę przykuwał taras na tyle duży, że mieścił się na nim duży stół z krzesłami oraz huśtawka. W tej chwili jesienne słońce oświetliło górną fasadę domostwa, które zdawało się zaledwie maleńką budowlą widniejącą na tle ogromnej posiadłości, która ulokowana została bardziej z tyłu posesji.
– Niech zgadnę, tam mieszkają twoi rodzice – stwierdził Craig.
– Razem z moją siostrą. Zaraz tam pójdziemy. Chcę się najpierw odświeżyć, a wy możecie się rozpakować. Babcia i dziadek o tej porze powinni być w ogrodzie, bo zbliża się zima i muszą zająć się roślinami. Zresztą te rośliny to ich zasługa. Przy mnie rosłaby tu tylko trawa. Zapraszam. – Wszedł na taras i otworzył duże, drewniane drzwi z olbrzymim witrażem. – Po lewej znajduje się salon, a obok niego jadalnia połączona z kuchnią. Sypialnie są na górze. Pokażę je wam.
– Jak sądzę, nie będę miał dostępu do twojej? – Lekarz zatrzymał właściciela domu tuż przed rzędem schodów prowadzących na piętro.
– Nie, Craig.
Raiford tylko uśmiechnął się pod nosem zadając sobie w duchu pytanie, jak długo dostęp do sypialni Ariona będzie mu zabroniony.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz.
– Mówiłem ci, że nie chcę się z nikim wiązać. W dodatku jesteś Tygrysem. Zresztą nie pamiętasz, co ci powiedziałem, po pierwszym spotkaniu z Christianem? Nie będę ci tego przypominał. To powinno było dać ci do myślenia. Zapraszam na górę.
Chwilę później rozlokowali się w pokojach. Trójka partnerów dostała dużą sypialnię z wielkim łóżkiem, a Craig nieduży pokój z widokiem na ogród. Mężczyzna wybrał to pomieszczenie, ponieważ mieściło się ono tuż przy pokoju Ariona, który szybko w nim zniknął.
Lekarz rozejrzał się po sypialni. Typowy, zwyczajny pokój. Czysty, z dużym łóżkiem, szafą i kanapą. Obok szafy odnalazł drzwi do łazienki, gdzie szybko się umył. Najbardziej, w tym pomieszczeniu, denerwował go brak zapachu Ariona. Właściciel chyba w ogóle nie odwiedzał tych pomieszczeń. Dlatego właśnie nigdy nie był zwolennikiem mieszkania w dużych domach – jeśli oczywiście nie miała w nim zamieszkać gromadka dzieci. Sam cenił sobie swoje małe mieszkanko i, pomimo że mieszkał tam samotnie, było w nim o wiele sympatyczniej. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że może odnosił takie wrażenie, bo siedział w tym pokoju. Przecież sypialnie dla gości zazwyczaj nie są używane. Jak najszybciej opuścił pokój. Na korytarzu do jego nozdrzy dotarł zapach partnera wymieszany z jego. Cóż za cudowna woń, na którą jego Tygrys reagował merdaniem ogona i mruczeniem z radości.
– Bądź grzeczny przyjacielu, bo on jeszcze nie jest nasz.
Oparłszy się o drzwi czekał cierpliwie na swojego partnera. Niestety, prędzej przy nim pojawił się radosny jak skowronek Christian.
– Craig, nie martw się. Czasami dobrze jest powalczyć o kogoś, niż mieć go podanego na tacy. Arion to Arion. Nie znam go, ale sądzę, że gdyby nie miał powodu, to by ciebie nie krzywdził. Wiesz – cmoknął Christian – czasami trzeba kogoś odtrącić, żeby mu pomóc.
– Wiem, Smoczku. Znam twoją historię. Co czułeś, kiedy Marin cię nie chciał? – zapytał z premedytacją, bo naprawdę nie chciał pouczeń, poklepywania po pleckach wyrażających tym gestem: „Będzie dobrze”.
– Rozumiem… – Christian nie zdążył już nic powiedzieć, ponieważ z pokoju obok wyszedł Arion.
Craig wciągnął ze świstem powietrze i warknął wrogo na partnera.
– Pozbyłeś się mojego zapachu.
– Chciałbym – prychnął. – Tylko go stłumiłem i całe szczęście widzę, że działa. Pójdziemy teraz do domu moich rodziców. Przemyślałem sobie wszystko i doktorku wolałbym, żebyś tu został.
– Nie ma, kurwa, mowy.
Arion zmrużył wściekle oczy, a z nosa znów buchnęła mu para. Zapomniał, że miał się nie irytować.
– Dobrze. Radzę, żebyś trzymał się ode mnie z daleka. Nie zdradź nawet słówkiem, kim dla mnie jesteś. Christian, ciebie moi rodzice przyjmą jak swojego. Dzwoniłem do nich i wszystko im wyjaśniłem. Od teraz kończą się tajemnice.
– Tak, bo mam namówić moją ciotkę, żeby pozwoliła na związek twojej siostry z tamtym samcem.
– Nie, ty nie jesteś zmiennym Tygrysa. – Craig przerwał odnosząc się do części wypowiedzi: „ciebie przyjmą jak swojego”. – I znów stare waśnie sprzed wieków.
– Moi rodzice, są bardzo tradycyjni, jeśli chodzi o takie historie. Nie waż się z czymś zdradzić. I nie ocieraj się o mnie. Idziemy? – zwrócił się do Diamentowego Smoka.
– Tak, tylko zawołam Martina i Daniela. A kiedy poznamy twojego dziadka i babcię?
– Po rozmowie, która teraz jest najważniejsza.
– Spoko. – Christian pobiegł do drugiej części korytarza.
– Nie patrz tak – zażądał Sulivan. – Pohamuj swój wzrok w miarę możliwości. Najlepiej się nie odzywaj.
– Co rozkażesz, książę.
– To mój tata jest księciem. Ja nim zostanę jak założę własne gniazdo. O widzę, że reszta towarzystwa już jest. Chodźmy więc.
– Zachowujesz się tu zupełnie inaczej. Jak pan i władca. – Craig pochylił się do jego ucha. – W sypialni też będziesz chciał mieć kontrolę?
Po ciele Ariona przebiegły ciarki. Ślad po ugryzieniu przez Craiga zapiekł, a jego Smok po raz kolejny w ostatnich dniach, zaczął drapać mu skórę, jakby chcąc się wydostać – by dopełnić to, przed czym uciekała jego ludzka część. Tylko jedno dmuchniecie na szyję partnera i już byłby jego na zawsze… Nigdy w życiu!
Pierwszy ruszył w stronę schodów czując na sobie wzrok Craiga. Na szczęście założył długi, luźny golf, więc mężczyzna nie widział jego tyłka w tych wąskich, czarnych spodniach. Nie wiedział, czy zdołałby nad sobą zapanować. Niech szlag trafi dzień, w którym musieli się spotkać!
Do głównego budynku, w piątkę, przeszli przez ogród. Arion wyjaśnił, że tutaj Sebastian, kuzyn Christiana, przywozi partnera jego siostry. To właśnie w tym miejscu mieli oni te ulotne chwile dla siebie – które tylko odwlekały nieuniknione.
Dom państwa Sulivan okazał się wspaniałą rezydencją, ale żaden z nich nie miał okazji przyjrzeć się jej bliżej, bo syn właścicieli od razu zaprowadził ich do obszernego gabinetu, na tyłach domu.
Gospodarze, czekali na nich elegancko ubrani i – zdaniem Craiga – bardzo sztywni.
– Ojcze, matko. – Arion skłonił się rodzicom w wyrazie uległości, jakiej nie okazywał nikomu innemu. – Przywiozłem Christiana Elisandera prawowitego władcę Diamentowych Smoków. On jest jedyną nadzieją na ocalenie Ailis.
Wysoka, smukła, o długiej szyi kobieta z niesamowitymi dużymi oczami podeszła do syna i położyła dłoń na jego głowie.
– Dziękuję, synu.
Arion wyprostował się.
– Jak się ma moja siostra?
– Coraz gorzej. Idź do niej. My porozmawiamy z księciem Elisanderem i jego partnerami. Gdy zadzwoniłeś i powiedziałeś co zrobiłeś, nie wierzyliśmy twoim słowom. Nawet królowa Diamentowych Smoków nie wie, że jej siostrzeniec istnieje. Nie będzie chciała oddać tronu.
– Nie przyjechałem walczyć o tron. Przyjechałem pomóc. – Christian podszedł do przodu. Nie był już tym szalonym chłopcem. Przed rządzącą parą stał młody mężczyzna, dumny książę, który nie lęka się nikogo.
Arion wycofał się. Nie zamierzał wychodzić. Tylko co tu da jego obecność? Przecież i tak nie mógł im wszystkim wyjawić prawdy skąd wie o Christianie. Jason nie chciał, żeby inni znali jego przeszłość. Popatrzył sugestywnie na Craiga. Na szczęście rodzice zainteresowani jasnowłosym gościem, nie zwrócili uwagi na Raiforda. Zdecydowanie tak jest lepiej.
– Nie rozumiem, książę, dlaczego nie zamierzasz obalić swojej ciotki. Jej rządy przynoszą tylko nieszczęście – głos zabrał władca Ognistych Smoków. Był on postawnym mężczyzną, od którego biła aura władczości, pewności siebie i siły. Starsza kopia swojego syna.
– Dlatego, że nie interesuje mnie władza. Mam swoje miejsce na ziemi, swoją rodzinę. W domu w Camas czeka na mnie trójka ukochanych urwisów. Nie zamierzam zabierać ich ze spokojnego miejsca, gdzieś, gdzie nie będą się czuli bezpiecznie.
– Jesteś synem prawowitej królowej, tron jest twój. – Pani Sulivan próbowała wpłynąć na zmianę decyzji mówiącego.
– Tron się dla mnie nie liczy – warknął. Nie zamierzał okazywać szacunku komuś, kto nie szanował jego decyzji. – Szukałem Diamentowych Smoków, żeby poznać mój gatunek. Ktoś odnalazł mnie. Jestem tutaj, wiem, dlaczego i co chcę zrobić. Mogę wrócić do domu, jeżeli nadal będą państwo mnie…
– Wybacz, nam, ale żyjemy w sąsiedztwie władczyni o chorym umyśle – powiedział ojciec Ariona.
– Tym postaram się zająć. Zanim jednak przejdziemy do konkretów, może przedstawię moich partnerów, a i chętnie poznam państwa imiona.
Państwo Sulivan byli widocznie zakłopotani tym, że zapomnieli o etykiecie i obyczajach. Arion chcąc wybawić ich z małego kłopotu zabrał głos:
– W sumie to do mnie należało przedstawienie rodziców. Wybaczcie. Troska o siostrę i podróż sprawiły, że jestem zmęczony i zapominam o dobrych obyczajach naszego rodu.
Craig zmarszczył brwi. Zwyczajnie nie poznawał swojego partnera. Z drugiej strony, nigdy nie miał do czynienia z Ognistymi Smokami, a tym bardziej nie bywał na oficjalnych spotkaniach. Zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby, gdyby po prostu wszyscy urządzili sobie powitalną popijawę i zachowywali się normalnie? Jakoś nie pamiętał, żeby w jego rodzinie, bywały takie sztywne zasady.
– Christianie, poznaj proszę moją matkę Anishię Grimaldi–Sulivan. Mój szanowny ojciec, przywódca tutejszej grupy, Evan Sulivan.
– Dziękuję synu. Bardzo chciałbym jeszcze raz przeprosić…
– Może byście wszyscy przeszli do tego, po co tu przyjechaliśmy, a nie lawirowali, ciągle rozprawiając o tym samym, co? – zabrał głos Craig mając już tego dość. Wolał to przerwać, bo miał wrażenie, że jest mu niedobrze i puści pawia na środku tego białego dywanu. Przyzwyczajony do normalnych ludzkich zachowań, prostych spotkań, podobnych do tych w rodzinie na ranczo w Arkadii. Nie mógł znieść tego, co dzieje się tutaj.
Poczuł na sobie sześć par oczu, a jedna z nich patrzyła na niego szczególnie wściekle. Partner nie był zadowolony. W tym momencie zdał sobie sprawę, że ma przerąbane.