Stacja kosmiczna Luna 10
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 05 2015 22:18:34


***

Spojrza艂 na lokalizator by zlokalizowa膰 swojego partnera. Na szcz臋艣cie wraz z dok艂adn膮 pozycj膮 podpowiedzia艂 on tak偶e jak tam najszybciej dotrze膰. By艂 w hangarze, jednak zanim Basil tam dotar艂, tamten ju偶 zd膮偶y艂 si臋 przemie艣ci膰. Tym razem jego pozycja nie zmienia艂a si臋 przez dobre kilka minut i Basil ju偶 zaczyna艂 si臋 zastanawia膰 czy cos si臋 nie sta艂o, albo mo偶e lokalizator si臋 zepsu艂… Jednak szybko paln膮艂 si臋 w czo艂o, gdy okaza艂o si臋, ze wskaz贸wki lokalizatora doprowadzi艂y go do modu艂u mieszkalnego.
- Ale ze mnie g艂upek – mrukn膮艂 pod nosem. – To oczywiste, 偶e po powrocie z misji b臋dzie chcia艂 odpocz膮膰.
Ta my艣l sprawi艂a, 偶e Basil zawaha艂 si臋. Je艣li tamten chcia艂 odpocz膮膰, to nie powinien mu si臋 teraz narzuca膰, ale z drugiej strony rozkazy kapitana Xenesa brzmia艂y wyra藕nie: odnale藕膰 partnera i wdro偶y膰 si臋 jak najszybciej w obowi膮zki. Westchn膮艂 ci臋偶ko modl膮c si臋 w duchu by Harlan Menirs, bot AK mia艂 na nazwisko jego partner, nie ochrzani艂 go, 偶e mu dup臋 zawraca.
Odnalaz艂 w艂a艣ciwe drzwi i wcisn膮艂 komunikator. Nikt si臋 nie odezwa艂, za to drzwi rozsun臋艂y si臋 bezszelestnie. Wszed艂 do 艣rodka. Przez moment mia艂 wra偶enie jakby w艂a艣nie wszed艂 do swojego pokoju. Dopiero po sekundzie dotar艂o do niego, 偶e najwidoczniej wszystkie pokoje by艂y , dla zaoszcz臋dzenia czasu i pieni臋dzy, budowane w jednakowy, najbardziej optymalny spos贸b.
Ledwo przekroczy艂 pr贸g, a omal nie wpad艂 na wychodz膮cego z 艂azienki m臋偶czyzn臋 owini臋tego jedynie w r臋cznik na biodrach i drugi przewieszony przez kark. Serce Basila przyspieszy艂o, gdy przyjrza艂 si臋 dok艂adniej Harlanowi. Dobrze rozwini臋te mi臋艣nie od razu powiedzia艂y Basilowi, 偶e sp臋dza on du偶o czasu na si艂owni, jednak nie przesadza z ni膮. Idealnie p艂aski brzuch z mi臋艣niami uk艂adaj膮cymi si臋 w ca艂kiem mi艂y dla oka widok, bicepsy, mi臋艣nie plec贸w… to wszystko naprawd臋 cieszy艂o oko Basila.
- Kim jeste艣? – zapyta艂 Harlan wycieraj膮c w艂osy r臋cznikiem. G艂os mia艂 spokojny i mimo i偶 wyra藕nie zm臋czony, to jednak by艂o w nim co艣 stanowczego, co艣 g艂臋bokiego, co by艂o ca艂kiem mi艂e dla ucha.
Basil bez s艂owa poda艂 mu holokart臋 z rozkazami. Harlan a偶 przesta艂 wyciera膰 g艂ow臋 zapominaj膮c o r臋czniku, kt贸ry spad艂 na pod艂og臋. Basil odruchowo podni贸s艂 go i trzyma艂 dop贸ki Harlan nie sko艅czy艂 czyta膰, przy okazji kontempluj膮c fryzur臋 partnera. Jego czarne w艂osy by艂y kr贸tko przystrzy偶one i nawet poczochrane wygl膮da艂y tak jakby ich w艂a艣ciciel dopiero co si臋 uczesa艂. Basil z trudem oderwa艂 od nich wzrok, skupiaj膮c si臋 na twarzy Harlana. Ten zmarszczy艂 brwi w wyra藕nym niezadowoleniu.
- Czemu mnie nie uprzedzili? – mrukn膮艂 patrz膮c na Basila. Ten tylko wzruszy艂 ramionami.
Harlan westchn膮艂 i odda艂 Baskilowi holokart臋, zabieraj膮c r臋cznik. Jednak ju偶 nie wr贸ci艂 do wycierania g艂owy tylko rzuci艂 go na 艂贸偶ko.
- Dzisiaj jestem zbyt wyko艅czony. Nie spa艂em dwadzie艣cia cztery godziny uganiaj膮c si臋 ca艂y czas za przemytnikami. Przyjd藕 jutro – powiedzia艂 nie patrz膮c nawet na Basila.
- O kt贸rej? Mo偶e by膰 z samego rana?
- Wystarczy o 贸smej rano.
- Dobrze. – Pokiwa艂 twierdz膮co g艂ow膮 i wyszed艂. By艂 troch臋 zawiedziony, 偶e nic si臋 dzisiaj nie dzia艂o, jednak z drugiej strony ucieszy艂 si臋, 偶e Harlan to ca艂kiem przystojny facet. Mia艂 nadziej臋, 偶e b臋dzie im si臋 dobrze wsp贸艂pracowa艂o.

***

Kiedy wsta艂 rano, czu艂 si臋 o wiele lepiej ni偶 poprzedniego dnia. Czu艂, 偶e sam jeden m贸g艂by pokona膰 kilkunastu przeciwnik贸w na raz. A do tego mia艂 wyj膮tkowo dobry humor, kt贸rego nie by艂 w stanie popsu膰 nawet fakt, 偶e nie zg艂osi艂 si臋 ponownie do kapitana. Zreszt膮 nie spieszy艂o mu si臋. Podsk贸rnie czu艂, 偶e ten cz艂owiek nie b臋dzie specjalnie wymagaj膮cy i nieraz przymknie oko na wybryki podw艂adnych. Jednak nie m贸g艂 tego odk艂ada膰 w niesko艅czono艣膰. Szybko umy艂 si臋 i poszed艂 na sto艂贸wk臋 zje艣膰 艣niadanie. Po 艣niadaniu w ko艅cu odebra艂 sw贸j komunikator i uda艂 si臋 do kapitana.
Kiedy sta艂 przed drzwiami kwatery kapitana Maximina Granis przypomnia艂 sobie wczorajszy dzie艅 i g艂os w komunikatorze. I westchn膮艂 ci臋偶ko. Nacisn膮艂 przycisk interkomu. Jeszcze nei zd膮偶y艂 zabrac palca gdy us艂ysza艂 wyra藕nie zalotny g艂os:
- Taaaak?
- Kalvi Bernis, mia艂em si臋 dzisiaj zg艂osi膰.
- Ach tak! – kapitan wyra藕nie si臋 ucieszy艂. – Wejd藕, prosz臋.
Drzwi otworzy艂y si臋 i Kalvi z pewn膮 obaw膮 przekroczy艂 pr贸g. Wyposa偶enie pomieszczenia nie r贸偶ni艂o si臋 zbytnio od jego, z wyj膮tkiem metra偶u i paru dodatkowych mebli, kt贸re mia艂y doda膰 ciep艂a i przytulno艣ci pokojowi, a tylko wprowadza艂y dysharmoni臋. Je艣li za艣 chodzi o samego kapitana, spodziewa艂 si臋 r贸偶nych rzeczy, jednak to, co z obaczy艂 przekroczy艂o jego naj艣mielsze wyobra偶enia. W g艂臋bokim sk贸rzanym fotelu siedzia艂 g艂adko ogolony blondyn we w艣ciekle r贸偶owym szlafroku. Kiedy Kalvi podszed艂 bli偶ej, zauwa偶y艂, 偶e m臋偶czyzna ten ma wydepilowane brwi i narysowane nowe czarn膮 kredk膮. Do tego cienie na powiekach. Kalvi z trudem zachowa艂 powag臋. Zasalutowa艂 jak umia艂 najlepiej.
- Wczoraj powiedzia艂 pan, sir, 偶e mam si臋 zg艂osi膰 dzisiaj po 艣niadaniu, wi臋c jestem.
- A wi臋c obejrza艂e艣 sobie nasz膮 stacj臋? – zapyta艂 zalotnie kapitan podpieraj膮c brod臋 skrzy偶owanymi d艂o艅mi. – I jak ci si臋 ona podoba?
- Szczerze m贸wi膮c, sir, nie obejrza艂em jeszcze wszystkiego – odpar艂 niepewnie. Nie wiedzia艂 co m贸wi膰 by si臋 nie zdradzi膰. – Ona jest ogromna.
- Oj tak, ogromna – kapitan u艣miechn膮艂 si臋. – Tez potrzebowa艂em sporo czasu by j膮 pozna膰 ca艂膮. Ale nie przejmuj si臋 – machn膮艂 lekcewa偶膮co r臋k膮 – mnie te偶 zaj臋艂o kilka dni, by dok艂adnie j膮 pozna膰. A wracaj膮c do sedna, powinienem ci臋 najpierw przeszkoli膰, ale jak tak patrz臋 na ciebie, wydaje mi si臋, 偶e jeste艣 rozs膮dnym m臋偶czyzn膮 i nie potrzebujesz szkolenia, prawda?
Kalvi popatrzy艂 zdezorientowany na kapitana nie bardzo rozumiej膮c co tamten ma na my艣li. Zalotna poza i miny kapitana sugerowa艂y Kalviemu i偶 tamten najwyra藕niej chce go przelecie膰 i daj emu do zrozumienia, ze powinien si臋 odda膰 mu i siedzie膰 cicho, jednak偶e rozum podpowiada艂, 偶e to idiotyczne my艣lenie.
- Jak pan uwa偶a, sir – odpar艂 dyplomatycznie.
Kapitan roze艣mia艂 si臋 rado艣nie, po czym wcisn膮艂 jaki艣 przycisk na biurku. Sekund臋 potem rozleg艂 si臋 wyra藕nie kobiecy g艂os.
- Tak, kapitanie?
- Enera, mo偶esz przyj艣膰 do mnie?
- B臋d臋 za pi臋膰 minut.
- Swietnie – stwierdzi艂 kapitan, po czym roz艂膮czy艂 si臋. – Enera to moja prawa r臋ka, odpowie na wszystkie twoje pytania i wdro偶y w obowi膮zki. Gdyby艣 mia艂 problemy z czymkolwiek, to zg艂aszaj si臋 do niej. Je艣li zaistnieje konieczno艣膰 wtedy ona przeka偶e wszystko mi. Rozumiesz?
Kalvi nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, gdy rozleg艂 si臋 d藕wi臋k interkomu i kapitan wcisn膮艂 przycisk otwieraj膮cy drzwi. Kalvi z zainteresowanie odwr贸ci艂 si臋 i mi艂o si臋 zdziwi艂. Nastawi艂 si臋, 偶e to b臋dzie kobieta, jednak tak zjawiskowej istoty spodziewa艂 si臋 raczej w jakim艣 filmie, a nie w jednostce wojskowej, w dodatku jako pilot.
- Enera, skarbie – odezwa艂 si臋 kapitan – to nasz nowy nabytek, Kalvi… - zaj膮ka艂 si臋 szukaj膮c w pami臋ci nazwiska.
- Bernis – podpowiedzia艂 us艂u偶nie ch艂opak.
- … Bernis. B膮d藕 tak dobra i powiedz mu wszystko, co powinien wiedzie膰, daj mu wszystkie potrzebne dost臋py, no i za艂atw wszystko inne. – Machn膮艂 niecierpliwie r臋k膮. – Ja jako艣 nie mam do tego g艂owy.
- Oczywi艣cie, sir – odpar艂a kobieta i odwr贸ci艂a si臋 do Kalviego. – Dzisiaj o trzynastej zebranie wszystkich nowych w zespole. Wpisz w lokalizator PZ13WY56C3. Do tego czasu mo偶esz robi膰 co chcesz. Obecno艣膰 obowi膮zkowa. Zrozumiano?
- Tak jest – odpar艂 odruchowo Kalvi. Na mundurze mia艂a naszyte dystynkcje sier偶anta, lecz Kalvi czu艂 przed ni膮 wi臋kszy respekt ni偶 przed w艂asnym kapitanem.
- To odmaszerowa膰!.
Zasalutowa艂 i wyszed艂. Zanim zamkn臋艂y si臋 za nim drzwi, us艂ysza艂 jak kapitan m贸wi tym swoim zniewie艣cia艂ym g艂osem:
- Enera, ty jak zwykle stanowcza, co ja bym bez ciebie zrobi艂?
Niestety nie us艂ysza艂 ju偶 odpowiedzi kobiety, drzwi zamkn臋艂y si臋. Do czasu spotkania postanowi艂 zapozna膰 si臋 z rozk艂adem pomieszcze艅 na stacji i pozna膰 te najwa偶niejsze, jak hangar i si艂ownia. Reszta mo偶e poczeka膰.
Najpierw poszed艂 do hangaru. Wpuszczono go bez problemu, jednak do samolotu nie pozwolili nawet zajrze膰 bez konkretnych rozkaz贸w. By艂 troch臋 zawiedziony, ale pocieszy艂 si臋 faktem, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej i tak tu wsi膮dzie. Pokr臋ci艂 si臋 chwil臋 po hangarze patrz膮c jak inni przylatuj膮, algo odlatuj膮, nawi膮za艂 kilka znajomo艣ci zar贸wno z pilotami, jak i z obs艂ug膮 i wyszed艂. Czas pomy艣le膰 o zaopatrzeniu. Nigdy nie wiadomo kiedy b臋dzie mia艂 czas, lepiej wi臋c zrobi膰 to teraz. Za艂o偶y艂, 偶e najszybciej znajdzie jakiego艣 dostawc臋 na si艂owni. Szybko j膮 zlokalizowa艂 na swoim komunikatorze.
Kiedy tam wszed艂, a偶 przystan膮艂 zdumiony. Nie spodziewa艂 si臋 a偶 takiego ogromu. Si艂owni by艂膮 trzypoziomowa, zape艂niona wszelkiego rodzaju urz膮dzeniami jakie tylko do tej pory wymy艣lono i wyprodukowano. I by艂a pe艂na ludzi. Szed艂 powoli przez ka偶dy poziom po kolei ogl膮daj膮c jak inni 膰wicz膮. W pewnym momencie nawet zatrzyma艂 si臋 i z zainteresowaniem patrzy艂 jak jedna, do艣膰 mocno umi臋艣niona kobieta podnosi ci臋偶ar le偶膮c na 艂aweczce. Wprawdzie osobi艣cie gustowa艂 w m臋偶czyznach, ale jak ka偶dy facet lubi艂 zawiesi膰 oko na zgrabnym kobiecym ty艂ku czy biu艣cie. Tutaj niestety nie mo偶na by艂o o tym powiedzie膰. Ty艂ka nie widzia艂, bo le偶a艂a, a biust mo偶e i by艂 niczego sobie, ale gin膮艂 gdzie艣, przyt艂oczony przez wielko艣膰 biceps贸w i pozosta艂ych mi臋艣ni klatki piersiowej.
- 膯wiczysz, czy tylko drog臋 zastawiasz? – us艂ysza艂 nagle za plecami. A偶 podskoczy艂. Obejrza艂 si臋 i zobaczy艂 jakiego艣 szatyna, kt贸ry patrzy艂 na niego wyra藕nie zirytowany. Dopiero po minucie zorientowa艂 si臋, 偶e tak si臋 zagapi艂 na t膮 kobiet臋, 偶e a偶 opar艂 si臋 o stoj膮cy obok przyrz膮d.
- A ni, prosz臋 bardzo. – Odsun膮艂 si臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰. M臋偶czyzna ustawi艂 wielko艣膰 ci臋偶ar贸w i tak偶e zacz膮艂 podnosi膰 ci臋偶ar. Kalvi potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, by wyrzuci膰 z niej widok kobiety z przero艣ni臋tymi mi臋艣niami i ruszy艂 dalej. W ko艅cu doszed艂 do pomieszczenia z szafkami. W sumie nie by艂o tu nic ciekawego. Wprawdzie zauwa偶y艂 kilku facet贸w na widok kt贸rych mog艂oby zab艂ysn膮膰 oko, ale jego serce jako艣 przy 偶adnym z nich nie drgn臋艂o. Wszed艂 do 艂azienki. Kiedy szuka艂 wolnej kabiny zauwa偶y艂 jak z jednej z nich wychodzi dw贸ch facet贸w, z kt贸rych jeden rozgl膮da si臋 strasznie nerwowo na boki i co艣 chowa szybko w kieszeni. Serce mu przyspieszy艂o. Wprawdzie facet zrobi艂 to do艣膰 szybko, jednak wprawne oko Kalviego dostrzeg艂o znajomy niebieski b艂ysk. A wi臋c ten drugi musia艂 by膰 dostawc膮. Zignorowa艂 zupe艂nie p臋cherz, kt贸ry na widok 艂azienki zacz膮艂 si臋 intensywnie domaga膰 o swoje prawa i ruszy艂 za tamtym m臋偶czyzn膮. Ba艂 si臋, 偶e go zgubi w t艂umie, na szcz臋艣cie jego br膮zowy kombinezon by艂 艣wietnym lokalizatorem.
Wyszli z si艂owni. 艢ledzony m臋偶czyzna szed艂 do艣膰 pewnym krokiem i ani razu nie musia艂 korzysta膰 z lokalizatora, niestety Kalvi ju偶 po paru korytarzach zgubi艂 si臋 kompletnie. I gdy zerkn膮艂 na sw贸j komunikator by sprawdzi膰, gdzie s膮, facet znikn膮艂 mu z oczu. Zrozpaczony zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 w ko艂o. Przebieg艂 kilka metr贸w to w jedn膮 stron臋 korytarza, to w drug膮, ale nigdzie nie widzia艂 tego faceta.
- Niech to szlag! – wrzasn膮艂 i ze z艂o艣ci kopn膮艂 艣cian臋, kt贸ra odezwa艂a si臋 g艂uchym metalicznym odg艂osem. Ju偶 mia艂 ruszy膰 dalej, gdy nagle kto艣 go z艂apa艂 od ty艂u i wci膮gn膮艂 do jakiej艣, niewidocznej na pierwszy rzut oka, wn臋ki w 艣cianie. A偶 j臋kn膮艂 gdy zosta艂 przyci艣ni臋ty do 艣ciany.
- Czego mnie 艣ledzisz? 呕ycie ci niemi艂e? – Wysycza艂 m臋偶czyzna, za kt贸rym wcze艣niej szed艂. Poniewa偶 tamten przeciska艂 go za gard艂o do 艣ciany, wi臋c nie bardzo m贸g艂 m贸wi膰. Pokr臋ci艂 wi臋c tylko przecz膮co g艂ow膮. – Wi臋c czego, do kurwy, leziesz za mn膮?
Usta Kalviego u艂o偶y艂y si臋 w jedno s艂owo: „Viviex”. Ucisk na gardle troch臋 zel偶a艂, lecz m臋偶czyzna wci膮偶 przyciska艂 go do 艣ciany.
- Nie sprzedaj臋 tego syfu, to zakazane.
- Nie k艂am – wycharcza艂 Kalvi. Ucisk znowu zel偶a艂, na tyle, 偶e po chwili m贸g艂 ju偶 normalnie m贸wi膰. – Widzia艂em przed chwil膮 jak wychodzi艂e艣 z jednym facetem z kibla i tamten mia艂 Viviex. On mia艂 rozbiegane i nerwowe oczka, wi臋c to oczywiste, 偶e ty rozprowadzasz, a on by艂 kupuj膮cym. Ja te偶 chc臋 kupi膰.
M臋偶czyzna przez chwil臋 patrzy艂 Kalviemu w oczy, po czym odchyli艂 ko艂nierz jego kombinezonu. Jego wprawne oko dostrzeg艂o na szyi ch艂opaka 艣lady po aplikacji narkotyku. Dopiero to go przekona艂o o intencjach Kalviego. Pu艣ci艂 go.
- D艂ugo ju偶 bierzesz? – mrukn膮艂.
- A co ci臋 to obchodzi? Sprzedajesz Viviex czy zabawiasz si臋 w pieprzonego psychologa?
M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust.
- Ile potrzebujesz?
- Zale偶y po ile chodzi.
M臋偶czyzna wymieni艂 cen臋. Na szcz臋艣cie by艂a zbli偶ona do tej, kt贸ra musia艂 p艂aci膰 na uczelni.
- Na pocz膮tek dziesi臋膰 – powiedzia艂 Kalvi.
- Nie mam tyle przy sobie. Teraz mog臋 ci da膰 tylko trzy, po reszt臋 musia艂by艣 przyj艣膰 p贸藕niej.
- Dobra. – Nawet te trzy fiolki mog艂y by膰, je艣li tylko dawa艂y poczucie bezpiecze艅stwa 偶e towar zbyt szybko mu si臋 nie sko艅czy. - Gdzie i o kt贸rej?
- Kt贸ry艣 z hangar贸w serwisowych, nie wiem dok艂adnie kt贸ry. Zapami臋taj m贸j kod identyfikacyjny i znajd藕 mnie. Gdzie艣 ko艂o p贸艂nocy jest tam mniejszy ruch, wi臋c b臋d臋 m贸g艂 si臋 wyrwa膰.
- Dobra. – Kalvi pokiwa艂 g艂ow膮.
- Tylko pami臋taj – wysycza艂 m臋偶czyzna znowu przygwa偶d偶aj膮c Kalviego do 艣ciany. – Je艣li komu艣 o mnie wygadasz, ju偶 jeste艣 martwy.
Kolejne kiwniecie g艂ow膮 Kalviego na potwierdzenie, ze zrozumia艂 i m臋偶czyzna bez s艂owa odszed艂. Kalvi odetchn膮艂 z wyra藕n膮 ulg膮. Kieruj膮c si臋 wskaz贸wkami lokalizatora dotar艂 na miejsce zbi贸rki. Czeka艂o ju偶 tam kilkunastu pilot贸w. Niekt贸rych zna艂 z widzenia z uczelni, inni byli dla niego zupe艂nie obcy. Niestety nie by艂o czasu na nawi膮zanie bli偶szych znajomo艣ci, bo w艂a艣nie wesz艂a sier偶ant Enera i zacz臋艂o si臋 zebranie.

***

Siedzia艂 na sto艂贸wce ze znudzeniem obserwuj膮c przewijaj膮cych si臋 przez ni膮 ludzi. Nawet ulubione jedzenie nie sprawia艂o mu przyjemno艣ci, grzeba艂 w nim widelcem ju偶 tak d艂ugo, 偶e powsta艂a breja bardziej podobna do g贸wna ni偶 czego艣 jadalnego. On najzwyczajniej z 艣wiecie by艂 znudzony. On potrzebowa艂 adrenaliny, ale nie byle jakiej, ale tej z najwy偶szej p贸艂ki: powsta艂ej ze strachu zaszczutej ofiary. Potrzebowa艂 kogo艣 z kim m贸g艂by si臋 pobawi膰 niczym kot z mysz膮. Tylko kto mia艂by by膰 t膮 ofiar膮? Wszyscy w ko艂o wydawali si臋 tacy nudni i nijacy. Nagle oko b艂ysn臋艂o, a na twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech. Na sto艂贸wk臋 wszed艂 ten 艣wie偶ak, dzieciak, kt贸rego upatrzy艂 za pierwszym razem. Rzuci艂 widelec na st贸艂, ze a偶 zabrz臋cza艂 zwracaj膮c uwag臋 siedz膮cych w pobli偶u i ruszy艂 za dzieciakiem, chc膮c si臋 dowiedzie膰 jaki jest numer jego kwatery. Niestety zgubi艂 go gdzie艣 na jednym z korytarzy.
- Cholera! – sykn膮艂 w艣ciekle i waln膮艂 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋. Nie zastanawiaj膮c si臋, wybra艂 na komunikatorze numer. – Sermes, do mnie! Musisz mi co艣 znale藕膰 – warkn膮艂 g艂osem nieznosz膮cym sprzeciwu.
- Wal si臋, Erlic – us艂ysza艂 szybk膮 odpowied藕. – Nie jestem twoim niewolnikiem. Przez czterdzie艣ci osiem godzin nie wy艂azi艂em z samolotu, nie czuj臋 w og贸le cia艂a, nie m贸wi膮c o tym, 偶e kurewsko mi si臋 spa膰 chce. Wi臋c znajd藕 sobie innego ch艂opca na posy艂ki. – I zanim Erlic zd膮偶y艂 zareagowa膰, po艂膮czenie zosta艂o przerwane. Ponowna pr贸ba nawi膮zania kontaktu zaowocowa艂a jedynie komunikatem „obiekt poza zasi臋giem”. Maksymalnie zirytowany ponownie waln膮艂 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋. Czu艂, 偶e musi jako艣 roz艂adowa膰 narastaj膮c膮 w nim w艣ciek艂o艣膰. Najlepiej b臋dzie na si艂owni. Ruszy艂 we w艂a艣ciwym kierunku po drodze zastanawiaj膮c si臋 jakby tu dopa艣膰 tego dzieciaka.