Połączeni 4
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 20 2014 00:52:32


– Czego? – zapytał Terrik, jadąc na kasztanowej klaczy i wiercąc się w siodle. W duchu przeklinał Galdora za to, że ten był tak ostry. Starał się przy tym zapomnieć, jak błagał o to Yava.
– Dlaczego mój ojciec wysłał mnie do sprawdzenia okolicznych pastwisk i wsi z tobą. – Riven spojrzał na przyjaciela.
– Dziękuję, że tak ci źle ze mną.
– Nie o to chodzi. Ciebie nie interesują takie rzeczy. Ty zajmujesz się sprawami pałacu, handlu, a nie hodowlą koni czy też rolnictwem.
– Widocznie sądzi, że mam na ciebie dobry wpływ. Och, przecież wiesz, że to był tylko pretekst do zabrania cię z pałacu. – Nie wytrzymał i musiał to powiedzieć.
– Domyśliłem się. Co, bał się, że podczas zapoznania będę przeszkadzał? – Jego biały ogier zarżał z radości na widok rozległych terenów pokrytych soczystą trawą. – No już, maleńki, zaraz sobie poskubiesz. – Poklepał konia po karku.
– Dobry pomysł. Postój nam się przyda. – Terrik z ulgą to przyjął. Kilka chwil na stojąco ułagodzi nocne wyczyny.
Riven zatrzymał się i dłużej utrzymał wzrok na Melisim.
– Drogi hrabio, czyżby noc była udana? – zapytał ironicznie.
– Jak na kogoś, kto brzydzi się stosunkami męsko męskimi, jesteś nad wyraz zainteresowany moim pożyciem intymnym.
– A to co innego. Uwielbiam na ciebie patrzeć, jak krzywisz się za każdym razem, kiedy masz usiąść, a to znaczy, że twój partner cię skutecznie zaspokoił i mogę bez przeszkód ci podokuczać. Poza tym, nie brzydzę się tym, co nie dotyczy mnie. Galdor się spisał, co? – Poprowadził konia na łąkę, śmiejąc się głośno z miny przyjaciela. W oddali stada koni biegały swobodnie, a pilnujący je ludzie patrolowali okolicę.
– Riven, jesteś nieznośny. A pomyśleć, że zaledwie wczoraj wyglądałeś jak chmura gradowa. – Poszedł w ślady przyjaciela, po chwili puszczając klacz wolno.
– Postanowiłem się nie przejmować. Mam tylko wziąć ślub, przelecieć męża, a potem moje życie znów należy do mnie. – Rozłożył w teatralnym geście ręce. Jego długi płaszcz powiewał wokół niego poruszany wiatrem, a włosy, w których wiatr igrał, smagały mu policzki i czoło, pieszcząc przy okazji ramiona.
– Przejdźmy się. Rozmawiałem z Yavetilem o twoim narzeczonym.
– Tak? I co? – Udał obojętnego, podczas gdy był bardzo ciekawy informacji. Zrównał z nim krok.
– Adantin nic nie wie o tym, co ma się stać po ślubie.
– To pięknie. – Jeszcze miał mu mówić, co mają zrobić? Co, nikt tego księciunia nie wyuczył?
– Jest nieświadomy niczym dziecko. No, chyba, że tak doskonale ukrywa wiedzę. Powiedziałem to rano królowi i ma mu wszystko przekazać. A ty jak po „przemyśleniach” podchodzisz do tej sprawy? – zapytał, idąc z nim ramię w ramię, od czasu do czasu zerkając na pasące się niedaleko konie.
– Mówię „nie”, ale wiem, że i tak nie uda mi się tego uniknąć, więc udaję sam przed sobą, że to wszystko będzie proste. – Zatrzymał się i spojrzał w niebo. – Dopiero przedpołudnie, a ja nie potrafię myśleć o tym, co będzie o zachodzie słońca. Mam ochotę, żeby ono w ogóle nie zaszło.
– Wiesz, że książę jest w takiej samej sytuacji jak ty.
– I co z tego? – Riven ponowił spacer. Nie widać po nim było królewskiego dystyngowania. Gdyby nie wytworne szaty, wyglądałby zupełnie jak zwykły rolnik lub posługacz.
– To, że nie chcę, abyś traktował go źle i wyżywał się na nim. To, co się stanie, jest winą waszych ojców, nie jego.
– Za kogo ty mnie masz? Za potwora? Dobra, nie będę aniołem i udawał, jak bardzo się cieszę, że król połączył mnie z mężczyzną, ale nie będą bił Adantina. – Szybkim krokiem podszedł do swego konia i załapał go za uzdę. Jak Terrik mógł o tym pomyśleć? Dobra, ostatnio zachowywał się tak, jakby był do tego zdolny, lecz nie będzie męża torturował.
– A w łóżku bądź czuły. Przynajmniej doprowadź go do orgazmu i...
– Dajże spokój, Terrik! – oburzył się Riven. – W łóżku nie zamierzam się z nim bawić. Zrobię to, co mam zrobić i koniec. Skutecznie mu pokażę, jak mnie brzydzi taki kontakt.
– To znaczy, że to, co ja robię, też cię brzydzi?
Riven spojrzał na czekającego odpowiedzi przyjaciela.
– Nie. Brzydzi mnie to, co ja mam zrobić. Nie to, co ty robisz – odpowiedział szczerze. – I proszę, zakończmy ten temat. Ruszajmy, chcę sprawdzić jeszcze jedno pastwisko – wsiadł na grzbiet ogiera i, nie czekając na Terrika, pogonił konia. Po chwili już pędził galopem przez łąkę. Wiedział, że przyjaciel go dogoni. On ponownie musiał poczuć wiatr we włosach i wyżyć się w ten sposób. Inaczej go rozniesie.

***


Stwierdził, że kij, który podarowała mu księżniczka, bardzo pomagał na nieznanym terenie. Szybko uczył się pokonywać nim przeszkody.
– Doskonale ci idzie, Aranelu – pochwaliła go Naela. Oprowadziła go po pałacu i oboje dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Miała nadzieję, że jej brat nie stanie się dla niego bolącym cierniem. – Teraz wejdziemy do sali tronowej. Przedstawię ci obecnych.
Domyślił się, że podczas zapoznania, jak to tu nazywano, będą też przedstawiciele arystokracji z pałacu.
Naela otworzyła duże, rzeźbione drzwi, naciskając grubą, mosiężną klamkę. Zazwyczaj robili to strażnicy, ale dzisiaj zostali z tej funkcji wyłączeni.
– Król, królowa i inni siedzą na wprost wejścia. Dotknę cię, kiedy będziesz miał się ukłonić – szepnęła i wprowadziła go do największej sali w pałacu. Idąc, ich kroki pozostawiały za sobą echo. Posadzka w żaden sposób nie tłumiła wysokich obcasów księżniczki ani jego butów o twardej podeszwie. Szedł obok niej wyprostowany jak struna. Serce mu szaleńczo biło, ale w żaden sposób nie pokazał po sobie swych prawdziwych uczuć. Będzie taki, jakim go uczono, by był na spotkaniach z arystokracją. Głosy zebranych zbliżały się ku nim. W chwili, kiedy Naela się zatrzymała, on też to zrobił i czując jej delikatny dotyk na dłoni, ukłonił się.
– Wasze wysokości, oto książę Aranel Adantin ze stolicy Risran, krainy Elros. – Oficjalnie go przedstawiła.
– Miło nam cię powitać, książę z Elros – odezwał się męski głos.
– Pozwólcie, że dokonam zapoznania – ponownie głos zabrała Naela. – Król i królowa, twoi przyszli teściowie. – W ostatniej chwili Aranel powstrzymał się przed skrzywieniem. – Oni z pewnością pomogą ci w wielu sprawach. Mój mąż – w jej mowie wyraźnie usłyszał cieplejszy ton – Dante Elesnar, główny dowodzący naszych wojsk. Obok niego, a po twojej lewej stronie stoi znajoma ci postać, Yavetil Galdor, jest on jednym z naszych drogich przyjaciół, nie tylko zwykłym dowódcą. – Księżniczka przedstawiła jeszcze kilka ważnych osobistości, wśród których był kapłan mający go złączyć węzłem małżeńskim z Rivenem. Każdy z nich powitał Aranela bardzo ciepło. Dopiero w chwili, kiedy oficjalna część została zakończona, doszedł do wniosku, że zapanowała swobodniejsza atmosfera.
– Mój syn ma szczęście, że jego mężem zostanie tak piękny mężczyzna. – Królowa podeszła do niego. – Już się nie mogę doczekać zachodu słońca i chwili waszego połączenia. Powiedz, jak się czujesz?
– Dobrze, królowo. – Nie potrafił powiedzieć, że czuje się zagubiony i pragnie wracać do swego domu. Do pałacu, z którego król ojciec tak łatwo się go pozbył.
– Cieszę się. Moja córka, widzę, zajęła się tobą wyśmienicie.
– Tak, królowo.
– Doskonale. Teraz pora na omówienie całej uroczystości. Proszę, usiądźmy do stołu. Kapłan przekaże ci najważniejsze informacje. Z racji tego, że nie widzisz, do ołtarza poprowadzi cię Dante, który przekaże twą rękę narzeczonemu. To będzie moment, gdy dotkniecie się pierwszy raz.
– A on mnie zobaczy. – Och, jakże chciał stąd uciec. Nie chciał tego słuchać. Mimo tego nie okazał zdenerwowania. Doskonale wyszkolona maska działała. Tylko obecny Yavetil mógł odczytać symptomy zdenerwowania. Przez czas podróży nauczył się je u niego rozpoznawać.
Kapłan omówił najważniejsze punkty i wszystko to, co będą mówić. Na całe szczęście dla Adantina nie trwało to długo, gdyż jego opanowanie, gdy słuchał, jak silną przysięgą zostanie związany z tamtym mężczyzną, malało. Po niej nie będzie już odwrotu.
– Oczywiście są pewne aspekty, o których zapewne, książę, wiesz – kontynuował kapłan. – Umocnią one i sprawią związek ważnym, a...
– Dziękujemy za udostępnienie nam swego cennego czasu, kapłanie. – Król, wbrew, etykiecie, przerwał wywód przedstawiciela Kościoła Siedmiu Gwiazd, jaki wyznawano na całym lądzie. – O tych sprawach porozmawiam z księciem na osobności. – Gdy rano hrabia Melisi poinformował go o tym, jak słabą wiedzę ma Adantin, bez problemu zgodził się mu ją przekazać.
Dlatego kilka minut później zabrał swego przyszłego zięcia do gabinetu, w którym urzędował. Poprosił go o zajęcie miejsca i zaczął:
– Dla mnie ten temat nie jest łatwy i pewnie dla ciebie też nie będzie, ale jest pewna ważna sprawa, która bez tego sprawi, że ślub nie będzie ważny.
– Co to za sprawa? – Musi uważnie słuchać. Czy była szansa na uniknięcie tego związku tuż po ceremonii?
– Małżeństwo, aby uzyskać pełną ważność, musi zostać skonsumowane, a to znaczy, że ty i mój syn w ciągu tygodnia powinniście złączyć się cieleśnie.
Wstrzymał oddech. Nie, to nie może być prawdą! Wiadomość powinna go cieszyć. Ale jak miała, skoro to nie będzie zespolenie z miłości? To tylko warunek do spełnienia. Nie, nie może się na to zgodzić! Nie chce!
– Wiesz, że to musi się stać. Inaczej cały pakt zostanie zerwany, a po śmierci twego ojca Elros zostanie podzielone pomiędzy sąsiadujące krainy, po czym zniknie z mapy. – Wyraźnie widział strach wymalowany na twarzy młodego mężczyzny. Ale nie miał wyjścia, musiał mu to przekazać i jeszcze sprawić, żeby się na to zgodził i nie utrudniał jego synowi, który już wiedział, że innego wyjścia nie ma. – Nie chciałbyś tego, prawda? Rozgrabienia tego pięknego kawałka lądu, podzielenia ludzi.
– Nie, królu. – Chwila słabości minęła, skrył ją głęboko w sercu. – Zrobię wszystko dla utrzymania wszystkiego w takim stanie, w jakim jest kraina, z której się wywodzę, panie.
– Doskonale. Jesteś mądrym człowiekiem. Pozwól, że zawołam teraz córkę, a ona odprowadzi cię do twoich komnat. Wypocznij i przygotuj się do ślubu – powiedział zadowolony król.

Gdy na nowo był już w swoich komnatach, został poinformowany, że po obiedzie służący przygotują go do uroczystości, a później został sam. Mógł się domyślić, co go czeka po ślubie, ale wolał się łudzić. Przecież jak się o czymś nie mówi, to wtedy to odchodzi. Tak sądził. Głupia, dziecinna nadzieja. Położył się na łożu całkiem bezsilny. Bał się tego mężczyzny, za którego miał wyjść. A co, jak go skrzywdzi? Wolał teraz o tym nie myśleć. Wszystko, co się stanie, robi dla swego ludu. Ta myśl zawsze będzie mu towarzyszyć. On się nie liczył. Jego uczucia także. Ważni byli ciężko pracujący ludzie, którzy chcieli żyć w atmosferze pokoju, pragnęli mieć czym wyżywić rodziny i dożyć starości w domu, jaki zbudowali, hodując zwierzęta, siejąc na roli to, co chcieli. On im to da.

***


Czas mijał. Dzień zbliżał się ku zachodowi, kiedy Riven po kąpieli zastał w swej sypialni sztab służących, którzy przygotowali mu potrzebny strój. Składały się na niego długie, atłasowe spodnie i długa do kolan tunika z szerokimi rękawami. Wszystko białe niczym śnieg, jaki tu nie padał od lat. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Na dziedzińcu gromadziły się tłumy ludzi, chcąc ujrzeć świeżo poślubionych małżonków, kiedy wyjdą na balkon i ich pozdrowią. Wiedział, że ważni goście już są wewnątrz pałacu i zapewne niecierpliwie czekają na widowisko.
– Panie, pora się ubrać. – Jeden ze służących odważył się podejść do niego. Książę zawsze był dla niego dobry, ale ostatnio nikt nie wiedział, kiedy wybuchnie.
Riven potarł palcami skronie. Już czas.
– Masz rację, Onerze. – Przeszedł na środek pokoju, zrzucając z siebie płaszcz kąpielowy i tym samym zostając nagi, poza bielizną, jaka okrywała jego męskość. Musiał pierwszy pojawić się wśród gości, aby ich powitać w imieniu swoim i narzeczonego. Już widział, że zanim nastanie chwila ślubu, przedstawiciele innych królestw zanudzą go na śmierć.

***


Pukanie do drzwi zwiastowało nieuniknione. Odwrócił się od okna.
– Proszę wejść.
– To ja, Agathe. Przyszłam przygotować kąpiel i pomóc ci w założeniu szat, panie. Goście już zebrali się w pałacu. A przed nim stoją tłumy i niecierpliwią się, ale słońce dopiero zbliża się ku zachodowi, więc masz czas na wszystko, panie. – Weszła do łazienki i stamtąd jej ostanie zdania byłyby dość przytłumione dla kogoś o niewrażliwym słuchu. Wlewała wodę do wanny. Podszedł do niej.
– Nalej olejku jaśminowego.
– Dobrze, książę. – Uwijała się szybko i po chwili kwiatowy zapach unosił się wokół, drażniąc nozdrza. – Zostawię cię samego. W tym czasie przygotuję strój i szczotkę do uczesania cię.
– Nie chcę fryzur. – Nie zniósłby, gdyby zrobiono z niego lalkę.
– Nie, panie. Pozostawię twoje włosy takie, jakie są. – Zamknęła za sobą drzwi, a on skorzystał z odprężenia się w gorącej wodzie.

***


Gdzieś w pałacu dwóch mężczyzn zakończyło namiętny pocałunek w momencie, kiedy potężny człowiek zastał ich w gorącej sytuacji.
– Elesnar, ty to masz wyczucie – warknął Terrik, odsuwając się od kochanka. Nie lubił, gdy ktoś im przerywał, a za tym człowiekiem i tak nie przepadał.
– Ile to już lat jesteście razem? – Dante udał, że szuka w pamięci długości ich związku.
– Dziesięć – odpowiedział Yavetil.
– I nadal zachowujecie się jak szczeniaki. Chowacie po kątach.
– To podniecające. Jak się czujesz ze swoją funkcją?
– Och, Galdorze, jak ważna osobistość. Szukałem cię, Terrik. Riven jest na sali i jako drużba powinieneś być z nim. Będziecie mieć noc dla siebie. Mam na myśli ciebie i Galdora.
– Rozmawiałeś z Rivenem? – Ruszyli we trójkę w stronę kaplicy. Tym razem Dante nie zabierał głosu.
– Tak, Yav, ale nie wiem, co on zrobi. W każdym razie jest spokojniejszy.
– Przeciwnie do Adantina. Kiedy król powiedział mu o pewnych warunkach, wyszedł z jego gabinetu blady jak ściana.
– Nie dziwię się. Z tego, co mówiłeś, to wrażliwy młodzieniec. W jego sytuacji też bym był blady z niepokoju. Cieszę się, że nareszcie go zobaczę.
Przekroczyli próg kaplicy, w której goście rozmawiali ze sobą, omawiając zaistniałą sytuację i szybkość ceremonii. Terrik zobaczył Rivena próbującego uwolnić się od zbyt gadatliwego ministra sztuki. Uśmiechnął się do niego i postanowił mu pomóc. Lepiej, żeby książę Saeros nie był zirytowany. Wcześniej poprosił swego partnera, by zaczekał przed drzwiami i dał mu znak, jak przyjdzie Adantin, po którego poszedł Dante.
– Wybaczy pan, ministrze, ale muszę omówić z księciem ważne ślubne sprawy.
– Proszę, proszę. – Starszy człowiek zostawił ich samych, znajdując sobie inną ofiarę.
– Dziękuję. Jestem ci winien przysługę. Kto zaprosił tego starego, nudnego dziada? – zapytał go, pochylając się do jego ucha. Lepiej, żeby niepowołane osoby nie usłyszały takiej zniewagi i to niegodnej księcia.
– Król. Powitałeś już przedstawicieli Saruy?
– Wszystkich.
– Wyglądasz doskonale. – Zmierzył Rivena wzrokiem.
– W niedoskonały wieczór – warknął i uśmiechnął się do przechodzących obok książąt z Imrahwe. – Niech już to się skończy.

Takie same myśli miał Aranel, idąc z Dante korytarzami, trzymając dłoń na jego przedramieniu. Już słyszał gwar, a po chwili rozległ się dźwięk harfy. Serce podeszło mu do gardła. Wiedział, co go czeka i jak miał się zachować, ale kiedy dzieje się coś wbrew woli, nie jest prostym zrobić to, co każą.
Zatrzymali się przed wejściem, nie pokazując się zgromadzeniu.
– Poczekamy chwilę. Wejdziemy, jak tylko Galdor da nam znak, że już pora.
– On tu jest?
– Tak, jestem, panie – odezwał się Yavetil. Musiał przyznać, że Aranel wyglądał przepięknie. Zapierał dech w piersiach. – Po zawołaniu kapłana wejdziesz.
Aranel skinął głową. Jedynym plusem w tym wszystkim, co musiał zrobić, było to, że spotkał tu dobrych ludzi, dzięki czemu nie było tak strasznie.

Terrik, widząc dyskretny znak, przekazał informację przyjacielowi, jak również poinformował kapłana o sytuacji. Sam stanął obok Rivena, przed ołtarzem.
– Zebrani goście, czas na uroczystość połączenia dwóch dusz i ciał ze sobą. – Zebrani zajęli przygotowane krzesła. – Dziś, gdy za oknami widzimy zachód słońca, połączę w jedno dwa życia. Pragnę, byście w waszych sercach przekazali przyszłym małżonkom dobre myśli. Rivenie Saeros, zaraz obok ciebie stanie twój narzeczony, któremu złożysz przysięgę. Niech wejdzie pan młody, książę Aranel Adantin.
Dziwnie podekscytowany Riven skierował wzrok ku drzwiom, nad którymi wisiały girlandy z kwiatów, kolejny pomysł jego siostry. Cisza na sali przerywana była piękną melodią, która tworzyła się, gdy kobieca ręka poruszała strunami harfy. Ale to wszystko nie miało znaczenia, bo najbardziej interesowała go postać, jaka zaraz pojawi się w drzwiach. I pojawiła się wyczekiwana osoba prowadzona przez Elesnara. Jako pierwszy rzucił mu się w oczy strój, był dokładną kopią jego. Na tym zatrzymał wzrok na małą chwilkę, żeby przesunąć go zaraz na twarz przyszłego męża. Musiał przyznać, że szkaradą to on nie był. Srebrne, gęste włosy falowały mu wokół twarzy, a oczy... Przeraziła go ich pustka. Patrzyły gdzieś w przestrzeń, nieobecne, a jednocześnie piękne. Dopiero wtedy zmierzył całą sylwetkę młodzieńca i tu też wszystko wyszło na plus. Przynajmniej nie będzie mężem brzydala. A i przelecenie go nie będzie trudne. Chyba. Cóż, pora na przedstawienie. Gdy podeszli blisko niego, wysunął się ze swego miejsca i wyciągnął dłoń, na której Dante położył dłoń Aranela. Riven stwierdził, że ręka księcia była chłodna, ale sucha.
Puls osiągnął niewyobrażalne tempo, kiedy został przekazany narzeczonemu. Jego dłoń, gorąca niczym ogień, nie stanowiła jednak oparcia, bo od razu wyczuł wielki dystans mężczyzny, wręcz chłód. Po kręgosłupie zatańczyły mu nieprzyjemne dreszcze. Niczego innego się nie spodziewał. Przecież ten człowiek, Riven, został tak samo zmuszony do tego obrzędu. Nie chciał tego i jego. Co, jak Saeros miał kogoś, kogo kochał? O tym nie pomyślał. Nawet jakby, nic nie mógł zrobić.
Wyczuł lekkie drżenie Adantina. Bał się go? Przecież nie był tak straszny. W sumie mógł się obawiać kolejno postępujących wydarzeń. Ale niech się nie boi. Nie zagryzie go. Chociaż pierwszego dnia po usłyszeniu, co miał zrobić, z przyjemnością by to zrobił. Poprowadził narzeczonego w stronę kapłana.
Terrik z oczarowaniem obserwował sytuację, a zwłaszcza Aranela. Stwierdził, że Yav miał rację. Książę był uroczy, powabny i pełen gracji. Obaj wyglądali na bardzo atrakcyjną parę. Dlaczego jego przyjaciel nie lubi mężczyzn w intymnym sensie? Niech żałuje. Aranel był zjawiskowy.
Kapłan zaczął uroczystość, wygłaszając kolejną mowę tym razem na temat małżeństwa i obowiązków z tym związanych. Zaraz w czasie tej przemowy przyszły Aranelowi i Rivenowi do głowy sprawy związane z łożem i jakaś nie do przełknięcia gula uformowała się w ich gardłach.
– Dlatego bardzo ważne jest, żeby mieć na względzie wszelkie potrzeby małżonka i wypełniać je, troszczyć się o niego i pomagać mu. Przystąpmy teraz do połączenia tych dwóch mężczyzn. – Kapłan przerzucił kartę księgi w pozłacanej oprawie. – Rivenie i Aranelu, połączę was więzią silniejszą od wszystkich innych. Ta więź pozwala wam w pełni cieszyć się sobą i waszą cielesnością, mając poparcie rodziny oraz przyjaciół. Dlatego pytam was, czy chcecie na zawsze spleść ze sobą swój los, życie i życie związanych z wami ludźmi?
Nastąpiła przerwa, podczas której znający sytuację wstrzymali oddech.
Riven wiedział, że „nie” na zawsze rozwiąże pakt, lecz może doprowadzić to do czegoś większego. Nawet wojny, gdy król Elros uzna to za zniewagę. Mimo tego kusiło go to słowo.
Aranel pragnął sprzeciwić się, tylko myśl o swoich poddanych nie pozwoliła na to. Obaj robili coś przeciw sobie. Coś, od czego chcieli, by zapadła się podłoga i ich pochłonęła, zabierając ciężar, jaki im narzucono.
– Tak – padło z ust obydwu w tym samym czasie, wbrew ich myślom. Obaj wiedzieli, że tym przekroczyli ważną granicę. Granicę, z której nie ma odwrotu.
– Wasza wspólna zgoda sprawiła, że złożycie teraz przysięgę połączenia, w czasie której zostanie nałożony pierścień. – Aranel zastanawiał się, dlaczego kapłan po raz kolejny im to tłumaczy, skoro podczas spotkania wszystko wyjaśnił. W ten sposób przedłuża wszystko. – Zapraszam, Rivenie, do wypowiedzenia jej. Aranelu, podaj prawą dłoń narzeczonemu. – Kapłan podał małżeński pierścień Rivenowi, ten wziął go w swoje palce. Miał nadzieję, że sygnet będzie pasował na serdeczny palec Adantina. Riven chwycił dłoń Aranela, ta lekko drżała. Kapłan po cichu wymawiał przysięgę, a mężczyzna ją powtarzał.
– Aranelu, ja, Riven Saeros, biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem, dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień – wsunął mu na palec sygnet – który symbolizować będzie naszą więź, jaką tu zawieramy. Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. – Właśnie ta część sprawiała, że nie miał możliwości mieć kochanki. Każda z nim przyłapana natychmiast ponosiła ciężką karę. Chciał z tego zrezygnować, jak z części o wiecznej miłości, ale król się nie zgodził. – Jeden wyjątek stanowić będzie osoba, która da nam dzieci. – Wyczuł drgnięcie Aranela. Chłopak najprawdopodobniej nie został poinformowany o tej części związku. – Składam tę przysięgę tobie, mężu, mając obecnych za świadków. – Sam się zdziwił, że te wszystkie słowa przeszły mu przez gardło.
Kapłan teraz podał pierścień Aranelowi, szepcząc mu, co to jest i zapraszając do wygłoszenia przysięgi.
– Powtarzaj za mną.
– Rivenie, ja, Aranel Adantin, biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem, dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień – wybadał serdeczny palec i wsunął mu sygnet. Coraz bardziej się denerwował – który symbolizować będzie naszą więź, jaką tu zawieramy. Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. Jeden wyjątek stanowić będzie osoba, która da nam dzieci. – Ale to chyba nie on będzie musiał być z kobietą? Nie chciał. Dlaczego nikt mu tego nie wyjaśnił? – Składam tę przysięgę tobie, mężu, mając obecnych za świadków.
– Więź małżeńska została zawarta. Ja, jako przedstawiciel Kościoła Siedmiu Gwiazd, ogłaszam obrzęd za zakończony. Możecie... – Urwał, kiedy zobaczył morderczy wzrok Rivena. Tu zawsze następował publiczny pocałunek, ale widział, że skończy w najgłębszym lochu, jak to ogłosi. – Przejść przez życie razem – dokończył.
Terrik miał ochotę roześmiać się na głos, widząc minę przyjaciela. A tak czekał na ten pocałunek. Pierwszy podszedł do młodej pary, widząc, że Riven puścił rękę męża, jakby zapominając, że ten nie widzi.
– Pozwólcie, że pierwszy złożę wam życzenia. – Nie obawiał się srogiego wzroku młodego Saerosa. – Książę Adantinie, jestem hrabia Terrik Melisi, przyjaciel twego męża. – Złapał go za dłoń, a także Rivena, łącząc je ze sobą. – Chciałbym życzyć wam wielu wspaniałych chwil na dalszej drodze życia. Przygód, jakie daje związek. Upojnych nocy... – Zobaczył rumieniec wpływający na twarz Aranela.
– Wystarczy, Terriku. Dziękujemy. – Zdenerwował się Riven. – Możesz odejść, inni też chcą złożyć gratulacje.
– Ależ oczywiście. Jeszcze się zobaczymy, Aranelu.
– Na pewno. – Chciał spokoju, ciszy. Tyle głosów naraz niepokoiło go. Tego również nie pokazywał. Jedyną osobą mogącą dostrzec, że coś jest nie tak, był stojący obok mąż. Niby mogło mu pomóc, że znów trzyma go za rękę, ale wiedział, że ten nie da mu wsparcia.
Terrik, przechodząc obok Saerosa, wyszeptał:
– On nie widzi, nie puszczaj jego dłoni. Pamiętaj, co przysięgałeś. Pomóż mu. Chociaż dzisiaj.
Natychmiast Riven przeniósł wzrok na męża. Czuł jego niepokój w uścisku delikatnej dłoni. Palce co rusz zaciskały się, to prostowały w zdenerwowaniu. Potem odwrócił się i zaczął przyjmować gratulacje, nawet od osób, które widział po raz pierwszy w życiu. Nie puścił jego dłoni.
Wyjście na balkon, żeby pokazać się mieszkańcom miasta i przyjezdnym z okolicznych wiosek, było obowiązkiem każdego z królewskiego rodu. I tym samym w asyście króla i królowej małżonkowie przeszli w to miejsce. Tłum, widząc ich w świetle pochodni, zaczął wiwatować na ich cześć i śpiewać pochwalne hymny. Przytłoczony wszystkim Aranel stawał się coraz bardziej zmęczony. Jeszcze tylko krótka obecność na przyjęciu i będzie mógł pójść się położyć. A co, jak jego małżonek zechce skonsumować małżeństwo? Z całej siły zacisnął dłoń, nawet nie zdając sobie sprawy, że sprawia Rivenowi ból. Ten zaskoczony siłą uścisku poruszył ręką, ale ich splecione palce nawet nie drgnęły, zrobił to po raz kolejny, by jakoś zwrócić na siebie uwagę męża.
– Bo mi zgnieciesz kości – syknął, zaciskając zęby.
Wtedy Aranel, zorientowawszy się, co robi, zwolnił uścisk.
– Uśmiechnij się do ludu. Od dziś też twojego – ponowny szept męża dotarł do jego ucha. Uśmiechnął się wymuszenie. W udawaniu i przyjmowaniu różnych masek był mistrzem, ale miał dość gry na dzisiaj. Podtrzymywanie maski, która chwilami załamywała się, sprawiało mu dziś problem. To nie było udawanie przed służbą zimnego księcia, byle tylko zostawili go w spokoju. Tu musiał przybierać określone miny i zachowanie w stosunku do danej sytuacji przed tłumem ludzi.
– Doskonale, mężu. – Ileż jadu w głosie Rivena kryło się za tym ostatnim słowem, wiedzą tylko oni. – Teraz przejdziemy do sali jadalnej.
Riven pociągnął męża w stronę wyjścia z balkonu, a za nimi poszli jego rodzice. Naela od razu dopadła całą czwórkę, informując, że goście czekają na zaślubionych, by rozpocząć posiłek. Obserwowała brata, jak zachowuje się wobec Aranela. Nie miała się czego obawiać. Riven doskonale się spisywał. Wiedziała, że robi to wszystko, żeby jego mąż na niczym się nie potknął, tym samym nie ośmieszył siebie i jego. Pozory, że jest idealnie, królowały dzisiejszej nocy.
Po wejściu na salę zajęli miejsca przy głównym stole pomiędzy rodzicami. To był sygnał do podania wystawnego obiadu składającego się z paru rodzajów zup, mięs, warzyw i wykwintnych deserów pochodzących od miejscowego cukiernika. Aranel, zaskoczony, że królowa mówi mu, co gdzie ma na talerzu, podziękował jej, a pierwszy kęs uświadomił mu, że był głodny. Zjadł wszystko ze smakiem i popił winem. Wtedy na sali nastąpiło poruszenie.
– Co się dzieje? – zapytał kobiety.
– Przyjezdni Bardzi wykonają na waszą cześć kilka utworów i wygłoszą poematy. Będzie to podziękowanie za gościnę w mieście – mówiła królowa.
– I znów będę musiał udawać, że mnie to ciekawi – mruknął siedzący po lewej stronie męża Riven.
– Mój syn nie lubi takich przedstawień. Ale tym razem się poświęcisz, prawda? – Trudno było powiedzieć, czy w głosie króla było więcej ze zwykłego pytania, czy rozkazu.
Aranel wsłuchał się w piękne piosenki i muzykę. Nie musiał mieć oczu, by widzieć grających i śpiewających artystów. Wyczuwał każdą nutę i drgnięcie powietrza swoim ciałem. To, co się działo, było majestatyczne. Talent, jaki grajkowie pokazywali, był rzadko spotykany. Każda chwila była dla niego niczym mrugniecie powieki, gdy ich słuchał. Natomiast jego mąż przeżywał wszystko inaczej. Nudził się. Dla niego rozrywką były szerokie, niezgłębione pastwiska, wiatr we włosach i poruszające się mięśnie konia pod nim. Nie jakieś tam zawodzenia. Na szczęście przychodziła pora na opuszczenie przyjęcia. Zawsze małżonkowie po posiłku i występie Bardów byli przygotowywani do swej nocy poślubnej, a goście biesiadowali do samego rana. Właśnie, noc poślubna nadal spędzała sen z powiek Rivenowi. Miał tak mało czasu na przełamanie się. I podejrzewał, że Adantin też nie będzie uległy, co utrudni całą sprawę. Widząc ponaglający wzrok ojca, odwrócił się do Adantina.
– Mężu, udajemy się do swoich komnat. – Widział, jak grdyka Aranela porusza się co jakiś czas, prawdopodobnie przełykając ślinę. Wstał i wziął go za rękę. – Czeka nas noc poślubna.
Aranel natychmiast zbladł. To stanie się dzisiaj? Mimo tego posłusznie szedł obok swego męża, gotowy przyjąć wszystko, co czeka go tej nocy. Tylko czemu czuł się tak, jakby miał zostać na nim wykonany wyrok śmierci?