Na zakr臋cie 8
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 06 2015 02:40:13


Jechali do艣膰 d艂ugo, a krajobraz zmienia艂 si臋 niczym w kalejdoskopie. Gdy nadszed艂 wiecz贸r, w ko艅cu dojechali do st贸p g贸ry, kt贸rej wierzcho艂ek gin膮艂 w艣r贸d chmur. Rozbili ob贸z. Jak zwykle Adam musia艂 wszystko robi膰 sam, jednak tym razem Micha艂 nie wyci膮gn膮艂 butelki z w贸dk膮, tylko siedzia艂 z dziwnie zaci臋t膮 min膮. Adam zagotowa艂 posi艂ek. Zjedli w ciszy i w ciszy poszli spa膰.
Wstali do艣膰 wcze艣nie. Po szybkim 艣niadaniu Adam spakowa艂 ob贸z. Podeszli pod g贸r臋.
- Gdzie艣 tu musi by膰 wej艣cie, albo co艣 innego, co nam pozwoli si臋 dosta膰 na szczyt – stwierdzi艂 Micha艂. – Musimy to znale藕膰. Ty id藕 w lewo, aj w prawo, tak szybciej znajdziemy. Albo zejdziemy si臋 po drugiej stronie g贸ry.
Adam bez s艂owa ruszy艂, jak kaza艂 mu brat. Szed艂 ju偶 dobr膮 chwil臋 i zm臋czenie zaczyna艂o si臋 wkrada膰 w ko艅czyny, gdy w ko艅cu zobaczy艂 ogromne rze藕bione lodowe wrota.
- Micha艂! – krzykn膮艂 w stron臋 z kt贸rej przyszed艂, jednak nie otrzyma艂 odpowiedzi. Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 czy si臋 wr贸ci膰, gdy nagle wrota otworzy艂y si臋. Waha艂 si臋 jeszcze tylko chwil臋. Wszed艂 do 艣rodka. Wrota zamkn臋艂y si臋 za nim. Przestraszony rzuci艂 si臋 w ich stron臋 pr贸buj膮c je otworzy膰, lecz by艂 zbyt s艂aby. Westchn膮艂 ci臋偶ko. Teraz nie by艂o odwrotu. Ruszy艂 przed siebie korytarzem, po kt贸rego obu stronach sta艂y lodowe rze藕by rycerzy. Mia艂 wra偶enie jakby korytarz ci膮gn膮艂 si臋 w niesko艅czono艣膰. W ko艅cu dotar艂 do lodowych schod贸w. Zacz膮艂 wchodzi膰. Czu艂 si臋 dziwnie. Niby wszystko by艂o z lodu i opruszone 艣niegiem, jednak mimo to nie czu艂 zimna. W ko艅cu dotar艂 do ogromnych drzwi. Pr贸bowa艂 je otworzy膰. Ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e poddaj膮 mu si臋. Za drzwiami dojrza艂 ogromn膮 sal臋 balow膮 z kryszta艂owymi lodowymi 偶yrandolami. W艂a艣nie dotar艂 na je 艣rodek, gdy us艂ysza艂 otwieranie drzwi. Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 sk膮d dochodzi艂 ten g艂os i zobaczy艂 Mariusza wchodz膮cego przez kolejne drzwi.
- Wi臋c te偶 znalaz艂e艣 wej艣cie – stwierdzi艂 ma艂o inteligentnie.
Niestety Mariusz nie odpowiedzia艂. Nie zd膮偶y艂. Gdzie艣 nad ich g艂owami rozleg艂o si臋 klaskanie. Podnie艣li wzrok i na do艣膰 sporym balkonie zobaczyli stoj膮cego pana w艂o艣ci.
- Gdzie jest Monika! Gadaj sukinsynie! – wykrzykn膮艂 w艣ciekle Mariusz.
- Oj, co tak ostro? – zapyta艂 rozbawiony bia艂ow艂osy. – po pierwsze: powiniene艣 si臋 grzecznie przywita膰, gdy idziesz gdzie艣 w go艣ci, po drugie: wtargn膮艂e艣 do mojej samotni. Ja ci臋 tu nie zaprasza艂em.
- Oddawaj Monik臋!
- Ajajajaj. Nie艂adnie, nie艂adnie… Skoro nie chcesz przestrzega膰 regu艂 tego domu, mo偶e wi臋zienie czego艣 ci臋 nauczy. – Zaklaska艂 w r臋ce. Na ten d藕wi臋k wszystkie drzwi prowadz膮ce do Sali otworzy艂y si臋 i wesz艂y przez nie futrzaste stwory. – Poznaj moje s艂ugi. Tak dla 艣cis艂o艣ci, to s膮 yeti. Zaprowadz膮 was do pokoi, kt贸re stan膮 si臋 waszymi ju偶 do ko艅ca 偶ycia.
- Nie mo偶esz! – Mariusz za膰偶艂膮 si臋 wyrywa膰, jednak u艣cisk trzymaj膮cego go yeti by艂 zbyt mocny. Zosta艂 podniesiony w g贸r臋 i zarzucony na rami臋.
To samo sta艂o si臋 z Adamem. Jednak ten w przeciwie艅stwie do brata nie rzuca艂 si臋. Pi臋膰 minut p贸藕niej siedzieli w swoich celach, oddzielnie.
- Rozgo艣膰cie si臋 – powiedzia艂 Kr贸l 艢niegu. – Moje yeti b臋d膮 wam przynosi艂y jedzenie, gry i ksi膮偶ki, 偶eby wam si臋 nie nudzi艂o. A gdyby jednak wam si臋 znudzi艂o, mo偶ecie pobawi膰 si臋 sk艂adaniem luster.
- Jakich luster? – zapyta艂 Adam.
- Stoj膮 za wami.
Adam spojrza艂 za siebie. W najdalszym k膮cie jego wi臋zienia sta艂o ogromne lustro, a raczej jego rama. Obok niego sta艂 kosz z kawa艂kami szk艂a.
- Je艣li uda wam si臋 posk艂ada膰 te lustra, rozwa偶臋 wypuszczenie was.
- Ale to niemo偶liwe – wyst臋ka艂 Adam – tyle od艂amk贸w… to zajmie wieczno艣膰.
- A wi臋c zostaniecie tu na wieczno艣膰 – roze艣mia艂 si臋 Kr贸l Lodu, po czym odszed艂.
- Cholera! – wykrzykn膮艂 Mariusz. Adam nie widzia艂 go, gdy偶 ich cele by艂y obok siebie, lecz s艂ysza艂 jak brat w艣ciekle chodzi po pokoju i pr贸buje rozbija膰 艣ciany. S膮dz膮c po jego w艣ciek艂ych okrzykach nie wychodzi艂o mu to.
Adam westchn膮艂 ci臋偶ko. Rozejrza艂 si臋 uwa偶nie po swoim wi臋zieniu. Chocia偶 艣ciany by艂y z lody, to jednak nie by艂o czu膰 ch艂odu, a widok uprzyjemnia艂y r贸偶ne futra porozk艂adane wsz臋dzie gdzie tylko mo偶na by艂o: na 艂贸偶ku, fotelach, pod艂odze. Usiad艂 na jednym z foteli, futro nie tylko dawa艂o ciep艂o, ale te偶 wygod臋 siedzenia. Zajrza艂 do jednej z ksi膮偶ek stoj膮cych na lodowym regale. By艂a jak najbardziej papierowa, jednak on jako艣 nie mia艂 nastroju na czytanie. Na innej z p贸艂ek zobaczy艂 laptopa. Uruchomi艂 go. Niestety okaza艂o si臋 i偶 nie ma w nim Internetu, chocia偶 mia艂 mn贸stwo gier najr贸偶niejszego rodzaju. Na nie te偶 nie mia艂 ochoty. Podszed艂 do lustra. Ostro偶nie zacz膮艂 wyci膮ga膰 poszczeg贸lne od艂amki szk艂a z kosza i rozk艂ada膰 je na pod艂odze. Szuka艂 jakiego艣, od kt贸rego m贸g艂by zacz膮膰. Tak zawsze robi艂 gdy uk艂ada艂 w domu puzzle. Zawsze szuka艂 brzegowych, by u艂o偶y膰 z nich ramk臋, kt贸r膮 potem sukcesywnie zape艂nia艂 kolejnymi. Teraz te偶 postanowi艂 tak zrobi膰, chocia偶 lustro nie mia艂o kant贸w, by艂o owalne. Ale i ono musia艂o mie膰 jaki艣 brzeg, kt贸rego kraw臋dzie b臋d膮 si臋 odr贸偶nia膰 i innych. Par臋 minut p贸藕niej tak by艂 zatopiony w tym zaj臋ciu, 偶e nawet nie zwr贸ci艂 uwagi na yeti, kt贸ry przyni贸s艂 mu posi艂ek. Dopiero zm臋czenie wkradaj膮ce si臋 pod oczy oderwa艂o go od tego. Ziewn膮 pot臋偶nie i przeci膮gn膮艂 si臋 by rozprostowa膰 ko艣ci. Zjad艂 zimne ju偶 jedzenia, a potem spojrza艂 na swoje dzie艂o. Przez ca艂y ten czas znalaz艂 zaledwie kilka kawa艂k贸w. Westchn膮艂 ci臋偶ko. Zapowiada艂a si臋 ci臋偶ka praca. Ale on by艂 przyzwyczajony do ci臋偶kiej pracy. Tutaj przynajmniej nikt go nie pop臋dza, nie krzyczy… Chocia偶 krzyki to s艂ysza艂 ca艂y czas. By艂 zdumiony, jak mocne p艂uca ma jego przyrodni brat. Ale szczerz m贸wi膮c nic go to nie obesz艂o. Mariusz nigdy o nic nie my艣la艂, no chyba, 偶e chcia艂 go poni偶y膰, dlaczego wi臋c teraz on mia艂 o nim my艣le膰? Chcia艂 wr贸ci膰 do uk艂adania lustrzanych puzzli, ale zm臋czenie rozmywa艂o mu ostro艣膰 widzenia. Zrezygnowa艂 wi臋c i po艂o偶y艂 si臋 spa膰. 艁贸偶ko, chocia偶, jak wszystkie meble w jego celi wyciosane by艂o z lodu, ale du偶a ilo艣膰 sk贸r sprawia艂a, 偶e by艂o w nim bardzo ciep艂o. Z przyjemno艣ci膮 zanurzy艂 si臋 w tej ciep艂ej mi臋kko艣ci.
Obudzi艂y go promienie s艂oneczne wpadaj膮c przez lodow膮 tafl臋, kt贸ra pe艂ni艂a rol臋 szyby. Adam przeci膮gn膮艂 si臋 powoli. Dziwnie si臋 czu艂 gdy nikt na niego nie wrzeszcza艂, 偶e si臋 obija, a tu tyle roboty na niego czeka. Wsta艂 i niepewnie otworzy艂 jedyne, poza wej艣ciow膮 krata drzwi, znajduj膮ce si臋 w jego wi臋zieniu. Za nimi by艂a 艂azienka. O dziwo nie by艂a ca艂a z lodu. Z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮 umy艂 si臋 w ciep艂ej wodzie, wyleguj膮c w wannie do momentu a偶 woda ostyg艂a. Kiedy wr贸ci艂 do pokoju, ze zdziwieniem stwierdzi艂, ze 艣niadanie ju偶 na niego czeka. Zjad艂 je z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮, delektuj膮c si臋 ka偶dym k臋sem. Potem przeczyta艂 troch臋 ksi膮偶ki., pierwszej lepszej wzi臋tej z p贸艂ki. Niestety dobry humor popsu艂 mu Mariusz, kt贸ry chwil臋 potem zacz膮艂 si臋 na niego wydziera膰, obwiniaj膮c go za ca艂膮 t膮 sytuacj臋 i 偶膮daj膮c by ich jako艣 uwolni艂. W pierwszej chwili chcia艂 mu odpowiedzie膰, 偶e nie wie jak, 偶e ca艂y czas nad tym my艣li, ale powstrzyma艂a go przed tym jedna my艣l. Dlaczego niby ma to robi膰? Do czego niby ma wraca膰? Co mu da uwolnienie si臋 z tego wi臋zienia? Pomijaj膮c fakt, 偶e ma ograniczon膮 przestrze艅 poruszania si臋, jest tu ca艂kiem przyjemnie. Nikt do niczego nie zmusza, nikt nie ma o nic pretensji, jest ciep艂o i wygodnie, jedzenie jest bardzo dobre… Wi臋c czy on na pewno chce wraca膰? Macocha, jak ju偶 raczy go zauwa偶y膰, traktuje go tak samo jak Mariusz, natomiast ojciec straci艂 zupe艂nie g艂ow臋 dla swojej 偶ony, kompletnie ignoruj膮c syna, wi臋c 偶adne z nich nie b臋dzie za nim t臋skni膰.
Wzi膮艂 jedn膮 z ksi膮偶ek i u艂o偶y艂 si臋 wygodnie na 艂贸偶ku. Niestety krzyki Mariusza nie pozwala艂y mu si臋 skupi膰. Zirytowany zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 po pokoju i zagl膮da膰 we wszystkie zakamarki, szukaj膮c czego艣 czym m贸g艂by zatka膰 uszy. Ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e w nocnej szafce le偶y para dousznych stoper贸w. U艣miechn膮艂 si臋, gdy po w艂o偶eniu ich zapanowa艂a cisza. Teraz m贸g艂 czyta膰. Kiedy ju偶 mia艂 do艣膰 czytania wzi膮艂 si臋 za uk艂adanie lustrzanych puzzli. Tak by艂 na nich skupiony, ze nawet nie zauwa偶y艂 up艂ywaj膮cego czasu. I omal nie zszed艂 na zawa艂, gdy poczu艂 czyje艣 dotkni臋cie na swoim ramieniu. Podskoczy艂 przestraszony upuszczaj膮c trzymany kawa艂ek lustra. Odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 Kr贸la Lodu. Przestraszy艂 si臋 i szybko cofn膮艂 si臋 na czworakach. Widzia艂 jak tamten co艣 m贸wi, lecz nic nie s艂ysza艂. Przypomnia艂 sobie, 偶e ma stopery w uszach. Wyj膮艂 je.
- Widz臋, ze jeste艣 inny ni偶 tw贸j brat – powiedzia艂 Kr贸l Lodu.
- Przyrodni brat – odpar艂 odruchowo. – To znaczy?
- Pos艂ucha艂e艣 mnie i pr贸bujesz z艂o偶y膰 lustro. Je艣li dobrze si臋 spiszesz wkr贸tce ci臋 uwolni臋.
- A Monika? J膮 tez wypu艣cisz?
- Wiesz co, mo偶e zjesz ze mn膮 obiad?
Adam spojrza艂 na niego nieufnie.
- A gdzie podst臋p?
- Nie ma 偶adnego podst臋pu. Po prostu chc臋 zje艣膰 z tob膮 obiad. Je艣li si臋 zgodzisz, odpowiem na wszystkie twoje pytania. Bo jakie艣 pewnie masz?
- No dobrze.
Adam zdziwiony patrzy艂 jak na twarzy Kr贸la 艢niegu pojawia si臋 lekki u艣miech. I zanim si臋 odblokowa艂 tamten znikn膮艂. Chcia艂 si臋 zabra膰 za uk艂adanie puzzli, lecz pojawi艂 si臋 yeti, kt贸ry da艂 mu do zrozumienia, ze ma i艣膰 za nim. Pos艂usznie poszed艂. Tak by艂 tym wszystkim zaaferowany, ze nawet nie zauwa偶y艂, 偶e jego brat siedzi cicho.
Yeti zaprowadzi艂 go do Sali balowej, w kt贸rej sta艂 d艂ugi st贸艂. Na jednym z jego ko艅c贸w sta艂y nakrycia dla dw贸ch os贸b. Niepewnie usiad艂 przy jednym z nich, yeti stan膮艂 w pewnym oddaleniu za nim. Par臋 minut p贸藕niej do艂膮czy艂 do niego Kr贸l Mrozu.
Adam na pocz膮tku by艂 tak bardzo spi臋ty, 偶e jedzenie ledwo przechodzi艂o mu przez gard艂o. Mimo jego obaw Kr贸l Mrozu zachowywa艂 si臋 przyja藕nie, jakby nie by艂 gro藕nym facetem, a kumplem, kt贸ry wpad艂 na herbatk臋.
- Jeste艣 strasznie spi臋ty – stwierdzi艂 w pewnym momencie Kr贸l Mrozu. – Rozlu藕nij si臋, bo kompletnie nie nadajesz si臋 do rozmowy.
- Jak mam to zrobi膰 kiedy nie znam twoich intencji? Najpierw nas wi臋zisz gro偶膮c 艣mierci膮, a potem zachowujesz si臋 przyja藕nie.
Kr贸l 艢niegu za艣mia艂 si臋.
- Wybacz, je艣li ci臋 wystraszy艂em, nie to by艂o moj膮 intencj膮.
- A co?
- Po prostu chcia艂em mi艂o sp臋dzi膰 czas. Ju偶 tak d艂ugo jestem sam. – Na jego twarzy pojawi艂 si臋 dziwny grymas, a Adamowi przez chwil臋 zrobi艂o si臋 go 偶al.
- Przecie偶 masz Monik臋 – zaryzykowa艂. – Chyba po to j膮 porwa艂e艣, nieprawda偶?
- Nie. Zrobi艂em to tylko po to by zem艣ci膰 si臋 na mojej siostrze.
- Za co?
- Za to, 偶e tak szybko ze mnie zrezygnowa艂a.
- Nie rozumiem… - wyb膮ka艂 niepewnie.
- Widzisz… - zacz膮艂 bawi膰 si臋 kieliszkiem do po艂owy nape艂nionym winem. – By艂em normalnym ch艂opakiem, jak ty. Mia艂em dwadzie艣cia lat gdy zosta艂em porwany przez Kr贸low膮 艢niegu. Powiedzia艂a, 偶e spe艂ni ka偶de moje 偶yczenie gdy z rozsypanych kawa艂k贸w lodu u艂o偶臋 wyraz „Wolno艣膰”. Troch臋 mi to zaj臋艂o, ale w ko艅cu go u艂o偶y艂em. I co w zamian otrzyma艂em? Wieczno艣膰 – powiedzia艂 z sarkazmem po czym zamilk艂 na chwil臋. Adam ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e po jego policzku pociek艂a 艂za. Jednak on siedzia艂 nieruchomo, jakby nie zdawa艂 sobie z niej sprawy. Chwil臋 potem kontynuowa艂.:
- Zamieni艂a mnie w to czym sama by艂a. Bo chcia艂a m臋偶czyzny u swego boku, kogo艣, kto b臋dzie przy niej ju偶 na zawsze. Nie wzi臋艂a tylko pod uwag臋, 偶e ja tego nie chc臋. Jak ka偶dy m艂ody ch艂opak by艂em zakochany, chcia艂em sp臋dzi膰 偶ycie z ukochan膮 osob膮, podr贸偶owa膰, nawi膮zywa膰 przyja藕nie. To wszystko zosta艂o mi odebrane przez samolubny kaprys jednej kobiety.
- A gdzie tu miejsce dla twojej siostry?
- Pocz臋stuj si臋 jeszcze pieczeni膮 z kurczaka. Jest naprawd臋 bardzo pyszna. Ja niestety musze ci臋 opu艣ci膰 – powiedzia艂 Kr贸l 艢niegu, po czym wsta艂 i wyszed艂 z sali.
Adam na艂o偶y艂 sobie jeszcze jedzenia. Kiedy ju偶 by艂 syty yeti odprowadzi艂 go do jego pokoju.
Min臋艂o kilka dni zanim Adam znowu m贸g艂 zobaczy膰 Kr贸la 艢niegu. Do tego czasu sp臋dza艂 czas czytaj膮c ksi膮偶ki, graj膮c na komputerze i uk艂adaj膮c lodowe puzzle. I znowu zosta艂 zaproszony na obiad. Tym razem poszed艂 o wiele ch臋tniej ni偶 wcze艣niej. Ciekaw by艂 zako艅czenia zacz臋tej wcze艣niej historii.
- Widz臋, 偶e dzisiaj jeste艣 mniej spi臋ty – stwierdzi艂 Kr贸l 艢niegu. – To dobrze. Tak si臋 lepiej rozmawia.
Adam nic nie odpowiedzia艂, by艂 wyra藕nie zak艂opotany.
- Czemu nie ma z nami Mariusza? – zainteresowa艂 si臋 mi臋dzy jednym k臋sem jedzenia a drugim.
- Tego pysza艂kowatego, ograniczonego krzykacza? No we藕, uszy mi ju偶 puch艂y od jego wrzask贸w.
- Wi臋c go zabi艂e艣?
- Tak jakby – odpar艂 i klasn膮艂 w r臋ce. Sekund臋 potem dw贸ch yeti wturla艂o w贸zek z lodow膮 rze藕b膮.
- Mariusz? – zdumia艂 si臋 Adam, kiedy rozpozna艂 rysy twarzy. – Dlaczego? – spojrza艂 na Kr贸la 艢niegu. Przecie偶 obieca艂e艣 na uwolni膰 je艣li z艂o偶ymy te cholerne lustra. Jak on ma to teraz zrobi膰? Ok艂ama艂e艣 nas!
- Nie ok艂ama艂em. Da艂em wam mo偶liwo艣膰 wyboru, on z niej nie skorzysta艂. Wola艂 mnie obra偶a膰 ni偶 spr贸bowa膰.
- Mnie tez chcesz tak zamrozi膰?
- Ty jeste艣 inny ni偶 on, pr贸bujesz.
- A jak膮 mam gwarancj臋, 偶e tak jak Kr贸lowa 艢niegu nie wykiwasz mnie.
- Nie jestem taki jak ona! – wykrzykn膮艂 oburzony, a jego twarz wykrzywi艂 grymas w艣ciek艂o艣ci.
Adam przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, 偶e Kr贸l Lodu zg艂adzi go, lecz tamten szybko si臋 opanowa艂.
- Przepraszam, nie chcia艂em ci臋 urazi膰 – powiedzia艂 szybko.
- Wiem, 偶e nie chcia艂e艣 – powiedzia艂 smutno Kr贸l Lodu. – Ty taki nie jeste艣.
- Sk膮d wiesz jaki jestem? – zdumia艂 si臋.
- Obserwowa艂em ci臋 przez do艣膰 d艂ugi czas.
- Dlaczego?
- Co powiesz na zmian臋 otoczenia? Usi膮d藕my przy kominku, napijmy si臋 gor膮cego kakao…
Adam zgodzi艂 si臋, wiec przeszli do innej Sali, kt贸ra wygl膮da艂 o wiele przytulniej, bardziej ciep艂o.
- Nie b臋dzie tu dla ciebie zbyt ciep艂o? – zapyta艂 z niepokojem Adam.
- Martwisz si臋 o mnie? – zdumia艂 si臋 Kr贸l 艢niegu na co Adam co艣 wyb膮ka艂 dziwnie zmieszany. – Nie martw si臋 – odpar艂 spokojnie. – Mimo i偶 jestem Kr贸lem 艢niegu to ciep艂o mi nie szkodzi. Potrafi臋 tak kontrolowa膰 temperatur臋 swojego cia艂a by w razie potrzeby szybko je sch艂odzi膰. Gdybym chcia艂, to m贸g艂bym 偶y膰 jak normalny cz艂owiek, mi臋dzy innymi.
- Czemu wi臋c tak nie zrobisz? – zdumia艂 si臋 Adam. – Czemu wolisz t膮 lodow膮 samotni臋 od innych ludzi?
- Bo ludzie s膮 samolubnymi egoistami – odpar艂 cierpko. – Przekona艂em si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze. Kiedy Kr贸lowa 艢niegu porwa艂a mnie, b艂aga艂em j膮 by pozwoli艂a mi odej艣膰. Jednak ona by艂a nieczu艂a na moje b艂agania, m贸j los by艂 przypiecz臋towany. Jednak zgodzi艂a si臋 by do艂膮czy艂 do mnie jaki艣 m贸j r贸wie艣nik, 偶ebym nie czu艂 si臋 tak samotny. Nie m贸g艂 to jednak by膰 m贸j ukochany. D艂ugo zastanawia艂em si臋 kogo o to poprosi膰 i w ko艅cu pad艂o na moj膮 siostr臋. Wydawa艂o mi si臋, ze jestem silnie z ni膮 zwi膮zany, wszak tyle razy powtarza艂a, 偶e 艣wietnie mnie rozumie, ze nie pot臋pia jak inni za to, 偶e o艣mieli艂em si臋 pokocha膰 innego m臋偶czyzn臋. 艁udzi艂em si臋, 偶e zgodzi si臋 p贸j艣膰 ze mn膮. Jednak ona tylko mnie wy艣mia艂a. Wola艂a wszystkie te zabawy, przyj臋cia i pieni膮dze swoich ch艂opak贸w ni偶 w艂asnego brata. Wtedy chyba umar艂a we mnie ostatnia cz膮stka cz艂owieczo艣ci, pozby艂em si臋 wszelkich uczu膰 i gdy w ko艅cu Kr贸lowa 艢niegu zmieni艂a mnie w podobnego sobie, zabi艂em j膮 go艂ymi r臋koma. A potem postanowi艂em zem艣ci膰 si臋 na mojej siostrze. D艂ugo my艣la艂em jaka zemsta by艂aby najodpowiedniejsza, by zabola艂o j膮 tak bardzo jak mnie. Tak d艂ugo, 偶e doczeka艂em si臋 narodzin jej c贸rki. Czeka艂em a偶 doro艣nie i obserwowa艂em. I nadszed艂 czas a偶 dojrza艂a. Wiedzia艂em, ze siostra wi膮za艂a z c贸rk膮 wielkie plany, chcia艂a j膮 bogato wyda膰 za m膮偶 zyskuj膮c dost臋p do wielkiej fortuny. Pokrzy偶owa艂em jej plany zamieniaj膮c jej c贸rk臋 w tak膮 sam膮 lodow膮 rze藕b臋 jak twojego brata.
- Troch臋 to okrutne – wyb膮ka艂 niepewnie na co Kr贸l 艢niegu za艣mia艂 si臋.
- Masz racj臋, okrutne, ale przecie偶 ja jestem okrutny, nie? Wszyscy to powtarzaj膮, a ja przecie偶 nie mog臋 ich zawie艣膰, prawda?
W jego g艂osie Adam wyczu艂 tyle goryczy, 偶e a偶 zrobi艂o mu si臋 dziwnie nieswojo.
- G艂owa mnie rozbola艂a – wyb膮ka艂. – M贸g艂bym wr贸ci膰 do swojej celi?
Kr贸l 艢niegu nic nie odpowiedzia艂, tylko skin膮艂 na yeti, kt贸ry odprowadzi艂 Adama.
Przez nast臋pne kilka dni Adam zaniedba艂 uk艂adanie lustrzanych puzzli. Nie m贸g艂 si臋 skupi膰. W g艂owie ca艂y czas d藕wi臋cza艂y mu s艂owa Kr贸la 艢niegu. I chocia偶 to, co tamten zrobi艂 uwa偶a艂 za zbrodni臋, to jednak by艂o mu go 偶al. Wi臋c gdy Kr贸l 艢niegu pojawi艂 si臋 w jego celi, jak co dzie艅 i zapyta艂:
- Zjesz ze mn膮 obiad? – Adam odpowiedzia艂:
- Tak.