Połączeni 10
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 31 2015 21:20:25


Trzask. Jedno uderzenie w policzek wyraziło wszystko, co czuł Terrik w tym konkretnym momencie.
Riven za ten czyn z ręki kogoś innego skazałby go na więzienie.
– Sądziłem, że jesteś na tyle inteligentny, potrafiący zadbać o osobę, która jest z tobą w łożu! Z tego, co mówisz, to był jego pierwszy raz...
– Mój też – wtrącił.
– Będzie, jak to on będzie wkładał ci coś dużego w szczelinkę! – Z nerwów zaczął chodzić w tę i z powrotem, a jego płaszcz kąpielowy powiewał wokół nóg. – Wiem, jak on się czuł! Wiesz, jak ja miałem, zanim spotkałem Yavetila! I mówiłem ci, powstrzymaj swą chuć! Zajmij się nim. Dotykaj. Spraw, żeby był podniecony. A ty miałeś to wszystko głęboko w...
– Zająłem się nim.
– W którym momencie dotknąłeś jego członka? – Popatrzył na Rivena poważnie. Nie uzyskał odpowiedzi, więc już wszystko wiedział. Przymknął powieki i pomasował nasadę nosa.
– Nie myśl, że jest mi to obojętne. – Przerwał milczenie Riven. – Chciałbym to naprawić.
– Jak? Znów go zranisz? – Podchodził do tego za bardzo osobiście pomimo że jego sytuacja z przeszłości i Aranela znacznie się różniły. – Będziesz miał za nic jego potrzeby? To się nie uda. Wiesz, dlaczego?
– Dlaczego? – Zajął miejsce na szezlongu.
– Bo ciebie to brzydzi. Nawet, jak wmawiasz sobie, że to jest dobre, że tak trzeba, to twoja podświadomość cię wiąże. Brzydzi się dotykiem mężczyzny. Gdybym był na miejscu Aranela, ciężko by mi było spółkować się z kimś, kto musi to robić.
– Okazało się, że jest inaczej niż myślałem. Gdybym się brzydził, nie stanąłby mi. Tak sądzę.
– Ha, nie, ale ciało reaguje na dotyk, tarcie. Jak jeszcze znajdzie się w ciasnym tunelu... Czytałeś tomik, który ci dałem?
– Tak. I co z tego?
– To, że postanowiłeś zignorować dobre rady. Przestałeś myśleć i skupiłeś się na tym, jak tobie jest rozkosznie. Zastanów się nad wszystkim. Teraz idź, zaraz będę miał gościa.
– Nie będziesz miał. Wysłałem Galdora na patrol.
Zimne spojrzenie rzucało lodowe sztylety w jego stronę.
– Wiedziałeś, że będę chciał z ukochanym spędzić czas!
– Chcę porozmawiać.
– O czym? – Terrik wyrzucił ręce w górę.
– Jak sprawić, żebym wszystko naprawił. Chciałbym zaspokoić Aranela – wydusił z siebie.
Terrik zaczął się histerycznie śmiać.
– Powodzenia, bo raczej nie pozwoli ci się dotknąć. W każdym razie niczego na razie nie próbuj.
Riven wstał i podszedł do przyjaciela.
– Co jest takiego śmiesznego w tym, że chciałbym mu to wynagrodzić?
– Ty. Będziesz gotów mu to wynagrodzić w chwili, kiedy on powoli ci się dotknąć, a ty weźmiesz do ust jego członka.
Zszokowany Riven nie wiedział, co powiedzieć. Miałby... W życiu tego nie zrobi! To... To... To obrzydliwe!
– Nie zrobię tego.
– Bo jeszcze nie wiesz, jakie to jest wspaniałe. – Melisi stanął naprzeciw niego. – Jeszcze nie wiesz, jak wspaniale jest się kochać z mężczyzną. Nie wiesz, jak to powinno wyglądać. I nie wiesz, co tak naprawdę robić. Z tego, co mówisz, podobało ci się to, ale musisz to poczuć tutaj – położył dłoń na sercu – i tutaj – drugą wskazał na swą głowę. – O ile nie przestawisz czegoś w swojej głowie i sercu, nie myśl o kolejnej próbie. Znów go skrzywdzisz. Poniesie cię, bo chociaż sądzisz, że jest inaczej, to podświadomie chciałeś, by cierpiał.
– Nie chciałem.
– Tak tylko ci się wydaje. Posłuchaj siebie. Swego wnętrza. Pamiętasz, co mówiłeś przed ślubem?
– Ale to się zmieniło. Mówiłem ci. – Saeros zaczął się tłumaczyć.
– Nawet nie wiesz, że chciałeś go ukarać. Na szczęście masz wyrzuty sumienia. To dobrze. Możliwe, że coś się w tobie zmieni. Zdobądź zaufanie Aranela. Ile czasu dziś z nim spędziłeś? – Skierował się w stronę alkoholi. Nalał sobie likieru z pigwy.
– Przez ciebie w ogóle z nim nie byłem.
– I tak byś coś sobie znalazł na zajęcia, żeby nie być. – Terrik obejrzał się na niego. – Idź teraz do niego i spędź z nim czas. Nie uciekaj od męża.
– Nie uciekam!
– Znam cię od dziecka i wiem o tobie więcej niż ty sam o sobie. Zepsułeś mi noc, więc chociaż śpij spokojniej. Wracaj do męża. – Podniósł kieliszek. – I miłej rozmowy.
Riven wiedział, że nic już nie wskóra. Zmierzał do wyjścia, kiedy przystanął i odwrócony do Terrika plecami rzekł:
– Galdor jutro będzie wolny. Poprosił o kilka dni, o czas dla życia prywatnego. Sądzę, że ma poważne plany wobec ciebie.
Nie widział już zdziwionego, a jednocześnie szczęśliwego wzroku hrabiego.
Sam, mając jeszcze wiele do przemyślenia, udał się na taras, by podziwiać wschodzący księżyc.

***


W czasie poszukiwań wstąpili do tawerny, w której pijały i nocowały najgorsze mendy. Mieli nadzieję, że tutaj się czegoś dowiedzą. Przeszukali połowę dzielnicy i wyglądało na to, że ich mały brat zapadł się pod ziemię.
W przeciwieństwie do Leteno, Erkiran czuł się nieswojo w takich miejscach. Do tego smród alkoholu przyprawiał go o mdłości. Na zewnątrz przynajmniej było jakieś powietrze, pomimo że przesycone zapachami brudnej ulicy. Wokół panował gwar rozmów, a także sprzeczek. Przy stole z prawej strony grupa osób grała w pokera i jeden drugiego oskarżył o oszustwo. Erkiran wolał się tam nie gapić. Nie chciał nikogo denerwować.
– Jak to miło widzieć synów Tiretta i Linel. – Znajoma im karczmarka podeszła do nich z dwoma kuflami piwa. Kobieta miała na sobie obszerną suknię z głębokim dekoltem, z którego wypływały jej bujne piersi. W pasie związaną miała zapaskę chroniącą spódnicę, a przy boku doczepioną ścierkę. Zapewne po to, żeby zetrzeć brud z używanego stolika. – Przyszliście sobie wypić? Nie wiem, czy znajdziecie wolny stolik.
– Harina, dawaj to piwo! – rozzłoszczony głos jakiegoś spitego klienta zwrócił uwagę kobiety.
– Co się ciskasz, Magila? Już tamto, co wypiłeś, wyszczałeś? – odkrzyknęła we wtórze śmiechu, po czym zwróciła się do chłopców: – Zaraz zaniosę temu tam ochlaptusowi piwko i pogadam z wami. Poczekajcie przy barze.
Leteno pociągnął brata do długiego kontuaru. Blat nie grzeszył czystością, ale czego chcieć, gdy wciąż ktoś rozlewał trunek. Nie pokazywał tego tak bardzo po sobie, jak Erkiran, ale bał się o Kala. Jeżeli ktoś go skrzywdził, to do swojej zemsty dołoży chęć pomszczenia brata. Zacisnął pięści.
– No jestem, chłopcy. – Karczmarka nagle znalazła się przy nich. – Szukacie czegoś?
– Skąd pani to wie? – zapytał Erki.
– To widać, że nie przyszliście tu żłopać piwska.
– Nasz brat zaginął. Ma dziesięć lat – zaczął opowiadać Leteno. – Zawsze sam poruszał się po tej dzielnicy i dawał sobie radę. Dziś nie wrócił do domu.
– Był tu ten facet – wyszeptała z lękiem.
– Kto? – Erkiran nie musiał pytać, zrozumiał, o kim ona mówi. Widział strach w jej oczach.
– Ten, co porywa dzieci. Widziano go dziś. Magil go widział. Wpadł tutaj i powiedział, że Fuldros – tak nazywano porywacza – kręcił się kilka godzin temu po zachodniej części. Nic więcej nie wiem, ale on tak. – Wskazała ruchem głowy na opróżniającego kufel pijaczynę.
– Pogadam z Magilą – warknął Leteno. – Jak coś wie, musi mi powiedzieć.
– Czekaj. – Erkiran złapał brata za rękę. – Jest całkiem pijany. Nic z niego nie wyciągniesz.
– Założysz się? Pani Duran, proszę o kufel najlepszego piwska, jakie macie.
– Już się robi, chłopcze. – Karczmarka, chociaż prowadziła najgorszą gospodę pod słońcem, należała do tych dobrych ludzi, którzy chętnie pomagali. Znała ich rodziców i dawnej często u nich bywała. Weszła za bar, gdzie jej mąż obsługiwał gości. Poprawiła wysuwający się zza wsuwki posiwiały lok.
Tymczasem ręce Erkiego drżały z nerwów. Jego mały braciszek mógł mieć prawdziwe kłopoty. Kto wie, czy jeszcze go zobaczą. Może już wywieźli go z miasta, jeżeli został porwany.
– Zgnieciesz mi rękę. Puść mnie. – Leteno usiłował wyrwać się spod mocnego chwytu. Jego brat nie wyglądał na silnego, ale pozory nie raz mylą.
Erki zorientował się, że nadal trzymał brata. Rozwarł palce i wzrokiem przeprosił Leta.
– Boję się – przyznał.
– Ja też.
– Macie, chłopcy. Na mój koszt. – Kobieta przyniosła kufel pełen złocistego trunku. – Mam nadzieję, że coś wam powie. Już ledwo kontaktuje.
– Powie, jak zobaczy to i wizję, że tego nie dostanie. – Starszy z braci wziął kufel i ruszył do stolika, uważając, żeby na nikogo nie wpaść. Czuł Erkirana za swymi plecami.
Leteno z hukiem postawił dzban na kwadratowym, drewnianym stoliku.
Magila podniósł głowę z blatu i uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje niemyte od lat zęby. Siwe włosy zasłoniły oczy pijaczyny, który zaraz je odgarnął. Wyciągnął rękę po boski napój, ale zanim go dosięgnął, cudowny widok zniknął. Podążył wzrokiem, na tyle, na ile mógł normalnie widzieć, wokół siebie. I aż się uśmiechnął, widząc, że jego piwo nie zniknęło, lecz stało w innym miejscu.
– Dostaniesz je, jak powiesz nam, co dziś widziałeś. – Leteno postawił jedną stopę na wolnym krześle i oparł o kolano łokcie. W jednej dłoni trzymał napełniony kufel.
– Co widziałem? – Magila nie spuszczał wzroku z trunku.
– Fuldros. Mówi ci to coś?
– Nie znam żadnego Fuldrosa – zacietrzewił się pijaczyna.
– To pożegnaj się z tym. – Starszy z braci przesunął mu przed oczami piwem.
Erki obserwował, jak wygłodniały wzrok śledzi wymarzony trunek. Nie wierzył, że Leto coś osiągnie. Czym dłużej to trwało, tym on się bardziej denerwował.
– To co, gówniarzu, chcesz wiedzieć?
Te słowa chciał usłyszeć Ladrim.
– Fuldros podobno tu był kilka godzin temu. Mój brat zaginął. Szukam go. Porywacz może mieć coś wspólnego z jego zniknięciem. – Leteno mówił powoli, żeby jego słuchacz wszystko zrozumiał.
– Widziałem. Mordę jak zawsze wykrzywioną i chciwe oczy poznam wszędzie. Każdy go tu zna. Dasz mi to? – Magila wskazał na kufel. Cały czas jego pijacka mowa była trudna do odczytania, ale chłopcom udawało się wszystko rozszyfrować.
– Jak wszystko mi powiesz. Wiesz, gdzie ten typek mieszka?
– Po co ci to? Nikt nic mu nie zrobi. Ktoś ważny go chroni. On tylko porywa dzieci dla tego kogoś.
– Gdzie mieszka?
– Nawet rodzice porwanych dzieciaków go nie szukają, bo się boją tego typa spod ciemnej gwiazdy. Każdy wie, że potrafi zabić jednym ruchem ręki. Groził spaleniem dzielnicy. Radzę wam, dzieciaki, pożegnać się z bratem i zachować swoje życie.
– Nie! – Erkiran nie wytrzymał. – Gadaj, gdzie ten człowiek mieszka!
– Zamknij się. Zwracasz na siebie uwagę – strofował go Leteno. – Nie potrzebujemy tu nieproszonych gości.
– Niech gada, co i jak, a nie pieprzy. Tylko Fuldros wie, gdzie jest Kal – powiedział ściszonym głosem.
– O ile go porwał – rzucił starszy chłopak.
– Czuję, że porwał. Gadaj, gdzie jest ten człowiek. – Erki zwrócił się do Magili. Wyciągnął trunek z ręki brata. – Bo wyleję to i nic nie dostaniesz. – zagroził.
– Nie mieszka tu. Ma kasę. Mieszka w... – Podał dokładny adres, a potem wyżłopał z chciwością boski napój.

Wściekli chłopcy opuścili tawernę. Szli w stronę swego domu z nadzieją, że ich brat wrócił.
– Wszyscy wiedzą, gdzie on mieszka i nic nie zrobią – wysyczał przez zaciśnięte zęby Erkiran.
– Nic nie mogą. Słyszałem, że Fuldros jest potężny i niebezpieczny. Zabije każdego, kto stanie mu na drodze. Zanim do niego pójdziemy, to musimy mieć duże pieniądze albo wojownika po naszej stronie. Nie mamy ani leitów, ani nawet broni.
Erkiran przystanął. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
– Co jest? Zobaczyłeś Kala? – Leteno zaczął się rozglądać, chociaż po ciemku niewiele mógł zobaczyć.
– Wracajmy do domu. – Podjął na nowo krok – Jak nie będzie naszego brata, to pójdę do miasta i znajdę tego człowieka, którego Kal okradł.
– Delretha? Po co?
– Nie jest zwykłym obywatelem. Ktoś normalny nie przyszedłby tutaj po parę leit. Poza tym, pod jego płaszczem widziałem ukrytą broń. Znajdę go i poproszę o pomoc.
Tym razem to Leto stanął na środku drogi. Z oddali było słychać śpiewy pijaków. Nie powinni tak tu stać i prosić się o atak.
– Jak? Czym mu zapłacisz?
– Jeżeli trzeba będzie, to swoim ciałem. – Spojrzał w niebo. Było pełne gwiazd i nie wiedziało, że na ziemi dzieją się złe rzeczy. – Widziałem, jak na mnie patrzył.
Leteno nie wierzył własnym uszom. Wiedział, że jego brat jest inny. Powiedział mu to, ale nigdy do tej pory nie był z mężczyzną.
– Ale ty...
– Zrobię wszystko dla Kala i dla ciebie. – Erki położył rękę na ramieniu starszego brata. – Moje ciało to niewiele za pomoc w uratowaniu tego małego rozrabiaki. Nie ma co nad tym rozmyślać. Módlmy się do bogów, żeby Kal był w domu – szepnął.

***


Nie mógł dłużej zwlekać i unikać wejścia do swojej komnaty. Przecież nie będzie uciekał od Aranela. Nie zdobył się na rozmowę z nim. Stchórzył. Jak miał zacząć taki temat? Przecież to bardzo intymna sytuacja. Gdyby chociaż łączyło ich coś więcej. Dlatego miał nadzieję, że małżonek już spał i będzie mógł uniknąć tematu ich nieudanego zbliżenia.
Westchnął ciężko. Otworzył drzwi. I już wiedział, że się pomylił. Aranel nie spał. Z części gościnnej komnaty widać było, że siedzi w fotelu i zamyślił się. Czuł się jak mały chłopiec mający mieć lekcję u srogiego nauczyciela.
– Nie śpisz?
Głos Rivena szczerze zaskoczył młodego księcia. Drgnął. Zacisnął ręce na kolanach.
– Straciłem poczucie czasu. Późno już?
– Bardzo. Powinieneś się położyć. – Riven zaczął rozpinać długą do połowy ud kamizelkę ciasno przylegającą do ciała, pod którą była koszula. Zawsze osobisty służący pomagał mu w rozbieraniu się, ale nie chciał niepokoić męża. Wiedział, że książę Adantin woli sam zmieniać ubranie, a także rzadko pozwalał przygotowywać sobie kąpiel. W tym ostatnim on nie odpuści. Sam nie będzie robił sobie kąpieli. W innych przypadkach pozwoli na większą intymność mężowi. Odebrał inne wychowanie niż on lub tak bardzo był wstydliwy. Podejrzewał, że to ostatnie.
– Nie jestem senny. Spałem wcześniej.
– Wiem. Byłem tutaj. – Przed oczami stanęła mu scena, kiedy głaskał męża po głowie. – Aranelu, doszedłem do wniosku, że powinniśmy porozmawiać.
– O czym? – Nie chciał rozmawiać. Chciał być sam. Pragnął zrozumieć to dziwne doświadczenie, kiedy spał. Mylił się w odczuciach?
– O naszej nocy. – Saeros widział, jak obojętność na twarzy męża na chwilę została przerwana bólem. Szybko jednak powróciła do normalnego stanu.
– Wolałbym nie poruszać tego tematu. – Aranel zaczynał się denerwować. Nie chciał do tego wracać. – Lepiej się połóżmy. – Wstał.
– Nie. Muszę z tobą porozmawiać. – Zbliżył się do męża i chwycił go za ramiona. Młody książę napiął wszystkie swoje mięśnie. Riven wyraźnie to czuł, ale nie zamierzał pozwolić mu uciec. – Aranelu, chcę cię przeprosić za to, co się stało. Nie zapanowałem nad sobą. Byłem zły, że to mi się podoba i było tak przyjemnie. Przepraszam. Bardzo chciałbym ci to wynagrodzić.
– Wynagrodzić? – Niech on go tak nie trzyma. Niech go puści.
– Chciałbym... Nie mogę mu powiedzieć, że chciałbym znów spróbować. Ucieknie. Już teraz się mnie boi. …Nauczyć cię, jak bezpiecznie dojść do stajni. Będziesz mógł odwiedzić Zariona. Możemy też jutro wybrać się na przejażdżkę. Spędzić razem dzień.
– Obrażasz mnie.
– Słucham?
– Obrażasz mnie tą propozycją. Czujesz się winny i chcesz dotrzymać mi jutro towarzystwa tylko z tego powodu. – Znalazł siłę, by zrobić krok w tył i już te dłonie nie zniewalały go. – Od czasu naszego ślubu wynajdywałeś przeróżne rzeczy, żeby nie być zbyt długo ze mną. Teraz nagle wyrzuty sumienia nie dają ci spokoju. Czuję się obrażony, ponieważ twoja propozycja wypływa z tego, że musisz to zrobić, bo potrzebujesz ukoić swoje wyrzuty, a nie dlatego, iż naprawdę tego chcesz.
– Nie. Zrozumiałem, że jak mamy spędzić razem życie, nie możemy żyć obok siebie. Zanim tu przyszedłem, dużo myślałem. Cały czas to robię. Chcę przyzwyczaić się do ciebie i pokazać, że możesz mi zaufać – powiedział ciepłym głosem Riven. – Mam wyrzuty sumienia. Bogowie znają moje wnętrze dokładnie. Poniekąd chcę je zagłuszyć, ale jest też i druga strona mojej propozycji. Naprawdę chcę, żebyśmy żyli razem.
– Nie pozwolę ci się dotknąć – mówił stanowczym głosem Aranel. – Twój dotyk boli, a ja nie pozwolę sobie, bym nocami czuł ciągły niepokój i ból. Jesteśmy małżeństwem. Nasi ojcowie podjęli decyzję za nas. I dlatego możemy żyć jak małżonkowie, ale bez cielesnego zbliżenia. – Nie chciał więcej przeżywać tego rozrywającego bólu. – Tamtej nocy pokazałem swoją słabość i nie sądź, że jeszcze raz się to stanie.
– Nie sądzę, że to była słabość. Nie byłem delikatny. To był twój pierwszy...
– Dość! Szanuj mnie jako małżonka i nie mów mi takich rzeczy. – Wstydził się tego. Nawet był zły, że powiedział teraz te wszystkie słowa. Z drugiej strony nie chciał spędzić życia, nie znając męża i nie ufając mu. Nauczy się z nim żyć, ale nie pokona w sobie strachu przed intymnym dotykiem. Riven i tak nie spełni jego marzeń. Jak mężczyzna kochający sypiać z kobietami ma się zmienić i pragnąć innego mężczyzny? Nie ranić go? Tym bardziej, że i on nie potrafiłby ponownie poczuć tego cudownego napięcia, zanim jego mąż go posiadł. To kojarzyło mu się z bólem. A to z kolei raniło mu serce.
– Nie pozwalasz nawet sobie o tym myśleć, Aranelu. Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć, ale teraz już wiem. Chcę wszystko naprawić i będę chciał w przyszłości spróbować, ale na twoich warunkach. Będę chciał zmienić to przykre doświadczenie w coś pięknego. Nauczę się, jak to zrobić i zatrę złe wspomnienie. – Riven sam nie potrafiłby żyć z człowiekiem, który by go tak zranił. Obdarł z intymności i nie pozwolił na poznanie przyjemności. Cierpiałby i wyczuwał to od męża. Nie rozumiał, dlaczego duma, aby nie pokazać prawdziwych uczuć, jest silniejsza. Chociaż wczuwając się w jego postać, mógł sądzić, że Adantin zwyczajnie się w ten sposób bronił.
Aranel nie wiedział, co powiedzieć. Tylko słuchał, a serce w piersi mu biło w szalonym tempie. Co Riven mówi? Będzie chciał spróbować wszystko zmienić? Nie pozwoli mu na to!
– Ja wiem, że teraz nie chcesz nawet, bym był w pobliżu – kontynuował Saeros. – Na wszystko jest za wcześnie. Ale mamy czas. Sam muszę się do ciebie przyzwyczaić, a ty do mnie. Samo to, że otwieram się przed tobą, Aranelu, jest dla mnie trudne. Trudne będą kolejne dni, tygodnie, ale nie pozwólmy, by nasze małżeństwo zionęło pustką.
Aranel nie wiedział, co powiedzieć. Jakże teraz bolał nad swoją ułomnością. Mógłby go widzieć i wyczytać z jego twarzy prawdę, ale słuch się nie mylił. W głosie była wyraźna skrucha i błaganie o szansę. I chociaż poranne postanowienie, by stać się posągiem bez uczuć i tym samym ukryć swój ból, dzięki czemu Riven nie pokaleczy również jego wnętrza oraz nigdy nie pokazać mu, jaki jest naprawdę było silne, to kusiła go chęć życia u boku mężczyzny przynajmniej tak częściowo. Czy zrobi błąd, zgadzając się z nim?
– Także nie pragnę życia w pustce i obojętności, ale warunek jest jeden. Bez cielesnych zbliżeń.
Rivenowi ponownie krajało się serce. Ten młody mężczyzna był zbyt delikatny dla niego. Jak długo potrwa, zanim zapomni i zniknie ból psychiczny? Podejrzewał, że fizycznie Adantin nadal odczuwał skutki jego zapomnienia. A on mu zaproponował przejażdżkę. Co za głupota.
– Zgoda, ale pozwolisz mi na trzymanie się za rękę.
– Dobrze.
– W takim razie, mężu, możemy udać się na spoczynek.
Aranel skinął głową i minął męża w drodze do łoża. Miał już na sobie nocny strój, więc nie musiał się kłopotać z jego zmianą. Wolno wsunął się pod pierzynę i położył głowę na jednej z poduszek. Całe szczęście jutro rano nikt już nie będzie ich niepokoił w poszukiwaniu „śladów nocy”.
Zwrócił uwagę na to, że Adantin położył się na samym skraju łoża, pomimo że było wielkie i śmiało mógł spać głębiej. Riven zdjął resztę ubrania, pogasił świece i w samej bieliźnie położył się na swojej połowie.
– Dobrej nocy, Aranelu – wyszeptał, mając nadzieję, że to początek czegoś lepszego pomiędzy nimi. Ważne, że chciał zmian, a Aranel się na nie zgodził. Nie wiedział jeszcze, jak zdobędzie zaufanie męża i pozwolenie na dotyk, ale postara się go poznać i odpowiedzieć na jego potrzeby.
– Dobrej nocy – odpowiedział głos na granicy świadomości.

***


Zmęczony i głodny Erkiran oparł się o ścianę jednego z budynków i obserwował, jak wschodzi słońce. Cała noc minęła mu na poszukiwaniu brata, a potem Asmanda. Pytał o niego w kilku gospodach i nikt nie widział podobnego mężczyzny. Jego nadzieja na odnalezienie tego tajemniczego człowieka malała, a żołądek kurczył ze strachu. Teraz patrzył na ostatnią gospodę i bał się do niej wejść. Co będzie, jak tam nie spotka Asmanda? Kto im pomoże z Fuldrosem? Istnieje nadzieja, że opowieści o tym człowieku są wymyślone i rozbudowane, żeby inni się go bali. Tylko czemu ci, co szli na spotkanie z nim, nigdy nie wrócili? Dlaczego rodzice nie szukają swoich dzieci? Bo wiedzą, że nie wrócą, a kto zaopiekuje się pozostałymi potomkami?, myślał Ladrim. On nie miał nic do stracenia. Cokolwiek będzie, to pójdzie sam po brata. Nawet, jeśli został już wywieziony z miasta, to znajdzie go lub Fuldros go zabije. Bez Kala, którym obiecał rodzicom się opiekować, gdyby coś się im stało, nie ma po co żyć. Dyskretnie otarł mokre oczy. Męczące go od jakiegoś czasu łzy chciały wypłynąć, ale im nie pozwalał. Obawiał się, że jeszcze trochę i nie wytrzyma.
On tam będzie i ci pomoże.
Ruszył do gospody, która już zaczynała tętnić życiem. Goście siedzieli przy stolikach, a młoda dziewczyna roznosiła kubki z czymś parującym. Poczuł, że był głodny, ale nie czas było myśleć o sobie.
Rozejrzał się po obecnych ludziach, ale ku jego rozczarowaniu nie było nikogo, kto by przypominał Asmanda. Nic straconego, może być na piętrze. Posiedzę i poczekam. Usiadł na wolnym miejscu w jakimś kącie. Nikt nie zwracał na niego uwagi, co było dobre. Wolał nie rzucać się w oczy.

***


Asmand musiał ponownie skontaktować się ze zleceniodawcą i poprosić o jeszcze kilka dni. Zadanie nie było łatwe. Może dowie się przy okazji, kiedy zada odpowiednie pytanie, dlaczego ktoś chce zabić ślepca. Najpierw musiał coś zjeść. Zszedł na parter i zaklął pod nosem. Ten chłopak od razu rzucił mu się w oczy. Fioletowe źrenice niespokojnie krążyły po pomieszczeniu, jakby czegoś szukając. W końcu zatrzymały się na nim. Zobaczył w nich nadzieję. Szybko podszedł do chłopaka.
– Co tu robisz? – szepnął do niego. – Masz moje leity?
– Szukam ciebie. Potrzebuję z tobą porozmawiać, ale na osobności – powiedział Erkiran. – Proszę, to ważne.
Co miał zrobić, kiedy te ślepia tak patrzyły?
– Chodź – rzucił i poszedł przodem, nie oglądając się za siebie. Jak dzieciakowi zależy, to za nim podąży. Już mu się nie podobało, że ktoś wie, gdzie on mieszka. Po cholerę zawarł jakąś znajomość z tym dzieciakiem? I co on tu robi? Na co mu ktoś taki jak on?
Wpuścił go do pokoju i zatrzasnął drzwi.
– Gadaj, czego chcesz?
– Potrzebuję twojej pomocy, Asmandzie. Mój brat zaginął. Leteno i ja...
– Leteno to ten złodziejaszek? – Upewnił się Delreth. Chłopak był roztrzęsiony. Ładniutki był.
– Tak. Ja nie mam pieniędzy, aby zapłacić ci za pomoc, ale ja wiem, że nie jesteś zwykłym człowiekiem. Masz broń i ja... Potrzebuje pomocy, żeby wyciągnąć Kala z łap tego faceta. I ja... – zaczął rozpinać swoją koszulę – …nie mam pieniędzy – Erki plątał się w słowach, a głos mu się łamał. – Mam siebie. Widziałem, jak na mnie patrzysz. – Odsłonił poły koszuli, ukazując szczupłe ciało. Nie wierzył, że to robi. Straci w taki sposób niewinność, ale dla Kala wszystko zrobi. – Weź mnie sobie i pomóż mi. – Odrzucił koszulę na drewnianą podłogę i stanął przed mężczyzną półnagi. Nie widział reakcji tego człowieka. Nie patrzył na niego, tylko w bok. Tak to strasznie bolało, co musiał zrobić. Oby tylko ten człowiek nie był brutalny. Sięgnął do guzików przy spodniach. I wtedy poczuł na sobie jego dłoń.