Wierszokleta 17
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 01 2015 22:17:09


Kolejne trzy dni były dla Bolka strasznie męczące. Agentka wydzwaniała co godzinę upewniając się, że w Marcinem wszystko w porządku. A gdy Bolek potwierdzał, ona upewniała się po trzy razy, tylko po to, by na koniec stwierdzić, że ona jednak przyjedzie i sama się upewni. Kolejny kwadrans zajmowało Bolkowi przekonywanie jej, że nie, nie musi przyjeżdżać, bo z Marcinem naprawdę nic się nie dzieje, a ona musi pracować, bo tym razem szef jej nie daruje. Ten argument wystarczał ledwie na godzinę i Bolek znowu musiał rzucać to, co właśnie robił, by znowu tłumaczyć jej wszystko od początku.
Prawda była taka, że Marcin wciąż spał, albo leżał otępiały wpatrując się w jeden punkt. Jedyne oznaki życia można było u niego dostrzec, gdy wychodził za potrzebą. Bolek już nawet zrezygnował z zostawiania mu przy łóżku jedzenia, bo tylko psuło się, w ogóle nietknięte przez Marcina.
Po trzech dniach, zgodnie z zapowiedzią, przyszedł doktor Janerski. A za nim Janowska.
- Baśka – Bolek westchnął cierpiętniczo – przecież ci tłumaczyłem…
- Dobra, dobra – machnęła zniecierpliwiona ręką i weszła do środka.
- Jak Marcin? – zainteresował się lekarz, kiedy już przeszli do salonu.
- Bez zmian – odparł Bolek.
Lekarz postawił swój neseser przy kanapie i przeszedł do sypialni pisarza. Janowska usiadła na kanapie. Jednak nie usiedziała na niej długo. Gwałtownie wstał i zaczęła chodzić tam i z powrotem. Pięć nawrotów później podeszła do sypialni Marcina i przyłożyła ucho do drzwi.
- Baśka… - odezwał się Bolek z dezaprobatą.
Kobieta wróciła do salonu.
- No co, denerwuję się.
- Czym? Sama mówiłaś, ze to dobry lekarz.
- I tak się denerwuję – odparła nie przestając chodzić.
Bolek tylko westchnął i przeszedł do kuchni. Wrócił po chwili niosąc tacę na której stały dwa pucharki lodów, talerz z różnego rodzaju ciastkami i dwa kubki gorącej czekolady.
- Zajmij się tym.
- Aż tak mi źle życzysz? – zapytała Janowska, na co Bolek popatrzył na nią zdziwiony. – Ty wiesz ile tu kalorii? W biodra mi to pójdzie.
- Mnie też i co z tego? – wzruszył ramionami, po czym siadł w fotelu i zabrał się za lody.
Agentka jeszcze chwilę pochodziła w kółko, podeszła pod sypialnię Marcina, aż w końcu usiadła i, jakby zupełnie zapomniała o wcześniejszych wyrzutach wobec Bolka, zaczęła szybko pracować łyżeczką.
- Dobre, skąd je masz?
- Sam zrobiłem – odparł uśmiechając się z zadowoleniem, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta tylko na chwilę zapomni o Marcinie. – Ciasta też. Znalazłem przepisy w Internecie.
- Mmm, niezłe – mruknęła przerzucając się na ciasto. Przez pięć minut skupiała się to na cieście, to na lodach. I nawet nie zauważyła, ze sama jedna zjadła większość ciasta. W końcu talerzyki były puste. I Janowska znowu wróciła do kursowania między oknem salonu a pokojem Marcina. Bolek, nie mając pomysłu na odwrócenie jej uwagi, zrezygnował i wziął się za czytanie książki.
- Jak ty możesz! – usłyszał nagle wrzask nad uchem, gdy był skupiony na akcji książki. Aż podskoczył, a serce o mało mu nie wyskoczyło z piersi.
- Co? – spytał z przerażeniem. Janowska stała nad nim wzburzona, pierś jej falowała gwałtownie. Bolek miał wrażenie, że jeszcze chwila, a eksploduje.
- Tam się ważą losy Marcina, a ty se tak po prostu siedzisz i czytasz jakąś durną książkę!
- A co niby mam robić? Ty sama już prawie wydeptałaś ścieżkę od okna do drzwi. Myślisz, ze jak ja też będę tak popierdalał to Marcinowi się polepszy?
Janowska tylko sapnęła wściekle i wróciła do przerwanej wędrówki.
W końcu, po godzinie, gdy agentka już prawie zaczęła obgryzać paznokcie, drzwi od sypialni Marcina otworzyły się i lekarz przeszedł do salonu.
- I co, panie doktorze? – zapytała z lękiem.
Lekarz zupełnie ją zignorował i przeszedł do salonu.
- Napije się pan herbaty? – zapytał Bolek odkładając książkę. – A może kawy?
- Poproszę kawę. Bez cukru.
Bolek przeszedł do kuchni. Kiedy wrócił, lekarz siedział rozluźniony na kanapie, a Janowska na jej brzeżku, spięta jakby zaraz miała się rzucić do biegu i wpatrywała się intensywnie w mężczyznę.
- Dziękuję – powiedział lekarz, kiedy Bolek podał mu filiżankę z kawą.
- No i co, panie doktorze? – zapytała Janowska.
Mężczyzna upił dwa łyki kawy zanim zdecydował się na odpowiedź.
- Zdaje sobie pani sprawę z tego, że obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
Machnęła niecierpliwe ręką.
- Ja nie chcę żeby mi pan zdradzał szczegóły. Chcę tylko wiedzieć, czy znowu będzie musiał go pan zamknąć u siebie.
- Jak już wcześniej powiedziałem, nie widzę takiej konieczności. Długo pan już z nim jest? – zwrócił się do Bolka.
- Drugi miesiąc.
- Rozumiem. – lekarz zamyślił się.
- To coś znaczy, panie doktorze? – Janowska nie mogła wytrzymać milczenia.
- - No cóż… wychodzi na to, że tak. Chociaż nie jestem w stanie określić w jak dużym stopniu. Proszę pamiętać, że nie widziałem go od wypisania z zakładu. Od tamtego czasu mógł sam sobie poradzić z pewnymi sprawami. Jednak z tego, co mi mówił wnioskuję, że pańska obecność też w jakimś stopniu mu pomogła. Proszę pamiętać, że te problemy, które on miał nie znikają ot tak sobie. Zawsze jest ryzyko, ze wrócą, mimo całego mojego starania jakie włożyłem w wyleczenie go. Psychika to najbardziej skomplikowany element ludzkiego ciała.
- Przepraszam, ale nie jesteśmy na wykładzie z medycyny – żachnęła się Janowska.
Lekarz nie skomentował jej wybuchu, tylko spokojnie mówił dalej.
- Wracając do sedna sprawy: Od momentu, kiedy widziałem ostatni raz Marcina, wygląda o wiele lepiej. Widać od razu, że nie tylko moje leczenie mu pomogło, ale też czas i pańska – spojrzał w stronę Bolka – obecność.
- A ja? – zapytała Janowska.
Lekarz w końcu spojrzał na nią.
- Pani też. Bardzo ciepło o pani mówił. Chociaż nie powiedział tego wprost, jednak widać, że pani obecność dużo dla niego znaczy. – Janowska aż zaczerwieniła się. – Niestety nie jest jeszcze na tyle mocny by poradzić sobie samemu z problemami. Dlatego też wyszło jak wyszło.
- Co wyszło? – Janowska znowu się zdenerwowała.
- Spotkanie z siostrą, chociaż krótkie, sprawiło, że wcześniejsze problemy wróciły.
- Wiedziałam! – wykrzyknęła uderzając wściekle ręką o kanapę. – Cholerna małpa! Gdybym ją tylko dorwała… - wstał i zaczęła chodzić w kółko, mamrocząc przy tym wściekle.
Lekarz popatrzył na nią znad okularów.
- Sugerowałbym pani wizytę. Takie zachowanie to niezdrowy objaw.
Agentka przystanęła na chwilę i popatrzyła na lekarza, jakby widziała go po raz pierwszy, a gdy w końcu dotarło do niej, co mężczyzna mówił, zapowietrzyła się, zaczerwieniła i na koniec usiadła na kanapie nic nie mówiąc. Lekarz kontynuował:
- Jednakże nie poradzi sam sobie, w związku z tym będę musiał znowu się nim zająć. Chyba, że ma pani coś przeciwko – spojrzał uważnie na Janowską.
- Ależ skąd, nie będzie problemów z pokryciem kosztów leczenia. Niech pan robi co trzeba.
- Jak wcześniej wspomniałem, nie ma potrzeby zabierania go ponownie do szpitala. Poza tym ruszanie go teraz z domu byłoby niewskazane. – Janowska i Bolek popatrzyli na niego uważnie. – To mieszkanie jest dla niego swojego rodzaju fortecą, w której czuje się najbezpieczniej. To teren, który zna, więc nic go tu nie zaskoczy, nic nie wyprowadzi z równowagi. Jeśli nie chcecie państwo by mu się pogorszyło, nie należy go ruszać z tego mieszkania przez najbliższy czas.
- Jak długo? – zapytała z niepokojem Janowska.
- To zależy jak będzie przebiegać leczenie. Na to niestety nie ma reguły. Co do moich wizyt… - wyciągnął z aktówki kalendarz i zaczął go kartkować. Po pięciu minutach wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Pani Jagodo, proszę sprawdzić, czy da radę przesunąć wizytę pani Morawskiej na inny termin – powiedział, gdy nawiązał połączenie. – Nie? To może kogoś innego? Obojętnie kto. Muszę mieć w tym dniu dwie godziny wolnego. Dobrze, w takim razie proszę podzwonić i dać mi znać. – Zakończył rozmowę. – Mogę wpisać Marcina na najbliższy miesiąc, wizyty co trzeci dzień. Jakby… - nie dokończył, bo odezwała się jego komórka. – tak, pani Jagodo? To świetnie. Proszę w tą dziurę wpisać Marcina Markowskiego, do tego jeszcze – zaczął dyktować daty, jednocześnie kartkując notes i robiąc samemu notatki. – Tak, zgadza się. To świetnie. – Zakończył rozmowę. – Więc terminy mamy zaklepane. Jakby zaistniała konieczność proszę dzwonić, postaram się przyjechać między wizytami, chociaż dobrze by było jakby okazało się to zbędne. Mam ostatnio dość mocno napięty grafik. Na wszelki wypadek przepisze też receptę na parę leków, antydepresant, trochę witamin i nasenne. – Wyciągnął bloczek recept i wypisał, po czym podał je Bolkowi, kompletnie ignorując wyciągniętą rękę agentki. – Jednakże antydepresant i nasenne proszę podawać tylko w ostateczności. Najpierw proszę spróbować łagodniejsze środki ziołowe. Tutaj – podał Bolkowi następną receptę – ma pan ich nazwy. Ogólnie dostępne, bez recepty. Nie powinny przynieść żadnych skutków ubocznych. Jeśli nic nie pomogą, a stwierdzi pan, że jednak trzeba, wtedy proszę wykupić receptę.
Bolek pokiwał twierdząco głową. Lekarz przekazał jeszcze Bolkowi trochę instrukcji i wyszedł. Kiedy Bolek wrócił do salonu po odprowadzeniu gościa, agentki w nim nie było. Zdziwił się. Bez zastanowienia poszedł do sypialni Marcina. Była tam. Leżała na łóżku i głaskała pisarza po głowie. Po raz pierwszy widział tyle troski na jej twarzy. Nie chciał jej przeszkadzać, więc cicho zamknął drzwi i poszedł pozmywać naczynia. Kiedy wrócił do salonu, Janowska już tam siedziała z dziwnie zamyśloną miną.
- Co jest, Baśka? – zapytał siadając obok niej. Bez słowa położyła głowę na jego ramieniu. Westchnęła ciężko.
- Boję się.
- O Marcina?
- A co, jeśli wszystko się powtórzy? Nie chcę go stracić.
- Nie stracisz. Doktor Janerski na to nie pozwoli.
- Wiesz, Marcin jest dla mnie jak młodszy brat.
- Pamiętam, mówiłaś mi.
- NA początku wkurzał mnie ta swoją nieporadnością, ale potem nawet się ucieszyłam. Miałam brata, taką mała namiastkę rodziny, której nigdy nie miałam. Byłam jedynaczką. Rodzice zginęli gdy miałam dziesięć lat, zanim zdążyli mi dać obiecanego brata. Tułałam się od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Aż w końcu rozpoczęłam życie na własny rachunek. Tylko, że wciąż gdzieś tam w środku czułam pustkę, bo nie miałam wspomnień rodzinnych. Rodziny zastępcze dołożyły się do tego, że byłam trochę aspołeczna. Aż pojawił się Marcin. I nawet nie wiem kiedy zmienił mnie. Nawet w robocie zauważyli, ze stałam się bardziej przyjacielska. Ktoś nawet stwierdził, że ciepła. – Uśmiechnęła się. – Nie chcę go stracić. – dodała łamiącym głosem.
- Nie stracisz go – powiedział cicho obejmując ją ramieniem i przyciągając do piersi.
Chwilę tak posiedzieli aż w końcu Janowska oderwała się od Bolka i szybko wytarła oczy.
- Wybacz, chyba się rozkleiłam. – Bolek nie skomentował tego ani słowem. – Chyba musze już wracać do roboty.
- A możesz jeszcze chwilę poczekać?
Agentka popatrzyła na niego zdziwiona.
- Muszę iść zrobić większe zakupy, ostatnio wyskakiwałem do osiedlowego sklepiku tylko jak mnie przycisnęło. Przez to wszystko już mi wyszło. Trochę mi to zajmie, a wolałbym nie zostawiać Marcina samego, nawet jeśli lekarz powiedział, że nie ma zagrożenia.
- Idź, idź, posiedzę z nim.
- Postaram się wrócić jak najszybciej – powiedział zanim wyszedł z mieszkania.
W sklepie zeszło mu w miarę szybko, mimo kolejek i dużej ilości produktów, które musiał załadować do wózka. Szczęście opuściło go tuż za wyjściem. Był maksymalnie skupiony ma reklamówkach, które musiał tachać i nie zauważył kobiety, która na niego wpadła.
- Kurwa! – zaklął wściekle i odruchowo wypuścił reklamówki, gdy zarobił bolesne uderzenie w twarz. Usłyszał jednocześnie brzęk tłuczonego szkła i przerażony damski głos:
- Ojej, najmocniej przepraszam! Nie zauważyłam pana!
Ostrożnie otworzył oko czując jak piecze go czymś zraniony policzek i wściekle popatrzył na winowajczynię. W jednej ręce trzymała komórkę, a w drugiej kluczyki od samochodu.
- Tak to jest jak głupia idiotka nadaje przez komórkę mając w dupie innych ludzi – syknął. Policzek pulsował coraz bardziej, na dodatek krew zaczęła z niego cieknąć.
Kobieta zapowietrzyła się.
- No wiecie, co… przeprosiłam – stwierdziła wyraźnie oburzona podniesionym głosem
- I co z tego? – Bolkowi podniosło się ciśnienie. Nie dość, że jej wina, to jeszcze pyszczy. – Trzeba było uważać. To nie jest twój folwark, głupia krowo!
Kobieta aż poczerwieniała ze złości. Bolek najchętniej by jeszcze coś jej powiedział, ale zauważył zbierających się wokół nich ludzi. Ignorując kobietę pozbierał reklamówki i te z produktów, które zdążyły się wysypać i poszedł do domu. Jeszcze przez chwilę słyszał głos kobiety, potem już kompletnie o nim zapomniał. Przypomniał sobie, gdy w końcu wrócił do domu i zabrał się za wypakowywanie. Jak się spodziewał, szlag trafił słoik z korniszonami. Na szczęście w tej reklamówce nie było nic, co by mogło przesiąknąć zalewą czy choćby zapachem ogórków. Porozkładał wszystko na miejsce i przeszedł do salonu. Jak się spodziewał Janowskiej w nim nie było. Zajrzał do sypialni Marcina. Chociaż starał się być cicho, to kobieta i tak niemal podskoczyła. Szybko wyszła z sypialni.
- Co z nim?
- Wciąż śpi – odpowiedziała wzdychając ciężko.
- To chyba dobrze… - stwierdził niepewnie, na co kobieta wzruszyła ramionami. – Dzięki, że przy nim posiedziałaś.
- Spoko. A co ci się stało? – Dopiero teraz spojrzała mu w twarz i zobaczyła rozcięcie pod prawym okiem. – Myślałam, ze idziesz tylko do sklepu, a wygląda jak byś stoczył jakąś bitwę.
- Jakaś idiotka gadała prze komórkę i jakoś tak zapomniała, że w drugiej łapie ma kluczyki do samochodu – warknął.
- Chyba nie pobiłeś jej za to? – spojrzała na niego podejrzliwie.
- Za mało mnie wkurwiła.
- To dobrze. – Nie wiedzieć czemu Janowska odetchnęła z wyraźną ulgą. – Chodź, opatrzę ci to.
- Dzięki, ale sam sobie poradzę. Ty lepiej wracaj do roboty. Chyba narobiło ci się zaległości.
Machnęła zniecierpliwiona ręką.
- Marcin ważniejszy.
- Marta… - Spojrzała na niego zdziwiona. Odkąd pamięta, nigdy nie mówił do niej po imieniu. Na dodatek jego poważna mina.
- No dobra – Westchnęła ciężko. – Ale masz do mnie dzwonić jak coś będzie się działo, rozumiesz?
Pokiwał twierdząco głową. Wzięła torbę, zajrzała jeszcze do Marcina, tylko wsadzając głowę w uchylone drzwi i wyszła.
Kiedy już Bolek został sam, wszedł do Marcina. Przez chwilę przyglądał się jego wychudzonej twarzy. Zrobiło mu się go żal. Odruchowo pogłaskał go po głowie, poprawił kołdrę i wyszedł. Zrobił kilka kanapek i herbatę w ulubionym kubku termicznym Marcina, wziął książkę, którą właśnie czytał i usiadł przy łóżku Maricna, jak miał w zwyczaju przez ostatnie dni.
Następnego dnia, gdy obudził się , jak zwykle połamany, z głową na łóżku Marcina, zauważył, że Marcin wpatruje się w niego.
- Chyba mi się twoja kołdra odcisnęła na gębie – mruknął rozmasowując policzki, na co usta Marcina drgnęły nieznacznie. – Chcesz może coś zjeść? – zapytał patrząc na niego troskliwie. – Wprawdzie kanapki i herbata są wczorajsze, ale smaku jeszcze nie straciły.
- Może zjem z jedną…- odparł cicho na co Bolek uśmiechnął się zadowolony. Odwinął talerz z foli i postawił możliwie jak najbliżej Marcina. Pisarz wziął jedną z kanapek i zaczął powoli żuć.
- Co powiesz na kąpiel? Z bąbelkami? – zapytał Bolek.
Marcin przez chwilę żuł kanapkę jakby w ogóle nie słyszał pytania.
- Nie mam siły…
- Zaniosę cię – powiedział ciepło i pogłaskał Marcina po policzku. – Uważam, że kąpiel w miłym zapachu to całkiem fajna rzecz.
- No dobrze.
- To zjedz jeszcze trochę, co?
- Ale tylko jedną.
- Okej.
Kiedy Marcin walczył z następną kanapką, Bolek poszedł napuścić wody do wanny. Jak już się nalała, wrócił i rozebrał Marcina, po czym wziął go na ręce.
- Zostaniesz? – zapytał Marcin, kiedy już leżał w wannie.
- Oczywiście. Co ty na to żeby puścić jakąś miłą muzykę?
- Puść.
Poszedł po swojego laptopa, a gdy wrócił znalazł w swoich zasobach jakieś ckliwe utwory.
- Ładne – powiedział Marcin po trzeciej z kolei piosence.
Kiedy woda już zrobiła się prawie zimna, Bolek umył Marcina, który w ogóle nie protestował, gdy Bolek przez przypadek szarpnął go trochę zbyt mocno. Na koniec ogolił go, ubrał w piżamę i zaniósł do łóżka.
- Pić mi się chce – poskarżył się Marcin, kiedy już leżał.
- Chcesz soku czy coś ciepłego?
- A możesz… - zawahał się
- Tak?
- Ale nie chcę ci robić problemu…
- Marcin… - popatrzył na niego z wyrzutem. – przestań tak gadać, tylko mów, co chcesz.
- Wiesz, tej twojej czekolady.
Bolek uśmiechnął się zadowolony.
- Ależ oczywiście.
Zabrał kubek termiczny i wyszedł do kuchni. Na szczęście zrobił zapas zarówno czekolady w proszku, jak i tej w kostkach, także mleka i kakao.
- Chcesz teraz coś robić? – zapytał, kiedy już Marcin leżał w łóżku.
- Mógłbyś puścić tą muzykę, co w łazience i po prostu posiedzieć ze mną?
- Oczywiście.
Bolek przyniósł z łazienki laptopa, który wciąż grał. Położył go odpowiednio blisko łóżka i usiadł na swoim stałym miejscu.
- Mógłbyś bliżej? – zapytał cicho Marcin.
Posłusznie usiadł bliżej, na łóżku, wtedy Marcin wyciągnął rękę i złapał jego dłoń. Bolek uśmiechnął się rozczulony i delikatnie ją ścisnął. Nie wypuszczając dłoni Marcina z własnej, ułożył się wygodnie, twarzą do Marcina, chociaż pisarzowi to i tak było obojętne. Miał zamknięte oczy, ale za to jego twarz wyglądał na odprężoną. I im dłużej Bolek się w nią wpatrywał, tym bardziej miał wrażenie, że pisarz lekko się uśmiecha. I wmawiał sobie, ze to oznacza, że jest z nim coraz lepiej. Bo przecież nie może być inaczej, tylko lepiej…