Połączeni 25
Dodane przez Aquarius dnia Maja 16 2015 09:56:21


Z duszą na ramieniu biegł ku przeklętej gospodzie ledwie powstrzymując łzy. Nie chciał go stracić. Nie Letena. Oskarżał siebie, że chwilę wcześniej chciał wymówić słowa „nie chcę go więcej widzieć, dla mnie umarł”, lecz teraz cofał tamte myśli. Leteno musiał żyć, być z nim. Był jego kawałkiem duszy, serca. Jego uzupełnieniem. Słyszał, że As biegnie za nim. Z Kalem został Magila, jakoś wyczuwał, że mógł zostawić braciszka pod opieką tego człowieka.
Dopadł drzwi tawerny i wpadł tam niczym huragan. Od razu w oczy rzuciło mu się zbiegowisko ludzi. Stali nad kimś kto leżał na podłodze zrobionej z drewnianych desek. Zauważył stojącą wśród ludzi Harinę, właścicielkę tego przybytku pijaństwa i rozpusty. Podszedł do niej i pociągnął ją za rękaw sukni.
– Pani, Harino.
– Och, chłopcze jesteś. Twój brat... – mówiła coś dalej, ale Erki jej nie słuchał. Ujrzał brata leżącego na deskach i przypadł do niego.
– Leto, braciszku. – Położył rękę w miejscu serca i odetchnął z ulgi. Brat żył i wtedy po policzkach młodszego z Ladrimów popłynęły łzy, jakby z ulgi. – Leto! – Chłopak się poruszył.
– Twój brat został uderzony kuflem w głowę. Krwawi potrzebuje medyka – Hadrina położyła mu rękę na ramieniu. – Posłałam Magilę do ciebie, bo pomimo że to pijaczyna można mu ufać.
– On, powiedział, że Leteno zabito.
– Co powiedział?! Już ja mu wpieprzę jak go tylko zobaczę. Miał tylko powiedzieć, że Leteno jest ranny. Co za chłop. – Pokiwała z dezaprobatą głową.
– As, pomożesz mi wziąć go do domu? - Erkiran popatrzył z błaganiem w oczach na partnera.
Stojący obok Asmand skinął głową. Gdy tu wszedł gapie rozstąpili się zostawiając mu wolną przestrzeń, jakby wysyłał aurę niebezpieczeństwa lub mówił, że ten kto wejdzie mu w drogę na zawsze to zapamięta.
– Powinniśmy wziąć go do medyka – powiedział pochylając się. Z głowy Leteno kapała krew, ale nic sobie z tego nie robił. W swoim życiu widział wiele krwi. Wsunął rękę pod plecy chłopaka.
– Tu nie ma medyka. Jest noc. Nikogo nie znajdziemy. Wiem, jak się nim zająć. Nieraz obrywał. A jak dojdzie do siebie, to opowie co się stało. – Zaczynał obwiniać siebie, że brat tu jest. Gdyby go nie wyrzucił nic by się nie stało.
Leteno znalazł się w ramionach Asmanda i coś zamruczał kładąc głowę na ramieniu mężczyzny przy czym wtulił nos w jego szyję. Delreth spojrzał po wszystkich i ponownie ludzie, niezależnie kim byli, zrobili mu przejście
Erki przykładał ścierkę, którą zabrał karczmarce, do czoła brata i razem opuścili to miejsce.



Błogość, ciepło to były pierwsze odczucia Aranela po tym jak zaczął się budzić. Kolejnym było drugie ciało bardzo blisko niego, obejmowały go ręce męża. Powróciły wstydliwe, ale i pobudzające wspomnienia. Tej nocy stało się tak wiele w strefie cielesnej i uczuciowej. Nie miał wątpliwości, że sama myśl o Rivenie sprawiała, że jego serce szalało i czuł wielkie szczęście. Przysunął nos do szyi męża znajdując w takim uścisku ukojenie i radość. Chciał być blisko niego.
– Obudziłeś się? – zapytał Riven. Z przyjemnością obserwował męża i nie miał wątpliwości, że pragnie to robić zawsze. Patrzeć na niego, kochać się z nim i trwać przy jego boku. Jak mógł z początku ich związku go nie chcieć? Cóż, wtedy był inną osobą. Nareszcie dorósł do związku i nie obchodziło go, że dzielił życie z mężczyzną.
– Mhm – zamruczał Aranel.
– Jak się czujesz? – Pogłaskał go po plecach i zjechał ręką w pobliże pośladka.
– Dobrze. – Przytulił się bardziej zawstydzony. – Późno już?
– W pałacu dawno zjedli śniadanie, czyli późno. Co, niestety, oznacza, że będę musiał iść do swoich obowiązków. – Nie chciał się z nim rozstawać. Pocałował go w czubek głowy.
– Muszę wziąć kąpiel. – Czuł wilgoć między pośladkami.
– Pomogę ci.
– Nie. Wybacz, ale... – Nie chciał robić porannych ablucji, kiedy mąż byłby obok. Poza tym miał pełen pęcherz.
Riven miał ochotę się zaśmiać, ale powstrzymał się. Rozczulało go zawstydzenie męża. On Riven Saeros wpadał w sieć uczuć w stosunku do Aranela. Co tam, wpadł na dobre i wiedział to doskonale. Czuł się jakby miał naście wiosen i po raz pierwszy odkrył miłosne zauroczenia, ale teraz to było coś więcej.
– To pozwól, że przygotuję ci kąpiel, a potem wezwę Agathe i pomoże ci w ubraniu się. I nie wstydź się, bo spłoniesz, a chcę cię mieć długo przy sobie. Chociaż, w nocy płonąłeś i bardzo mi się to podobało – wyszeptał mu do ucha.
– Ri, przestań.
– Ri, podoba mi się. To co przygotuję kąpiel, zgoda?
Aranel pokiwał głową i z żalem pożegnał ciepłe ramiona męża, kiedy ten wstał, by udać się do łaźni. Młodzieniec pozostając sam, uśmiechnął się do siebie szeroko. Naprawdę był szczęśliwy. I jeszcze wiele razy w ciągu tego dnia o tym pomyśli.

***


Erkiran siedział przy bracie i zmienił mu kompres. Leteno budził się kilka razy, ale zaraz zasypiał. Z rany już nie lała się krew, a Asmand musiał wyjąć chłopakowi szkło pochodzące z kufla. Uderzenie było silne, ale Leteno nie jedno przetrwał.
– Po co tam poszedłeś?
– Jak dojdzie do siebie, to powie – szepnął Asmand.
– Mówicie za głośno. – Leteno otworzył oczy i ujrzał jak przez mgłę rozmawiających mężczyzn. Wzrok dopiero po chwili się wyostrzył. – Co się stało?
– To ty nam powinieneś powiedzieć co się stało. Tylko jak zaczniesz, nie waż się zasypiać. – Erki starał się panować nad swoim głosem inaczej już by na niego wrzeszczał. – Po co tam poszedłeś?
– Żeby zapomnieć. Harina ma dobre napitki. – Próbował dotknąć czoła, ale Erki palnął go w rękę dając znak, by tego nie robił. – Nie moja wina, że jakiś człowiek przyczepił się mnie i chciał leitów. Nie dałem mu ich i o to skutki tego. – Kłamał. Tak naprawdę poszedł tam po coś innego. I oberwał z innego powodu. Wyrazistość wspomnień uderzyła w niego.

Zamówił piwo ignorując męską prostytutkę i rozejrzał się gdzie mógłby usiąść albo z kimś porozmawiać. Tawerna pękała w szwach jak każdej nocy. Ludzie narzekali, że nie mają za co jeść, ale na mocne napitki leitów starczało. Ujrzał Magilę siedzącego na jednej z licznych ław. Jak zawsze pijaczyna zajmował jeden stolik i niewielu się wpraszało do towarzystwa. Każdy wiedział, że bez piwa miejsca wolnego nie ma. Zamówił, więc dodatkowy trunek z myślą udania się na rozmowę. Magila powie wszystko za perłowy napój, chociaż nie od razu. Czasem trzeba było spotkać się z nim kilka razy, aby czegoś się dowiedzieć. Gdy miał już w dłoniach pełne kufle przedostał się przez tłum i przysiadł się do stolika, jaki zawsze mężczyzna zajmował.
– Dla ciebie. – Postawił przed nim piwsko.
– Nie mów, że ze szczerego serca to dajesz. Nie jestem przekupny. – Mimo swoich słów od razu wlał w siebie połowę napitku.
– Ty jako jedyny wiesz co się w tej dzielnicy dzieje. Pamiętasz naszą rozmowę? Pytałem o zabójców moich rodziców.
– Nie mieszam się w to chłopcze. Nie moja sprawa. Powinieneś to zostawić! – Odstawił kufel i wstał chcąc odejść. Pochylił się jeszcze nad nim dodając: – Co zrobisz jak znajdziesz tych morderców? Nie ma tu straży. Nic im nie grozi. Zabijesz ich? Zauważ, że oni mogą to z tobą zrobić pierwsi. Twój ojciec umiał walczyć, a co się z nim stało? – Wyglądał i mówił nad wyraz trzeźwo.
– Wiesz kim oni są?
– Nie, a nawet jakbym wiedział, to bym milczał. Jeszcze moja skóra mi miła, Leteno. – Odszedł w stronę baru i tam usiadł.
Leteno upił łyk piwa nie tracąc nadziei na zdobycie swego celu. Wiedział, że jest uparty, wręcz można by nazwać to chorobą, ale nic nie mógł na to poradzić. Żył tym. Zabije ich lub sam zginie.
– Gówniarzu, słyszałem, że czegoś szukasz. – Przy stole pojawił się olbrzymi mężczyzna z szerokimi ramionami i zarostem na twarzy. Leteno nie raz widział go grającego w pokera. Nigdy nie zbliżał się do graczy, wyglądali na takich co to mogą oskarżyć nowego w ich pobliżu o kradzież ich cennych wygranych.
– Nie wiem co słyszałeś. – Starał się wyglądać na pewnego siebie.
– Widziałem cię tu nie raz. Chodzisz i rozglądasz się. Podsłuchujesz. Czego chcesz? – Usiadł naprzeciw niego.
– Rok temu mój ojciec i macocha zostali zamordowani niedaleko od swego domu. Chcę wiedzieć kto ich zabił i dlaczego? – pytał teraz otwarcie. Najwyżej się w coś wpakuje. Zresztą teraz, kiedy nawet jego brat wiedział jak chorym jest człowiekiem z tymi swoimi uczuciami, nie miał nic do stracenia.
– Ty jesteś Ladrima – stwierdził przybysz. – Słyszałem o tamtym niecnym czynie. Podobno chciano zgwałcić kobietę. – Mężczyzna potarł się po brodzie. – Tylko tyle wiem. Chyba, że zapłacisz...
– Slotan, nie masz czasem za długiego jęzora?! – Z drugiego końca sali zawołał olbrzyma, jakiś niepozorny człowieczek. Bywalcy tawerny nie zwracali uwagi na nich, każdy był zajęty swoimi sprawami. Nikt nie chciał się mieszać w czyjesz życie. Tutaj nigdy nie wiadomo, kiedy mogło ono zostać stracone.
– Stary, pogadać nie można?
– Znam cię. Szukasz zarobku. Wracaj tutaj, rozgrywamy kolejną partię.
Leteno widział, że liliput się denerwował, więc zapytał olbrzyma:
– Czy on ma coś z tym wspólnego? Z zabójstwem?
– Hahahaha. – Zaśmiał się mężczyzna. – Za dużo pytasz, gówniarzu. – Olbrzym wstał biorąc pusty kufel Letena i przechodząc obok niego uderzył chłopaka w głowę. Ladrima nie zdążył zareagować na uderzenie. Cios jaki mu zadano nie pozwolił mu utrzymać równowagi na ławie przez co wychylił się do tyłu i upadł pod nogi jakiejś kobiety, a może mężczyzny. Tego momentu nie pamiętał dokładnie. Jedynie słyszał zatarte słowa ludzi i widział kogoś kto się nad nim pochylał, a potem nie było już nic.


Za dużo pytał i oberwał. To było ostrzeżenie, a to znaczyło, że był blisko. Wystarczyło, że ostatnio zaczął naciskać na siebie i innych, a nie siedział i po cichu szukał sprawców, i już na coś trafił. Nie mógł tego powiedzieć Erkiranowi, ponieważ bał się o niego.
– Cała historia. Złodziej chciał okraść złodzieja.
– Erki idź bratu zrobić coś do picia – poprosił Asmand. Nie wierzył Leteno. I gdy Erki wyszedł złapał leżącego chłopaka za szyję i nachylił się nad nim. – Wiem, że kłamiesz. Wyślę twego brata, by poszedł do waszej sąsiadki po Kala, a sami porozmawiamy.
– Porozmawiamy – wystękał Leto. – o ile mi pomożesz.
– Jak chcesz znaleźć zabójców działaj roztropnie.
– Działałem roztropnie i nic z tego.
– Ale teraz założę się, że wszystko psujesz. Brak ci cierpliwości. Pewnie teraz to co robisz wygląda jakbyś stanął na środku miasta i krzyczał, kogo szukasz i co chcesz zrobić. Do tego trzeba mieć klasę. – Puścił go. – Pomogę ci, nie mogę pozwolić, aby cię zabito. Erki, by tego nie przeżył.
– Nienawidzi mnie ,miałby moją osobę z głowy.
– Kocha cię. Po prostu zdenerwował się – rzekł Asmand przyglądając się chłopakowi. Zatrzymał wzrok na tatuażu skorpiona. Znaku przynależności do szajki złodziei. Przesunął wzrokiem po jego szyi, ustach i zatrzymał na wpatrujących się w niego oczach. Czemu wcześniej nie zobaczył, jak piękne one są? – Boi się, że straci brata przez te uczucia.
– Tak boję się, ale nadal nie akceptuję tego co on czuje, jednak nie chcę by mu się coś stało. – Erki przyniósł herbatę. Czuł jaki jest słaby, ale nie dawał tego po sobie poznać. – Trzymaj.
Leteno uniósł się trochę i odebrał napój. Zignorował ból głowy.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj tylko pij. Dodałem ziół. Są przeciwbólowe. Teraz powie mi któryś co przede mną ukrywacie? – Położył ręce na biodrach. Nie był ślepy i głuchy. Słyszał ich szepty. Nie okłamią go i nie nazwą głupcem!

***


– Wydajesz się promienieć, książę.
– To, aż tak widać, Haialdarze?
– Zawsze potrafię rozpoznać szczęśliwego człowieka.
Szli z ogrodu do pracowni zielarza. Aranel czuł się wspaniale, a kolejna rozmowa z tym mężczyzną, którego naprawdę zaczynał traktować jak ojca, wpływała pozytywnie na wszystko. Mógłby innych obdzielać radością.
– Bo tak jest. Obudziłem się dzisiaj i uznałem, że świat jest piękny. Nie ma sensu się zamartwiać.
– Kiedy ma się przy boku księcia Saerosa tym bardziej, zgadłem? – Mężczyzna zerknął na księcia Adantina.
– Jak mówiłeś miłość przychodzi z czasem.
– To dobrze mój książę. Bardzo dobrze, że do ciebie przyszła tak szybko. Ale jak widzę twój przyjaciel nie podziela takiej radości.
– O kim mówisz, Haialdarze?
– Hrabia Melisi idzie krużgankiem i nie wygląda na osobę, z której tryska szczęście.
Aranel zaniepokoił się. Co mogło się stać?
– Gdzie on jest?
– Zaraz do nas dotrze.
Rzeczywiście kroki mężczyzny zbliżały się do nich. Adantin mógł od razu rozpoznać, że zawsze pewnie stawiane kroki się zmieniły. Terrik bardziej sunął stopami po kamiennej podłodze niż szedł.
– Terrik?
– Aranelu, miło cię widzieć.
– Stało się coś? – zapytał książę. Terrik mu ostatnio bardzo pomógł, więc on teraz nie zamierzał pozostać obojętny na problemy przyjaciela.
– Nie, dlaczego pytasz? – Stało się Yavetil go zostawił. Właśnie wrócił z koszar i okazało się, że były kochanek poprosił u króla o wolne dni i zniknął. Jak w takim razie on mógł z nim porozmawiać, kiedy nie mógł go znaleźć.
– To, że nie widzę, nie znaczy, że nie mam pojęcia o twoim stanie, przyjacielu. – Aranel zbliżył się do mężczyzny i wyciągnął dłoń. – Pozwól mi cię zobaczyć.
– To ja pójdę do swoich zajęć. – Haialdar się pokłonił, bo chociaż gdy był z księciem sam na sam nie musiał tego robić, tak w obecności innych, był wręcz zmuszony do zachowania etykiety.
– Dobrze i wybacz, że ci dziś nie pomogę.
– Wszystko w porządku, panie. – Zielarz udał się w kierunku swej pracowni zostawiając młodych mężczyzn samych.
– Terrik, mogę?
– Tak. – Chwycił jego dłoń i położył sobie na policzku. Palce Aranela przesunęły się po nim i skierowały ku górze.
– Masz zmarszczone brwi. Napięte mięśnie. I ty mówisz, że nic się nie dzieje?
– Yav mnie zostawił. Pewne rzeczy źle zrozumiał, myśli, że go nie chcę.
– Dlaczego tak sądzi?
– Mówiłem ci, co mi zrobiono, gdy miałem kilkanaście wiosen.
– Ale on o tym wiedział. Czyżby to zaczęło mu przeszkadzać. – Oparł obie dłonie na swoim kiju.
– Tak, wiedział i nie o to chodzi, są rzeczy których się wstydzę w związku z tym.
– Powiesz mi?
– Wybacz, ale na razie tylko Yavetilowi wyznam prawdę. Muszę go znaleźć. Dlatego ty wracaj do zielarza. A ja postaram się wszystko naprawić. – Nie czekał, aż Aranel coś powie, tylko wyruszył na poszukiwania Dante Elesnara. On musi wiedzieć, gdzie jest Galdor.
Minął dwa inne korytarze i wspiął się na piętro na którym znajdowały się komnaty księżniczki Naeli i jej małżonka. Jak Yav mógł pomyśleć, że on go nie chce, ponieważ jest żołnierzem? Sama księżniczka poślubiła żołnierza. Nie wstydził się go. Kochał Yava całym sercem. Oddałby za niego życie. Zapukał do drzwi, a te po chwili oczekiwania otworzyły się.
– Terrik?
– Witaj, Naelo szukam twego męża.
– Wejdź. – Zaprosiła go do środka.
Dante wyszedł z drugiej części komnat i w pierwszej chwili uśmiechnął się na widok hrabiego, ale szybko ujrzał jego wygląd. Zazwyczaj pięknie spięte włosy były rozpuszczone i jakby nieuczesane, a ubranie również nie prezentowało się elegancko.
– Co się stało?
– Już kolejny raz dzisiaj ktoś się o to mnie pyta. Aż tak widać, że coś jest nie tak?
– Widać. – Dante zawsze mówił wprost.
– Szukam Galdora.
– Pokłóciliście się? – zapytała Naela. – Widziałam go o świcie. Udał się do mego ojca i poprosił o wolne dni.
– Wiem, mówili mi to w koszarach, ale nie wiem gdzie się udał. Dante, wiem, że Yavetil często powierzał ci swoje sekrety. Mówił gdzie wyjeżdża, abyś w razie czego mógł go znaleźć. Muszę z nim porozmawiać. Martwię się. Powiedz gdzie on jest?
– Nie wiem. Wyjechał z rana. Nie zabrał wielu rzeczy, to wróci.
– Wiem, że nie zabrał. Wiem, że wróci, ale kiedy o to jest pytanie. – Nie mógł czekać. Nie chciał. – Nawet maść zostawił, a ta przeklęta blizna nieraz dawała o sobie znać. – Wyobrażał sobie, jak ukochany zwija się z bólu, a on nie mógł nic poradzić. I wszystko przez to, że myślał o sobie, o tym co Yav o nim pomyśli. – Nic, będę go szukał, aż znajdę. Popytam jeszcze.
– Terrik, nie wiem co się wydarzyło, ale zawsze możesz z nami porozmawiać. Jesteś dla mnie jak brat – powiedziała księżniczka. Smutek w jego głosie ją bolał.
– Dziękuję, Naelo. Chociaż jest ktoś kto może mi doradzić. – Riven wiedział o nim wszystko. Aranel był dobry i kochany, ale pewnie nic nie poradziłby na to. I jak miał jemu powiedzieć całą prawdę związaną z mężczyzną, który go zgwałcił? Aranel sądzi, że Terrik jest bez skazy, a miał ją wielką i teraz była przeszkodą w ślubie. Pożegnał się z młodym małżeństwem zwracając uwagę, że księżniczka szczególnie trzymała ręce na brzuchu. Tak jak robiła to nie jedna kobieta, kiedy była przy nadziei. Uśmiechnąłby się na tę myśl, ale powód zmartwienia przygniatał go do ziemi i coraz bardziej czynił w jego sercu pustkę. Niewiele czasu był bez Galodora, a już tracił całą swą radość, co jak będzie musiał bez niego trwać do końca życia? I jeszcze go widywać w pałacu, a nie móc z nim być? Tego nie przetrwa.

***


– Mój brat chyba za bardzo uderzył się w głowę i nie pamięta, jak mówiłem, że chcę się stąd wyprowadzić i, aby nie szukał tych morderców. I jeszcze ciebie w to wciąga – warczał Erkiran. Może i był delikatnym chłopakiem, ale potrafił pokazać pazury. – I nie powiedzielibyście mi, gdybym nie zorientował się, że coś przede mną ukrywacie.
– Skarbie, może byś poszedł po Kala...
– Ty mi tu nie skarbuj, Asmandzie! Dlaczego nie rozumiecie, że się o was boję?! Nie rób takiej miny Leto. O ciebie też, ale nie myśl, że nagle zapomniałem jaki masz do mnie stosunek.
– Nie mam. Powiedziałem ci, że...
– Milcz. – Uniósł rękę w geście uciszenia brata. – Jesteś moim bratem. Zawsze nim będziesz, ale nigdy nie zaakceptuję tych nie braterskich uczuć do mnie. Ale jestem mężczyzną i dam sobie z tym radę, bo mamy w sobie tę samą krew, nie ważne, że mieliśmy inne matki. Tylko nie próbuj mnie uwodzić, bo strzelę w twarz. A ty – wskazał palcem Delretha – nie planuj z moim bratem tak niebezpiecznych rzeczy. Chcę byś od teraz miał czyste konto. Książę się tym zajął, wiem to ponieważ pisał w liście o tym. Wpakuj się w coś, a nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
– Erki, zrozum twojego brata. – Asmand położył ręce na ramionach młodego kochanka. – On tym żyje. Ma swój cel. Pragnie, by ci co odebrali wam rodzinę ponieśli karę. Nikt nie planuje nikogo zabijać. Dowiemy się tylko kto to jest i doniesiemy księciu. Powiemy też co tu się dzieje. Widać król nie wie jak żyją ludzie.
– Nie rozumiesz. Ja chcę by tamci ponieśli karę, ale każde takie poszukiwania sprowadzają tylko nieszczęścia. Straciłem rodziców, nie chcę stracić jego i teraz ciebie.
– Kochanie, nic się nam nie stanie. Tym bardziej, że wiem co robić i pamiętaj nie jestem zwykłym człowiekiem.
– Tak, jednym ciosem potrafisz posiekać ciało na kawałki i zabić kilku ludzi. Bardzo pochlebne – prychnął Erki i odsunął się. Dlaczego oni go nie rozumieli? – Ja chcę w końcu żyć normalnie. Wreszcie zapomnieć, a ty Leto od roku mi na to nie pozwalasz! – Z oczu popłynęły mu łzy. – Wciąż tylko się narażasz i chciałeś zostawić mnie samego z Kalem. W każdej chwili ktoś mógł cię złapać przy kradzieży. Ciągle myślisz tylko o sobie! O tym czego ty chcesz! Bo ty chcesz odnaleźć morderców! – Otarł łzy. Patrzył na siedzącego brata z wściekłością i bólem. – A nie myślisz, że odnajdziesz ich i mogą cię zabić. Mówisz, że co z tego jak to zrobią? A z tego, że mnie i Kalowi serce pęknie, głupku!
– Tak mówiłem ze względu na moje chore uczucia. – Podniósł się z trudem. Asmand nie wtrącał się do nich. – Co ci po takim bracie jak ja?
– Co? Ty jesteś głupi. Wiem co dziś powiedziałem, ale przeżyłem szok, lecz wiadomość, że cię zabili uzmysłowiła mi, iż jesteś moją jedyną rodziną i kocham cię. Przestraszyłem się, że straciłem brata przez moje słowa.
– Erki, nigdy mnie nie stracisz. I powiedziałem, że od lat to tłumię i będę nadal to robił. Nienawidzę siebie za to, co czuję, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Jesteś dla mnie ważny podwójnie. I jest dla mnie ważna kara dla tych ludzi. Zrozum jestem już blisko ich odnalezienia, ale jak teraz powiesz bym to zakończył zrobię to.
Erki przesunął po nim oczami, a potem przeniósł wzrok na Asmanda. Odetchnłą kilka razy głeboko.
– Obiecacie mi, że przeżyjecie?
– Skarbie zawsze do ciebie wrócę. – Asmand przyciągnął Erkirana do siebie i zamknął w swoich ramionach. Ujrzał jak Leteno chce odejść ukrywając smutek na twarzy, więc złapał go za szeroki rękaw koszuli i chłopak znalazł się przy nim. – Nigdzie nie pójdziesz. – Objął obu braci. Już układał w głowie ich przyszłe życie w nowym domu oraz plan jak znaleźć morderców ich rodziców.
Erki westchnął ciężko wtulając nos w ramię kochanka. I nawet brat będący tak blisko mu nie przeszkadzał. Teraz nie obchodziło go nic poza tym, żeby wszystko się ułożyło.

***


Riven słuchał przyjaciela i nie wierzył w jego głupotę i jeszcze większą głupotę Galdora. Milczał pozwalając zdenerwowanemu mężczyźnie dokończyć monolog.
– Teraz już wiesz, że ukrywanie prawdy wyszło na złe – zabrał głos, kiedy usta Terrika zamknęły się w milczeniu. – Nie będę dawał ci rad, gdyż sam nie postępowałem dobrze w stosunku do Aranela. Jedynie co, to myśl, gdzie Galdor może być. Znasz go lepiej ode mnie. Na pewno są miejsca, gdzie mógł pojechać.
– Nie wiem. Mam mętlik w głowie. – Usiadł na wyściełanym czerwonym materiałem krześle, ale szybko wstał i zaczął chodzić po komnacie jaka służyła za gabinet przyjaciela.
– To się uspokój. Zachowujesz się jak porzucona niewiasta. Jesteś mężczyzną i tak się zachowuj.
– Ciekawe co ty byś robił, gdyby chodziło o Aranela. Usiadłbyś spokojnie i czekał? – Wiedział, że Riven kocha Aranela. Wystarczył mu jeden rzut oka na niego, kiedy tu wszedł.
– Nie.
– To nie pouczaj mnie! On sądzi, że go nie chcę.
– Terrik, opanuj się! Rozumiem twoje zdenerwowanie, obawy, ale będąc tak roztrzęsiony nic nie zdziałasz. Ręce ci się trzęsą. Obiecuję popytać strażników, gdzie się ich dowódca udał.
– Pytałem.
– To tylko ty możesz wiedzieć, gdzie on jest. Gdybym ja uciekł od Aranela to udałbym się tam, gdzie, by mnie odnalazł. Poza tym on wróci. Może cierpliwie poczekaj.
Terrik odetchnął ciężko. Zdawał sobie sprawę ze swego infantylnego zachowania. Riven miał rację musi się uspokoić i pomyśleć.
– Dobrze, tak trzymaj. Teraz udaj się do swojej komnaty i odpocznij. Jak nie zrobisz tego z własnej woli udam się do medyka po lek na sen. Wyglądasz strasznie. Jesteś niewyspany, zmęczony. On nie chce po powrocie zobaczyć cienia.
– Riven ma rację Terriku. – W drzwiach stanął Aranel wraz z Agathe. – Wybaczcie nie chciałem wam przeszkadzać. Nie słyszeliście jak pukam.
– Kochanie, ty nigdy nie musisz pukać. – Riven oderwał się od biurka, o które się opierał, i podszedł do męża. Ucałował go w skroń.
– Agathe, pokazała mi gdzie masz gabinet.
– Dobrze zrobiła. Jak skończę wybierzemy się na przejażdżkę.
– Chętnie – odpowiedział radośnie książę Adantin. Ostatnio jeździł w towarzystwie Naeli, ale z Rivenem było cudowniej to robić.
Terrik patrzył na nich i cieszył się, że w końcu ci dwaj byli razem, i teraz nadeszła jego kolej, by naprawić to, co przez lata działało bez skazy. Pełen smutku ominął ich i jak obiecał udał się na spoczynek. O ile zaśnie bez owiniętych wokół niego ramion narzeczonego. I z przytłaczającymi myślami. Wsunął dłoń w kieszeń szaty jaką miał na sobie i ścisnął pierścień. Chciał, by ten wrócił na palec Yavetila. Postara się o to, aby tak się stało.