Iluzje 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 20:43:09
Stanowczo miałem dość śmiechu na cały dzień. Zgromadzenie rozpoczęło się na dobre, z drugiej strony domu dobiegały mnie wesołe głosy. Patrzyłem na barwne stroje gości z niejakim zdumieniem, na co dzień bowiem nosili wszyscy ubrania w kolorach neutralnych, takich jak zieleń, brąz czy popiel, teraz zaś dominowała czerwień, błękit i złoto. Z tego, co słyszałem mimochodem, wieczorem miało się odbyć przyjęcie. Przyjęcie wszystkich klanów. "Tylu ludzi" pomyślałem, patrząc na łąkę upstrzoną kwiatami namiotów. "Tylu ludzi... a w tym wszystkim ja". Powoli zaczynałem pojmować, cichą, nie omawianą nigdy tęsknotę matki. Nie sposób czuć się samotnym w tym tłumie. Chyba, że jest się odmieńcem. Przynajmniej nie wyglądam jak Liam - pocieszyłem się. Nagle zza pleców dobiegł mnie szelest, gdy się odwróciłem ujrzałem Elenę. Przyglądała mi się uważnie, a ja miałem ochotę uciec przed jej wzrokiem, czułem jakby przewiercał mnie na wylot, docierając do najgłębszych zakamarków duszy.
- Chodź - powiedziała, wymijając mnie i kierując w stronę pastwisk. Nawet nie obejrzała się czy za nią idę. Cóż miałem zrobić, podążyłem za nią. Oddaliliśmy się na tyle, by nie było już słychać odgłosów zgromadzenia i na tyle, by żaden z gości przez przypadek nam nie przeszkodził. Liam już czekał. Półleżał na trawie, podparty na łokciach, wystawiając twarz na pieszczotę promieni słonecznych
- I tak się nie opalę - roześmiał się, a w jego postawie nie było ani krzty pozy, dopiero gdy mnie zobaczył jego brwi ściągnęły się a usta zacisnęły w wąską linię.
- A on tu po co?
- Liam zachowuj się! - skarciła go ostro
- Przepraszam... - spojrzał na mnie spode łba, a jego wejrzenie mogło mordować. Wstał ciężko i otrzepał trawę z ubrania. - No to co robimy dzisiaj?
Czarodziejka rozpięła płaszcz i rozłożyła go na ziemi. Usiadła i pokazała mi miejsce obok siebie. Przysiadłem na samym brzegu materiału i zapatrzyłem się w migotanie rzeki w oddali. Cmoknęła zastanawiając się
- Zaczniemy od czegoś prostego, nie możesz się przemęczać po ostatnim...
- Ależ Eleno...
- Żadnych ale. Na początek pierwszy poziom.
- Co mam zrobić? - spytał zrezygnowany
- To co ostatnio, co mi się tak podobało...
Przez jedno uderzenie serca zobaczyłem ból w jego oczach, potem uśmiechnął się do niej i skinął głową
- Patrz uważnie - zwrócił się do mnie kpiąco
Przymknął oczy, powietrze drgnęło, jakby przeszła przez nie fala wilgoci, zapachniało deszczem. Włosy Liama opadły na ramiona falą... ciemnobrązowych loków. Jego policzki pokraśniały, skóra ściemniała, gdy rozchylił powieki ujrzałem błękit bezchmurnego nieba. Patrzyłem jak urzeczony, bo rzeczywiście teraz wyglądał urzekająco. Elenie również błyszczały oczy.
- Pięknie - pochwaliła - Wyglądasz ślicznie
Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka, momentalnie jego włosy przybrały naturalną barwę, skóra na powrót pojaśniała. Czarodziejka zdawała się tego nie zauważać, rozejrzała się dokoła i jakby od niechcenia rzuciła
- Gorąco dziś, przydałoby się trochę deszczu...
Czyste niebo momentalnie pokryło się ciężkim, granatowymi chmurami. Pierwsze krople uderzyły miękko w rozgrzaną ziemię, od razu w nią wsiąkając, potem przyszły kolejne i jeszcze jedne, wkrótce rozpadało się na dobre. Przemokłem cały, jednak na Elenie deszcz zdawał się nie robić wrażenia
- Postaraj się trochę....
Deszcz przeszedł w ulewę, niebo rozdarła płonąca linia błyskawicy, źdźbła trawy pokładły się, pod naporem wody. Drzewa zakołysały się w szalonym tańcu, przyginane do ziemi podmuchami wiatru. Zmarzłem.
- Wystarczy.
Gdy zamykałem powieki wciąż lało, gdy je otwarłem grzało słońce, nasze ubrania były suche, a ziemia rozgrzana jak poprzednio. Liam był naprawdę dobry. Spojrzał pytająco na nauczycielkę, która bawiła się teraz zerwaną przed chwilą stokrotką. Kwiatek zmieniał się. Najpierw jego środek stał się żółty, a płatki granatowe, następnie na odwrót, potem oczko zabarwiło się na biało, a reszta na czarno i znów na odwrót. Elena podała roślinę ca'trze.
- Chcę żeby miał fioletowy środek...
Zaskoczyło mnie to. Pokaz, jaki dał przed chwilą Liam świadczył o jego umiejętnościach, a teraz poproszono go o rzecz tak banalną. Przysiadł na piętach wpatrując się intensywnie w trzymany w dłoni kwiat, który cały pokrył się fioletem. Chłopak zmarszczył brwi i zdjął iluzję, następnie spróbował znów, jednak i tym razem kolor zmieniła cała stokrotka, włącznie z łodyżką
- Skup się - upomniała go czarodziejka, jednak mimo wielu prób kwiatek wciąż nie wyglądał tak, jakby tego chciała. Nagle białowłosy zacisnął rękę trzymającą kwiat w pięść i z całej siły uderzył nią o ziemię. Elena podniosła się i wyciągnęła dłoń do ca'try, jednak on ją odepchnął, poderwał się i biegiem ruszył z powrotem w kierunku zabudowań. Czarodziejka westchnęła. Usiadła znów obok mnie i zapatrzyła się w przestrzeń. Odezwała się po długiej chwili, gdy zacząłem niecierpliwie się kręcić, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić
- Szczegóły... - powiedziała
- Słucham?
- Szczegóły. Liam nie potrafi skupić się na drobiazgach, chociaż bardzo się stara... jego iluzje nie są dobre...
- Ale... przecież to co pokazał było doskonałe - zaprotestowałem
- Nie Rodonie - przeniosła spojrzenie na mnie - To było NIEMAL doskonałe, a to różnica.
To wygląda tak samo jak wtedy, kiedy piekarz piecze chleb i nie dość go posoli. Chleb jest niemal dobry, ale wciąż mało słony, przez co niesmaczny. Rozumiesz?
- Tak - skinąłem głową
- Gdybym poprosiła Liama, by cała ta łąka stała się różowa, nie miałby z tym najmniejszego problemu. Ale ja kazałam zabarwić mu tylko oczko kwiatka i nie wyszło. Gdybym powiedziała, ze zamiast tej ulewy, którą stworzył, chcę zobaczyć wiosenny kapuśniaczek również by mu się nie udało, podobnie, jakby próbował zmienić tylko kolor swych oczu. Jeżeli chodzi o rozbudowane iluzje potrafi prawie tyle samo, co ja, tylko te szczegóły właśnie.... - westchnęła
- Pani, a czy mogłabyś...
- Oh skończ już z tą panią. Liam jest młodszy od ciebie, a mówi mi po imieniu
- Ale przecież on jest...
- Ca'tra? To chciałeś powiedzieć? To nie ma żadnego znaczenia... znaczy ma, ale akurat nie w
tej kwestii. Nie chcę byś nazywał mnie inaczej niż Elena. Rozumiemy się?
- Dobrze - uśmiechnąłem się
- Chciałeś mnie o coś poprosić?
- Tak - przytaknąłem nieśmiało - Chciałbym zobaczyć pa... twoją iluzję.
Tuż obok mojej ręki z trawy wynurzyła się ruda główka polnej myszy. Zwierzątko węszyło przez chwilę niespokojnie, po czym uniosło się na tylne łapki, przednie opierając o moją dłoń. Druga mysz zaczęła wspinać się po mojej nodze, trzecia usiadła na brzuchu. Spojrzałem na Elenę, głaskała jednego z gryzoni, siedzącego jej na kolanach. W jedno drgnienie powieki mysz zamieniła się w królika, a te baraszkujące wokół mnie po prostu znikły. Czarodziejka podniosła królika i podała mi go. Wyciągnąłem ręce i chwyciłem... czarnego kota. Miauknął oburzony i udrapnął mnie w rękę. Zabolało. Puściłem go, a kot uciekł szybkim truchtem ginąc w trawie. Zielone źdźbła zafalowały zmieniając barwę na błękitną, w powietrzu uniósł się zapach słonej wody. Gdy podniosłem wzrok ujrzałem już tylko bezmiar oceanu, siedziałem samotnie na niewielkiej skalnej wysepce, zewsząd otoczony wodą. Fale przybierały na sile mocząc mi ubranie. Skała na której siedziałem pogrążyła się w wodzie. Mimo iż wiedziałem, że to tylko iluzja, nie mogłem przekonać o tym własnego ciała. Rozpaczliwie zamachałem rękami, usiłując wypłynąć na powierzchnię. Poczułem dotyk na ramieniu i ponownie siedziałem na płaszczu Eleny pośrodku pachnącego suchą trawą pastwiska.
- Iluzja potrafi zabić, wystarczy, że w nią uwierzysz... - uśmiechnęła się lekko - Powinniśmy wracać. Mam nadzieję, że Liam już się nie gniewa - zachichotała - straszny z niego dzieciak, ale i tak go kocham.
Wstała, więc uczyniłem to samo. Podniosła z ziemi ubrudzony trawą płaszcz i otrzepała go energicznie, po czym zarzuciła na ramiona. Bez słowa ruszyła w kierunku domów. Podążyłem za nią, w odległości kilku kroków, zamyślony. Mieć talent do upiększania świata, talent niemal tak wielki, jak talent samej natury... sprawić, by niebo zakryło się chmurami, ale zaraz potem rozpędzić je, jakby ich nigdy nie było. Ożywić stworzenie... i zabić je.
- Czy... one... - dogoniłem Elenę - Czy one czują?
- Kto? - nie zrozumiała w pierwszej chwili.
- Zwierzęta, które stwarzasz? Czy gdybym zranił któreś z nich, krwawiłoby i cierpiało?
- Hmm... kwestia etyczna, czyż nie? - zatrzymała się, patrząc na wyłaniający się zza łagodnego łuku wzgórza tłum - Czy mamy prawo dawać życie i.. kiedy już je nadaliśmy, odbierać je?
- Można powiedzieć, że robimy tak stale - schyliłem się, zrywając trawkę.
- Tak?
- Rozmnażamy się... kobiety rodzą dzieci. Mężczyźni je zabijają, w czasie wojny, głodu, czy w ataku szału.
- Ale zwierzęta są niewinne... czy tak właśnie myślisz?
- Chyba tak... zwierzęta nie zgrzeszyły rozumem, a więc świadomością swoich uczynków, a więc odpowiedzialnością za nie. Dlaczego miałyby ponosić odpowiedzialność za czyny ludzi?
- Może dlatego, że etyka zawsze ugnie się przed siłą. A siła rzadko ugina się przed etyką.
Nie wiedziałem, co można powiedzieć więcej. Nauczyłem się już, że pragmatyzm pobije na głowę każdy rodzaj idealizmu, a pragmatyzmem charakteryzuje się życie społeczności, nawet jeśli nie jednostek.
- Nie martw się - uśmiechnęła się i dostrzegłem w jej oczach prawdziwą sympatię - Ich nie ma tak naprawdę. Iluzja to tylko obrazy. My nie tworzymy, my odtwarzamy. Każda nasza wizja ma swoje źródło w naturze. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie stworzyć nic, co nie ma swego odpowiednika w życiu. Nawet, kiedy korzystamy z wyobraźni, tworząc fantasmagoryczne wizje tworzymy je w ramach tego, czego doświadczyliśmy w swoim ludzkim życiu, korzystając z ludzkich zmysłów. Kiedy Liam kreuje postać potwora, a strasznie lubi to robić... - zerknęła na mnie i widząc na mojej twarzy grymas, którego nie potrafiłem powstrzymać, uśmiechnęła się - ale to już chyba wiesz... No więc, kiedy tworzy te swoje potwory korzysta z tego, co już doświadczył. Lepi z kawałków udostępnionych mu przez szczodrobliwą naturę nowe istnienie, lecz nie mógłby tego zrobić, gdyby nie ujrzał wcześniej tego, co do stworzenia mu posłużyło. Nie umiałabym stworzyć myszy posługując się tylko wyobraźnią... nie, inaczej. Umiałabym, lecz zawsze tworzyłabym ją na wzór czegoś, z czym taka mysz by mi się kojarzyła. A wniosek z tego jest taki, że... ze ślepca nie było by maga, tym bardziej twórcy iluzji
- A może byłby lepszy? - ośmieliłem się zaprotestować.
- Nawet jeśli... to jego wizje byłby niepowtarzalne, jako, że nie mógłby ich zapamiętać... ani skorygować...nie mając do dyspozycji wzroku. W dźwiękach mógłby być niedościgniony, ale w obrazach...
- Twórczy?
Roześmiała się.
- Może tak, może nie... w tej chwili każde z nas ma rację i zarazem żadne jej nie ma, bo tylko gdybamy.
- Spotkałaś kiedyś ślepego twórcę iluzji?
Zamyśliła się.
- Nie... chociaż nie, przepraszam, spotkałam takiego raz... ale on nie był ślepy. Nie od urodzenia. On stracił wzrok... - posmutniała - Niestety wraz ze wzrokiem stracił talent, nadzieję i chęć do życia. Nie stworzył już żadnej iluzji, choć niewątpliwie pamiętał obrazy, które służyły mu za pierwowzór
- Myślałem o kimś ślepym od urodzenia...
- Tak, właściwie tylko taki ktoś nas interesuje... Nie, nie miałam takiej okazji.
Zamilkła, a ja wpatrywałem się w trawkę, zastanawiając się, jakby to było móc odtworzyć ją... począwszy od jasnozielonej, gładkiej łodyżki aż po sam włochaty czubek.
- Co się stało z tym twoim znajomym... tym, który stracił wzrok?
- Ah... on. Popełnił samobójstwo. Nikt go nie powstrzymał.
- Czy to znaczy, że ty byś go powstrzymała?
- Sama nie wiem... Zadawałam sobie to pytanie wielokrotnie. -nagle zerknęła na mnie badawczo - Wygląda na to, mój młody przyjacielu... -mruknęła - że masz dar większy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
- Dar? - drgnąłem zaskoczony. Móc odtworzyć taką trawkę... - Jaki dar?
- Dar ciągnięcia za język.
Roześmiała się, widząc moje osłupienie, a potem potargała moje włosy.
- Chodź, znajdziemy lepiej Liama, jeszcze gotów coś zmalować.
Elena udała się do naszej sypialni, natomiast ja poszedłem rozejrzeć się w tłumach ludzi kręcących się wśród namiotów. Hokkether spoglądali na mnie z wyższością, szepcząc, gdy tylko się od nich odwróciłem, reszta ignorowała mnie, traktując jak wszystkich pozostałych uczestników zgromadzenia.