Światło i cień 1
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 08 2014 12:30:05



Słońce ogrzewało ich spokojne twarze, gdy leżeli beztrosko w zielonej bujnej trawie. Chmury leniwie płynęły po błękitnym niebie, a od wschodu wiał ciepły wiatr, który targał ich włosy. To miał być ich ostatni wspólny dzień, taki spokojny, idylliczny. Wszystko miało się zmienić jutro, oni mieli się zmienić, z lekkomyślnych, nie stroniących od zabaw chłopców w odpowiedzialnych mężczyzn.
Jak to się stało, że czas tak szybko zleciał? Jeszcze niedawno byli dzieciakami ganiającymi po podwórkach, gdy nagle znaleźli się w szkole wojskowej, gdzie trenowali by w przyszłości stać się żołnierzami, Obrońcami Państwa; Aniołami, jak przeważnie nazywali ich ludzie. Mieli zaledwie po piętnaście lat, a już wierzyli, że zostaną najlepszymi Obrońcami w kraju; że w jutrzejszej Ceremonii Przeznaczenia obaj zostaną Światłami i będą mogli kroczyć równo przez dalsze treningi a potem ramię w ramię w służbie państwu.
- A co jeśli zostanę Cieniem, albo co gorsza żadnym? - Lior spojrzał na Senkę z niepokojem w oczach.
- Nie gadaj głupot - odparł Senka. - Przecież obaj jesteśmy najlepsi w szkole, na pewno zostaniemy Światłami, a któryś z chłopaków twoim Cieniem.
- Jeśli znajdzie się ktoś pasujący.
- Rozmawialiśmy o tym tysiąc razy. Przecież zawsze Światło ma pasującego Cienia, to symbioza, nie ma możliwości wyboru nie pasującego do ciebie Cienia. - Senka usiadł gwałtownie zirytowany rozmyślaniami przyjaciela. Odbyli wiele takich rozmów i chociaż Lior był najlepszy w szkole, Senka nawet mu do pięt nie dorastał, to jednak nadal miał tego typu obawy.
Każdy w szkole wojskowej musiał przejść przez Ceremonię Przeznaczenia, która od lat była magicznym rytuałem wiążącym dwie dusze na zawsze. Każdy miał trzy wybory, zostawał normalnym człowiekiem, zwykłym wojskowych w służbie, albo jednym z Aniołów, Światłem lub Cieniem, złączonym na zawsze ze swoim partnerem, aż do śmierci któregoś z nich. Potężna magia, zawsze obecna w ich życiu, decydowała w Ceremonii o dalszym ich losie. Jeśli ktoś obawiał się swojego przeznaczenia, nie powinien do niej przystępować. Wielu zrezygnowało na chwilę przed wejściem w magiczny krąg w obawie przed ciążącym na nim obowiązkiem bycia potężnym Światłem, wiecznym Cieniem, które traci częściowo swoje człowieczeństwo, lub w strachu przed tym, że nie jest się wystarczająco dobrym na Anioła i pozostanie zwykłym człowiekiem.
- Obaj zostaniemy Światłami ze swoimi Cieniami i będziemy razem szkolić się i walczyć. Oprócz naszych Cieni, to my będziemy stanowić najlepszą drużynę, zobaczysz. - Senka próbował pocieszyć Liora, który czasami sceptycznie patrzył na świat.
Lior za to uwielbiał Senkę, za jego pogodę ducha i walki, za wieczny optymizm nawet w najgorszych sytuacjach. Może chłodne kalkulacje Liora były dużym atutem na polu walki, lecz to upartość Senki dodawała mu większego animuszu podczas pojedynków.
- A poza tym, martwić się będziemy jutro, dzisiaj trzeba odpocząć i świętować. - Senka wstał łapiąc za rękę Liora i ciągnąc za sobą. - Dzisiaj wielkie ucztowanie u Radovana, cały zespół czwarty tam będzie, więc i my nie możemy się spóźnić.
Lior tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i ruszyli w drogę powrotną do miasta.

Cały wieczór trwała zabawa w barze Radovana. Oprócz zespołu czwartego, do którego podczas szkoleń należeli Senka i Lior, zawitali też chłopcy z zespołu pierwszego i piątego. Oprócz kilku przepychanek, zabawa była spokojna i bez rozróby, było mnóstwo jedzenia, tańców z dziewczętami, oraz alkoholu, który mogli pić legalnie właśnie od tej nocy.
Tego wieczoru, mimo dobrego humoru i zabawy do późna, chłopcy z wszystkich zespołów kończących nauki w tym roku, od pierwszego do szóstego, zastanawiali się jaki los ich czeka jutro. Każdy miał swoje obawy i marzenia, każdy zerkał na sąsiada, który mógł stać się jego Światłem lub Cieniem, na przyjaciela, którego mógł stracić jeśli ich drogi się rozejdą. W tym dniu kończyła się ich młodzieńcza radość, bo jutro mieli stać się mężczyznami , którzy właśnie zaczynali podróż przez swoje przeznaczenie.

* * *


Poranek przywitał Liora promieniami słońca wdzierającymi się do pokoju przez zasłony. Nie spieszył się ze wstaniem, do Ceremonii było jeszcze dużo czasu, dopiero w południe miał rozstrzygnąć się jego los. Rozmyślał nad swoim dotychczasowym życiem, czy jego wybór aby pójść drogą, którą obrał był słuszny. Jego rodzina od lat prowadziła sklep z tkaninami i kiedy Lior oświadczył, że chce zostać Obrońcą, jego ojciec posmutniał, że jego pierworodny nie dołączy do niego w interesach, a potem gdy jego zabraknie, nie przejmie sklepu. Reszta rodziny pocieszała go, że przecież Lior zostając Światłem, bo oczywiście będzie najlepszy, przyniesie tylko dumę i chwałę rodzinie, co go trochę udobruchało. W końcu do ojca w sklepie dołączył młodszy brat, Alec, zamiast Liora, a ojciec zapomniał o zawodzie jaki sprezentował mu najstarszy syn i nie pozostało mu nic innego jak być dumnym z jego wyboru i wspierać go na ścieżce wojskowej kariery. A gdy okazało się, że Lior jest jednym z najlepszych uczniów, jego ojca wręcz rozpierała duma i nie omieszkał mówić wszystkim w mieście jaki to jego syn jest zdolny.
Lior był bardzo zadowolony z przemiany ojca, ale nie mógł zapomnieć, że wkrótce pożegna się z nim na dobre i opuści rodzinne strony przenosząc się do stolicy, gdzie będzie pobierał nauki jeśli zostanie Światłem. Do Idy, stolicy ich państwa, przenosili się Światła i Cienie po Ceremonii, by tam uczęszczać do Zakonu Malachi, najbardziej prestiżowej szkoły wojskowej w kraju, aby dalej kształcić się w byciu Obrońcami.
Lior wstał w końcu i podszedł do okna skąd miał widok na zatokę. Morska bryza muskała jego twarz. Uwielbiał otwarte przestrzenie, gdzie wzrok ledwie sięgał horyzontu, za którym mogło czaić się wszystko, zdarzyć się wszystko, niebezpieczeństwo, przygoda, życie. Dlatego często uciekał z Senką z zatłoczonego miasta, poza mury do podnóży gór na nieskończone łąki zielonych traw i lasy fioletowych atropuncii.
Nagle na wodzie zauważył okazały statek zbliżający się do portu. Cały lśnił bielą, wielkie żagle trzepotały na wietrze, a na maszcie powiewała biała flaga ze słońcem i sierpem księżyca, symbolami Zakonu. Statek przybył po nich, po Ceremonii zabierze Światła i Cienie do Idy. Lior nie mógł już się doczekać podróży, nigdy nie był poza Amardem, w innych miastach. Gdyby zgodził się prowadzić sklep razem z ojcem, podróżowałby do sąsiednich miast, takich jak Elin czy Sigge, jak teraz podróżuje jego młodszy brat Karem sprzedając tkaniny. Ale to nie byłoby jego życie, jego życie to walka i obrona ukochanych mu osób. Jeszcze dzisiaj popłynie tym pięknym statkiem opuszczając, możliwe że na zawsze rodzinny Amard, zostawiając ojca, matkę i młodsze rodzeństwo i przystąpi do nauk w Zakonie. Rozpierała go duma i podniecenie, postanowił, że nie będzie się smucił przy ostatnich pożegnaniach z bliskimi, bo czeka na niego przygoda życia.
Ubrał się i zszedł na dół na ostatnie śniadanie w rodzinnym gronie.

* * *


Przed południem stał w oknie i ponownie obserwował ostatni raz zatokę Amardu, żeby zapamiętać ten widok. Potem znowu się wykąpał, założył odświętną szatę i udał się pod dom Senki, skąd razem wyruszali na Ceremonię.
Wszyscy uczniowie mieli najpierw stawić się w szkole na ostatniej pożegnalnej uroczystości, a potem wspólnie przejść na Plac Galhobar pod siedzibę Najwyższych Magów, gdzie najpewniej rodziny, przyjaciele i inni mieszkańcy miasta będą chcieli oglądać Ceremonię i potem pożegnać Aniołów. Ci co zostaną Obrońcami Państwa udadzą się do Idy, natomiast wszyscy, którzy nie dostąpią tego zaszczytu, pozostaną w Amardzie aby tutaj pełnić służbę zwykłych wojskowych w służbie miasta.
Gdy Lior zapukał do drzwi domu Senki, nie musiał zbyt długo wyczekiwać. Niecierpliwy Senka już od kilkunastu minut wyczekiwał przyjaciela i teraz wręcz wybiegł z domu jak tylko Lior pojawił się na miejscu. Obaj mieli to samo odświętne ubranie składające się z białych lnianych spodni wciśniętych do wysokich brązowych skórzanych butów, białej koszuli, oraz również białej marynarki bez zapięć wyszywanej brązowymi skórzanymi lampasami na rękawach i wysokim postawionym kołnierzem obszytym skórą. Senka związał wysoko swoje długie jasne włosy, jednak niesforna grzywka nadal opadała mu na twarz.
W szkole w Wielkiej Sali odbyło się spotkanie, w którym Dyrektor Kapitan Durai wygłosił długą przemowę podsumowującą ten rok szkolny, oraz oficjalnie pożegnał każdy z sześciu zespołów. Wszystkim uczniom wróżył świetlaną przyszłość, niezależnie czy w ich mieście czy w stolicy. Miał nadzieję, że ci którzy pozostaną w Amardzie również poświęcą się w stu procentach w służbie miastu nie oglądając się za kolegami, którzy wyruszą do Zakonu. Po przemowie ruszyli na Plac Galhobar.
W zwartych szeregach sześć zespołów młodych piętnastoletnich chłopców szło szeroką główną ulicą prowadzącą od szkoły wojskowej pod Zakon Magów. Już z oddali słyszeli krzyki i wiwaty tłumu, który zebrał się na placu. Lior i Senka szli obok siebie równym krokiem. Gdy Lior zerknął na przyjaciela zauważył na jego twarzy lekki grymas obawy. Złapał jego rękę i ścisnął mocno dodając odwagi, na co Senka lekko się uśmiechnął, lecz zdenerwowanie go nie opuściło na dobre.
Szkołę Wojskową i Zakon Magów łączyła szeroka ulica biegnąca przez pół miasta, którą co roku przemierzali młodzieńcy oczekujący na swoje przeznaczenie. Zakon stał pod samymi zachodnimi murami miasta, ogrodzony metalowym parkanem, teraz otwartym dla wszystkich chętnych. Przy samych drzwiach do Zakonu znajdował się Plac Galhobar, na którym przed wiekami wyryto magiczne inskrypcje i znaki. Zwykle Plac wygląda jak tysiące innych placów, lecz w tym dniu jest on ogrodzony i od rana lśni błękitną poświatą zdradzającą jego magiczne przeznaczenie. Gapie stoją po dwóch stronach ogrodzenia, tak żeby z jednej strony magowie mogli wyjść ze swojej siedziby na spotkanie młodzieńców zbliżających się od strony miasta.
Gdy adepci Szkoły Wojskowej stanęli na placu, rozległy się okrzyki i owacje i zagrała muzyka. Uczniowie rozglądali się podekscytowani szukając wśród tłumu swoich rodzin i machając do nich gdy im się to udało.
- Widzę twoich - mruknął Senka rozglądając się za swoimi rodzicami. Lior szturchnął go łokciem i wskazał palcem na prawo.
- Są i twoi - uśmiechnął się do chłopaka.
Sence serce zaczęło mocniej bić gdy patrzył na swoich rodziców, którzy uśmiechali się przez łzy. Matka trzymała na rękach jego malutkiego jeszcze braciszka i Senka zastanawiał się czy pójdzie on w ślady brata, czy jednak zostanie w mieście żeby opiekować się rodzicami. Miał lekkie wyrzuty sumienia, że ich tutaj zostawia, a sam wypłynie dzisiaj do dalekiej Idy, ale wiedział też, że tak będzie dla niego najlepiej, nie widział siebie w roli sprzedawcy sklepowego, którym był jego ojciec. Jego żywiołem była wolność i walka i cieszył się, że będzie u boku Liora, który podziela jego marzenia i pasje. Spojrzał na dumnie patrzącego w dal przyjaciela i rozpierała go duma, a wyrzuty, że zostawi wkrótce swoją rodzinę gdzieś zniknęły.
Wszyscy nagle umilkli gdy drzwi Zakonu się otworzyły i wyszedł z nich Najwyższy Kapłan wraz z czwórką niższych rangą magów. Do uczniów wróciło zdenerwowanie i zniecierpliwienie, przez tłum przeszło westchnienie.
- Witajcie drodzy mieszkańcy Amardu - rozpoczął Kapłan. Był to wiekowy niewysoki staruszek o bardzo przyjemnym głosie i poczciwej twarzy. Sprawował jednocześnie funkcję głowy Zakonu jak i całego miasta. - Jak co roku spotykamy się w tym pięknym dniu na Ceremonii Przeznaczenia, żeby odkryć potencjał tych młodych chłopców stojących przed nami. - Wskazał ręką uczniów Szkoły Wojskowej, którzy teraz stali wyprostowani na baczność. - Uczyli się oni przez pięć lat aby teraz dostąpić zaszczytu wyboru swojej dalszej drogi w dorosłość. Magia, obecna w całym naszym świecie, jest siedliskiem dobra jak i niestety zła, dlatego też co roku zostają wybrani jej nowi żołnierze w służbie dobrej strony magii. Lecz pamiętajcie, że ci którzy nie dostąpią zaszczytu bycia naczyniem potężnej magii, nie zostaną tymi gorszymi, tylko będą tak samo służyć w służbie dobra, tutaj w naszym Amardzie jako wojskowi pilnujący porządku i granic miasta.
Wśród uczniów przeszły pomruki podenerwowania, wszyscy chcieli dostąpić możliwości posiadania magii. Kapłan nie zwrócił uwagi na te odgłosy i ciągnął dalej:
- Dzisiaj magia wybierze dla was przeznaczenie, którego są tylko trzy ścieżki. Po pierwsze, możecie zostać zwykłymi ludźmi, a wtedy pozostaniecie w Amardzie jako wojskowi. Po drugie, możecie zostać Światłem, najwyższym zaszczytem, jednym z Obrońców Państwa, tak zwanym Aniołem, który dzierży w swych dłoniach potęgę magii. Oraz po trzecie, możecie zostać Cieniem, żyjącym w symbiozie ze Światłem, jego prawą ręką, jego bronią, posłusznym mu we wszystkich decyzjach, lecz niestety tracącym kawałek swojego człowieczeństwa na rzecz bycia Obrońcą, Aniołem.
Pomruk znowu przeszedł po zebranych. Wszyscy wiedzieli, że niemal połowa z nich zostanie czyimś Cieniem, lecz prawie nigdy nikt nie chciał nim zostać. Bycie Cieniem oznaczało posłuszeństwo Światłu, wyrzeczenie się swojej człowieczej formy, byciem całkowicie zależnym od Światła.
Lior i Senka setki razy już widzieli wcześniej Ceremonię, widzieli jak chłopcy przeobrażają się w Aniołów, a teraz mieli doświadczyć tego osobiście.
- A więc już nie przedłużając, zacznijmy Ceremonię Przeznaczenia! - krzyknął Najwyższy Kapłan, wzniósł ręce w górę i w tym samym momencie z kręgu wyrytego w placu, który dotąd jaśniał tylko bladym błękitnym światłem, wystrzelił jaskrawy promień oślepiając na sekundę wszystkich zebranych wokoło.
Po chwili promień zgasł, a na placu można teraz było wyraźnie dostrzec zarysowane symbole mieniące się złotem i błękitem. Na ziemi wytworzył się okrąg przecięty na pół, gdzie jedna jego strona i wyryte symbole oznaczające różne zaklęcia, świeciła się na złoto, zaś druga również z symbolami, na błękitno. Krąg oznaczał spojenie dwóch przeciwnych sił, jasności i ciemności, słońca i księżyca, symboli zawartych również na fladze Zakonu Malachi. Gdziekolwiek na świecie taki okrąg się ukazał, tam powstawał Zakon Magów, a wokół niego miasto razem ze Szkołą Wojskową, w której szkolili się przyszli adepci Zakonu Malachi, w którym zresztą również istniał taki okrąg.
Do okręgu podchodziły kolejno zespoły od pierwszego do szóstego. Zespoły liczyły sobie dziesięciu uczniów, wśród których przeważnie dochodziło do symbiozy Światła i Cienia, gdyż chłopcy najbardziej się znali i współpracowali. Mimo to nikt nigdy do końca nie wiedział w jaki sposób magia wybierała Aniołów. Nieraz najlepsi chłopcy nie zostawali Aniołami, tylko pozostawali zwykłymi wojskowymi w swoich miastach. Czasem wychodziło im to na dobre i zostawali później dowódcami oddziałów, lecz byli i tacy, którzy zawiedzeni swoją porażką popełniali samobójstwo. Lior pamiętał jednego chłopaka, na ceremonii siedem lat temu, który dowiedziawszy się, że zostanie tylko zwykłym człowiekiem, wyjął zza pazuchy krótki nóż i wbił sobie w serce. Musieli przerwać ceremonię na dobrych kilkanaście minut nim zabrali ciało z placu i oszalałą z rozpaczy matkę chłopaka do szpitala. Teraz on niecierpliwie czekał na swoją kolej i się zastanawiał co będzie jeśli nie zostanie Światłem. Czy wtedy i jego życie legnie w gruzach?
Do okręgu wszedł zespół pierwszy. Po chwili otoczyło ich jasne światło i zniknęli na sekundę z oczu widzów by po chwili pojawić się znowu, gdy światło zgasło. Magia dokonywała wyboru. Moment później pierwsi chłopcy upadli na kolana aby zmienić się w Światła lub Cienie. Ci, którzy zaczęli przemianę w Światła zaczęli lśnić od środka jasnym blaskiem, ich oczy z niebieskich czy brązowych zmieniały się w białe pozostawiając jedynie czarną źrenicę. Włosy jak za dotknięciem magicznej różdżki od cebulek aż po końce zmieniały swoją barwę również w biel, a ich skóra zbladła, przeobrażając ich jakby w chodzące duchy. Po chwili wstali, jakby silniejsi, pewniejsi siebie, żarzący się delikatnym blaskiem, posiadający teraz władzę nad magią. Ludzie bili brawo. W Światła zmieniło się trzech chłopców, zaraz dołączyły do nich ich Cienie. Najpierw ich włosy zmieniły kolor w smołę, tęczówki zlały się kolorem z czarną źrenicą, a potem całe ich ciała zmieniły się jakby miały zaraz się rozpłynąć, ulecieć w dal. Kontury się rozmywały, znikało ubranie, skóra zamieniała się w czerń. Również przypominali duchy, lecz koszmary z mrocznych snów. Nie mieli ludzkiej postaci, zamienili się w dym, który od razu uleciał do wybranego Światła, wypalił mu dziury w odświętnej kurtce, obalił znowu na kolana, wżarł się w plecy łącząc się w symbiozie ze Światłem i pozostał tam na kilka chwil. Po zakończeniu symbiozy, gdy Światło mógł wstać z kolan, Cień wyleciał z pleców i znowu stanął na nogach w ludzkiej postaci jak przedtem, zdradzał go jedynie kolor włosów i oczu. Jeden z chłopców po przemianie zemdlał i jego Światło musiał go wynieść na rękach. Anioły skierowały się do Zakonu Magów, gdzie mieli czekać na zakończenie ceremonii, a pozostali czterej chłopcy zostali sobą i wyszli z okręgu ze spuszczonymi głowami, lecz radośnie przywitani przez dowódców ze szkoły.
Senka patrzył na to wszystko jakby oglądał po raz pierwszy. On również widział taką przemianę tysiące razy, razem z Liorem, ale teraz gdy on miał zaraz wejść do kręgu, zaczął panikować. Zaschło mu w gardle, spocone dłonie wycierał co chwila o spodnie, serce dudniło mu jak młot, a żołądek się ściskał w konwulsjach. Lior znowu złapał go za rękę i spojrzał prosto w niebieskie oczy. Senka z trudem przełknął ślinę i skierował wzrok na spokojną twarz Liora.
- Nie bój się - szepnął do niego Lior.
- Ja się niczego nie boję - odparł buńczucznie Senka, lecz cieszył się ze wsparcia przyjaciela.
Spojrzeli znowu na plac, gdzie właśnie wchodził następny zespół. Senka się lekko zmieszał, gdyż Lior cały czas trzymał go za rękę, ale jego dotyk był ciepły i kojący, więc chłopak nic nie mówił, tylko dalej obserwował to co się działo na placu.
W zespole drugim transformację przeszło w sumie ośmiu chłopców, w zespole trzecim tylko czterech, nadszedł czas na zespół Senki i Liora.
Chłopcy dumnie weszli w okrąg stając w równym szeregu. Senka przez sekundę myślał nawet żeby uciec, ale na szczęście rozsądek zwyciężył. Najwyższy Kapłan wzniósł ręce w górę i wokół nich pojawiło się ostre światło, które przesłoniło wszystko wokoło. Senka i Lior poczuli mrowienie w całym ciele a po sekundzie krótki ostry ból, jakby przeszedł przez nich prąd. Światło zniknęło i znowu stali przed tłumem. Pierwsi chłopcy zaczęli się zmieniać. Na kolana pod ciężarem bólu upadł Lior. Czuł jakby ładunki elektryczne przechodziły przez całe jego ciało, zaczęło go wypełniać ciepło i nieznana mu moc. Zapiekły go oczy i zmieniły swój szary kolor na biały, potem zmrowiła go skóra na głowie i jego krótkie jasne włosy zmieniły swój kolor, by za chwilę przeszedł go dreszcz w całym ciele i zbladła mu skóra. Ból w ciele ustał, czuł jedynie palącą ale przyjemną energię w środku, która rozpierała go i dodawała odwagi. Uśmiechnął się i spojrzał dumnie na tłum, zauważył rozradowanych rodziców a potem skierował swój wzrok w poszukiwaniu Senki. Zobaczył jeszcze trzech kolegów przemienionych w Światła, lecz Senki nie było wśród nich, ten stał cztery kroki za nim z przerażeniem w oczach. Lior nie rozumiał co się stało, czyżby Senka nie zmienił się w Światło jak on? Senka też nie rozumiał. Czterech chłopców, w tym jego przyjaciel zmieniło się, ale nie on. Patrzył z niedowierzaniem na transformację Liora wyczekując kiedy i jego wypełni magia, ale nic takiego się nie stało, czyżby miał pozostać normalny? Ale to nie możliwe, nie taką drogę sobie zaplanował, nie takiego życia dla siebie chciał. Nie chciał zostać rozdzielony z Liorem. Zobaczył zdziwienie w jego twarzy już po przemianie, patrzył pytająco tymi dziwnymi białymi oczami. Nagle Senkę zgromił mocny ból w trzewiach i osunął się na ziemię razem z innymi trzema chłopcami. Czuł, jakby wnętrzności paliły mu się od środku, chciał krzyczeć ale brakło mu tchu. Złapał się za brzuch, chociaż powinien był złapać się za całe ciało, gdyż tak samo paliły go ręce, nogi i głowa. Na chwilę stracił wzrok by po chwili znów spojrzeć na świat nowymi czarnymi oczami. Długie włosy również okryły się czernią i na sekundę zdołał zerknąć z przerażeniem na przyjaciela nim stracił przytomność zmieniając się w obłok dymu.
Lior nie wiedział co ma zrobić gdy Senka opadł na ziemię, pierwsze co mu przychodziło do głowy to podbiec do niego i go ratować, ale jak? Co on mógł zrobić? Senka zmieniał się w Cień i już nic nie można było na to poradzić. Ale przecież mieli być razem Światłami, walczyć ramię w ramię przeciw złu tego świata, co teraz się z nimi stanie? Patrzył bezradnie jak jego przyjaciel rozpadł się i uleciał czarną plamą, bezradnie patrzył gdy zawirował w powietrzu i uniósł brwi w zdziwieniu gdy Cień jego przyjaciela podążył ku niemu. W jego kurtce na plecach wypaliła się dziura, a po chwili poczuł ból w plecach, który zwalił go z nóg, był silniejszy niż jakikolwiek, który czuł do tej pory. Krzyknął i upadł na kolana, zmroczyło go na chwilę. Ujrzał dziwne obrazy bezpośrednio w głowie, wszystkie ukazywały mu Senkę takiego jakim on sam się widział, jak również wszystkie jego uczucia przemknęły przez organizm Liora wczepiając się z mózg. Poczuł, że coś na plecach wczepiło się w niego, zapuściło korzenie wgłąb jego ciała, we wszystkie nerwy, mięśnie i komórki. Od teraz z Senką stanowili jedność, symbiozę, której nie można było rozdzielić aż do śmierci jednego z nich.
Na plecach Liora zostało wypalone lub jakby wytatuowane niewielkie czarne koło między łopatkami. Po sekundach, które trwały dla Liora całe wieki, z tego koła wyleciał obłok dymu, przemieniając się w Senkę. Chłopak dotknąwszy tylko ziemi, osunął się na nią półprzytomny. Lior, doszedłszy już do siebie, doskoczył do niego i podniósł jego głowę.
- Senka - wyszeptał z troską w głosie.
Senka ledwo uchylił powieki i spojrzał na przyjaciela.
- Lior, ja... - nie dał rady dokończyć i zemdlał.
Lior popatrzył po wszystkich zmienionych, inne Cienie też ledwo trzymały się na nogach i ich Światła podtrzymywały teraz ich przed upadkiem. Tylko dwóch chłopców nie zmieniło się i wychodzili teraz z kręgu w kierunku wojskowych. Część tłumu wiwatowała, lecz niektórzy się smucili, że ich dzieci nie zostały Światłami. Lior zobaczył w tłumie rodziców Senki, lecz tylko jego matka uśmiechała się chyba szczęśliwa z losu syna, ojciec miał naburmuszoną minę.
Wzdychnął, podniósł Senkę na ręce i skierował się z resztą zmienionych do Zakonu Magów. Minął Najwyższego Kapłana, który pozdrowił ich serdecznym uśmiechem, przeszedł przez wielkie drewniane drzwi i podążył za jednym z Kapłanów. Nigdy nie był w Zakonie, zresztą jak większość mieszkańców, i teraz z ciekawością oglądał wnętrze świątyni. Kapłan zaprowadził ich do dużej sali, gdzie siedzieli już wszyscy poprzedni Aniołowie, a którzy zwrócili teraz głowy w stronę nowo przybyłych. Część z nich siedziała na krzesłach, lecz większość Cieni nadal leżała na podłodze na miękkich kocach, dochodząc do siebie. Nikt nigdy nie wiedział dlaczego Cienie mocniej przeżywają swoją transformację, ale mogło mieć to związek z utratą części człowieczeństwa, jak to się mówiło, czyli tym, że nie tylko zmieniali się z wyglądu zewnętrznego, ale również wewnętrznego, co pozwalało im przemieniać kształt ciała jak i go tracić przeobrażając się w dym lub wchodząc w ciało swojego Światła.
Lior ułożył Senkę na posłaniu i przysiadł koło niego z troską. Nigdy nie sądził, że Senka może stać się jego Cieniem. W ogóle nie brali pod uwagę tego, że któryś z nich nie zostanie Światłem, ale nigdy by nie wpadli na pomysł, że połączą się w symbiozie i zostaną razem złączeni, chociaż zawsze chcieli walczyć ramię w ramię. Lior uśmiechnął się gorzko na wspomnienie tych słów, teraz nabrały innego znaczenia. Wiedział, że Światła i Cienie żyją razem, ale słyszał też, że mimo symbiozy i wspólnych działań tak naprawdę do końca się nie szanują.
Z zamyślenia wyrwał go jęk Senki. Otworzył swoje nowe czarne oczy i spojrzał na przyjaciela skąpanego w blasku.
- Ja jestem twoim Cieniem - wyszeptał z trudem, bardziej oznajmiając niż pytając.
- Tak, jesteś - przytaknął Lior.
- Ale miałem być Światłem. - W oczach zebrały mu się łzy, które Lior szybko otarł.
- Przestań, niech nie widzą, że się mażesz. - Spojrzał na niego gniewnie i znowu przywołał w pamięci ironiczne teraz słowa. - Zawsze chcieliśmy walczyć razem, ramię w ramię, pamiętasz?
Senka przytaknął głową próbując powstrzymać gorzkie łzy.
- To teraz będzie jeszcze lepiej, nie będziemy walczyć obok sobie, tylko wspólnie i to dosłownie. Zobaczysz, będzie jeszcze lepiej niż sądziliśmy. - Uśmiechał się do Senki, lecz sam czuł dziwne ukłucie w sercu.
Pomógł mu usiąść i obaj rozejrzeli się po Sali. Wszyscy byli rozradowani, a przynajmniej Światła, część Cieni miała nietęgie miny, ale byli też tacy, którzy po dojściu do siebie skakali wesoło rozmawiając ze swoim Światłem i innymi. Senka tymczasowo pogodził się ze swoim losem, ale nie mógł się pozbyć dziwnego uczucia, jakiego doznał gdy połączył się z Liorem. Gdy stracił przytomność zmieniając się w dym, odzyskał ją w momencie wlatywania do ciała Liora, więc wiedział już z kim jego życie będzie od teraz splecione. Poczuł wtedy jakby był w tysiącu miejscach naraz, w całym ciele Liora, czuł jak wdziera się w jego komórki, w jego nerwy, zagląda mu do mózgu, w świadomość, czyta jego myśli. Czuł się jednocześnie obnażony, ale też jakby sam obnażał jego. Potem się zmaterializował w ludzkim ciele i stracił przytomność.
Senka patrzył teraz na Liora i targały nim dziwne odczucia. Widział go tym razem zupełnie inaczej, jako jaśniejącą gwiazdę na tle ciemnego nieba, znał jego następny ruch, słyszał nieuporządkowane myśli, ciągnęło go do niego jak ćmę do światła. Objął go nie zważając na nikogo wokół i sam zdziwił się z wypowiadanych słów:
- Teraz należę do ciebie.
Lior uniósł brwi w zdziwieniu, ale zamiast wyrywać się z uchwytu przyjaciela, pogłaskał go po głowie, po jego nowych czarnych włosach.
- Do twarzy ci w tym kolorze - szepnął jakby do siebie.
Po kilku minutach w sali zjawili się następni przemienieni z zespołów piątego i szóstego, z każdego równo po sześć osób. W sumie trzydziestu ośmiu chłopców zostało wybranych przez magię, która wypełniła ich ciała, zmieniła ich wewnętrznie jak i zewnętrznie, aby mogli zostać Obrońcami Państwa pod skrzydłami Zakonu Malachi.
Gdy chłopcy z zespołu szóstego również doszli do siebie, wyszedł do nich przedstawiciel Zakonu Malachi, który przypłynął dzisiaj rano białym statkiem.
- Witajcie w szeregach Aniołów - przywitał ich mocnym głosem konsul. - Nazywam się Rayko Ammar i będę waszym opiekunem w drodze do Idy. - Był ubrany bardzo elegancko; czarne spodnie wpuszczone były w wypolerowane czarne wysokie buty, na piersi z lewej strony, na granatowym fraku, wyszyty był złoty emblemat Zakonu, czyli słońce połączone z księżycem. Za plecami wiła się czarna peleryna.
Rayko Ammar dał znak nowym adeptom do wymarszu. Mieli przejść ponownie przez Plac Galhobar, pożegnać się z ludźmi, oraz nauczycielami ze Szkoły Wojskowej, a potem, nie zabierając żadnych prywatnych rzeczy, udać się na statek.
Chłopcy wyszli na światło dnia i usłyszeli wiwatujący tłum i radosną muzykę. Pomachali swoim bliskim, z którymi zdążyli pożegnać się rano, uścisnęli dłonie wojskowych nauczających w szkole, a przede wszystkim Dyrektora Kapitana Durai, pozdrowili swoich kolegów, którzy mieli zostać w mieście i ruszyli równym krokiem na nabrzeże. Tłum z Placu Galhobar ruszył za nimi żeby ich pożegnać ostatecznie w zatoce. Ulice przed nimi były prawie puste, a oni lśnili w słońcu dumnie krocząc przez miasto. Gdy dotarli nad wodę, znowu rozległy się okrzyki i muzyka, aż w końcu uczniowie wsiedli na statek i ostatni raz spojrzeli na oddalający się Amard.