Deszczowe spotkanie 2
Dodane przez Aquarius dnia Marca 21 2015 11:54:51


Riena obudził świergot ptaka, który przysiadł na skraju wejścia. W ognisku dogasał żar, nie udało mu się usiedzieć w oczekiwaniu i zasnął. Ale Yanna nigdzie nie było i to strwożyło jego serce. Wstał pośpiesznie i pokuśtykał do wyjścia, ptak uleciał spłoszony. Dzisiaj nie padało, a przez chmury nawet próbowało przedrzeć się słońce. Rozejrzał się wokoło próbując dostrzec sylwetkę myśliwego, ale las dobrze chronił kogokolwiek, kto chciałby się w nim ukryć. Spojrzał jeszcze raz przez ramię czy aby na pewno nie ma jego rzeczy, może wrócił w nocy a teraz wyszedł ponownie, tylko na chwilkę, pozbierać owoców, lub upolować zwierzynę, ale na ziemi nic nie leżało. Gardło ścisnęło mu się z rozpaczy. A jeśli coś mu się stało i leży gdzieś ranny? Rien mu przecież nie pomoże. Zacisnął dłonie kurczowo na kijku, aż mu kostki zbielały. Smutne oczy ponownie przebiegały po krajobrazie i w końcu dostrzegł coś przy jeziorze, jakąś sylwetkę, to musiał być on! Chciał już krzyknąć ale się zawahał. Mężczyzna na dole właśnie zdjął ubranie i nagi wskoczył do wody. Echem poniósł się jego cichy krzyk gdy wynurzył głowę, spowodowany zetknięciem ciała z lodowatą wodą. Podpłynął do niewielkiego wodospadu i stanął bezpośrednio pod nim. Po chwili wyszedł na brzeg a Rien nie odwrócił wzroku, tylko przyglądał mu się z wypiekami na twarzy. Gdy Yann ubierał się, Rien nagle oprzytomniał.
Przecież jest zmarznięty, muszę rozpalić ogień! - pomyślał i szybko powrócił do paleniska. Widział jak Yann to robi, ale sam był nieporadny, długo mu zajęło zanim iskra zajęła mech a potem przeniosła się na drwa. Rien, zadowolony z siebie rozsiadł się na swoim posłaniu czekając na towarzysza, chętny aby pochwalić się swoim pierwszym rozpalonym ogniskiem, ale on nie wracał. Zaniepokoił się, czyżby Yann postanowił jeszcze gdzieś iść? Ale dopiero co pływał w zimnym jeziorze, jeśli teraz się nie rozgrzeje to zamarznie! Rien prędko dorzucił jeszcze drewna, żeby ognisko dobrze się rozpaliło i gotów był zejść na dół poszukać Yanna, gdy nagle spotkali się przy wyjściu. Yann zobaczył przestraszoną twarz mężczyzny.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony.
- Co się stało?! - wybuchnął chociaż nie miał zamiaru. - Nie było cię całą noc, zamartwiałem się! A jeśli coś by ci się stało? Przecież ja nie pójdę cię szukać.
Yann zmarszczył brwi.
- Nie martw się, będzie miał kto cię odstawić do domu. - Wyminął go i zaczął się rozbierać przy ogniu.
Rien stał osłupiały. Przecież nie o to mu chodziło! Jak on mógł tak pomyśleć? Podszedł do niego i miał ochotę go uderzyć, ale się powstrzymał. Poczuł gorycz w ustach.
- Martwiłem się o ciebie a nie o siebie! - Poliki go piekły, był zdenerwowany, rozdrażniony. - Czuwałem prawie całą noc nim sen mnie zmorzył. Pierwszy raz sam rozpaliłem ogień żebyś mógł się ogrzać po zimnej kąpieli.
Yanna zdziwiły jego słowa, ale bał się odwrócić i spojrzeć mu prosto w twarz. Czy naprawdę dobrze słyszał? Mimo tego wszystkiego Rienowi na nim zależało? Czy to możliwe? Uśmiechnął się pod nosem na inną myśl.
- Obserwowałeś mnie w jeziorze?
Rien przestał mówić. Tylko to go interesowało? Czyżby się mylił co do niego i tylko jedno mu w głowie? Ale jednak wczoraj nie chciał...
- Szukałem cię jak mogłem, wypatrując w lesie i zobaczyłem tam, na dole. - Westchnął uspokoiwszy się trochę. - Rozpaliłem ogień ale nie było cię dłuższą chwilę i znowu się martwiłem, że gdzieś poszedłeś.
Yann rozłożył swoje ubranie na kijkach, na których wcześniej suszyło się ubranie Riena. Został tylko w samej bieliźnie, usiadł na swoim posłaniu i rozpuścił włosy związane do tej chwili w koczek na czubku głowy. Nadstawił je blisko ognia żeby szybciej wyschły.
Rien wpatrywał się w niego czekając na jakieś słowa i nagle, dopiero teraz, zauważył ślady na jego plecach i ramionach, duże blizny od poparzeń. Zatroskał się i przypomniał co Yann mówił o swojej rodzinie, o siostrze, która zginęła w męczarniach. Czyżby jego rodzina zginęła w pożarze, a on próbował ich ratować? Zrobiło mu się go żal, uklęknął za nim i dotknął jego pleców, na co Yann się wzdrygnął zaskoczony. Rien pogładził go po rozległych bliznach.
- Czy to tak zginęli? - zapytał szeptem.
Yann spuścił oczy, nie lubił o tym rozmawiać. Mimo tylu lat rany w jego sercu zawsze pozostaną świeże. Rien czekał, nie naciskał. Nawet myślał, że mężczyzna utnie tą rozmowę, ale chciał żeby on czuł jego obecność, że jest przy nim, że rozumie, że to może boleć ale chciał być dla niego podporą.
- To było jakieś cztery lata temu - zaczął cicho spoglądając w ogień. - Pora letnia, susza od kilku miesięcy. W jednej z szop wybuchł pożar, nim się obejrzeliśmy zajęła się połowa wioski. Moja matka, siostra z małym dzieckiem i mój młodszy brat byli wtedy w domu, kiedy się zorientowały było już za późno. Ja z ojcem wróciłem z polowania, próbowaliśmy ugasić ogień, ale wody było za mało. Ojciec wszedł do płonącego budynku żeby ich ratować, a gdy nie wracał ja poszedłem za nim, ale było już za późno. Jedna z belek spadła na niego i zabiła, próbowałem wyciągnąć chociaż ciała, udało mi się jedynie ocalić ciało brata, które mogłem pochować. Mnie samego ledwo odratowali, podobno byłem bliski śmierci od oparzeń, ale jak widać udało mi się. Tylko co mi w życiu pozostało?
Poczuł delikatne krople na plecach, jemu też płynęły łzy po policzkach. Nie umiał ich zdusić, nie potrafił się zamknąć w sobie przy Rienie. Ukrył twarz w dłoniach, poczuł oplatające go ramiona, jego włosy łaskoczące go w kark, delikatne pocałunki na szyi łagodzące ból, którego nie da się ukoić. Yann opuścił ręce i spojrzał na mężczyznę zza ramienia. Ich oczy się spotkały a Rien nachylił się i pocałował go delikatnie w usta. Scałował łzy na policzkach i złożył pocałunki na oczach.
- Nie chcę litości, ona nic tutaj nie da - szepnął Yann, jednak nie otworzył oczu, nie odepchnął go od siebie.
- To nie współczucie przeze mnie przemawia, chociaż widzę i słyszę, że wycierpiałeś wiele.
Rien ponownie go pocałował, delikatnie, zmysłowo. Spod powieki Yanna popłynęła łza, ostatnia tego dnia i mężczyzna mocno przytulił Riena do siebie całując go głębiej i mocniej aż tamten jęknął. Rien wplótł palce w jego mokre długie włosy spijając słodycz z jego ust. Ich języki tańczyły w wilgotnym tańcu rozkoszy. Dłonie Yanna pospiesznie rozwiązały szatę Riena i zsunęły z jego ramion. Całował go po szyi schodząc na ramiona, klatkę piersiową, lizał i ssał sutki wywołując dreszcz na jego skórze. Kładąc go na posłaniu całował brzuch znacząc drogę językiem coraz niżej i niżej. Policzki Riena okryły się rumieńcem, gdy Yann zsunął jego spodnie i bieliznę uwalniając penisa płonącego z pożądania. Yann złapał go mocno przesuwając po nim kilka razy by zaraz potem lizać jego trzon językiem i ssać ustami. Rien odchylił głowę do tyłu i wydał głośny dźwięk zadowolenia. Nigdy wcześniej tak się nie czuł. Owszem, uprawiał seks z kobietami, ale czuł, że nie jest to przyjemność jakiej oczekuje, nawet jeśli któraś zaspokajała go ustami, to nigdy nie odczuwał wtedy takiej przyjemności jaka teraz zalewała jego ciało. Mokre włosy Yanna muskały jego nagie uda, sięgnął ręką i złapał je gdy Yann nasilił pieszczoty. Podniósł się na łokciu i spojrzał prosto w brązowe oczy przepełnione żarem. Rien był bliski orgazmu, oddychał ciężko i głośno jęcząc co chwilę, błagając Yanna aby ten nie przestawał. A gdy w końcu Rien krzyknął i biały płyn wystrzelił w twarz jego kochanka, mężczyzna zlizał i połknął część z uśmiechem na ustach wpatrując się w jego zażenowaną twarz.
- Nie musiałeś - wychrypiał oblewając się rumieńcem.
- Ale chciałem - zamruczał Yann i nie pozwalając spocząć jego penisowi pocierał go ręką zbliżając się do twarzy Riena aby złożyć mu gorący słony pocałunek.
Rien jęczał cicho gdy rozkosz nie uchodziła z jego lędźwi, a Yann w tym czasie zdejmował swoje ubranie, gdyż jego penis również dopominał się uwagi. Rien ujrzawszy go stęknął cicho pragnąc go dotknąć, polizać, poczuć w sobie. Złapał dłonią i zaczął nią poruszać tak, jak nieraz pieścił samego siebie, lecz tym razem odczuwał z tego inną przyjemność. Yann zamruczał i wpił się w jego usta przytulając mocno. Oddychali wprost do swoich ust spijając łapczywie pocałunki, liżąc się językami i gładząc dłońmi po nagich spoconych ciałach. Raz po raz przemykał po nich dreszcz spowodowany wiatrem wlatującym do jaskini lecz oni odczuwali jedynie ciepło ognia, ciepło swoich ciał.
- Czy mogę?... Chciałbym wejść w ciebie - westchnął Yann odrywając się od pocałunków.
Skoro Rien nie był nigdy wcześniej z mężczyzną, on nie ośmieliłby się go posiąść bez jego zgody, teraz na pewno nie, za bardzo mu na nim zależało żeby go skrzywdzić.
- Och, tak - wymruczał Rien powracając do pocałunków.
Yann powstrzymał się, lekko go odsunął i spojrzał prosto w oczy. Rien zamrugał zdziwiony.
- Rien, pytam poważnie, nie chcę cię do niczego zmuszać, nie chcę żeby uniosła cię chwila, chcę żebyś tego naprawdę pragnął. Ze mną.
Yann wydawał się poważny, co zdziwiło Riena, ale doszło do niego o czym on mówił, o co się martwił. Przez głowę przeleciały mu wszystkie obrazy Nayela jakie przechowywał w pamięci, tyle że teraz uczucia do niego zastępowane były uczuciami do kogoś innego. Znał go bardzo krótko, ale wystarczyło mu to aby wiedzieć, że chce być blisko niego, ufać mu i pocieszać go, kochać się z nim.
- Tak Yann - odparł z uśmiechem - chcę tego, pragnę cię.
Znowu przylgnęli do siebie spoconymi ciałami, a dłoń Yanna zawędrowała na pośladki kochanka i dalej między nie szukając ciasnego wejścia. Mężczyzna naparł na nie i wsadził palec poruszając nim lekko, na co Rien wydał zduszony jęk. Jego biodra same zaczęły się poruszać w górę i w dół nadziewając na palec, przynosząc rozkosz. Ich penisy ocierały się o siebie sprowadzając drżenie w całym ciele, a serca biły głośno razem jak jeden organ. Yann do tego jednego palca dołożył jeszcze drugi a potem trzeci rozpychając ciasne wejście, wydobywając z gardła Riena pomruki zadowolenia. Sam już ledwo wytrzymywał przeciągające się w nieskończoność oczekiwanie, ale sam widok twarzy kochanka wynagradzał mu to, gdy jego turkusowe oczy przepełniała namiętność a lekki grymas twarzy zdradzał przyjemność z tego, co się obecnie działo.
W końcu Yann nakazał mu się położyć, lecz Rien wiedząc co mężczyzna zamierza zrobić pochylił się jeszcze nad jego członkiem i objął go ustami ssąc i liżąc zanim go poczuje w sobie. Yann sapnął głośno i pogładził go po szarych włosach. Rien nigdy wcześniej nie miał penisa w ustach, ale teraz gdy czuł ten pulsujący narząd, z lekko gorzkawą wydzieliną, napawał się tym i chciał dać mu jak najwięcej przyjemności. To było coś cudownego, móc zaspokajać partnera w ten sposób, lecz Yann go nagle pociągnął do góry z rozanieloną twarzą i zamglonym wzrokiem. Był bliski dojściu, a nie chciał tak kończyć, tylko zacząć co postanowili. Chciał wejść w ciasną dziurkę Riena, poczuć z nim bliskość i dać mu rozkosz z tego rodzaju zbliżenia. Położył go na plecach, rozchylił nogi i znowu palcem poruszył w środku, by po chwili przyłożyć główkę penisa do wejścia i naprzeć nią delikatnie. Rien złapał podkulone nogi i próbował się odprężyć czując rozkosz płynącą z tamtego miejsca, czekając na kochanka. Yann powoli wsunął członka raz po raz wycofując się i znowu wchodząc żeby powoli go otworzyć. W końcu zagłębił się w nim a Rien syknął z bólu, ale nakazał mu nie przestawać czując jednocześnie przypływającą powoli rozkosz gdy Yann się w nim poruszał. Wreszcie gdy myśliwy się odprężył, wiedząc że wszystko jest w porządku, poniósł się fali ekstazy i wykonywał coraz mocniejsze i głębsze ruchy mrużąc oczy i ciężko oddychając. Słyszał jęki, a raczej krzyki Riena związane z bólem ale jednocześnie przyjemnością, a jego twarz, cała w pąsach, wyrażała tylko satysfakcję. Podobało mu się to co widział, to co słyszał, te krzyki, jęki, odgłosy ich ciał. Nikt ich tutaj nie słyszał, mogli być głośno jak tylko chcieli. W końcu i z jego piersi wyrwał się głośniejszy krzyk gdy czuł jak zalewa go fala szczytowania. Zamknął oczy, złapał mocno za nogi i pośladki Riena i kilkoma szybkimi pchnięciami skończył napełniając go białym płynem. Zgarbił się nieco a włosy przysłoniły mu twarz kładąc się na ciele Riena. On również ciężko oddychał czując jeszcze fale rozkoszy zalewające jego ciało od środka. Yann wysunął z niego członek plamiąc skórę, na której leżeli, lecz nie przejmował się tym teraz. Puścił jego nogi gładząc pieszczotliwie po udach, przesunął się nad niego, oparł jedną ręką z boku i zawisł twarzą nad jego głową. Brązowe włosy stworzyły zasłonę wokół nich gdy patrzyli sobie w oczy uśmiechając się promiennie. Całowali się namiętnie jeszcze przez chwilę, Rien mocno przytulił leżącego na nim Yanna, napawając się pieszczotami. W końcu przekręcili się na bok a Yann przykrył ich jednym z futer aby nie zmarzli. Rien wtulił się w jego szyję wdychając zapach ciała i zamknął oczy wyczerpany. Yann ucałował go w czoło obejmując ramieniem i szybko zasnął.



Obudzili się koło południa przy dogasającym ogniu. Obaj byli głodni po tym jak nie zjedli żadnego śniadania. Yann ponownie rozpalił ognisko a Rien odszukał coś w jego zapasach żeby mogli na szybko przegryźć. Na dworze padał rzęsisty deszcz. Wystawili miskę żeby zebrała wodę i Rien mógł się umyć już teraz nie krępując się obecnością Yanna. Ten też mu pomógł umyć włosy a potem kazał ogrzać się przy ogniu. Przez to, że deszcz nie przestawał padać, na obiad musieli wziąć znowu coś z zapasów Yanna i upiec nad ogniem. Cały dzień rozmawiali beztrosko pomijając tragiczną przeszłość rodziny Yanna, oraz nieszczęśliwą miłość Riena. O pracy, o podróżach, o codziennym dniu, aż w końcu zapadł zmrok i zjadłszy lekką kolację położyli się na jednym większym posłaniu wtuleni w siebie, zapatrzeni w ogień. Yann leżał za Rienem, opierając głowę na ręku, drugą dłonią głaszcząc szare włosy kochanka. Leżeli milcząc jakby bojąc się zepsuć magiczną chwilę. Słychać było tylko trzask drewna i szum deszczu.
- Kiedy przestanie padać? - zapytał nagle Rien nie spoglądając na Yanna.
- Pewnie jutro lub pojutrze, takie ciągłe ulewy nie trwają zbyt długo przed zimą. - Yann nadal machinalnie bawił się jego włosami nie zwróciwszy specjalnej uwagi na pytanie Riena.
- A moja noga kiedy się zagoi?
- Och! - wykrzyknął nagle Yann co spowodowało zdziwienie Riena i jego spojrzenie na mężczyznę. - Nie sprawdziłem jej dzisiaj i nie zmieniłem opatrunku, poczekaj.
Yann wyskoczył z posłania i poszedł szukać ziół. Gdy wrócił, Rien już posłusznie odsłonił kolano i zaczął odwiązywać bandaż. Myśliwy obejrzał uważnie ranę i uśmiechnął się zadowolony.
- No, goi się szybciej niż sądziłem, a boli jeszcze? - Dotknął delikatnie zaczerwienionego miejsca, lecz Rien odparł, że prawie w ogóle. - Bardzo dobrze, to znaczy, że nawet pojutrze moglibyśmy wyruszyć do Kerman po tym jak jutro zbierzemy zapasy i przygotujemy się do drogi.
Yann zadowolony rozdrabniał zioła i nakładał papkę na ranę, lecz Riena patrzył na niego smutno dręcząc się myślami. Gdy Yann ponownie wślizgnął się pod ich okrycie, spojrzał mu prosto w oczy.
- Czy chcesz tak szybko się mnie pozbyć? - Pod koniec zdania coś ścisnęło mu gardło.
Yann popatrzył na niego przestraszony gdy dotarł do niego wydźwięk całej rozmowy. Pogładził go po policzku i ucałował delikatnie usta.
- Gdybym miał wybór, nigdy bym cię już nie wypuścił - odparł, a na jego słowa Rien wciągnął mocno powietrze. - Ale jeśli nie wrócisz do Kerman przed zimą, zostaniesz tutaj aż do wiosny, uznają cię za zaginionego lub nawet gorzej, martwego. Czy chcesz żeby właśnie tego dowiedział się twój towarzysz w mieście? I żeby taką nowinę zaniósł twojemu ojcu?
Yann patrzył na niego poważnie. Myślał o tym całą noc gdy go nie było, gdy nocował na jednym z drzew marznąc. Rozmyślał czy warto by było porzucić to życie dla tego mężczyzny, czy byłby w stanie zatrzymać go przy sobie. Ale wiedział, że Rien musi wrócić do ojca. On sam nie miał szansy się pożegnać ze swoimi bliskimi, nie może zabrać tej szansy Rienowi. Ten posmutniał. Wiedział, że Yann ma rację, musi wrócić do miasta, zabrać Serhana i wrócić do ojca.
- Kocham cię Yann. Znam cię tak krótko, a już pokochałem. Moje serce zawsze pozostanie przy tobie.
Yann uniósł brwi w zdziwieniu, na policzki wpełzły mu delikatne rumieńce, nie wiedział co ma powiedzieć, mimo że czuł się podobnie.
- Ja też cię kocham - odpowiedział po chwili a serce zaczęło bić mu mocniej.
Przytulił Riena i zatopił usta w jego wargach. Nie mogli i nie chcieli się puścić, całując się, pieszcząc. Mimo, że Rien był trochę obolały od porannego seksu, to chciał ponownie połączyć się z Yannem, znowu poczuć go w sobie, więc kochali się ponownie, po raz drugi tego dnia, z jeszcze większą pasją, miłością, oddaniem. Potem Rien zapadł szybko w sen z powodu działania ziół, a Yann jeszcze długo patrzył na jego spokojną twarz znowu głaszcząc jego włosy.



Następnego dnia, gdy deszcz trochę zelżał, Yann wybrał się na polowanie aby mieli świeży obiad. Potem przygotował ich na podróż do Kerman, a sam w drodze powrotnej miał zajrzeć do kilku wiosek aby sprzedać upolowaną zwierzynę i zioła.
Po kolacji, rozleniwieni, znowu leżeli przy ognisku rozmawiając.
- Ten twój ukochany, jak mu tam było, mówisz, że pewnie już się ożenił jak cię nie było? - zagadnął przekornie Yann na co Rien się trochę obruszył, ale tak naprawdę Nayel odchodził w mętną niepamięć gdy Yann był blisko.
- Tak jak mówiłem, przed moim wyjazdem się zaręczył, to było w lato, więc jest duże prawdopodobieństwo, że już jest mężem tej kobiety. Zaręczyny u nas nigdy nie trwają zbyt długo - odpowiedział spokojnie.
- I na pewno nic nigdy do ciebie nie czuł?
- Nie powiedziałem ci, że między nami coś kiedyś było. - Rien zarumienił się i odwrócił wzrok.
- A więc słucham - Yann oparł się wygodnie na ręku patrząc niby obojętnym wzrokiem na Riena, lecz zazdrość paliła go od środka.
- Kilka lat temu wyznałem mu miłość, a on oczywiście przestraszył się tego i mnie unikał, lecz w końcu pewnego dnia wybraliśmy się razem nad jeziora, porozmawiać i tam pocałowaliśmy. Przez to sądziłem, że coś może między nami będzie, ale po tym pocałunku wszystko się zmieniło jeszcze bardziej. Oddalił się ode mnie i szybko znalazł kobietę, o której rękę zaczął się ubiegać. Mimo, że ja cały czas sądziłem, że mam u niego jeszcze jakąś szansę, on ewidentnie o mnie zapomniał, mimo że kiedyś byliśmy przyjaciółmi. - Spojrzał na rozeźloną minę Yanna i dodał pospiesznie: - To naprawdę był tylko pocałunek, nic więcej.
Yann po chwili namysłu nachylił się i pocałował go lekko w usta.
- Pocałował cię tutaj? - Rien przytaknął.
Yann zszedł niżej i pocałował go w szyję znowu pytając o to samo, wtedy Rien zaprzeczył. Odsłonił ramię i znowu pocałunek i pytanie, zaprzeczenie. Rien z początku się zdziwił, ale pozwolił Yannowi powoli go rozbierać uśmiechając się pod nosem. Delikatnie zsunął materiał z piersi Riena i pocałował go w sutek.
- Tutaj też zapewne nigdy cię nie pocałował.
- Nie - westchnął Rien.
Yann rozwiązał jego szatę i odsunął na boki odsłaniając nagie ciało mężczyzny odziane jedynie w bieliznę. Pocałował go w brzuch.
- A tutaj?
- Tu całował mnie tylko jeden mężczyzna - powiedział z przekąsem.
Yann spojrzał na niego spode łba uśmiechając się drapieżnie.
- A kim on był?
Nie czekając na odpowiedź zaczął pieścić ręką jego uda okrążając okolicę genitaliów, drocząc się z kochankiem, który zaczął szybciej oddychać.
- Dzikusem spotkanym w górach - odparł Rien i jęknął gdy Yann dotknął jego nabrzmiałego penisa.
- Dzikusem powiadasz? A ja słyszałem, że był wyśmienitym myśliwym.
Yann zsunął jego bieliznę, pochylił się i włożył jego penisa do ust wydobywając kolejny jęk z gardła Riena.
- Tak, myśliwym - ciągnął Rien mówiąc wolno między jednym jękiem a drugim. - Ale kiedyś spotkał niewinnego podróżnika i go zdeprawował.
Yann już wtedy lizał i ssał jego członka masując przy tym pośladki unosząc je lekko w górę, rozchylając.
- Podróżnik uciekł od niego opowiadając wszystkim o dzikusie spotkanym w górach...
Rien nie zdążył dokończyć, gdyż Yann obrócił go na brzuch i włożył dwa palce między pośladki na co Rien zaczął głośno i szybko dyszeć. Yann drugą ręką zdjął swoją szatę, chociaż tak jak i Rien nie miał na sobie za dużo. Podciągnął do góry pośladki Riena napierając na niego swoim członkiem drugą ręką łapiąc jego nabrzmiałego penisa. Rien krzyknął krótko, gdy Yann zagłębił się w nim i przeszyła go fala rozkoszy. Mężczyzna klęczał za nim i poruszał biodrami oddychając głośno, upajając się momentem. Po chwili podniósł Riena z łokci i oplótł mocno jedną ręką bawiąc się jego sutkiem. Jego włosy przyklejały się do ich ciał. Obrócił jego twarz i pocałował mocno zostawiając gorzki smak w ustach.
- Ale co zrobił ten dzikus podróżnikowi? - zapytał nagle Yann zwalniając ruchy, nie chciał dochodzić zbyt wcześnie.
Rien ledwo złapał oddech sam się trochę uspokajając.
- Podróżnik nie powiedział jednak nikomu, że zakochał się w myśliwym ale musiał go opuścić wracając do umierającego ojca. I że było mu z nim cudownie gdy ciągle uprawiali seks przy ognisku. Tak, to był jedyny mężczyzna, który mnie tak całował.
Rien uśmiechnął się lubieżnie i zatopił w pocałunku. Wtedy też Yann ponownie zaczął się poruszać co wywołało jęki Riena. Opadł z powrotem na ręce a Yann pochylił się przylegając do niego ciałem. Poruszał się coraz szybciej, jednocześnie poruszając ręką na penisie Riena w ten sam rytm. Wkrótce Rien osiągnął orgazm z krzykiem na ustach, zziajany i zdyszany, a po chwili Yann dołączył do niego przylegając do niego jeszcze mocniej, dysząc mu w ucho. Zmęczeni położyli się na boku obok siebie nadal przytuleni.
- Ładna historia - rzekł Yann uśmiechając się i całując Riena w szyję.
- Trochę smutna. Czy... czy sądzisz, że mógłbym wrócić tutaj na wiosnę i cię odszukać?
Yann zdziwił się tym wyznaniem. Bardzo by chciał aby Rien z nim został, jeśli by wrócił do niego, byłby równie szczęśliwy. Czegóż więcej mógłby pragnąć? Przytulił go mocno do piersi.
- Byłbym zachwycony.

* * *


Tak jak Yann przewidział, następny dzień przyniósł poprawę pogody. Deszcz przestał padać i mimo pochmurnego dnia, powietrze wskazywało na to, że padać już dzisiaj nie będzie.
- Szkoda, że miałeś rację - odparł Rien stojąc na skraju jaskini spoglądając w niebo. - Mogłoby padać już zawsze.
Yann westchnął i stanął za nim. Pogłaskał go po włosach.
- Tak lubisz deszcz? - zaśmiał się pod nosem. - Twoje włosy są koloru deszczowych chmur, to pewnie dlatego.
Rien spojrzał na niego smutno po czym wpadł mu w ramiona.
- Przytul mnie mocno - prawie krzyknął bojąc się go puścić, bojąc się, że nie obejmie go już nigdy.
Yann objął go mocno wtulając twarz w szare włosy. Nagle poczuł jak po policzkach płyną mu łzy, których się nie spodziewał.
Spakowali się i po obfitym śniadaniu byli już gotowi do drogi. Yann zabrał chwilowo plecak Riena żeby pomóc mu zejść ze skał, gdyż ten stawiał jeszcze chwiejne i niepewne kroki. Oddał mu swoje dodatkowe okrycie pod płaszcz gdyż dzień od rana zapowiadał się chłodno, zbliżała się zima.
Zeszli po skałach dochodząc do stawu z wodospadem. Potem udali się w las, Yann doskonale znał drogę. W południe byli już w połowie trasy idąc znacznie szybciej i pewniej niż gdyby Rien sam przemierzał nieznany mu las. W tą stronę kierując się jedynie wytycznymi podanymi przez mieszkańców Kermanu, ścieżyną w opłakanym stanie oraz nawigacją według gwiazd, które szybko skryły się za chmurami, będąc sam jak palec, zgubił się szybciej niż sądził. Teraz miał przewodnika, który bezbłędnie odnajdywał się wśród drzew. Po południu zatrzymali się na leśnej polanie żeby zjeść obiad złapany poprzedniego dnia.
- Kiedy dotrzemy do Kerman? - zapytał Rien przeżuwając swoją porcję.
- Do nocy powinniśmy dojść, mam nadzieję, że zdążymy przed zamknięciem bram miasta - odparł Yann.
Po posiłku ruszyli dalej. Niebo powoli rozchmurzało się i wyjrzało na nich zachodzące słońce. Gdy w oddali zobaczyli mury miasta niebo było już ciemne i świeciły na nim gwiazdy, ale było jeszcze w miarę wcześnie według rachuby czasu. O tej porze roku szybciej się ściemniało, ale ludzie nadal nie szli spać do własnych domów. Żwawo ruszyli przed siebie żeby nie musieć nocować na dworze.
- Zdążyliście podróżnicy, zaraz mieliśmy zamykać bramy - odezwał się odźwierny witając ich w wejściu gdy dotarli do murów.
- Witaj Nando, to ja, Yann. - Myśliwy podszedł pod światło lampy i uśmiechnął się do dużo starszego mężczyzny.
- Rzeczywiście! - Rozpromienił się tamten. - Dawno już cię nie widziałem. Czyżbyś zatęsknił za miękkim łóżkiem?
- Niezupełnie. Odprowadzam tego tutaj zbłąkanego podróżnika, ale przy okazji skorzystam z noclegu.
Odźwierny zaprosił ich miło do miasta i nakazał strażnikom zamknąć bramy a sam ruszył z gośćmi przez główną drogę. Rien wyjaśnił mu gdzie zostawił swojego towarzysza - Serhana i Nando ich tam z miłą chęcią odprowadził.
Gospoda była niewielka, ale mało uczęszczana, toteż również znalazł się pokój dla Yanna. Rien zostawił go samego, a sam udał się do przyjaciela.
- Serhan - prawie wykrzyczał rozradowany gdy ujrzał go leżącego w łożu, ale z dużo lepszym samopoczuciem niż gdy go zostawiał.
- Rien, wróciłeś wreszcie. - Mężczyzna usiadł i rozpromienił się na jego widok. - Byłeś w Arhil?
Rien porzucił plecak niedaleko wejścia, zdjął podróżne okrycie i usiadł na łóżku obok niego.
- Niestety nie dotarłem tam. Zgubiłem się po drodze i raniłem w nogę, ale znalazł mnie pewien myśliwy, który pomógł mi tutaj wrócić. Wyleczył również nogę i ostrzegł przed podróżą do Arhill gdzie niedługo spadnie śnieg.
Serhan wypuścił powietrze zmartwiony.
- Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Rozumiem, że twój wybawca jest tutaj? W takim razie musimy ugościć go przy kolacji.
Rien mu przytaknął. Yann musiał na noc zostać w mieście, ale nazajutrz miał wrócić na swoje góry nim spadnie śnieg. Nalegał również aby Rien i jego towarzysz niezwłocznie wyruszyli w drogę powrotną do domu.
Wszyscy trzej zeszli na kolację, a po najedzeniu się, napiciu oraz długich i serdecznych rozmowach rozeszli się do pokoi. Gdy pogasły światła a Serhan zapadł w głęboki sen, Rien nie mógł się ułożyć na swoim łóżku. Po tych nocach spędzonych w jaskini mimo skór i futer, teraz było mu za miękko. Zastanawiał się jak Yannowi musi być niewygodnie. Jego myśli powędrowały ku niemu i nie chciały się oddalić. Czy miał tak po prostu odejść z jego życia i nie wiadomo kiedy zobaczyć ponownie? Albo już nigdy? Nie, pomyślał, musi go przytulić po raz ostatni przed rozstaniem. Wymknął się bezszelestnie ze swojego pokoju i jak najciszej przeszedł do tego, w którym spał Yann. Otworzył delikatnie drzwi, które i tak zaskrzypiały, ale w łóżku, na które padało nikłe światło z zewnątrz nie ujrzał nikogo. Przestraszony, że Yann wyruszył już w nocy bez pożegnania nie zauważył postaci siadającej na podłodze.
- Kto tam? - syknął Yann gotowy do ataku gdyby przybyły okazał się złodziejem.
Rien pisnął cicho wystraszony ale odetchnął z ulgą i zamknął za sobą drzwi.
- To ja, Rien. - Ukląkł obok niego na podłodze. - Już się bałem, że odszedłeś, ale widzę, że tobie też niewygodnie się śpi na miękkim łóżku.
- Niestety, wolę twardsze posłanie. - Uśmiechnął się, ale Rien nie mógł tego dojrzeć. - Czy coś się stało?
Rien wślizgnął się pod jego kołdrę i przytulił do piersi. Yann odruchowo zatopił palce w jego szarych włosach.
- Nie mogłem zasnąć rozmyślając o tobie. Czy rano widzimy się po raz ostatni?
- Ja zostaję tutaj, w górach, ty wracasz do Pohos, do ojca.
- Wiem, ale czy znów kiedyś się spotkamy? - naciskał Rien.
- Może, jeśli byś tutaj powrócił jak rozmyślałeś?
- A więc dobrze, przyjadę tutaj znowu kiedy nadejdzie wiosna.
Yann zdziwił się mocno na te słowa, ale jednocześnie ucieszył w duchu. Bardzo pragnął by tak się stało, ale nie sądził, żeby Rien przebyłby taki szmat drogi tylko po to żeby się z nim spotkać.
- Dobrze, będę na ciebie czekał.
Yann ucałował go w czoło, a potem schodził ustami niżej, na nos, usta, gdzie zatracił się w gorących pocałunkach. Objął Riena mocno przyciskając go do piersi. Ten ostatni raz chcieli być ze sobą, połączyć się nim zostaną rozdzieleni. Kochali się powoli i namiętnie, ciesząc się każdą sekundą w swoich ramionach. Pot spływał z ich ciał w ciepłym pokoju nie nękanym wiatrem z dworu. Yann spijał słodycz z każdego kawałka jego ciała wielbiąc go i kochając. Dawali i brali rozkosz, która unosiła ich ciała ku upojeniu. Po wszystkim Rien zasnął wtulony w miękkie brązowe włosy Yanna obejmując go jedną ręką, lecz przy pierwszych promieniach słońca Yann go obudził i nakazał wracać do swojego pokoju żeby Serhan się nie zdziwił, że go nie ma.
- Obiecuję, że wrócę. Kocham cię. - Rien spojrzał poważnie w jego oczy gdy całowali się po raz ostatni.
- Wierzę ci - odparł Yann na obydwa wyznania uśmiechając się i gładząc go po policzku.
Jeszcze jeden namiętny pocałunek, jedno muśnięcie warg i Rien wracał do swojego pokoju, wślizgnął się do zimnej pościeli, do łóżka tak bardzo pustego. Zasnął ponownie.
Po przebudzeniu się Rien i Serhan spakowali swoje rzeczy po czym udali się na śniadanie, na którym spotkali również Yanna. Po posiłku Yann od razu chciał wyruszyć w drogę, miał już przygotowane swoje rzeczy, które leżały obok stołu.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję za ocalenie życia mojemu towarzyszowi - Serhan zwrócił się do niego z wdzięcznością.
- Miał dużo szczęścia, że go spotkałem. - Yann zerknął wymownie na Riena, który lekko się zarumienił.
Rien również podszedł po raz ostatni żeby się pożegnać. Nie mógł się do niego przytulić, tak nie wypadało, uścisnął mu jedynie dłoń, podziękował za opiekę a potem przybliżył się jeszcze i dodał szeptem:
- Nie zapomnę jakie miałem szczęście. - Uśmiechnął się promiennie lecz jego oczy wyrażały smutek.
Yann nie potrafił nic odpowiedzieć zaglądając w jego turkusowe oczy. Przytaknął jedynie i musnął szare włosy, odwrócił się i wyszedł. Serce Riena zamarło na kilka sekund, ale zaraz ocknął się pod naciskiem dłoni Serhana spoczywającej na jego ramieniu.
- My też musimy wyruszyć.
Rien powstrzymał łzy napływające do jego oczu i poszli na górę pozbierać rzeczy. Opłacili gospodę i zostało im pieniędzy zaledwie tyle co na powrót do domu. Musieli się pospieszyć aby tutaj na północy nie złapała ich zima.
Gdy znaleźli się poza murami miasta, Rien obejrzał się aby spojrzeć ostatni raz na góry, w których spędził te kilka szczęśliwych dni z Yannem. Ich szczyty połyskiwały śnieżną czapą w porannym słońcu, mgła schodziła coraz niżej mając wkrótce przykryć dolinę. Za kilka dni spadnie pierwszy śnieg, miał nadzieję, że do tego czasu Yann zdąży zrobić zapasy i zaszyć się w ciepłej kryjówce. Odwrócił smutny wzrok i udali się na południe.

* * *


Nadeszła wiosna, śniegi topniały, las budził się do życia. Po wiośnie nastąpiło lato, a potem znowu jesień i zima. Rien nie wrócił do Yanna, tak jak obiecywał. Myśliwy siedział ponury przy ognisku dokładając drewna, słysząc jak wiatr gwiżdże na dworze za osłoną, którą postawił przy wejściu. Przez ciepłe miesiące ciężko pracował nie tylko polując na zwierzęta i zbierając zioła. Postanowił zatrudnić się również na roli za pieniądze i pożywienie. Często nocował w wioskach, ale zawsze wracał do tej jaskini mając nadzieję, że ujrzy w niej Riena. W sercu odczuwał coraz większą pustkę. Nie był zły na niego, że nie wrócił jak obiecywał, raczej ganił siebie samego, że miał na to nadzieję. Rien był mieszczuchem, zakocha się w jakimś innym Nayelu u zapomni o Yannie. I bardzo dobrze, bo co to za życie by z nim miał? Ciągle bez domu, mieszkając w jaskini, sypiając na sianie w stodole. W górach, gdzie zima jest sroga, mieszczuch z ciepłego Pohos nie wytrzymał by długo, nawet mimo zapewnień o miłości.
Yann położył się na boku obserwując ogień. Ale tęsknił. Tęsknił tak bardzo jak się nie spodziewał, że będzie. Ale musi zapomnieć. Zapomnieć o uczuciu, które zakorzeniło się w jego sercu i rozrosło przez ten rok. Zacisnął oczy żeby powstrzymać łzy, żeby odgonić obraz jego twarzy i zapach jego włosów.

* * *


Śniegi stopniały i świat się zazielenił. Słońce grzało przyjemnie gdy Yann siedział na jednej z gałęzi wielkiego dębu i wyczekiwał na swoją ofiarę. Czaił się na tego dzika od kilku dni i miał nadzieję na kilka sutych kolacji. Między krzakami coś się poruszyło i Yann naciągnął cięciwę łuku czujny jak lis. Lecz to co wyłoniło się zza zarośli nie przypominało dzika, lecz człowieka. Yann opuścił rękę klnąc pod nosem, że przez tego podróżnika ucieknie mu zdobycz, lecz jego serce zamarło by po chwili dudnić w sercu. Oddech przyspieszył, zrobiło mu się gorąco. Poznawał te szare włosy, w których od słońca mieniły się srebrzyste drobinki. Yann zastygł w bezruchu. Zastanawiał się czy jego własne oczy mogą tak go okłamywać, mamić, czy może to zjawa. Lecz zjawa się odezwała:
- Yann? - zakrzyczał unosząc dłonie do ust.
Myśliwy nie poruszył się ani nie odezwał. Przyglądał się Rienowi. Tym razem mężczyzna był porządnie ubrany na wyprawę, wysokie skórzane buty naciągnięte na ciepłe spodnie. Kurtka z dużym kapturem w sam raz na deszczowe dni, tak częste jeszcze na wiosnę. Na ramiona miał zarzucony plecak, a do paska przytroczony długi sztylet. Włosy miał upięte wysoko w kucyk. Turkusowe oczy bystro wypatrywały jakiegoś śladu wokoło. To naprawdę był Rien, jego Rien. Serce Yanna zabiło szybciej, oddech wrócił do normalności. Schował strzałę i przytroczył łuk do pochwy na plecach. Jednym płynnym ruchem zeskoczył z drzewa tuż przed Rienem, który odruchowo cofnął się o krok. Przyglądał się Yannowi w ciszy nie mogąc uwierzyć, że w końcu go widzi przed sobą. Uśmiechnął się nieznacznie, a do oczu napłynęły mu łzy, lecz powstrzymał je nie chcąc wyjść na mięczaka w jego oczach.
- Yann - wyszeptał.
- Rien, wróciłeś.
- Wybacz, zajęło mi to dłużej niż przewidywałem, ale jestem.
Yann podszedł do niego i przyłożył dłoń do policzka, którą Rien szybko przytrzymał i wtulił w nią twarz całując jej wnętrze. A gdy ponownie spojrzał na Yanna po jego policzkach płynęły łzy.
- Rien – ponownie wyszeptał jego imię jak jakieś zaklęcie.
Wykonał szybki krok w jego stronę i mocno przytulił gdy ten wpadł w jego ramiona. Yann zatopił nos w jego szyi wdychając słodki zapach.
- Przepraszam, obiecałem być wcześniej, przepraszam. Ale w zeszłym roku zmarł mój ojciec, musiałem się wszystkim zająć, sprzedać domostwo - urwał gdy Yann odsunął się i spojrzał na niego.
- Przykro mi z powodu twojego ojca.
- Dziękuję. Oswoiłem się już z tą myślą, miałem czas na żałobę. Jak już powiedziałem, sprzedałem dom, sprzedałem wszystko, zrezygnowałem z pracy urzędnika.
- Jak to? - Yann nie rozumiał. Czemu on zrobił to wszystko.
- Musiałem, żeby tu wrócić, żeby móc żyć z tobą. - Rien uśmiechał się również przez łzy. - Oczywiście jeśli nadal mnie chcesz.
Yann wpatrywał się w turkusowe oczy i nie wierzył własnym uszom.
- Jak to? Naprawdę chcesz żyć tak jak ja? Tutaj w górach?
- Wszystko jedno gdzie będę mieszkać, bylebym tylko mógł być przy tobie, ukochany.
Yann znowu pogładził jego policzek, na który wpłynął rumieniec. Nie odpowiedział nic, nie musiał, jedynie złożył na jego ustach soczysty pocałunek, który Rien z przyjemnością odwzajemnił.
- Kocham cię - powiedział w końcu gdy oderwał się od jego warg.
Jego serce znowu było pełne, poskładane z rozsypanych kawałków.