Potęga miłości 7
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 12 2016 23:10:08


Spełnienie obietnicy nastąpiło tak jak Dario obiecał. Punktualnie o ósmej podjechał pod dom Langstonów. Nic nie robił sobie z tego, że był obserwowany przez innych zmiennych. Nie przyjechał do nich tylko do Justina. Przez ostatnie trzy dni, mężczyzna odwiedzał go codziennie. Rano przyjeżdżał, a wieczorem wracał do domu. Przecież mógł zostać na noc i nie chodziło o nic innego jak zwykłe rozmowy. Może nie chciał z nim zostać? Prędzej czy później pozna odpowiedzi na wszystkie pytania. Mimo że dużo rozmawiali, Justin nie potrafił się jeszcze otworzyć. Sprawiało mu to trudność i wtedy to on odwracał kota ogonem, i zadawał pytania. Dario chętnie na nie odpowiadał. Niektóre rzeczy zachowując na razie dla siebie. Jak miał mu powiedzieć, że w szkole prawie zabił jednego chłopaka, bo coś mu się tam w nim nie spodobało. Pozostawił też bardzo trudny temat śmierci brata na odpowiedni moment. Czy dziś będzie taki, nie był pewny. Zależy, jaki będzie Justin. Odnosił wrażenie, że zmienny wilk lepiej czuł się przy nim w szpitalu niż w domu. Sama sytuacja z wczoraj, kiedy Justin usiadł z dala od niego była niepokojąca. Do tego zachowywał się jakby się go bał. To mogą być mylne wrażenia, bo czuł od niego gorączkę podniecenia. A może to chodziło o... To, dlaczego by się tak zachowywał? Obaj są partnerami, mężczyznami i Dario z rozkoszą by mu pomógł w paru intymnych sprawach. Justin się go wstydził? Przecież był dorosły i chyba nie był prawiczkiem. Zaraz mu do głowy przyszła inna wersja wydarzeń. Justin ma od lat problem. Nie daje się nikomu dotknąć, więc z pewnością nie był z nikim od wieków. Poczuł jak przez jego ciało przechodzi podniecający dreszcz, a wzmocnił on się, kiedy ujrzał wychodzącego z domu Justina. Jak miał teraz być przy nim spokojny? Nie miał już usztywnionej nogi, była całkowicie zdrowa. Za to inna część jego ciała jakoś nie potrafiła się uspokoić i była sztywna jak pal.
– Jestem – powiedział głupio. Cholera, co się z nim dzieje? Przy tym młodym zmiennym całkiem wymiękał. Miłość ogłupia?
– Widzę. – Znów to samo. Cała noc nieprzespana i to nie ze względu na koszmary. Jego ciało szalało. Całkiem mu odbiło. Samo zaspokajanie nic nie dawało. Przynosiło ulgę na chwilę. Potem wystarczyło jedno mignięcie obrazu Daria w głowie i znów był gotów. Natura chciała zrobić swoje, a więź połączyć partnerów. Zanim tu przyszedł stał w holu i zastanawiał się czy nie zawrócić do swego pokoju. Tchórzem był przez wiele lat, a taka rzecz nie mogła stać mu na drodze. To tylko reakcja ciała, której się wstydził, ale długa koszulka skutecznie zasłaniała wzwód. Nie oszukiwał się, że Dario go nie czuje. On czuł Daria nawet najmniejszym włoskiem.
Dario podrapał się po głowie, tak naprawdę nie wiedząc, co miał robić. Czuł się jakby szedł na pierwszą w życiu randkę. Właściwie nigdy na takiej nie był. Zawsze brał, co chciał nie przejmując się uczuciami, konwenansami, czy innymi romantycznymi bzdurami. Z Justinem było inaczej. Jego chciał zabrać na randkę. Zanim otworzył usta, z domu wyszedł Jacob i skierował się w ich stronę. Coś czuł, że czeka go rozmowa z bratem swego partnera.
– Witaj, alfo.
– Dario. Justin pozwolisz, że porozmawiam chwilę z twoim partnerem? – zapytał Jacob. Oddalili się kawałek, aby brat go nie słyszał. Właściwie nie wiedział, co chce powiedzieć Monahanowi. – Mój brat...
– Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał Jacobowi. – Nie mam zamiaru robić nic, czego Justin nie będzie chciał. Poza tym on nie jest dzieckiem. Owszem chcę go oznaczyć, ale tylko za jego zgodą. Nie zmuszę go do niczego i zaręczam, że przy mnie jest bezpieczny. Moja reputacja z pewnością sięgnęła i twojego domu, ale to już przeszłość. Kocham Justina. Teraz przepraszam, ale chcę zabrać twego brata na spacer. Wybacz, alfo. – Skłonił się lekko z szacunkiem, pozostawiając Jacoba z szeroko otwartymi oczami. Wyciągnął do Justina dłoń z pytaniem: – Przejdziesz się ze mną? – O tak, miłość ogłupia, ale chyba dobrze mu z tym będzie.
Justinowi natychmiast minęła ochota skopania bratu tyłka. Niech go przestanie traktować jak dziecko i niech nie zachowuje się jak ojciec! On sam sobie poradzi z Dariem. Chwycił dłoń partnera i ścisnął mocno. Starał się ignorować wpatrzone w nich oczy zmiennych.

~*~*~

Jacob patrzył jak odchodzą w stronę lasu, gdy na jego ramieniu uwiesiła się Sheoni i głosem przepełnionym szczęściem zapiszczała:
– Są razem tacy słodcy. Dorośli faceci, a krygują się jak nastolatki.
– Chyba właśnie dostałem reprymendę od bety i mogę być spokojny o brata. Pojawił się ktoś, kto będzie się o niego troszczył – powiedział tuląc partnerkę.

***


– Wybij sobie z głowy ten pomysł! – krzyknął Daniel na Christiana. – Nie możesz ot tak pojechać do Tomasa i powiedzieć mu, że o nim wiesz! Sama Starszyzna nic nie może zrobić bez dowodów. Wiem, bo wczoraj od nich wróciłem i powiedzieli, że to sprawa Rady jak Tomas pracował dla taurenów.
– Dlatego pojadę tam i zdobędę je. Powiem, że wiem o nim...
– Nie! – Tym razem Martin zabrał głos. – Jak ty to sobie wyobrażasz? – Zbliżył się do niego. Jego partner na głowę upadł. – Hej, witam. Pamiętasz mnie? Jestem Christian porwałeś mnie. Znam twój głos i to byłeś ty. Przyznaj się, a będziesz żył. Tak to sobie wyobrażasz?!
– Nie, nie tak! Dlaczego nie chcecie mnie wysłuchać?! – Teraz on krzyczał odganiając z oczu łzy. Po raz pierwszy tak na niego krzyczeli. Nie lubił tego. Czuł się wtedy niechciany. Prawie całe życie na niego krzyczano i czasem bito.
– To jak?! O co ci chodzi?! – Daniel się denerwował. Nie zamierzał narażać Chrisa. Kiedy powiedział im o tym, co chciałby zrobić, szlag go trafił.
– Nie krzycz na mnie, ty też nie. – Popatrzył smutno na obu i po chwili spuścił wzrok. Chciał pomóc, a mu się dostało. Za nic! Został objęty dwoma parami rąk i pocałowany w szyję i skroń. Rozpłakał się i chciał im się wyrwać, ale mężczyźni nie pozwolili mu na to.
– Przepraszamy. Martwimy się o ciebie, kochany – ciepły głos Martina zawibrował mu przy uchu.
– Jesteś dla nas cenny i nie chcemy, by cię skrzywdzono.
– Nie jestem z porcelany. – Pociągnął nosem. – Chcę się do czegoś przydać, a nie tylko być waszą ozdobą.
– Wychowujesz nasze dzieci, gdy my jesteśmy zajęci pracą – powiedział Daniel.
– Sprowadzacie mnie tylko o roli „mamuśki”.
– Nieprawda. – Martin uniósł jego twarz, patrzył uważnie w zapłakane oczy. Otarł spod nich łzy.
– Prawda. Chcę czuć się potrzebny nie tylko dla dzieci i do łóżka. – Do tej pory pomagał Justinowi. Teraz przyjaciel nie ma dla niego czasu, a on poczuł się jakby coś mu zaczęło uciekać. Do tego tęsknił za Luisem i Sonią.
– Nie tak, kochanie. Cenimy cię nade wszystko i nie jesteś nam potrzebny tylko do tego. Z Tomasem musimy postępować ostrożnie. Zdobędziemy dowody. Już ja razem z Danielem, wolimy go zaskoczyć takimi pytaniami, jakie ty masz w głowie. Byłeś ty był bezpieczny.
– Jak lalka z porcelany – prychnął.
– Jak nasz partner i ojciec naszych dzieci – rzekł Daniel. – Masz zgodę na wszystko, ale nie na wizyty u Tomasa.
– Chcę zrobić prawo jazdy – zmienił temat, chowając pod maską obojętności to, że czuje się zraniony.
– Doskonały pomysł. – Martin go pocałował mając nadzieję, że Chris wybije sobie z głowy pomaganie im w zdobyciu dowodów na Tomasa. Nie chcieli niepokoić tym Daria. Mężczyzna i tak nie przepadał za drugim betą, a miał teraz ważniejsze rzeczy od ich małego śledztwa.

***


– Dlaczego chcesz kogoś takiego jak ja? – padło pytanie z ust Justina. Długo się zbierał, aby je zadać. – Czy to, dlatego, że musisz?
– Co ty opowiadasz? Nie, nie muszę. – Miał ochotę warczeć. – Jesteś wspaniały. – Objął dłonią jego policzek. – Nie rozumiem, czemu ty tego nie widzisz. Nie mam obowiązku być z tobą. Chcę ciebie, bo jesteś wyjątkowy. Ładny, fantastyczny, mądry i przede wszystkim jesteś mój. – Przesunął kciukiem po jego wargach zawieszając na nich wzrok. Pragnął go pocałować. Zabrał go w to miejsce, gdzie miał wypadek. Stali pod tym wielkim dębem, trzymając się z dala od skał. Tamto miejsce musieli zabezpieczyć.
Justin czując na nich dotyk rozchylił lekko wargi. Pragnął by mężczyzna go pocałował i chciał mu to okazać. Wysunął koniuszek języka i nawilżył usta.
– Justin – to był szept przepełniony pragnieniem. Dario pochylił się i zbliżył ich usta do siebie, tak, że dzieliły ich milimetry. Miał wrażenie, że słyszy bicie obu serc. Przesunął rękę na tył głowy mężczyzny, a drugą objął go delikatnie w pasie. Dając mu szansę na wyrwanie się, gdyby Justin się przestraszył. Musnął jego wargi ocierając je lekko o siebie. Wyczuł spięcie partnera, ale szybko mu minęło. Nie zaprzestał powolnej pieszczoty ust, ledwie powstrzymując się przed ich pożarciem. Czekał na reakcje Justina, chyba bardziej na to, że go odepchnie, lecz zmienny wilk zrobił coś przeciwnego. Sam zaczął naśladować jego ruchy sprawiając, że ich wargi połączyły się we wspólnym, nieśmiałym tańcu.
Serce mu biło jak zwariowane, a chęć smakowania ust Daria rosła. Zapomniał już chyba jak się całuje, ale mężczyzna był dobrym nauczycielem nawet o tym nie wiedząc. Oddawał muśnięcie za muśnięciem łącząc ich usta w coraz bardziej absorbującym pocałunku. To było tak mało i tak dużo jednocześnie. Pięć lat nie całował się z nikim. Zacisnął palce na przodzie koszulki Daria, jakby chcąc by się nie odsuwał. Stanął na palcach opierając się o niego ciałem. Dario był taki gorący. Przy panującym upale wrażenie było niesamowite. Docisnął ich usta do siebie nie chcąc, by partner przerwał. Został ciaśniej objęty w pasie i przyciągnięty do niego. Nie bał się. Kierował się czymś innym, a zapach Daria uspokajał go, wzbudzając żądze. Tak bardzo, że nie krępował się, gdy jego członek uwięziony w spodniach dotknął mężczyzny. Pozwolił sobie czuć, musiał, chciał, ale to nie znaczy, że wyłączył swój umysł na dobre.
Zaskoczyło go to, że Justin zaczął się do niego łasić. Prędzej spodziewał się przerwania pocałunku, a tymczasem on domagał się więcej. Przyciągnął go do siebie i pogłębił pocałunek. Mężczyzna był podniecony. Czuł to na swym udzie. Wsunął je między nogi partnera opierając go o drzewo. Wciąż go całował, kąsając jego usta i liżąc ich powierzchnię. Chciał, żeby partner go wpuścił do środka, by pozwolił się pieścić.
Rozchylił bardziej wargi rozumiejąc, czego Dario chce. Ledwie powstrzymał jęk, kiedy udo otarło się o jego krocze. Jeszcze kilka takich ruchów i dojdzie. Gorący język wsunął się pomiędzy jego wargi zahaczając o zęby i po chwili liżąc jego język. To było... To było za dobre. Zassał się na języku partnera, a Dario ponownie poruszył się doprowadzając Justina do pasji, który zapomniał jak się oddycha przez nos i musiał oderwać się od jego ust, by zaczerpnąć powietrza, i przymknął oczy. Jego biodra same naparły na to, co dawało mu przyjemność.
Dario patrzył na niego. Justin był bardzo rozpalony. Mógł teraz zrobić z nim wszystko, a może tak mu się wydawało. W każdym razie świadomość, że to nagle może się skończyć trzymała go w ryzach, ale nie zamierzał zostawić w takim stanie partnera. Partnera, który reagował jakby to był dla niego pierwszy dotyk. Prawą rękę wsunął między ich ciała i zaczął masować krocze Justina. Ten otworzył oczy jakby z cieniem lęku, ale to też minęło. Ustąpiło miejsca mgle pożądania.
– Nie wiem, na co mogę sobie pozwolić, ale chcę ci pomóc, ulżyć. Nie stanie się nic więcej, poza twoją rozkoszą – szeptał Dario.
Jak miał mu odpowiedzieć, kiedy był bliski orgazmu. Ta gorąca dłoń parzyła go przez spodnie. Nie wycofał się tylko naparł na nią. Miał ochotę płakać, jakby to przyniosło mu ulgę.
– Dario – wysapał.
– Ciii. – Odpiął guzik i rozsunął zamek od spodni. Cały czas obejmował go jedną ręką w pasie, a Justin nie puszczał jego koszulki. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Pogłaskał jego brzuch palcami i wsunął rękę, pod bieliznę, aby objąć penisa partnera. Robił to ostrożnie, powoli, ale Justin nie sprzeciwiał się temu. Główka członka była cała mokra i śliska. W ustach Dario zebrała się ślina, chętnie by ją wylizał i wycałował. Poruszył ręką, a Justin zakwilił. Nie zniesie tego dłużej, musi go posmakować i pozwolić mu dojść. Chciał mu dać jak najwięcej przyjemności. – Chciałbym mieć go w ustach. Mogę? – Ponownie poruszył dłonią, właściwie to głaskał go utrzymując Justina na skraju szczytowania. Robił to z premedytacją.
Był tylko w stanie kiwnąć głową. Zbyt wiele nocami nawiedzało go takich scen, by teraz się z tego wycofać. Był rozpalony do czerwoności i on chciał trzymać swe płonące ciało z dala od partnera? Po co? Na co? Przecież Dario może mu przynieść ulgę, jakiej nie może zaznać. Wczoraj w dzień i dziś w nocy było najgorzej. Partnerska gorączka zaczynała kierować nim, by dążyć do oznaczenia ukochanego. Obserwował mężczyznę. Jak klęka przed nim i sunie rękoma po jego bokach, by zaraz zahaczyć o brzeg ubrania i zsunąć je w dół na tyle, aby dostać się do jego członka. Wstrzymał oddech, gdy Dario wziął go w dłoń i nachylił się, żeby zlizać przeźroczyste krople wydostające się z maleńkiej dziurki. Odrzucił głowę w tył ledwie unikając zderzenia z pniem drzewa. To doznanie było nieproporcjonalnie lepsze od jego marzeń. Zmusił się, aby ponownie spojrzeć na oszałamiający obrazek i napotkał wpatrzone w niego oczy Daria. Język polizał go po wędzidełku i okrążył główkę. Usta dotknęły jej, ale zaraz zniknęły. To czuł, ale widział oczy partnera i tylko one go zaczęły interesować. To była magia. Pocałunki, liźnięcia i te oczy, którym może zaufać. Jeszcze moment i dojdzie.
– Chcesz, żebym wziął cię do ust? – zapytał Dario drażniąc go. Chciał to usłyszeć, mieć pewność, że Justin tego chce, bo że potrzebował to nie miał wątpliwości. Nabiegły krwią, boleśnie twardy członek tylko błagał o kolejną stymulację.
– Tt... Tak. – Wczepił palce w jego długie włosy. Chciał się znaleźć w niebie rozkoszy.
– Chcę, żebyś się nie powstrzymywał. Skończ, kiedy zechcesz, a ja wyssę cię do końca. – Zasłonił zęby ustami i wziął główkę do środka, za co został nagrodzony przeciągłym jękiem.
Justinowi pozostało tylko jęczeć. Cały dygotał. Pragnął wytrzymać dłużej, ale wilgoć, ciepło i sprawny, pracujący język uniemożliwiały mu cofnięcie się na bezpieczny tor. Zatrząsł się, lekko poruszając biodrami. Zacisnął palce na włosach Daria. Mięśnie jego brzucha pracowały coraz szybciej, a serce pompowało krew w jeden organ, który po sekundzie wytrysnął prosto do ust Daria, a Justin głośno krzyknął ogłuszony orgazmem.
Dario poruszał głową, ssał go i masował trzon penisa, kiedy Justin dochodził. Chciał z niego wyciągnąć wszystko i sprawić, by mężczyzna mdlał z rozkoszy. Orgazm trwał i trwał, a on przełykał i smakował słone nasienie partnera, aż po ostatnią kropelkę.
Gdyby nie opierał się o drzewo upadłby. Błogi stan, jaki go dopadł sprawiał, że z trudem utrzymywał się na nogach. Dwa słowa spowodowały, że spojrzał w dół.
– Przepraszam, muszę – wyszeptał Dario. Oparł czoło o biodro Justina i rozpiął swoje spodnie. Odchylił bieliznę i jego nabrzmiały członek wyprostował się. Złapał go w dłoń i dosłownie dwa ruchy wystarczyły, by doszedł, a sperma strzelała na trawę pomiędzy stopami Justina.
Dla Justina widok był wspaniały. Skarcił siebie, bo to on powinien się nim zająć, ale nie pomyślał. Patrzył jak Dario wyjmuje chusteczkę i wyciera rękę, na której palcach zostały śladowe ilości nasienia, a potem się ubiera. On też chciał to zrobić, lecz partner był szybszy. To on wstając ubrał go, a po chwili został otoczony dobrze mu już znanymi ramionami. Oparł głowę na ramieniu Daria uspokajając oddech.
Pocałował go w ramię. Nigdy go już nie wypuści. Nigdy. Justin idealnie do niego pasował. Idealnie pachniał i smakował. Przesunął nosem po jego szyi. Kły go swędziały. Chciały się wbić w skórę i wpuścić esencję partnerstwa. Tylko to nie tak działało. To by trwało chwilę, dzień, dwa. Oznaczenie na całe życie ma miejsce tylko podczas pełnego stosunku seksualnego.
– Zabrałem cię tutaj – zaczął Dario, kiedy był w stanie mówić – aby ci powiedzieć, że chciałbym w tym miejscu wziąć ślub z tobą?
– Tutaj?
– Jest tu przepięknie, a dodatkowo to miejsce stało się symbolem tego, że mogę być blisko ciebie. Zgodziłbyś się na to? – Odsunął się od niego, ale tylko na tyle by móc widzieć twarz Justina.
– Tak. – Chciał już zapytać, kiedy by to nastąpiło, gdy przypomniał sobie, po czym następuje ceremonia wiązania. Cudem się nie zarumienił. Czy jak będą się kochać, to będzie tak samo dobrze jak kilka minut temu? Miał ogromną nadzieję, że tak.
– Zabrałem cię też tutaj po to, żeby pobyć z tobą sam na sam. – Musnął lekko jego usta swoimi. – Nie po to, by się do ciebie dobrać. Nie planowałem tego, co się stało.
– Wiem. – Nie chciał, żeby Dario obwiniał się, że zrobił coś nie tak. On sam tego chciał. Przecież mógł powiedzieć „nie”.
– Justin, chciałbym ci coś powiedzieć. Coś, co dotyczy mojej przeszłości, tej bolesnej części mego życia. O ile zechcesz mnie wysłuchać.
– Też mam ci wiele do opowiedzenia, lecz nie jestem na to gotów. Wybacz.
– Poczekam. – Pogłaskał go po policzku.
Usiedli po drugiej stronie drzewa, gdzie było czysto i mieli doskonały widok na góry. Dario wziął partnera między swoje rozchylone nogi i pozwolił by mężczyzna się o niego oparł. Taka bliskość pomoże mu wrócić do przeszłości. Bardzo dalekiej przeszłości.

***


Gdzieś za miastem, w bogatej dzielnicy otoczonej willami, w podziemiu nowoczesnej willi zabrzęczały łańcuchy, a potem rozbrzmiał gromki śmiech kobiety.
– Już niedługo, panie Monahan, zatopię pazury w twojej skórze. – W świetle lampy błysnęły taureńskie szpony. Długie na dziesięć centymetrów pazury zakończone czymś w rodzaju haka były doskonałą bronią. Raz zatopione w ciało ofiary, nie dawały się wysunąć. Trzeba rozerwać skórę, a może i mięśnie, żeby uwolnić szpony.
– Schowaj je lepiej. Nie chcę byś mnie nimi dziabnęła – powiedział Tomas. Nawet najwspanialsza wizja władzy i bogactwa odchodził w zapomnienie, kiedy oczy widzą coś, co może sprawić silny ból.
– Spokojnie, nie masz się, czego bać. Nie zasłużyłeś na to. – Star z powrotem zmieniła swą dłoń na ludzką. Jeszcze raz trąciła zwisający z sufitu łańcuch na końcu, którego znajdowały się solidne kajdany. Ich dźwięk odbił się echem od pustych ścian pomieszczenia, a raczej więzienia. Monahan nie umrze szybko, zapłaci jej za śmierć Gabriela i jej cierpienia.
– Wiesz, że zabiłam jego brata? Dawno temu.
– Mówiłaś.
– Opowiem ci jak to zrobiłam. Wypijesz ze mną kawę – stwierdziła, nie zamierzała pytać. Ona rozkazywała inni mieli jej słuchać. – Zamierzam się upajać opowieścią, więc lepiej jest wygodnie usiąść.

***



– Może zacznę od tego, że mam sto lat. Mój brat był ode mnie starszy o dwadzieścia lat. Po śmierci rodziców, którzy zginęli w wypadku...
– Twoi rodzice nie żyją? Przykro mi – powiedział Justin ze szczerym współczuciem.
– Dziękuję, kochanie, ale było minęło – mówił bawiąc się jego palcami. Głaskał je, zginał i prostował. Justin miał mniejsze dłonie od niego. – Przez lata mieszkaliśmy z sforze Alston. Jeszcze rządził nimi ojciec Daniela. Żyło nam się dobrze. Dopóki Daren nie spotkał pewnej kobiety. Sam nawet nie potrafię określić dokładnej daty, ale wiem, że od tej pory mój brat zaczął się zmieniać. Świata poza nią nie widział. Nie podobało mi się to. Nie przedstawił jej, bo podobno tego nie chciała. Poza tym... – zawiesił głos na moment – była turenką. To żmije, które ciągle coś knują dla własnych korzyści. Gdy go przed nią przestrzegałem wrzeszczał na mnie, że mu zazdroszczę, bo sam nie mogę znaleźć partnera, a on się zakochał i chcę to zniszczyć. Nie zazdrościłem mu. Chciałem by był z kimś, ale nie z nią. Jak tylko o niej mówił lub czułem ją od niego, miałem złe przeczucia. Zmienił się tak bardzo, że traktował mnie jak obcą osobę. Przestał przebywać w domu, ja nie istniałem i sfora też. Odtrącał wszelkie porady. Pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Szukałem go, inni też i nic. Normalnie zapadł się pod ziemię. Po tygodniu ktoś zadzwonił...
– Nie musisz... – Wiedział, że Dario trudno jest o tym opowiadać.
– Chcę. – Przytulił go mocniej, obejmując klatkę piersiową i wtulając nos w jego włosy. – Zabiła go. Zostawiła zmasakrowane ciało na ulicy. Nie miałem i nie mam wątpliwości, że to ona. Rozszarpała go pazurami. Okaleczyła go i rozerwała jak papier.
– Nie ukarali jej?
– Bez dowodów nic nie mogli zrobić. Potem mijały lata i nikt już nie szukał dowodów. Ja też jakoś wolałem zapomnieć. W każdym razie sądziłem, że tak będzie. Trudno zapomnieć wyrządzone krzywdy.
– Może do tego czasu ona się zmieniła lub nie żyje. – Dario był smutny Jak miał go pocieszyć?.
– Spotkałem ją, gdy Stone szukał Christiana. Nie bój się tego, co powiem. – Pocałował go w bok głowy. – Schwytałem ją z Tomasem. Śledziła jego przyjaciela Luisa. Chcieliśmy wiedzieć, po co chłopak jest szukany. – Nie zamierzał mu mówić, że ją bił i gdyby nie Tomas, konsekwencje byłyby wielkie gdyby ją zabił. – Miałem w rękach zabójczynię mojego brata i musiałem ją wypuścić.
– Gdzie ona teraz jest? – Obejrzał się na niego przez ramię.
– Nie wiem. Mam nadzieję, że jeżeli żyje, to poniesie karę za śmierć Darena.
Justin nic już nie powiedział. Przekręcił się trochę i ułożył głowę pod jego brodą. Miał świadomość, że Dario cierpiał nie mniej niż on. To były różne cierpienia, ale łączyła ich bolesna przeszłość. Jaka będzie przyszłość zależy tylko i wyłącznie od nich.