Wierszokleta 20
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 11 2015 23:46:21


Wzi膮艂 mopa i szybko si臋 uwin膮艂 z problemem. Zanim poszed艂 spa膰 upewni艂 si臋, 偶e koty s膮 „zabezpieczone”, czyli inaczej m贸wi膮c wsadzone do pude艂ka z kt贸rego nie uciekn膮 i nie narobi膮 wi臋kszych szk贸d. Troch臋 si臋 przez to Marcin naburmuszy艂, 偶e tak si臋 nam臋czy艂 by im taki 艂adny domek zrobi膰, ale Bolek udobrucha艂 go m贸wi膮c, 偶e jutro z samego rana p贸jdzie i kupi im jeszcze 艂adniejszy. To uspokoi艂o pisarza na tyle, 偶e poszed艂 spa膰. Jednak偶e pude艂ko z kociakami zabra艂 ze sob膮. Bolek nie oponowa艂. Wola艂 sprz膮ta膰 jeden pok贸j ni偶 ca艂e mieszkanie, przy okazji uwa偶aj膮c czy nie nadepn膮艂 na kt贸r膮艣 z tych ma艂ych paskud. Bo Marcin chyba by mu si臋 zarycza艂 na 艣mier膰.
Nast臋pnego dnia rano budzik wy艂 uporczywie. Na wp贸艂przytomny Bolek zacz膮艂 maca膰 r臋k膮, a偶 w ko艅cu go znalaz艂 i jako艣 wy艂膮czy艂. Gdzie艣 na granicy 艣wiadomo艣ci ko艂ata艂a mu si臋 my艣l, ze chyba co艣 powinien zrobi膰 z samego rana, skoro nastawi艂 sobie budzik, jednak偶e jego skacowane cia艂o i wi臋kszo艣膰 m贸zgu wr臋cz wy艂y „Spa膰”. No to spa艂 dalej, a przynajmniej pr贸bowa艂. Niestety nie uda艂o mu si臋 to, bo co艣 uparcie po nim depta艂o. Co艣 ma艂ego, nerwowego i miaucz膮cego. Koty! Na ta my艣l a偶 poderwa艂 si臋 do pozycji siedz膮cej.
- Uwa偶aj. Przewr贸ci艂e艣 tr贸jk臋 – us艂ysza艂 g艂os Marcina. – Rozejrza艂 si臋 w ko艂o. Troch臋 mu zesz艂o zanim m贸zg skoncentrowa艂 si臋 na tym, co przekazuj膮 mu oczy, ale w ko艅cu uda艂o mu si臋 zarejestrowa膰 fakt, ze na jego 艂贸偶ku siedzi szczerz膮cy si臋 niczym dzieciak Marcin, a wraz z nim wszystkie cztery, irytuj膮co miaucz膮ce kociaki.
- Czy te zarazy mog艂y by si臋 chocia偶 na chwil臋 zamkn膮膰? – mrukn膮艂 opadaj膮c z powrotem na poduszk臋.
- Ale one s膮 g艂odne – odpar艂 naburmuszony Marcin.
- To daj im je艣膰. Mnie si臋 spa膰 chce.
- Ale nie wiem co. Mia艂e艣 i艣膰 im kupi膰 jedzenie – stwierdzi艂 wyra藕nie naburmuszony pisarz.
Bolek j臋kn膮艂 i nakry艂 g艂ow臋 ko艂dr膮.
- Zabij臋 t膮 Ba艣k臋 – mrukn膮艂, po czym westchn膮艂 ci臋偶ko i wsta艂.
- To jak, kupisz? – w tej chwili oczy Marcina przypomina艂y Bolkowi te kocie, gigantyczne i wpatruj膮ce si臋 tak 偶a艂o艣nie, 偶e a偶 艣ciska艂o gdzie艣 tam w 艣rodku.
- Daj mi si臋 ogarn膮膰, dobra? – powiedzia艂 zrezygnowany. Wiedzia艂, 偶e p贸ki nie zapewni tym kociakom wszystkiego co najlepsze, nie b臋dzie m贸g艂 si臋 porz膮dnie wyspa膰. Marcin wyszczerzy艂 si臋 uradowany, ale tego Bolek ju偶 nie widzia艂. Z zamkni臋tymi oczami cz艂apa艂 do 艂azienki. Z pe艂n膮 premedytacj膮 odkr臋ci艂 lodowat膮 wod臋, chocia偶 wiedzia艂, ze b臋dzie przy tym kurwi艂 jak cholera. Niestety musia艂 zmusi膰 cia艂o do wysi艂ku, a szok termiczny by艂 jedynym znanym mu sposobem na to.
Tak jak przewidzia艂, lodowaty prysznic postawi艂 go na nogi na tyle, 偶e m贸g艂 udawa膰, 偶e funkcjonuje normalnie. Jednak poranne golenie odpu艣ci艂 sobie. Przecie偶 by艂a sobota, nie mia艂 nic w planach, a w zoologu i tak nie przejm膮 si臋 jego nieogolon膮 g臋b膮 tylko ilo艣ci膮 zostawionych przez niego pieni臋dzy. Bo 偶e ich zostawi mn贸stwo, by艂o pewne jak w banku. Gdyby Marcin si臋 dowiedzia艂, 偶e w sklepie zosta艂o co艣, co m贸g艂 kupi膰, a nie kupi艂, nie wa偶ne czy przydatne, czy nie, to tak d艂ugo by j臋cza艂, a偶 Bolek dla 艣wi臋tego spokoju znowu by pojecha艂 do zoologa i dokupi艂 reszt臋. Dlatego te偶 z pe艂n膮 premedytacj膮 wzi膮艂 kart臋 Marcina bez pytania si臋 go o zgod臋. To by艂a taka jego ma艂a zemsta. Chocia偶 zw膮tpi艂 w ni膮 gdy przed wyj艣ciem zerkn膮艂 do pokoju Marcina i zobaczy艂 jak doros艂y facet zachowuje si臋 niczym jaki艣 niedorozw贸j. Tak by艂 Marcin wpatrzony w te kociaki. Westchn膮艂 ci臋偶ko.
Kiedy wyszed艂 w klatki, wybra艂 numer agentki.
- No co jest? – zapyta艂a, kiedy w ko艅cu odebra艂a.
- Ba艣ka, jak tylko ci臋 zobacz臋, to chyba ci臋 zajebi臋 – warkn膮艂.
- 呕e co? –zdumia艂a si臋.
- M贸wi臋, 偶e masz przejebane.
- Za co?
- Za te cholerne koty. Co ci odpierdoli艂o, 偶e 偶e艣 je przytarga艂a do Marcina? Ma艂o mam roboty?
- We藕 si臋 odpindol ode mnie, dobra? – Agentka zdenerwowa艂a si臋. - Co ja niby mia艂am z nimi zrobi膰? Zanie艣膰 na Palucha? Ona by mi 偶y膰 nie da艂a jak bym to zrobi艂a.
- Jaka „ona” – zirytowa艂 si臋 Bolek.
- Znajoma, kt贸ra da艂a mi te koty.
- Moment, moment. Marcinowi powiedzia艂a艣, 偶e je znalaz艂a艣. Komu艣 wciskasz kit. Jemu czy mnie?
- Jemu – warkn臋艂a kobieta. – Przecie偶 by ich nie wzi膮艂 jak bym powiedzia艂a, ze znajomej kotka posz艂a w tango i jej zafundowa艂a dodatkowych siedem g臋b do wykarmienia. Trzy uda艂o si臋 opchn膮膰, a tych czterech nikt nie chcia艂.
- Czemu niby?
- A bo najmniejsze by艂y i takie zabiedzone, 偶e istnia艂o ryzyko, 偶e nie prze偶yj膮. Twoim zdaniem kto by chcia艂 koty, kt贸re lada chwila maj膮 zdechn膮膰?
- To po chuja je wcisn臋艂a艣 Marcinowi? Przecie偶 wiesz, ze jak by zdech艂y to on by si臋 zarycza艂 na 艣mier膰 i zdo艂owa艂 jeszcze bardziej. A偶 tak go nienawidzisz?
- Ty艣 ochuja艂, czy co? Zanim da艂am te kociaki Marcinowi, to sama przy nich nie przespa艂am kilka nocy 偶eby mie膰 pewno艣膰, 偶e prze偶yj膮. A偶 tak膮 suk膮 to ja nie jestem.
- Z tym bym polemizowa艂 – mrukn膮艂 Bolek.
- S艂ucham?
- Nic, nic. Sorki, ale musze ju偶 lecie膰 po 偶arcie dla kociak贸w. Narka. – I zanim agentka zd膮偶y艂a zareagowa膰, roz艂膮czy艂 si臋.
Wzi膮艂 taks贸wk臋 i pojecha艂 do najbli偶szego hipermerketu, w kt贸rym wiedzia艂, ze jest spory sklep zoologiczny. Na pocz膮tku traktowali go jak ka偶dego klienta, jednak gdy zobaczyli, ze bierze wszystko po kolei, niekt贸re rzeczy nawet w hurtowych ilo艣ciach, zacz臋li skaka膰 wok贸艂 niego jakby by艂 co najmniej naftowym szejkiem.
Troch臋 mu zaj臋艂o zanim wepchn膮艂 wszystko do taks贸wki. Troch臋 si臋 ba艂, ze takie upychanie mo偶e zepsu膰 niekt贸re zabawki, ale kierowca uspokoi艂 go, 偶e dowiezie wszystko w nale偶ytym stanie. Troch臋 to uspokoi艂o Bolka, ale odetchn膮艂 dopiero gdy uczynny ochroniarz pom贸g艂 mu wtacha膰 wszystko do mieszkania.
Kiedy w ko艅cu odsapn膮艂, postanowi艂 zajrze膰 do Marcina. Nie zdziwi艂 go widok pisarza 艣pi膮cego na 艂贸偶ku i kociak贸w hasaj膮cych po pokoju. Roze艣mia艂 si臋 rozbawiony. Z艂apa艂 jednego z sier艣ciuch贸w i uni贸s艂 na wysoko艣膰 oczu.
- Ty chyba jeste艣 Jedynka, co? A mo偶e Dw贸jka, albo Tr贸jka? Ja nie wiem jak Marcin was rozpoznaje. Co powiesz na prawdziwe kocie 偶arcie? Wy te偶 chcecie? – skierowa艂 pytanie do reszty kociak贸w, kt贸re zacz臋艂y si臋 ociera膰 o jego nogi. – No to chod藕cie. – Wzi膮艂 ca艂膮 czw贸rk臋 na r臋ce i zani贸s艂 do kuchni, gdzie porozk艂ada艂 miseczki z jedzeniem. Postawi艂 ka偶dego z kociak贸w przy misce i z rozbawieniem patrzy艂 jak si臋 przepychaj膮 i wcinaj膮 nie mog膮c si臋 zdecydowa膰 czy lepsza jest puszka czy karma sucha. By艂y przy tym tak zabawne, 偶e nawet Bolek zignorowa艂 fakt, 偶e strasznie przy tym rozsypywa艂y such膮 karm臋.
Nagle zadzwoni艂 jego telefon. Odebra艂 nie patrz膮c kto dzwoni.
- S艂ucham? – zapyta艂 rozbawiony, bo w艂a艣nie czw贸rek pr贸bowa艂 wej艣膰 na g艂ow臋 Jedynce. A mo偶e to by艂a Dw贸jka? Albo Tr贸jka.
- A co艣 ty taki weso艂y?
- O, Karolina, fajnie ci臋 s艂ysze膰. Ej, tam nie wolno! – Wyci膮gn膮艂 jednego z kociak贸w z szafki, kt贸rej przez nieuwag臋 nie zamkn膮艂.
- S艂ucham? – zdumia艂 si臋 Karolina.
- To nie do ciebie, tylko do Jedynki. A mo偶e to Dw贸jka albo Tr贸jka… Za choler臋 nie mog臋 ich rozr贸偶ni膰.
- Jaka Jedynka? Dw贸jka? Tr贸jka? O czym ty m贸wisz?
- A wybacz, nie znasz najnowszych wie艣ci. Nasza rodzina powi臋kszy艂a si臋 o kolejne cztery g臋by do wy偶ywienia.
- Jakie znowu cztery g臋by? Nie m贸w, ze przez jedn膮 noc zosta艂e艣 ojcem czworaczk贸w.
Bolek roze艣mia艂 si臋 rozbawiony.
- A sk膮d. Po prostu dostali艣my cztery ma艂e kociaki i Marcin nazwa艂 je Jedynka, Dw贸jka, Tr贸jka i Czw贸rek. Czw贸rka mo偶na bez problemu odr贸偶ni膰, bo to ch艂opak, ale pozosta艂e trzy… Ja nie wiem jak Marcin je odr贸偶nia, bo s膮 do siebie tak podobne…
- Fuj, koty s膮 ohydne. Roznosz膮 zarazki i wsz臋dzie zostawiaj膮 sier艣膰. Nienawidz臋 kot贸w. Innych zwierzak贸w te偶.
- No co ty, Karolina, przesadzasz. Koty to najczystsze ze zwierz膮t. A co do sier艣ci… To tak jak by ludzie gubili w艂osy. Czemu nie nienawidzisz siebie za to, 偶e wsz臋dzie zostawiasz w艂osy?
- Bo moje w艂osy nie s膮 tak widoczne jak kocia sier艣膰 i nie czepiaj膮 si臋 wszystkiego.
- Jak uwa偶asz – powiedzia艂 Bolek ugodowo, czuj膮c, 偶e jeszcze jedno, a dojdzie do k艂贸tni – Ja w ka偶dym razie lubi臋 koty, a te s膮 wr臋cz rozbrajaj膮ce. A tak w og贸le to po co dzwonisz? Co艣 konkretnego czy tak tylko?
- Co艣 konkretnego. Pomy艣la艂am, 偶e mo偶e masz ochot臋 na wsp贸lny obiad?
- O tej porze? – zdumia艂 si臋 - Przecie偶 dopiero dzie艅 si臋 zacz膮艂.
- No co ty, my艣la艂am o pi膮tej. - W tym momencie do uszu Bolka dobieg艂 spanikowany g艂os Marcina wo艂aj膮cy jego imi臋. – Wybacz, ale musze ko艅czy膰, nag艂a sytuacja. P贸藕niej pogadamy, dobra? – I zanim Karolina zd膮偶y艂a zaoponowa膰 roz艂膮czy艂 si臋. Pobieg艂 do pokoju pisarza, gdzie ten spanikowany zagl膮da艂 do ka偶dego z zakamark贸w.
- Nie ma ich – powiedzia艂 ze 艂zami w oczach. – Tylko na chwil臋 przymkn膮艂em oczy, sam nie wiem jak to si臋 sta艂o i one znikn臋艂y. A mo偶e wypad艂y przez okno? – Podbieg艂 do otwartego na o艣cie偶 okna i wychyli艂 si臋 na ile tylko m贸g艂.
- Uwa偶aj! – krzykn膮艂 Bolek i odruchowo podbieg艂 i z艂apa艂 Marcina w pasie. – jeszcze wypadniesz.
- Ale kociaki… - zaszlocha艂 Marcin.
- S膮 ca艂e i zdrowe. Kiedy ty spa艂e艣, zabra艂em je do kuchni na jedzenie.
- Naprawd臋? – Nie czekaj膮c na odpowied藕 pobieg艂 do kuchni. Sekund臋 potem Bolek us艂ysza艂 jego radosny 艣miech. Kiedy wszed艂 do kuchni zobaczy艂 Marcina le偶膮cego na pod艂odze i kociaki dreptaj膮ce po jego brzuchu.
- No widzisz? M贸wi艂em, ze nic im nie jest. Dosta艂y dobrego 偶arcia, to i s膮 strasznie 偶ywio艂owe.
- A zabawki te偶 kupi艂e艣?
- Oczywi艣cie, s膮 w salonie. Trzeba je tylko rozpakowa膰 i gdzie艣 pouk艂ada膰.
Marcin wzi膮艂 kociaki na r臋ce i przeszed艂 do salonu. Po艂o偶y艂 zwierzaki na kanapie i z u艣miechem na ustach i b艂yskiem w oczach wzi膮艂 si臋 za rozpakowywanie zakup贸w ze sklepu zoologicznego. Tak by艂 tym zaaferowany i podniecony, ze nawet nie pozwoli艂 Bolkowi pom贸c sobie. Usiad艂 wi臋c Bolek i z rozbawieniem obserwowa艂 jak pisarz to wypakowuje zabawk臋 z opakowania, to 艣ci膮ga rozbrykanego kociaka z rega艂u albo innego, jego zdaniem, niebezpiecznego miejsca. Strasznie go to rozbawi艂o. A Marcin tak by艂 zaaferowany kociakami i ich wyprawk膮, 偶e zupe艂nie zapomnia艂 o konieczno艣ci zjedzenia obiadu. Na szcz臋艣cie Bolek pami臋ta艂 i po niewielkim szanta偶u jako艣 uda艂o mu si臋 nam贸wi膰 Marcina na zjedzenie posi艂ku, chocia偶 i tak pisarz co chwila wstawa艂 od sto艂u by zaj膮膰 si臋 kociakami.
Niedziela, opr贸cz podstawowych obowi膮zk贸w domowych up艂yn臋艂a im na zabawie z kociakami. W poniedzia艂ek rano Bolek wsta艂 wcze艣niej, by przygotowa膰 odpowiednie porcje 偶arcia dla kociak贸w. Wprawdzie to nie by艂o nic wymy艣lnego, tylko mokre z puszki i suche, jednak wola艂 schowa膰 w lod贸wce odpowiednio nape艂nione miseczki. Dopiero wtedy zebra艂 swoje rzeczy i poszed艂 na zaj臋cia. Jednak przez ca艂y czas by艂 nieobecny duchem. M臋czy艂o go przekonanie, 偶e czego艣 zapomnia艂 i jak wr贸ci do domu, to ju偶 go tam nie zastanie, albo w najlepszym wypadku zastanie taki syf, 偶e przez tydzie艅 b臋dzie go musia艂 sprz膮ta膰. Tak by艂 tym zaaferowany, ze nawet nie zauwa偶y艂 czekaj膮cej przed uczelnia Karoliny w jej czerwonym samochodzie.
- Obrazi艂e艣 si臋 na mnie czy co? – spyta艂a kiedy wymin膮艂 ja bez 偶adnego s艂owa. Przystan膮艂 i spojrza艂 na ni膮 zdziwiony.
- Karolina? A co ty tu robisz.
- Nie przyszed艂 Mahomet do g贸ry to g贸ra ruszy艂a do Mahometa. – mrukn臋艂a. – Pr贸bowa艂am ostatnio z tob膮 rozmawia膰 na temat wsp贸lnego obiadu, ale ty si臋 roz艂膮czy艂e艣, a potem w og贸le nie odbiera艂e艣 telefon贸w, wr臋cz wy艂膮czy艂e艣 kom贸rk臋 – doda艂a z pretensj膮 w g艂osie.
- Wcale jej nie wy艂膮cza艂em, sama zobacz. – na potwierdzenie swoich s艂贸w wyci膮gn膮艂 telefon z kieszeni. – O, cholera – wymksn臋艂o mu si臋, gdy zobaczy艂, 偶e telefon jest faktycznie wy艂膮czony. – Wybacz, chyba mi si臋 roz艂adowa艂, a ja nawet tego nie zauwa偶y艂em.
- Powiniene艣 tego pilnowa膰. Co by by艂o jakby zadzwoni艂 kto艣 wa偶ny z wa偶n膮 spraw膮?
Olek roze艣mia艂 si臋.
- Do mnie tacy raczej nie dzwoni膮. Wi臋c? Co chcia艂a艣?
- To samo co wcze艣niej, wsp贸lny obiad, ale tym razem w Zakopanem. Chyba mo偶esz pojecha膰 w ci膮gu tygodnia?
- Zale偶y kiedy. Je艣li w pi膮tek to tak. Mam wtedy ma艂o zaj臋膰. Pozosta艂e dni mam niestety zapchane na ful.
- Mo偶e by膰 pi膮tek. To o kt贸rej mam po ciebie przyjecha膰?
- Zaj臋cia ko艅cz臋 o czternastej.
- W takim razie do zobaczenia o czternastej. – Cmokn臋艂a Bolka w policzek i odjecha艂a.
- Stary, ale艣 niez艂膮 dup臋 wyrwa艂 – podszed艂 do niego jeden z koleg贸w z roku.
- Fakt, ma niez艂y ty艂ek.
- W 艂贸偶ku tez pewnie gor膮ca… - rozmarzy艂 si臋 ch艂opak.
- Nie wiem – wzruszy艂 ramionami. – jeszcze jej nie przelecia艂em.
- Co? - rozm贸wca si臋 zdumia艂. – Taka dupa, a ty jeszcze jej nie bzykn膮艂e艣. – Cmokn膮艂 rozczarowany. – Cz艂owieku, przynosisz wstyd ca艂emu rodzajowi m臋skiemu.
- A we藕 spadaj – mrukn膮艂 zirytowany Bolek i odszed艂 w swoj膮 stron臋. Czemu oni wszyscy my艣l膮 tylko o seksie?
W pi膮tek, zgodnie z umow膮 Karolina podjecha艂a po Bolka pod uczelni臋. Kiedy dojechali do Zakopanego wynaj臋艂a pok贸j by mogli si臋 od艣wie偶y膰 przed posi艂kiem.
- To nawet nie wczesna kolacja Tylko do艣膰 p贸藕na – stwierdzi艂 Bolek kiedy ju偶 siedzieli przy stole.
- Niestety – Karolina westchn臋艂a. – Zakopianka by艂a jak zwykle zakorkowana. Co ty na to 偶eby艣my tu zostali przez weekend? Wtedy b臋d臋 mog艂a dotrzyma膰 obietnicy i zabra膰 ci臋 na ten obiad w Zakopanem.
- Czemu nie. – Rano kiedy szykowa艂 si臋 na zaj臋cia, mia艂 nadziej臋, 偶e jako艣 uda mu si臋 przekona膰 Karolin臋 by zostali w Zakopanem przez weekend i profilaktycznie przygotowa艂 Marcinowi porcje jedzenia nie tylko dla kociak贸w, ale tak偶e dla niego, gotowe do odgrzania w mikrofali.
Po kolacji rozeszli si臋 do swoich pokoj贸w. Nast臋pnego dnia od samego rana poszli zwiedza膰 miasto. Po drodze by艂 wsp贸lny obiad i kolacja, a wieczorem… Bolek odprowadza艂 Karolin臋 do jej pokoju. Zatrzymali si臋 na chwil臋 przed drzwiami by doko艅czy膰 rozmow臋 i Bolek, nie my艣l膮c logicznie, nagle poca艂owa艂 j膮 prosto w usta. Nie zaoponowa艂a, nie odepchn臋艂a go ani nawet nie spoliczkowa艂a. Co by艂o by normalna reakcj膮 na tak niespodziewane zachowanie. Zamiast tego popatrzy艂a na niego uwa偶nie i z艂apawszy za koszul臋 na piersiach, wci膮gn臋艂a do swojego pokoju. I sp臋dzili razem nami臋tn膮 noc.
Nast臋pnego dnia rano, kiedy Karolina jeszcze spa艂a Bolek zadzwoni艂 do Marcina.
- I jak tam? Nie spali艂e艣 mieszkania? Kociaki 偶yj膮? Nie rozrabiaj膮 za bardzo?
- Bolek! – Pisarz wyra藕nie si臋 ucieszy艂. – Jako艣 daje sobie rad臋. Uda艂o mi si臋 nawet nie przypali膰 偶adnego garnka – pochwali艂 si臋.
- Brawo.
- A kociaki s膮 rozkoszne, chocia偶 Czw贸rek chyba t臋skni za tob膮.
- Za mn膮? – Zdziwi艂 si臋.
- Ano. Ca艂y czas chodzi i jako艣 tak 偶a艂o艣nie miauczy. I nawet je艣膰 nie chce, chocia偶 wcze艣niej to on si臋 rzuca艂 pierwszy do miski.
- To nienormalne –zaniepokoi艂 si臋 Bolek. – Powiniene艣 i艣膰 z nim do weterynarza. To mo偶e by膰 co艣 powa偶nego.
- Mam wyj艣膰 z domu? Nigdy w 偶yciu! – odpar艂 spanikowany pisarz.
- No dobra, to nie wychod藕 – Bolek pr贸bowa艂 uspokoi膰 rozm贸wc臋. – Ale zadzwo艅 do Marty 偶eby ona wzi臋艂a sier艣ciucha do weterynarza.
- A ty nie mo偶esz? – wyb膮ka艂 niepewnie.
- Marcin, ja wracam dopiero wieczorem. B臋d臋 m贸g艂 z nim i艣膰 dopiero jutro po zaj臋ciach. A je艣li wtedy b臋dzie ju偶 za p贸藕no?
- Na co?
- Na cokolwiek. Na uratowanie Czw贸rka przed powa偶n膮 chorob膮 albo i 艣mierci膮.
- Nie!
- No w艂a艣nie. Lepiej wi臋c zadzwo艅 do Marty. Pomarudzi troch臋, ale p贸jdzie.
- To zaraz zadzwoni臋. – powiedzia艂 Marcin. Jeszcze chwil臋 porozmawiali o g艂upotach, po czym pisarz roz艂膮czy艂 si臋, by, jak on to powiedzia艂, zapewni膰 Czw贸rkowi w艂a艣ciw膮 opiek臋 medyczn膮.
Bolek od艂o偶y艂 telefon i pochyli艂 si臋 nad le偶膮c膮 obok niego kobiet膮.
- Witaj, diablico – wymrucza艂 widz膮c, ze ju偶 nie 艣pi.
- Witaj. – Cmokn臋艂a go w usta, po czym bez 偶adnego skr臋powania nago przesz艂a do 艂azienki.
Bolek ubra艂 si臋 i przeszed艂 do swojego pokoju by te偶 skorzysta膰 z 艂azienki. Reszt臋 dnia sp臋dzili w jej pokoju ogl膮daj膮c telewizj臋 i pogryzaj膮c r贸偶nego rodzaju przek膮ski.
W ko艅cu wieczorem wr贸cili do Warszawy.
Kiedy Bolek wszed艂 do mieszkania zdziwi艂 si臋 widz膮c ogromna torb臋 Janowskiej le偶膮c膮 w salonie. P贸艂noc to nie by艂a pora odpowiedni na wizyty, nawet je艣li traktowa艂o si臋 kogo艣 jak brata.
- Ba艣ka? – A偶 podskoczy艂 przera偶ony, gdy po zapaleniu 艣wiat艂a w salonie zobaczy艂 siedz膮ca na kanapie agentk臋. – Rany, ale艣 mnie wystraszy艂a. Chcesz 偶ebym zszed艂 na zawa艂?
Kobieta podesz艂a do niego z w艣ciek艂膮 min膮 i bez s艂owa uderzy艂a go w krocze. Bolek j臋kn膮艂 i skuli艂 si臋 na dywanie.
- Co ci odjeba艂o? – wyst臋ka艂, kiedy ju偶 odzyska艂 jasno艣膰 wszystkich zmys艂贸w.
- Tak ko艅cz膮 zdrajcy – wysycza艂a. – Powinnam ci臋 teraz rozdepta膰 jak karalucha.
- Ale za co?
- Ty si臋 jeszcze pytasz, mendo jedna? Robisz s艂odkie oczka do Marcina, udajesz jego przyjaciela, a za jego plecami knujesz z jego siostr膮.
- Odbi艂o ci czy co? Z nikim nie knuj臋.
- Nie wkurwiaj mnie! Jedna znajoma widzia艂a was w Zakopanem.
Bolek popatrzy艂 zdumiony na agentk臋. Przecie偶 w Zakopanem by艂 z Karolin膮. Niemo偶liwe by ona by艂a siostr膮 Marcina.