Jedwabny szal 11
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 11 2015 23:54:32


Kolejny tydzie艅 dla Christiana up艂ywa艂 w spokoju, z nadmiern膮 trosk膮 jego partner贸w, przyjaci贸艂, a nawet innych zmiennych, co go troch臋 denerwowa艂o i czasami na wszystkich warcza艂. Najgorzej by艂o jak zacz臋艂y mu si臋 poranne md艂o艣ci, do tego musia艂 co chwil臋 biega膰 do 艂azienki, gdy偶, ci膮gle chcia艂o mu si臋 sika膰. Martin chcia艂 mu wsz臋dzie towarzyszy膰 i pomaga膰, za co dosta艂 opieprz i kazanie, 偶e sam sobie w 艂azience poradzi. Zauwa偶y艂, 偶e brzuch mu ju偶 nieco ur贸s艂. Craig m贸wi艂, 偶e najwi臋cej uro艣nie w trzecim miesi膮cu, ale ju偶 teraz by艂 zaokr膮glony. Rozmawia艂 cz臋sto z Sheoni i ona wyja艣nia艂a mu zawi艂e ci膮偶owe informacje. U niego to przebiega艂o troch臋 inaczej, ale pomoc kobiety przydawa艂a mu si臋. Tym bardziej, kiedy powiedzia艂a, 偶e krakersy b臋d膮 dobre na md艂o艣ci. Dlatego teraz zamiast 艣niadania, kt贸rym raczyli si臋 inni, sam jad艂 krakersy i nie przeszkadza艂y mu nawet kuchenne zapachy. Obok niego siedzia艂 Luis, kt贸ry gorzej odnajdywa艂 si臋 w tym niezwyk艂ym spo艂ecze艅stwie. Natomiast Sonia by艂a w si贸dmym niebie. Oboje musieli tutaj zosta膰, jak d艂ugo nikt nie wiedzia艂, ale decyzja o sprowadzeniu ich do Arkadii przez alfy by艂a 艣wiadoma, jak i to, 偶e b臋d膮 go艣ci膰 ludzi pod swym dachem. Sonia w艂a艣nie umawia艂a si臋 z wilczyc膮 w jej wieku, 偶e obie p贸jd膮 nad jezioro, a on zamierza艂 powa偶nie porozmawia膰 z Luisem. Ch艂opak oddali艂 si臋 od niego i podejrzewa艂, 偶e to chodzi o ci膮偶臋.
Prawie ca艂a sfora zamieszka艂a ju偶 w posiad艂o艣ci, nawet Dario si臋 tutaj przeni贸s艂, a w mie艣cie zosta艂 Tomas, by doko艅czy膰 wszystkie sprawy. Kluby Martina nie zosta艂y zamkni臋te, nadal b臋d膮 dzia艂a膰 pod kierownictwem Tomasa. Daniel przenosi艂 swoje biuro nieruchomo艣ci do Arkadii i wszystkie sprawy mia艂 za艂atwia膰 na odleg艂o艣膰, przez Internet lub asystent贸w.
– Karia, to jest normalnie palce liza膰. – Sonia pochwali艂a kobiet臋, kt贸ra dzisiaj mia艂a dy偶ur w kuchni. Zazwyczaj tym kr贸lestwem zajmowa艂 si臋 Randy, ale dzisiaj mia艂 osobiste sprawy w mie艣cie.
– Dzi臋ki, Sonia. Poczekaj, a偶 przygotuj臋 obiad.
– Pomog臋 ci, jak wr贸c臋 ze spaceru.
Christian dok艂adnie pami臋ta艂 ich pierwsze 艣niadanie, jak zeszli do kuchni tamtego ranka. Wszyscy czuli si臋 skr臋powani, zar贸wno zmienni jak i ludzie. Sonia patrzy艂a na Daria ze strachem, wi臋c m臋偶czyzna sam podszed艂 do niej i przeprosi艂 j膮 za wszystko. Obieca艂, 偶e b臋dzie mia艂 pod kontrol膮 jej rodzic贸w i na pewno nic im nie grozi. Tak by艂o do tej pory, Taureni nie mieli jak zmusi膰 ludzi do powiedzenia prawdy, gdzie s膮 ich dzieci, bo tamci byli tak „zaprogramowani”, 偶e sami wierzyli w domnieman膮 wycieczk臋. Od tamtego 艣niadania wiele si臋 zmieni艂o i Christian by艂 z tego powodu szcz臋艣liwy. Jedyne, czego mu brakowa艂o to kontaktu z Justinem. Zmienny nie odwiedza艂 go. Jak powiedzia艂 Jackob ba艂 si臋 obcych i dlatego Christian um贸wi艂 si臋 na popo艂udnie u Langston贸w.
– Musz臋 porozmawia膰 z naszym omeg膮 – powiedzia艂 Dario ocieraj膮c usta serwetk膮 i wstaj膮c od sto艂u. Zabra艂 sw贸j talerz i wstawi艂 do zlewu. – Ch艂opak chce studiowa膰. Mo偶e mu poradz臋, aby to zrobi艂 przez internet. Jest do艣膰 nieporadny, by zosta膰 sam w mie艣cie.
– Jak dla mnie doskonale daje sobie rad臋 – odpowiedzia艂 mu Daniel. – Podejrzewam, 偶e chce si臋 st膮d wyrwa膰. Nie dziwi臋 mu si臋. Nie znajdzie u nas partnerki, a takowej szuka.
– Ja szukam partnera od dawna i nie uciekam do miasta.
– Bo z niego dopiero, co si臋 wyprowadzi艂e艣 – powiedzia艂 Christian. – Charlie to hulaj dusza. Moim zdaniem powinien zakosztowa膰 偶ycia samotnie.
– Czas wypu艣ci膰 go spod skrzyde艂. Chod藕, co艣 zaplanujemy w jego sprawie. – Daniel tak偶e wsta艂 i obaj z Dariem udali si臋 do gabinetu. Chris odprowadzi艂 partnera wzrokiem.
– Kto to jest „omega”? – zapyta艂 szeptem Luis.
– Musz臋 ci wiele wyja艣ni膰. Spotkajmy si臋 za godzin臋 przy fontannie, to porozmawiamy.

* * *


Fontann臋 postawiono wczoraj, na 偶yczenie Martina. M臋偶czyzna uwa偶a艂, 偶e Arkadia z wielkim ko艂em przed domem, z kt贸rego ku g贸rze pnie si臋 rze藕ba wykonana z br膮zu, trzymaj膮ca wielk膮 mis臋 podniesion膮 do g贸ry, a z niej wylewa si臋 woda, b臋dzie wygl膮da膰 o wiele lepiej. Jakby ju偶 nie wygl膮da艂a z tymi cudnymi ogrodami, 艂膮kami, lasami, domkami i g艂贸wnym domem. Christian podejrzewa艂, 偶e m臋偶czyzna zrobi艂 to dla niego. Zacz膮艂 o tym my艣le膰 po rozmowie pewnej nocy, kiedy to Chris o艣wiadczy艂, 偶e zawsze marzy艂 o wielkiej fontannie. Nast臋pnego dnia plan by艂 realizowany, a wczoraj doko艅czony. Teraz Chris m贸g艂 si臋 pochyli膰 i zamoczy膰 d艂o艅 w wodzie. Dok艂adnie wyja艣ni艂 przyjacielowi, kim jest alfa i omega, i teraz poruszy艂 temat swojej ci膮偶y.
– Nie podoba ci si臋 to?
– Nie o to chodzi, Chris. Po prostu trudno mi to wszystko zrozumie膰. Twoja ci膮偶a mnie bardziej zaskoczy艂a ni偶 to, 偶e poza lud藕mi s膮 i inne gatunki. Nawet to, 偶e 偶yjesz z dwoma m臋偶czyznami jako艣 przyj膮艂em. Ci臋偶ko mi patrze膰 na to jak ro艣nie ci brzuch. Jest wi臋kszy ni偶 jak tu przybyli艣my.
– B臋dzie jeszcze wi臋kszy. Tak z dnia na dzie艅. B臋d臋 pewnie jak beczka. – Obaj si臋 roze艣miali.
– W艂a艣nie. Dla mnie to kobiety zachodz膮 w ci膮偶臋. Co nie znaczy, 偶e nie martwi臋 si臋 o ciebie.
– Wiem, 偶e si臋 martwisz, ale Craig ma mnie ca艂y czas pod kontrol膮. Dzi艣 te偶 jedziemy na badanie. Co do kobiet... U ludzi tak jest, nie u smok贸w, kiedy gatunek gin膮艂. Natura potrafi sprawi膰 to i owo. Zacz臋艂a od nas, a kto wie, co b臋dzie z lud藕mi. – Po艂o偶y艂 przyjacielowi d艂o艅 na ramieniu. – Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e ty i Sonia jeste艣cie u nas. Bardzo chcia艂bym, aby艣 czu艂 si臋 w Arkadii jak w domu.
– Z czasem mo偶e tak b臋dzie. Tym bardziej, 偶e nie zanosi si臋 na szybki powr贸t do domu. Kiedy to si臋 sko艅czy?
– Wtedy, kiedy Stone da sobie spok贸j. – Nie by艂 jednak pewny, kiedy to nast膮pi. Czu艂, 偶e dopiero po 艣mierci m臋偶czyzny b臋dzie spok贸j. – Pojedziesz ze mn膮 i Martinem do miasta? Daniel ma du偶o pracy, a po sparowaniu ju偶 nie trzeba Martina si艂膮 trzyma膰 z dala od doktora.
– Wiem, opowiada艂e艣 mi o tym. Ch臋tnie si臋 z wami wybior臋. Chcia艂bym tylko wiedzie膰... Jeste艣 szcz臋艣liwy?
– Tak. Moje 偶ycie zmieni艂o si臋 o sto osiemdziesi膮t stopni w bardzo kr贸tkim czasie i chwilami nie mog臋 uwierzy膰, 偶e tak si臋 sta艂o. W ka偶dym razie bardzo si臋 z tego ciesz臋. Daniel i Martin s膮 fantastyczni. – Widzia艂 jak Luis unosi brwi do g贸ry. – Nie chodzi mi tylko o 艂贸偶ko. Og贸lnie s膮 cudowni. Troch臋 przesadzaj膮 z opiek膮 i ostatnio si臋 k艂贸cimy, lecz nie zamieni艂bym ich za nic w 艣wiecie. Tym bardziej, 偶e b臋d臋 mia艂 z nimi dzieci. – Ponownie po艂o偶y艂 r臋ce na brzuchu.
Luis musia艂 si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e jego przyjaciel jest w ci膮偶y. M臋偶czyzna w ci膮偶y. Nie wiedzia艂, czemu si臋 tak temu dziwi艂 skoro zmienni dla 艣wiata nie istnieli. Kto wie, co jeszcze kryje natura.
– P贸jd臋 poszuka膰 moich pan贸w. Co艣 za d艂ugo Martina nie ma. Chcia艂bym, aby po wizycie zawi贸z艂 mnie do Justina. Zabra艂bym ci臋 ze sob膮, ale nie dzi艣. To fajny ch艂opak.
– Wspomina艂e艣 mi o nim. Boi si臋 tu przyjecha膰.
– Ta. Chcia艂bym mu jako艣 pom贸c. Ucieszy艂bym si臋, jakby mia艂 partnera.
– Partnera?
– To gej. Wiem to. Los nie oszuka go daj膮c mu kobiet臋. On potrzebuje silnego partnera takiego, jaki si臋 nim zaopiekuje. – Wyszczerzy艂 si臋 Christian i ruszy艂 w stron臋 domu po drodze pozdrawiaj膮c Daria.

* * *


– Widzia艂e艣 Chrisa? – Martin wparowa艂 do gabinetu Daniela.
– Jest z Luisem przy fontannie. – Alston szuka艂 czego艣 w艣r贸d setek ksi膮偶ek.
– Na pewno nie chcesz jecha膰 z nami do lekarza? – Podszed艂 do niego i obj膮艂 go od ty艂u w pasie.
– Mam za p贸艂godziny um贸wione spotkanie z Jacobem. Dacie sobie rad臋. – Po艂o偶y艂 swoje d艂onie na d艂oniach partnera i opar艂 si臋 o niego.
– Pragn臋 ci臋. – Przesun膮艂 nosem po szyi Daniela. – Dawno ci臋 nie mia艂em.
Daniel wci膮gn膮艂 powietrze nosem. Jego penis na sam膮 my艣l, co mo偶e si臋 za chwil臋 sta膰 zacz膮艂 sztywnie膰. Do tego Martin zacz膮艂 wydziela膰 partnerski zapach, kt贸ry kr臋ci艂 i n臋ci艂. Dzia艂a艂o to lepiej ni偶 niejeden afrodyzjak. Zosta艂 przytrza艣ni臋ty do rega艂u i opar艂 czo艂o o gruby tom jakiej艣 powie艣ci. Odczytanie tytu艂u w tym momencie nie by艂o dla Daniela mo偶liwe, kiedy Martin ocieraj膮c si臋 o jego po艣ladki rozprasza艂 go. Nagle kom贸rka w spodniach zacz臋艂a dzwoni膰 i wibrowa膰. Wibracje tylko go pobudza艂y.
– Nie odbierzesz? – Zapyta艂 si臋, obca艂owuj膮cy mu kark Martin.
– Jak odbior臋 sko艅czy si臋 to, co robisz. – Niemniej telefon ci膮gle dzwoni艂. Zawarcza艂 i si臋gn膮艂 po niego.
– Uwielbiam jak wydajesz ten warcz膮cy d藕wi臋k.
– Halo – powiedzia艂 Daniel, gdy przy艂o偶y艂 kom贸rk臋 do ucha. Ucha, kt贸re nie by艂o napastowane przez g艂odne usta Martina. S艂ucha艂 swojego rozm贸wcy usi艂uj膮c nie wzdycha膰, kiedy ciekawskie r臋ce zacz臋艂y b艂膮dzi膰 po jego biodrach. Pragn膮艂 si臋 podda膰 i odda膰. Zazwyczaj to on dominowa艂, lecz czasami potrzebowa艂 czego艣 innego. – W porz膮dku. To om贸wimy t臋 spraw臋 po po艂udniu. – Roz艂膮czy艂 po艂膮czenie zanim sykn膮艂 w chwili, gdy gor膮ca r臋ka nakry艂a jego m臋sko艣膰 przez spodnie i pocieraj膮c sprawia艂a mu przyjemno艣膰. Telefon wypad艂 mu z r臋ki na czarny dywan.
– Kto to by艂?
– Jacob przesun膮艂 spotkanie na popo艂udnie.
– Znaczy, 偶e mamy czas.
– Ale Chris... Mmmm, lekarz. – Oddycha艂 coraz ci臋偶ej.
– O Chrisa si臋 nie martw. – Pu艣ci艂 oczko do ich partnera, kt贸ry teraz przekr臋ca艂 klucz w zamku i opar艂 si臋 o drzwi. Chwyci艂 za g艂ow臋 Daniela i skierowa艂 jego twarz w stron臋 zmiennego smoka.
– Nie przeszkadzajcie sobie. Ch臋tnie popatrz臋 – powiedzia艂 Christian. Marzy艂, by widzie膰 ich razem, ale oni zawsze dobierali si臋 do niego. Jakby na chwil臋 nie mogli zostawi膰 go na boku i pozwoli膰 mu delektowa膰 si臋 patrzeniem na nich jak si臋 kochaj膮.
Daniel u艣miechn膮艂 si臋, lecz zaraz ten u艣miech zosta艂 zmazany przez natr臋tne usta Martina i jego j臋zyk, kt贸ry zacz膮艂 si臋 艣lizga膰 po jego, a r臋ce dra偶ni艂y rozpinaj膮c mu koszul臋 i jednocze艣nie spodnie. Przytrza艣ni臋ty do rega艂u nie m贸g艂 nic zrobi膰, tylko podda膰 si臋 kochankowi. 艢wiadomo艣膰, 偶e Christian na nich patrzy dodatkowo go pobudza艂a. Zwinny j臋zyk Martina muska艂 jego, oplata艂 si臋 wok贸艂 w zgodnym ta艅cu. Biodra ociera艂y o po艣ladki, a westchnienia roznosi艂y si臋 po pokoju. Badaj膮ce palce dra偶ni艂y jego sutki, kt贸re zamienia艂y si臋 w ma艂e twarde kulki.
– Chc臋 ci臋 i kocham – powtarza艂 Martin napieraj膮c biodrami na niego. Z艂apa艂 z臋bami p艂atek ucha i poci膮gn膮艂. Uwielbia艂 jak Daniel poddawa艂 si臋 i wygina艂 do ka偶dego dotyku, poca艂unku. Pozostawi艂 mu rozpi臋t膮 koszul臋, zawsze go to szczeg贸lnie podnieca艂o. Wielki biznesmen oddaj膮cy si臋 swemu kochankowi, a na jego 艂okciach wisz膮ca koszula. Na t臋 my艣l wilk w nim zawarcza艂. Martin zacz膮艂 k膮sa膰 mu szyj臋 opuszczaj膮c partnerowi spodnie w d贸艂, za nimi pod膮偶y艂a bielizna. Mia艂 teraz przed sob膮 nagie po艣ladki, a mi臋dzy nimi ch臋tn膮 szpark臋. Pog艂aska艂 jego po艣ladki z czu艂o艣ci膮. Czu艂 jak Daniel dr偶y pod jego dotykiem.
– Masz mnie. Wiesz, 偶e jestem tw贸j.
– Chc臋 si臋 wbi膰 w ciebie. Pragn臋 wsun膮膰 swojego kutasa do twojej dziurki i zrobi膰 ci nim dobrze. – Daniel i Christian jednocze艣nie j臋kn臋li, ale ten drugi nadal si臋 nie wtr膮ca艂. Widzia艂 jak Martin upada na kolana przed Danielem i 艂apie z臋bami jeden z po艣ladk贸w m臋偶czyzny, li偶e go, ca艂uje. Daniel wypi膮艂 si臋 ku dotykowi przesuwaj膮c r臋koma po ksi膮偶kach i kilka zrzucaj膮c. Mia艂 bardzo wra偶liwe po艣ladki, lecz gdy zosta艂y rozwarte i gor膮cy, 艣liski j臋zyk zatopi艂 si臋 pomi臋dzy nimi zagryz艂 warg臋, by nie zacz膮膰 wy膰 i pokaza膰 wszystkim w domu jak jest mu dobrze. J臋zyk kre艣li艂 k贸艂ka wok贸艂 jego dziurki, bawi艂 si臋 ni膮, pie艣ci艂, wbija艂 si臋 w niego. Martin by艂 wy艣mienity w tym, co robi艂.
– Nie przestawaj. – Si臋gn膮艂 za siebie i po艂o偶y艂 d艂o艅 z ty艂u g艂owy Martina. Nie naciska艂, ale to by艂 znak, 偶e chce wi臋cej, g艂臋biej. Mokra od 艣liny dziurka pulsowa艂a, by艂a rozlu藕niona, ch臋tna do przyj臋cia czego艣 wi臋kszego.
Christian prze艂kn膮艂 艣lin臋. By艂 bardzo podniecony i chcia艂 by膰 na miejscu Daniela, ale jedyne, co zrobi艂 to podszed艂 do szuflady w biurku i wyci膮gn膮艂 偶el. Poda艂 Martinowi, kt贸ry nie przerywa艂 oralnych pieszczot i wr贸ci艂 na swoje miejsce. Tylko tym razem usiad艂 na krze艣le. Widok, jaki dawali mu jego partnerzy by艂 nieziemski.
Martin rozpi膮艂 rozporek i wsun膮艂 d艂o艅 w mokr膮 od 艣luzu bielizn臋. Pomasowa艂 si臋 i uwolni艂 swojego penisa, kt贸ry go ju偶 bola艂. Dopiero wtedy otworzy艂 lubrykant i wycisn膮艂 go na palce. Daniel by艂 na niego got贸w, ale nie chcia艂 sprawi膰 mu b贸lu. Wsun膮艂 w niego jeden palec, a partner napar艂 na niego wsysaj膮c w siebie.
– Ty zn臋casz si臋 nade mn膮 – wyst臋ka艂 Daniel.
– Chc臋, aby by艂o ci dobrze. – Ponownie ugryz艂 go w po艣ladek i poruszy艂 palcem we wn臋trzu kochanka. Ten nie by艂 bierny, gdy偶 zacz膮艂 nabija膰 si臋 na ten palec, a po chwili ju偶 na dwa. – Naszemu ch艂opcu te偶 jest dobrze.
Daniel spojrza艂 zamglonym wzrokiem na Christiana. M艂ody zmienny siedzia艂 z roz艂o偶onymi nogami i sam siebie pie艣ci艂. Jego oczy p艂on臋艂y gor膮czk膮 po偶膮dania.
– Nie wa偶 si臋 ko艅czy膰 bez nas – warkn膮艂 Alston.
– Tylko czekam na wasze usta. – Przesun膮艂 kciukiem po wilgotnej g艂贸wce zbieraj膮c preejakulat i wsun膮艂 go sobie do ust.
Obaj j臋kn臋li. Martin wyj膮艂 palce i wsta艂. Przywar艂 do plec贸w Daniela wsuwaj膮c cz艂onek mi臋dzy jego po艣ladki. Ociera艂 si臋 o niego na艣laduj膮c ruchy frykcyjne, co obu doprowadza艂o do szale艅stwa. Daniel odwr贸ci艂 w jego stron臋 g艂ow臋 i chwil臋 p贸藕niej ich usta po偶era艂y si臋 w za偶artym, m臋sko m臋skim poca艂unku. K膮sa艂y, liza艂y, smakowa艂y. Gdy g艂贸wka penisa zahacza艂a o ciasny kr膮g mi臋艣ni stymuluj膮c wej艣cie obaj dr偶eli. Koszula na Danielu przesi膮kn臋艂a potem i przykleja艂a si臋 do jego cia艂a obrysowuj膮c pracuj膮ce na plecach i r臋kach mi臋艣nie.
Martin zassa艂 si臋 na jego j臋zyku, a sw贸j cz艂onek wzi膮艂 w r臋k臋 i powoli wprowadzi艂 w ch臋tne cia艂o kochanka. Daniel ugi膮艂 lekko nogi w kolanach, by partnerowi by艂o 艂atwiej wej艣膰 w niego. Czucie jak szeroki kutas go rozpiera i ociera najdelikatniejsze rejony w nim, by艂o czym艣 b艂ogim dla niego. Dodatkowo przez to, 偶e nie cz臋sto si臋 oddawa艂 jego cia艂o przyjmowa艂o to doznanie, jako co艣 nowego, mi艂ego, jak pierwszy dotyk.
– Gotowy? – zapyta艂 szeptem do jego ucha Martin.
– Jeszcze pytasz, kochanie. Ja p艂on臋 z potrzeby, by nie tylko czu膰 ci臋 w sobie, ale i twoje pchni臋cia.
Coleman z艂apa艂 go pewnym chwytem za biodra i poruszy艂 swoimi. Wysun膮艂 si臋, wsun膮艂, a ciasny kana艂 przyjmowa艂 go bez problem贸w. Nie 艣pieszy艂 si臋. W tej chwili czas si臋 zatrzyma艂 i byli tylko oni dwaj oraz ich m艂ody partner. Mieli czas na wszystko. Aktualnie chcieli si臋 sob膮 delektowa膰 i tym, jakie przedstawienie daj膮 Christianowi. Christianowi, kt贸ry nie wytrzyma艂 i musia艂 do nich podej艣膰. Jakim艣 cudem zmie艣ci艂 si臋 pomi臋dzy rega艂em, a Danielem i ukl臋kn膮艂.
– 呕eby ksi膮偶ki nie skorzysta艂y z twojego s艂odkiego daru – wyszepta艂 i tr膮ci艂 koniuszkiem j臋zyka gotow膮 do wystrza艂u m臋sko艣膰 Daniela.
– O, tak! – Przyjemno艣膰 p艂yn膮ca z dw贸ch stron posy艂a艂a lawin臋 ognia do ka偶dej jego kom贸rki. Porusza艂 biodrami to wbijaj膮c si臋 w usta Chrisa, to za艣 nabijaj膮c na twardego jak ska艂a i dr偶膮cego w nim penisa Martina. Ca艂y dygota艂. To, co si臋 dzia艂o, by艂o tak dobre, 偶e m贸g艂by to robi膰 przez ca艂y dzie艅. Spojrza艂 w d贸艂, jak jego cz艂onek znika w ch臋tnych i wilgotnych ustach Christiana. Czu艂 jak j臋zyk li偶e go, naciska wra偶liwe punkty, a r臋ka pie艣ci jego j膮dra. – Martin, pieprz mnie mocniej. Dochodz臋 – wyst臋ka艂 Daniel. By艂o mu tak dobrze.
– M贸j. – Martin odchyli艂 koszul臋 z jego ramienia wysun膮艂 swoje k艂y i wbi艂 je w sk贸r臋 Daniela odnawiaj膮c znak. Ten krzykn膮艂 odrzucaj膮c g艂ow臋 do ty艂u i doszed艂 w ustach zmiennego smoka. W艂a艣ciwie dochodzi艂 i dochodzi艂. Orgazm zmiennych r贸偶ni艂 si臋 od przyjemno艣ci ludzi. Ten potrafi艂 by膰 d艂ugi i trwa膰 bez ko艅ca. Nachodzi艂 falami uderza艂, znika艂 i ponownie wraca艂, by m臋偶czyzna czu艂 si臋 ca艂kowicie spe艂niony. Czu艂, 偶e Martin pulsuje w nim, rozrasta si臋 i wype艂nia go nasieniem we wt贸rze krzyku.
Opleceni b艂ogostanem trwali w swoich ramionach d艂u偶sz膮 chwil臋, by doj艣膰 do siebie.
– Chris zaraz... – Daniel pog艂aska艂 po g艂owie Christiana, kt贸ry wtuli艂 twarz w jego brzuch.
– Za p贸藕no – j臋kn膮艂 zmienny smok. – By艂em tak nakr臋cony, 偶e wystrzeli艂em bez dotykania. Trzeba tu posprz膮ta膰. – Zerkn膮艂 na pod艂og臋 mi臋dzy nogami Daniela.
Po pokoju rozni贸s艂 si臋 艣miech dw贸ch m臋偶czyzn, a potem g艂os Daniela:
– Kocham was.
– A my ciebie, skarbie – odpowiedzia艂 Martin nadal nie odklejaj膮c si臋 od niego.

* * *


Kilkana艣cie minut p贸藕niej wyszli ju偶 doprowadzeni do porz膮dku, co za ulga mie膰 艂azienk臋 w gabinecie. W holu czeka艂 czerwony jak buraczek Luis. Christian by艂 pewny, 偶e ch艂opak wszystko s艂ysza艂. Podni贸s艂 jedn膮 brew i u艣miechn膮艂 si臋 zadziornie. 呕a艂owa艂, 偶e Luis jest hetero. Kr臋ci艂o si臋 tutaj wielu smakowitych zmiennych. Jaki艣 dla jego przyjaciela by si臋 znalaz艂.
– Nie pods艂uchiwa艂em. Po prostu d艂ugo was nie by艂o i... – Nie pods艂uchiwa艂. Tylko podszed艂 do drzwi. Nie jego wina, 偶e by艂y cienkie i s艂ysza艂 te sapania, j臋ki. Natychmiast stamt膮d odszed艂, ale w g艂owie nadal to s艂ysza艂. Nie by艂 pruderyjny czy co艣, ale to dla niego za du偶o. Szczeg贸lnie, 偶e to byli m臋偶czy藕ni. Nie przeszkadza艂a mu ich orientacja tylko my艣l, 偶e byli to m臋偶czy藕ni jako艣 go onie艣miela艂a.
– Czy ja co艣 m贸wi臋? – Zapyta艂 Christian. – Craig na nas czeka. – Ruszy艂 pierwszy do drzwi, a za nim Martin. – Idziesz, Lui, czy b臋dziesz tak sta艂 i gapi艂 si臋 na nas rozmy艣laj膮c, co i w jakiej konfiguracji by艂o? – Mia艂 doskona艂y humor, a zawstydzenie Luisa, jeszcze mu go poprawi艂o. Obejrza艂 si臋 przez rami臋. Ch艂opak sta艂 po艣rodku holu jakby by艂 wmurowany w pod艂og臋.
– Pos膮g贸w tu mamy, a偶 nadto – szepn膮艂 mu Daniel do ucha i popchn膮艂 go do przodu. – Chris, nie m臋cz swojego przyjaciela.
– Spr贸buj臋.

* * *


Craig poda艂 Christianowi papierowe r臋czniki, by otar艂 sw贸j brzuch i zrobi艂 wydruk zdj臋cia, kt贸re da艂 Martinowi.
– Wszystko w porz膮dku. Wasze dzieci rosn膮.
– Wiem. M贸j brzuch te偶.
– Owszem, ale jeszcze du偶o ci brakuje do tego, co b臋dzie. Przepisz臋 ci jeszcze witaminy i masz je bra膰 codziennie. – Wsta艂 podchodz膮c do biurka i bior膮c plik recept.
Martin pom贸g艂 Christianowi wsta膰 z kozetki, co spotka艂o si臋 z marudzeniem ch艂opaka, 偶e sam sobie poradzi. Martin tylko westchn膮艂 przyjmuj膮c wszystko z uleg艂o艣ci膮. Nie b臋dzie go przecie偶 denerwowa艂. Tym bardziej, 偶e nie by艂 zadowolony, z tego, 偶e Chris chcia艂 pobuszowa膰 po sklepach z Luisem. Coleman musia艂 dzi艣 jecha膰 do miasta i osobi艣cie sprawdzi膰, co si臋 dzieje w klubach.
– Prosz臋. Najlepiej wykupcie je od razu. – Lekarz poda艂 Martinowi recept臋, ale Christian wyrwa艂 j膮 z r臋ki swego partnera.
– Sam j膮 wykupi臋. Jak chcesz mo偶esz jecha膰. – Patrzy艂 na partnera. – Zadzwoni臋 do domu i Daniel kogo艣 przy艣le. I tak chc臋 p贸藕niej jecha膰 do Justina, wi臋c kierowca mi si臋 przyda. Musz臋 zrobi膰 prawo jazdy.
– Nie ma mowy – pisn膮艂 Martin.
– Przecie偶 nie dzi艣. Jak urodz臋. Obaj z Danielem traktujecie mnie jak ci臋偶ko chorego. Jestem tylko w ci膮偶y. – Cieszy艂a go ich troska, ale przesadzali. Jak nie ochrona przed tym gangsterem tak teraz z t膮 ci膮偶膮 szaleli. – Wiem, 偶e chcieliby艣cie mnie zamkn膮膰 w sypialni i stamt膮d nie wypuszcza膰, i nie chodzi艂oby tu wcale o seks.
Lekarz podrapa艂 si臋 po g艂owie czuj膮c si臋 niezr臋cznie w takiej sytuacji.
– Przeszkadza ci, 偶e si臋 tob膮 opiekujemy? Do widzenia doktorze. – Poda艂 r臋k臋 Craigowi, po czym wyszed艂 z kochankiem do poczekalni. Tam czeka艂 na nich Luis w towarzystwie dw贸ch os贸b, kt贸rzy zapewne byli pacjentami doktora Raiforda. Jedna z nich, kobieta o 艣rednim wzro艣cie wsta艂a i wesz艂a do gabinetu.
– I? – zapyta艂 ciekawy przyjaciel.
– Wszystko w porz膮dku. Teraz obaj idziemy na zakupy, a Martin pojedzie do pracy. – Widz膮c ostry wzrok kochanka doda艂: – Poradz臋 sobie. Zreszt膮 nie jestem sam.
Martin ju偶 widzia艂, jak Daniel obwinia go o to, 偶e zostawi艂 ich partnera, ale nie mogli denerwowa膰 zmiennego smoka. Wszystko to sprawia艂o, 偶e mu ulegali. Oczywi艣cie w niekt贸rych, momentach. Doskonale wiedzieli, 偶e hormony buzuj膮 w ciele Christiana i tylko go nakr臋caj膮 do sprzeciwiania im si臋. Bywa艂y chwile, 偶e zastanawia艂 si臋 gdzie jest ten s艂aby, p艂aczliwy i cichy Chris z pierwszych dni ich poznania si臋. Widocznie odzyskiwa艂 pewno艣膰 siebie, kiedy czu艂 si臋 bezpieczny. To tylko sprawia艂o, 偶e ich duma ros艂a. Da膰 bezpiecze艅stwo partnerowi jest jednym z priorytet贸w w艣r贸d zmiennych.
– Dobrze, ale sam zadzwoni臋 po kogo艣, aby was przywi贸z艂.
– Doskonale. Niech czeka pod gabinetem. Ja musz臋 sobie co艣 ekstra kupi膰. Zn贸w przytyj臋 i nie zmieszcz臋 si臋 w to, co mam – mrucza艂 pod nosem ci膮gn膮c przyjaciela na zewn膮trz.
– Tylko ja b臋d臋 d藕wiga艂 te twoje zakupy – doda艂 Luis.
– B臋dziesz moim tragarzem. – U艣miechn膮艂 si臋 szeroko do przyjaciela.

* * *


Dario od godziny czeka艂 pod gabinetem jakiego艣 miejscowego doktorka. Martin zadzwoni艂 do domu i on odebra艂, gdy偶 Daniel by艂 zaj臋ty rozmow膮 z klientami. Postanowi艂 sam podjecha膰 po partnera alf i jego przyjaciela. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e odnalaz艂 ich w jednym ze sklep贸w z butami i teraz m贸g艂 spokojnie czeka膰. Opar艂 si臋 wygodniej o siedzenie i spojrza艂 przez otwarte okno. Wpatrzy艂 si臋 w le偶膮c膮 na ulicy kartk臋, ju偶 lekko przybrudzon膮. Chwilami zawiewa艂 silniejszy wiatr i przesuwa艂 j膮 kawa艂ek dalej. Raz odwiedzi艂a j膮 mucha, kt贸ra odpocz臋艂a sobie po swoim locie, za chwil臋 owada przegna艂 kolorowy motyl. W ko艅cu jad膮cy z naprzeciwka samoch贸d powia艂 j膮 pod siebie i Dario zorientowa艂 si臋, 偶e min臋艂o kolejne trzydzie艣ci minut. Ju偶 mia艂 wyj艣膰 i poszuka膰 tego ludzkiego cz艂owieka oraz smoka, kiedy ci dwaj wyszli z lodziarni trzymaj膮c w r臋ku jak膮艣 reklam贸wk臋. Ubrania ju偶 wcze艣niej za艂adowali do samochodu.
– Ju偶 my艣la艂em, 偶e b臋d臋 was szuka艂.
– Nic si臋 przecie偶 nie sta艂o. Moi partnerzy przesadzaj膮. Nikt nie wie gdzie jestem. Jak po tym czasie mnie tu nie znale藕li, to nie znajd膮. Kto mnie wyda ty, on? – Wskaza艂 na Luisa.
– Wsiadajcie.
– Luisa, ubrania i lody odwieziemy do domu, a potem chc臋 pojecha膰 do Langston贸w. Jak nie masz czasu kto艣 mnie podrzuci – powiedzia艂 zanim znalaz艂 si臋 na tylnym siedzeniu. By艂 zadowolony z tego dnia. Czego艣 takiego potrzebowa艂. Wyrwa膰 si臋 z Arkadii. Odetchn膮膰, chocia偶 zal膮偶kiem tego, co mia艂 w du偶ym mie艣cie. Chodzenie po centrach handlowych pozwala艂o mu zapomnie膰 o przykrym pobycie w domu. W Arkadii nie mia艂 tego problemu, poniewa偶 zd膮偶y艂 pokocha膰 to miejsce, lecz potrzebowa艂 nuty samodzielno艣ci. Prze艣wiadczenia, 偶e nie jest niepe艂nosprawny i da sobie rad臋.
Odwie藕li Luisa do domu wraz z zakupami, Chris zjad艂 witaminy, nie zagl膮daj膮c do Daniela, kt贸ry pracowa艂 i Dario postanowi艂 sam zabra膰 m艂odego zmiennego do jego przyjaciela. Nawet by艂 ciekaw farmy ich s膮siad贸w. Droga min臋艂a im na mi艂ej rozmowie o niczym. Poznali swoje zainteresowania i nawet zd膮偶yli si臋 polubi膰. Chris wybaczy艂 mu porwanie jego przyjaci贸艂.
– O, to ten wjazd – powiedzia艂 zmienny smok.
– Pi臋kna posiad艂o艣膰.
– Prawie bli藕niacza do naszej.
Dario zatrzyma艂 si臋 przed g艂贸wnym budynkiem i obaj wysiedli. Chris od razu skierowa艂 si臋 do siedz膮cego przed domem m艂odego m臋偶czyzny. Dario zosta艂 przy samochodzie. S艂ysza艂, 偶e drugi przyjaciel partnera jego alf, boi si臋 obcych, wi臋c nie chcia艂 swoj膮 obecno艣ci膮 wprowadza膰 jakiegokolwiek zamieszania. Nagle zerwa艂 si臋 pot臋偶niejszy wiatr i zacz膮艂 przywiewa膰 r贸偶ne zapachy do jego nozdrzy. Porusza艂 skrzyde艂kami nosa, a wilk w nim zamrucza艂 niespokojnie. Oczy Daria skierowa艂y si臋 na rozmawiaj膮cego z Christianem ch艂opaka, kt贸ry zaraz jakby zesztywnia艂, gdy wiatr odwr贸ci艂 si臋. Obaj spojrzeli na siebie i wilk Daria wyszepta艂:
Partner.