Połączeni 15
Dodane przez Aquarius dnia Marca 07 2015 17:58:17


Tymczasem Agathe wraz z Yavetilem przeszukiwali jedzenie z wielką niecierpliwością. Jeżeli koń coś zjadł, a mogło to być wszystko, to od szybkości dowiedzenia się, co to jest, zależało zdrowie, a nawet życie ogiera. Służka wyrzuciła niezjedzoną, świeżo skoszoną na łące trawę i owies z kubełka. Obejrzała się za siebie, a na jej usta wkradł się uśmiech, gdy zobaczyła, jak książę Riven przytula męża, głaszcząc go po włosach. Ukucnęła przed kupką trawy i rękoma przegrzebała w źdźbłach. Po chwili dołączył do niej Yavetil.
– Czego szukamy? – zapytał.
– Nie wiem. Jak to znajdziemy, panie, będziemy wiedzieć. – Podejrzewała, że winna jest jakaś roślina, ale zbijało ją to z tropu, ponieważ inne zwierzęta były zdrowe. Pomimo tego nie poddawała się, słysząc stękanie konia. Odrzuciła kilka ziół i kwiatów, które w żaden sposób nie mogły nikomu, nawet w wielkich ilościach, zaszkodzić. Nagle jednak, już mając odrzucić kępkę trawy na bok, coś czerwonego mignęło jej przed oczyma.
– Masz coś? – Yavetil zobaczył, że Agathe bierze do dłoni coś, co przypominało długą rurkę zakończoną czerwonym kwieciem.
– Sądzę, że tak. Tata nie raz uczył mnie, abym nigdy nie brała do buzi tego zielska. U nas tego nie ma, bo rośnie w takich rejonach jak ten, blisko gór i na dzikich łąkach. Jego kwiatki, choć piękne, są trucizną. Medycy używają tego, gdy odciągnął wywar z liści, do przemywania ran, ale kwiatki zawsze odrzucają. To Inelin, bardzo zgubny kwiat. Nie wiem, jak parobcy nie zauważyli kęp tych roślin. Z daleka są widoczne, rosną przy kamieniach i mamią ofiary, którymi najczęściej są owady.
– Ale da się uratować konia?
– Tak, gdyby zjadł to wczoraj na wieczór, już by nie miał szans. Odszedłby w cierpieniu. – Podniosła się i podeszła, kuśtykając na swojej chorej nodze, do stajennego. Miała mu wiele do powiedzenia, włącznie z reprymendą, jak ktoś mógł nie zauważyć takiej trucizny. – Przed koszeniem nie wysyłacie ludzi, by zebrali i spalili rośliny? A co ze zwierzętami pasącymi się na łąkach? – Przekazała też, co trzeba zrobić, żeby pomóc Zarionowi.

***


Aranel nawet nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje wokół, w innym wypadku skarciłby siebie za pokazanie innym swej duszy. Przecież nawet w rodzinnym pałacu zawsze miał na sobie maskę. Teraz myślał tylko o Zarionie i o tym, że zwierzę cierpi. Gdyby miał wybierać pomiędzy powolną śmiercią zwierzęcia, a swoim egoistycznym zachowaniem, mając w perspektywie to, że Zarion może umrzeć, wybrałby odrzucenie swojej maski.
Riven odciągnął go od zwierzęcia i razem usiedli w boksie na snopku słomy, by pozwolić dotrzeć innym do konia. Zebrała się przed nim pokaźna grupka osób, a Yavetil podszedł do książęcej pary.
– Będzie dobrze. Podadzą mu leki i oczyszczą żołądek.
– A jak trucizna jest już dalej? – Adantin popatrzył na niego.
– Kwiat długo utrzymuje się w żołądku, dlatego, książę Aranelu, uratujemy twego konia. – Yav miał ochotę położyć rękę na ramieniu wtulonego w swego męża Adantina.
Aranel skinął głową, którą ponownie oparł na obojczyku Rivena, w tej chwili tylko jemu ufając i od niego oczekując wsparcia.
– Czyszczenie żołądka to dość niemiły proces, może...
– Zostaniemy, Galdorze. – Riven z powrotem zatopił palce we włosach męża, mógłby je dotykać przez wieczność. Ponownie ciepło rozlało się w jego sercu i nie tylko dlatego, że koń wyzdrowieje.

***


– Sądziłem, że przyjdziesz później. – Asmand przepuścił Erkirana w drzwiach.
– Kucharka pozwoliła mi iść do domu. Nawet dała na drogę kilka jabłek. – Chłopak wskazał na zawiniątko zrobione z chusty, jakie trzymał w lewej ręce. – Kal uwielbia te owoce. Ucieszy się, jest taki smutny. Wiesz, pytał o ciebie wczoraj wieczorem.
– O mnie? – Czego ten dzieciak od niego chce?
– Dobrze byłoby, gdybyś przyszedł. Polubił cię. – Odstawił pakunek na stolik, tuż obok gęsiego pióra i atramentu. – Powiedz mi, dlaczego chcesz, żebym pracował w pałacu i dowiedział się tego wszystkiego, o czym mówiłeś? – Zmienił temat. – Nigdy nie szukałem tam zajęcia.
– Dlaczego? – Nalał chłopakowi kielich wody i podał mu go.
– Nie przyjmują tam ludzi z takich dzielnic, w jakiej ja mieszkam. Panuje przeświadczenie, że każdy stamtąd jest złodziejem lub mordercą. Nie daliby tam nikomu takiemu pracy. Ewentualnie na polach.
– To znaczy, że nie powiedziałeś im, skąd pochodzisz. Słusznie. – Sam też się napił.
– Dlaczego chcesz wiedzieć, gdzie jest komnata księcia Aranela? Co planujesz? Wiem, że nie jesteś zwykłym człowiekiem. Samo to, co zrobiłeś z porywaczem dzieci... Nieważne, ale książę Adantin jest podobno dobrym człowiekiem. Dużo dzisiaj nad tym myślałem i boję się, że zechcesz go skrzywdzić. – Podszedł do mężczyzny, po czym w przypływie odwagi złapał go za koszulę i zacisnął pięści. – Kim naprawdę jesteś? Co tu robisz? I wiesz, co jest najgorsze? Że kimkolwiek jesteś, ja ci ufam.
Ten dzieciak zaczynał go irytować. Po co te pytania? Sam na siebie zaczynał być zły. Po jakie licho musiał im pomagać? Miał trzymać się od ludzi z daleka, a tymczasem nie tylko znają jego prawdziwe imię oraz nazwisko, to jeszcze wyczuwają, iż ma niecne plany.
– Lepiej, żebyś nie wiedział. – Położył swoje dłonie na jego, chcąc odczepić chłopaka od siebie.
– Wiem, gdzie jest komnata Aranela i jego męża, ale nie powiem ci, jeżeli ty sam nie zdradzisz swoich intencji wobec księcia.
– Mamy umowę – warknął.
– Mamy, ale nie tylko nie chcę, żeby jemu się coś stało, ale i tobie. Uratowałeś mego brata, więc ja chcę pomóc tobie – mówił Erki.
– Ty się mną nie przejmuj, chłopcze. Doskonale dam sobie radę. I puść mnie.
Po tych słowach młody Ladrim zorientował się, jak bardzo zmiął ubranie tego mężczyzny i jak blisko niego stoi. Policzki pokryły mu się czerwienią. Od ostatniego razu, kiedy był w jego ramionach, często myślał, jak dobrze mu w nich było i pragnął ponownie znaleźć się w tym przyjaznym uścisku. Mimo potrzeby nie próbował tego powtórzyć z obawy, że mężczyzna go odepchnie. Przecież nie miał powodu do tego, by go obejmować. Wtedy mu dziękował, a teraz... Poluźnił uchwyt i opuścił ręce.
Doskonale widział zażenowanie chłopaka. Do tego te rumieńce wydały mu się bardzo interesujące. Najchętniej to by je pogłębił, ale silna wola Asmanda nie pozwalała na to. Nie był kimś, kto powinien wprowadzić tego chłopaka w sfery, których jeszcze Erki nie zaznał. Najdalej za tydzień go już tu nie będzie, a i tak wystarczająco wykorzystuje tego dzieciaka. Odszedł od niego kilka kroków, żeby go nic więcej nie kusiło, poza wyrwaniem informacji z jego ust.
– Zaprosiłem cię tutaj, aby poradzić, jak masz zdobyć wiedzę, jakiej oczekuję, ale ty już sam się tym zająłeś, więc twoim obowiązkiem jest mi ją przekazać. Tym bardziej, że to dzięki mnie masz pracę.
– Powiem ci, jak przyjdziesz dzisiaj zobaczyć się z Kalem.
– Szantażysta z ciebie, Erki. Kto by powiedział, że taki śliczny, słodki chłopaczek potrafi zadbać o swoje. – Zaśmiał się Delreth.
– Od dawna walczę o utrzymanie swojej rodziny. Nie jestem kruchym dzieciakiem, tak jak może sądziłeś. I nie jestem głupi. – Na powrót stanął blisko tego człowieka. – Wiem, że zrobisz, co chcesz...
– Co muszę zrobić, ale ty nie potrzebujesz znać prawdy. – Rozumiał, że chłopak i tak się dowie, ale wtedy Asmanda już tu nie będzie.
– Nie potrzebuję, bo uważasz mnie za dziecko? – Erkiran patrzył buntowniczo na mężczyznę. Gdyby wiedział, o co dokładnie chodzi, może odciągnąłby Asa od tego.
– Przeciwnie, za niezwykle pociągającego, młodego mężczyznę. – Asmand uniósł dłoń i pogłaskał palcami policzek Ladrima. – Niedługo się ściemni, więc już idź.
Tylko że Erkiran jakoś nie miał ochoty wychodzić. Stał bez ruchu i przyjmował drobne pieszczoty tego człowieka.
Delreth od dawna nie czuł budzącego się w nim ognia. Od wielu lat był sam. Jak tylko pierwszy raz zobaczył Erkirana, chłopak zaczął go pociągać, ale potrafił się temu oprzeć, natomiast teraz, widząc w jego oczach bunt, miał przemożną ochotę go tutaj zatrzymać.
– Idź – wymówiły usta starszego mężczyzny. – Ostatnim razem chciałeś zapłacić swoim ciałem za moją pomoc. Odmówiłem.
– Cieszę się z tego. – Przytulił policzek do wewnętrznej strony jego dłoni.
– Gdybyś to zaproponował teraz, nie powstrzymałbym się i sądząc po twojej minie, nie spodobałoby ci się to, więc idź, bo samokontrolę mam tylko do pewnego momentu. Przekroczenie granicy u mnie oznacza, że nie ma powrotu.
– Ale... – Nie dane mu jednak było skończyć rozpoczętego zdania, ponieważ Asmand pochylił się i lekko, niczym dotyk gołębiego pióra, musnął jego wargi swoimi. Niestety, ledwie Erki poczuł dotyk tych ust, te odsunęły się, a wraz z nimi mężczyzna, który podszedł do okna i stanął do niego tyłem.
– Idź już, zanim zrobię ci krzywdę – rzekł Asmand. Potrzeba, by rzucić się na chłopaka, wspinała się po nim i kusiła obietnicą przyjemności. Ale Erki był jeszcze nietknięty przez mężczyznę i powinien być z kimś, kto go pokocha.
– Nie zrobisz – powiedział chłopak z pewnością w głosie, ale wziął chustę, w którą zawinięte były owoce i wyszedł. Będąc już na wąskim, długim korytarzu, położył dłoń na ustach. Jego pierwszy pocałunek i miał nadzieję, że nie ostatni z tym mężczyzną.

***


Dopiero, kiedy doszedł do siebie, będąc już pewny, że jego koniowi nic złego nie będzie, powróciły wspomnienia z tego przerażającego dla niego momentu. Zrzucił całą swą maskę, był blisko swego męża i to było dobre. Nadal, gdzieś tam w środku, jeszcze bał się Rivena, ale mężczyzna swoim spokojem oraz czułością potrafił odegnać ten strach. Tego dnia Riven dał mu coś więcej niż wsparcie. Aranel nie był jeszcze pewny, co to jest, lecz było mu z tym dobrze.
Dotyk na ręce przywrócił go do rzeczywistości.
– To ja, Terrik. Dlaczego siedzisz tu sam? – Hrabia rozejrzał się po małej bibliotece.
– Lubię zapach starych książek, a poza tym Agathe obiecała mi poczytać.
– Ja mogę to zrobić. Uwielbiam czytać. – Melisi podszedł do półki z grubymi tomami. – Co my tu mamy? Doskonałe tytuły. Co cię głównie interesuje?
– Karena, moja niania, a późniejsza przyjaciółka, uwielbiała mi czytać romanse i coś z przygodą.
– Czytała ci o miłości dwóch mężczyzn? – Uśmiechnął się, widząc pogłębiający się rumieniec na jasnych policzkach Aranela. – Widzę, że czytała.
– Tak. – Poczuł ruch koło siebie. Zrozumiał, że Terrik usiadł obok niego na dwuosobowej kanapie. – Właśnie dzięki temu...
– Dowiedziałeś się, czego pragniesz. Mogę cię o coś zapytać? – W ręku trzymał księgę. I gdy Aranel przytaknął, zapytał: – Nie bierzesz pod uwagę tego, że mógłbyś w przyszłości jeszcze raz spróbować z mężem... zbliżyć się cieleśnie?
Adantin nie wiedział, co odpowiedzieć na to pytanie. Domyślał się, że Terrik wie o nieudanej nocy. I czy mógłby... Potarł dłonie o wąskie, czarne spodnie.
– Nie denerwuj się. – Terrik położył swoją dłoń na jego.
– Nie wyobrażam sobie, żebym mógł ponownie przeżyć to, co wtedy – odpowiedział smutno Aranel.
– Coś ci opowiem. Coś, o czym wie niewiele osób. Zanim poznałem Yava, pewien mężczyzna, arystokrata, upodobał mnie sobie. Dużo rozmawialiśmy ze sobą, był miły. Byłem jeszcze dzieciakiem. Zauroczyłem się nim. Pewnej nocy to minęło – mówił wpatrzony w twarz Aranela. – Nie chciałem tego, ale wziął sobie mnie, wbrew mojej woli. Bolało tak bardzo, że nie byłem w stanie przestać wyć. To nie był delikatny mężczyzna, tylko brutalny, myślący o sobie człowiek. Nawet nie użył maści nawilżającej. Poranił mnie tak bardzo, że nie mogłem usiąść. Medycy długo się mną zajmowali. Dochodziłem do siebie tygodniami, które zamieniły się w miesiące. Ciało wyzdrowiało, ale nie dusza... Nie wyobrażałem sobie oddać się mężczyźnie. Co więcej, chciałem być sam. Bałem się dotyku. Wtedy pojawił się Galdor. Młody i piękny żołnierz. Te jego długie włosy, które nosi związane na czubku głowy, tamtego dnia były rozpuszczone. Wyglądał jak młody bóg. Zwrócił na mnie uwagę. Po paru tygodniach odważył się do mnie podejść, porozmawiać. Tak spędzaliśmy całe dnie, kiedy nie miał służby. Uciekałem przed jego najmniejszym dotykiem. Bałem się, ale on miał do mnie cierpliwość. Nadal ma. Nauczył mnie zaufania i dotyku. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, bym nie mógł z nim połączyć się cieleśnie. Jesteśmy razem dziesięć lat, a czas w łożu spędzamy od ośmiu. Dwa lata trwało, zanim pozwoliłem na coś więcej niż trzymanie za rękę. Nie namawiam cię, Aranelu, do niczego, lecz bycie z mężczyzną jest bardzo przyjemne. Riven żałuje tego, co się stało i jeżeli w przyszłości zbliżycie się do siebie, to wierzę, że postara się, aby obu wam było dobrze.
Książę słuchał tego wszystkiego i doszedł do wniosku, że Terrik cierpiał o wiele bardziej, a jednak pokonał w sobie strach. Tylko to nie Galdor go skrzywdził. Między nimi, a nim i Rivenem, była jedna ważna różnica. Yavetil kochał Terrika.
– Co się stało z tym człowiekiem, który wystosował na tobie przemoc? – zapytał.
– Został ukarany. Spędza dożywotni wyrok w Ariży, gdzie został osadzony w tamtejszym więzieniu.
– Przykro mi, że miałeś takie przejścia.
– I mnie przykro, Aranelu, iż twój mąż jest, a przynajmniej był, nieczuły. Przy tobie się zmienia. Wierzę, że w przyszłości wam się ułoży. A teraz poczytam ci.
– Nie musisz. Agathe ma przyjść.
– Posiedzi z nami i posłucha. – Otworzył księgę na pierwszej stronicy. – Poza tym chciałem cię poznać, a spędzenie wspólnego czasu mi na to pozwoli.
– To mi poczytaj.
Terrik stwierdził, że chyba bardzo polubi tego młodego mężczyznę i wbije przyjacielowi do głowy, jak ma traktować to cudo.
– Ja też chętnie posłucham. – Riven wszedł do biblioteki. Słyszał końcówkę ich rozmowy.
– Sądziłem, że jesteś przy dopilnowaniu wycięcia tego trującego zielska. – Terrik wskazał ręką fotel. Nie zamierzał ruszać się z miejsca, na którym siedział. A stamtąd Riven będzie mógł swobodnie obserwować swego męża. Przez chwilę kusiło go, by nie wziąć jakiegoś tomu o miłości mężczyzn zamiast pełnej opisów przygody, ale wolał nie zawstydzać Aranela. Jeszcze nie teraz.
– Galdor się tym zajmuje. Ja chciałem zobaczyć, jak się czujesz, Aranelu.
– Dobrze, dziękuję, że pytasz. – Uśmiechnął się nieznacznie.
Hrabia sprowadził wzrok na pierwsze słowa w księdze, kiedy przyjaciel usiadł, po czym zaczął czytać.

***


Bracia Ladrim patrzyli, jak najmłodszy zajada jabłko, którego skórka była cała czerwona i błyszcząca. Nie było tak, że nie mogli kupić takich owoców, ale Erki wolał wydać leity, te uczciwie zarobione, na chleb i inne składniki żywieniowe. Czasami kupował tańsze owoce, które nie były gorsze w smaku, tylko gorzej wyglądały.
– Nie spiesz się, Kal – poprosił Erkiran, przyszywając braciszkowi guzik do koszuli nocnej. – Jak on się dziś zachowywał? – spytał starszego chłopaka.
– Chciałem wziąć go na spacer koło domu, nie dalej, to mi nie wyszedł. Boi się tego, co na zewnątrz – odpowiedział Leteno.
– Musimy się stąd wynieść. Gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. – Urwał nitkę.
– Ty dalej o tym. Nie wyniosę się stąd. – Leto wstał i ruszył do wyjściowych drzwi.
– Leto, dokąd idziesz?
– Mam swoje zadania. Nie czekajcie na mnie. – Zerwał z wieszaka swoją długą do ziemi kurtę i wyszedł. Nie wyniesie się stąd, dopóki nie dowie się tego, czego chce.
– A co potem zrobisz?! – Erki wybiegł za nim. – Co zrobisz, jak ich znajdziesz?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami, odwracając się do brata i idąc tyłem. – Nie wiem. Wracaj do Kala. – Po tych słowach zniknął w ciemnościach, których już nie rozpraszało światło pochodzące z domu i starej latarni, która jakimś cudem działała.
Erki westchnął i wrócił do środka, przekręcając klucz w zamku.
– Gdzie poszedł Leteno? – zapytał Kalerian.
– Przejść się. Chodź, pouczę cię czytania.
– Już umiem.
– Ale słabo to robisz. W twoim wieku już się nie składa liter. Chciałbym w przyszłości posłać cię do jakiejś szkoły.
– A co to jest? – zapytał chłopiec, gramoląc się na krzesło.
– Takie nowe u nas w mieście miejsce, gdzie zbierają się dzieci i tam dorośli uczą je pisać, czytać, a także liczyć.
– Już mi się to nie podoba.
Przywilej nauki zawsze mieli bogaci, wynajmując prywatnych nauczycieli, teraz dano to również dzieciom pochodzących z biedniejszych rodzin, dzięki czemu te miały szansę na coś więcej niż tylko praca u swych panów na roli czy też w służbie domowej.
– Spodoba ci się.
– Nie.
– Tak.
– Nie.
– Kal, nie wygrasz ze mną. Uczymy się, a potem pogramy w karty, co? – Miał nadzieję na szybki powrót brata i to, że Asmand przyjdzie. Zauważył, że ciemność nie przeszkadza temu mężczyźnie, a ciekawość, jakie ma informacje, tym bardziej zmusi go do przybycia.

Mimo tego, gdy długi czas później wykąpał braciszka i kładł go spać, żadnego z mężczyzn nie było.

***


Noc królowała nie tylko w Antiri, ale i Telmar, co dla wielu oznaczało odpoczynek i sen po ciężkim dniu wrażeń lub pracy. Riven spacerował po domu, czekając na czas, kiedy będzie mógł pójść się położyć. Chciał dać mężowi trochę prywatności na wieczorną toaletę i zmienienie stroju z dziennego na nocny. Dziś, kiedy tak razem oczekiwali na wieści, czy uda się uratować Zariona lub później w bibliotece, poczuł coś, czego nigdy nie odczuwał. Wystarczyło, że patrzył na męża i serce zaczynało mu szybko bić, a na samą myśl, że znów chciałby go ponownie trzymać w ramionach, przyspieszało swój rytm. Nie miał najmniejszej ochoty w żaden sposób krzywdzić Aranela. Jak mu się to zdarzy, to nie dlatego, że chciał. Teraz pragnął, by mąż czuł się przy nim dobrze i bolało go, że tak skrzywdził Aranela.
Szedł opustoszałym korytarzem, gdyż nawet służący już poszli spać lub zajęli się swoimi sprawami. Przechodząc koło komnaty, którą zajmował Terrik, zobaczył uchylone drzwi i usłyszał sapanie. Sądząc, że przyjaciel się z czymś się mocuje lub coś mu się stało, wszedł do środka. Pierwsze, co zobaczył, to stolik i ustawione wokół krzesła, ale w chwili, kiedy jego oczy podążyły do wnętrza pomieszczenia, poczuł, że nogi przyrastają mu do ziemi. Widok, jaki miał przed sobą, osłaniała tylko biała, lekka zasłona. Lecz zasłaniała tylko nogi, a reszta była doskonale widoczna. Powinien był wyjść, ale nie potrafił. Widok splecionych ze sobą ciał sprawił, że odczuł niesamowite gorąco oraz napięcie w dole brzucha. To, co widział, było piękne.
Terrik wzdychał i jęczał, leżąc na łóżku z nogami trzymanymi na ramionach Yavetila, a narzeczony wchodził w niego powoli, obsypując każdy skrawek skóry, do jakiego mogły dotrzeć usta, pocałunkami. Szeptał coś do niego czule i dawał kochankowi wszystko, co najlepsze, a Terrik brał i dzielił się tym z narzeczonym. Tak to powinno wyglądać, a nie tak, jak on zrobił Aranelowi.
Obaj mężczyźni kochali się na jego oczach i nie byli świadomi obecności trzeciej osoby, będąc całkiem zatraceni w sobie. Riven odczuł nie tylko podniecenie, ale i zazdrość, które zaczęły go opętywać. Czym dłużej patrzył, tym bardziej czuł brak kontaktu z mężem. Tak, mężem, nie kobietą. Pragnął, by to Aranel tak jęczał z przyjemności, a nie płakał z bólu. Krzyk Terrika upewnił go, że mężczyzna przeżył tę ostateczną przyjemność. Wtedy Riven wycofał się powoli na zewnątrz komnaty i domknął drzwi. Oparł się o nie czołem, biorąc głębokie oddechy. Członek bolał go, domagając się uwagi, a ciało pożądało zaspokojenia. Nie mógł wrócić do męża w tym stanie. Aranel, pomimo niewidzenia oczami, widział inaczej, a on mógłby się nie opanować i jeszcze rzuciłby się na niego. To byłby koniec tego, co do tej pory wypracowali. Nie mógł zniszczyć jego rodzącego się zaufania. Był pewien, że nie zraniłby go już jak wcześniej, ponieważ nie czuł do niego ukrytej złości, o której sam nie wiedział, ale młodzieniec bał się dotyku i Riven tylko by to wzmocnił swoim zachowaniem. Musiał stąd wyjść, najlepiej na zewnątrz, żeby ochłonąć.
Odepchnął się od ściany i skierował do wyjścia na dwór. Tam chłodne powietrze skutecznie go uspokoi. Lecz te obrazy połączonych ze sobą mężczyzn uderzały w niego, bombardując nie tylko umysł, ale i ciało. To było lepsze niż na rysunku z tego cienkiego tomiku, jaki dał mu Terrik.
Usiadł na ławce pod ścianę i złapał się za głowę. Widział, jak jego przyjaciel spółkuje z mężczyzną i był taki piękny. Ponownie zapragnął widzieć takiego Aranela. I miał ochotę płakać, że wszystko tamtej nocy zepsuł. Prawdopodobnie nawet dzisiaj miałby go takiego.
Cierp teraz, jak na to zasłużyłeś. Cierp, ponieważ nie zasłużyłeś na nic lepszego, Rivenie. To twoja kara. Mogłeś mieć wszystko, może miłość...
Miłość? Nie myślał wcześniej o miłości, więc dlaczego teraz to zrobił? Miałby na to szansę u boku Aranela. Na tę myśl uśmiechnął się. Jego podniecenie z trudem opadało, ale to robiło, z czego był bardzo rad. Teraz głowę zaprzątały mu inne rzeczy, a może uczucia?
– Podglądanie przyjaciela, jak się kocha ze swoim mężczyzną, jest, delikatnie mówiąc, niewłaściwe.
Riven podskoczył, kiedy usłyszał szept przy uchu należący do Terrika.
– Co ty tu... Ja... Drzwi były uchylone... – plątał się w słowach.
– Zapewne zapomnieliśmy zamknąć. Zdarzają nam się różne takie rzeczy w podnieceniu. – Melisi usiadł obok niego.
– Sądziłem, że mnie nie widzieliście.
– Ja cię widziałem, jak wychodziłeś. Powinieneś był od razu opuścić komnatę, ale nie zrobiłeś tego. Teraz siedzisz tutaj, próbując nie wyrywać sobie włosów z głowy, zapewne pragnąc przy tym zapomnieć to, co widziałeś.
– Przepraszam. – Saeros ukrył twarz w dłoniach.
– Jedno jest dobre, miałeś doskonały przykład, co i jak, na żywo. Dziwnie mi z tym, że mój przyjaciel widział mnie w tak intymnej chwili, ale jesteśmy dorośli. Udawajmy, że to nie miało miejsca i wracaj do męża, jak się... jak dojdziesz do siebie. – Poklepał go po ramieniu i wstał. Dopiero wtedy Riven zobaczył, że przyjaciel miał nocny płaszcz na sobie, który nie okrywał jego nagich nóg.
– Nie mów, że jesteś nagi.
– A chciałbyś zobaczyć? – Terrik udał, że rozwiązuje pas.
– Nie ma mowy! Idź już.
– Masz rację już się napatrzyłeś. – Zaśmiał się Melisi. Nic nie robił sobie z tego, że Riven go widział w takich chwilach, ale następnym razem kilka razy sprawdzi, czy drzwi są domknięte. O ile się nie zapomni. Yav miał cudowne dłonie.

Riven jeszcze długo siedział przed domem, do czasu, aż nie zmarzł i przeszło mu podniecenie oraz złość na siebie samego. Zazdrość się w nim tliła, ale była malutka. Będzie się starał, żeby dać Aranelowi wszystko, co najlepsze i wynagrodzić mu tamtą noc, o której obaj muszą zapomnieć.
Kładąc się przy mężu, który już spał, musiał dotknąć jego włosów, ale tym razem nie poprzestał na tym. Zjechał palcem na jego policzek i odsłoniętą szyję. Mąż miał delikatną i miłą w dotyku skórę. W przyszłości wycałuje każdy jej skrawek, nie myśląc o sobie. I da mu nie tylko cielesność, da mu więcej. O wiele, wiele więcej. Z takim postanowieniem przysunął się bliżej męża i wkrótce zasnął.