Światło i cień 9
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 04 2015 08:34:21


Wolno i z bólem otworzył oczy po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Pochodnie rzucały cień na gołe mury, w pomieszczeniu nie było okien i tylko jedne drzwi. On sam siedział przywiązany do krzesła. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności drzwi zaskrzypiały i do pokoju weszło trzech mężczyzn. W jednym z nich rozpoznał Najwyższego Maga, który osobiście pofatygował się na jego przesłuchanie.
Dobrze, pomyślał, będzie mógł mu powiedzieć co o nim myśli. Uśmiechnął się w kierunku swoich gości.
Jeden z mężczyzn wyszedł z cienia i stanął blisko krzesła. Był wysoki i potężnie zbudowany z ciemną skórą. Zaraz za nim na środek pomieszczenia wyszedł Felim, ich towarzysz pozostał w cieniu.
- Wiesz dlaczego tu jesteś? - zapytał ostrym tonem Mag.
- Żebyśmy mogli się pobawić? - Więzień zaśmiał się prostując w krześle na tyle, na ile pozwalały mu więzy. Wiedział, że są wzmocnione magią i nie ma sensu nawet próbować się z nich wyrwać.
- Jak długo już przebywasz na naszych ziemiach? - zapytał Felim nie zwracając uwagi na jego rozbawienie.
- Wystarczająco długo żeby widzieć to i owo. Macie kiepskie zabezpieczenia, rozleniwiliście się trochę.
- Kto cię wysłał i w jakim celu?
- Chciałbyś wiedzieć - parsknął więzień.
Cianithel skinął lekko głową w stronę rosłego śniadego mężczyzny, po czym ten zbliżył się do więźnia, rozerwał jego koszulę i przystawił dłoń do piersi. Po kilku sekundach skóra pod dłonią rozjarzyła się jasnym światłem a więzień krzyczał z bólu. Na ponowne skinięcie mężczyzna oderwał rękę pozostawiając na jasnej skórze ciemny ślad. Głowa więźnia opadła, pot spływał mu po twarzy, do której kleiły się jasne włosy. Oddech stał się ciężki i świszczący.
- Jak się nazywasz? - spytał łagodnie Felim.
W odpowiedzi więzień podniósł powoli głowę i splunął w kierunku maga, lecz ślina daleko nie doleciała spadając na ciemną posadzkę. Felim chwilę wyczekiwał na jakąkolwiek odpowiedź mężczyzny i gdy już miał znowu zadać pytanie, tamten po kilku głębszych oddechach spojrzał na maga i udzielił odpowiedzi:
- Nazywam się Petariki. Jestem dumnym obywatelem Terhi. Odpowiadam tylko i wyłącznie przed swoim panem i właśnie jemu zdążyłem przekazać to, co potrzebowałem zanim mnie złapaliście. Jestem mieszkańcem Terhi a wy wszyscy Anvansijczycy możecie mnie pocałować a potem pożegnać się ze światem. - Jego zielone oczy przybrały bardziej zawzięty wyraz. - A ty Felimie, Najwyższy Magu, szczególnie ty, miej się na baczności, ponieważ tym razem polegniesz w walce. - Gdy skończył mówić jego usta wykrzywił uśmiech a potem od ścian odbił się echem jego śmiech.
Cianithel zmarszczył brwi ale nie skomentował tego przemówienia.
- Kto cię wysłał? Kto jest twoim panem? - powtórzył jedynie.
- Pieprz się - wysyczał i znowu splunął.
Mag ponownie skinął głową i rosły mężczyzna przystawił dłoń w to samo miejsce. Tym razem na twarzy Petarikiego dało się ujrzeć przerażenie, które zmieniło się w grymas gdy przez jego ciało ponownie przeszedł ogromny ból a po korytarzu przez zamknięte drzwi poniosło się echo krzyku.

* * *


Wolny dzień minął beztrosko i leniwie. Lior i Senka większość czasu spędzili sami w pokoju ciesząc się sobą jak nigdy dotąd. Pocałunkom i pieszczotom nie było końca, przerywając jedynie na śniadanie, obiad, kolację oraz krótki spacer po ogrodach Zakonu. Nie mieli ochoty się z nikim widzieć i rozmawiać, unikali przyjaciół.
Jednak już następnego dnia, gdy tylko mieli udać się na zajęcia, została ogłoszona zbiórka w głównym budynku, na którą wszyscy uczniowie zostali zaprowadzeni przez nauczycieli. Na podwyższeniu stanęło kilku magów a na jedynym krześle zasiadał Felim Cianithel, Najwyższy Mag Zakonu. Senka zauważył, że wyglądał on mizernie, jakby nie spał od kilku dni. Faktycznie, ostatnie wydarzenia dawały mu się we znaki, kiedy musiał zarządzić przegrupowaniem wojsk Anvansi. Straż zdołała również odnaleźć i uwięzić szpiega Terhi, o którym opowiedział mu Besnik. Po incydencie w karczmie ukrywał się w stodole niedaleko bram miasta, wtedy już pilniej strzeżonych, więc nie mógł wymknąć się niepostrzeżenie. Cały wolny dzień Aniołów był przesłuchiwany, lecz nie przyniosło to zbyt wielu informacji.
Zamiast Felima przed zebranymi stanął jego zastępca - Hodei Keppa, który przekazał wszystkim nowiny w związku z zaostrzeniem czujności w stosunku do wrogiego państwa. Gdy tylko to powiedział, na sali zapanowało poruszenie. Młodzi Aniołowie przejawiali obawy jakie niosła za sobą ta informacja, zastanawiali się czy nie wybuchnie następna wojna, po tylu latach spokoju.
- Jak widać nasz wróg nie śpi, i pomimo ustania walk dziesięć lat temu oraz zawzięcia rozejmu z ówczesnym władcą Terhi, stały pokój nigdy nie był zawarty i ktoś postanowił to wykorzystać i wznowić agresję w naszą stronę - wygłosił Hodei. - Pomimo tego, że nasza armia jest liczna, bierzemy pod uwagę skorzystanie z zasobów Zakonu i wcielenia w szeregi zawodowej armii niektórych z uczniów, niektórych z Was. - Wrzawa znowu się podniosła i Hodei musiał chwilę odczekać aż wszyscy się uspokoili. - Ale nie martwcie się, dopóki to nie bedzie naprawdę konieczne, żaden z Was siłą nie będzie zaciągnięty na front przed ukończeniem nauki.
Hodei Keppa przekazał zebranym jeszcze kilka informacji, poczym kazał rozejść się do sal i wznowić naukę. Senka i Lior udali się na osobne zajęcia, lecz cały czas mogli pozostawać w kontakcie umysłowym. Liora zaniepokoiło, że Senka ożywił się na informację o zbliżającej się wojnie.
Na zajęciach trudno było się skupić uczniom, którzy gdy tylko nadawała się okazja, rozmawiali o wojnie. Również podczas obiadu przy stolikach można było usłyszeć tylko o tym.
- Wojska z cytadeli zapewne już wyruszyły na wschód - zagadnął Lasse przysiadłszy się do stolika przy którym siedzieli Lior i Senka.
- Sądzisz, że wojna zacznie się już teraz? - zapytał spokojnie Lior.
- A czemu by nie? Skoro znaleźli szpiega.
- Odkrycie szpiega jeszcze o niczym nie świadczy. To że przegrupują wojska, nie znaczy, że zaraz dojdzie do bitwy tu i ówdzie.
Lasse spojrzał na niego skrzywiony. Jego zdaniem to co się wydarzyło w Idzie prowadziło od razu do otwartego konfliktu, nie zastanawiał się, że do otwartej bitwy może przyjść z czasem.
- A co jeśli jutro napadną na nas?
- Granica jest obserwowana i kontrolowana, to że jeden człowiek przedostał się na nasze tereny, nie oznacza, że zaraz spadnie na nas całe wojsko - odparł Lior ze spokojem.
Lasse już nic nie powiedział, tylko zajął się swoim obiadem i resztę czasu milczeli.
Na wspólnych zajęciach uczniowie wyczerpali już temat konfliktu i zajęcia odbywały się normalnie. Sulai Paora również nie wspominał o porannym zebraniu. Skupił się teraz na swoich uczniach, szczególnie na Sence i Liorze, których zachowanie po poprzednim incydencie diametralnie się zmieniło. Byli wręcz idealnie zespoleni. Każde zadanie jakie wykonywali odbywało się bez żadnych zgrzytów, chociaż Sulai miał wrażenie, że jednak od czasu do czasu jakieś spięcie przebiegało we wnętrzu gdy Cień był w ciele Światła, pomimo ich zgodności. I rzeczywiście, Senka czuł się teraz znakomicie w ciele Liora, swobodnie przepływał po jego umyśle jakby robił to milion razy bez żadnych problemów. Lior zrzucał na dalszy plan niepotrzebne myśli skupiając się na zadaniach a Senka odrzucał je w swobodny sposób po prostu wyłapując to co ważne, zupełnie nie skupiając uwagi na innych rzeczach. Lecz w chwili oczekiwania między zadaniami Lior dostrzegał w umyśle Senki myśli o wojnie. Chłopak ewidentnie był pobudzony całą sprawą, mimo że nie odezwał się na ten temat ani słowem. Lior przecież umiał czytać w jego myślach, widział wręcz jego myśli jak swoje własne i mimowolnie skupiał się na nich kiedy nie wykonywali zadań. Senka czuł to i między nimi tworzył się swego rodzaju konflikt, którego obydwaj nie mogli w tym momencie zdusić.
Dopiero wieczorem, po kolacji, siedząc w pokoju zdołali porozmawiać na temat tego co się wydarzyło dzisiejszego dnia.
- Pamiętam jak ochoczo mówiłeś o wojnie jak byliśmy w karczmie i poznałem Besnika - zaczął Lior. - Widzę, że teraz myślisz to samo, nadal z zapałem rwiesz się do walki.
- Przecież do tego zostaliśmy stworzeni Lior, do walki. Jesteśmy Aniołami - zripostował Senka chodząc po pokoju.
- Tak, ale to nie znaczy, że na wojnę idziemy z wielką chęcią. Besnik miał rację, z tym co wtedy mówił, że tylko głupcy chcą zginąć jak najszybciej.
- Czyli masz mnie za głupca? Dlatego, że chciałbym bronić swojego kraju?
- Ja też chcę go chronić, ale nie spieszy mi się na pole walki tylko po to, żeby szybko zginąć.
- Ale my nie zginiemy Lior, jesteśmy na to za dobrzy.
Światło spojrzał mu w oczy i dostrzegł w nich determinację. Senka był pewny swoich racji i Lior wiedział, że nie zawahałby się, gdyby zaproponowali im pójście na front nawet już teraz.
- Jeszcze musimy się wiele nauczyć - odparł spokojnie spuszczając wzrok. - Dopiero zaczęliśmy naukę w Zakonie, Besnik i Seitse są od nas sto razy lepsi. Ja w ogóle nie umiem posługiwać się magią.
- Ale my będziemy lepsi. - Senka usiadł obok niego na łóżku obejmując ramieniem. - Jesteśmy inaczej zżyci niż tamta dwójka, jesteśmy wyjątkowi. - Patrzył na niego z żarem w oczach. Pogładził go po policzku i pocałował.
- Dobrze, masz rację, będziemy lepsi. Ale obiecaj mi, że od teraz skupisz się na nauce i przestaniesz myśleć o wojnie, bo mnie rozpraszasz podczas treningu. A jeden szpieg w kraju wiosny nie czyni.
Senka przytaknął i się uśmiechnął. Pocałowali się ponownie i już wiedzieli, że szybko nie zasną dzisiejszej nocy.

* * *


Petariki zbudził się ciężko przyzwyczajając oczy do półmroku. Leżał na twardej ziemi, bolało go całe ciało. Rozejrzał się wokoło i dostrzegł przy ścianie proste drewniane łóżko z szarym materacem. Znajdował się w celi, musieli przenieść go z sali przesłuchań kiedy był nieprzytomny. Wstał powoli czując każdy mięsień i wgramolił się na miękki posłanie. Spojrzał w dół i dostrzegł pod poszarpaną koszulą dwa ciemne znaki na klatce piersiowej, miejsca gdzie wcześniej śniady mężczyzna uderzał w niego bolesną energią. Ponownie zamknął oczy aby dojść do siebie. Anvijskie psy nigdy go nie złamią. Tak w skrócie nazywali mieszkańców Anvansi. Ich państwa żyły w konflikcie odkąd pamięta, ich ludy przywłaszczały sobie ziemie i mordowały się nawzajem od dawnych czasów. Nikt nie chciał pokoju, nikt nie mówił o rozejmie. W niezgodzie, wzajemnej niechęci, tak miało już zostać. Nawet ten parszywy Felim Cianithel tego nie zmieni, nawet gdyby chciał. Petariki dziesięć lat temu na wojnie stracił całą swoją rodzinę, nie zamierza nikomu pobłażać, nikogo żałować, nie zamierza się poddać i zrobić wszystko aby tylko Anvansi padło przed Terhi na kolana.
Powinien był być bardziej ostrożny, zdradził się wtedy w karczmie, ten młodzik go odszyfrował. No i pierścień. Teraz mu się przypomniało, poszukał dłonią ale nie znalazł go na palcu. Zaklął. Zabrali mu jak resztę rzeczy, mógł się tego spodziewać. Wstał w końcu i rozejrzał się po celi. Drzwi były solidne, z małym okienkiem na wysokości oczu, które wychodziło na korytarz. Wszędzie paliły się jedynie pochodnie, słychać było gdzieś w oddali rozmowy strażników i ocierający o siebie metal, zapewne zbroi ochronnej.
Ucieszył się gdy ponownie sobie przypomniał, że udało mu się przekazać potrzebne wiadomości do jego pana. Najbardziej go bawiło to, że on też przebywa w Anvansi a oni tego nie wiedzą. Mają pod nosem szpiegów czego nie są świadomi.
Nagle usłyszał trzask otwieranych drzwi, rozmowy i kroki zbliżające się do jego celi. Odsunął się od drzwi i czekał z zaciekawieniem czy to może znowu Felim przyszedł go przesłuchać. Faktycznie, to drzwi jego celi otworzyły się, lecz do środka wszedł nieznany mu człowiek, sam, a drzwi za nim zamknęły się. Hodei Keppa podczas przesłuchania stał w cieniu i więzień wcześniej go nie widział. Teraz on przyszedł go przesłuchać.
- Felim jest zbyt wyrozumiały dla swoich więźniów - zaczął Hodei poprawiając okulary na nosie. - Ale pozwolisz, że ja będę mniej subtelny.
Petariki spojrzał na niego zdumiony. Hodei wyciągnął przed siebie prawą dłoń i skierował jej wnętrze w stronę więźnia. Nagle coś go uderzyło z całej siły w klatkę piersiową i odrzuciło na ścianę. Peta stracił na chwilę oddech od uderzenia energią z przodu oraz z powodu bólu tyłu, gdzie plecy zetknęły się z murem. Upadł na ziemię i oparł się rękami próbując złapać powietrze z szeroko otwartymi oczami.
- Wiesz co chcę wiedzieć, więc dopóki nie usłyszę od ciebie żadnej odpowiedzi, nie przestanę.
Hodei podszedł do niego i złapał za włosy wymuszając aby więzień uniósł głowę. Na jego twarzy malował się ból. Petariki dojrzał spod okularów jego czarne oczy.
- Cień - wychrypiał. - Nie powinieneś teraz łazić gdzieś za swoim Światłem?
Petraiki już zaczynał się uśmiechać z wypowiedzianego szyderstwa gdy nagle mocny cios w brzuch wymusił łapanie oddechu. Otworzył szeroko usta i zakaszlał głośno. Uderzenia spotęgowane energią naprawdę bolały, ale na tyle łagodnie rozchodziły się wewnątrz ciała, że nie uszkadzały wewnętrznych organów.
Hodei załapał więźnia za koszulę i postawił na nogi. Rozerwał do końca materiał i rzucił szmatę na podłogę. Przytrzymał go za ręce, a te zaczęły palić żywym ogniem. Petariki krzyczał z bólu, z oczu płynęły mu łzy, a po twarzy spływał pot. Zacisnął zęby gdy ból ustał i zsunął się po ścianie ponownie na podłogę, gdy Hodei zwolnił uścisk. Oczy zaszły mu mgłą, ale nie zamierzał nic mówić, nie mógłby zdradzić swojego kraju. Cień przykucnął obok niego.
- Może jednak powiesz mi co chcę, a wtedy ujrzysz jeszcze swoją rodzinę, gdzieś, kiedyś - szepnął mu wprost do ucha Hodei Keppa.
Peta spojrzał na niego lekceważąco.
- Nie mam rodziny. Wszyscy, na których mi zależało zginęli na wojnie - odparł słabo.
- I przez dziesięć lat nie miałeś nikogo na kim mogłoby ci zależeć? - Cień spojrzał w jego zielone przygaszone oczy.
- Pieprz się.
Podniósł obolałą rękę do góry chcąc go odepchnąć, ale nie miał siły i jego dłoń spoczęła na ramieniu Hodei. Ten przyjrzał się bliżej więźniowi. Jego krótkie włosy kleiły mu się teraz do twarzy, a pod nimi na czole zauważył grubą bliznę kończącą się na łuku brwiowym, oraz mniejszą i krótszą na brodzie. Wojna, pomyślał, a przed oczami przebiegły mu obrazy z tego strasznego okresu. Najwyraźniej jednak widział jak w jego rękach umiera jego Światło – Keppa. Złapał za nadgarstek Petarikiego i wypuścił wiązkę palącej energii. Więzień wrzasnął, złapał drugą ręką nadgarstek Hodei i spojrzał mu w oczy, w których Cień dostrzegł przerażenie. Petariki próbował udawać silnego, nie do złamania Terhijczyka, ale Hodei widział, że w jego wnętrzu czai się smutek i słabość i że wkrótce zdobędzie informacje jakich potrzebuje.
W końcu go puścił, aż ten ledwo przytomny całkiem osunął się na ziemię. Hodei zawołał strażnika a gdy już był za drzwiami nakazał nie dawać więźniowi nic oprócz wody do picia przez najbliższe dni. Głodny i bez sił będzie skłonniejszy do mówienia, pomyślał i odszedł.

* * *


Rozmowy na temat wojny ucichły w Zakonie i tylko osoby z otoczenia Felima wiedziały co się dzieje w kraju. Hodei Keppa tylko Cianithelowi mówił jak idą postępy w przesłuchiwaniu szpiega. Mag wiedział, że Hodei nie cofnie się przed niczym żeby wyciągnąć informacje od Terhijczyka, ale musieli wiedzieć czy w kraju znajdują się inni bojownicy o wolność, oraz jakie informacje przekazał swoim ludziom Petariki.
Pewnego dnia swoją wizytę w gabinecie Najwyższego Maga zapowiedział Balyendin i gdy tylko wszedł przez drzwi, od razu zaatakował Felima.
- Hodei nie daje mu jeść. - Podszedł do biurka i z hukiem oparł o niego dłonie świdrując oczami kochanka.
- Rozumiem, że byłeś zbadać więźnia - odparł zmęczonym głosem Felim opierając się w fotelu.
- Tak, miałem zobaczyć czy wszystko z nim w porządku, ale chyba niedługo wyzionie ducha przy takim traktowaniu!
- Wiesz przecież, że potrzebujemy tych informacji.
- Ale nie takim kosztem. Nie jesteśmy barbarzyńcami. Nie jesteśmy jak oni. - Jego chabrowe oczy płonęły.
Felim wstał od biurka i przeszedł na drugą stronę pokoju żeby ułożyć się na szezlongu.
- Porozmawiam z Hodei na ten temat. Czy jeszcze masz do mnie jakąś sprawę? - Zamknął oczy, był zmęczony, niewyspany.
Balyendin podszedł do niego i usiadł obok, położył dłoń na czole.
- Spałeś ostatnio Felimie? Chociaż trochę? - zapytał z troską w głosie. Już nie był na audiencji u Najwyższego Maga, był teraz przy swoim ukochanym.
- Ciężko to nazwać spaniem. - Uśmiechnął się słabo.
Bal nie mówiąc już nic przymknął oczy i zaczął przesyłać na niego energię leczniczą uspokajając jego nerwy, przynosząc ulgę i spokój.
- Może przyjdę do ciebie wieczorem i dam ci coś na sen? - zapytał Bal gdy zauważył, że twarz Felima się rozluźnia kojona magią.
- Możesz przyjść, oczywiście jeśli wrócę do siebie wieczorem. Tylko jak przyjdziesz to nie wiem czy tak łatwo zasnę. - Nie otwierając oczu uśmiechnął się i położył dłoń na jego nodze.
Balyendin nic nie odpowiedział coraz bardziej martwiąc się o niego. Już teraz miał tyle spraw na głowie, a co będzie jak w końcu zacznie się coś dziać?

* * *


Po tygodniu głodówki Petariki dostał w końcu jedzenie, ale i tak był już wycieńczony z głodu i bólu. Po ostatnim przesłuchaniu już nawet zaczął się zastanawiać czy miłość do kraju jest więcej warta niż jego własne życie i wolność, ale wyczekiwane jedzenie poprawiło jego samopoczucie.
Hodei Keppa znowu przyszedł do niego aby zadać ponownie te same pytania. Zauważył, że mężczyzna jest wycieńczony, ale nadal skory do stawiania oporu. Przeklął w duchu Balyendina za to, że został zmuszony dać mu w końcu jakiś posiłek. Zmizerniały i głodny więzień jest dużo lepszy. Pomyślał chwilę i stwierdził, że jednak zmieni dzisiaj taktykę. Usiadł na wyliniałym materacu a Petariki odsunął się szybko sądząc, że zaraz dosięgnie go ból. Lecz nic takiego się nie stało. Hodei mówił spokojnym głosem.
- Opowiedz mi kogo straciłeś na wojnie.
Więzień zdziwił się tym pytaniem, lecz nie zamierzał nic mu mówić, byłoby głupotą otworzyć się przed swoim oprawcą.
- A co ci do tego?
- Jestem po prostu ciekawy. Mówiłeś, że zginęła cała twoja rodzina. Kto to był? Ojciec, matka, zapewne jakieś rodzeństwo, siostry, bracia?
Petarikiemu stanęły przed oczami obrazy z tamtych lat. To było tak dawno, a jednak rany nigdy się nie zagoiły.
- Rodzina jak każda inna, nie będę ci o nich opowiadał - żachnął się.
- Zginęła bezpośrednio z rąk naszych żołnierzy? A może zabiło ich uderzenie magii? W sumie taki wybuch mógłby przyjść z każdej strony, zarówno z naszej jak i waszej. - Hodei zerknął na niego uważnie czekając na reakcję.
- To wy ich zabiliście - wycedził przez zęby, czuł jak gorący żar wkrada się do jego serca. - I magia i żołnierze, całe miasto zostało napadnięte a nikt ich nie ostrzegł.
- Czyli to Terhijczycy nie ostrzegli swoich ludzi przed zbliżającym się wrogiem - uzupełnił Hodei.
Petariki zamarł.
- Terhi dąży do ponownej wojny z nami. Czy sądzisz, że nikt w niej nie zginie? - kontynuował Cień. - Czy znowu mamy wkroczyć na wasze ziemie aby bronić naszych własnych i tym sposobem znowu niewinni ludzie będą ginąć? My nie chcemy wojny, my do niej nie dążymy, my tylko będziemy chcieli bronić siebie i naszych bliskich.
Petarikiemu zaczęły drżeć dłonie, zacisnął je mocno.
- Chcesz aby Anvansi poniosło karę za śmierć twojej rodziny, ale nie zrobiliśmy nic aby w ogóle doszło do tej wojny. - Hodei naginał prawdę, ponieważ oba państwa nigdy nie żyły w zgodzie, ale faktem było to, że Terhi uderzyło pierwsze. Dzięki temu Hodei miał kartę przetargową w przesłuchaniu. Wstał i podszedł blisko więźnia. - A ty chcesz pomóc Terhi aby znowu ginęły czyjeś matki, czyjś ojcowie, bracia i siostry, chcesz pomóc doprowadzić do wojny, w której znowu zginą setki, tysiące niewinnych ludzi.
Terhijczyk znowu ujrzał ciała martwej rodziny. Matka, ojciec, dwaj młodsi bracia, leżeli tam, w zgliszczach domu, martwi. Wokół było pełno krwi, a także resztki magii, która uderzyła w to miejsce. Ponownie poczuł ten przeszywający ból, który go wtedy ogarnął. Hodei nie musiał nic robić, wystarczyły jego słowa. Dotknął nagimi plecami ściany i zsunął się po niej dotykając ziemi. Keppa ukląkł obok nadal wpatrując się w jego twarz, w jego płonące zielenią oczy, w których teraz mimowolnie zbierały się łzy. Nie chciał płakać, tylko nie to, ale nie mógł ich powstrzymać, łzy płynęły same.
- Powiedz mi tylko...
- Odpieprz się! - wrzasnął Petariki nie dając Hodei dokończyć zdania. Wyciągnął w jego kierunku ręce chcąc go odepchnąć, uderzyć, cokolwiek, ale Keppa był silniejszy i złapał go za nadgarstki. Już miał przesłać energię i zająć bólem jego ręce, ale nie zrobił tego, bo Peta się poddał. Nie rzucał się, nie bronił, nie próbował uwolnić rąk, tylko spuścił głowę i szlochał pragnąc w końcu wymazać ten okropny obraz śmierci ze swojej głowy. Już tyle lat, a on wciąż tam pozostawał, wciąż mieszkał w jego umyśle i sercu i nie pozwalał zacząć nowego życia, bez nienawiści, bez chęci zemsty.
- Ja też straciłem na wojnie kogoś bliskiego.
Petariki usłyszał szept, ale wydawało mu się, że się przesłyszał, że to nie mógł mówić ten mężczyzna. Spojrzał na niego, na rozmazany obraz wśród łez.
- Też straciłem bliską mi osobę i jeśli mi pomożesz, nie dopuścimy do następnej wojny. Zrobię co w mojej mocy aby nie zginęło więcej niewinnych ludzi.
Hodei wierzył w to co mówił, wierzył, że dzięki informacjom od tego więźnia będą mogli zapobiec dalszej wojnie, albo chociaż ją odwlec, spróbować rozmów. Nie wiedzieli co się dzieje w Terhi, kto przejął władzę, kto jest zwierzchnikiem tego mężczyzny, kto pociąga za sznurki i jest skory do prowadzenia wojny po tylu latach spokoju. Informacje, które miał Petariki mogły to ujawnić.
- Powiedz mi wszystko co wiesz, a może właśnie dzięki tobie nie dojdzie do bezsensownej krwawej wojny.
Cień patrzył wprost w jego oczy, w których malował się smutek ale także zmieszanie. Nie wiedział co ma zrobić, nie docierało do niego żadne sensowne rozwiązanie. Nagle pomyślał, że powinien był zginąć wtedy razem z rodziną. Zrezygnowany spuścił głowę.
- Dobrze - wyszeptał z trudem - powiem co wiem.