Prezent od losu 11
Dodane przez Aquarius dnia Maja 16 2016 15:19:38


ROZDZIAŁ 11

Leżał z głową na piersi Alessia i przełożoną przez jego brzuch ręką. Cienka kołdra ledwie okrywała ich ciała, więc mógł bez przeszkód śledzić wzrokiem każdy kawałek skóry na piersi kochanka. Obudził się kilka minut temu i nie zamierzał się stąd ruszać. Nie chodziło o to, że był wykończony, ale z zadowoleniem stwierdził, że jest mu za dobrze, by zrezygnować ze słodkiego lenistwa. Do tego wspominanie namiętnych chwil z partnerem było niczym oglądanie super seansu w kinie. To, co działo się dzisiejszej nocy, mógł nazwać istnym szaleństwem, przerażającym, ale fascynującym i niesamowitym. Alessio był ognistym kochankiem, a on odkrył w sobie coś takiego, że najchętniej to z nim kochałby się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chciał być blisko niego, dotykać, całować, rozmawiać i wciąż było mu mało. Nie żałował, że przyszedł do Alessio i pozwolił na tak wiele. Stali się kochankami oraz partnerami. Najlepszym było to, że nie czuł strachu przed tym, że związał się z mężczyzną. Tym bardziej, że tym mężczyzną nie był ktokolwiek. To był właśnie Alessio i tylko jego chciał.
Pocałował go w sutek nie omieszkując trącić językiem. Klatka piersiowa zmiennego uniosła się w głębokim wdechu, a ręce mężczyzny przycisnęły Luisa do swojego ciała.
– Od dawna nie śpisz? – zapytał zaspany Acardi.
– Obudziłem się chwilę przez tobą. – Pogładził go po nagim brzuchu. Lubił skórę Alessia. Całego go uwielbiał. Wciąż był nim nienasycony.
– Rób tak dalej, a nie wstaniemy do wieczora.
– Dobry pomysł. – Wyszczerzył się. Uniósł się i cmoknął delikatnie usta kochanka. – Cześć. – Położył się na nim wsuwając nogę pomiędzy jego. Alessio natychmiast ułożył dłonie na jego pośladkach głaszcząc je wolno, okrężnymi ruchami.
– Cześć. Pomysł może i dobry, ale mam dużo pracy i nie spędzę dnia w łóżku.
– Na pewno? Mnie się wydaje, że on jest przeciwnego zdania. – Luis wsunął rękę pomiędzy nich i złapał na wpół twardego członka Alessia. – On by chciał zostać. Ze mną.
– On będzie stał na każdy twój widok, więc nie zawsze mogę słuchać jego pragnień. – Poruszył sugestywnie biodrami.
Dla Luisa świadomość, że Alessio tak na niego reagował była oszałamiająca. Wkurwiłby się gdyby wiedział, że każdemu innemu mężczyźnie staje na jego widok. Nie przestał poruszać dłonią po penisie kochanka. Ten rósł w jego dłoni stając się twardy. Odsunął napletek z główki i rozprowadził kciukiem preejakulat. Uważnie śledził reakcje partnera, który nie przestawał go dotykać sunąc rękoma po jego ciele. Polubił sprawianie przyjemności Alessiowi mimo, że to on go więcej dotykał. Sięgnął do jego ust, nie przejmując się porannym oddechem i pocałował go głęboko, agresywnie coraz szybciej poruszając ręką, samemu ocierając się o niego. Alessio rozsunął nogi wpuszczając go pomiędzy nie. Luis ułożył się tak, żeby chwycić ich oba członki w ręce i trzeć jeden o drugiego obejmując je palcami. Robiło mu się coraz przyjemniej, a samo patrzenie w oczy kochanka jeszcze bardziej go pobudzało. Alessio był bardzo ekspresyjny. Poruszał biodrami wbijając się w jego dłoń, pieścił ciało mocno je ściskając, co bardzo się Luisowi podobało. W pewnej chwili kochanek zadrżał i stęknął ściskając go udami, a dłoń Luisa po chwili zrobiła się bardziej śliska, kiedy sperma wytrysnęła na nią i pomiędzy ich ciała. Popieścił jeszcze chwilę mężczyznę, żeby ten do końca doszedł i gdy tylko starszy z kochanków się uspokoił, wypuścił go, uniósł się do klęku wsuwając kolana pod jego uda i sam w kilku silnych ruchach doprowadził siebie do szczytowania dochodząc na brzuch mężczyzny. Jego ukochanego, cudownego mężczyzny. Idealnego.
Acardi obserwował to widowisko z zafascynowaniem. Scena jak Luis przeżywa orgazm, sam sobie dogadzając, będzie prześladować go cały dzień, a on powinien skupić się na pracy. Uniósł się podpierając na jednym ręku, a drugą złapał dłoń Luisa wyciskającą ostatnią kroplę spermy. Przysunąwszy ją sobie do ust zaczął wylizywać pobrudzone palce. Język otaczał każdy z nich, smakując siebie i chłopaka. Gdy były już czyste, Alessio włożył sobie każdy z nich do ust ssąc po kolei i mrucząc, jakby były najsmakowitszym smakołykiem, a to co je wcześniej pokrywało wyśmienitą polewą. Wypuścił je, pociągnąwszy za rękę tak, że Luis musiał się pochylić i ich usta spotkały się.
Jęknął czując smak nasienia, którego nie przełknął kochanek, tylko podzielił się z nim podając mu je językiem z ust do ust. Nie odsunął się, wbrew temu co myślał, że zrobi. Pogłębił pocałunek zażarcie chwytając czystą ręką włosy Alessia i klęcząc nad nim. Do tego wciąż znajdował się pomiędzy nogami siedzącego partnera licząc, że jeszcze się tu znajdzie robiąc coś zupełnie innego.
Alessio odessał się od niego, ale ich usta muskały się lekko kiedy powiedział:
– Chciałbym, żebyś kiedyś tymi słodkimi wargami wyssał do cna mojego kutasa. – Przeciągnął językiem po nich, by na końcu je cmoknąć.
Życzenie na wskroś przeszyło zaspokojone ciało Luisa. Bardzo chętnie to zrobiłby, ale mimo pozorów nie wydawało mu się to proste i obawiał się, że nie dogodzi kochankowi. Mimo, że pokaże teraz mniej pewności siebie – zresztą nie należał do osób typu „co ja to nie jestem, jestem cudownym kochankiem i wiem co mam robić, pomimo że robię to pierwszy raz w życiu, i nie zapytam co i jak” – odparł:
– Kiedy tylko zechcesz. Pod warunkiem, że mną posterujesz. No wiesz…
– Nauczę cię wszystkiego. – Objął klęczącego Luisa patrząc na niego w górę. – Nigdy nie wstydź się poprosić mnie o coś. Jestem dla ciebie, kochanie. Słuchaj swojego serca i pragnień. – Ucałował go w tors.
– Kurwa, zakochuję się w tobie. Co więcej chyba już jestem zakochany.
– I jesteś mój. Tak jak ja twój.
– Ale się romantycznie i lukrowo zrobiło. Wielki Alessio Acardi jest romantykiem.
– Nikomu o tym nie mów, to tajemnica. – Dał solidnego klapsa Luisowi. Och, najchętniej to by zajął się jego słodkim tyłeczkiem, ale pragnienia ciała to jedno, a mózg wołał do spełnienia obowiązków również wobec sfory. Zaśmiał się, kiedy żołądek partnera odezwał się burczeniem. – Prysznic, golenie i śniadanie. Gdyby nie czekające na mnie dokumenty, przyniósłbym ci je do łóżka potwierdzając moją romantyczną duszę. – Obiecał sobie, że zrobi to jak najszybciej. Spoważniał przytulając głowę do jego piersi. Już trochę bolały go nogi od tej dziwnej wpół leżąco-siedzącej pozycji, ale nie zamierzał narzekać. Dla niego liczyła się bliskość partnera i możliwość bycia z nim niezależnie co by nie robili, gdzie się znajdowali i w jakiej pozycji.
– Nie licz na prysznic ze mną, muszę wziąć go w swoim pokoju, tam mam czyste rzeczy, ale zobaczymy się na śniadaniu, co? – zapytał Alessia wciąż się nie ruszając, żeby zejść z łóżka.
Pół godziny później umyty, ogolony i ubrany zszedł na parter. Skierowawszy się do kuchni z zamiarem pochłonięcia olbrzymiej porcji jakiegoś dania i wypicia kawy, w oczy rzucił mu się dziewiętnastowieczny zegar wiszący w holu, nowy nabytek Daniela. Alfa kupił antyk kilka miesięcy temu, znajdując go na jednej z aukcji, na które pojechał. Czasomierz był prostokątną pięknie wyrzeźbioną skrzynką z ciemnego drewna, w której wnętrzu mieścił się cały mechanizm wraz z okrągłą tarczą i pozłacanymi rzymskimi liczbami oraz wskazówkami. Te wskazywały, że za pięć minut wybije południe. Własnym oczom nie wierzył. Chcąc się upewnić czy zegar jest sprawny przyjrzał się latającemu wahadłu. Cholercia, w łóżku z Alessiem stracił poczucie czasu. Może to i dobrze, że nie jest to pora śniadania, kuchnia nie będzie oblegana przez zmiennych, którzy z miejsca, dosłownie, wyczują prawdę.
Przekroczył próg kuchennego pomieszczenia i jednocześnie serca tego domu. Wbrew oczekiwaniom ktoś w nim przebywał podjadając herbatniki. Christian od razu wbił w niego wzrok, przesunął nim po sylwetce Luisa, poruszył nozdrzami i wyprostował się na krześle z głupią, radosną miną.
– No co tak patrzysz, no? – Sięgnął po kubek z suszarki. Obok w dzbanku stała świeżo zaparzona kawa, więc nalał jej do naczynia.
– Mam ci pogratulować? Już myślałem, że nie wyjdziecie z sypialni.
Oparł się tyłkiem o szafkę. Schował twarz za kubkiem napełnionym kawą. Co miał mu powiedzieć? Wolał wszystko zostawić domysłom Christiana. Jakkolwiek by to nie było groźne. Przyjaciel naprawdę nie miał za grosz wstydu, więc trochę bał się jego zgadywanek, a raczej wyobraźni. Z drugiej strony co tu było do zgadywania? Znak po oznaczeniu rzucał się w oczy, a to oznaczało, że nie tylko sparował się z Alessiem, ale i się z nim kochał.
– Czyli pogratulować. Wiedziałem, że twój opór osłabnie, tylko jeszcze nie byłem pewny kiedy. – Christian odrzucił na plecy rozpuszczone włosy.
– Niech te twoje ślepka tak nie błyszczą z tej upajającej radości. – Zmoczył usta w czarnym, mocno pachnącym napoju natychmiast wyczuwając na języku cierpką nutę jakiegoś dodatku. Czegoś co mu nie posmakowało. Nie lubował się w tych wszystkich udziwnieniach wprowadzanych niby dla polepszenia smaku. Kawa, jak już ją pił, powinna smakować kawą, a nie czymś innym. – Co w tym jest? – Patrzył na czarną maź w kubku jakby zaraz z niej miał wyskoczyć potwór i go pożreć.
– Nie wiem, ale dobrze rozgrzewa, aczkolwiek smak ma oryginalny. Karia, czy ktoś inny nie wiem, wypróbowała nowy przepis.
– Jak dla mnie może z niego zrezygnować. – Powąchał napój.
– Hahaha. No to siadaj i mów jak było.
Luis uniósł brwi. Oczywiście przyjaciel chciał znać każdy szczegół nie ważne, czego on dotyczył. Tym razem wszystko zatrzyma dla siebie. Głownie dlatego, żeby Chris płonął z ciekawości. Nic nie odpowiadając odstawił kubek, gdyż nie pod pasowała mu ta dziwna mieszkanka i otworzywszy lodówkę zaczął wybierać z niej składniki do przygotowania sobie późnego śniadania. Obiad w Arkadii zazwyczaj był o czternastej, do tej pory umrze z głodu, niż się go doczeka. Przez cały czas smarowania chleba z masłem i krojenia szynki na plasterki czuł wbijające się w niego źrenice zmiennego smoka. Miał z niego niezły ubaw. Niech poczeka i nauczy się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Słyszał jak Christian sapnął, a potem odgłos szurania nóg od krzesła o podłogowe płytki. Położył plasterki pomidora na szynce i posolił.
– Ale zajął się tobą dobrze? – zapytał Christian stając obok przyjaciela. – No ty wiesz wszystko o mnie, no.
– Wiem za dużo, a zachowujesz się jak rozkapryszony, ciekawski bachor, nie zważając na to, że jesteś już dorosłym facetem, masz tych swoich mężów, że tak powiem, i dzieci. Jesteś ojcem, kochany. – Posłał mu buziaka. – Było bosko, nie żałuję i… no super było, no.
– Wiem, wiem. I dobrze, liczyłem, że cię nie skrzywdzi. To idealny kochanek na pierwszy raz.
– Przestań już okej? – zapytał zawstydzony taką otwartością Christiana.
– Tak jest, kapitanie. – Zasalutował mu Christian.
– Fajnie. – Puścił mu oczko po czym wyjął z szafki talerzyk i ułożył na nim kanapki. Dotarło do niego jak dobrze czuł się w tym domu i zdążył poznać go na tyle, że wiedział gdzie co się znajduje. Z niemałym strachem, ale uświadomił sobie, że to jest teraz jego dom. Oparł dłonie na blacie stołu z trudem przełykając ślinę. To był jego dom, co znaczy, że musi opuścić ten rodzinny. Zawsze sądził, że zrobi to w momencie kiedy zarobi na własne mieszkanie i to do niego się wyprowadzi. Dosłownie wszystkie plany uległy zmianie. Do tego musi to powiedzieć swojej rodzinie. Kurwa, co on im powie? Sonia, jak to ona, zrozumie i ucieszy się, ale rodzice…
– Co się stało? Jesteś blady.
– Ufff. – Wypuścił powietrze z płuc. Zastanawiał się jak wiele jeszcze do niego dotrze. Potarł dłońmi policzki, by nabrały kolorów. – To nic. Po prostu przyszło mi do głowy, że muszę jakoś to wyjaśnić swojej rodzinie. Pytanie co im powiem?
– To, że jesteś szczęśliwy? Coś się wymyśli. Będzie dobrze. – Poklepał go po ramieniu.
– Optymista jak zawsze.
– No ba! Pozytywne myślenie naprawdę pomaga w życiu. Nauczyłem się tego i staram wykorzystywać, kiedy tylko mogę. Pomogę ci z tym śniadaniem i zaniesiesz swojemu mężczyźnie. Martin z Danielem porwali go do gabinetu. Chyba Adam też tam jest.
– Jak chce to sam sobie przyjdzie i zje. – Zajął miejsce na krześle. – W innym wypadku pozostanie głodny. Nic mu nosił nie będę. Nie jestem jego żonką. O.
– Jesteś zły. Powinieneś nakarmić swojego samca.
– Karmić to ja go mogę w łóżku czymś lepszym, a to jest moje. – Kolejny raz puścił oczko Chrisowi przysuwając sobie talerzyk z kanapkami.
– Tak, swoją wartościową śmietanką. A wiesz, że sperma…
Nie słuchał wykładu, no bo przecież jadł, a to dla niego mimo wszystko wciąż temat tabu, tylko skupił myśli na czymś innym, a mianowicie na Alessio i na tym, co w nocy robili. Nic na to nie mógł poradzić, że obrazy wpadały mu same do głowy, pobudzając zmysły przez co czuł się ciągle nienasycony.

***


Ciśnienie Alessia wzrosło. Schodząc na dół nie spodziewał się takich wiadomości. Zawsze kiedy jest dobrze coś się dzieje, a jego dobry humor musi pozostać zepsuty. Jeszcze godzinę temu cieszył się z bliskości swojego partnera nie myśląc o problemach. W obecnej chwili gotowało się w nim. Zawarczał. Wiadomość jaką przekazał mu Adam skutecznie go wkurwiła. Do tego wkurwienie walczyło z przejmującym, zimnym, boleśnie kłującym strachem. Na chwilę zdołał zapomnieć z jakiego powodu Luis zjawił się w Arkadii i, że nie była to zwykła wizyta u przyjaciela. Niestety bardzo szybko mu o tym powiedziano. Kopnął krzesło tak mocno, że poleciało na środek pokoju. Zacisnął pięści niemal wbijając sobie wilcze pazury w skórę, te wysunęły się, ale równie szybko zmieniły w ludzkie.
– Gdzie znaleziono ciało? – zapytał patrząc wilczymi oczami to na Adama, to na swoje alfy. Chyba tylko dzięki nim się kontrolował nie zmieniając swojego kształtu, nie wyskakując przez okno, by pobiegać tracąc przy tym energię i wyładowując furię.
– W śmietniku, tuż przy kamienicy, w której miał mieszkanie – odparł Adam. – Prawdopodobnie chciał wrócić do niego, ale ci w jakiś sposób go dopadli.
– Znalazł się w dobrym miejscu o złym czasie. Niech to szlag! – Uderzył pięścią w ścianę. Ból rozlał się po jego ciele przeszywającą falą. Wyprostował palce ręki sprawdzając czy ich sobie nie połamał. Całe szczęście były całe. – Mogliśmy tam być i cały czas obserwować kamienicę. Czemu nikt o tym nie pomyślał?! Dlaczego akurat, kiedy ten Henry wracał do domu ktoś musiał go dopaść?
– Nasi z policji powiedzieli, że oberwał nożem i wygląda to jak zwykły napad. Za nic nie przypominając gangsterskiej akcji. – Adam podniósłszy krzesło jakie stało się ofiarą rozwścieczonego bety dostawił z powrotem do biurka. – Nie znaleziono przy nim pieniędzy, zegarka, o ile takowy miał. Wygląda to na rabunek. Sprawdziłem kamery w jego mieszkaniu. Nikt tam nie był od czasu naszej wizyty.
– To byłby naprawdę głupi ruch przeznaczenia – zabrał głos Martin. – Uciekał przed zbirami jacy go ścigali, a zabił go zwykły złodziej.
– O ile tak było. – Daniel otoczył ramionami swojego partnera.
Alessio, patrząc na ten gest, pomyślał o swoim partnerze. Co mu powie? Jakoś nie wierzył w zwykły napad. Naprawdę bał się o bezpieczeństwo Luisa. Tamci są zdolni zabić. Niby tutaj Luis był bezpieczny, to i tak w jakiś sposób mogą go odnaleźć. Co jak dopadną jego rodzinę? Ci nie mogą wiecznie przebywać na wakacjach. Kiedyś wrócą i mogą stać się przynętą na Luisa. Banda kryminalistów nie odpuści. Sądzą, że dokładnie ich widział, zna ich wizerunki, wyda ich i na pewno go szukają. Jeżeli go znajdą, to obroni kochanka nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. Nikt nigdy nie skrzywdzi jego ukochanego, a ten kto to zrobi niech ma się na baczności!
– Trzeba sprawdzić kim naprawdę był Henry, teraz w końcu to się uda, i kiedy się tego dowiemy, poznamy prawdę, co ukradł i kto go ścigał. Niech żaden z was nic nie mówi Luisowi. Ja mu to powiem – dodał Alessio widząc, że Daniel chce się temu sprzeciwić. – Zrobię to kiedy się wyładuję. Wiecie, gdzie będę. – Gdy rozmówcy potwierdzili jego słowa skinieniem głowy opuścił gabinet. Przeszedł przez hol w szybkim tempie wyczuwając obecność swojego partnera w kuchni. Ciągnęło go, aby tam wejść, lecz opiekuńcza część zabroniła mu tego mówiąc, że Luis musi się posilić i powinien pobyć z przyjacielem. Otworzył drzwi obok schodów i postawił stopę na wąskich stopniach prowadzących w dół. Tędy wcześniej schodzono do piwnicy pod domem, która nadal tam była, ale wejście do niej wybudowano z kuchni i zmniejszono ją oddzielając od reszty ścianką działową. Natomiast ta droga prowadziła do przebudowanych pomieszczeń mieszczących w sobie siłownię, szatnię i łazienkę oraz małe pomieszczenie gospodarcze. To była ta część, w której Jackob znalazł Christiana. Daniel z Martinem ciągle prowadzili jakieś remonty starając się wprowadzić do domu jak najwięcej udogodnień i rozbudować go.
Przechodząc korytarzem Alessio nie martwił się o światło, w ciemności dobrze widział, ale i tak zamontowane na suficie lampy reagujące na ruch same się zapalały, oświetlając pomieszczenie. Otworzywszy drzwi siłowni od razu skierował się do szatni, gdzie stały rzędy szafek z przeróżnymi rodzajami strojów do ćwiczeń. Otworzył swoją – zarezerwował ją z miejsca, kiedy odkrył ten fragment budynku – i wyjął krótkie spodenki oraz sportowe buty. Poza bieżnią do szczęścia nic więcej nie potrzebował. To na niej lubił trenować, ewentualnie na rowerku. Tymczasem po przebraniu się, jego uwagę zwrócił wiszący worek służący do trenowania boksu lub kickboxingu. Uśmiechnął się z dzikością, przystępując najpierw do krótkiej rozgrzewki.

***


Skończywszy śniadanio–obiad, pozmywał po sobie naczynia. W kuchni pojawiało się coraz więcej ludzi, a główny kucharz rozdzielał obowiązki co do przygotowania obiadu. Niektórzy gratulowali mu sparowania się z ich betą, a on czuł rumieniec wstępujący na policzki. Wolał więc uciec i poszukać swojego partnera oraz upewnić się, czy ceremonia zaślubin zmiennych ich też dotyczy kiedy on jest człowiekiem. Jedna z samic zaczęła o tym mówić i, że trzeba zawiadomić Starszyznę. Jeżeli tak, to chciał, żeby jego najbliższa rodzina też na tym była. Liczył, że będzie taka możliwość. Przecież można im powiedzieć, że to taki specjalny ślub. I tak wątpił czy rodzice zaakceptują jego związek z mężczyzną, więc odsunął od siebie te myśli.
Zajrzał do gabinetu gdzie miał pracować Alessio, ale tam zastał tylko Daniela otoczonego toną papierzysk. Alfa powiedział mu dokąd poszedł beta. Od początku pobytu tutaj zamierzał odwiedzić siłownię, ale jakoś się nie składało mimo, że się nudził jak mops.
Obawiał się, że będzie miał problem ze znalezieniem pod ziemią pokoju ćwiczeń, lecz gdy zszedł na dół drzwi na wprost były zamknięte, a te po lewej otwarte. Dolatywało z nich sapanie i głuche uderzenia o coś. Podkradł się do wejścia, a na usta, bez udziału jego woli, wpłynął uśmiech. Nie widział swoich oczu, ale mógłby przysiąc, że pojawił się w nich błysk, a wraz z nim nuta pożądania, bo sam widok był naprawdę podniecający.
Ciało Alessia lśniło od potu, mięśnie po skórą pracowały intensywnie, gdy uderzał nogą wysoko zawieszony worek. Cios wyprowadzał to z pół obrotu, to z pozycji stojącej, a raczej tańczącej mógłby powiedzieć, gdyż mężczyzna cały czas się poruszał tanecznym krokiem, niczym bokser, ale w tych ruchach była magia i gracja. Może tylko on to widział, nie był pewny, ale zaczął się ślinić. Do tego widoku, tej cudownej skóry, który dotyk już znał, dołączyły spodenki spadające z bioder odsłaniające kość miednicy. Wąskie biodra wyglądały w nich seksownie i gorąco, a z wiedzą, co one potrafią, przyprawiały go o zawrót głowy. Co się ze mną stało? Zmieniłem się w jednej chwili. Chcę, pragnę Alessia całym sobą, a moje ciało potrzebuje jego dotyku jak spragniony wody na pustyni. Czy tak działa sparowanie?
– Długo będziesz tam stał zamiast wejść?
Drgnął zaskoczony, że został nakryty na podglądaniu, zapominając, że kochanek wyczuje go wszędzie. Alessio właśnie wycierał twarz ręcznikiem i patrzył na niego z drapieżnością w tych swoich oczach. Doprowadzając do tego, że jego penis sam chciał zacząć nim sterować. W tej chwili nie mógł mu na to pozwolić. Odwrócił się na pięcie.
– Dokąd idziesz? – zapytał Alessio.
– Przyniosę ci wody. Zaraz wracam. Kurwa, kurwa, kurwa to najgorętszy widok jaki w całym swoim życiu widziałem.
– To wróć, musimy porozmawiać. – Usłyszał za plecami pokonując schody w hiper szybkim tempie. Wróci. Z pewnością tu wróci.