Połączeni 3
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 13 2014 09:28:22


Prowadząc go korytarzami, usiłowała nie zagadać przyszłego członka rodziny. Nie chciała, żeby Aranel miał ją za gadułę. Mówiła mu tylko, w jakich kierunkach idą i co charakterystycznego jest w danym miejscu. Czytała wiele, zaniedbując nocami męża, na temat ślepoty i o tym, jak zaopiekować się takimi ludźmi.
– A tutaj mamy korytarz południowy. Dotknij ściany. – Gdy to zrobił, kontynuowała: – Są zbudowane z gładkiego kamienia w przeciwieństwie do tego korytarza obok.
– Wydają się też cieplejsze. – Nadal miał kaptur na głowie i tak, jak mu nakazano, nie zdejmował go, dopóki nie znajdzie się w swoich komnatach.
– Tak. Na zewnątrz przez cały dzień ogrzewa ją słońce. Kilka kroków w przód i napotkasz drzwi twojej przyszłej komnaty. Ale teraz przejdziemy do innej części pałacu. Musisz uważać na stopnie. Prowadzą w dół. – Co jakiś czas mijali ich służący zajęci pracą, a także będąc zaciekawieni nowo przybyłym. Stanęli przed pierwszym stopniem. – Wyciągnij rękę w prawo. – Książę dotknął poręczy. – Dwadzieścia stopni w dół i będziemy na niższej kondygnacji. – Cały czas była obok i trzymała go za dłoń. – Idziemy do komnaty, którą zajmiesz tej nocy i tam przygotujesz się jutro do ślubu.
Schodząc w dół, robił to nad wyraz ostrożnie. Nie znał wielkości i szerokości stopni. W swoim pałacu mógł chodzić po stopniach swobodnie. Mimo zmęczenia był wdzięczny tej kobiecie, że prowadząc go do tej komnaty, tak dokładnie mu wszystko tłumaczyła. Jego mózg rejestrował wszystko. Nawet zapachy. Mógł stwierdzić, że perfumy, jakimi spryskiwała się kobieta, były dość mocne, ale nie odurzające. Rozpozna ją po nich i jej dziewczęcym głosie. Po jeszcze wielu wskazówkach, z tego, co mówiła, wiedział, że dotarli na miejsce. Słyszał chrzęst zamka w drzwiach i ich delikatny pisk, kiedy się otworzyły.
– Twoja tymczasowa komnata, Aranelu. – Wprowadziła go do środka. – Powinieneś zapoznać się z nią szybko. Pięć kroków w przód i jest łoże, a po lewej od niego na wprost drzwi do łaźni.
– Dziękuję. Sądzę, że tutaj sam sobie poradzę. Możesz mi tylko wskazać, gdzie co jest w łaźni?
– Mogę. Dla mego szwagra wszystko – odpowiedziała wesoło.
– Szwagra? – Wyciągnął przed siebie rękę i szedł w tej ciemności ku miejscu, gdzie, jak sądził, jest łaźnia. – Dobrze idę?
– Skręć w lewo, bo wpadniesz na łoże. – Według niej Aranel był słodki. – I tak, szwagra, w końcu nim będziesz. Wiem, że w Elros nie używają tego słowa. Jest nowe. Szwagier to mąż brata lub siostry. – Poszła za nim. – Wszystko ci pokażę. Możesz się wykąpać, a potem coś zjeść...
– Nie jestem głodny. Wykąpię się i położę spać. Podróż naprawdę mnie zmęczyła.
– Jak wolisz.
Łaźnia nie była wielkim pomieszczeniem. Znajdowała się w nim okrągła wanna, do której lała się woda ze specjalnie połączonych ze sobą rur, które przechodziły przez piec, jaki ogrzewał wodę na tyle, że kąpiel w ciepłej wodzie była możliwa bez uprzedniego wlewania gorącej wiadrami. Wystarczyło odkręcić kurek przymocowany do ściany. Zimna lała się przy pokręceniu kurkiem obok. Również część sanitarna była doskonale wykonana. Wszystko było dobrze urządzone. Także różne olejki, wieszaki na ręczniki i odzienie po kąpieli miały swoje miejsce, z którymi się zapoznał. Zostając sam, trochę ze strachem spróbował tego, czego u siebie w pałacu nie znał. Sam nalał wody do wanny. Chciał sam sobie przygotować kąpiel ten jeden raz. Wiedział, że od jutra tym będą zajmować się służący. Olejki odnalazł dłonią. Wziął jedną szklaną buteleczkę, odetkał ją i powąchał. Intensywność zapachu jaśminu, jego ulubionego, zakręciła mu w głowie. Wlał kilka kropel do wody i odstawił buteleczkę na półkę. Zdjął z siebie ubranie, zostawiając je na stołku obok, jak prosiła Naela, ponieważ stamtąd służący wezmą je do pralni i nagi ostrożnie wszedł do wody, a wokół niego unosił się jaśminowy zapach. Zapach domu. Woń, która go uspokajała i która zawsze mu towarzyszyła. Poza zapachem, jaki pochodził od kwiatu Tasartir, ale jego woni nigdy nikt nie zdołał uchwycić. Mimo tego Aranel i tak wolał pachnieć jaśminem. Tak jak jego mama.
Obmył się dokładnie po tak długiej podróży, spłukując wszystkie jej ślady. Delektował się ciszą, jaka go otaczała. Ostatnim spokojnym wieczorem. Ponieważ już jutro... Posmutniał. Bardzo starał się nie myśleć o tym, co go czeka. Do końca kąpieli, podczas której starannie umył włosy, na jego twarzy nie zakwitł cień uśmiechu. Nawet, kiedy opuścił już łaźnię i licząc kroki, w samym płaszczu kąpielowym, trafił do łóżka. Położył się na jego skraju, jakby robił coś złego i na powrót powrócił do niego przejmujący strach. Już nie łączył się on z podróżą, lecz z tym, co go czeka. Jutro stanie się mężem innego mężczyzny, wbrew swym marzeniom o wielkiej miłości. Tak bardzo chciał kochać i być kochanym, a ten człowiek został tak samo w to wplątany i nie poczuje do niego nic. O ile go nie znienawidzi, to będzie dobrze. Zamknął powieki, a spod jednej wypłynęła łza. Była ona bólem, który w nim się narodził. Po chwili mógł już płakać bez przeszkód, dławiąc się łzami. Zwinął się w kłębek, jakby chroniąc samego siebie przed nieszczęściem, jakie go spotkało, co przynosiło mu ulgę. Jutro ponownie nałoży maskę i będzie się starał, żeby nikt nie ujrzał jego otwartej duszy. Po to, aby tylko nie dać się zranić. Robi to dla swego ludu. To będzie miał na względzie, stając jutro na ślubnym kobiercu.



Zatrzasnął drzwi do swojej komnaty. Już nie na długo jego. Musiał się przenieść do małżeńskiej sypialni! Prychnął z oburzeniem. Jak jazda konna rozładowała nerwy, tak po powrocie ponownie one wróciły. Wszystko przez ojca, który zmusił go do zjedzenia kolacji z rodziną. Przez to dowiedział się, że jego przyszły mąż śpi u siebie. Poinformowała o tym służąca, która miała zanieść mu jedzenie. Owszem, zostawiła kanapki na stoliku, bo głupia nie wiedziała, że książę i tak ich nie zobaczy. Co gorsze, zapewne przypadkiem strąci tacę. Tylko nie to go zdenerwowało, nie obchodził go przecież tamten mężczyzna. Złość przyszła w chwili, w której zapytał, gdzie jest komnata Adantina. Po tym pytaniu został zgromiony wzrokiem rodziców, a także siostry. Odpowiedź, którą uzyskał od króla, nie była taka, jakiej oczekiwał: „Nie dostaniesz tej wiadomości. Jest ona zakazana. Wiemy, że zechcesz pójść do niego i go sobie obejrzeć jak jakiś eksponat. To przyniesie zgubę. I nie pytaj służącej, bo zostanie wtrącona do lochu, gdy ci odpowie.” Wstał wtedy i głodny powrócił tutaj.
– Co za pieprzone przesądy! Nie mogę go zobaczyć, ponieważ to szkarada. To mi powiedzcie. Nie obchodziłoby mnie to, gdybym nie musiał go... A w sumie zamknę oczy. I tak jest to obrzydliwe, to jakie ma zaznaczenie jego wygląd. – Zdjął z siebie górę ubrania. – Powinienem iść do jakiejś dwórki i odstresować się, lecz tego też mi nie wolno! – Uderzył pięścią w ścianę. – Powinienem powiedzieć, że się nie zgadzam, ale nie mogę tego zrobić. –Zbliżył się do okna, za którym już królowała noc. – Nasza rodzina nigdy nie złamała danego słowa. Nie mogę tego zrobić, pomimo że wszystko dzieje się z woli ojca, nie mojej. – Przesunął dłonią po swoich fioletowych włosach. Jakoś, myśląc o tym, przeżyje jutrzejszy dzień, a zwłaszcza wieczór. Potem da sobie radę. Chciał jeszcze porozmawiać z przyjacielem, ale przypomniał sobie, że ten może być dziś zajęty. Wolał go nie rozzłościć, przerywając mu w wykonywaniu pewnych czynności, więc udał się do łaźni, pragnąc w inny sposób zaspokoić nerwy i ciało, skoro nie mógł mieć kobiety.



Terrik, po kąpieli, założywszy na siebie długą koszulę nocną, w jakiej sypiali mężczyźni, niecierpliwie przechadzał się po pokoju sypialnianym. Bose stopy zatapiały się w gruby dywan, a kilka świec łagodnie rzucało światło na komnatę. Mężczyzna poprawił ciężkie, szkarłatne zasłony przy łóżku, rzucając jeszcze okiem na bukiet z suszonych kwiatów. Stał tuż przy łożu, na nocnym stoliczku, a poza nimi sypialnia była pusta. Fotele, biurko i inne meble dnia codziennego stały w salonie. I jak do sypialni nikt nie miał wejścia, poza kimś szczególnym, tak salon nie raz był odwiedzany przez inne osoby w celu prywatnym czy też rozmów dotyczących pełnionej przez niego funkcji.
Zaczynał się już denerwować z wyczekiwania. Przeszedłszy do salonu, nalał sobie kieliszek wina, ale pukanie do drzwi uniemożliwiło mu wypicie trunku. Pewnym krokiem poszedł je otworzyć.
– Spóźniłeś się – zawarczał groźnie, ale oczy mówiły co innego.
– Miałem obowiązki do wykonania. Teraz mogę ze spokojną głową poświęcić ci czas, panie – odezwał się głos z korytarza. – Wpuścisz mnie?
Terrik odsunął się od drzwi, wpuszczając do środka swego gościa.
– A jakież to obowiązki zatrzymały cię tak długo?
– Doskonale wiesz, jakie obowiązki ma żołnierz, hrabio – odpowiedział Yavetil i zamknął za sobą drzwi. – Nie muszę ci, mój panie, tłumaczyć wszystkiego. – Podszedł do niego wolnym krokiem. – Sądzę, że znajdziemy lepsze tematy do naszej konwersacji. – Przyciągnął go do siebie, oplatając rękoma w pasie. – Co ty na to?
– Będziesz gadał czy weźmiesz się do roboty? – Przylgnął do niego całym ciałem i poczuł jeszcze większy głód.
– Ja do roboty, a ty do krzyczenia. Chcę słyszeć, jak jest ci dobrze, mój panie. – Nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, pocałował mężczyznę gwałtownie, napierając całym ciałem na niego, aż plecy Melisiego dotknęły zimnej ściany. Położył dłonie na jego biodrach, całując go z coraz większym głodem. Terrik poddawał się temu. Yavetil już dawno doszedł do wniosku, że podoba mu się dominujący kochanek, na co Melisi miał czasami ochotę, ale uległy rudzielec był bardziej kuszącą wersją tego poważnego i zapracowanego na co dzień mężczyzny.
– Chcę ostro, szybko i mocno. Chcę cię czuć – szeptał Terrik i niecierpliwymi dłońmi dobrał się do rozporka mężczyzny. Chciał jego penisa. Teraz, natychmiast!
– Jaki chętny. Stęskniłeś się. – Uszczypnął go zębami w szyję. – Jesteś pewny, że chcesz tak szybko? – Dostał odpowiedź, gdy dłoń wsunęła się w jego bieliznę i ścisnęła krocze. – Żebyś później nie żałował, mój panie.
– To ty zaraz pożałujesz, jeżeli nie posuniesz się dalej. – Pieścił jego członek, doprowadzając go do pełnego wzwodu. Lubił dominować nad tym facetem, ale wolał sam mu się oddawać. Wstydził się tego, że był taki chętny bardziej do dawania niż brania. Na szczęście tylko Yavetil wiedział, że w godzinach nocnych staje się wręcz dziwką dla tego mężczyzny. Obu to pasowało. Jęknął, gdy wilgotny język zaznaczył linię od szyi ku szczęce.
O tak, chciał go i pragnął. Mężczyzna był bardzo seksowny, a jeszcze to, jak drżał w jego ramionach stawało się zapalnikiem do tego, żeby go posłuchać i wziąć we władanie. Sięgnął w dół i uniósł jego koszulę, co przypomniało mu, jak ostatnim razem wszedł w niego, kiedy Terrik oplatał go nogami nagi od dołu z osłoniętą ubraniem górą. Zdejmując niepotrzebny materiał, zahaczał drażniąco opuszkami palców o rozgrzaną skórę. Sam poczuł chłód na sobie, kiedy spodnie opadły w dół, uwalniając jego dużego członka. Zaraz jak tylko rozebrał go do końca, wpił się na krótką chwilę w jego wargi, by potem brutalnie odwrócić go tyłem do siebie. Terrik zareagował na to głębokim westchnieniem, układając ręce na ścianie i wypinając tyłek w stronę kochanka.
– Naprawdę jesteś chętny. – Ścisnął napięte pośladki. Natychmiast uklęknął za nim i ugryzł jeden.
– Ach.
Rozsunął je sobie i bez zbędnych subtelności polizał ich wnętrze, od kręgosłupa ku jądrom.
– Kocham, jak mi to robisz, Yav. Jeszcze.
Spełnił jego życzenie. Trącił koniuszkiem języka szparkę, na co w komnacie rozległ się kolejny jęk. Z wprawą językiem podrażniał wrażliwe miejsce. Doprowadzał kochanka do szaleństwa swym nad wyraz zwinnym i mokrym narządem. Usztywnił go i wsunął się do środka, nawilżając jego dupcię swą śliną. Chciał go jeszcze pieprzyć całą noc, a wzięcie całkiem na sucho, jak prosił Terrik, nie wchodziło w grę. Tak samo, jak udanie się do sypialni po olejki nawilżające. Byli zbyt wielkim kłębkiem pożądania na to, aby zmienić miejsce ich zbliżającego się stosunku. Tam, gdzie zaczynali, tam kończyli. Dlatego musiał coś zrobić, by go nie skrzywdzić. Bawił się nim długo, słuchając sapań i jęków Terrika. Rozluźniona dziurka pochłaniała jego mokre od śliny palce.
– Yav... Och, Yav! – krzyczał Terrik, drapiąc mur i nabijając się to na palce, to na gorący język.
Yavetil, stwierdzając, że mężczyzna jest rozluźniony i gotowy na niego, wstał i przylgnął biodrami do jego tyłka. Penis idealnie wpasował się pomiędzy dwie półkule. Wilgotny czubek męskości lśnił w świetle świecy stojącej obok. Pozbył się swojej koszuli, złapał go za biodra i bez ostrzeżenia mocno w niego wszedł.
– Ach. – Nogi się pod nim ugięły, kiedy poczuł go w sobie. Bolało, ale to było takie dobre. Tego chciał. – Pieprz mnie. – Zagryzł zęby na swej dłoni, żeby nie krzyczeć za głośno.
Yavetil wysunął się z niego prawie do końca i na powrót wsunął. Powtórzył ten ruch kilka razy, doprowadzając Terrika do pasji. Jednak sam był zbyt zachłanny, żeby bawić się tak dłużej. Pchnął mocniej, wprawiając biodra w szybki ruch.
– Tak chcesz, prawda? Szybko i mocno.
– Tak! – Pragnął zaspokojenia swego spragnionego ciała. Wypiął się jeszcze bardziej, przyjmując w siebie szybkie ruchy członka. Początkowy ból zamienił się w przyjemność, która, panując nad nim, wyrywała krzyki z ust Melisiego. Yavetil wprowadził ich ciała w zawrotne tempo, także z trudem łapali powietrze.
– Yav... Och, Yaaaav. – To było melodia dla uszu Galdora, którego ciało lśniło od potu. Pocałował Terrika w szyję, jego ruchy stały się płytsze. Uderzały tylko w najważniejszy punkt rozkoszy, doprowadzając Terrika na sam szczyt. Wiedział, że rudzielec nie potrzebuje nic więcej i tylko ruch penisa w sobie doprowadzi go do silnego orgazmu, bez dotykania jego męskości. Tak się też stało. Terrik krzyknął, oznajmiając swój orgazm. Czuł, jak zaciska się na nim, jego nogi zaczynają dygotać, więc przytrzymał go mocniej, sam pędząc ku spełnieniu. Wkrótce zalał jego wnętrze swoją spermą i zmęczony przytulił się do niego, poruszając się w nim coraz wolniej.
Zaspokojony Terrik oblizał usta i odwrócił głowę ku kochankowi. Te od razu spotkały się z jego wargami w długim, czułym pocałunku. Yavetil pociągnął zębami jego dolną wargę, po czym ją polizał i wypuścił.
– Witaj, kochanie – przywitał się Yavetil, uśmiechając do niego szeroko.
– Kocham cię, Yav. – Oparł się czołem o ścianę, próbując zapanować nad miękkimi nogami i zmęczeniem.
– Też cię kocham, ale nie ma odpoczynku. – Wysunął się z niego. – Idziemy do łóżka. Tam czeka cię dalsza części powitania. – Porwał go na ręce.
Zaskoczony Terrik objął go wokół szyi rękoma.
– Dalsza część?
– Mamy całą noc przed sobą. Nie widzieliśmy się kilka dni i musimy wszystko nadrobić – mówił, niosąc go do sypialni i mając ochotę roześmiać się na ten pełen pożądania wzrok. Terrik był nienasycony. Zawsze było mu mało. Kochał tego faceta od lat i wiedział, że nie przestanie.

Wyczerpani po kilku godzinach opadli na czarną pościel.
– Mam dość. Nie dam rady więcej – sapnął Yavetil, leżąc na plecach. Jego rozpuszczone włosy okryły całą puchową poduszkę.
– To ty chciałeś nadrobić noce. – Zaśmiał się Terrik, patrząc na zawieszony nad łóżkiem baldachim. – Jutro, w tak wielki dzień, nie będę mógł się ruszać.
– Będzie miło patrzeć, jak krzywo chodzisz. – Obrócił się na bok i podparł głowę ręką.
– Chciałbyś. Kochanie, to nie był mój pierwszy raz. Przyzwyczaiłem się do ciebie, a zwłaszcza twoich pewnych rozmiarów. – Poprowadził wzrok ku miękkiemu już członkowi kochanka. Nagle spoważniał, patrząc teraz w oczy ukochanemu. – A teraz powiedz, jak podróż i książę Aranel?
– Nie mieliśmy kłopotów po drodze. A książę jest dobrym człowiekiem. Nie chciał tego pokazać, ale bardzo się boi. Wiesz, on jeszcze nie wie, że to małżeństwo ma być skonsumowane. – Zakreślił kółko wokół sutka mężczyzny.
– Nie wie? Jego ojciec mu nie powiedział? Miał poinformować syna o wszystkim. O tym, że nie skończy się tylko na samym ślubie. Ech, chyba do mnie będzie należało poinformowanie o tym naszego króla. Jako jego przyszły teść ma ten sam obowiązek, co ojciec.
– Książę Aranel jest ślicznym, pełnym gracji młodzieńcem – mówił Galdor. – Mimo kalectwa, po zapoznaniu się z terenem, porusza się zupełnie tak, jakby widział. Do tego jak się porusza. Jego chód jest iście królewski. Został bardzo dobrze wychowany. Zna doskonale etykietę, jest wyuczony. Pełen gracji. Naprawdę jest godny Rivena.
– Ej, czy ty się przypadkiem nie zakochałeś? – Terrik szturchnął kochanka w bok.
– Potrafi zauroczyć, ale nie. Kocham tylko ciebie. – Nachylił się nad nim i musnął lekko jego usta.
– Mówisz, że potrafi zauroczyć? – Yavetil kiwnął głową. – Dobrze by było, jakby zauroczył naszego księcia.
– Wyobrażam sobie, że Saeros nie jest zadowolony z mającego się odbyć ślubu? – Oparł głowę na jego piersi.
– Mało powiedziane. On jest wściekły. Ale też bardzo ciekawy jego wyglądu. Odbiło mu na tym punkcie. Dziś, jak przyjechaliście, stał w oknie i... – urwał, gdyż zbyt spokojny oddech jego kochanka mógł świadczyć o tym, że ten zasnął. – Yavi... Yav... – Nie mylił się. Dobrze, że go miał. Sam przysłonił oczy kurtyną z powiek i szybko zasnął.



Budził się powoli, czując się wyspanym. Przeciągnął się pod okrywającą go kołdrą. Dotyk miłej pościeli sprawiał, że nie miał ochoty wstawać. Przecież nie musiał tego robić. Może jeszcze jest noc? A jak jest ranek, to Karena przyjdzie go zbudzić. Wtulił się w poduszkę. Jakby był ranek, to czułby na swej twarzy ciepłe promienie słońca, które zawsze pieściły jego skórę. Za wyjątkiem deszczowych dni. Coś było nie tak. Nawet zapach pościeli był inny i... Niestety za szybko przypomniał sobie, gdzie jest. Czyli to wszystko było prawdą? Nie śnił koszmaru. Usiadł niespokojny. I co teraz? Nawet nie wiedział, gdzie są jego rzeczy, więc nie miał jak się ubrać. Poza tym, czy to był dzień? Zaciekawiony wstał i postanowił poszukać okna. Śpiew ptaków, zapewne tutaj są ogrody, powie mu wszystko. Wyciągnął ręce przed siebie i małymi kroczkami, coraz bardziej sfrustrowany, zaczął szukać wnęki okiennej po prawej stronie komnaty. A okna nie powinny się różnić od tych w pałacu ojca. Po drodze uderzył stopą w coś twardego. Skrzywił się z bólu, ale od razu wybadał nogę od stolika. Przesunął dłonią wzdłuż obiektu, który okazał się być trójkątem. Coś na nim stało. Jedzenie? Chyba tak, ale nie ruszał tego. Obok niego zapewne stał fotel lub krzesło, w takim razie okno mogło być blisko. Uczył się, że w pałacach najczęściej niedaleko okna ustawiane są takie meble. Ominął stolik i fotel, aby odnaleźć ręką ścianę. Sunął dłonią po niej, dopóki nie napotkał parapetu. Uśmiechnął się zwycięsko.
– Mam cię.
Bez problemu odnalazł klamkę okiennicy i otworzył je. Tak, był już poranek i to późny. Słońce mocniej grzało. Wciągnął wilgotne powietrze. W nocy musiało padać. Nagle nastawił uszu. Drzwi do jego komnaty uchyliły się.
– Kto tu jest? – Poprawił płaszcz kąpielowy.
– Służka, panie. Mam na imię Agathe – odezwał się młodziutki głos. – Przyszłam cię zbudzić, panie. Zaraz będzie śniadanie, a po nim król wraz z królową cię oczekują.
– A co z księciem? Nie powinien mnie widzieć. Bo ja jego i tak nie zobaczę – dodał w myślach.
– Rivenem? Król wysłał go z rana do miasta w sprawach służbowych. Masz, książę, czas do południa na zapoznanie się ze sprawami ślubu.
– Wiesz, gdzie są moje ubrania? – Odwrócił się w jej stronę.
– Tak, mój panie.
– Zaprowadzisz mnie do nich i pomożesz wybrać odpowiednie? Jak widzisz, z tym sobie nie poradzę.
– Tak, książę. Pomogę ci we wszystkim. Od tego jestem. A może wezwać mężczyznę?
– Nie. Sam się ubiorę. Ty tylko wybierz coś ładnego. – Nie lubił prosić. Dawniej zawsze miał już gotowe ubranie, a Karena tylko robiła poprawki. Poza tym, po swojej komnacie poruszał się z pełną swobodą. Tutaj dziwnie się czuł, wiedząc, że ta dziewczyna na niego patrzy. – Możesz tu podejść i podać mi swoją dłoń?

Po wielu czynnościach mógł udać się do łazienki, a tam założył na siebie strój. Czarne spodnie i długa, karminowa tunika zawiązywana w pasie były dość łatwe do założenia w porównaniu ze strojem, który wybierała mu Agathe wcześniej. Tamten miał wiele troczków, które musiały być misternie zawiązane, żeby wszystko układało się idealnie. Ten był prosty, acz elegancki i o to chodziło. Wszedł do komaty, a służka poprawiła tylko drobne zagniecenia z rumieńcami na twarzy. Mężczyzna przed nią był piękny.
Aranel słyszał, że do komnaty wchodzi ktoś jeszcze.
– Dzień dobry, panie – Głos nowej postaci rozbrzmiał w jego wrażliwych uszach. – Mam na imię Lorei i przyniosłam śniadanie. Wezmę wczorajsze kanapki.
– Dziękuję, Lorei. – Słuchał jej kroków i uczył się ich. Tak samo, jak kroków Agathe, która musiała lekko kuleć, gdyż jedna noga od drugiej stawiana była ciężej.
– Przyjdę później i zabiorę tacę, panie – powiedziała jeszcze Lorei, zanim wyszła.
Książę dopiero wtedy podszedł do stolika i usiadł w fotelu.
– Agathe, co tutaj jest? – Liczył, że w przyszłości pozna zwyczaje i nie będzie musiał prosić o mówienie mu, co ma na śniadanie, obiad i kolację.
Służka wymieniła wszystko, co miał przed sobą i jakie napoje stały obok. Wydała mu się miłą dziewczyną. Chciał wiedzieć, czy zostanie przy nim.
– Panie, to będzie dla mnie zaszczyt służyć tobie, o ile też księżniczka Naela się zgodzi – głos pobrzmiewał radością. Nie sądziła, że tak szybko, od kiedy podjęła pracę w pałacu, będzie mogła być przy królewskiej rodzinie.
– Ile masz lat? – zapytał, gdy dokończył posiłek. Rozmowa z nią oddaliła myśli o tym, co go czeka.
– Ledwie siedemnaście ukończyłam, mój książę.
– Dlaczego kulejesz?
– Skąd, panie, to wiesz? – Jej głos zadrżał. Nie chciała, żeby jej noga stała się przyczyną tego, że nie zostawi jej przy sobie.
– Słyszę to.
– Dwa lata temu spadłam z wozu. Mój ojciec jest rolnikiem, panie. Kiedy zbierał siano, konie przestraszyły się czegoś i ruszyły. Ja byłam na furze... A potem medyk powiedział, że uszkodzone kolano nigdy nie będzie zdrowe.
– Rozumiem. Poproszę księżniczkę, żebyś mi pomagała. Ktoś idzie. – Odwrócił twarz ku słyszanym odgłosom.
I rzeczywiście drzwi się otworzyły.
– Witaj, Aranelu, to ja, Naela.
– Wiem.
– Widzę, że jesteś po śniadaniu. Zabiorę cię teraz do mego ojca, ale wpierw coś ci dam.
– Co takiego? – Podniósł się z siedzenia. Po chwili poczuł, jak chwyta go za dłoń i wsuwa do niej coś twardego i gładkiego. – Co to jest?
– Kij. Kij, który pomoże ci się tutaj poruszać. Który pokaże ci przeszkody.
– Ale nigdy czegoś takiego nie miałem.
– Nie potrzebowałeś, ale tutaj gwarantuję, że ci się przyda. Nauczę cię, jak to działa. Nasz cieśla wykonał go na moje życzenie, pomalował i jest bardzo elegancki.
– Jak laska.
– Tak, laska kogoś, kto musi patrzeć inaczej. Teraz zabiorę cię do mego ojca.
– Poczekaj. Agathe to miła dziewczyna. Czy może mi pomagać?
– Po to ją tu przysłałam. – Spojrzała na zarumienioną służkę. – Oboje jesteście nowi i razem nauczycie się wszystkiego. – Wiedziała, że przebywając wyłącznie w kuchni, będąc ciągle przeganianą „przynieś to”, „podaj tamto” dziewczyna bardzo się męczyła, musząc szybko chodzić. Tutaj, z księciem, będzie jej łatwiej. – Agathe, zaściel łoże i przygotuj ślubne ubrania księcia na wieczór. Mają być nieskazitelne. Nasz krawiec je właśnie ukończył.
– Dobrze, proszę pani.
Chciał, ale nie zapytał, skąd krawiec wiedział, jaką wielkość ubrania ma przygotować. Podejrzewał, że jest ono uniwersalne. Będzie pasować zależnie od tego, jak co zapniesz i zawiążesz.
– To teraz do sali tronowej, książę Aranelu – powiedziała Naela.
Odetchnął głęboko z nadzieją, że król i królowa nie są podobni do jego zimnego ojca.